ROZDZIAŁ XXX. 207 widuów, należących do rodu Homo sapiens. Rozwój cywilizacyi musiał być zresztą uważany przez nich za rozwój psychiczny indywiduów ludzkich. Nie mogli oni mówić o rozwoju cywilizacyi, bo taka całostka dla nich nie istniała, była czczem słowem. Rzecz tez prosta, ze najbardziej nawet charakterystyczne zjawiska cywilizacyi, gdy były ujmowane od indywiduów ludzkich, przedstawiały się biologom wprost zgoła niezrozumiale. Nie mogli oni ich objaśnić ani „rozwojem" osobników, ani walką o byt między osobnikami, ani ewolucyą, ani żadną inną zasadą (np. postępem, udoskonalaniem się lub t. p.), bo im zawsze przy ściślejszym rozbiorze coś zostawało, lub czegoś brakowało. Dla nas stało się już rzeczą niewątpliwą, ze w samym człowieku, badanym w oderwaniu nie znajdziemy nigdy wytłumaczenia człowieka, albowiem myśli jego, uczucia i czy ny nie płyną z jego osobniczej organizacyi cielesnej, wspieranej dziedzicznością, lecz jeszcze z fizyczności osobistej, nabytej drogą mowy tylko od środowiska ludzkiego i uzupełnionej narzędziami odrzucalnemi, jak to było udowodnione w Prologomenach. Narzędzia sztuczne okazały się wytworami struktury D, nie zaś organizmu Hominis sapientis, jak przypuszczano. Struktura owa D okazała się realną i jednolitą sprawą psychofizyczną (r. XIX i XXIV), której granice zakreśla język (rozdz. XIX), stanowiący niejako jej formę, okazała się osobną strukturą"„mówionem", strukturą interfizyologiczną, istniejącą na strukturach psychofizycznych C Ciała więc ludzkie i składniki ich, komórki, okazały się tylko niezbędną podstawą i składnikiem tej struktury. Z tego powodu wówczas dopiero odnajdziemy równowagę między ciałem człowieka, a jego stroną psychiczną, — między sumą ciał ludzkich jednej cywilizacyi, a całą jej stroną duchową, — gdy do strony cielesnej D dodamy i zaliczymy narzędzia i materyalne wytwory cywilizacyi.