W tej tylko postaci patos jest czemś wytwornem. Ktoś tam powiedział: styl to człowiek. Ohydne to jest kłamstwo, jedna z najniebezpieczniejszych maksym, jakie znam. Zawiera w sobie apologię duchowego nierządu. Czyni wytwór żywiołu z tego, co jest dziełem samowładnej prawodawczej myśli. Pomiędzy każdem wzruszeniem twojem, każdą mi­łością i każdą nienawiścią, każdym zachwytem i każdą pogardą, a odbiciem się ich i wyrazem w słowie i czynie, powinna leżeć myśl o stylu. B. Tak, tak. Tylko... Pewne epoki mają styl, a inne myślą o stylu. A. Och... tak. Dajmy i temu pokój. Cytujesz mi Nietzschego: »Każda epoka dotychczasowa miała swój smak, my zaś mamy zmysł historyczny*. Takich rzeczy nie należy mówić zbyt często. Wła­ściwie nie powinno się o nich mówić wcale. Jest to już meskineryą naszych czasów, że radzi zaw­sze jesteśmy oddać rzecz samą za możność jej roztrząsania. Myśl jest parweniuszką: nie powinno się jej dopuszczać tam, gdzie niezbędnym jest takt i poczucie odległości. Zbywa jej na zmyśle gry, co chwila mąci konwencye... Nieprzyzwoitą jest rzeczą mówić nieustannie o tem, co jest konieczne, u wprost już lichą — widzieć w konieczności — nieszczęście. Wszystko tu zależy od wyboru. Trze­ba umieć we wszystkiem doszukać się pogody. Niema rzeczy, która nie mogłaby się stać źródłem dumy i szczęścia. Trzeba tylko zająć wobec każ­dej odpowiednie stanowisko. To zaś już jest wy­łącznie naszą rzeczą: — jesteśmy wolni.