— 264 — XXXII. Przyczyna nierachowania się z wartością przedmiotową dzieł ludzkich. Odkąd za źródło bogactwa uznano pracę i kapitał materyalny jako znowu pracę, tylko skoncentrowaną, odtąd zapomina się niemal całkowicie o potędze twórczej ducha. Zapomina się przedewszystkiem dlatego, że zawdzięczamy ją jakoby w całości pokoleniom minionym— umarli zaś nie potrzebują już zapłaty. Ci, którzy ową potęgę stopniowo i zbiorowo stworzyli, minęli, cóż zatem dziwnego, źe nawet ci, którzy oceniają doniosłość tego kapitału, uważają go za dobro niczyje, za własność wspólną wszystkich. Taki punkt widzenia niesie poważne następstwa. Jeżeli kapitał dawny duchowy uznamy za darowany, to wówczas praca natury, wprzęgana przez siły psychiczne, znika z rachunku i przenosi się do rubryki czystych albo niczyich sił przyrody. To, coby powinno obciążać rachunek, już go wcale nie obciąża, albowiem staje się niby powszechnem dobrem. W tych warunkach wartość przedmiotowa przedstawia się niektórym ekonomistom jako wartość samej pracy fizycznej ludzkiej, czyli jako najniższa c e n n o ś ć, gdyż istotnie łatwo dojść do wyobrażenia, źe główne źródło owej wartości dostaje się na rynek darmo. Na łonie cywilizacyi rzeczywiście jesteśmy w tem szczęśliwem położeniu, źe nietylko otrzymujemy darmo, jak się to powtarza w podręcznikach, surowe płody i siły natury, ale jeszcze i to, o czem zamilcza się w podręcznikach, że we współczesności naszej odnawia się dla nas niemal cały wielki kapitał duchowy pokoleń poprzednich. Kapitał ten zapisują niektórzy najspokojniej na