KRONIKA MIASTA LWOWA OD ROKU 1634 DO 1690 obejmująca w ogólności DZIEJE DAWNEJ RUSI CZERWONEJ a zwłaszcza Historyą arcybiskupstwa lwowskiego w tejże epoce. Napisana spółcześnie w języku łacińskim przez X. J. Tomasza Józefowicza Kanonika przy kościele archykatedr: Lwowskim. Teraz z oryginału nigdy nie drukowanego przełożona na język ojczysty przez śp. M. Piwockiego b. Prof. gymnaz. WE LWOWIE W DRUKARNI ZAKŁADU NAROD. IM. OSSOLIŃSKICH, Nakładem Wojciecha Manieckiego uprzywil. dzierżawy tejże Drukarni. 1854. jego ekscelencyi jaśnie wielmożnemu ŁUKASZOWI BARANIECKIEMU ARCYBISKUPOWI i metropolicie lwowskiemu obrz. łacińskiego, TAJNEMU RADZCY JEGO CES. KR. MOŚCI, Członkowi wielu uczonych i dobroczynnych towarzystw w dowód głębokiego uszanowania poświęca Wydawca. Od wydawcy. Szukając stósownych przedmiotów do nakładu, otrzymałem wiadomość o rekopismie, który ze wszech miar zdawał się godnym wydania. Była to praca śp. Profesora Marcina Piwockiego, zawierająca tłumacze- nie łacińskiej Kroniki miasta Lwowa przez X. Kano- nika J. Tomasza Józefowicza. Sam pierwotwór, nigdy drukiem nie ogłoszony, i tylko w małej liczbie exempla- rzy przechowany, wzbudzał oddawna uwagę uczonych i ciekawość ogółu publiczności. Tłumacz znany już jest z zasługi, jaka według sił swoich położył prze- kładem również szacownych Roczników lwowskich Bar- tłomieja Zimorowicza, wydanych we Lwowie r. 1835. Te dwa względy przemówiły stanowczo za nakładem rękopismu leżącego od lat kilkunastu bez żadnego użytku. Nie mogąc zaś wydać oryginału łacińskiego, dla którego ogól czytelników musiałby pozostać oboje- tnym; nie mogąc wchodzić w obowiązki autorskie i po- prawiać wydawane przez siebie rękopisma, ogłaszam użyteczna pracę śp. Profesora Piwockiego w tej for- mie i objętości, w jakiej pozostawił ją tłumacz, i w jakiej od jego rodziny nabyłem ją na własność. Kto zaś słusznie rozważy, jak znaczna ilość nowych fak- tów i szczegołów przybywa w xiędze niniejszej do historyi miasta i arcybiskupstwa Lwowskiego, owszem do dziejów całej Rusi Czerwonej i Kościoła polskie- go, ten poniewolnie przyzna, iż włożone w jej na- kład dobre chęci wydawcy nie pozostały bezowocne. We Lwowie, dnia 15 maja 1854 r. Wojciech Maniecki. AUTOR DO CZYTELNIKA. »Przynoszę Ci życzliwy czytelniku dzieło, małe wpraw- dzie co do talentu i uczoności autora, ale nie małe co do zawartej w niem treści i włożonej w nie pracy. Odkąd bo- wiem poleceniem najprzewielebniejszego Konstantyna Zieliń- skiego , arcypasterża mego, w moskiewskiej niestety niewoli świętobliwie zgasłego, i upoważnieniem kapituły zobowiązany zostałem do kontynuowania żywotów arcybiskupów lwowskich, gdzie takowe w piśmie kanonika Jakóba Skrobiszewskiego, wybornego starożytności naszych badacza, urywają się; od- tąd przykładając pióro do niniejszego dzieła i chcąc pracę moją godną podjętego o nią trudu uczynić, założyłem sobie ciekawem wprawdzie ale nie łatwem do uskutecznienia za- daniem, przewertować wszystkie akta publiczne i roczniki miejskie, przeczytać porozprószane tuówdzie wiadomości pi- semne, pozgromadzać przechowane dotąd urywki rękopismów, zasięgnąć po różnych stronach pamięci i opowiadania star- ców, i to wszystko w dziele niniejszem pod pewnemi poza- mieszczać latami. I mniemam, że stało się z pożytkiem czasów następnych, gdy potomkowie o tern, co tutaj jest 1 zawarte, dowiedzą się nie z mojej własnej głowy i tylko mo- jej pamięci, która w rzeczach ludzkich nietrwała jest i wąt- pliwa , lecz z rozstrząśnienia pism przodków, jakoby z prze- grzebania gruzów, sprawdzonego zbadaniem miejsc, zkąd te wiadomości powziąłem, i niejako publiczną przeszłych po- koleń wiarą zatwierdzonego. Mam tez oskarzyć wielu o niedbałość względem nauki potomków, alko o prostactwo, brzydzące się zamiłowaniem prawdziwej stawy, ii wielkich czynów przodków pismem nie utrwalili. Inni, o pokazanie swoich zapisków, któreby mi mogły były ciemną wyświecić starożytność, wielokrotnie przezemnie upraszani, uchylili się od lego jakiemiś skrupułami pokory, jakoby większym dla nich było zaszczytem, ukrywać się w ciemności głuchych za- kątków i zapomnianemi imionami dobrze zasłużonych mule karmić, niźli przed oczyma czytelników, w słonecznem ja- śnieć świetle. Każdemu według jego zasługi powinna oddać potomność. Boską zaprawdę uciechą jest, cnoty poprzedni- ków opiewać. A jako radujemy się. sławie wsławionych, tak żałować nam tych, których pamięć zginęła. Tak bo- wiem powiedziano jest w roźdz. 44 Eklezyastyka: »Ludzie bogaci w mocy, starający się o poczciwość doma, spokojnie mieszkający. Ci wszyscy w rodzajach narodu swego sławę otrzymali a za dni swoich byli w pochwaleniu. Którzy się z nich narodzili, zostawili imię, aby opowiadano chwały ich. A są, których nie masz pamiątki. Zginęli jako ci, których nie było, i narodzili się, jakoby się nie rodzili, i synowie ich z nimi.« Przeto sami swoją własną sławę skazili, którzy żądanej zaparli informacyi. Na co niech raczy pomnieć potomność, i przebaczy mi, ze wiele znakomitych spraw osób duchownych i świeckich, całych stanów i po- jedynczych mieszkańców arcybiskupstwa i miasta naszego, pomimo woli opuściłem. Do tego fortuna i pamięć ludzka, obiedwie rzeczy niestałe, jako też ciągłe troski i zakrzą- tnienia domowe, wraz z wynikającem ztąd koniecznem roz- targnieniem umysłu, nie dozwoliły nieraz dojrzeć, zbadać i wyciągnąć wszystkiego z aktów, trudnem do wyczytania pi- smem okrytych i na krótki czas do użytku wypożyczonych. Za toż starałem się przynajmniej to wszystko, co bezustanną we dnie i w nocy pracowitością pszczoły z kart niemych, jakoby z kwiatów, wydobyłem, opowiedzieć bez poszczególnego jaworu lub wstrętu do kogokolwiek, tak jak każda rzecz się stała i zapisana jest. I lubo niektóre z tych szczegółów jui dawniej wymownem piórem sławnych poprzedników moich do wiadomości publicznej przeszły, zdało mi się przecież ze względu na ciągły szereg lat i związek treści rzeczą po- trzebną, bogdaj pobieżną wzmianką dotknąć tego nanowo, aby gorliwym miłośnikom czytania nie zabrakło pod żadnym względem słodkiego minionych rzeczy przypomnienia i nie ście- mniała pamięć pomyślnych i niepomyślnych losów kościoła, ar- chidyecezyi i kapitały naszej, gwoli których praca moja pryn- cypalnie wytężała się. Niech więc każdy z potomków na- szych, o ile to z mojej ubogiej pracy da się uczynić, pozna arcybiskupiej katedry naszej, kapituły i kościoła na- szego, osoby, przywileje, uchwały, i zwyczaje, tak dawniej- szemi czasy, jakoteż i za dni naszych zachowywane—jeżeli chce uniknąć nagany edyktu cesarza Justyniana, który w x. II o początku prawa tak mówi: Jestto wstydem dla patrycyusza i męża szlachetnego, mającego sprawę u sądu, nie znać prawa, pod jakiem żyje. A starożytny Am- fides nazywa miasta teatrami fortuny i tragedyj. O miły Boże! Jakichżeto smutnych widowisk nieszczęśliwym teatrem była pod te obecne czasy nasza stolica lwowska, siedziba arcybi- skupia! Jakzeto liczne tragedye klęsk i zamieszek publi- cznych odgrywały się w niej, jakby na scenie! Niech z tej xięgi mojej dowie się czas obecny i przyszły, w jaki sposób to sprawami wojny i pokoju słynące miasto podniosło się, w jaki sposób, gdy inne miasta Królestwa Polskiego naj- głębszej spokojności i szczęśliwego zażywały wczasu, ono do- koła krwią swoich zalewało się, jak samo tyle najpotężniej- szych armij, tyle dzikiego nieprzyjaciela szturmów odparło, publiczne bezpieczeństwo królestwa, całość rzeczypospolitej własnym nakładem okupiło, i tyla przeciwnościami koła- tane, jui nieraz pod ciosem ostatecznej zagłady upadające, cudowną jednakie opatrznością Najwyższego z rzezi nie- przyjacielskiej, z pożogi i pomoru wyrwane, az dotąd w ca- łości przechowało się. Któżby uwierzył, ze to niewielkie miasto w jedynym wieku bieżącym, o innych wiekach nie mówię wcale, nizkim podówczas obronne wałem, mogło tak długo powstrzymać naprzód 70,000 Kozactwa i Ordy, pó- źniej przeszło 80,000 Moskwy i Kozaków, wreszcie 100,000 Turków, rozzuchwalonych podbojami ujarzmionego Orientu, zagrożonej Europy i świeżo opanowanej Kandyi? ze mogło oręż orężem odeprzeć? ze skromne siły niewielu mieszczan zdołają położyć tamę rozjuszonym wojowników zastępom? zdołają tylokrotnie herkulesowem u szczytu gór swoich wy- sileniem wzbronić dalszego przystępu wrogom, wskazując im kres: dopóty a nie dalej? ze nie powiem zdołają strącić ich w przepaść? Nie jestże to dziełem ręki Najwyższego? Który wywyższa maluczkich a uniża potężnych? Mają inne dyecezye i kościoły królestwa naszego świętą cześć dla swo- ich starożytności; jeszcze inne mają okazałe pomniki gma- chów, godne podziwienia budowy; niektóre nakoniec nad- zwyczaj bogate dochody pierwotnych uposażeń, i fawory świetnej fortuny, któremi swoich zasłużonych mężów promo- wują zwyczajnym trybem do infuł i kardynalskich zaszczy- tów: nasza katedra, nowa służby pańskiej winnica, po- nieważ, jak Skrobiszowski w 2 rozdź. żywotów arcybisku- pów udowadnia, dopiero w r. 1414 zapanowania w Polsce króla Władysława Jagiełły do Lwowa przeniesiona, to z ręki niebian niejako udziałem swoim wzięła, ze (jak tern wpokorze i skromności ducha chełpić się poważamy) miała zawsze Boga życzliwym modlitwie swojej. Ilekroć bowiem w trwodze powszechnej, owszem w najwyższem nietylko swo- jem własnem lecz całego królestwa niebezpieczeństwie, za- pukała prośby swemi do nieba, tyle razy widomie zstę- pującą ztamtąd pomocą lożą została wyrwana z sidła śmierci, z paszczy oręża, i nie tylko sobie samej lecz oraz i oko- licznym siołom, miastom i ziemiom — zdala niech będzie zawiść słowu mojemu — zbawienie wymodliła. Ale nie wszystko wszystkim wiadome; ani tez uboga xięga moja wszystko na jaw wydobyć może. Jest ona raczej tylko dla prywatnej spisana informacyi i nie podawam jej nawet do druku, a to w części dla małych zdolności moich, w części tez dla niedostatku dochodów, które w kościele naszym by- wały zawsze szczupłe, a niedolą obecną i krzywdą czasów do reszta podupadły, wreszcie dla tego, ze ta moja pokątna pisanina na tyle nie zasługuje. Niech inni, według św. Augustyna w 4 xiędze o nauce chrześc, rozkwiecają mowę swoją kwiaty pełnemi i liściem szerokiem, my nizkim sty- lem, na wątłym przygrywamy ździebełku. Skoro przecież twoja czytelniku mój łaska, której się po przychylności spo- dziewam, doda śmiałości, natenczas według Martial. x. 7, epigram S, szelest źdźbła przejdzie dźwięk trąby. Jest li więc w piśmie tem cokolwiek dobrego i nieco prawdy, niech to w pokorze słowami nauczyciela narodów do Efez. w roz. 4 mówię, będzie ku wykonaniu świętych, ku robocie po- sługiwania, ku budowaniu ciała Chrystusowego, którem jest kościół boży, według Korn. a Lup. i św. Anzelma. Zaczem korzystaj juz miły czytelniku z tego pomniku mojej poziomej pracy, byleś tylko, o co cię proszę, to pismo moje, które w jedynym odpisie niniejszem masz sobie udzielone a przeto snadnie w ręku posłańców zaginąć może, z uprzejmą prze- chowywał troskliwością. A jeźli w niem znajdziesz co przy- datnego , oddaj chwałę źródłu wszego dobra, z którego łaski podarzyło mi się zaczerpnąć według szczupłych sił moich, dla uniknięcia gnuśności życia, aby mi nie zarzucił Sal- lusty, ze spędzam żywot w milczeniu. Gdy zaś dostrzeżesz czegoś, co niegodne jest twoich oczu i uczoności twojej, uznaj w tern moją nieudolność i niewiadomość, gań, popraw i innym do poprawienia pozostaw, a przebacz mnie błą- dzącemu, bo któż rzeczy dawne z nieomylną utrzymować mo- że pewnością? Rodź wszystkiemu po twojej dobroci i słu- szności i módl się za mnie. Żegnaj." DO ZOILA. Cegły i drzewo od innych biorę; budowa jednakie gmachu i kształt jego, do mnie wyłącznie należą. Jam ar- chitekta; materyał budowniczy zewsząd gromadzę. Nie jest bowiem tkanka pajęcza mocniejszą przeto, ii ją pająk sam z siebie snowa, ani tez gorszą nasza, ponieważ inni nam pomagają. ROK 1634. Na początku roku 1634 kanonicy mieli kapitułę czą- stkową , na której Melchior Olszowski przełożony, dziekanem po śmierci Łukasza Kalińskiego nie dawno, jak powiedzia- łem zmarłego, d. 24 maja roku przeszłego 1633 obrany, podług swego własnego namysłu oświadczył się, że jest zadowolony godnością przełożonego, i że przy tej zostać pragnie, i dla tego od wyboru swego na dziekana odstę- puje. Po złożonej tedy tej godności, kanonicy obrali sobie jednomyślnie dziekanem Jana Baranowskiego obojga prawa doktora, archidyakona swojego, który te pierwszą przez ka- pitułę sobie ofiarowaną godność przy złożonych życzeniach przyjął. Postanowili także, aby młodym, celującym ka- płanom z kwoty 100 złotych podług woli niegdyś Jana Su- bkowskiego arcypasterza lwowskiego onymże nadanej i co- rocznie płacić się mającej, na wsi Strychańcach zapisanej, ponieważ rządca szkoły obowiązku swego niepełnił i wy- płacać im niechciał, przez prokuratora kapituły co tydzień wypłacano, i to rozporządzenie jeszcze jest w używaniu. STANISŁAW GROCHOWSKI. Roku p. 1634, dnia 25 lutego, kanonicy mieli nad- zwyczajną kapitułę. Na tej kapitule stanął Stanisław Lu- bieniecki kanonik, obranego arcypasterza Stanisława Gro- chowskiego, pełnomocny. Powiedziawszy zwyczajną prze- mowę, Breve apostolskie Urbana VIII na osobę wspomnio- nego swojego pryncypała dane w Rzymie u ś. Piotra pod pieczęcią Rybaka d. 23 grudnia r. 1633 w kształcie zwy- czajnym i udowadniającym przez pismo publiczne złożył, a gdy chętnie i dobrowolnie kanonicy zezwolili, posiadłość arcybiskupstwa lwowskiego i rząd onegoż w duchownych i świeckich rzeczach dla tegoż obranego swego arcybiskupa odebrał. Przybył wkrótce jak się następnie okaże, i sam Gro- chowski herbu Junosza, nie dawno najwyższy skarbu na- dwornego królewskiego pisarz, teraz już Rusi metropolita, mąż szczególnej powagi i wytworności, łaską także stolicy apostolskiej wywyższony, to jest: przez zatrzymanie z arcy- biskupstwem lwowskiem probostwa ś. Michała na zamku kra- kowskim , kustodyi sandomirskiej i opactwa sieciechowskiego do śmierci, jak wiadomo z dyspensy Urbana VIII r. 1633 d. 19 grudnia, w 11 roku pasterstwa, chociaż wkrótce pro- bostwo krakowskie ś. Michała, i kustodyą sandomirską wy- chowańcowi swojemu pod pozorem koadjutoryi r. 1637 ustąpił. Niemogę dostatecznie opisać okazałości wjazdu i objęcia jego rządu; dzieje bowiem kapitulne tego roku nie są zapisane a konsystoryalne nie wiedzieć jakim przypad- kiem zaginęły. Pewną jednak jest rzeczą, że jego wjazd do miasta i wstąpienie na stolicę było uroczyste i wspa- niałe, częścią z wieści powszechnej, częścią z podania sta- rych ludzi, od których ja sam wiele o nim słyszałem, czę- ścią ztąd także, że wprzód do Lwowa wjechać niechciał, pókiby przedniej części pałacu arcybiskupiego, to jest ka- mienicy w rynku miasta od księcia kamienieckiego Swidry- gały arcybiskupom lwowskim na mieszkanie danej, jak Rze- chowski kustosz w swym kalendarzu na Styczeń twierdzi, własnym kosztem, a to znacznym, z gruntu w kształcie wspa- niałym i okazałym nie wystawił, jako choć niemy marmur złotemi literami na bramie na słupach kamiennych wspartej wyryty w tych wyrazach opiewa: D. O. M. Stanisław na Grochowcach Grochowski, z Bożej łaski i stolicy apostolskiej arcybiskup lwowski, opat sieciechow- ski dom arcybiskupi upadający z gruntu rozebrał, i ten pałac, zaledwie arcybiskupem obrany, bez najmniejszych po- siłków z dóbr kościoła lwowskiego na tę budowę, lecz z własnych wydatków i nakładu w kształcie najwspanialszym zbudował, i zbudowany kościołowi lwowskiemu jako swojej oblubienicy na wieki darował r. p. MDCXXXIV. Lwów także nietylko z szczęśliwego przybycia swego nowego pasterza, ale i dla tego był weselszy, że Włady- sław IV, król polski, zwycięztwo nad Moskalami odniósł, za które miasto w kościele swoim katedralnym panu zastępów uroczyste złożyło dzięki, a zapaliwszy na rynku sztuczne ognie, wesołemi okrzykami i przy muzyce tryumfowało. Od gwałtów jednak przez szlachtę - wolnym być niemo- gło. Szlachcic bowiem pewny Olszowski na złe doniesienie, a to w błahej rzeczy, niewinnego obywatela Palatowicza, cy- 2 rulika niby do chorego z domu wywołanego, i jego słu- żącego zaraz za swym panem idącego, na publicznej ulicy z zasadzki napadłszy okrutnie zamordował, dla tego przez sąd złożony sądzony, za zabójcę uznany, doświadczył suro- wości prawa. Ormiański zaś biskup Torosiewicz dla krzywdy, jak powiadali Ormianie im wyrządzonej, do stolicy apostolskiej zawołany, do Rzymu się wybierał. Dla tego kłócący się Ormianie tłumem do sali radnej weszli i mocno żądali od konsulów, aby rzeczy ich ormiańskiego kościoła przez Jana Baranowskiego dziekana, Mikołaja Krosnowskiego j. kr. m. na ten czas sekretarza i Syksta lekarza konsula lwowskiego, jako królewskich komisarzów spisane, przejrzeli i na tych rzeczach areszt położyli, żeby ich biskup z sobą do Rzymu nie przewiózł. Lecz konsulowie skromnie odpowiedzieli, że do przejrzenia rzeczy i sprzętów kościoła ormiańskiego, i położenia na nich swego świeckiego aresztu, żadnego prawa niemają, jednakie z ich żądaniem u tegoż Jm. x. biskupa po przyjacielsku przyczynią się, aby ich kościołowi żadnej szkody niezrobił. Przeciwnie zaś Ormianie urazy ukryć nie mogli, ponieważ ich wewnętrzny naturalny zapał do tego pobudzał, a mniemając, że konsulów słuszność jest podej- rzaną i im szkodliwą, w przytomności szlachty i urzędnika rządowego powstali, a jeden z nich Iwanko, gdy wiele pe- dług upodobania rozprawiał, więzieniem natychmiast za wy- rokiem ukarany został. Tak to z niepomyślnym skutkiem odpowiadają, kiedy co źle ułożonego powiesz. Podczas jednak tych prywatnych kłótni, niezważając na nic, po tylu nieszczęsnych czasach miasto pokojem i pomyślniejszym cieszyło się wiekiem, i dla tego sobie i swym potomkom chciało być użytecznem. Starało się bowiem z przepowiedniego jakowegoś przeczucia przyszłych oblężeń o bezpieczeństwo, i nakazawszy składkę tygodniową po 8 groszy przez dwa miesiące z każdej kamienicy, od każdego gospodarza, na wypłatę robotnikom, pod dozorem swych urzędników wał około miasta od Piotra Stechera niegdyś obywatela lwowskiego w r. 1400, wykopawszy fossy, wysy- pany, a przez przeciąg czasu popsuty, czyli raczej zniżony poprawiało, budowało i niziny podwyższało, pod okiem Ju- liusza Lorencowicza konsula z strony urzędu miejskiego do czuwania nad temi robotami wybranego. Szczęśliwie pe- wnie przedsięwzięte były te starania, a napotem stały się jeszcze szczęśliwsze, gdyż miasto od tylu klęsk i niebezpie- czeństw szczęśliwie podjętą wybawiły pracą. Lecz nietylko przeciw obcym, ale nawet przeciw swoim o środki na potem pomocne do utrzymywania się w stanie swoim politycznym miasto starało się. Przywileje bowiem Władysława węgierskiego i polskiego tudzież Zygmunta Au- gusta króla, podług których dobra miejskie sprzedawać zaka- zuje się, a zaś przez szlachtę i duchowieństwo sprzedane wy- kupywać podług taksy nakazują się, wykonać przedsię- wzięło, lecz tym zupełnie zadosyć uczynić nie mogło. Nadto przewidując też szkody, któreby zrządzone być mogły przez wody pod ziemią płynące i niższe posady świątyń i domów napełniające i na potym uniknąć ich żądając, ciąg dawnych kanałów od pomienionego Piotra Stechera przez rury pod- ziemne dla sprowadzenia wody do miasta w największym sekrecie i z osobliwsza sztuka zrobione i urządzone, może przez dawność czasu zepsute, kopcami z ziemi oznaczyło i w dziejach zapisało. Roztropne i bardzo zbawienne na teraźniejsze złe było owe opisanie, i gdyby do tych czas niebyło zaniedbane, bez wątpienia wiele sklepień podzie- mnych kamienic, grobowców, i sklepów kościelnych, wytry- skującemi napełnionych wodami, pierwiastkową mieliby su- chość, nie miałyby rozpadlin i zwalisk, całe miasto z kościołami swojemi i sam kościół metropolitalny, którego środek mu- rów już przez długi czas opłukują wody i powoli obficiej pły- nąc psują, nie bałby się prędzej lub później nastąpić mają- cego upadku murów; pożerają bowiem wody potajemnie ale nędznie tyle dzieł kosztownych, a krople lekkie wydrążają wyborne kamienie nie siłą, lecz często płynąc i padając. Nie daremnie Lwów, jak wyżej powiedziałem, na zły czas potrzebną przygotowywał sobie obronę; gdy bowiem Władysław król wojnę z Moskwą z pomyślnym sobie wszę- dzie prowadził szczęściem, aż póki po wielu zwy- cięzkich bitwach odzyskawszy Seweryą od lat 200 od Polski i Litwy oderwaną, po uczynionych układach w tym roku pokoju niezrobił, aż oto, żeby Herkulesowi polskiemu na zawodzie nie zbywało, władca Turków, przez Moskałów pobudzony, wielką wojnę przeciw Połakom gotował i posła króla Wła- dysława Alexandra Trzebińskiego, żale z powodu w roku przeszłym zgwałconego przymierza przez Abari Baszę skła- dającego, nie z przyzwoitą uwagą i powagą słuchał, i wy- powiedzeniem wojny za rozboje morskie Kozaków, za szkody na czarnym morzu poczynione, wynadgrodzenia żądając od- prawił. Bała się Ruś klęsk nowych wiele razy dawnemi nękana, a śmierci hasło wszędzie po wsiach, miasteczkach i miastach smutnie ogłoszono. Lecz łaska najwyższego te postrachy zamieniła w radość, Turczyn bowiem przez za- warte z Władysławem przymierze widząc się oszukanym od Moskalów, żałował, że zerwał pokój z Polakami, i dla zje- dnania go sobie napowrót, Sechina Agę przysłał, winę zgwałcenia przymierza na Abarego Baszę zwalając. Za podejrzane miał to poselstwo król Władysław, do wodza wojsk Koniecpolskiego przy Kamieńcu w bardzo obron- nym obozie czuwającego, żywność, posiłki, żywioł wojny, jak pospolicie zowią, pieniądze, znaczne zapasy posełał, iżby siłę Turków gotową, przygotowaną siłą skuteczniej od- parł, i sam król do Lwowa gość pożądany dla obywateli i poddanych swoich bez zwłoki przybył, gdzie za zezwoleniem i na koszt miasta zaproszony został na obiad od Marciana Pos- majera konsula przygotowany, jak się pokazuje z testamentu tegoż Marciana w piątek 23 kwietnia r. 4653 w roczniki kon- sularne zapisanego. Lecz władzca Turków uważając niele- niwe kroki bitnego króla, usilniej o pokój prosić zdawał się, i Sechina powtórnie o zjednanie pokoju do obozu pol- skiego posłał. Po ogłoszonej tedy uległości Turków, podo- bało się senatorom Królestwa Polskiego przez Sechina, do- statecznemi pismami opatrzonego, tenże pokój potwierdzić. Jednakże wojsko polskie z miejsca nieruszyło, póki wprzód Abary Basza, chociaż u Turków dla wojny przeciwko Per- som pomyślnie prowadzonej mocno był szacowany, na roz- kaz swojego pana uduszonym nie został, i należnej kary za zgwałcony pokój nieodniósł. Król zaś Władysław już skłon- niejszy do wojny jak do pokoju z Turkami, bardzo niechętnie przyjął we Lwowie wiadomość o zawartem przymierzu i do Warszawy ostatnich dni listopada pospieszył. Tegoż roku przez trzy dni listopada miał JW. Jan Wężyk arcybiskup gnieźnieński w warszawskim kościele ś. Jana Chrzciciela synod prowincyonalny, na którym arcybi- skup Grochowski z innymi biskupami był przytomny. Uło- żono ustawy, które potem powagą rzymskiego pasterza potwierdzone, mocy prawa nabyły. ROK 