Wchodzą tu w grę bowiem, gdy o tego rodzaju szacowania idzie, zgoła inne pierwiastki i czyn­niki niż »praca« i to »społecznie konieczna« praca. Wartość, jaką przedstawia dla mnie np. jedwabna suknia, za cenę której mogę sobie zapewnić spo­kój domowy, zależy od stopnia histeryi mej żony; wartość djademu od bardziej jeszcze złożonych przyczyn. Możnaby pomyśleć, że decyduje też liczba lat danej Fryne, ale jest to zbytnie uproszczenie sprawy. Zagadnienie jest o wiele bardziej skom­plikowane. Przypuśćmy, że Fryne niedawno otrzy­mała kolję od księcia X. Jasnem jest, że wartość djademu i ekwiwalentów djademu wzrasta dla każdego polskiego demokraty, który wszędzie i zawsze gotów jest czynem stwierdzić, że nie tylko »szlachcic na zagrodzie« ale nawet eksludowiec — bez zagrody, równy jest wojewodzie. Ale Marks nie miał zmysłu dla takich finezyi. Wartość jest stosunkiem człowieka do towaru, za­leży więc od wszystkich tych komplikacyi, jakim ulega nowoczesna dusza. Niewątpliwie w pewnej mierze praca wpływa na wartość. Zauważyłem, że obiad po zmęczeniu na szczycie góry, znacznie lepiej smakuje. Jerzy Simmel — stanowczo naj­subtelniejszy dziś po Remy de Gourmoncie »my­śliciel« — wykazuje, jak nieraz wartościowym staje się dla nas przedmiot, sam przez się mało użyteczny i pożądany, — skoro się dla niego uczyni dużo ofiar. Kokoty wiedzą o tem dobrze. Wiedzą, jak drożenie się, kokieterya, piętrzenie przeszkód