— 118 — musi istnieć jakaś ilość osobników, związana, z pewną ilością bogactwa w stosunku, żeby się tak wyrazić, naturalnym czy normalnym, albo tez „sprawiedliwym", powyżej jednak rozciąga się kategorya nadmiernie uposażonych, oczywiście, ze szkodą trzeciej kategoryi, upo-śledzonych. Stosunku normalnego nie znamy — nikt jeszcze nie sformułował zasady, któraby odpowiadała koniecznym warunkom ścisłości naukowej, a więc takie i idealnej „sprawiedliwości", skutkiem czego najdonioślejsza może ze wszystkich zasada, będąca centralnym punktem całej ciężkiej „kwestyi socyalnej", sprowadza się właściwie do kwestyi racyonalnego rozkładu dwu bogactw (stosunku bogactwa twórczego względem wytwarzanego), czyli do kwestyi właściwego stosunku dusz do bogactwa. Niema już chyba takich, którzyby nie dostrzegali sta-łego zjawiska, któremu na imię w zwykłej mowie „niesprawiedliwość społeczna"; jedni boleją nad niem, inni radziby je usunąć, lecz tu dopiero zaczynają się trudności, nie tylko wykonania, ale choćby sformułowania zasady kierowniczej. Stosunki ludzkie tak są skomplikowane, tyle może być dowolnych interpretacyi, tyle niewiadowych, ie sumienny badacz spostrzega, iż brak jeszcze podstawy do reformowania złych stosunków. Reformy zaś, dokonywane na oślep, czy na domysł, byłyby raczej niepewnemi próbami, dokonywanemi na żywym organizmie, niżeli lekarstwem na chorobę nic sprawiedliwości społecznej. Istnieje tedy paląca potrzeba dociekań, ale zarazem konieczność doskonałego spokoju i bezstronności, takiego spokoju, jakby w tych badaniach nie o nasze naj-żywotniejsze interesy chodziło. Gorączkowe szukanie za-ślepia najczęściej, zwłaszcza gdy przedmiot badania skom-