1635. Roku 1635, na walnej kapitule przedłożyli prokurato- rowie pismozbioru kapitularnego, Piotr Brodowski i Jakób Skrobiszewski kanonicy, inwentarze dóbr arcybiskupich i ka- pitulnych różnemi czasami przez deputowanych kapitulnych spisane. Przedstawili takie srebrne sprzęty podług dawnego i nowego spisu stołu kapitulnego, tudzież złoty kielich z pa- teną wybornie i trwale zrobiony, a przez szanownej długo pamięci szufragana Łukasza Kalińskiego na użytek święty dla kapituły podług ostatniej jego woli zapisany, dar dla ko- ścioła naszego prawdziwie hojny, za który 900 złotych zapła- cono złotnikowi, nakoniec także sprzęty kaplicy Kalinow- skich pospolicie kustodyalnej zwanej, podług dawniejszego spisu sprawdzone i spisane. Na zażalenie zaś zakrystyana i opiekuna kościoła, iż bez względu na szczupłe dochody kościoła inni kapłani często wosku i wina nakładem kościoła kupionego uży- wają, kanonicy swoją kapitulną ustawę z roku 1631 odno- wili: Aby z przychodów także kaplicy Zamojskiego do skar- bonki kościelnej na wosk i wino corocznie złotych 30 pro- kuratorowie wypłacali, tudziei aby msze nie razem, i nie podług upodobania, lecz w porządku należytym i przez za- krystyana przepisanym wychodziły, co dla uczczenia tak wiel- kiej tajemnicy i dla wygody mszy słuchać chcących cii ka- nonicy postanowili. W tymże roku dnia 22 maja Albert Bełczyński ka- nonik i kaznodzieja wyborny, chociaż podług woli przenie- siony do innej kanonii, zatrzymawszy swoje dawne pier- wszeństwo w roku 1651 jak karta 53 świadczy, mąż słynny z wielkiego dowcipu, który za prokuraturę kapitularną w r. 1620 dla dania przykładu następcom, publicznie podzięko- wał , rozstał się z tym światem, zapisawszy za duszę swoją złotych 200, a po jego skonie otrzymał Zacharyasz Nowo- szycki już w ten czas szufragan lwowski, chociaż nie z tej kapituły, tę kanonią i dopiero wtedy do łona kapituły został przyjęty. Tenże otrzymał także rezydencyę Pułka zwaną pod pewnemi warunkami za roczną płatę w arendę. Jaka zaś była przyczyna, że z tylu równie godnych i zasłużonych mężów w kapitule będących, obcy osobistą znaczną godność to jest: dostojność szufragana przez dwa lata bez kanonii piastował, i samego tytułu biskupa bez żadnego urzędo- wania w mieście używał: tego przy niedostatku dziejów konsy- storskich, od roku 1626, aż do roku 1636 łącznie, nie- wiedzieć jakim sposobem zagubionych, nie dowiedziałem się. Tegoż roku poszedł także za Bełezyńskim, Jabób Skro- biszewski, obojga praw doktór, który przez lat 6 piastował urząd prokuratorski, a potem nie bez pożytku dla kapituły do oddzielnej kanonii przeniesiony został — fundator Alta- rzysty w Sokołówce, gdzie też oddawszy prawo patrona ka- pitulnym, jak widać z dzieł kapituły na karcie 95, zarażony krajową chorobą, wpadając w rozmaite gatunki chorób, ze- szedł z tego świata, a za duszę swoją roczny dochód 600 złotych zaspokoiwszy zapisaną należytość i dobra Dobrzynice ołtarza Odnowskich, której wioski był dzierżawcą, jak się tamże doczytać można, odtrąciwszy od 1000 naznaczył. Nie tylko nad utratą mężów, ale i nad utratą docho- dów w tym roku ubolewała kapituła Wyrwanie bowiem dwóch stawów w dobrach kapitulnych Wielbląż, dwóch w Chodowicy, i w Zydatyczach, przymnożyło kapitule trosk i wydatków, dochodów zaś na wiele lat ujęło. Ołtarz ś. Rocha w kościele archikatedralnym przez Fry- deryka Grossa i Stanisława Dobroszowskiego cechmistrzów Cyrulików, jak gdyby imieniem ich cechu, z oddaniem prawa patrona konsulom, jak się okazuje z dziejów konsularnych, w sobotę przed Bożem Narodzeniem 1629 wystawiony, o- trzymał, na uposażenie kwotę 500 złotych od tegoż cechu zapisaną i kapelan dla pobierania zapłaty za dwie mszy, pierwszą w sobotę do Najświętszej Matki za chorych pod dozorem cyrulików lwowskich zostających i za żyjących fundatorów, drugą w poniedziałek za zmarłych z tegoż cechu został ustanowiony. Jednakże co do zatwierdzenia tejże kwoty w konsystorzu sprzeciwiał się cech, że prawo patrona do niego należy, i mocno obstawał, że konsulowie w posia- daniu tego prawa nigdy niebyli, ważniejsze jednak były do- wody konsulów, a ci daremnie do nunciusza apostolskiego odwołali się. Wikaryusze zaś kościoła archikatedralnego względem ofiar do tegoż ołtarza zwykle dawanych od ludu długie i częste z cechem cyrulików mieli kłótnie. Wikaryusze wpra- wdzie na mocy praw swoich dawnych do wszystkich ofiar kościelnych wygrali najprzód sprawę, a cech został uznany za niemający prawa do ofiar w kościele dawanych i pod karą klątwy otrzymał rozkaz aby wikaryuszom w pobieraniu onych nieprzeszkadzał. Lecz cyrulicy ofiary za 60 złotych corocznie płacić się mające przez zrobioną ugodę najprzód odkupili, i pi- smo odstępne od wikaryuszów odebrali, dnia 20 kwietnia r. 1640. Potem po odnowionej kłótni w kilku latach zno- wu też ofiary cech cyrulików odzyskał, a wikaryuszom mil- czenie na zawsze nakazano, jak się pokazuje z dziejów kon- systorskich r. 1644 we środę 22 czerwca na karcie 848. I w sądzie także szczęście odmienia swą postać. W tym roku dnie wprawdzie spokojne, ale nocy za to dla przechodzących niebezpieczne były we Lwowie, kiedy Walentego Szolca Stoncela, konsula na publicznem bezpie- czeństwie polegającego, o godzinie 4 w nocy do domu przy- padkiem od przyjaciela powracającego, Jan Charzewski dwo- rzanin Wapowskiego nagle z towarzyszami napadłszy, wiel- kim strachem nabawił, i gdy konsul sobie może bezbronny gołą ręką głowę zasłaniał, u ręki prawej wielki palec mu odciął. Zchwytany jednak natychmiast tenże Gharzewski z wspólnikami czynu, w przytomności samego starosty miej- scowego Bonifacego Mniszka podług ustawy roku 1601 je- dnomyślnie na karę śmierci, a Andrzej Siekliński zbiegły, na wieczną niesławę skazany został. Innych dwóch na wie- zienie i na karę pieniężną skazano. Rzeczywistą więc jest prawdą, że łotry wstają w nocy, aby zabijali ludzi, a ty nie czuwasz, żebyś sam siebie bronił. Mniemam, że tego zamilczeć niemożna, iż w tym r. 1655 na walnym sejmie warszawskim uciążliwe dla całego duchowieństwa wydane było prawo, to jest: ograniczenie dziesięcin i zamiana dziesięciny snopowej na pieniężną—ja- koby na mocy Breve Urbana VIII papieża wydanego w Rzy- mie u Matki Najśw. większej pod pierścieniem Rybaka d. 27 listopada r. 1634. Wydano przeciw temu rekursa nie do sądu konsystoryalnego, lecz do sejmu, czyli sądu szla- checkiego, jak niemniej i przeciw temu rozporządzeniu, aby kapłani dziesięciny pobierający z ról ornych wiejskich, z tychże dziesięcin do dochodów rzeczypospolitej, poborów pospolicie zwanych, z poddanymi, całe wysiewy pobierają- cemi przyczyniali się, tudzież i względem innych, jak widać z tejże ustawy pod tytułem: »Kompozycya dziesięciny karta 10.« A chociaż prawa owe, których co do podatku na 5 owym sejmie żądano, i najakiś czas tylko przez tęż sa- mą ustawę ogłoszone zostały, jak na karcie 48 czytamy, przecież stan duchowny, po uczynionej między sobą radzie zapobiegając wolności kościelnej, przeciw tejże uczynionej ustawie w grodzie Sochaczewskim przez Andryana Rodec- kiego, kanonika gnieźnieńskiego, w piątek po przywodniej niedzieli w tymże roku uroczyście zażalenie i protest podał. Ten protest został wpisany do dziejów grodu Stężyckiego, a potem odnowiony znowu przez Swierczyńskiego dziekana Stężyckiego w piątek na drugi dzień narodzenia ś. Jana Chrzciciela, r. 1649 jak się pokazuje z dzieła pod tytułem: »Zbiór praw kościelnych« w r. 1669 dla publiczności wy- tłoczonego. ROK 1636. Na kapitułę walną zgromadzeni kanonicy nad porząd- kiem nabożeństwa, nad zachowaniem rzeezv kościelnych, i nad utrzymaniem zakładów naradzali się, jako to: aby z pierwiastkowych zapisów kościelnych, bez przyrzeczenia biorących względem rzeczywistego oddania onychże, nie wydawano nic z pismozbioru, dalej uradzili co do deputo- wanego trybunalskiego, że jak długo w trybunale zostawać powinien i zostaje, tak długo dochody dzienne ma pobie- rać, tudzież, iż żaden prałat albo kanonik dziennych do- chodów pobierać niemoże, któryby w kościele, wyjąwszy samą słabość, w mucetach przytomnym nie był, a nako- niec ułożyli także wspólnie z swoim arcypasterzem Grochow- skim niektóre dla kościołów archidyecezyi pożyteczne ustawy. Już w tvm roku snuły sie kłótnie. siały sie nasiona niesnask przyszłych między duchownymi, zakonnymi i świec- kimi, często bowiem pogrzeby szlachty przez zakonnych bywały odprawiane, a nasi duchowni, na prawach parafi- alnych i posiadaniu wsparci, za krzywdę sobie uważali, że im ztychże dochodów podług wyroków papiezkich czwartej części pogrzebowej niewypłacano. Dla tego kościelni i wi- karyusze kościoła naszego uroczyście przeciw 00. Jezuitom zgromadzenia lwowskiego za nieoddanie czwartej części po- grzebowej, w konsystorzu zażalili się, i ich zapozwali. Którzy gdy swoje wolności okazali, ponieważ opiekunów podług ustaw synodalnych niemieli, do sądu arcypasterskiego ode- słani zostali, lecz gdy do Grochowskiego pokornie udali się, i wolność i uwolnienie od processu otrzymali. Grochowski rozsądził w tymże roku występek zabój- stwa. Seweryn bowiem Błędowski to zbrodnią więcej niż z szlachetnego urodzenia sławny, od Wielogórskiego pana swego i od jego żony 40 złotyma i klaczą dla zachęty udarzony, Wojciecha Surzyka obywatela lwowskiego, którego w lasach Mikołajowskich jadącego wystrzałem z pistoletu za- pał chybiającego zabić niemógł, w pośród miasta po mszy u 00. Franciszkanów słuchanej do domu powracającego okrutnie zabił, i z współwinowajcami swymi do tychże Oj- ców, pod których murami zabójstwo popełnił, jakby na miejsce ochrony uszedł. Po podanej żałobie w sprawie tak jawnej i okropnej, osądził Grochowski jednak na radzie pra- wników przy boku jego będących, że Błędowski jako rze- czywisty zabójca podług przepisu Grzegorza XIV ochrony kościelnej mieć niemoże i niepowinien. Dla tego w złożo- nym sądzie sadzony, i wyrokiem wskazany, karę śmierci z swymi dworna towarzyszami z pospólstwa odebrał. Wielo- górski zaś z swą zbiegłą żoną za bezecnych na zawsze uznani i zapisani zostali. W tym samym roku wydarzyło się też, że Torosiewicz już z woli Urbana VIII nietylko biskupem ale po potwierdze- niu poświęcenia w młodszym wieku, nad przepisy biskupom dane, odebranego, arcybiskupem ormiańskim uznany, tak go bowiem w tym roku już w dziejach nazywają, prawie w ten czas powróciwszy z Rzymu, kazał duchownych swoich, śluby odszczepionym Ormianom przeciw zakazowi dających, na których się kapłani uniccy uskarżali, że ich z bronią w rę- ku, którą publicznie nosili, prześladowali, przy pomocy studentów ze szkół 00. Jezuitów lwowskich zbrojną ręką brać i więzić, a kamienicę od tychże na cmentarzu zajętą dla siebie odebrał, przyczem jednak i sam ledwie uszedł od tychże odszczepieńców wielkiego niebezpieczeństwa życia, jako się pokazuje z dziejów konsulów w poniedziałek po czwartej niedzieli postu. Odszczepieni Ormianie żalili się często przed królem, przed starostą i przed konsulami, i wy- rabiali ustawicznie dla siebie rozkazy królewskie, ale Toro- siewicz zbijał takowe znowu późniejszemi rozkazami kró- lewskiemi. Tym czasem różne były skłonności umysłu mie- dzy Ormianami; jedni bowiem z nich w przedsięwzięciu swem przeciw Torosiewiczowi mocno obstawali, drudzy zaś jedności z kościołem świętym rzymskim dobrowolnie i z chę- cią żądali, i zwyciężyć przedsiębrali. Było także i w mieście publiczne zamieszanie pierwszych dni października z powodu obawy bliskiego napadnięcia Ta- tarów. Chociaż bowiem w ten czas szczęśliwa Polska cie- szyła się pokojem, to jednak okrutny niszczyciel krajów Kan- tymir koczując ciągle na polach Budziackich z swemi rucho- memi wojskami rozsiewał w sąsiedzkich krajach Rusi i Wę- gier przez zdradę i różne wieści postrach imienia swego. Dla tego obwieszczono w mieście, aby wszyscy obywatele broń i żywność dla wspólnej obrony i utrzymania się przygotowali. Rzechowski pomiędzy rzeczami osobliwszemi i pamięci godnemi w swym kalendarzu pod miesiącem lipcem za- świadcza , że w tym roku było w całej Rusi wielkie mnó- stwo myszy. ROK 1637. Na początku roku 1637 zgromadzeni na walną kapi- tułę kanonicy potwierdzili ustawy roku przeszłego i naka- zali ich uskutecznienie. Ponieważ zaś pokazało się w tym czasie, że święta kapituły rękojmia, której oddawna za go- dło swe używa, to jest obraz Najświętszej Maryi Panny na ścianie kościoła naprzeciw domu kanoników w czasach po- myślnych malowany, z starości i od deszczu był zabrukany, przeto poruczyli kanonicy odnowienie jego ze 100 złotych rocznych z łaski Kalińskiego z dochodów kościoła buskiego, jak się okazuje z kwitu Stefanowicza pisanego, Janowi Su- likowskiemu kustoszowi swemu. Sulikowski odnowił w tym roku sztucznie w czworo- gran na kształt ołtarza ten dawny zabytek panny Maryi, w lewej ręce maleńkiego Jezusa, a w prawej berło kró- lewskie trzymającej, gwiaździstą purpurą odzianej, na księ- życu stojącej, koroną razem z synem uwieńczonej, z stoją- cemi figurami ś. Jana Chrzciciela i Ewangelisty z obu stron przy wizerunku, dalej zaś ś. Wawrzyńca i Mikołaja od dawna patronów kapituły, a te wiersze nakształt modlitwy na pa- miątkę pod nogami położył: Osłoń to miasto Panno Boga- rodzico i nas w nim mieszkających tarczą pokoju, abyśmy Twoją o Matko! zasłonieni obroną od wszelkich nieprzy- jacielskich napaści wolnymi byli. Odnowiono r. p. 1657. Ale ten święty zabytek potrzebuje znowu poprawy. Na tejże kapitule, zostały także przegląd przywilejów i fundacyi, niemniej zabranie dziejów konsystorskich i zło- żenie w pismozbiorze, następnie zaś oddalenie rządcy szkoły dla leniwstwa w zarządzie w przeciągu czterech tygodni na mianej z konsulami radzie zasądzone i zapowiedziane. W tymże roku arcypasterz Grochowski pamiętając na śmiertelność ludzką, i troskliwy o przyszłość, złożył swój testament zatwierdzony małą pieczęcią przez Łukasza Wit- kowskiego kanonika, do pismozbioru kapitulnego. Dziejów tegorocznych konsystoryalnych znaleźć nie- można było, dla tego nic z nich niewypisano. W konsu- larnych zaś tę osobliwość postrzegłem, że pewna osoba stanu rycerskiego list pospolity przez swego poddanego Pe- tra do konsulów przysłała, składając 2000 złotych na wy- kupienie niewolników, i aby swój czyn godniejszym zasługi uczynić, imienia swego niezapisała. Odebrali chętnie kon- sulowie te pieniądze pod ów czas znaczne , i księdza Izaiasza Osmolskiego zakonu kaznodziejskiego, w niewoli tatarskiej od kilku łat zatrzymanego, i z nim kilku innych wykupili niewolników. Panny karmelitanki dawnej reguły, zostały osadzone na gruntach zkupionych na przedmieściu Halickiem. Zapro- szeni od szlachty konsulowie dla rozmiaru ich klasztoru i kościoła zabraniali zrazu miejsca dla tego, że panny do mieszkania od arcypasterza i kapituły pozwolenia nie miały, ale potem otrzymały one to podwójne zezwolenie, i na gruncie pozwolonym na kościół i klasztór pomieszkania sobie przez swych pełnomocników pobudowały, zapłaciwszy jednak naprzód 500 złotych ze względu na przyszłe podatki z tegoż gruntu dla potrzeb rzeczypospolitej płacić się mające, pod warunkami na rzecz miasta przepisanemi, na które panny wraz z swemi następnemi zezwoliły. Ta ilość 500 złotych rozdana pomiędzy cechy miejskie, zabezpieczona była na pewnych domach. Dobre pewnie było w owych czasach sumienie, kiedy i świeccy bez uszkodzenia innego dla do- bra powszechnego wiernie pracowali, i zakonnic w prawach miejskich krzywdzić szczerze niechcieli. Żywność także w owym spokojnym czasie niewiele ko- sztowała. Cena bowiem sądowa na 8 korcy żyta, pospo- licie kłoda, 14 złotych, tudzież 8 korcy pszenicy do 20 złotych ustanowiona była, tak że chleb żytni za grosz kupiony, funt i 9 łutów, pszenny 15 łutów, razowy bo- chen trzy funty i ćwierć ważyć był powinien. Jedna tylko rzecz była zasmucająca, a to że właśnie wtedy gdy pokój był najpożądańszy, i obfitość chleba Lwo- wianów zbogacała, niespodziewane nieszczęścia więcej ich dręczyły, niż widoczne. Ogień bowiem ich dobra często i gwałtownie trawił, i w tym także roku wielki pożar przed- murza miasta ogarnąwszy wielką część domów ulicy Halickiej i klasztor zakonnic ś. Katarzyny reguły kaznodziejskiej ra- zem z kościołem zniszczył. Dla tego Haliccy przedmieszcza- nie okropnie zniszczeni, prosili konsulów, aby im dla czę- stych pożarów pod domami podziemne, kamieniami skle- pione lochy, dla znoszenia sprzętów pod czas niszczącego ogni3, budować pozwolili. Nie dozwolili im konsulowie zrazu tej pociechy po tylu poniesionych szkodach, a to z przy- czyny ostrych zakazów królewskich i wodzów wojskowych, aby nieprzyjaciele niemieli przystępu i sposobności zdoby- wania miasta, lecz w tvm czasie dobrze się namyśliwszy, pozwolili, po naradzeniu się z stanami królestwa, ale pod tym warunkiem, aby piwnic nad dwa łokcie głębokości, a pomieszkań nad dwa łokcie wysokości budować nieważyli sie, żeby szerokość muru nad dwie cegły niebyła. Przekroczyła jednak przepisane granice przyszłego wieku wyuzdana wolność, i osłabiwszy mury miasta mocniejszem przeciw stojącem przed- murzem tylu klasztorów i pałaców, bezpieczeństwo ucieczki obywatelom i sobie wydarła, i miasto dawniej bardzo mocne bezbronnem uczyniła. Trzęsienie ziemi ledwie kiedy na Rusi i na Wołyniu słyszane, w tym roku w naszym Lwowie, w Ostrogu, w Łu- cku i w miasteczku Żółkwi mocno ludzi przestraszyło, a gdzieś tam na nowiu księżyc świecił w pelnem świetle, jak w pełni. Torosiewicz zaś nieprzestawał zmuszać odszczepionych Ormianów różnemi środkami do uznania siebie, i tak ko- ściół ś. Krzyża przez starszego Ormianina Sahaka Agapsowi- cza niedawno z gruntu z wielkim nakładem i z murowanemi domkami wystawiony, kiedy niby przechadzając się budowy wystawione zewnątrz zwiedzał, i z pochwałami nad budową i pobożnością fundatora się rozwodził, zajął nagle przy po- mocy sług nastawionych w samą wilię uroczystości podwyż- szenia ś. Krzyża bez wszelkiego gwałtu, i odwołując się do wyroku najwyższego pasterza zamknął go kłódkami swemi, pomimo opierania się Agapsowicza i Ormianów na to żalą- cych się, podług prawa swego pasterskiego. Pisał wpraw- dzie król do konsulów i miejscowego starosty list surowy i pełny gniewu, aby odszczepionych Ormianów bronili i onym pomagali, i dla tego domagali się Ormianie na mocy tego wyroku o niezwłoczne zwrócenie sobie dwóch zabranych kościołów w urzędzie konsularnym. Ale konsulowie chociaż przez swych pełnomocnych udawali się do Torosiewicza w tej sprawie, przecież nic niewskórali, bo Ormianie w piśmie kró- lewskiem wiele kłamstw napisali, więc cała sprawa dla spra- wdzenia do Jego Kr. M. z wieloma załączonemi z obu stron odwołaniami się i żalami odesłana została. Dla czego zaś ten kościół pod imieniem Śgo Krzyża nazwany został—opowiada Andrzej Wargocki kapłan w dziele swojem polskiem, pod tytułem: »Peregrynacya arabska do grobu ś. Katarzyny etc.« w Krakowie u Szymona Kempi- niego r. 1610 wytłoczonem, na karcie 44 ciekawą rzecz o tern, a to: Ze przed 12 laty jeszcze nim te budowę skończył, w tern miejscu w ogrodzie ormiańskim wyrosło drzewo, na którem znaleziono taki owoc, że jak bądź go rozerznięto, to zawsze on krzyż pański przedstawiał, podobny zupełnie do onych owoców, które w ogrodzie wielkiego mia- sta Kairu się rodzą, i w których jak bądź są rozkrojone, najwyraźniej pokazuje się wizerunek Ukrzyżowanego z zadu- mieniem arabskiego narodu, który wyznaje głupstwa owego Mahometa, jednak takowe drzewa z wielką troskliwością pie- lęgnuje. Takie drzewo rodzące podobny owoc, zostało i tu w ogrodzie znalezione, i dało powód do wybudowania ko- ścioła Śgo Krzyża. Król Władysław wypocząwszy po wojennych pracach troskach i trudach, pragnął teraz z weselszym umysłem wejść w śluby małżeńskie z najjaśn. Cecylią Renatą królową d. 6 września. Na tę weselną uroczystość podobało się także zaprosić Jego Kr. M. konsulów i miasto Lwów, osobnem pi- smem w Warszawie d. 20 czerwca r. 1657 wvdanem. Ta to jest rządzących sztuka największa, zniżyć się tem chętniej aż do poddanych, a tem samem serca ich do miłości ku sobie i uszanowania tern mocniej nakłonić. W tvm roku Kozacy za utrzymaniem swvch wolności mocno obstawali, ale im szczęście sprzyjać niechciało, rzecz zaś tak się miała: Szlachta polska i panowie królestwa, kupowali w województwie kijowskiem, gdzie Kozacy od da- wna mieli siedziby swoje, wioski i dziedzictwa, inni z hojno- ści króla Władysława przez przywileje takowe dostawali, i aby sobie z tychże dóbr dochody pomnożyć, nieprzestając na tem co mieli, nastawali na wolność Kozaków, która ich zamysłom sprzeciwiać się zdawała i dowodzili z osobistych względów publicznie przed królem i senatem, że ją pow- ściągnąć należy. Wydał więc król i senat swoje rozkazy pierwszemu wodzowi wojsk Koniecpolskiemu, aby mocną twierdzę na miejscu do ich poskromienia dogodnem wybu- dował. Wykonał rozkazy królewskie Koniecpolski, i twier- dzę Kudak zwaną nad rzeką Samarą i Dnieprem kosztem rzeczypospolitej, dosyć dogodną i do wszelkiej obrony zdatną budować zaczął; ale, że Kozacy na początku tego przed- sięwzięcia 200 ludzi rodem Niemców ze straży królewskiej ubili, i budowę rozrzucili, przeto część wojska polskiego na zimowe leże tam posłał. Zebrali i Kozacy swe siły, ale gdy ubiwszy swych wodzów w rozruchu, jakoby królowi i Polakom sprzyjających, radzili o obraniu nowych i zgodzić się nie mogli, zostali nagle od Mikołaja Potockiego za Korsu- niem między miasteczkiem Moszną i Kumejkami w sam czas zaskoczeni i nie bez straty Polaków rozprószeni, po- czem koło Borowicy oblężeni, wodza swego Pawluka na prędce obranego ze czteroma starszymi pojmawszy, pod wa- runkiem uzyskania u króla darowania winy i życia w za- kład oddali. W tvm samym roku wydarzyło się także, że sławny ów najezdnik Rusi, Kantemir Murza, wbrew wyraźnej umo- wie Turków z Polakami na polach, Budziaki zwanych, nie- daleko Białogrodu obóz swój rozbił, aby Ruś i Węgry tem łatwiej najeżdżać, i z Chanem Krymskim tak mocno się po- różnił, ze z 20,000 swoich otwarcie z nim potykać się po- ważył. Ale gdy pod Kilią 7000 swoich utracił, z rozkazu Amurata rządzcy Turków, uduszony, bezbożne łupieztwa stry- czkiem zakończył, wszystkim bezbożnym tę zostawiając nau- kę, że rzadko występnego mija na tym świecie zasłużona kara. A gdy po jego uduszeniu Tatarzy na rozkaz Turków opuścili okolice Budziackie, uzyskała Ruś większe wprawdzie ale nie trwalsze bezpieczeństwo. Szczęśliwiej daleko swój wiek przepędził Andrzej Gro- dziec kapłan świecki, który skończywszy kapłaństwa iat 54, parocha Dawidowskiego 35, podprzełożonoge szpitu ś. Ducha 11ście, a całego życia 85, w tym roku 1637 dnia 27 kwietnia życie doczesne zakończył. ROK 1638. W roku 1638 postanowili kanonicy na kapitule wal- nej : aby zaprowadzenie psałterzystów przez Kalińskiego po- twierdzono; aby dach kaplicy Zamojskiego i kościoła nad biblioteką naprawiono; aby muzyków kościelnych względem ich obowiązków napomniano i aby sposób obkadzania