i otulał miękko jak szlafrok. Kant miał słuszność, utożsamiając mistyczne marzycielstwo ze zmysło­wością. Płyną one z jednego i tego samego źródła: miękkości względem siebie. Ponieważ ja sam two­rzę świat, którym mierzę swoje uczynki, przezwy­ciężenia i t. d., więc zawsze mogę tak przystoso­wać pojęcia, abym przy minimum wysiłku miał maximum samopoczucia. Wysiłek wreszcie można zredukować do zera. Zagadnienie się upraszcza: — świat ma być taki, abym ja wobec niego miał zawsze racyę, aby głębokie znaczenie miał zawsze każdy frazes, który mi się podoba wypowiedzieć*). Czytałem niedawno mało znaną pracę Marksa i Engelsa: rozwlekły i wskutek tego nużący, ale pomimo to tak niezmiernie aktualny dziś pamflet ich przeciw Bruno Bauerowi wymierzony: »Heilige familie« Na wypadku, mało znaczącym dziś, do­konał Marks nielitościwej analizy podstaw całej nowoczesnej literatury i sztuki. Wyszydzone zo­stały i pseudometafizyka i pseudoindywidualizm, *) Niepodobna nie widzieć, że w tem leży źródło p olichromii stylowej ciążącej na wszystkich pisarzach, ma­jących wogóle styl, t. j. talent i wyradzającej się w szpetną karykaturę u wszystkich tych, którzy tylko styl i talent mieć by pragnęli. Dla uniknięcia nieporozumień zaznaczam, że jedynie u Nowaczyńskiego, który posiłkuje się nią świa­domie, stała się ona stwierdzeniem, że konsekwentna utrata stylu jest jeszcze czemś do stylu podobnem, Nowaczyński ani łudzi się, ani pragnie łudzić: on najzupełniej samowiednie uczynił z pisania barwną grę paradoksów i nie odma­wia sobie żadnego z nich, pomimo, iż sobie wzajemnie prze­czą. Nic zabawniejszego jak to zgorszenie z jakim mówią