— 39 — Lecz i tutaj dostrzegamy nową trudność zasadniczą, której ani Smith, ani jego następcy nie rozwiązali. Gdy wyjdziemy z ich założenia, pozostanie zagadką: dla czego taki sam ostry krzemień, choćby tylko porzucony przez człowieka, a znaleziony przez małpę, nie stał się pierwszem narzędziemkapitałem w jej ręku? Skoro „praca" produkcyjna, świadoma i celowa, p r aczłowieka starczyła do powiększenia jego pierwszego, nader drobnego bogactwa (kapitału), to powinnaby do tego samego wystarczyć praca małpy równie świadoma i celowa, jak praca praczłowieka, to znaczy: jeszcze nieczłowieka. Kapitał małpy, choćby równie skromny, jak ludzki na początku, powinienby rozrastać się i rozwijać, choćby nawet powolniej, — tymczasem nic podobnego nie zaszło. Wiemy, do jakich wyników doprowadziła „praca" ród ludzki, gdy ani małpy, ani pszczoły, ani żadne zwierzęta nie ruszyły nawet z miejsca. Powiedzą nam może, iż w pracy ludzkiej tkwi wię-cej elementu psychicznego — i to stanowi o różnicy skutków, chcąc jednak kroczyć po gruncie pewnym, musimy zaznaczyć, że rozważamy tutaj początki bogactwa, a zatem taką epokę, która być może ciągnęła się lat tysiące, ale w której człowiek nie miał w sobie elementu psychicznego więcej, niż inne, blizkie mu organizacyą zwierzęta. Homo non erat sapiens. Dziś nie możemy sobie już inaczej przedstawić przeszłości człowieka. Nie ulega wątpliwości, że wyrósł on ze wspólnego pnia ze zwierzętami, więc psychika jego rozwijała się z tego samego poziomu, na którym stały i stoją dotychczas inne jestestwa. Jeżeli więc powiemy, że człowiek bogactwo swoje zawdzięczą psychice wyższej od zwierzęcej, to obalamy już podstawy ekonomii dzisiejszej, która nietylko głosi, że jedynem źró-