ROZDZIAŁ XXIII. 169 izolowane między sobą (brakiem mowy), więc strącone do bytu zwierzęcego. Zawiły ale porządny ruch nerwowy, który toczył się w mózgach rodziców, naprzód zwikłałby się, a potem uprościłby się w ich dzieciach niemal do skali, zwykłej organizmom niezależnym, pomimo, ze pole tego ruchu, mózgi, nie uprościłyby się tak rychło, dzięki dziedziczności fizyologicznej. Gdyby wśród tak rozłożonej całości społecznej nie miała się ponownie zarodzić i rozwijać mowa, jako łącznik społeczny, to wtedy ludzka część mózgu stałaby się organem niepotrzebnym i musiałaby zwolna zanikać, jak zanikają w organizmach wszelkie dawniej potrzebne, z biegiem zaś czasu zbyteczne narządy, lub ich części. To byłyby następstwa dalsze, nie zawadzi jednak wspomnieć o bezpośrednich, któreby natychmiast wywołała nagła utrata mowy. Każdy osobnik społeczny, chociażby mógł jeszcze kierować własnemi czynami, po ludzku nie byłby jui w stanie wpływać na czyny innych. Stąd koordynacya i współdziałanie rozprzęgłby się odrazu w dziki chaos działań wprawdzie ludzkich, ale wzajemnie się niszczących, gorszy jeszcze od tego, który, według legendy biblijnej, zatamował budowę wieiy Babel. Mądrość zrównanaby została z głupotą, bo niktby pod ludzką czaszką żadnych myśli ludzkich nie wyczytał. Miejsce tego ładu, jaki panuje wśród ludzi, i który tworzy z nich społeczeństwo, zajęłyby nie anarchia, lecz najzupełniejszy zamęt i rozkład. A więc? Ze zniknięciem mowy znikłoby życie społeczne. Gdyby teraz przypuścić co innego, mianowicie, że nie mowa, lecz myśli ludzkie nagle znikły w społeczeństwie, zachodzi pytanie, czy skutek byłby ten sam? Byłby nieco inny. Pierwszem następstwem byłoby zamilknięcie mowy a drugiem dopiero rozkład społeczeństwa, o nieco odmiennym przebiegu. Istoty pozbawione ludzkiej myśli, skupione gęsto, niezaradne, stałyby się od