ROZDZIAŁ XV gromady j e d n eg o typu, najbliższe zaś sobie żyją w zgoła odmiennych formach bytu gromadnego lub też wcale nie łączą się w gromady. Z tego powodu doszliśmy do wniosku, że przyczyna społecznej formy bytu (inaczej, tajemnica społeczeń­stwa) nie spoczywa w gromadzie, jako formie bytu1, lecz tylko w materyale, w osobniku, w tej formie (bytu), która jest molekułą bądź wolną, bądź gro­madną, bądź społeczną, ale musi posiadać pewien zbiór cech sobie właściwych, aby mogła stać się społeczną. Dopóki niema materyału na społeczeństwo — niema społeczeństwa, jest tylko gromada, Od chwili dopiero, gdy pojawia się taki materyał, gromada przestaje być gromadą, staje się społeczeństwem (rozdz. IV na końcu). Forma skupienia jest tu niczem, o wszystkiem decy­duje materyał. W rozdziale VItym sformułowaliśmy to wyraźniej, mówiąc, że człowiek jest materyałem społecz­nym, zasadniczo odmiennym od wszystkich jestestw niespołecznych, zarówno tych, które tworzą gromady, jak tych, które żyją w rozproszeniu. Ponieważ jednak człowiek nie wyskoczył gotowy, jak Minerwa z głowy Jowisza, lecz związany jest ge­netycznie z całym światem organicznym, przeto trzeba było uznać za rzecz niewątpliwą, że zanim stał się ma­teryałem społecznym, musiał być człowiek niegdyś jes­testwem niespołecznem. Mówiąc prościej, wytworzył się on z materyału niespołecznego. Powstało więc w nim samym w pewnem stadyum jego roz­woju coś, co go uczyniło jestestwem spo­łecznem, t. j. zdolnem do wchodzenia z podobnemi sobie w stosunek wzajemnej zależności, polegający na różnicowaniu się funkcyi osobników, składających gromadę-społeczeństwo. 1 Bo ta nie była nią w tysiącach tysięcy innych wypadków.