ROZDZIAŁ XII. 85 lecz okrzyki zwierzęce, czyli sygnalizacya głosowa rozwinęły się w łącznik ludzki, potrzebny do wyrażania coraz bogatszej treści psychicznej. Lecz z rozwojem stosunków między ludźmi zaczęły się mnożyć sytuacye, w których nawet tak praktyczny i ekonomiczny środek okazywał się niewystarczającym. Zacieśnianie się łączności między osobnikami, wywoływało często potrzebę komunikowania się na odległość większą, niżeli pozwalał na to organ głosu. Aby sprostać mnożącym się potrzebom oddziaływania na innych, z większej odległości, niz na to pozwalał organ głosu,—człowiek uciekł się do pośrednictwa jeszcze innego zmysłu, spełniającego w pewnych warunkach o wiele lepiej rolę łącznika między podmiotami. Stało się, że bodźce akustyczne umiemy przeobrażać w optyczne, utrwalone na ruchomych (przenośnych) przedmiotach. Przyniesiono mi list. Popatrzyłem na papier, usiany łańcuszkami kresek i otrzymałem sumę bodźców, jakąbym otrzymał drogą słuchu, gdyby korespondent przybył osobiście powiedzieć mi, co napisał. Dowodzi to naprzód jeszcze raz, ze odczucie treści bądź mowy, bądź pisanego, odczucie podmiotu (którym jest myślenie cudze) nie płynie od zwykłych mych zmysłów, albowiem, gdyby tak być miało, wtedy sam wzrok powinienby mi ukazać w liście tylko białe tło, czarno upstrzone, t. j. to, co w tej kartce widzi każde zwierzę, a także człowiek niepiśmienny1). Tymczasem faktem jest, że ja pismo rozumiem. Są tu więc, prócz optycznych, takie bodźce, które nie przemawiają do wszystkich istot wzrokiem ob darzonych. Jeszcze raz przekonywamy się, ze sploty czuć zmysłowych, które budzą bodźce optyczne — czuć, które nazywam rozumieniem, a które otrzymuję bądź od pisma zrozumiałego, bądź od mówienia zrozumiałego, nie są bezpośredniem odczuwaniem otaczającego mię 1) Lub należący do obcej mi całości społecznej.