ROZDZIAŁ IV Jedne Lemury żyją w licznych stadach, inne ga­tunki tylko parami. Gdzież tu jaki porządek, któryby nadawał której­kolwiek formie jakieś głębsze znaczenie? Wszak jeśli o człowieka chodzi, nieobojętną będzie uwaga, że w rodzie ludzkim możemy wyróżnić rów­noczesne istnienie wszystkich tych form bytu, jakie napotykamy wśród zwierząt; i to nie tylko na niższych, ale na wszystkich poziomach cywilizacyi ludzkiej. Gdy to zważymy, to nareszcie możemy sobie po­wiedzieć, że czas już przestać upatrywać w formach bytu gromadnego tego, czego one w sobie nie kryją, mianowicie tajemnicy człowieka, społeczeństwa i cywi­lizacyi. Choćbyśmy sobie nawet powiedzieli, że taka to, a taka forma gromady jest tą, w której ród ludzki żył przed uspołecznieniem się, to nic nie zyskamy więcej nad puste słowo, bo taka forma będzie tylko tłem, na którem w pewnej chwili pojawił się wypadek szczególny bytu gromadnego, który nazywamy spo­łecznym, t. j. taki wypadek, w którym osobniki gromady zdolne są do wchodzenia w skom­plikowany stosunek wzajemnej zależności. Przyczyną tego wypadku wyjątkowego nie może być gromada, bo nie jest i nie była nią w tysiącach tysięcy innych wypadków. Przyczyną jest tu coś innego, mianowicie ma­teryał. Dopóki niema materyału na społeczeństwo, niema społeczeństwa, jest tylko gromada. Od chwili, gdy po­jawia się taki materyał, gromada przestaje być gro­madą, staje się społeczeństwem. Forma jest tu niczem, o wszystkiem decyduje ma­teryał.