ołta- rzów podług zwyczaju innych kościołów przepisany, przy- jęto. Nadto uchwalili zaprowadzenie przy szkole nauczyciela dla uczenia dzieci, nakazali złożenie dziejów konsystoryal- nych w pismozbiorze kapitulnym, polecając przytem osobli- wie pierwotne przywileje, na których budowanie kościołów w archidyecezyi zasadza się, baczności prokuratora, nara- dzali się nad noszeniem Najśw. Sakramentu do chorych z wikaryuszami, i ustanowili różne inne przepisy do zacho- wania. Na tej samej kapitule wysłuchali także kanonicy niemałe zażalenie podane przez wikaryuszów przeciw zakonnym, a mianowicie, że się do szafowania Sakramentami mieszają, że prywatnie Najśw. Sakrament roznosić ważą się, że bło- gosławieństwo przed i po ślubie udzielają i t. p. Dalej na- radzali się z konsulami względem fundacyi Loickiego i Ki- ślickiego, względem przywilejów biskupich, względem ode- brania ostatnią wolą przeznaczonych pieniędzy od następców Erazma Syxta do ołtarza ś. Mikołaja, tudzież spuścizny od następców lekarza Dybowickiego i nakoniec względem wcze- snego poprawienia szkoły. Należytość za sól Drohobycką przez 21 kwartałów za- trzymaną, to jest 420 złotych odebrali kanonicy w tym roku od Mikołaja Daniłowicza skarbnika koronnego w go- towych pieniądzach i prawa swego dawnego a nieco wąt- pliwego nowe potwierdzenie od Jego Kr. M. za przyczy- nieniem się tegoż samego skarbnika wyrobić sobie posta- nowili. W tymże roku Melchior Stefanowicz kanonik lwowski, mąż pobożny i uczony dnia 17 kwietnia rozstał się z tym światem. Za nim wkrótce poszedł Piotr Brodowski kano- nik lwowski, proboszcz Jaworowski, o którym powiedziano w rocznikach, że ktoby go nazwał nietylko najlepszym w ra- dzie prałatem, ale też pobożnym sposobem życia przykład świątobliwości dającym mężem apostolskim, na pociechę lub do naśladowania dla potomności, ten pewno niezbłądzi. W kanonii po nim uproszonej od króla nastąpił Samuel Kozlarski. Ponieważ wyżej uczyniłem wzmiankę o szkole przy kościele metropolitalnym ustanowionej, nie będzie jak sądzę od rzeczy tu jej stan i początek opisać. Jak wszystkie kościoły, tak też i nasz lwowski będąc jeszeze parafialnym przed przeniesieniem archikatedry z Ha- licza, jako też będąc większą zaszczycony godnością, gdy się archikatedralnym nazywać zaczął, nauczycielów śpiewu i do innych użytków przy nabożeństwie mieć był powinien. I dla tego po ukończonej budowie kościoła, najprzód po założonym fundamencie przez króla Kazimierza, którego dla świetnych czynów wielkim nazywano, potem przez obywa- telów Piotra Stechera i Jerzego Schaltera, gdy królowi Ka- zimierzowi nad fundamenta wyżej murów wyprowadzić śmierć niedozwoliła, po ukończonej mówię budowie, jak dzieje ówczesne miasta i stary konsul Zimorowicz w dziełku swo- jem pod tytułem: »Sławni mężowie miasta Lwowa« pod r. 1400 i 1414 wspominają, zaraz konsulowie szkołę dla ucze- nia młodzieży i dla usługi w kościele kosztem miasta wy- budować starali się, która aby należyte miała zarządzenie, rządzcę czyli rektora jej naznaczyć postanowili. Co do tego zaś było uchwalone, że podług układów między Bernardem Wilczkiem arcypasterzem i urzędem miejskim lwowskim r. 1514 przez pełnomocników Zygmunta I. zawartych, konsulowie kosztem całego miasta w Wszechnicy krakowskiej jak Pi- rawski powiada, mistrza lub bakałarza wyszukiwali, i kapi- tule przedstawiali do przyjęcia, poczem jednak tenże nie ka- pitule, ale rozkazom urzędu miejskiego miał podlegać, a je- żeliby karności kościelnej ulegać niechciał, do złożenia urzę- du miał być pomuszony. Obowiązkiem jego było uczyć młodzież czy to szla- checką czy mieszczańską, a nawet żebraków, przestrzegać spokojności, zapobiegać zgiełkom i wszelkiej rozpuście, i czu- wać nad porządkiem śpiewów duchownych w kościele, a za swą pracę miał w nagrodę kanonię gremialną lwowską po- dług ustawy Kazimierza Jagiellończyka, pomimo powszechnej ustawy królestwa, zakazującej to względem osób niższego urodzenia, i pobierał jeszcze inną zapłatę, acz szczupłą niepewną, którą także Pirawski, i w księdze dochodów szkol- nych Jan Kozłowski, natenczas rządzca a potem kanonik r. 1679 wymienia. I w rzeczy samej wiele zaszczytu od początku i przez kilka wieków przynosiła ta szkoła kos ciołowi, jako synod Grochowskiego w rozd. 9 o szkole kościoła metropolitalnego zeznaje, i miała liczną młodzież tak szlachecką, jako też niższego stanu. Prawie przez dwa wieki, miała dobrych nauczycieli, którzy w sztukach i umiejętnościach wyzwolo- nych podług wzoru wszechnicy krakowskiej od pisowni aż do filozofii wiek młodociany ćwiczyli. Miedzy tymi wyszcze- gólnił się szlachetnie urodzony Andrzej Brzoska roku 1618 zmarły, pospolicie ojcem ubogich zwany, dla których nie- tylko w szkole był nauczycielem, ale nadto dla żyjących o utrzymanie, a dla zmarłych o grób, w którym sam także chciał być pogrzebanym, starał się. Tudzież Stanisław Pe- natius, którego nadgrobek na przeciw Brzoski przy bramie kościelnej od wchodu do szkoły na kamieniu długim jest wyryty. W naszych zaś czasach dla swej pilności na po- chwałę zasłużył Jan Putowski, wyzwolony filozof, który trzeciego dnia wyświęciwszy się, chorobą nawiedzony wkrótce umarł r. 1686. Tudzież Chryzostom Rucieński wyzwolony filozof, który ołtarz marmurowy czyli raczej alabastrowy Trójcy Przenajśw. za zezwoleniem sukcessorów Wolfowi- czowskich, dla wystawienia ołtarza ś. Janowi Kantemu w kościele naszym metropolitalnym, swojem staraniem prze- niósł, i ozdoby tegoż ołtarza podług możności pomnożyć starał się, jak świadczy jego inwentarz r. 1690 dnia 30 września pisany. Byli w tej szkole i inni zacni nauczyciele, których imiona w niepamięci zagrzebała dawność. Takie ojcowie Jezuici zrobili przy zakładaniu kolegium swego we Lwowie z kapitułą i z urzędem konsularnym pe- wny układ, to jest: że od uczenia pisania, i pierwszych zasad języka wstrzymywać się będą, i że 400 złotych na Strychańcach sobie od Subkowskiego arcybiskupa zapisane, na rzecz i dla osoby rządzcy szkoły odstępują, jak wiadomo z ustawy we Lwowie d. 2 października r. 1608 zrobionej, a powagą kapituły i Ojca Piotra Fabrycego prowincyała po- twierdzonej. Ale Jezuici tej umowie zupełnie zadosyć nie czynią, bo nietylko uczących się pisania i pierwszych zasad języka, jak się obowiązali do tej szkoły nieodsełają, ale nadto po- czątkowych nauczycieli w swych szkołach mają, albo przez swoich studentów początków uczą, z wielką krzywdą nie tylko dla szkół naszych, ale nawet dla kościoła naszego, który do usługi kościelnej żadnych zdatnych podług da- wnego zwyczaju usługujących niema, i tylko urodzonych w ubogich chatkach i nędznie ubranych pod czas uroczystos ci, ledwie za pieniądze znajduje. Żydzi także lwowscy tak przedmiejscy jako też miej- scy, obowiązali się płacić pewną kwotę w kadzidłach i pie- niądzach rządzcy i studentom szkoły, jak opiewają ich układy pod dniem 1 marca 1611 zrobione. Nadto miał także rządzca szkoły podług założenia urząd wikarego, tak jednak, aby gdy sam nie może, podręcznego do prac duchownych trzymał, i dla tego pod 22 września r. 1619 do wszytkich przychodów wikarym należących, wyrokiem konsystoryalnym przysądzony został. Miał on i inne dochody jeszcze, o których księga Kozłowskiego wspomina, którą kto ciekawy, niech czyta. W tym roku 1638 przedmieszczanie Haliccy wyro- kiem króla Władysława IV, pomuszeni zostali do zrobienia szańców przedmiejskich, klóremi kościoły ś. Łazarza i ś. Maryi Magdaleny podług ustawy sobie od Jego Kr. M. da- nej , swoim kosztem opasać chcieli, dla obrony swojej i miasta w przyszłych nastąpić mających niebezpieczeństwach; ale dotychczas niema żadnego śladu tych szańców. Ormianów zaś mocno niepokoiła zręczność Torosiewicza arcybiskupa, który jako roku przeszłego powiedziałem, klucze od ko- ścioła ś. Krzyża z rąk założyciela bez wszelkiego gwałtu ode- brał i sobie przywłaszczył. Od króla tedy Władysława upro- sili sobie Ormianie komisarzów: Rafała na Grochowcach Grochowskiego podkoniuszego koronnego i Alberta Pużyckiego vicestarostę wieluńskiego, sekretarzy królewskich, z wyra- źnym rozkazem danvm w Warszawie dnia 15 stycznia r. 1638, aby Torosiewicz klucze od pomienionego kościoła pod sekwestr królewski złożył, kościół zamknął, a konsu- lowie aby wezwani nieunitom pomoc dawali. Czyli wydanie kluczy nastąpiło, nigdzie nieczytałem. Za pobłażaniem szlachty wzmagająca się co raz bar- dziej z potomstwem liczba i bezczelność żydów, zaczynała już być ludowi chrześciańskiemu nieznośną, i dla tego może przeciw nim na przedmieściu krakowskiem wieczorem w po- niedziałek po niedzieli 4 po Wielka nocy mocno powstano, przyczem ich stróże nocni, inaczej cepacy zwani, pobici i pokaleczeni zostali. Zaledwie zdołano powstrzymać zapał szalonej młodzieży, a szczególniej uczniów ze szkół jezuic- kich , którzy jak się pokazało z zażalenia podanego we środę przed niedziela krzyżową tego roku, głównymi byli spraw- cami tego rozruchu. Ale żydzi także siłę siłą odparli, a na- wet pojmali kilku z katolików i trzech uczniów, których na drugi dzień po przedstawieniu w izbie radnej do sądu kar- nego odesłano. Lecz nie dość na tern, niewierni żydzi uskarzali się jeszcze, ze im tej nocy wiele szkody zrządzono, jednak niewiedzieć czy fałszywie czy słusznie. Tak to długo drażniona cierpliwość cbrześcian oburzyła się nakoniec. Go się zaś tyczy publicznych wypadków w tym roku, tedy uczynił go pamiętnym Pawluk hetman Kozaków, któ- rego wydanie roku przeszłego opisałem, śmiercią i krwią swoją, albowiem na sejmie warszawskim rzeczypospolitej stawiony z towarzyszami, gdy o dobro kozaków nikt się nie starał, dla tego może że bojaźń śmierci królestw strzeże, karę śmierci poniósł, nadaremnie odwołując się na przy- rzeczenie bezpieczeństwa, otrzymane od Adama Kisiela, pod- komorzego Czerniechowskiego a komisarza w imieniu króla, przyczem także wszystkie wolności połączone z miasteczkiem Trechtymirowem, które Kozacy na zjazd od królów polskich otrzymali, uchylone zostały, i wodzom wojskowym nadano władzę nietylko przez wyprawę wojenną niszczyć ich jako buntowników, ale oraz wszystkich wyrokowi temu przeci- wnych lub opierających się ścigać z bronią w ręku, i na- koniec, co najpierwszym było grożących nieszczęść początkiem, zaprowadzić inny rząd w wojsku kozackiem. Ubolewali Kozacy nad tern, że im słowa danego nie- dotrzymano, i że ich wódz niewinnie za sam wybór, któ- remu się oprzeć niemógł, głowę utracił; i dla tego krzy- czeli, że im z większym zapałem o całość swoją starać się należy. A gdy przybył z wojskiem wyroków królewskich i rzeczypospolitej samowładny wykonawca Mikołaj Potocki, przywitali go dzielnie zaraz na wstępie i otwartym bojem z wielką stratą stron obydwóch z nim walczyli, a potem przy rzece Starczy obóz wałem, okopem i wozami obwa- 5 rowany naprzeciw Polakom rozbiwszy, który przez lipiec i sierpień zdobyty być nie mógł, piechotę niemiecką na straży blisko ich obozu stojącą prawie całą wybili i działa ode- brali; i więcej szlachty i wysłużonych żołnierzy w tej jednej wyprawie przeciw Kozakom padło, niż w całej pruskiej nie- dawno odbytej wojnie. Tak to rozpacz pomnaża siły, a po- chopna do wielkich czynów walecznos ć otwiera nawet gi- nącym nieraz drogę do zwycięztwa. Ofiarował im wprawdzie naczelnik wojsk Potocki umo- wę, lecz Kozacy do niej zwabić się niedali, ani nikogo ze swoich, dla niewinnie zabitego Pawluka, jak powiadali, w zakład dać niechcieli. Nakłonił ich jednak do tego ale późno Potocki wielu obietnicami a mianowicie, że im na bliskim sejmie dawne wolności przywrócone zostaną, byle tylko na- czelnikowi od króla sobie wyznaczonemu posłusznymi być i podług woli królewskiej swą służbę wojskową w liczbie 6000 już dawno od rzeczypospolitej przepisanej wykonywać chcieli. Temi pobudkami skłonieni złożyli broń Kozacy, lecz i w ten czas słowa im niedotrzymano. Gdy bowiem mając sobie dane bezpieczeństwo podróży, po uczynionej ugodzie z wolnego obozu do domów swoich oddziałami, je- dnak w różne strony podzielonemi, podług swego zwyczaju po- wracali , wielu z nich wojsko nasze, częścią z zemsty za krew polską i tyle żołnierzy utraconych, częścią z szalonej pychy pobudzającej umysły polskie do wszelkiej swawoli, na drodze zabijało, a potem z domów wypędzało; a gdy nadto ich przywileje i wolności ze złym skutkiem i obojętnemi na sejmie rozstrząsano uwagami, a pokorne ich prośby od po- tężnej na ten czas rzeczypospolitej, i jak się zwykle rzeczy ludzkie zmieniają, mało ważącej, z pogardą bywały odrzu- cane; gdy naczelni wodzowie ich, mianowani przez króla raz ten drugi raz ów niepodług myśli narodu, z lekceważeniem rozkazów królewskich raczej gnuśność zamiast męztwa po- między owym ludem do czynów wojennych urodzonym za- szczepiali, przyszło w końcu do tego, iż z tej odmiany stanu Kozaków żadna wygoda i pożytek niewyniknął, oprócz zy- sków osób prywatnych, ale za to ustawiczne kraju niebez- pieczeństwa i niezmierne szkody dla rzeczypospolitej, które wiek następny wkrótce z zadziwieniem i z żalem poznał, kiedy zamiast obrony Kozaków czujnej i bezpłatnej dia strzeżenia fortecy Kudak i przeciw Tatarom najemnego gnuśnego żoł- nierza iywić musiano, którzy rzeczpospolitę,- niech mi się dla większej wiary godzi użyć słów dziejopisarza, wiele ko- sztował chłopów. Takie to nieszczęścia, które raczej łzami nie piórem opisywaćby wypadało, widzieliśmy i znosili w tym naszym opłakanym wieku. Przed tą jednak wyprawą, mianowicie ostatnich dni stycznia, zaczynała i Ruś nasza rok ten z niemałym stra- chem, ponieważ 50,000 bitnych Tatarów, wyruszywszy na pola Oczakowskie, miało zamiar rozbiedz się ztamtąd na rabunek po bliskich krainach Rusi. Dowiedział się o tern przez swoich szpiegów osobliwszej czujności wódz Stanisław Koniecpolski, a zebrawszy spiesznie wojsko przy Winnicy, i uszykowawszy je w ruchomym obozie obronnym, Tabor zwanym, posunął się w największej cichości pod Ohnatów, i zdumiałym Tatarom z gotowemi polskiemi orszakami, cze- go się nigdy niespodziewali, bitwę wydał, a ubiwszy ich 500, całą hordę do ucieczki zmusił. Bardzo wielu z nich zostało potem ubitych w drodze za nadejściem Jeremiasza Wiśniowieckiego, po części przez ścigające wojsko, a po części przez czyniących wycieczki mieszczan i wieśniaków tamtej okolicy; inni około 1000 zostali żywcem pojmani przez Piotra Łaszcza w czasie przechodu przez rzekę Sina woda, nawet w zimie błotnistą; daleko więcej jeszcze ubili Kozacy Zaporozcy na polach Oczakowskich, na których Ta- tarzy gdy klęską swą bezpieczni smutnie rozmyślali, nie- spodzianie napadnięci bezbożną swą śmiałość krwią prze- płacili; inni nakoniec rozproszeni i strachem pędzeni do swej pospieszyli Tauryi, ale ich bardzo mało powróciło. Niech się wstydzą teraz gnuśności swej wyrodni wale- cznych ojców potomkowie, którzy w swej ojczyźnie nieśmieli oprzeć się Tatarom, i ani ducha ani odwagi niemieli do odbicia łupów tylu tysięcy swych poddanych szlachty i braci, gdy przeciwnie tamci nawet w puszczach i skrytych leżach pasących trzody Scytów wyszukiwali, zabijali i krzywd swo- ich z nieśmiertelną sławą swego imienia się mścili. ROK 1639. W roku 1639 został pomnożony fundusz na dach miedziany dla kościoła katedralnego przez wyliczenie 1000 złotych podług ostatniej woli zmarłego Melchiora Oszkow- skiego. Dzieje ówczesne donoszą, że w tym roku wielki i do- tąd niesłychany między kapitularnemi wydarzył się przypa- dek. Jan bowiem Rojewski kanonik podał pod dniem 19 grudnia do kapituły ważne zażalenie przeciw Zacharyaszowi Nowoszyckiemu biskupowi sufraganowi Nikopolitańskiemu, i Stanisławowi Stamirowskiemu kaznodziei o zranienie i skrwawienie swojej osoby, nalegając na rozstrzygnienie spra- wy. Kapitulni odesłali tę sprawę pod sąd samego arcybi- skupa. U kogo i jak ta rzecz była rozstrzygnięta, dzieje następującego roku zamilczały może umyślnie dla tego, że była dla czytających nieprzyjemną, i przez zaszłą wkrótce śmierć biskupa Nowoszyckiego przerwaną została. Dowiedzia- łem się jednak od mężów wiary godnych, że za to przewinienie pomieniony biskup i kaznodzieja do reszty dachu miedzia- nego na kościele, który najprzód jak roczniki miasta świad- czą, w roku 1490 kosztem miasta a pracą cieśli Mikołaja Kloca dachówką był pokryty, a potem w skutek rozmaitych zapisów i jałmużn po długim czasie, jak Pirawski w swem dziele powiada, miedziany dach otrzymał, za karę przyłożyć się musieli. Pewny autor katolik, Michał Kloska, szukając zysku, wydał w polskim języku małe dzieło, któremu imieniem szyzmatyckiego biskupa lwowskiego dał tytuł: Aurora na ho- ryzoncie lwowskim świecąca przeoświeconemu Exarsze świę- tego tronu apostolskiego konstantynopolitańskiego itd. i na czele dzieła krzyż wybiwszy, ludziom je przedawał. Kon- systorz lwowski obstając za honorem ś. stolicy nie przy- puścił temu podchlebnemu śmiałkowi, i to pismo jak jaką piosnkę weselną publicznie z ambon zganił. Nadto rozkazał wszystkie egzemplarze złożyć w urzędzie, krzyż wyryty w obecności pełnomocnika swego zagładzić, a nakoniec dzieło to spalić; drukarza zaś ukarał karą pieniężną na korzyć ko- ścioła, nakazawszy mu surowo, aby takich dzieł niedruko- wał więcej. Miasto nasze postrzegając, ze się towary żydów co- dziennie pomnażają, dobra zaś jego obywatelów upadają i stan chrześcian z wielką szkodą się pogorszą, pierwszy raz przedsięwzięło sobie ograniczyć ich pod skrytą opieką szla- chty rozszerzone kupiectwo. Do tego bowiem czasu nie mieli żydzi wyraźnego pozwolenia od miasta, ani handlo- wać, ani rzemiosła prowadzić; ale skrytą opieką panów wspierani pod pozorem przywilejów swemi przewrotnemi sposobami jawnie i skrycie towary przedawali i rzemiosłami się trudnili, za co postrzeżeni od rzemieślników i urzędni- ków miejskich upominani byli. Za wspólnem tedy zezwo- leniem i łącznie z urzędem wojewodzińskim przepisali im konsulowie miasta prawidło względem handlu i podziału towarów bez uszczerbku obywatelów, a to na mocy samych przywilejów i ustawy Zygmunta I. króla polskiego. To roz- porządzenie przyjęli żydzi dobrowolnie i z radością, w na- dziei przyszłego prawa i przepisanym warunkom z swymi potomkami posłusznymi być obiecali. Jednakże niebyli by- najmniej posłusznymi, lecz fałszywi z wrodzonej sobie chy- trości i z wrodzonej obłudy, a zawsze stanom chrześciańskim szkodzić nawykli, prawa deptać, towary i rzemiosła pod- chwytywać, sposób do życia, i utrzymania chrześcianom odbierać, i miasto do ostatniej nędzy przyprowadzić nie wzdrygali się, ani się do tych czas niewzdrygają, tak da- lece, że wszyscy ubolewamy, iż majątki i rzemiosła chrze- ścian już do żydów przeszły, pomimo ustawy królewskiej Zygmunta I. Czytaj ustawy Jana Januszowskiego. W tymże roku na powszechnej komissyi, wyliczyło miasto dla wypłacenia żołdu wojskowego do skarbu rze- czypospolitej 102,000 złotych; które niby wkrótce zwrócone być miały, jednak nigdy niezostały wypłacone. ROK 1640. Roku 1640 w piątek po uroczystości ś. Piotra konsu- lowie jakby duchem wieszczym natchnieni, upomnieli przed- mieszczan swoich, aby pod czas pożaru wzajemnie sobie przybywali na pomoc. Aż oto niestety we czwartek po Zie- lonych świątkach o godzinie 12 pokazał się w istocie stra- szny ogień na przedmieściu krakowskiem w domu Żyda Marka śpiewaka szkolnego. Już krzyk i strach wszystko napełniał, już wiele ludzi dla gaszenia niewielkiego jeszcze wtedy ognia z wiadrami wodą napełnionemi, siekierami, ko- newkami, hakami, drabinami i innemi potrzebnemi narzę- dziami zbiegało się: gdy niegodziwi żydzi, zapewne złem sumieniem i strachem rabunków tknięci, okna i drzwi drą- gami i ryglami zawarli, i sprzęty swe jak gdyby się prze- nosić chcieli, pakowali; naszych zaś chrześcian do gaszenia ognia spieszących, i dom już w płomieniach będący wszel- kiemi siłami w potrzebie otworzyć usiłujących, łotrami, ra- busiami okrzyczanemi i innemi lżącemi słowy przezywali, i otworzyć im niechcieli. Tento głupi upór dał pożarowi czas i siłę do zniwe- czenia wszelkiej pomocy ludzkiej, ogień bowiem wzmaga- jący się bez wszelkiej przeszkody, opanował najpierw kilka dachów, potem jakby za danym znakiem przyległe zajął domy, potem odleglejsze zagarnął, przez inne gorejącemi i dymiącemi się główniami przeleciał, i większą część przed- mieścia dla wązkich ulic i mnóstwa budynków skupionych, jak gdyby w jedno ognisko zebranych opanował. Niedosyć było niewiernemu narodowi, że do klęski dał przyczynę, ale żydzi nawet do rozniecenia pożaru się przyczyniali. Bo podczas gdy ich domy i karczmy bez ratunku się dopalały, rozrzucała ich bożnica, już dawno ognia godna, na całe przedmieście i pobliższe kościoły przeciwko prawom kościel- nym jarzące głównie i kłęby ognia do koła. Żydzi zaś sami obładowani tłomakami i małpie Żydowice ze swemi obrzy- dłemi bachurami i krewnymi, jak gdyby na znak dany, tłu- mem po wszystkich kątach, osobliwie pomiędzy mury mia- sta uciekali, domy swoje ze wszystkiego ogołocone bez ra- tunku igrzyskom wiatrów i płomieni zostawiając; dla tego mszczące się za występki płomienie nieprędzej przez owe mnóstwo bud tędy i owędy przechodzić przestały, aż dopóki wszystkich pomieszkań złośliwych żydów w proch nieobróciły, A ponieważ się zawsze złe do złego przyczynia, więc i pomieszkania prawowiernych chrześcian dokoła mieszkają- cych , jako też świątynie, monastery i klasztory panien znisz- czył tenże sam ogień, tak dalece, iż w 8 godzinach więcej niż 400 domów, a między temi najwięcej żydowskich poszło w perzynę. Zgorzała znowu cała dziekańska osada, pospolicie zwana juryzdykcyą ś. Jana, z wielką nietylko dla właścicieli gruntów, ale nawet dla kapituły szkodą, o co się też kapitulni w urzędzie konsulów żalili. Srogość tej klęski uczuło także z swą szkodą miasto; aby bowiem od swego siedliska oddalić ogień przybliżający się, musiało przedmiejską łaźnię, młyn, folwarki, potem wieże, przedmurza i mury blisko ognia będące, z dachów i wierzchów sosnowych ogołocić, i ledwie tym szkodliwym sposobem miasto nagłego pożaru uszło. I to już raz trzeci z winy, z nieostrożności i ze złości żydów chrześcianie cierpieć i ubożeć musieli. Najprzód bo- wiem r. 1616, także po zielonych świętach bardzo wielka część miasta z ich przyczyny zgorzała. Powtóre r. 1625 spłonęło ogniem całe ich krakowskiego przedmieścia siedlisko. A teraz naostatek prawie w tym samym czasie i dniu, jak gdyby w wyznaczoną na to umyślnie porę po 24 la- tach od roku 1616, znowu żydzi podobnąż klęskę miastu zadali. W tymże r. 1640 Tatarzy wiedząc, że stan kozaków został odmieniony, chcieli doświadczyć przezorności nowego rządu i szczęścia. Wypadli więc w lutym w wielkiej liczbie do krajów polskich sobie najbliższych, całą okolicę Pereasław- ską, Korsuńską i dobra xięcia Wiśniowieckiego z kozaków po wojnie z Polakami w r. 1638 prowadzonej ogołocone, bez najmniejszej przeszkody sromotnie zrabowali. Prowadził wpraw- dzie posiłki w tamte, strony bitny i niezmordowany wojo- wnik jenerał wojsk Koniecpolski, ale ponieważ za chorą- gwiami polskiemi najemny żołnierz leniwo postępował, lotnych Tatarów z 30,000 jeńców i z wielką zdobyczą dopędzić nie mógł. Hetman zaś kozaków dopiero od króla mianowany, danym warunkom będąc posłuszny, i niby obawiając się su- rowości prawa, ani się nadchodzącym nie oparł, ani ucho- dzących prześladować nie śmiał. Co też często i w przy- szłych czasach się działo, że hetmani tego wojska, podług upodobania, albo dla jakowej przysługi, albo dla zysku osobistego przez króla wyznaczeni, (nie jak przedtem czynili rodacy ich, którzy przez prosty lecz walecznością zasłużony wybór dostępywali tej godności), czekając podług wyroków sejmowych na późno nadchodzące królewskie lub wodzów wojska rozkazy, patrzyli się tylko, ale nieod- wracali napadu Tatarów, bezkarnie najpiękniejsze kró- lestwa krainy pustoszących, gdy tymczasem kozacy sami z tych nowych szydząc rządów, bardzo często nad swą wła- sną szkodą ubolewali. To też z czasem pokazało się, z jak nieżyczliwym umysłem dla ojczyzny byli ci, którzy radzili, aby przemocą zniszczyć wolność kozaków i wojskowość, gdyż nietylko sobie obronę ochoczą, daremną, bez zwłoki i bez wydatków dawaną od tego czasu, ale oraz tylu pro- wineyom i tylu ludom wydarli, głównie dla tego, że naj- 6 większa siła Kozaków do wielkiej obrony królestwa służą- cych, częścią do Moskalów, a częs cią do samych Tatarów dobrowolnie przechodziła, z którymi wkrótce na zgubę swoich panów i imienia polskiego na zawsze połączyć się miała. ROK 1641. W roku 1641 dała kapituła braciom pustelnikom św. Augustyna na ich prośbę, którą przez Idziego Milera pro- wincyała, Izajasza z Bochni definitora i przez Fulgentego Wąsowicza kaznodzieję warszawskiego podali, za zezwole- niem arcypasterza i władzy miejskiej, pozwolenie do zbu- dowania kościoła i monasteru we Lwowie. Co do zażalenia podanego przez nauczyciela szkoły Mar- cina Słomkowicza do ojców towarzystwa jezusowego i ich prowincyała we Lwowie, względem przyrzeczenia nieprzyj- mowania młodzieży bez ortografii i etymologii, tudzież względem szkolarzów potajemnie po przedmieściach uczą- cych, niepowiadają dzieje co wyznaczeni do rozpoznania krzywd pełnomocnicy kapituły pożytecznego uradzili, wszakże doświadczenie dowodzi, że szkoła ta upadała przezto coraz bardziej. W tymże roku podały stany miejskie wspólnie z urzę- dem konzularnym przez swych pełnomocników wielką skargę na piśmie do kapituły, a to względem gruntów, jak powia- dali, miejskich wsi Rzęsny, gdzie około 200 morgów pod- dani arcybiskupa prawie od roku już zajmowali, i nietylko wszystkie rowy i kopce graniczne samowolnie poniszczyli, ale nawet chłopów opierających się temu pokaleczyli — za- łączywszy do tego prośbę, aby kapituła za skrzywdzonem miastem u arcypasterza Grochowskiego się ujęła, i na mocy istniejącej między niemi ugody, podług której urząd miejski około roku 1448 wspólnie z kapitułą przemocy arcypasterza Jana z całą gorliwością się opierał, u tegoż o zwrócenie za- jętych gruntów się postarała. Nad tą skargą naradzała się kapituła i odpowiedziała, że się z arcypasterzem rozmówi, co zaś zrobiła niewiadomo; sprawa się jednak rozpoczęła, jak się to niżej okaże. Ciż sami pełnomocnicy zapraszali kapitułę do wspólnej narady nad tern, jakby niegodziwym i bezczelnym postęp- kom żydów, codziennie nietylko przeciw obywatelom chrze- ściańskim, ale nawet przeciw Bogu i świętym, jego czci poświęconym kościołom, pomnażającym się, najskuteczniej zapobiedz można. Do tego wniesienia dał powód nastepu- iacv wvstepek: Jest na Krakowskiem przedmieściu bardzo ubogi szpital z kościołkiem świętego Stanisława; do tego kościołka wszedł wśród nocy pokryjomu niejaki wykrzta Mateusz, po żydowsku niegdyś Ruben zwany, z namowy niego- dziwego Borucha i bezbożnej żony jego, aby ukraść prze- najświętszą hostyę. Ale gdy ów bezbożnik tę czarną zbro- dnie wykonać zamyślał, dała moc Wszechmocnego cudowny dowód swej istności, albowiem tak wielki strach Bóg na złoczyńcę dopuścił, i tak swojej bronił świętości, iż tenże nie tylko przenajświętszej hostyi ukraść, ale nawet jako sam potem dobrowolnie wyznał, dotknąć się jej nie mógł. W złem jednak zatwardziały, gdy przeciw Bogu nic przedsięwziąć nie mógł, na rzeczy czci jego poświęcone swemi bezbo- żnemi targnął rękoma i przedmioty pod ręką będące zabrał, między któremi dwa małe srebrne naczynia. Z pierwszego wysypał na ziemię zbawienne hostye, których się dotknąć nie mógł, drugie z ostatnim olejem Św., tudzież relikwie świętych w puszkach srebrnych zawarte przez żydowską chciwość porwał i żydom sprzedał. Wkrótce jednak rzecz się wydała; świętokradzca został schwytany i na ogień ska- zany; Boruch zaś z swoją niegodziwą Żydowicą przez spie- szną ucieczkę podobnej kary uniknął. W następującym roku została ta rzecz przez pełno- mocnych kapituły i konsularnego urzędu miejskiego w do- bry sposób załatwiona, a niewierni żydzi zapłacili dla wy- nagrodzenia szkody 2000 złotych. Obywatele mieszkający na gruncie dziekańskim ś. Jana wygrali w tym czasie proces w kapitule przeciw Iwaszkowi Bernatowiczowi, który pewną część tegoż gruntu na mocy kupna jako dziedzictwo posiadając, przez lat 16 żadnego podatku nie płacił. W tym roku odbywał arcybiskup Grochowski przez 3 dni w lipcu w kościele metropolitalnym lwowskim w przy- tomności kanoników i duchowieństwa świeckiego i zakon- nego solenny synod dyecezalny, który także drukiem ogło- sił. Na tym synodzie słuchana była skarga przeciw 00. Franciszkanom, że kościół ś. Stanisława w miasteczku Ha- liczu, do parochów halickich należący, wraz z gruntami za- jęli i osiedli, a to na naleganie Stanisława Stamirowskiego kanonika lwowskiego a proboszcza halickiego. Zasądzono w prawdzie zwrócenie kościoła i gruntów proboszczowi, ale to do skutku nie przyszło. Arcypasterz Grochowski zalecił w tym roku kanonikom na pisarza kapituły Benedykta Tomieckiego, męża uczonego i cnotliwego, który był oraz pisarzem konsystorza. Prze- łożonego zaś 00. Franciszkanów w mieście, który w dzień P. Maryi Anielskiej przed ludem z haniebnem kazaniem i nie- dorzecznemi wywodami przeciwko ś. Piotrowi i prawom ko- ścielnym wystąpić się ośmielił, ukarał arcypasterz podług przepisów zboru Trydentyńskiego; kazania w archidyecezyi prawić mu zakazał i na 12 niedziel w własnym klasztorze go uwięził. Z większem jednak oburzeniem dowiedziało się miasto o świętokradzkim postępku pewnego Alberta Wyrozemskiego. Bezbożnik ten wstąpił był do zakonu OO. Franciszkanów w klasztorze lwowskim, udowodniwszy, że wprzód był kle- rykiem u OO. Reformatów. Wkrótce potem zmyślił, źe był subdyakonem i dyakonem i to świadectwami dowiódł, udając, iż je z początku z pokory taił; więc i epistołę przy mszy, i ewangelią w kościele swoim uroczyście śpiewał, a nareście widząc, ze mu kłamstwo i podstęp jest pożyteczny, aby występek występkiem pokryć, do odprawienia mszy ś. bez wiedzy swych przełożonych potajemnie raz jeden, jak sam wyznał, a dziesięć razy jak go oskarzano, bezbożnie przystąpić się odważył. Pytany o to od swych zakonnych ojców, zmyślone świadectwo święcenia pokazał, lecz oba- wiając się ściślejszego śledzenia, do OO. Reformatów już natenczas we Lwowie mieszkających, jakoby zupełnego u- wolnienia prosząc, uszedł; wszakże dla zdania sprawy przy- trzymany z własnej woli wyznał, że święcenia nadużył, że do odprawienia mszy ś., aby między braćmi nowicyuszami mieć pierwszeństwo, lekkomyślnie przystąpił, i nakoniec, że świadectwo wyświęcenia na kapłana podrobił. Odstawiony przeto przez zakonników do publicznego sądu officyałowi Skrobiszewskiemu, został po dobrowolnem zeznaniu swoich występków przed sądem oddany pod władzę świecką, to jest do kryminalnego sądu miejskiego, pod wa- runkiem jednak zwyczajnym przy duchownych, żeby kara była bez krwi rozlewu, i tam do występku nowy występek przydał, albowiem duszę swą w wiezieniu djabłu zapisał, i zapis, aby był uwolniony, swą własną krwią napisał, który jednak dla przekonania go u siebie zatrzymał. Gdy bowiem pewnej nocy w miejskiem więzieniu na wyższem piętrze nad smutnym życia swego końcem długo rozmyślał, stanął przed nim rajca piekielny postać chłopca przybrawszy, i radził biednemu, aby, jeżeli chce być wol- nym, w sądzie się zawsze kapłanem nazywał, co on kłam- liwie uczynił. Potem radził mu, żeby się albo nożem przebił, albo stryczkiem kary ogniowej uniknął. Gdy na to niezezwolił, dał mu papier, i pióro, i nóż mu podał, aby so- bie nim średni palec u lewej ręki rozranił, i własną krwią zapis, jaki mu sam szatan słowić będzie napisał, za który uczynek jeszcze tej nocy z więzienia go uwolnić fałszywie upewniał. Posłuszny był nędzny nikczemnik zwodniczym mami- dłom, i dwa żądane zapisy, zaparcia się stworzyciela, i od- dania się w moc djabłu, krwią własną wygotował, jako sam w sądzie publicznie wyznał, i jak to nieszczęsne pisma które za swoje uznał, stwierdziły. Po wybadaniu przeto znowu do więzienia odprowadzony, utracił podług prawa przywilej du- chowieństwa, jeżeli miał jaki, i został stósownie do zgrozy popełnionego bałwochwalstwa wyrokiem wydanym przez sąd karny na stos drzewa skazany. I żydzi także nowych ciągle zbrodni dopuszczać się nieprzestawali; i tak pomiędzy innemi wpadli do domu pe- wnego przedmieszczanina Jana Podwysockiego z chałastrą obozową, pod pozorem szukania rzeczy zginionych pod czas niedawno wszczętego rozruchu, obrazy święte greckim sty- lem malowane, jako to: Zbawiciela, p. Maryi, ś. Michała Mikołaja ze skrzyni wyrzuciwszy podeptali, i katolicką kobietę która tego dopuścić niechciała pobili. Nadto nie- wierny Zelik przybite na ścianie wyobrażenie Ukrzyżowanego uderzył kijem okutym w żelazo tak mocno, że na kilka ka- wałków złamane na ziemię upadło. Gdy się o tem rozbiciu i zhańbieniu wizerunku Zba- wiciela Torosiewicz arcypasterz ormiański dowiedział, spie- sznie do owego domku przybył, i ów krzyż połamany na chuście przyzwoitej na stole złożywszy, dwie świec przy nim zapalił, chcąc niejako owe zhańbienie nabożeństwem wy- nagrodzić. Lud zaczął się przez cały poniedziałek i pół wtorku do tego krzyża leżącego zchodzić, częścią z cieka- wości , częścią ubolewając nad tym czynem. O czem gdy się burgrabia zamku, Gawłowski, dowiedział, chcąc się żydom przypodobać, i rozruchom ludu zapobiedz, tłumem z piechotą do domku przypadł, zapalone świece pogasił, i wizerunek Ukrzyżowanego śmiało wziąwszy pod suknie, na zamek zaniósł. Konsystorz dwa razy go o to zapozywał, ale niewiadomo jak się ta rzecz skończyła. Parocha syzmatyckiego przy kościele zmartwychwstania pańskiego na przedmieściu lwowskiem sędzia duchowny ukarał w tym roku po poprzedniem wysłuchaniu za dane błogosławieństwo ślubne katolikowi i kobiecie syzmatyckiej. W tym czasie zaczął słynąć cudami obraz N. Maryi w Podkamieniu w kościele OO. Dominikanów, jak to xiądz Szymon Okólski przełożony lwowski i Franciszek Różycki przeor jezupolski, przed Skrobiszewskim officyałem lwowskim sądownie dowiedli. ROK 1642. Na początku roku 1642 Piotr Milewski zapisał kwotę 27,000 złotych na nowego kanonika, którą kapituła przy- jęła, a syn jego Andrzej Milewski na tym funduszu kano- nikiem obrany został. Rządzca szkoły Marcin Sklankiewicz naradzał się z ka- pitułą względem utrzymania praw swoich, i względem po- żytku dla młodzieży, żaląc się przytem na Jezuitów lwow- skich, że swemu przyrzeczeniu danemu kapitule i urzędowi miejskiemu zadosyć nie czynią i uczniów nieumiejących ety- mologii i gramatyki wbrew umowie przyjmują do szkół swoich, na co kapituła rozporządziła, aby tę skargę z na- pomnieniem przesłać OO. Jezuitom Za uczynione rozporządzenie względem gruntów ś. Jana i krok sądowy zrobiony bez wiedzy kapituły przeciw Ber- natowiczom, zostali adwokat i ławnicy skazani wyrokiem kapituły na więzienie i zwrocenie wydatków w sądach kró- lewskich. Na pobieranie dochodów biskupich w miasteczkach Szczercu i Gródku, od arcybiskupów i kapituły ustąpionych kapłanom przy kościele mieszkającym, otrzymano pozwolenie mieszkańców tamtejszych. W tym czasie przybyły do Lwowa zakonnice reguły ś. Teressy, chcąc w tern mieście zamieszkać. Wybudowali im kościół drewniany pod tytułem ś. Józefa i ś. Teressy, Jakób Sobieski wojewoda ruski i Teofila Daniłowiczowna małżonkowie. Między władzą pasterską i między zakonami, co do swych wolności wiele sobie pozwalającemi wszczynały się coraz większe najprzód zawiści, a potem zatargi i niesnaski jawne i dla tego może nie bezzasadne było podejrzenie ar- cybiskupa Grochowskiego, że od nich wyszło pismo; z je- dnego wprawdzie arkusza składające się, ale przeciw po- wadze pasterskiej wymierzone, i pod tytułem: »Sądzący sądy«, umyślnie pomiędzy pospólstwo rozrzucone. Cho- ciaż to pismo, co do wiary, nic przeciwnego w sobie nie miało, ale że władzy kościelnej i powadze paster- skiej bardzo uwłaczało, i bez pozwolenia cenzury wy- tłoczone, nowej ustawie synodalnej Grochowskiego sprzeci- wiało się, przeto publicznie w katedralnym kościele w przy- tomności ludu spalone i zakazane zostało. ROK 1643. Rok 4643 zaczął się od kłótni. Gdy bowiem z po- czątkiem roku kwota 27,000 złotych zapisana przez Mi- lewskich, którą kapituła pożyczyła Alexandrowi Dzieduszyc- kiemu na rok jeden, w czasie wyznaczonym oddaną nie została, wynikła z tego tak zacięta kłótnia, iż kanonicy przeznaczeni Maroszczyński i Milewski wioskę jego Pusto- myty najechali, i w niej mieszkać musieli, aż nareście cho- ciaż poniewolnie układ zrobiono, aby pomienioną kwotę jeszcze rok jeden Dzieduszycki u siebie zatrzymał. Na tegorocznej kapitule zprezentował kanonikom Al- bert Rumiński zakrystyan i magister sztuk pięknych sześć lichtarzy srebrnych za 2007 złotych 20 groszy kupionych, której to kwoty on, jako zakrystyan, zrzekł się na wieczne czasy. 7 Ustanowienie kapłana przy kościele św. Jana w jury- dykcyi dziekańskiej oparte na dochodach z kwoty 500 zł. i czynszach z 7 domków, nad którym prawo patronatu przy- sądzono dziekanowi kapitularnemu, zostało przyjęte i za- twierdzone. Aż do tych czas pobierała kapituła trzecią miarkę zboża od miewa we młynie na krakowskiem przedmieściu blisko wałów miejskich leżącym, które to prawo nadał jej król Zygmunt I w Krakowie r. 1512, wynagradzając cokolwiek szkody poczynione w dobrach kapitulnych przez Tatarów. Pewny jednak urzędnik mieszkający w zamku wdarł się w używanie tego prawa, i tak przez zaniedbanie używania utraciła je kapituła. Między kanonikami Witkowskim i Stamirowskim wszczęła się z przyczyny swawoli i wspólnego pobicia się służących w pomieszkaniu kanoników wielka kłótnia, przyczem Wit- kowski wyrokiem kapituły od dawania głosu i pobierania codziennych dochodów odsądzony i przed sądem arcypa- sterskim oskarżony został, ale wkrótce za wstawieniem się wszystkie prawa znowu odzyskał. Podobnież i czeladź Ewarysta Bełzeckiego, została za to, że z największym zgorszeniem ludu na kościół metro- politalny publicznie strzelać się ważyła, wyrokiem uzyska- nym za staraniem kapituły w grodzie Halickim przeciw tym bezbożnym pomimo kary innej skazana na karę pieniężną 100 złotych, które na ozdobienie ołtarza Bożego Ciała prze- znaczono. Ojcowie reguły ś. Augustyna, o których już w r. 1641 mówiłem, uzyskawszy zezwolenie od króla Władysława IV, od arcybiskupa Grochowskiego, od kapituły, od urzędu i od stanów miejskich, zaczęli z twardego kamienia i cegły budować kościół Lauretańskim zwany naprzeciw walów miej- skich, do którego Jan Sulikowski, dziekan kapituły tak szczęśliwie kamień węgielny założył, że potem małżon- kowie Piotr de Minoga i Elżbieta de Sienno Minoga swoim kosztem do reszty go zbudowali. Lecz się wkrótce ten ko- ściół niepodobał Ojcom Augustyanom, zaczem przeniosłszy się do kaplicy ś. Anny, żydom go i wróblom zostawili. Względem szpitalu ś. Łazarza mieli kapitulni z Domi- nikanami wielką i kosztowną sprawę, i wyroki przeciw tymże ojcom zyskali; ale że o tej sprawie niżej obszerniej mówić będę, więc tu zamilczam. Jakób Scholz doktor prawa i konsul lwowski zapisał w te- stamencie potwierdzonym przez xiędza oficyała Skrobiszew- skiego dla czterech kapłanów kwotę roczną 300 złotych, nadto pod pewnemi warunkami browar i kamienicę na po- mieszkanie z małą kaplicą na cmentarzu Szulcowską zwaną, w których posiadaniu do tych czas jeszcze szczęśliwie zostają. Nie wiadomo jednak dla czego Alberta Ostrogórskiego obywatela lwowskiego ostatnia wola, podług której między innemi pobożnemi zapisami, na sztuczne ozdobienie i oma- lowanie wewnątrz naszego kościoła metropolitalnego, na wzór kościoła Bernardyńskiego, 2000 złotych natychmiast wyliczyć rozkazał, uskuteczniona niezostała, gdyż wewnętrzna postać naszego kościoła żadną sztuczną ozdobą się nie od- znacza. Jak stokroć szczęśliwszy, kto ciepła ręką nie mar- twą dobrodziejstwa czyni. Tak ponieważ na kaplice św. Marka i św. Marty 500 złotych ze czteroma czynsz płacą- cemi mieszkańcami sam za życia naznaczył, utrzymał się ten zapis i trwa dotąd jeszcze. Do kaplicy konzulów Szulcowską zwanej, a obok ci- borium w kościele naszym od południa znajdującej się, otrzy- mał Dominik Hepner lekarz i ławnik dla dopełnienia woli ojca swego pozwolenie, relikwie świętych zawarte w dwóch urnach, z których jedne przezacnemu Marcinowi Nikanorowi Anczowskiemu ofiarował Ojciec Michał Rugio zakonnik z kla- sztoru ś. Filipa Nereusza z pargaminem pod datą w Rzymie r. 1635 d. 5 czerwca, a drugą tegoż ojciec Paweł Hepner kon- sulom lwowskim z równym dowodem datowanym z Rzymie w tym samym roku dnia 18 listopada obowiązując się nadto przeprowadzić takowe z kamienicy swojej, w obwodzie miasta będącej, z uroczystą processyą i po poprzedniem rozpoznaniu urzędowem postawić na ołtarzu przez tegoż Pawła Hepnera tamże w r. 1633 założonym. Arcybiskup Grochowski przez wzgląd na świeżo zapro- wadzoną godność szufragana swego, Andrzeja Sredzińskiego zapisał mu wieś Czernuszowice z dóbr swoich arcybisku- pich za zezwoleniem kapituły, i tę wieś ze wszystkiemi do- chodami i pożytkami, bez żadnego zastrzeżenia dla siebie wraz z kościołem parafialnym Szczerzeckim do szufraganii przyłączył, z tern zabezpieczeniem, że także następujący po nim arcybiskupi tegoż szufragana w używaniu pomienionej wioski i kościoła, tudzież dochodów z nich wypływających, utrzymywać będą. W roku przeszłym potwierdziła kapituła fundusz Ba- ranowskiego dla kapłana przy kościele ś. Jana ustanowio- nego, teraz zaś w r. 1644 dała pozwolenie temuż kapła- nowi do wymierzenia gruntu kapitulnego na dom dla ka- płana i kościelnego przy wspomnionem kościele. Zrobiono tedy wymiar wszerz łokci 40, a wzdłuż łokci 79, który potem przez oficyała Skrobiszewskiego z wyszczególnieniem domów, gruntów, czynszów i powinności, jako też nada- niem prawa opiekuństwa dziekanowi kapitulnemu potwier- dzony został. Arcybiskup ormiański Torosiewicz doręczył kapitule pismo od kardynała Antoniego Barberiniego datowane z Rzymu d. 44 lutego r. 4643, w którem tenże imieniem ś. towarzystwa dla rozkrzewiania wiary ś. kapitule dziękował, że wspomnionego arcybiskupa przeciw usiłowaniom Ormia- nów odszczepionych broniła, a oraz jak najusilniej ją prosił; aby mu i nadal kiedy tylko będzie potrzeba pomoc dawała, i do nakłonienia Ormianów do posłuszeństwa dla niego, i do pojednania się zupełnego z kościołem rzymskim wedle sił do- pomagała. Kapituła przyjęła to pismo z należnem. uszano- waniem i poczytując sobie za zasługę dopomaganie temuż Torosiewiczowi w tak zbawiennem dziele, i nadal swą pomoc mu ofiarowała. Katolickiej gminie Niemców nadała kapituła w tym roku specyalny przywilej, aby w kościele ś. Ducha nabożeństwo w niemieckim języku bez przeszkody odprawiać mogła, i aby tym sposobem także innych Niemców i heretyków do nabożeństwa przez wspólne używanie języka niemieckiego za- chęcając do przyjmowania wiary katolickiej łagodnie na- kłaniała. Do archidyecezyi przybył nowy kościół, który Krzy- sztof Wierzchowski, miecznik Halicki w miasteczku swem dziedzicznem w Skałacie z ciosowego kamienia pod nazwą Wniebowzięcia Maryi Panny nowo zbudował i prawo opie- kuńcze nad nim kapitule nadał, gdyby właściciele miasteczka od wiary katolickiej odstąpić mieli. W tych czasach zaczął słynąć cudami obraz Maryi Panny w kaplicy Domagaliczów na cmentarzu, którego po- czątek jest takowy: Albertowi Domagaliczowi obywatelowi i ławnikowi lwowskiemu i Katarzynie z Wolfowiczów - mał- żonkom, umarła była córka maleńka Katarzyna d. 19 czer- wca r. 4598, na pamiątkę której jako wnuczki swej Józef Wolfowicz obywatel lwowski i jeometra z sztuką malarską obeznany na tablicy drewnianej wysokiej nad 1 łokieć, a szerokiej na 3 ćwierci wizerunek Najśw. Panny na tronie siedzącej, i dzieciątko Jezus w prawem ręku piastującej, z większą pobożnością niż sztuką, którą się nietrudnił, wy- malował, i po prawej stronie tego obrazu żeńskiego jeni- usza niby wnuczki swojej w modlącej się postaci umieściwszy, podług ówczesnego zwyczaju na wzór nadgrobku te dwa wiersze podpisał: W tej ziemi złożył drogie zwłoki mocno stroskany Córki ojciec i pomnik wystawił. Na chwałę Bogu Najwyższemu i ś. Katarzynie. Albert Domagalicz najukochańszej córce ojciec w naj- większym pogrążony smutku. Umarła roku 1598 dnia 19 czerwca. Ten mały wizerunek zawiesili rodzice w framudze ściany cmentarza na przeciw wielkiego ołtarza niby smutną dla swego żalu pociechę nad grobem pogrzebanej córki, ale Bóg dobrotliwy wejrzał na ten nikczemny pomnik ku czci swojej zawieszony, gdyż wkrótce zaczęto spostrzegać na tyra obrazie rozmaite cudowności znaki, a pomiędzy innymi widzieli także: Walenty Długoszowicz kapłan świecki, przy kaplicy męki pańskiej ogrojcem zwanej, mieszkający, tu- dzież Katarzyna Stołkowna panna poważna z wieku i bo- gobojności nie raz i nie rzadko ten wizerunek światłością otoczony, i zrazu o tern milczeli, ale później gdy słabością nawiedzeni, za przyczyną Matki Boskiej zdrowie odzyskali, zeznali to i ogłosili publicznie, że ten ołtarz Maryi jest ulubiony. Zasłynął tedy ów obraz cudownością swoją po całym kraju, i pierwsza ze wszystkich Anna Kisiołkówna obywa- telka lwowska, która na gwałtowne drzenie serca bez na- dziei życia długo cierpiała, a w końcu modłami krewnych do tego obrazu polecona, wkrótce do dawnego wróciła zdrowia, ofiarowała pomna doznanego dobrodziejstwa do obrazu tego srebrną tablicę, wyobrażającą serce, i sukienkę jedwabną złotemi kwiatami szytą, którą i teraz jeszcze pod złotą blachą widzimy, poczem także i wiele innych osób ubiegając się w pobożności śluby swe przy tym obrazie cu- downym podług woli z wdzięcznością wypełniało. Nie mógł juz dłużej arcypasterz Grochowski być obo- jętnym na nabożność ludu tylu ustami sławiącemi dobro- dziejstwa boskie. Przeto złożywszy radę z członków kapi- tuły i z mężów biegłych w prawie i sam z swego urzędu pragnąc dociec lepiej prawdy, wizerunek ten ze ściany do małej kaplicy Szolcowskiej w kościele przenieść i pod zam- knięcie podług przepisów złożyć rozkazał r. 1644. Lecz to miejsce było dla