Przez zajęcie pewnego określonego myślowego, czy też wzruszeniowoczuciowego stanowiska, czło­wiek mimowoli i najgłębiej mówi, kim jest, nie spo­strzega nawet, iż to mówi i nie troszczy się o to, lecz wprost siebie czyni, a czyniąc siebie rodzi świat, który dla niego jest tylko światem, a do­piero dla filozofa, krytyka staje się uzewnętrznie­niem, symbolem jaźni swego twórcy. Inaczej u Staffa. On nie zajmuje żadnego stanowiska, a ra­czej czyni stanowisko swoje właśnie z tego po­wstrzymania decyzyi, wyboru, wyboru nie świa­domego i myślowego, lecz tego najistotniejszego, który właściwie nie jest dziełem jaźni, lecz jaźnią samą i twórczem jej założeniem. Na początku każ­dego indywidualnego życia leży czyn, życie jest już właściwie wysnuwaniem wniosków ze stworzonej przez czyn ten przesłanki, tylko że my, wnioskami samymi żyjąc i w ich obrębie zamykając całą świa­domość, przesłankę tę uważamy za coś bezwzglę­dnie i z zewnątrz danego. Rdzeniem indywidualności jest akt jaźni, akt samoustanawiający. U Staffa akt ten polega na zawieszeniu, po­wstrzymaniu samego siebie. Gzy znaczy to, że poe­cie indywidualności odmawiam? Byłoby to najbezwzględniejsze jego z artystycznego punktu widze­nia potępienie. Nic jednak nie jest dalszem odemnie. Sztuka zresztą jest rzeczą bez sumienia i prawości metafizycznej; indywidualnością w niej staje się wszystko, co zdolne jest znaleźć w niej swój wyraz