— 24 — czność, ze nie jest ono potrzebne z punktu widzenia przyrodniczego, zoologicznego. Mogłoby ono wcale nie istnieć, i to całkiem bez szkody dla istnienia gatunku Hominis. Wszak ród ludzki wcale nie wytwarzał bogactwa przez niezmiernie długi okres swego bytu, powiedzmy przedczłowieczego, i przetrwał równie dobrze ten okres, jak wszystkie zwierzęta. Działalność tedy, której produktem bogactwo, może być, ale moie i nie być wywierana na przyrodę,— tymczasem działalność zwierząt, którą musielibyśmy zrównać z ludzką, jest niezbędna dla istnienia indywiduów. Wytwarzanie „bogactwa" nie jest zatem czynnością naturalną w znaczeniu przyrodniczem, nie stanowi dla gatunku ludzkiego kwestyi życia, bo możnaby i dziś żyć w lesie samemi płodami natury, jak żył ród ludzki przez liczne lat dziesiątki tysięcy, jak żyją równie dobrze nieprzeliczone gatunki zwierzęce, napełniające lądy i wody. A więc, jeżeli nie jest produktem naturalnym, płynącym z czynności organicznych, czyli zwierzęcych, — musi płynąć z czynności... nadzwierzęcych, a, co za tem idzie, zaspokajać potrzeby nadzwierzęce. Powtarza się w ekonomii komunał, ie bogactwo — jest to połączenie „przyrody", czyli materyi oraz sił naturalnych z „pracą ludzką", z trudem ludzkim. Skoro jednak „praca" zwierząt nie wytwarza nic, coby było produktem nadnaturalnym, nic, coby miało zaspokajać potrzeby nadzwierzęce, — owszem, skoro trzyma się wszędzie i ciągle w granicach zaspakajania potrzeb czysto zwierzęcych, przeto wniosek prosty, że „praca" ludzka musi się czemś różnić od pracy zwierząt, i to zasadniczo, bo wytwarza coś, jakgdyby „więcej niż przyrodę", coś niepotrzebnego z punktu widzenia przyrodniczego