licznego zgromadzenia za szczupłe, W roku tedy 47 po śmierci małej siostry Ka- tarzyny i po zawieszeniu wizerunku, wzbudził Pan ducha tak wielkiej pobożności w bracie jej Janie Domagaliczu adwo- kacie Władysława IV króla polskiego i szwedzkiego, i w Jakóbie Gidelczyku lekarzu, który wnuczkę Józefa Wolfo- wicza miał za małżonkę, że ci obadwaj mężowie wzajemnem pokrewieństwem z sobą połączeni, z gorliwości w nabożeń- stwie dla uczczenia panienki najszlachetniejszą z sobą rozpo- częli walkę, i dopóty od tego sporu w konsystorzu lwow- skim względem pierwszeństwa prawa do zbudowania kapliey na pamiątkę panienki odstąpić niechcieli, dopóki konsystorz tym sprzeczkom przez ostateczny wyrok końca nie położył. Pierwszy tedy Jakób Gidelczyk kaplice naprzeciw rynku miejskiego na prawym boku kościoła dosyć ozdobną, lecz dla ludu za kaplicą modlącego się nie dogodną i w obwo- dzie swoim za ciasną, na tymże cmentarzu z ciosowego ka- mienia i z cegły palonej wybudował; Jan zaś brat zmarłej i siostra Katarzyna dewotka, Domagaliczowie, później wpra- wdzie ale stósowniej i dla nabożeństwa dogodniej z tyłu wielkiego ołtarza, gdzie przedtem był wizerunek, świątynię postawili, którą arcypasterz Grochowski poświęcił, i święty ten wizerunek do niej uroczyście przeniósł. W tym roku dali żydzi znowu powód do krwawych rozruchów, a to w następujący sposób: Mały chłopiec syn cieśli Alberta Skubika zaszedł był w piątek przed trzecią nie- dzielą po wielkiej nocy pomiędzy domy żydów, igrając po dziecinnemu z równemi sobie w wieku na ich ulicy, pospo- licie miejską ulicą żydowską zwanej, ale gdy w końcu może z rozpusty od żydów kańczukami mocno pobity i w głowę raniony płaczem i narzekaniem do litości nad sobą chrze- ścian pobudzał, został przez dworzanina arcypasterza Gro- chowskiego, nazwiskiem Jordana, z rąk bijących go wyr- wany i do pałacu arcybiskupa przez rynek z płaczem zapro- wadzony. Tymczasem poraieniony ojciec szukał syna swego pomiędzy żydami, ale ponieważ oni szukającemu z pogardą odpowiadali i on sam także gniewem i miłością ku synowi pobudzany, ani od słów ani od pogróżek się niewstrzymy- wał, przyszło ztąd wkrótce do większych kłótni, a gdy się później najprzód z ciekawości, a potem na pomoc chrze- ścianie zbiegać zaczęli, wybiła dla żydów smutna i nieszczę- śliwa godzina 23 podług zegaru większego, albowiem za wyrządzone przez ich podstępy szkody, i dla ich bezbo- żności chrześcianom słusznie znienawidzonej, powstało po- wszechne poruszenie. Bito tedy wszędzie żydów na ulicy, z których jedni uciekali, drudzy którzy się bronić i opierać ważyli, zostali mocno potłuczeni i pokaleczeni, innych zaś którzy albo się w swych domach ukrywali, albo dzielnie bronili, na miejscu pozabijano. W kamienicy tak zwanej Jelonkowskiej porozbijało rozjuszone pospólstwo wraz z szko- larzami wszystkie sklepy, połamało zapory, i zrabowawszy w nich pieniądze i towary, zrządziło żydom bardzo znaczną, na wiele tysięcy przez nich szacowaną szkodę; a i w in- nych także kamienicach przez żydów zamieszkanych powy- łamywała rozpustna młodzież bramy, porozbijała zamki, po- burzyła wyższe sklepienia i przetrząsając wszystkie kąty, rany dla wieku a strach dla wszystkich żydów tern większy że w nocy roznosiła. Dla bezpieczeństwa więc miasta i obrony żydów czuwały nocne straże miejskie na miejscu potyczki, ale że natarczy- wości rozhukanego pospólstwa powstrzymać nie mogły, przeto obywatele sami straż posiłkować pomuszeni byli; dla po- strachu dano nawet kilka wystrzałów z dział, strzelano z ka- rabinów, kulami nabitych i używano pałaszów, ale ponieważ to wszystko podczas ciemnej nocy i w zamieszaniu się działo, więc także i inni obywatele a nawet niewinne kobiety, może dla ciekawości zbiegający się, od swych własnych współobywateli pozabijani, swoją ciekawość widzenia śmiercią przepłacili. Przemogły jednakże w końcu straże miejskie, i pojmawszy ojca pomienionego chłopca, Skubika, i kilku szkolarzów ze szkoły katedralnej, tudzież ze szkół jezuickich, chociaż mniej winnych i przez żydów mocno pobitych i po- kaleczonych, do aresztu miejskiego ich zaprowadziły. Ale nazajutrz gdy winowajców stawiono przed sądem, który dla schwytanych także kilku ze szlachty był umyślnie 8 złożony, ponieważ przekonani być niemogli, byli sędziowie tego zdania, żeby ich wszystkich na wolność wypuścić. Sąd bo- wiem szlachecki zasądził uwolnienie dla szlachty, utrzymu- jąc, że rozruchu niezrobili, żydów niebili i pieniędzy nie- brali; miejski zaś sąd mniemał, że żydzi są bliższymi do przekonania jako oskarzeni i żądał aby się przez przysięgę uniewinnili; ale sąd królewski uchylił obydwa te wyroki, dla uniknienia krzywoprzysięstwa, i skazawszy szlachtę, je- żeli udowodni szlachectwo swoje, za to że się ważyli wmię- szać do rozruchu, na odsiedzenie w wieży po kilka miesięcy, a w przeciwnym razie na wygnanie z kraju i utratę wszyst- kich dóbr ruchomych i nieruchomych, aby tak wygnaniem lub nędzą występek swój zagładzili, zostawił co do żydów dla danej pobudki do rozruchu wolność użycia prawa są- dowi miejskiemu. ROK 1644. Dwa roki już minęło jak z klasztorem lwowskim OO. Dominikanów toczyła się nieustanna kłótnia względem za- rządu w szpitalu ś. Łazarza , a chociaż w tym roku 1644 zdawała się już być ukończona, to jednak w istocie jeszcze ciągle trwała, prowadzona z wielkimz apałem, i nietylko kon- systorz i nuncyusza apostolskiego, ale nawet wszystkie urzędy dworu rzymskiego zatrudniała. Dominikanie chcieli świec- kich prowizorów obieranych przez bractwo różańcowe na zasadzie swoich zakonnych przywilejów uwolnić z pod ju- ryzdykcyi i od wglądania w ich zarząd przez biskupa, i utrzymywali, że szpital ten przez bractwo rożańcowe i wła- snym jego kosztem został zbudowany, i pod zarządem brac- twa zostawał, jak to napis na kamieniu nad jałmużnią między herbami Pruchnickiego położony i teraz zaświadcza. Przeciwnie zaś kapituła odwoływała się w tej mierze nietyłko na prawo fundacyi, która przez jej przeszłego ar- cypasterza Jana Pruchnickiego, pomienionego szpitalu pierw- szego fundatora, jak go pismo króla Władysława, na par- gaminie w r. 1634 temuż szpitalowi łaskawie dane, nazywa, tudzież przez innych kapłanów została uskuteczniona, ale nadto na powagę zboru Trydenckiego, który na posiedzeniu 25 w rozdziale 8 nadał biskupom pomimo wszelkich wy* jątków i zwyczajów prawo wizytowania szpitalów, tudzież na prawomocność dekretów synodalnych o doglądaniu i za- rządzie szpitalów, przez stolicę apostolską potwierdzonych, a naostatek na ciągłe używanie prawa zwierzchnictwa, na mocy którego kapituła od pierwszego założenia szpitalu co- rocznie od prowizorów rachunki odbierała i do sprawdza- nia ich członków z swego grona wyznaczała; stwierdzając przytem innemi jeszcze dowodami swoją intencyę do czu- wania nad ubogimi. Wszakże same już napisy u wchodu przechodzącym do czytania przedstawione głoszą publicznie, że arcybiskup Pru- chnicki razem z wyżnamienionem bractwem rożańcowem, o którem także jest wzmianka, rzeczonego szpitalu najpier- wszym był fundatorem, z których przynajmniej jeden, w na- stępującej treści nad progiem kościoła na marmurze literami wyryty, na dowód tu przytaczam: BOGU NAJWYZSZEMU. Witaj przychodniu! i zastanów się, gdy ci się podoba. Może się kiedy obiła wieść o twoje uszy, przypomnijże so- bie i teraz Andrzeja na Pruchniku Pruchnickiego, którego natura panem na Biblu spłodziła, a cnota wychowała, wy- pielęgnowała i uczyniła dla ojczyzny najwaleczniejszym wo- jownikiem dopóki wiek dozwalał. Za ojczyzną posła najmądrzejszego, w ojczyźnie sena- tora najroztropniejszego, w kościele administratora opactwa, jakiego tylko pędzel Benedykta—biskupa, jakiego pióro Pawła określićby mogło, nakoniec arcybiskupa, który z nasienia niebieskiego wyrosłszy, setny wydał pożytek. Wiele to la- torośli wypuściła jego chrześciańska hojność, w jak wielkie rozrosła się gałęzie! Opowiadać to zawsze Lwów będzie, tudzież lwowski, krakowski i sieciechowski kościół. Ten z swoim klasztorem, ów z swojemi kapitułami, zgromadze- niami , kupiectwem i akademią nauk opiewać to będą. Mię- dzy tymi prawdziwej chwały głosicielami jako najmłodszy Beniamin, ten dom ś. hojną Pruchnickiego prawicę sławić będzie na wieki, który on na chwałę Boga najwyższego, na cześć Matki niepokalanie poczętej i Świętych pańskich: Jana, Andrzeja, Ambrożego i Łazarza, któremu dwa razy żyć i dwa razy umierać potrzeba było, jak niemniej na cześć Łazarza żebraka zbudowawszy, dostatecznym posagiem, i rozmaitemi darami hojności swojej przyozdobił. Przychodniu! za bo- gobojną duszę arcybiskupa serdecznie westchnąwszy, życz ojczyźnie, miastu Lwowu i żebrakom podobnych senato- rów, pasterzów i rodziców. Umarł w r. 79 życia swego, arcybiskupstwa w r. 17, a od narodzenia Zbawiciela 1633. Gdy tak kapituła i Dominikanie z chwalebnym zapałem, bo o dobro ubogich, z sobą walczą, wydali Szczepan Sie- ciński kantor i Stanisław Slrumszewicz obojga praw doktor kustosz katedralny przemyski, jako synodjalni sędziowie i umyślnie od Urbana VIII wybrani komisarze d. 2 paźdz. r. 1644 na zwyczajnym sądzie takowy wyrok, aby prowizo- rowie szpitalu ś. Łazarza po swoim wyborze przed zwierz- chnością biskupią stawili się, aby dla zarządu i zawiady- wania dobrami szpitalnemi o potwierdzenie zwierzchności miejscowej prosili, i rachunki swego zarządu na żądanie przełożonemu miejsca lub kapitule przedkładali. Temu wy- rokowi byli posłusznymi prowizorowie, arcypasterzowi Gro- chowskiemu przedstawili się, do rządzenia doehodami po- mienionego szpitalu zupełne pozwolenie otrzymali, i rachunki przez kilka lat nie robione zrobili, do czego nietylko może naglącemi pismami pomienionych komisarzy, ale także dwoma rozkazami króla Władysława pomuszeni zostali. Lecz to wszystko wyrok rzymski r. 1646 nadeszły odmienił, jak się niżej okaże. Daleko zaciętsze jednak były spory z prywatnej pocho- dzące urazy, których taki był początek: Piotr Brodowski kanonik lwowski a proboszcz jawo- rowski, miał na przedmieściu swej parafii podległy kościół, czyli kaplicę ś. Mikołaja pod swem staraniem i zarządem duchownym. Przychodzili tam w przyzwoitym czasie kapłani reguły Śgo Dominika pod pozorem nabożeństwa dla odpra- wiania mszy ś. w tym kościele, i łatwo dla grzeczności za- rządzców tegoż kościoła przypuszczanymi byli do ołtarza, ale gdy im to coraz częściej pozwalano, wydarzyło się pe- wnego dnia, że klucze kościoła z rąk kościelnego odebrali, i pod zmyślonym pozorem ten kościół bez żadnego zezwo- lenia parocha sobie przywłaszczyli, jako się na to rzeczony Brodowski w swym testamencie mocno żali, i Łukasz Wit- kowski proboszcz jaworowski potwierdza. Wszczęta z tej przyczyny kłótnia ciągnęła się długo nawet pod czas zboru dyecezalnego, i na powadze tegoż dał Grochowski następnemu proboszczowi jaworowskiemu Łukaszowi Witkowskiemu pozwolenie, aby kościół ten od 00. Dominikanów, którzy już nowy kościoł z mocnego muru w miasteczku bez pozwolenia pasterskiego budować zaczęli, prawnie odebrał, co też wspomniony Witkowski bez kłótni uskutecznił, choć potem wnieśli Dominikanie przeciw niemu lżące zażalenia do konsystorza. Później otrzymał tenże Wit- kowski także wyrok nuncyusza apostolskiego, nakazujący Dominikanom zupełne zwrócenie kościoła, i przeor Jawo- rowski oświadczył nawet w konsystorzu, że jest gotów do całkowitego zwrócenia kościoła proboszczowi miejscowemu; jednak nieprzyszło to do skutku, i może na mocy jakiego późniejszego wyroku ciż ojcowie ten kościół do tych czas zatrzymują. Potem zaczął był niejaki Felix Radkowski czyli Ra- kowski nieszczęśliwy dla siebie i dla wielu innych proces. Złożył on był w zakonie domikańskim śluby zakonne, lecz potem przeciw tym ślubom uczynił zarzut, że były niewa- żne i przez wyrok biskupa Kamienieckiego, może podług zasady zboru Trydenckiego, został od tychże Ojców uwol- niony; później zaś zostawszy kapłanem świeckim, wydał tymże Ojcom proces względem zwrócenia mu niewydanych rzeczy i pieniędzy do 2758 złotych wynoszących, i po ukoń- czonym w konsystorzu processie, może z słusznej i na pra- wie przeciw uwolnionym od prawa ugruntowanej przyczynie, u officyała Skrobiszowskiego wyrok zwrócenia mu rzeczy i wyrok klątwy na Ojców d. 12 września r. 1642 uzyskał. Dominikanie zaś twierdzili, że u nuncyusza apostol- skiego komisyę do rozpoznania tej sprawy dla siebie wy- wyprosili; na mocy czego tegoż Radkowskiego, od lat 9 na świat puszczonego a nie powoływanego napowrót sami w swym klasztorze osądzili i apostatą ogłosili. To twier- dzenie, tamujące proces, przytaczali oni często w sądzie prze- ciw rzeczonemu Rakowskiemu. I dla tego też ów inter- dykt, czyli klątew na ich kościół rzucona, chociaż z ka- zalnic ją głoszono, niewiele znaczyła, ani też słuchał lud na nabożeństwo uczęszczający rozkazów pasterskich, z któ- rej to przyczyny wiele ludzi od kościoła odłączonych zo- stało. Ale i Ojcowie sami unieśli się niepotrzebną dumą; chociaż bowiem mogli innym jakowym i łatwym sposobem odzyskać swoje prawa i przywileje, woleli przecież szkodli- wych i sławie swego zakonu uwłaczających chwycić się środków. Chorował na ów czas tenże Radkowski, i dla ubóstwa leżał w domu szpitalnym przy kościele ś. Łazarza. Dnia o listopada przyszło tam 5 czy 6 Dominikanów z służącymi uzbrojonymi w kije ukryte pod płaszczami, któ- rzy gdy do rzeczonego szpitalu weszli, natychmiast do koła łóżko chorego obstąpili, tegoż z łóżka podnieśli, w habit za- konny wzbraniającego się i krzyczącego, że mu gwałt za- dają, ubrali, i nazywając go swym bratem z hałasem gwał- townie z szpitalu wyciągnęli i z sobą z zadziwieniem po- spólstwa, w takim razie zbiegać się zwykłego, chociaż ka- płan miejscowy temu się sprzeciwiał, do klasztoru upro- wadzili. Z powodu tego czynu, wszystkim wiadomego, we- zwano najprzód Dominikanów, aby gwałcicielów świętego miejsca, mającego wolność kościelną, sprawiedliwie ukarali, i całą rzecz zaspokoili, co sam arcybiskup Grochowski są- downie radził. Ale gdy sobie to wszystko lekce ważyli, uznano, że za zgwałcenie ś. miejsca i niewykonanie spra- wiedliwości, jak niemniej za używanie na złe swych wol- ności, zasłużyli na wyrok klątwy, i kościół ich pod inter- dykt poddano. Udawali się oni wprawdzie do namiestnika apostolskiego, od którego najprzód uwolnienie od klątwy i interdyktu, tudzież uchylenie wszelkich wyroków przeciw nim wydanych otrzymali; jednak z jakim skutkiem rzeczona sprawa Rakowskiego ukończona została, i gdzie jego sa- mego Ojcowie podzieli, nic zgoła o tem w rocznikach zna- leść niemógłem, jak również i o tem: Jak sie to właściwie stało, że officyał Walenty Skro- hiszowski przez tychże Ojców, za to niby, że wyrokowi na- miestnika apostolskiego zadosyć nieuczynił, po kościołach wyklęty został, kiedy ojcowie żadnego dowodu na to nie- mieli, a tenże Skrobiszowski przez śledztwo i stawionych świadków podług wyroku namiestnika apostolskiego przed arcypasterzem Grochowskim zupełnie się oczyścił i wyrok na swą stronę uzyskał. Mocą tego wyroku zostali sprawcy rzeczonego ogłoszenia na kary w prawie wytknięte jako oszczercy skazani, do odwołania publicznego pomuszeni, i do zwrócenia kosztów sądowych wezwani; ale i od tych kar umieli Dominikanie ochronić się, za pomocą swych przywilejów. Tego samego niepomyślnego losu musiał doświadczyć także niejaki Piotr Maroszezyński, którego również Ojcowie Dominikanie niewiedzieć dla czego ? z kazalnic w kościołach klasztornych za wyklętego ogłosili, pod pozorem że się sprzeciwił wyrokowi namiestnika apostolskiego. Pokrzywdzony tak niesłusznie Maroszczyński, zapozwał OO. Dominikanów dla usprawiedliwienia się z tego przed sąd arcypasterza Gro- chowskiego. Stawili się wprawdzie Dominikanie, ale nie- wchodząc w żadną sprawę, i oświadczywszy uszanowanie swe dla władzy pasterskiej, odpowiedzieli wręcz, że są z pod prawa wyjęci, wyszli z sali sądowej i znowu od pozwu za pomocą przywilejów swoich się wykręcili. W tych i następnych sądowych wypadkach słusznie dziwić się wypada, dlaczego powaga pasterska tak upor- czywie przy swem pierwszeństwie obstawała, kiedy mogła łatwo rzecz swoją namiestnikowi apostolskiemu, jako zwierz- chnikowi uwolnionych od prawa, lub tez samemu papieżowi w Rzymie przedstawić i przytoczeniem jasnych dowodów po- krzywdzenie swoje wykazać. Ale ona wolała z przyczyn błahych i żadnego końca nieobiecujących w własnym sądzie nadaremnie się kłócić, i znaczne wydatki z uszczerbkiem swej sławy a bez pożytku dla kościoła łożyć, niż stolicy ś. o nadużyciach towarzystw zakonnych, zawsze z pod władzy pasterskiej się uchylających, pokornie donosić, i od niej rozstrzygnienia spraw cierpliwie oczekiwać. Niemniejszy zapał pokazał się także w kłótni wzglę- dem procesyi z najśw. Sakramentem w oktawę Bożego Ciała przez rynek miasta odbytej. Grochowski bowiem żądał, aby i Dominikanie dopełnili jego rozkazu zabraniającego wszyst- kim zakonom na mocy przepisów synodalnych, aby pro- cessyi publicznej po za swoim kościołem i cmentarzem z najśw. Sakramentem nie odbywali. Inni zakonnicy skromnie ten zakaz przyjęli, ale Dominikanie przez swego przełożo- nego hardo mu się sprzeciwili, i oświadczywszy wręcz, że jeźli dla niepogody nie będzie można w oktawę odbyć pro- cessyi, odbędą ją w następującą niedzielę,— słowami uwła- czającemi powadze Grochowskiego chwaląc się wyłączeniem od prawa, posłuszeństwa mu odmówili. Jakoż istotnie odbyli Dominikanie pomimo rzeczonego zakazu w oktawę Bożego Ciała uroczystą procesyę przez miasto z najśw. Sakramentem, wszelako nie uszło im to bezkarnie; albowiem (powiadam to tylko, co słyszałem od ludzi z wieku i powagi czci godnych) gdy pomienieni Oj- cowie koło arcybiskupiego pałacu w obwodzie miasta będą- cego przechodzili, odebrał kanonik czyli kapelan arcypasterza na wyraźny jego rozkaz monstrancyę z najśw. Sakramen- tem z rąk celebrującego kapłana i do pokoju arcypasterskiego należycie przygotowanego z uszanowaniem ją odniósł, a Oj- cowie musieli potem przerwaną procesyę z krzyżem tylko do swego kościoła odprowadzić; ale o tern w rocznikach nic nie znalazłem. O tem tylko wspominają dzieje konsystoryalne obszer- nie, że Dominikanie wezwani za to lekceważenie powagi pasterskiej przed sąd Grochowskiego, wprost odpowiedzieli, że są wyjęci z pod prawa, i przywileje mu swoje względem processyi na Boże Ciało bez zażądania przedłożyli. Ale ponieważ wszystkie przywileje te tylko pod wa- runkiem nie nadwerężania praw pasterza miejscowego były im pozwolone, a instigator w swej odpowiedzi przeciwny krok dowodził, że Ojcowie sarni przemieniwszy dzień obrany raz na zawsze, to jest niedzielny, na oktawę, ustanowieniu rzymskiemu sprzeciwili się, i ustawę ś. kongregacyi wzglę- dem obrzędów w r. 1642 d. 18 stycznia wydaną przekro- czyli , przeto otrzymali oni pomimo połączonych przywilejów potępiającą odpowiedź od samego Grochowskiego. A po- nieważ wyrokowi temu posłusznymi być niechcieli, więc niektórzy z nich za wyklętych, inni za występnych od tegoż Grochowskiego ogłoszeni zostali, a ich kościół pod inter- dykt podpadł i uczęszczanie do niego prawowiernym za- bronione zostało d. 17 czerwca 1644. Wprawdzie pozwo- lili sobie niektórzy obywatele i obywatelki miasta Lwowa przekroczyć ten zakaz i odwiedzali pod czas interdyktu ich kościół, ale też za to przez wyrok konsystoryalny surowo ukarani, a niektórzy nawet z kościoła wyklęci zostali. Naostatek namyślili się przecież Dominikanie i uznaw- szy błąd swój, pokorą chcieli go naprawić prosząe o prze- baczenie Grochowskiego, którego też i łatwym do przeba- czenia znaleźli. Ale ponieważ obraza powagi pasterskiej była publiczna i wszystkim wiadoma, wiec też publicznego przeproszenia potrzebowała. Jakoż w istocie uczynili temu zadość przełożeni Dominikanów, albowiem przybrawszy so- bie po dwóch przełożonych z innych zakonów, tudzież kilka osób z urzędu miejskiego, a Marcina Anczowskiego i kilku innych z grona ławników, w przytomności kapituły otacza- jącej arcybiskupa przeprosili tegoż Grochowskiego pod wa- runkiem, aby występni Ojcowie o uwolnienie swoje tego prosili, do którego to prawem należy. Tak tedy interdykt uchylony, i pokój pożądany między ś. zakony powrócił. Takiego samego losu doznały także zakonnice reguły ś. Dominika przy kościele ś. Katarzyny na przedmieściu, które za obcowanie z niejaką Elżbietą Kampianową i z przy- czyny jej pogrzebu od arcybiskupa wyklęte zostały. Ale ponieważ skromnie prosiły go o przebaczenie, otrzymały za wstawieniem się Skrobiszowskiego odwołanie wyroku, i tym sposobem zasłużonej uniknęły kary. Przy tej sposobności nie od rzeczy będzie wspomnąć jeszcze, że w r. 1641 uchwałą synodu także OO. Fran- ciszkanie przed sąd powołam zostali, a mianowicie za to, że kościół ś. Stanisława w Haliczu leżący opanowawszy, ta- jemnice święte sprawować, procesye nowe i niezwyczajne pod czas nowego roku po domach parafialnych odbywać, pól i gruntów kościoła parafialnego używać, duchowieństwo słowami lżącemi z kazalnic obrażać i inne krzywdy w dzie- jach konsystoryalnyeh opisane, kościołowi i sługom jego wyrządzać ważyli się. Oskarżeni o to publicznie w syno- dzie tłumaczyli się z początku ci Ojcowie przed sędziami od synodu wyznaczonymi, ale potem dla uwolnienia swego od praw niestawili się więcej. Wszelako upor ten nieu- szedł im bezkarnie, albowiem sędziowie synodalni wydali nietylko wyrok przywracający parocha Stanimirowskiego do posiadłości, z której go jak się żalił, ciż Ojcowie ogołocili, ale wysłali nawet dwóch komisarzów, Janickiego obojga praw doktora i pisarza apostolskiego, i Alberta Pruchnickiego parocha Martynowskiego na miejsce dla ukończenia tej sprawy, a na ich kościół w Haliczu włożyli za nieposłuszeństwo interdykt. Ojcom zaś ściślejszej reguły Ś.Franciszka, pospolicie Ber- nardynami zwanym, wydali byli w r. 1642 proces w konsystorzu aptekarze lwowscy za to, że chorym świeckim, po za kla- sztorem ich mieszkającym, lekarstwa i mixtury do picia sprzedawać sobie pozwalali. Ale ponieważ ich przełożony Piotr Ceinar pamiętny na przysięgę ubóstwa i na sprawiedli- wość, którą nad zyski prywatne przenosił, przyrzekł sądo- wnie oficyałowi Walentemu Skrobiszowskiemu, że się tego na przyszłość niedopuści, a miasto i oficyał powagą pu- bliczną to przyrzeczenie zatwierdzili, została sprawa ta bez dalszego procesu zakończona d. 15 października 1642. Podobny proces z miastem i z gremium aptekarzów mieli także OO. Jezuici zgromadzenia lwowskiego z przy- czyny lekarstw do używania dla jakich bądź osób robio- nych i sprzedawanych; ale zaradził lej kłótni wcześnie Pamphus Fabricius zakazem wydanym do wszystkich apte- karzów Towarzystwa Jezusowego, abv miasta krzywdzić się nieważyli. Temu zakazowi byli wprawdzie posłusznymi do czasu Ojcowie Jezuici, jako wyrokowi komisarza i gene- ralnego wizytatora swoich zgromadzeń, lecz wkrótce polem przekroczyli go znowu i nawet teraz jeszcze ze znaczną szkoda obywatelów, tę sztukę zupełnie już zarzucających, przekraczać go sobie pozwalają. ROK 1645. Niebardzo wesoło zaczęli rok 1645 kanonicy, ponieważ obrady swoje rozpoczęli od śmierci swej dobrodziejki El- żbiety z Mstyczowa Plazianki, Adryana Jadzimirskiego cze- śnika podolskiego małżonki, która w testamencie swoim za życia jeszcze w roku 1641 do archiwum kapitulnego jako depozyt złożyła, i wykonawcami jego po śmierci kanoników kapitulnych obrała, którzy tez urząd wykonawczy przyjęli, i dwa jej testamenta, na pobożne cele zrobione, potwierdzili. Stanisław Lubieniecki, archidyakon, przyniósł do ar- chiwum kapituły wyrok królewskiego trybunału w Lublinie w poniedziałek po ś. Franciszku Wyznawcy r. 1644 wydany, którym zachodzące dotąd alternata między kapitułą naszą i przemyską zniesiona i stała posiadłość dla deputowanych kapituły lwowskiej w sądach trybunalnych wyznaczona i za- pisana została. Potem żądali niektórzy członkowie kapituły, aby złoto i srebro stołu kapitulnego, które się w składzie chowało, sprzedane zostało. Zezwoliła na to kapituła i poleciła rządzcy srebro stołowe sprzedać, a sumę odebraną dać na procent dla użytku kapituły. Pierwej bowiem prowadzili kanonicy lwowscy podług dawnego zwyczaju kościelnego, który opisuje Barhossa Fit w dziele o kanonikach i godno- ściach , wspólne życie, mieli jeden stół i wikt i na małem przestając, wiele ozdób po śmierci kościołowi albo kapitule zostawiali. Tymczasem, gdy tak kanonicy radzili nad swojem do- brem , przygotowywały nieba jeden z najdotkliwszych ciosów tak dla kapituły jak i dla całego miasta; albowiem na dniu 1. marca, w same święto Popielca, pożegnał ich na wieki arcybiskup Grochowski i o godzinie 17stej razem rządy ko- ścioła i życie doczesne zakończył. Był to mąż pełen świą- tobliwości, który bardzo lubił nauki i uczonych, a w życiu prywatnem co do wspaniałości, przepychu i obfitości wszel- kich rzeczy nikomu nieustępywał. Kościołem zaś rządził z osobliwszą przezornością i powagą od wszystkich szano- waną. Młodość swoją spędził on na naukach w wszechnicy krakowskiej, jako alumnus instytutu jerozolimskiego (jak sam w swym testamencie wyznaje) którego wikt a osobliwie potrawę przyrządzaną z grochu, (opowiadam to, co od sta- rych ludzi słyszałem) nawet w latach podeszłych chwalił, tak dalece, że pewnego razu będąc w Krakowie, miał po- siać 2 dukaty przełożonemu akademii, aby mu potrawę z grochu sposobem dawnym po akademicku zgotować kazał, wszelako widać było gdy ją skosztował, że mu już nie- smakowała wcale. Rzecz naturalna, że ustom zestarzałego senatora niemogło już to smakować, co niegdyś zdrowemu w młodym wieku podobało się żołądkowi. Gdy szedł do kościoła to jest do aktu publicznego, poprzedzało go zawsze 12 starców szlachetnego rodu, z długiemi brodami, w sobolowych futrach i kosztownych su- kniach jedwabnych, które jednak po skończonej służbie w komnacie składać, a swoje zwyczajne codzienne suknie wdziewać musieli. Do stołu codziennego nieprzypuszczał on ani mniej ani więcej nad 12 osób. Pewnego razu wmie- szał się był jakiś natrętnik przez szlachetne osoby z żartu namówiony jako 13ty pomiędzy goście, co spostrzegłszy arcybiskup, spytał go publicznie gdzie jego stołek i miejsce przy stole, a gdy go to niezmieszało, przedstawił mu, że nie ma ani noża, ani łyżki, ani talerza dla niego. Ale gdy natrętnik odpowiedział na to, że do gotowego stołu arcy- pasterskiego wszystko to z sobą przyniósł, pobudził do śmie- chu wszystkich przytomnych i samego arcypasterza, i dla tego jako wesoły gość obiadował potem mimo zwyczaju 13ty u jego stołu. Nic jednak takiego nieznalazłem w rękopiśmie Fiałkow- skiego , pisarza konsystoryalnego, który życie jego częściowo opisał, coby przyćmiewało blask jego cnót najpiękniejszych, prócz wady łakomstwa a osobliwie wtem, że po śmierci duchownych bez testamentu, a czasem i po zrobionym te- stamencie zmarłych, nie zważając na ustawy kanoniczne, ani na uczynki, pobożne podług ich rozrządzenia, tylko do swego worka ich pozostałości zagartywał i na pieniądze przemieniał, i może tym sposobem krewnym domu swego znaczne dobra doczesne zostawił, które jednak wkrótce przetrwonione zostały, a sami krewni w tymże wieku na nic zeszedłszy zaledwie imię Grochowskich, które już złemi obyczajami splamili, utrzymują. Pamiętał jednak Grochowski na śmierć swoją i dla tego kilka razy testament robił, z których ostatni w roku 1642 zapieczętowany do archiwum kapituły oddał, i w tymto nietylko naszemu kościołowi zapisał wiele pięknych sprzę- tów arcykapłańskich i komże święte, ale także przemyskiemu kościołowi, gdzie w grobowcu, który poprzedników ciała zdo- biły, chciał być pochowany, a nadto na zbudowanie nad nim nowej kaplicy 20,000 gotowemi pieniędzmi wyliczyć rozkazał; ale ponieważ brat jego kasztelan przemyski zaraz tej sumy na budowlę nie wypłacił, sprawiła śmierć odkła- dającego, że pieniądze te w ręku następców zniknęły, i dla tego do tych czas kaplicy tej niewidać. Wciągu swego ży- cia musiał Grochowski liczne przebywać kłótnie, które je- dnak z powagą kościoła rozstrzygał, tylko że będąc nadto surowy, zraził sobie zupełnie duchowieństwo świeckie, a za- konom przez częste interdykta wkładane na ich kościoły nawet po śmierci nienawistnym się uczynił. Zaraz na drugi dzień odprawiła kapituła za duszę jego uroczyste żałobne nabożeństwo w kościele swoim. Przygotowa- nia do pogrzebu poczyniono podług testamentu, który z archi- wum kapituły wyjęty i kapitularnie wykonawcom do rąk oddany został po poprzedniem odpieczętowaniu i przeczy- taniu. Także wszelkie pretensye, które przed żyjącym za- milczano, zostały teraz wypisane z aktów kapitulnych i w na- leżytym porządku przedłożone Felicyanowi kasztelanowi prze- myskiemu, Rafałowi podprefektowi jego kr. Mości, rodzonym braciom zmarłego, Albertowi proboszczowi u św. Michała w Krakowie i Stanisławowi kustoszowi sandomirsk., wszystkim Grochowskim, wykonawcom testamentu zmarłego arcybiskupa, przez Łuk. Witkowskiego i Andrzeja Milewskiego, kanoników przez kapitułę delegowanych. Ale ponieważ rejestr ten był bardzo znaczny, osobliwie co do sum zabranych po zmar- łych księżach, przeto uznano pretensye te za nieistotne i taką odpowiedź rzeczeni wykonawcy testamentu dali kapi- tule, aby ich prawem przekonano. Z tego powodu zapro- testowała kapituła w swych aktach konsystoryalnych uro- czyście przeciw tymże następcom i wykonawcom testamentu i zapozwawszy ich przed sąd duchowny, klątwę pod obra- nym administratorem Janem Subkowskim na nich wyjednała. Lecz później to jest w r. 1646 została sprawa ta przez ugodę jak niżej zobaczymy załatwiona. Po śmierci Grochowskiego otrzymała kapituła rok ła- ski, a podług ustaw zboru został Jan Sulikowski kapitular- nie obrany dziekanem arcybiskupstwa, czyli jeneralnym administratorem. Dnia 13. marca wyprowadzano ciało zmarłego arcypa- sterza Grochowskiego z procesyą z miasta Lwowa ku Prze- myślowi, gdzie chciał być pochowanym. Roczniki jednak konsystoryalne i Fiałkowski opisujący życie jego opowiadają, że dla przyaresztowania jego ciała zbiegło się bardzo wiele pokrzywdzonych przez niego osób, których rachunki wyko- nawcy testamentu załatwić i krzywdy wynagrodzić musieli, po- czem czemprędzej z miasta się wynieśli, gdy tymczasem du- chowieństwo dla okazałości pogrzebowej aż do przedmieść go wyprowadzało. MIKOŁAJ KROSNOWSKI. Nie długo pozostawał w tęsknocie nasz kościół metro- politalny, albowiem na tęż samą kapitułę marcową przyszedł Jan Wydźga podsędek lwowski, i pokazał list Władysława króla nominujący arcybiskupem lwowskim Mikołaja Kro- snowskiego, herbu Junosza, biskupa Wendeński ego a opa- ctwa krakowskiego na zawsze administratora. Z wdzięcznym umysłem i winnem uszanowaniem przyjęła kapituła tak wspomnionego posłańca jako też ów list królewski, i woty- wę ś. za obranie nowego arcybiskupa na d. 23 marca na- kazała. Poczem został jednomyślnie obranym rzeczony bi- skup Wendeński. W kilka miesięcy potem to jest na dniu 15 sierpnia przyszli do kapituły dwaj inni posłańce jako to: Jakób Kąkolewski, pisarz apostolski a paroch Białokamienie- cki, i Albert Krosnowski, brat obranego arcypasterza, z bullą 40 papieża Innocentego X. w Rzymie d. 12 czerwca r. bieżą- cego wydaną, prosząc o wydanie wszelkiej posiadłości po- twierdzonemu już przez papieża arcypasterzowi. Zobaczywszy kapituła bullę papiezką uznała na znak posłuszeństwa dla stolicy ś. pomienionego Mikołaja za swe- go prawdziwego i prawego arcybiskupa lwowskiego i na wprowadzenie onegoż do kościoła i do katedry dzień ju- trzejszy, którego przypadło święto Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny tutejszego kościoła opiekunki, wyznaczyła, w którym to celu, to jest dla odbycia tej ceremonii przy- zwoicie i podług ustaw kapituły, obrała Stanisława Stami- rowskiego i Walentego Skrobiszowskiego, kanoników z po- między siebie, wkładając oraz na pełnomocników swoich obowiązek czuwania nad tern, aby rzeczy zmarłego niedawno poprzednika arcybiskupa, względem których Grochowskim proces w kapitule wydano, zostały na składzie aż do cał- kowitego ukończenia sprawy, i aby ze względu na rok ła- ski teraźniejszy arcypasterz bez wiedzy i zezwolenia kapituły w żadną z następcami Grochowskiego ugodę nie wchodził, ponieważ w tej sprawie wyrok prymasa królestwa był już zapadł, i podług zwyczaju do aktów kapitulnych wciągnięty został. Przyspieszył też swój przyjazd sam arcybiskup, al- bowiem z wielką radością kościoła, szlachty i miasta przy- jechał dnia ostatniego września tegoż roku i został przyjęty przez Walentego Skrobiszowskiego imieniem kapituły, dla której wkrótce po przybyciu swojem zatwierdził Stanisława Stamirowskiego, jeszcze przedtem ustanowionego na urzędzie jeneralnego oficyała, w poniedziałek d. 4 października r. 1645. Temuż kanonikowi Stanisławowi Stamirowskiemu dała kapituła pozwolenie wystawić ołtarz nowy w kościele na- szym przy kaplicy bractwa miłosierdzia, który do tych czas istnieje z wizerunkiem Zbawiciela mającego cierniową koro- nę na głowie a w ręku trzcinę zamiast berła; który to obraz Stamirowski posagiem swoim ozdobił a lud darami swemi dotychczas usławia. Także i Skrobiszowski zrobił kapitule miłą przysługę, ponieważ 4 dywany przez Mikołaja Stogniewa dla ozdoby sali kapitulnej testamentem legowane odebrał i w kapitule złożył, któremi dotychczas jeszcze ozdobione są ściany ka- pitulne. Król Władysław przysłał w tym roku do konsulów no- wy rozkaz, aby przedmieszczan Halickich do dalszego od kilku lat przez lenistwo przerwanego budowania obron- nych wałów, podług wymiaru w przytomności jego komisarzy zrobionego, powagą królewską i karami przypisanemi zmusili. Zaraz po instalacyi Krosnowskiego zaburzyły Dom Boży krwawe zatargi, jakby złowieszczy wstęp do niespo- kojnych jego rządów. W halickim bowiem kościele parafi- alnym dopuściła się szlachta polska w tym roku nader wiel- kiej i niesłychanej może przedtem zuchwałości z najgor- szym przykładem dla późniejszych czasów. Rzecz tak się miała: Dnia 11 września odbywała szlachta swoje sejmiki, przyczem po wszczętej kłótni tak się niektórzy przeciw Sta- nisławowi Potockiemu, wojewodzie podolskiemu a staroście halickiemu, oburzyli, że zapomniawszy na należne uszano- wanie dla miejsca świętego wielki rozlew krwi w samym kościele zrobili, i niedość na tern, że swą własną krwią zhańbili kościół, jeszcze i krwie kapłańskiej dodali, ponie- waż i kapłana tegoż kościoła, Eliasza Białeckiego, może zgiełk w kościele zabraniającego, kilkakrotnie ranili. Nie- przepuścił tego śmiałego kroku bezkarnie Krosnowski, albo- wiem wszystkich sprawców tego sromu i ich wspólników tudzież samego wojewodę po jego przybyciu do katedry skazał na ciężką pokutę i do wynagrodzenia krzywdy wy- rokiem klatwv ich zmusił. Tegoż roku 1645 poświęcił Andrzej Srzedziński, bi- skup nikopolitański, szufragan i kustosz lwowski a proboszcz przemyski, na prośbę Doroty Daniłowiczownej xieni kon- wentu reguły S. Benedykta, wszystkie ołtarze w kościele pod tytułem Wszystkich SS. z mocnego muru po pogo- rzeniu wystawionym. ROK 1646. Z funduszu przeznaczonego dla wszechnicy krakowskiej zatrzymano od r. 1639 do roku 1645 10,100 zł. pol. Srebro szanownej kapituły, o którem wyżej wspomi- nałem, zostało sprzedane za 1000 zł. dla członków kapituły. Tę sumę zapisał na dobrach swoich Andrzej Mniszek, sta- rosta lwowski, w poniedziałek między oktawą Bożego Ciała roku 1645 z procentem rocznym. Przywilej uwalniający mieszczan kozłowskich od wszel- kich przepisanych służebności a nadany im od arcypasterza Krosnowskiego potwierdziła kapituła, i do aktów konsystoryal- nych w sobotę d. 10 marca r. 1646 na karcie 170 wpisać kazała. Kłótnia, wszczęta względem dzierzawy wioski Zimno- wódka między Lubienieckim i Witkowskim jeszcze w r. 1642, niezostała jeszcze i w tym roku zaspokojona, i Witkowski przekonany wyrokiem Grochowskiego, i kapituły otrzymał powtórne wezwanie, aby uczynił zadość pretensyi Lubienie- ckiego. Ale za to sprawa Grochowskich, po rozmaitych są- dach z wielkim zapałem prowadzona, została w tym roku na sejmiku Wiśnieńskim d. 19 września po dobremu rozstrzy- gnięta i ukończona. Wszelako dziwić się temu potrzeba, że pretensye kościoła i kapituły, lubo od samych zastępców na piśmie zeznane do wielu sięgały tysięcy, tylko za 3,000 zł. ugodzone zostały. Z roku zaś łaski obiecał arcypasterz Kro- snowski na mocy pisemnej ugody zapłacić na anniwersarz Grochowskiego 4,000 zł., jak się pokazuje z roczników ka- pitulnych na karcie 238, do czego następcy zmarłego ni- czem się nie przyłożyli. W tym roku odwiedził król Władysław razem z na- miestnikiem apostolskim miasto Lwów, które go z wielką ra- dością przyjęło i przez pełnomocników kapituły najuroczy- ściej witało. W Rzymie tymczasem została z wielkiemi wydatkami rozstrzygnięta sprawa między Dominikanami i kapitułą wzglę- dem zarządzania przychodami szpitalu S. Łazarza, i takowy wyrok został podany drukiem do wiadomości powszechnej: Uchwała ś. roty rzymskiej powzięta w przytomności najprzewielebniejszego O. Cerri w sprawie lwowskiej wzglę- dem zarządzania szpitalem we środę 14 marca 1646. W innej rezolucyi uchwalonej w mej przytomności na d. 15 maja r. zeszłego, tylko po wysłuchaniu przeora i je- go towarzyszy zakonnych, zostały tylko dwa punkta posta- nowione: pierwszy, że nadzór i zarząd szpitalu, o którym jest rzecz, należy do przeora konwentu OO. Dominikanów i do starszych braci różańca ś., a drugi, ze rachunki z dóbr i rzeczy tegoż szpitalu przeorowi OO. Dominikanów i tym zakonnikom przedkładane być powinny, do których kierowa- nie i zarząd należy. Lecz po wytoczeniu dziś powtórnie tej samej sprawy i wysłuchaniu stron obudwu pokazało się, że Dominikanie co do nadzoru i zarządu szpitalu pozostają przytem, co już zasądzono. A ponieważ po wydaniu ta- kowej decyzyi, został ów szpital od najjaśniejszego króla polskiego potwierdzony, i pod jego bezpośrednią opiekę wzięty, a jego dobra od wszystkich ciężarów cywilnych i składek na zawsze uwolnione i do wszelkich swobód i wolności kościelnych przypuszczone, z tym wyraźnym zaka- zem, aby oprócz przeora OO. Dominikanów i starszych bra- ci różańca ś. nikt się do nich nie mieszał, jak się to po- kazuje z przywileju opatrzonego własnoręcznym podpisem i pieczęcią najjaśn. króla; a nadto ponieważ tak rozrządził Sobór Trydentyński na posiedzeniu 22 w rozdz. 8., aby zarząd szpitalu był wolny od wszelkiego wpływu arcybiskupów: przeto postanawia się, że ani wikaremu ani kanonikom lwowskim niewolno mieszać się do jego zarządu, lecz że takowy ma jedynie i całkowicie należeć tylko do przeora i tych współbraci zakonnych, którzy do tego zgodnie z wolą królewską obrani zostali. W tym roku był we Lwowie znaczny pożar, przyczem w okręgu miasta siedm kamienic zgorzało, i z tej przyczyny otrzymali pogorzelce na mocy pisma królewskiego uwolnie- nie od wszelkich podatków na lat cztery. W tym samym roku umarł we Lwowie mąż zacny i pobożny, x. Albert Kossowski, penitencyaryusz kościoła na- szego i dwóch penitencyaryuszów fundator. Mąż ten poza- pisywał wiele pieniędzy kościołom i szpitalom, których krót- kie opisanie razem z testamentem znajduje się w aktach konsystorskich. Jego testament potwierdził arcypasterz Kro- snowski w tymże roku 1646. d. 16 czerwca. ROK 1647. W roku 1647 złożył Jan Sulikowski dziekan i prze- szłoroczny prokurator kapituły, o którym wyżej wspomina- łem, ponieważ niemógł w ręce następującego z kolei prze- łożonego, Szczepana Wydźgi opata siecieehowskiego, w gro- nie całej kapituły urząd prokuratora kapitulnego; poczem zo- stał jednogłośnie na miejsce nieobecnego dla ważnych przy- czyn przełożonego obrany prokuratorem Walenty Skrobi- szowski, kanonik przedostatni pod pewnym jednak warunkiem. W roku tymże oświadczył kapitule Mikołaj Świrski, bi- skup cytryneński a szufragan i oficyał chełmski, że ma chęć zaprowadzić godność kanclerza przy kościele naszym z fun- duszem 15,000 zł., co wszystko podawszy na piśmie o przy- jęcie prosił. Kapituła wyznaczyła dwóch pełnomocników dla rozpoznania jego projektu, ale że dar ten niewyrównał innym funduszom, zezwoliła tylko na utworzenie osobnej kanonii, na co dawniej zwykle 30,000 zł. na wzór innych funduszów wymagano, a potem w roku następnym zrobiła dokładniejsze opisanie tego funduszu. Lecz temu wszyst- kiemu przeszkodził następny niepokój, i tak fundacya ta nieprzyszła do skutku. ROK 1648. Rok 1648 należałoby zaprawdę czarną kreską albo też krwią naznaczyć; ponieważ dowiódł, jak niepewne i zmien- ne jest szczęście ludzkie, a oraz jak słaba i bezsilna w obec wszechmocy nieba potęga królów. Kapituła jednak marco- wa, zaczęta i zakończona całkiem spokojnie, poczyniła nie- które pożyteczne dla kościoła rozporządzenia. OO. Jezuici zgromadzenia lwowskiego zapisali do ak- tów konsularnych przywilej od Władysława IV. na mocy pozwolenia miasta pod pewnemi warunkami otrzymany w Warszawie d. 3 maja roku zeszłego względem rozsze- rzenia murów, ponieważ dla szczupłości miejsca wygody nic mieli, i w istocie też mury wyżej budować zaczęli, wszak- że aby przytem wolnego odpływu wód nie tamowali, je- szcze w r. przeszłym i kapituła i konsulowie od nich zape- wnienie wzięli. Długie pasmo nieszczęść tegorocznych, które się lu- dziom nawet przez różne znaki na niebie i ziemi zapowia- dały, rozpoczęło się od śmierci samego Władysława lVgo, króla prawdziwie najszczęśliwszego, i tylu wieków życia, ile lat przeżył, godnego xiążęcia. Przyczyna jego śmierci była nieuleczona słabość, którą sobie ściągnął jadąc z Wilna na polowaniu w Mereczu przydłużonym do zachodu słońca, przezco i sobie koniec życia i Polsce różne nieszczęścia przyspieszył; jednak umarł pobożnie i bogobojnie i jak przy- stało dla króla katolickiego opatrzony śś. sakramentami, a śmierć jego zapowiedział ukoronowanym głowom Europy złowrogi kometa ze strasznym ogonem. Zaczynając opisywać wojny kozackiej nieszczęsną burzę niechcę zwyczajem dziejopisarzów mówić wiele o początku Kozaków; dosyć dla mnie będzie powiedzieć w krótkości, co Gwagnin, Polak, w opisaniu W. xięztwa litewskiego za- świadcza: Że w r. 1516 gdy Przecław Lanckoroński, tak z umysłu jako też z urodzenia mąż znakomity, wyprowa- dziwszy z Rusi ochoczą młodzież i czeladź swoją Scytów dokuczających Hanowi Perekopu kilkokrotnie w okolicy Bia- łogrodu poraził i zdobycz odebrał, a w końcu gdy go prze- śladować odważyli się, przy jeziorze Witołda na głowę po- bił, dopiero wtedy to jest za panowania w Polsce Zygmun- ta I. nazwa Kozaków po raz pierwszy słyszaną i znaną być zaczęła. Wespazyan Kochowski zaś, najnowszy dziejów na- szych i najlepszy roczników polskich pisarz, powiada w xię- dze I. w oddziale 1. że dla żyźności roli, jako też dla szczę- śliwych i częstych potyczek z Tatarami, podobały się szla- chetniejszym i waleczniejszym Polakom częste na Ukrainę wycieczki, do czego przyłączali się także przeciwni prawom i przewrotnego rozumu ludzie, którzy straciwszy w domu dobra ojczyste, albo dla uniknienia haniebnej kary, albo dla ubóstwa oddaleni od Polski, w rozległych owych krainach bezkarnie się żenili i rozkrzewiając się tam w coraz liczniej- sze pokolenie umysły do śmiałości i do rzeczy wielkich zaprawiali. I niedziw, że im tak przyjemnie było zagnież- dżać się na tej ziemi, bo tam bogactw i dostatku chleba więcej niż gdzie indziej, albowiem kraina ta słynie na ca- łą Polskę tak płodnością swej gleby, jako też rączością wo- jennych koni, wielkością wołów, miodu i mleka obfitym do- chodem i wszelkich rzeczy dostatkiem, które tvlko rozum do życia wymaga; co wszystko jako w potrzebie w każdym względzie bywa istotnem dobrodziejstwem tak przeciwnie w gnuśnem lenistwie staje się ponętą do grzechu. Mieli i mają dotychczas obywatele tameczni, wyznający wiarę chrześciańska, wielkie uszanowanie dla krzyża Chry- stusowego, chociaż zarazili się już po części odszczepieństwem wschodniem, i dla tego z Turkami i Scytami zawziętymi mienia chrześciańskiego i krzyża nieprzyjaciołmi, ustawiczne wojny prowadzą, na lekkich statkach i czółnach, a nawet 11 na tratwach niezmierne płaszczyzny i obszerne morza ezar- nego odnogi, porohów bynajmniej się nie bojąc, z rzeczy- wistem życia niebezpieczeństwem śmiało przepływają, brzegi Azowskiego morza i Dniepru odwiedzają, Tracyi mniejszej, i państwa tureckiego harde i chrześcianom najnieprzyjazniej- sze zamki nagłym i niespodziewanym strachem nabawiają, napadom Tatarów w Rossyi tamę kładą, i nawet same mu- ry Stambułu, nadęte wielką pychą, zapalając wsie pobliskie dymem napełniają, a wszystko to z własnej chęci, bez wo- dza, bez nagrody i bez zysku, tylko w nadziei niepewnych łupów i z niebezpieczeństwa życia podejmują za honor krzy- ża, poczytując sobie za zasługę i chwałę wszelkie ofiary po- niesione w tym względzie. Na takich siłach oparta Polska była długi czas z swemi krajami szczęśliwa i wojny z nieprzyjaznemi narody pomyśl- nie i bez wydatków prowadziła, dopokąd przy pomyślnościach wykraczać i w dumę się wzbijać, a szlachta nad ludzi wy- nosić się nie poważyła i uważając kozaków za lud podły i pospolity, karami pieniężnemi, ciemięztwem i różnemi wymy- słami dla pomnożenia swych dochodów nękać ich niezaczęła. I tak gdy z jednej strony dopuszczało się tak zwane kwarciane wojsko niesłychanej rozpusty, niszczyli z drugiej strony panowie tę biedną krainę wszelkiego rodzaju okru- cieństwem, albowiem nietylko na osobach prywatnych całą złość swoją wywierali, ale także na lud kozacki jakoby krną- brny i buntowniczy oddziały wojsk nasełali, które niekiedy całe miasteczka bez różnicy płci i wieku w pień wyrzyna- jąc, mężom zony a rodzicom urodziwe córki gwałciły, przy- czem polska lubieżność wszelkie prawa boskie i ludzkie dep- tać sobie pozwalała. Nadto wzmagała się tam coraz więcej bezczelna złość żydów, którzy chcąc niby właścicielom dóbr a właściwie dla siebie niesłusznie i ze szkodą mieszkańców z wrodzonej chciwości powiększyć dochody, przekupstwem, szynkowaniem handlem i przemysłem sami trudnili się, wszelkie artykuły żywności za wyższą cenę od panów z rzeczywistą szkodą mieszkańców odkupywali, i tak pod opieką szlachty czyli swych panów chrześcianom w reh własnej ojczyznie uczciwy sposób do życia odbierali. Słyszałem nawet sam od kilku sędziwych i świadomych rzeczy rodaków, że w owych stronach swawolne panowanie Polaków do tego stopnia doszło, iż nawet kościoły chrze- ściańskie żydom zaprzedawano. Kapłan bowiem kozaków pospolicie popem zwany, nie mógł ani św. Sakramentów udzielać ani żadnych obrzędów w cerkwi swojej dla parafi- an odprawiać, dopóki wprzód żydowi mającemu klucze od cerkwi w swym ręku ustanowionego od pana poda- tku niezapłacił. A wszystko to z jakiem nadużyciem i hańbą dla wiary chrześciańskiej się działo — niechaj osądzi prawowierna potomność. Niedziw więc, że upadłaś Polsko pod ciężarem własnych grzechów; sprawiedliwą za występki twoje odniosłaś karę! Nigdy rząd srogi nieostał się długo, łagodny bywa trwalszy jak Seneka pisał. To też ci sami Kozacy którzy niegdyś kwitną- cego królestwa nadzieją i podporą byli, i niepośledniemi siłami walczyli, stali się teraz, gdy za grzechy gniew boski jest pobudzony, twoją własną chłostą i później na twoj upa- dek nastawać będą. Czyli jednakże te przyczyny bądź prawdziwe bądź zmy- ślone do tak zaciętej wojny pochop dać były powinny, te- go ludzki rozum rozpoznać niemoże, i niech sam Bóg lito- ściwy rozsądzi i głos wszystkich pokrzywdzonych, albowiem pragnącemu wojny przyczyn wynaleść nietrudno, i na pre tekście do buntu nigdy nie zbywa, który i Kozacy sami fałszywie w tern upatrywali, że ich spotkała obraza z przy- czyny tak zwanej unii z kościołem rzymskim, której prze- cież sami sobie koniecznie życzyć byli powinni, obwiniając bezbożnie Polaków, że im wiarę prawdziwą i nienaganną ich przodków wydzierają, i że ich misionarze Jezuiccy do przyjęcia wiary rzymskiej a nawet do pogardzania swemi obrzędami i duchowieństwem zmuszają, za co też oni na- wzajem i kościół rzymski i katolików zjednoczonych z tym kościołem z nienawiścią posuwającą się nawet aż do mor- dów i krwi rozlewu do tych czas prześladują. A ponieważ przyczyną tych krwawych i bezbożnych zatargów miało być nazwisko unii, jakto w naszych stronach na Rusi, odszcze- pieństwem zarażonej, do dziś dnia utrzymują, przeto wypada mi tu koniecznie podać krotkie objaśnienie w tym względzie. Niebieski ów gospodarz założył winnicę swoją to jest ko- ścioł ś. własnemi rękoma, albowiem sam nasienie dobre na roli posiał i rosą krwie swojej ją skropił, aby najlepszy owoc wydała. Ale zły człowiek gdy mu się udało uspić czuj- ność stróżów posiał na niej czemprędzej chwasty kacerstwa i odszczepieństwa kąkole, którym aż do żniwa niepojęta mą- drość Najwyższego rosnąć pozwoliła może dlatego, aby pod- czas gwałtownego plewienia chwastu na świeżo i złote kłosy pszenicy, setny pożytek przynieść mające, podeptane lub razem ze złem nasieniem wyrwane niezostały. Jak często zaburzały kościół harde umysły Wschodu wyszukujące różne błędy w wierze świętej, i jak często znowu pojednane miło- ścią chrześciańską wracały na łono kościoła rzymskiego — świadczą ówczesne dzieje królestwa; aż wreszcie zaprzeczyw- szy w bozbożnem zaślepieniu swem pochodzenie ducha ś. od syna Bożego najhaniebniejsze odszczepieństwo między sobą rozsiały i sąsiednie narody na nieszczęście niem zaraziły. Przyjęły wraz z innemi błędami tę truciznę z sąsiedztwa także i ludy ruskie, mające wspólne obrządki z Grekami, ponieważ od nich w roku po narodzeniu Zbawiciela 990 pod xiążęciem Włodzimierzem, który z miłości ku Annie siostrze Bazylego i Konstantyna, cesarzów Wschodu, życząc sobie chrztu ociemniał w Konstantynopolu a potem przy chrzcie wzrok zupełnie odzyskał i tęż Annę za małżonkę pojął— wiarę chrześciańską przyjęli. Tą trucizną podawaną od duchownych poił się tern chętniej przez pokolenia lud prosty, i do dziś dnia jeszcze trzymają się tych błędów upor- czywie ludne prowincye Rusi i całe królestwa. Mało po- magały i pomagają mędrców nauki, bogobojnych ludzi na- pomnienia, pisma Świętych pańskich i wyroki tak stolicy rzym- skiej jako tez świętych zborów od katolików za dowody prawdy przytaczane, albowiem odszczepieńcy ci, chociaż przekonani dowodami, gotowi są jako uporczywi z natury mowami wrzaskliwemi a nawet siłą i gwałtem bronić błę- dów swoich i tak z sąsiadami swymi, żyjącymi w grubej ciemności, nieszczęśliwie ginąc, dusze swe na wieki zabijają. Rozmyślniejsi jednak wyrzekali się tych błędów nawet i pomiędzy Grekami, jak zaświadcza Baroni i wielu innych pisarzy, a osobliwie pisarz dziełko, które teraz w r. 1698. z języka francuzkiego na polski przełożone pod tytułem: "Histo- rya schizmy greckiej i ruskiej" w Zamościu wydrukowane zostało; nie wspominając już o zborze florentyńskim, na którym i patryarcha konstantynopolitański z duchowieństwem swojem i cesarz Jan Paleolog, rzeczywistemi dowodami oświe- ceni, z kościołem rzymskim i z wiarą katolicką pojednani unię ś. przyjęli i tenże zbór podpisali, z wyjątkiem tylko biskupa Marka, jak to najnowszy dziejopisarz Jan Kwiatkie- wicz Jezuita w swoich rocznikach po polsku pisanych pod r. 1439 na karcie 464 powiada. O Rusi zaś ponieważ o niej właściwie jest mowa, powiem to tylko, że w r. 1246, gdy Innocenty IV. zasiada na stolicy apostolskiej, Daniel Xiąże ruski, aby sobie na koronę i tytuł króla Rusinów u tegoż papieża zasłużyć, unię z kościołem rzymskim przyjął z ludem sobie podległym, jak to Kromer w xiędze 9. i wspo- mniony Kwiatkiewicz pod r. 1246 na karcie 403 powiadają. Wszakże Xiążę ten chociaż co do obrony chrześcian i po- skramiania napadów tatarskich papieżowi wiele obiecywał, nietylko niedotrzymał swych obietnic, ale nawet przeciwnie postępował, jak tenże sam Kromer na karcie 407 zaświad- cza. Później tj. w r. 1596 pod papieżem Klemensem VIII. jak tenże Kwiatkiewicz na karcie 790 powiada, szukali tej- że unii z kościołem sami Rusini dobrowolnie, i na zborze brzeskim, który Jan Sulikowski arcybiskup lwowski, jako najwyższy ruski metropolita i natenczas namiestnik stolicy apostolskiej zapowiedział, i na którym z innymi biskupami jako to: Bernardem Maciejowskim, łuckim, i Stanisławem Gomolińskim, chełmskim biskupem, pierwsze miejsce zajmo- wał, publicznie za nią się oświadczyli, jak to Skrobiszowski w biografii arcybiskupa Sulikowskiego zaświadcza, i własny ich dokument w ruskim języku na pergaminie pisany, a w archiwum kapituły naszej złożony, dowodnie potwierdza. Ale przeszkodził temu tak pobożnemu i świętemu dzie- łu władyka lwowski i przemyski, uczyniwszy to, że niektó- rzy mniej świadomi od powszechnej ugody odstąpili, sami zaś uchwały tego zboru, jakoby przeciw powszechnemu pa- tryarsze wymierzone odrzucili, i niezszytą sukienkę Chry- stusową, której naprawienia przez składane wspólnie ofiary wzajemnie sobie winszowali, przez najbaniebniejsze niedotrzy- manie słowa znowu rozedrzyć i rozszarpać się poważyli, i dawne odszczepieństwo z wielką szkodą dusz zatrzymali. Więc podzieleni na dwie partye pod nazwami Unitów i Dvzunitów zaczęli z razu od kłótni a skończyli na krwa- wycb zatargach, i gwałtach między sobą, które z taką zacięto- ścią popełniali, że nawet świętego męża, Józefata Kuńcze- wicza, arcybiskupa płockiego, niewinnie tylko z nienawiści ku unii rzymskiej, którą ten mąż ś. popierał i im jako do zbawienia dusz koniecznie potrzebną stale zalecał, r. 1622 d. 12 listopada zabili, i chlubnym męczennikiem, którego Najwyższy dla utwierdzenia w unii rzymskiej katolików i od- straszenia od błędu odszczepieństwa wielu cudami i znakami świątobliwości wsławił, uczynili, a sami wyrokiem króla Zygmunta na śmierć skazani zostali. 1 zatrzymali wprawdzie i teraz jeszcze dotrzymują unię z kościołem ś. Metropolita kijowski i włodzimirski, a brzezci- ański, łucki, ostrogski, chełmski, bełski i piński władycy czyli biskupowie, którzy ją zaprzysięgli na zborze Brześciańskim d. 2 grudnia roku 1596. Ale reszta biskupów których wiel- kie dvecezve na Rusi, na Ukrainie, Wołyniu, i Podolu, a osobliwie w Moskwie się rozciągają, pozostali uporczywie w odszczepieństwie swojem i tłumiąc w sobie swój upor strzegli zastarzałych błędów dawnej wiary, których, publi- cznie popełniać nie śmieli. Wszakże przy tern wszystkiem nieprzestawali ci dyzu- nici, gdzie tylko mogli, wywierać bezkarnie na katolikach nienawiść swoją, i kiedy tylko nadarzyła im się sposobność bądźto jak wyżej powiedziałem dla srogiego panów lub przełożonych obchodzenia się z nimi, bądź też dla tego, że chłopstwo z natury swej krnąbrne i pochopne do zwady często uprzykrzało sobie spokój i posłuszeństwo dla rozka- zów rządowych— nieustanne bunty podnosili, rozruchy wszczy- nali, żolnierzów polskich, czy to na załodze stojących, czy broniących granic od Scytów, może nawet i krzywdami oburzani, napadali, w nocy bezpiecznych w domach mordo- wali, spiących nożami kłuli, i wzajemnie także od mszczą- cego się wojska polskiego zasłużone odbierali kary, co zno- wu za krzywdę, nie za słuszność sobie poczytywali. 1 tak wielu ukraińskich złoczyńców za swe występki w kajdany okuci do tak okrutnej i przez tyle lat trwać mającej woj- ny dali przyczynę. Tlał jednak ogień w zwodniczym popiele ukryty, póki występkowi nie nadano prawa, i póki niezjawiła się palna żagiew, to jest bezbożnego buntu pierwszy sprawca i wich- rzyciel Bohdan Chmielniczeńko czyli Chmielnicki. Ten uro- dzony z ojca Michała, o którym niektórzy mówią że był ro- dem z Mazowsza, a inni, że pochodził z Liszanki, wolnego miasteczka na Ukrainie, ukończył jak powiadają w szkołach kijowskich, czy też jarosławskich, u Ojców Jezuitów nauki elementarne. Później doszedłszy do dojrzalszego wieku miał to w naturze swojej, że umiał być skrytym, korzystać z chwil obecnych a pokładać nadzieję w przyszłości, nakoniec uda- wać łagodność i dzikość wedle potrzeby i nigdy nie opu- szczać sposobność do zemsty. Obdarzony z natury śmiałością żołnierska i płynna wymowa, umiał doskonale ukrywać swa chytrość, a twarz jego uśmiechała się ciągle. Kiedy Ko- niecpolski hetman wojsk polskich, podług wyroku stanów rzeczypospolitej, fortecę Kudak budował, miał Chmielnicki zapytany o naturę miejsca i o sposób wykonania tego dzie- la odpowiedzieć mu, że: dzieła rak ludzkich ręka ludzka niszczy. Jakoż w samej rzeczy sprawdził on to zdanie, gdy większą otoczony silą tę sławną fortecę i wędzidło swawoli ko- zackiej do szczętu zniszczył. Albowiem w kilka lat po tej odpo- wiedzi, gdy przez Alexandra Koniecpolskiego, chorążego koron- nego, jako podejrzany o knowanie spisku do więzienia wtrą- cony został, a wkrótce potem za rękojmią Krzeczowskie- go pod strażą honorową trzymany, uszedł rąk sprawiedliwo- ści, wzniecił ów złoczyńca jawny bunt na Ukrainie, zabi- wszy wprzód zdradliwie przy stole gościnnym u syna swe- go Eliasza Barabarzyńka, hetmana Kozaków Zaporozkich, królestwu i rzeczypospolitej polskiej bardzo wiernego, u któ- rego był pisarzem; za co Kozacy z początku wprawdzie niby się gniewali, i wodza swego żałowali, potem zaś z mor- dercą się pojednali, a naostatek nawet zabójstwo to potwierdzili. Tak to szczęście samo robi niektóre występki uczciwemi. W naszej Rusi zaś podają starzy ludzie także i to za przyczynę buntu i nienawiści Chmielnickiego, że długo dla wioski sobie wydartej w sądach królewskich z możniejszym przeciwnikiem kłócił się, a potem po sejmach rzeczypospo- litej i zgromadzeniach kozackich się uskarżając, one małe dziedzictwo, to prośbami, to protekcyą, to groźbami, jak u Kozaków zwyczajem, odzyskać usiłował, lecz nie mógł- A gdy dla tego później jako wichrzyciel pokoju potajemnie do więzienia wtrącony, aby się mścić niemógł, i na śmierć skazany rąk swych zabójców uszedł, postanowił zemścić się za to, i udawszy się jak najspieszniej do ujścia Dniestru, jako najbezpieczniejszego przytułku łotrów, Tohaja Bega, którego na polach Budziackich z Scytami swymi koczujące- go zastał, za opiekuna sobie obrał. Tak to mały przemo- cą wydarty folwarczek, wzniecił taki pożar, że go nawet potoki krwi i łez ugasić nie mogły. Gdy się rozeszła wieść o nowych rozruchach, biegło po- 12 spólstwo z większym niż opisać można zapałem pod rozka- zy nowego wodza buntowników i każdy z biednych opuści- wszy dom, pług i rolę, spieszył jakby na dany znak do obozu, który wielkim mnóstwem ochotników napełniony w krótkim czasie silne wojsko na otwarte pola wysłał. Przybył także i Tohaj Beg Scyta z 16,000 Tatarów na pomoc buntownikom, którzy posiłkiem tym wsparci nara- dzili się między sobą i walkę z naszymi rozpocząć posta- nowili. Dla odparcia ich napadów i utłumienia w początku po- czynającego się buntu używał Mikołaj Potocki, kasztelan krakowski wszelkiej przezorności, i dla tego zaraz po roz- głoszeniu bunt przygotował do boju oddział wojska kwar- cianego liczący 4000 mężów z odwagi, karności i doświad- czenia wojennego znanych, z honorowemi oddziałami panów na skrzydłach w liczbie do 2000, wzywając przytem zapisa- nych w poczet wojskowy Kozaków ostremi pismami, aby się łączyli z wojskiem. Tym czasem został posłany naprzód z lekkim oddziałem w liczbie 800 ludzi młody Szczepan Potocki, starosta Niziński, a syn hetmana w., naprzeciw stojącym już Kozakom i Tatarom przy Żółtych wodach, to jest nad jeziorem noszącym tę na- zwę dla żółtawych wód swoich i gliniastego błota. Ale Chmielnicki przeciągnął już był na stronę bunto- wników owe siły zapisanych Kozaków, długiem i stałem po- słuszeństwem dla rzeczypospolitej słynących, na których przy- łączeniu się Polacy zakładali swe zwycięztwo; wszakże mi- mo to nietracili oni nadziei, lecz przeciwnie obwarowawszy na prędce swój obóz mocnym szańcem z wozów, wyszli zaraz przed warownię z sztandarami naprzeciw nadchodzącemu nie- przyjacielowi i bój z nim rozpoczęli. Bito się mężnie z roz- bójniczą tłuszczą Scytów, ale ponieważ hufy niemieckie, któ- re rodowici Rusini tylko z niemieckiego ubioru naśladowali, zaraz z początku bitwy najprzód niby sie obawiali, potem z miejsca powoli ustępować, a nareście, kiedy nieprzyjaciel na polskie oddziały nacierać zaczął, w ukośnej linii szczu- pły i tak Polaków zastęp zdradziecko odsłaniać zaczęli, uznano za potrzebne zestąpić z pola i podług rady naczelników w wa- rowni z wozów oczekiwać posiłków. Przez ustawiczne strzelanie już wojsku naszemu i pro- chu zabrakło, a w końcu już i żywności mu nie stawało i na- poju dla koni, gdyż nieprzyjaciel poodcinał mu wszystkie komunikacye wodne tak, że na dniu 11 maja zbytnie ko- nie musiano wolno puścić z obozu; a że nadto i działa by- ły już w ręku nieprzyjaciół i z nizkąd żadne posiłki nie nad- chodziły, przeto opanował wszystkich żal i strach wielki; dlatego zgodzili się wodzowie na to, aby w tej samej waro- wni z wozów wykonać wojskowe cofnięcie, ponieważ zosta- jącym na miejscu groziło oczywiste niebezpieczeństwo, gdy tymczasem przez taki manewr obiecywali sobie wszyscy otworzyć drogę do wojska. Aliści dnia 16 maja kiedy od Wód żółtych już o dwie mile byli oddaleni, wstrzymali Tatarzy nagle ich pochód tak natarczywym atakiem, że wszystkie konie zaprzężone w pierwszym szeregu albo od pocisków strzał padły, albo po- ranione zostały. Toczyła się walka przez niejakiś czas z wielką zacię- tością, ponieważ nasi silnie się opierali i wszyscy niepo- trzebując ni zachęty, ni przykładu wodzów mężnie walczyli, dopokąd deszcz gęsty omoczywszy zamki u strzelb i proch, ostatniego im środka obrony nie wydarł; ale i wtedy jesz- cze nieprzestali walczyć, jednak już nie za życie, lecz za śmierć chwalebną, i nie wprzód nieprzyjaciel zdobył wozy i obóz, dopokąd Potocki, chociaż miody lecz dzielny i do- bry rycerz, po dwóch odebranych ranach, na które zaraz umarł, niepoległ; wtedy dopiero wszystkich częścią pozabi- jano a częścią pojmano; Sapieha raniony popadł w ręce Tohaja Bega, Szemberg dostał się Scytom, a Czarnecki i Grodzicki przyszłe tarcze ojczyzny, zostali w łańcuchach ode- słani przez Chmielnickiego do fortecy Kudak. I tak ów naj- piękniejszy wybór mężów liczący do 3000 głów i zostają- cy w ustawicznym boju przez dni 14, a podług Kochowskie- go przez dni 20, jako w liście prywatnym czytałem, bez ża- dnego posiłku, padł pierwszą ofiarą wściekłości nieprzyja- cielskiej, i to tak nieszczęśliwie, że z tak znacznej liczby zaledwie jeden lub dwóch świadków tej klęski do obozu polskiego wróciło. Już hetman w. k. z większem wojskiem do Czerkas się zbli- żał, gdy mu doniesiono, że oddział jego syna został pobi- ty, i że nieprzyjaciel spiesznym krokiem naprzeciw niemu dąży; dla tego postanowiło wojsko nasze do 6000 wyno- szące, skutkiem złej rady cofnąć się do Korsunia. Ale i nieprzyjaciel dowiedziawszy się o tern pospieszył tam nazajutrz, i w niedzielę przed Zielonemi świętami, która przypadła 25 maja, naszemu wojsku się pokazał. Wyruszono więc z oddziałami, i przedłużywszy skrzydła, uszykowano się do bo- ju. Ale ledwie co wyszło wojsko w pole, aż oto naciera- jący nieprzyjaciel zmusił je do boju. Odrzywolski napada- jącego na siebie Tohaja Bega dzielnie odparł, i Kalinowski hetman polny Kozaków po kilkakroć nacierających na siebie od- pędził, i tak dnia tego nic nie wskórawszy nieprzyjaciel wal- kę zakończył; Korsuń jednak wszelką żywnością napełniony opanował. Tym czasem najprzód skrycie, a później po części tak- że za pomocą nieprzyjaeiela rozeszła się w obozie zasmu- cająca wieść o śmierci króla i przeraziła wielce umysły na- szych żołnierzy. Nadto zdarzyło się jeszcze, że od podłożo- nego pod stodoły przedmieszczan ognia, czyto z rozkazu dla przyjęcia nieprzyjaciela przez naszych, czy też przypadkiem tylko, Korsuń do szczętu zgorzał, z czego powstała w obo- zie dręcząca obawa mogącego nastąpić głodu. Naradzano się tedy między naszymi, czyli uszykowawszy wojsko do boju, zdać się na los potyczki, czyli też lepiejby było pod zasłoną wozów wojennych cofnąć się z pola? Wielu i sarn hetman Kalinowski radził, aby w otwartem polu natrzeć na Tatarów, po których odparciu pewniejszeby było nad Koza- kami zwycięztwo. Ale hetman wielki Potocki uznał za bezpieczniejsze w gwałtownej potrzebie wykonać odwrót woj- skowy pod zasłoną z wozów, które też Mikołajowi Biegano- wskiemu wbrew zdaniu innvch uszykować kazał. Ruszono tedy z terai wozami nieszczęśliwie ku Bohu- slawiu, lecz to niebyło niewiadomo przezornemu i chytre- mu Chmielnickiemu, który dla opanowania drogi 6000 bun- towników naprzód posłał z rozkazem, aby ścieki wód to dołami, to groblami podzielone, poprzecznemi fosami połą- czyli, tu doły, tam przepaści na środku gościńca porobili, i gdzie niegdzie na porobionych groblach oddziały strzelców poustawiali. Wkrótce też nadeszli i Kozacy, którzy naszych około uwolnienia wozów na popsutych gościńcach zatru- dnionych łatwo rozpędzili, wiele wozów zabrali, i posterun- ki naszych lak zatrwożyli, że niektórzy z Polaków nawet swe miejsce poopuszczali. Ale hetman polny przybiegłszy w to miejsce, gdzie szwankowało wojsko z konnicą swą na pomoc, wnet ducha ożywił i porządek przywrócił; wszakże i to niewiele pomogło, gdyż wkrótce potem rozbił nieprzy- jaciel kilka oddziałów konnicy wysłanej z dwoma chorągwia- mi piechoty węgierskiej dla otworzenia drogi, a oraz ude- rzył z największą natarczywością z przodu i z boków na wo- zy, przyczem Kalinowski dwa razy w głowę i w łokieć śmier- telnie raniony został. Jeszcze jednakże niezwyciężył nieprzyjaciel, dopokąd służba pociągowa i liczna hałastra przyjęta pomiędzy wozy, wsiadłszy hojaźliwie na konie, nierzuciła się do ucieczki i bok wozów tylnych bezwstydnie ogołociła, co umysły pa- nów dzielnie się potykających niezmiernie zatrwożyło, a nie- przyjacielowi otuchy dodało. A ponieważ na okrzyk wszczęty przez Kozaków nadbiegli także i Scytowie z wielkim zapałem i gęstą chmurą strzał naszych razili, a potem tam, gdzie sze- reg wozów z obrony ogołocony został, bok cały przełama- li, wytoczyła się zacięta walka, w której każdy z dzielnych naszych wojowników stawiał mężnie czoło wpadającym nie- przyjaciołom , szukając przy wspólnych ranach chwalebnej dla siebie śmierci. Mało było takich, którzy utraciwszy wszystko i więcej życie, niźli sławę ważąc, przez pobocz- ne uchodzili ścieżki; większa daleko część i godniejsza wspomnienia padła ofiarą śmierci, dawszy wprzód swej dziel- ności dowody; reszta zaś poszła w jasyr. W liczbie pojmanych znajdowali się pomiędzy innymi; naczelny wódz wojska i najpierwszy senator Potocki, z nad- wątlonem zdrowiem i ustawiczną osłabiony pracą; hetman polny Kalinowski, Kazanowski, Sieniawski, Odrzywolski Bałaban i wielu innych, z których tylko choremu hetmanowi w. Potockiemu i ranionemu hetmanowi Kalinowskiemu da- no z miłosierdzia wóz do przewiezienia. Tak podobało się Najwyższemu długą Polaków szczę- śliwość przez nikczemnego zwycięzcę podwójną klęską wkrót- kim czasie ukarać, i jeszcze na później do ukarania sobie zostawić. Nasz Lwów, jako bliższy widowni tej nieszczęsnej woj- ny dowiedział się też prędzej o tych gromach bijących w Polskę, niż inne miasta królestwa, którym dopiero później podał wiadomość o zmianie szczęśliwości Polski, a sam skut- kiem uchwały konsulów zakazującej wszystkim obywatelom pod utratą honoru i majątku oddalać się z miasta, do obro- ny potrzebnej się gotował, zasełając za przykładem ducho- wieństwa z żonami, dziećmi i mnóstwem wiejskiej ludności pokorne modły do niebios dla przebłagania ich gniewu i uproszenia końca tym klęskom. Już bowiem po pobiciu obudwu wojsk Tatarzy podług swego zwyczaju a Kozacy z zemsty obfite ruskie pustoszyli kraje i wszędzie bezkarnie się rozbiegając, już Podhorodyszcze, Lipowice, Niemierów, Barszczówkę, Kulinik, Hołowiec, Machnówkę, Berdyszowo, Białopole, Pawołocz, Przyłączkę, Pików, i innych wiele pię- knych i majętnych miasteczek i wiejskich folwarków — któż bowiem w tern nieszczęśliwem zamieszaniu wszystkich na- zwiska opisać się starał? — w gruzy i popiół zamienili, a ich nieszczęśliwych mieszkańców w liczbie do 200,000 z najwię- kszem okrucieństwem powiązanych do obozu swego wywle- kli. Kto znał szczęśliwą niegdyś i ludną krainę ruska, ła- two temu uwierzy, dla tego wielka bojaźń ogarnęła mie- szkańców Lwowa i dla przebłagania gniewu bożego nawet niewiernych żydów nabożnymi uczyniła. Tym czasem powrócił wkrótkim czasie Hieronim Swie- żawski z niewoli tatarskiej wypuszczony dnia 4 czerwca do Lwowa, i ślub w nieszczęściu do obrazu Matki Boskiej uczy- niony wypełnił, tudzież wykupno 20,000 dukatów węgier- skich, Tohaj Begowi, od którego za wyświadczone dobro- dziejstwa uczciwie był przyjmowany, do miasteczka Między- borza przez Tatarów odprowadzony wypłacił. Kozacy zaś znaczyli wszędzie swój przechód mordami, rabunkiem i ogniem. Maxym Krzywonos dla popełnionych łotrostw niegdyś na śmierć skazany, a teraz ich naczelnik i przewódzca najnikczemniejszej hałastry w liczbie do 6000 ludzi, przepłynął rzekę Bug u Herodota Axiaces zwaną i wszystkie prawie znaczne miasteczka księcia Wiśniowieckie- go, jako to: Ładyszyn, Bersadez, Wierchówkę, Alexandryn i innych bardzo wiele niespodziewanie opanowawszy, mie- szkańców ich okrutnie pomordował, a pod miasteczkiem Nesterwar albo Tulczyn od kilku oddziałów naszego wojska odparty, wkrótce potem i miasteczko i zamek zdobył, je- dnak nie bez straty z swej strony. W tern miasteczku do- puszczało się kozactwo wielkiego okrucieństwa na ducho- wnych rzymskiego kościoła, na szlachcie obojga płci i na ży- dach, których jak mówią 15,000 tam zamordowano; sam zaś Krzywonos nasyciwszy się krwią żyjących, zwrócił swe barbarzyństwo przeciw umarłym, którym uczucie bolu śmierć dawno już odjęła, kazał otwierać groby, wyrzucać umarłych z trumien, siekać na kawałki i posypując je mąką, rzucał psom na żer po ulicach i gościńcach; z czego można poznać, jaką nienawiścią musieli Kozacy pałać ku żyjącym Polakom, kiedy umarłych z taka wściekłością prześladowali. Tak więc zostały na rozkaz tego tyrana obrócone w perzynę wszystkie prawie znaczniejsze miasteczka od Pry- pecia i Słuczy aż do Sanu. Smutno i bolesno było patrzeć na te okropną i po całym srożącą się pożogę, która wszy- stkie świątynie boże, budynki wspaniałe, i pałace kosztowne, jakby jedną pochodnią zapalone pochłaniała. I nie jedna forteca w tych okropnych czasach była bez obrony, nieje- dno miasteczko stało otworem nieprzyjacielowi i nikt niemiał odwagi stawić mu czoła, bo wszystkich trwoga i rozpacz robiła niezdolnymi do walki, gdy tymczasem nieprzyjaciel szerzył do koła najokropniejsze spustoszenie, ponieważ Krzy- wonos postanowił zniszczyć to wszystko, coby tylko boskie- go czy ludzkiego w drodze mu się nawinęło. Religia zo- stała zdeptana, wszelkie prawa przewrócone, urzęda obalo- ne i nie tylko wszystkie gościńce i drogi były niepewne, ale nawet nie było się gdzie schronić uciekającym, gdyż wszystkie prawie wsie, domy, ulice i pola były widownią rabunku, wszeteczności, pożogi i mordów, bowiem mordo- wano bez różnicy każdego, kto się tylko nadarzył, dla sa- mego imienia, a najbardziej mszczono się na panach Lachach jako pierwszych osobach, i dlatego troskliwie ich wyszuki- wano w kryjówkach, i wszystkim bez różnicy płci i wieku, okrutną śmierć zadawano. Tak pomiędzy innymi został książę Czetwertyński w Borowicach dziedzicznem swem miasteczku zaskoczony od tej rozbójniczej zgrai, i gdy poprzednio sam Krzywonos naj- ukochańszą żonę jego rzadkiej piękności w jego oczach zgwałcił, a potem wraz z dziećmi okrutnie zamordował, od własnego mielnika piłą żelazną w pół przerznięty; innym odrzynano pojedynczo wszystkie członki i zadawano bezbron- nym najsromotniejsze katusze; inni znowu przywiązywani do progu najlichszego budynku, i jakby drzewo siekierami po głowie, po piersiach lub po żywocie rąbani, w najokropniej- szych mękach pod ich razami ginęli. Tylko waleczny Jeremiasz Wiśniowieeki, wódz za- równo dzielny w boju, jak łagodny w pokoju, czego na- wet nienawiść nieprzyjaciół jego zaprzeczać się nie- 13 ważyła, pragnąc powetować straty poniesione na Rusi wstrzymał w owym czasie sam jeden własnym rozumem, kosztem i siłą nieprzyjaciela na zgubę Polski lecącego. Do- wiedział on się, że Kozacy spiesznie biegną, aby się połą- czyć z Krzywonosem; ściągnął zatem co tylko było oddzia- łów polskich w bliskości, i wraz z Tyszkiewiczem , wojewo- dą kijowskim i z Osińskim oboźnym litewskim we trzy ty- siące wojska spiesznie na Krzywonosa daleko większą li- czbę mającego uderzył. Walczono długo i z zaciętością, bo z jednej strony podwajała siłę odwaga, a z drugiej prze- ważała liczba. Ale w końcu uległ nieprzyjaciel i straciwszy 3000 w zabitych, poszedł w rozsypkę, nawet sam Krzywo- nos zaledwie uszedł dopadłszy konia. Jednak odważywszy się jeszcze raz probować szczęścia wojny, zabiegł Wisznio- wieckiemu drogę z zebranemi na prędce siłami, ale i tą ra- zą nie lepiej mu się powiodło, albowiem gdy Wiszniowiec- ki, odesławszy działa do Tulczyna, uszykował do boju ośmie- lone niedawnem zwycięztwem oddziały, został na głowę po- bity i ledwie z wozami swemi uszedłszy, całą piechotę i pole utracił. Wiszniowieeki zaś nie będąc w stanie opano- wać ich wozów dosyć miał na tern, że przezwyciężył nie- przyjaciela w liczbie i w siłach mocniejszego, po którego po- biciu wracając Niemierów, miasto swoje dziedziczne, od buntowników opanowane odebrał, zdobycz złożoną zabrał, i między swych żołnierzy, dardanami pospolicie zwanych, którzy zawsze dzielnie się bili, rozdzielił; co na zgroma- dzeniu w kościele naszym dla uspokojenia zatrwożonych umy- słów ogłoszone zostało. Tymczasem, gdy się to działo na Rusi i w całvm kraju straszne szerzyły się rozruchy, ogłosił smutnym listem Maciej Łubieński, arcybiskup gnieznieński i prymas króle- stwa polskiego, śmierć króla Władysława podczas tak wiel- kiego nieszczęścia i zwołał sejm zwyczajny, na którym za- ciąg wojska po prowincyach w liczbie 36,000 nakazany zo- stał, dla którego zarządu trzech przełożonych pod nazwą rejmentarzów ustanowiono, mianowicie: Dominika księcia na Zasławiu, wojewodę sandomirskiego Mikołaja Ostroroga, cześnika, i Alexandra Koniecpolskiego, chorążego koronnego. Tym rejmentarzom dodano do pomocy kilku radzców tak ze stanu senatorskiego, między którymi był także Jeremiasz Wiszniowiecki, książę wojewoda Ruski, bohatyr sławny i nie do łatwych narad, ale doprowadzenia wojen urodzony, ja- ko tez ze stanu rycerskiego, których Kochowski wymienia. Te oddziały wojska zwały się dla różnicy legionami woje- wództw i stanowiły niby pospolite ruszenie rzeczypospolitej. Po skończonych krótkich obradach tego sejmu, gdyż każdy z przytomnych wiedział, że nie na czczych słowach tylko czas trawić należy, został wybór rządzącego króla na dzień 4 października naznaczony. Zchodziły się tedy powoli zwyczajem polskim owe le- giony wojewódzkie, liczone na 56,000 i podczas przeglądu wojska ujrzano z zachwyceniem owe świetne oddziały, któ- rych lśniąca broń, połyskujące od złota rzędy na komach, na grecki sposób robione siodła, kosztowne futra, różno- farbne suknie, poduszki złotem i srebrem haftowane, sło- wem wszystko zapowiadało w nich raczej wygodnisiów idą- cych na gody lub maskaradę, nie zaś żołnierzy wybierają- cych się na wojnę. Wykwintne przybory stołowe, wytwor- ne obiady, częste pijatyki, tańce i obcowanie w obozie z kobietami, ściągęły im słusznie nazwę zniewieśeiałvch oblu- bieńców, odznaczających się przytem nadzwyczajną wolnością w czynach i słowach, gdyż ciągle wspaniałemi czynami się przechwalali, a wyuzdaną swą rozpustę do tego stopnia po- suwali, że idąc na wojnę zapomnieli o wojnie i nie wi- dziawszy jeszcze nieprzyjaciela, zwycięztwo swe opiewali mówiąc publicznie, że im do odniesienia jego nie broni, lecz kańczuków potrzeba, przyczem zawczasu naradzali się nadtem, jakby dobrami ukraińskiemi po zwycięztwie rozrzą- dzić, a tymczasem dobra królewskie i duchowne bez litości niszczeli. Wyszło było podówczas dziełko, któremu dano tytuł: »Zemsta za dobra kościelne zgwałcone świetokradzka ręka żołnierzy", którem zawczasu odstraszano żołnierzy polskich od krzywd wyrządzanych duchowieństwu sądem sprawiedli- wego Boga, i na przyszłość ich upominano. Ale przeciw temu pismu sklecił był ktoś i rozrzucił po obozie inną bro- szurkę, w której dowodził, że żołnierz ma prawo żywić się z dóbr duchownych, odwołując się fałszywie na przykład Abi- melecha, który chleby ofiarne Dawidowi i żołnierzom jego w piśmie ś. ofiarował. Takto myśl złośliwa nawet środki na przyszłość pożyteczne ganiła, z czego tylko zbytki ustawi- czne wynikały; a gdy już tym sposobem synowie dobra oj- czyste, a żołnierze swój żołd strwonili, zaczęto krzywdzić na- wet i ubogich chłopków; i tak przechodziło to wojsko uciążliwe dla obywateli, a najuciążliwsze dla mieszkańców wiejskich, wśród skarg i łez biednych ludzi, zasadzając na rozpuście i zabawach swe bohaterstwo i przyspieszając karę Boga, który już i tak Polskę za jej pychę różnemi nieszczęściami nawiedzał. Tym czasem zaczęła nagła niezgoda potajemnie i pu- blicznie jak to zawsze z zawiści i pychy między Polakami się wydarzało, rozdwajać umysły wodzów, a nieszczęsna była to zawiść, kiedy nad Jeremiasza Wiszniowieckiego męża boha- tyrskiego, mniej bitny książę Dominik przeniesiony został; jednak dla miłości ojczyzny i za przyczynieniem się przyja- ciół pojednali się ci dwaj mężowie przy Czołhańskim Ka- mieniu po sześciomiesięcznych zatargach, i na znak zgody ręce sobie wzajemnie podali. Wkrótce potem odwiedził miasto nasze Mikołaj Ostro- rog cześnik koronny, i był z honorami przyjmowany, a gdy na dniu o sierpnia stanął obóz polski koło Glinian, udał on się tamże z posłanemi naprzód chorągwiami ziemi Lwow- skiej z wspaniałą okazałością, a za nim ciągnęła liczna szla- chta województw śród okrzyków radości i życzeń przy- szłego szczęścia. Dnia 24 sierpnia zostało 18 metalowych dział wielkiego kalibru ze zbrojowni rzeczypospolitej wraz z znacznym zapasem kul i prochu działowego z naszego miasta wyprawionych do obozu, czem uzbrojeni nasi wo- dzowie dalej z obozem ruszyli. Lecz i Kozacy, chociaż udawali, że pokoju pragną, nie spoczywali przez ten czas wcale, i w trzech miasteczkach ludnych: Międzyrzec, Korzec i Ostrog, bez wszelkiej obro- ny zostawionych, wszystkich prawie mieszkańców wycięli. Sławne miasteczko Międzyborz, odparłszy trzykrotne napady, gdy przednie szańce przez ogień utraciło, poddało się Ko- zakom dobrowolnie. Także Zaslaw, niepoślednie miastecz- ko zostało przez nich opanowane, grobowiec książąt na Za- sławiu rozbity, ciała na kawałki posiekane, i mąką lub otrę- bami posypane psom na pożarcie rzucone. Cały Wołyń, owa najżyźniejsza, kraina Polski był krwią zbroczony. Oły- kę, książąt Radziwiłłów piękne miasteczko i zamek dobrze obwarowany, wziął nieprzyjaciel szturmem, złupił i wyrznął w pień załogę. Także Łuck, główne miasto Wołynia, pa- dło ofiarą jego wściekłości. W miasteczku zaś Kamionka strumiłowa, o pięć mil ode Lwowa odległe, wybuchł bunt jawny, przyczem pospól- stwo kapłanów i mieszkańców katolickich najokropniej po- mordowawszy, wszystkie świętości nogami zdeptało. Tymczasem gdy się to działo, podszedł Neczaj, także jeden z przewódzców kozackich, po spaleniu kilku miaste- czek pod obóz polski i Konstantynów w oczach naszego wojska bezkarnie napadł, zdobył, i kozacką załogą osadził; która jednakże przyparta wkrótce od nadeszłego wojska pol- skiego, wyrzuciwszy ciała Polaków z grobowców, uszła w no- cy do Chmielnickiego, i 80 obywatelów z sobą zabrała, a nazajutrz dziedzicowi swemu książęciu Dominikowi na Za- sławi u prosząc o przebaczenie związanych posłała. Dnia 18 września został znowu Łuck przez Kozaków zajęty, którzy pomordowawszy bez różnicy wszystkich jego mieszkańców, zostawili miasto na pastwę płomieniom. Także miasteczko Satanów zostało przez zdradę chłopstwa opanowane, a na- wet już i Kamieniec został przez 10,000 Kozaków zaatako- wany; jednak obronił go Halicki, mąż dzielny, ubiwszy tej halastry do 1500, przyczem i sam ciężko w bok i syn je- go w twarz raniony został; ale za to miasto Pińsk zostało najokropniej zrabowane W śród tych oczywistych wojny niebezpieczeństw zbli- żał się sejm wielki dla obrania rządzącego króla, na który arcypasterz Krosnowski wyjeżdżając ze Lwowa zawiesił dla okrutnych napadów kozackich i tatarskich wszelkie sprawy sądowe odkładając na później ich rozstrzygnienie i wyzna- czywszy powszechne suplikacye o całość królestwa, od- wrócenie wojny i niebezpieczeństw wszystkim i każdemu majestat boski błagać rozkazał. Za przykładem arcypaste- rza wyjechało także wiele kanoników i szlachty do bezpie- czniejszych okolic Polski, zostawując Lwów sobie miły nie- pewnemu i wątpliwemu losowi. To wszystko rzucało wiel- ki postrach na mieszkańców Lwowa, do czego też nie- mało przyczyniali się kaznodzieje jezuiccy, straszący lud karą bożą, a osobliwie Ojciec Seweryn Karwat, który kar- cąc z ambony grzechy Polaków publicznie powiedział: W oś- miu dniach zobaczycie prawicę mściciela Boga nad wami, i będziecie witać uciekających senatorów waszych: co też w samej rzeczy się ziściło. Tymczasem Chmielnicki nadciągnął spiesznie z całym swych sił ogromem przeciw nadchodzącemu wojsku polskie- mu; w jego obozie znajdowało się mnóstwo Wołochów, Moł- dawian, Serwianów, Raców i innych mieszkańców puszcz , i ze wszech stron zbiegało się chłopstwo z nienawiści ku na- rodowi polskiemu, jak gdyby z chat wywoływane na wojnę tak, że całą siłę Chmielnickiego na 150,000 żołnierzy li- czono. Pierwszy zapęd tej siły przeważnej uczuła i nie mogła powstrzymać twierdza Kudak, chociaż mocno obwa- rowana, na którą Kozacy jako na wędzidło swej rozpusty krzywem patrzali okiem, albowiem została z największa gwał- townością zdobyta i stosownie do chęci, którą Koniecpol- skiemu, jak wyżej powiedziałem, Chmielnicki okazał, do szczętu zburzona, przyczem Francuz Alexander Mariani, ko- mendant tej twierdzy, swą nienaruszoną wiarę dla rzeczypo- spolitej szlachetną śmiercią zatwierdził. Także Bar miasto dość ludne i twierdzą obwarowane, chociaż Potocki dzielnie go bronił, zostało na początku sierpnia zdobyte przez Chmiel- nickiego. Wreszcie rozłożyli buntownicy przy miasteczku Pilaw- cach, rzeką płytką, ale zdradną opasanem, wielki obóz, oko- ło którego Chmielnicki liczne dołki i pagórki do kretowin podobne, dla utrudnienia przystępu konnicy porobić kazał, a po krzakach i szuwarach porozstawiał strzelców, aby bez- piecznie z tego ukrycia brali na cel najdzielniejszych Pola- ków i tym sposobem wojsko nasze wodzów pozbawiali. Nadciągnęło też wkrótce i wojsko polskie, i w miej- scu bardzo niewygodnem, między jeziorami i dołami na mi- lę rozległem, obóz rozbiwszy, pierwszą próbę potyczki wy cieczką lekkiej jazdy rozpoczęło. W pierwszych początkach sprzyjało szczęście usiłowa- niom polskim. Samuel bowiem Łaszcz odparł Czarnotę obo- źnego kozaków nie bez klęski, gdy tenże z hordą swoją rzucił się na postępujące oddziały nasze. Michał zaś Jor- dan, starosta dobczycki, przeszedłszy z trudnością przez je- zioro błotniste, uderzył z największą szybkością na obóz Ko- zaków, gdy tym czasem Ossiński usypawszy na prędce szań- ce, nieprzyjaciela zupełnie odparł, i okopy ich poniszczył tak, że jak Kochowski powiada już z pierwszych rezultatów można było rokować powodzenie orężowi polskiemu, gdyby wojsko było szczerze pragnęło zwycięztwa; ale naczelnicy jego byli zanadto gnuśni, i o bezkrwawem tylko marzyli zwy- cięztwie. To też zaraz nazajutrz poprawili Kozacy swój błąd, albowiem opanowali znowu płytkie jezioro , przez które wczo- raj Jordan był przeszedł, i obwarowawszy swój obóz wyko- paną z przodu i z tyłu fosą, bezpiecznie sobie wypoczywali, aż oto pod wieczór dał się słyszeć nagle okropny wrzask i huk dział i w śród ciemności zaczęły się migać liczne ognie w ich obozie, co nasi z początku rozmaicie sobie tło- maczyli, ale w końcu dowiedziano się, że Kozacy radowali się tak z przybycia Tatarów, którzy pod dowództwem Be- gów Tohaja i Szeryma siłę ich o 40,000 powiększyli. W sku- tek lego rozgłoszono w naszym obozie, że znowu przybył świeży nieprzyjaciel, i wnet na wiadomość o tem, wyruszył w pole oddział weteranów, za którym wyszły także i inne oddziały, ale bez porządku, bez wodza, bez wyboru. Wszę- dzie można było widzieć największy nieporządek, gdyż roz- kazywało wielu, a mało kto wypełniał rozkazy, rady były wątpliwe, umysły niezgodne, dowódzcy niezdecydowani; owe tak głośne niegdyś wykrzyki legionów, ucichły teraz z bojaźni i wszystko nosiło na sobie cechę takiego zamieszania, że niepodawało żadnej nadziei pomyślnego skutku. Najdzielniej odparł pierwsze napady nieprzyjaciół Wi- towski , wojewoda sandomirski. którego kasztelan czoło sze- regu urządzał, a gdy potem zapaleni Mazury całemi oddzia- łami zmieszali się z nieprzyjacielem, lecz niebawem tak prze- wagą jego, jako też miejsca błotnistego położeniem do od- wrotu zmuszeni pomocy zażądali, wyratował ich tenże Wi- towski przez nadesłaną spiesznie konnicę z niebezpieczeń- stwa, lecz za to o mało sam nieprzepłacił tego życiem. Al- bowiem został wkrótce z towarzyszami otoczony dokoła od buntowniczej zgrai i już z swym oddziałem chwiać się za- czynał , gdy w tern przybyli mu spiesznie na pomoc Ossoliń- ski, starosta stobnicki i kilku przyjaciół jego. Ci tak dalece zmocnili jego oddział, że znowu przeciw Chmielnic- kiemu , który całą piechotę Kozaków7 na czele a Tatarów po bokach uszykował, i temi słowy: "za wiru mołodci, za wiru!" ich zachęcał, zwróciwszy swe sztandary, jedną część nieprzyjaciół na groble i do wody wpędził, w której się to- pili, a od drugiej połowy sam otoczony, już wielu swoich utraciwszy, z największym pospiechem do obozu przedzie- rać się zaczął, przyczem szczególnie dla tego na wielką chwałę zasłużył, że siedząc na koniu, który miał odcięte 14 uda, i wraz z nim od tłumu walczących w wodę zepchnię- ty ledwie za pomocą jakiegoś woźnicy uratowany został. Nie była to lekka utarczka, a jednak żadnego znaku, dla zachęcenia walczących nie słyszano, ani skrzydeł woj- ska nie ruszono i żadne też posiłki od naczelników szwan- kującym nadesłane nie zostały, co albo onychże złej woli, albo grubej niewiadomości wojennej przypisać potrzeba. Już widoczną było rzeczą dokąd się los Polski skła- niał i na pozajutrze ostatniego szczęścia wojny odkładać nie można było, gdy oto niektórych myśl bojaźliwa do narady pobudziła, na której postanowiono nieszczęśliwie, aby woj- sko do Konstantynowa, gdzie dla uszykowania oddziałów dogodniejsza znajdowała się równina, pod zasłona wozów odprowadzić. Tymczasem upłynął dzień 23 września, któ- ry przypadł we środę, a pod wieczór rozeszła się wieść po namiotach, że senatorowie z obozu uciekli. Ta wiadomość zrobiła tak wielkie wrażenie na wojsku , że wszyscy najprzód z zadziwienia osłupieli, potem się namyślali, a wreszcie w mniemaniu że w śród ciemności ich ucieczki nikt niepostrze- że, kiedy noc późna i głucha cisza wszystko w uspieniu trzymała, najprzód pojedynczo, potem po kilku, a naostatek oddziałami, opuszczając wszystkie stanowiska w obozie, ha- niebnie uciekać zaczęli; aby jednakże nieprzyjaciela oszukać i opoźnić jego pogoń, psy szczekające do wozów i świece łojowe niby na znak, że nocne straże czuwają, na oso- bnych stanowiskach poprzywiązywali. Krzysztof Arciszewski i Ossiński naczelni wodzowie piechoty, przekonawszy się, że już cała sprawa zgubiona, chwiali się długo między stra- chem i bezskuteczna odwagą , a w końcu także z oddziała- mi swemi z obozu wyruszyli, nieprzyjaciela prześladującego ich dzielnie wstrzymując, i bronią ogniową bardzo wielu zabijając; i tak w śród ustawicznych utarczek aż do Lwowa przyszli. Niezaraz dowiedział sie nieprzyjaciel troskliwy o siebie po kilku niepomyślnych utarczkach o ucieczce naszych, aż pokąd świece gorejące do dnia na jednem miejscu rzecz niezwyczajną i niepewną nie okazali, i pokąd wieśniaczki żywność do obozu juz próźnego przynoszące o odejściu na- szych znać mu nie dały. Osłupiał naiprzód z zadziwienia zamyślony Chmielnicki potem Kozacy wzniosłszy okrzyk dziki polecieli bez porząd- ku, bez broni, bez rozkazu, z ciekawości tylko i z radości, do obozu polskiego i tenże bez mężczyzn, wielką zdoby- czą napełniony, i przez mnóstwo szlachetnych kobiet, któ- re dla bezpieczeństwa z domów i wiosek swoich uciekły, za- mieszkały zajęli. Dobry Boże! jakże wielkie oni tam zna- leźli skarby, kiedy przez długi pokój szczęśliwi panowie, i szlachta bogata więcej złota i srebra z sobą do obozu przy- wiozła niż żelaza przeciw nieprzyjaciołom! Któż klęskę owej nocy, któż śmierć opowiedzieć lub opisać, któż żalom łza- mi wyrównać zdoła? I rozszarpali miedzy siebie podłe dusze skarby senato- rów i długą pracą uzbierane bogactwa swych panów, a to z taką rozpustą i zbytkiem, że za jeden kielich wina srebrne naczynie, albo kosztowną szatę jedwabną dawano; klejno- tów zaś pereł i pieniędzy było tak wiele, że ćwierciami pełnemi je rozdzielano; a nadto liczne działa wojenne, wiel- ki zapas prochu, szpichlerze pełne żywności i wszelkie przy- bory wojenne dostały sie w ręce barbarzyńców. Samveb wozów jako z prywatnych listów wyczytałem było 120,000, między któremi, jak sami Kozacy powiadali, powozów że- lazem okutych, skarbnikami zwanych, 6460 rachowano. Także buławę hetmańską złotą i drogiemi kamieniami wy- sadzaną, jakby na znak szczęścia, w pojeździe znaleziono. Gdy się już tak nasyciła chciwość barbarzyńców, za- częli oni potem dogadzać swej zemście i najprzód na po- zostałych koło obozu mężczyznach słabych łub rannych dzikie okrucieństwo wywierano, napadnionych chwytano, i wszystkich jako ofiarę na śmierć przeznaczonych pomordowa- no; nieszczęśliwe, w smutku pogrążone kobiety polskie i szlachetne matrony nie uszły zgwałcenia, publicznego obna- żenia , rózek, kańczuków; a w końcu wśród pośmiewiska okrutnej śmierci; nie pomogły synom, córkom, maleńkim dzieciom i panienkom urodziwym, ani wiek, ani urodziwość ani niewinność, prawie wszystko pomordowano, wzgar- dzając swawolnie prośbami, chyba że niektóre tylko kobiety Tatarzy dla dogodzenia swej lubieżności, albo siłą, albo pokryjomu od powszechnej zagłady ocalili. Nadszedł dzień 26 września, w którym bardzo rano przy otwartych zazwyczaj bramach nadeszła wieść niewie- dzieć przez kogo po mieście rozsiana o klęsce i ucieczce naszych. Najprzód niechciał nikt wierzyć temu, bo nikt te- go sobie nie życzył, aż wreszcie przed południem wielu wojskowych z pospiechem wyprzedzając jeden drugiego, nie- pewną tę wieść potwierdzili, z których każdy płacząc, skarząc się, i suknie podarte niosąc na znak nieszczęścia ojczyzny, swoje własne nieszczęście pod wieloma nieszczęśliwymi na- czelnikami obwiniał, i powiadał, że wkrótce nieprzyjaciel Lwów obiegnie. To usłyszawszy zatrwożyła się tak mocno ludność cała, ze obywatele natychmiast do wału i do bram z bronią w ręku wyruszyli. Słaba zaś płeć i nieudolna młodzież ze łza- mi i z modlitwa do świątyń pańskich się uciekała. Wielki wszędzie — jak poeta mówi — był smutek, wielka trwoga i śmierci postać rozliczna. Przybyli także wkrótce i owi trzej mężowie, sprawcy tego nieszczęścia, a zwłaszcza cześnik koronny niedawno z życzliwemi chęciami z miasta uroczyście wyprowadzany, a teraz ze łzami i żalem w cichości zostający; przybył także książę Jeremiasz Wiśniowiecki, z wszelkiej cze- ladzi i sprzętów ogołocony, a po tych przybyło wielu urzę- dników wojskowych i naczelników wojsk, którzy wszyscy zapomniawszy o dawnej swej waleczności, ze smutkiem i skromnością słabość umysłu słowami pokrywali, i poda- jąc niezdolność naczelników w kierowaniu wojska jako przyczynę tej klęski, i na zły porządek prywatnie i publi- cznie utyskując, samym naczelnikom doocznie wiele wyrzu- tów publicznie robili. Gdy Lwowianie do pomieszkania przybyłych naczelni- ków z ubolewaniem nad tak wielką klęską przybyli żebrząc, aby miasta, obywatelów, i świątyń pańskich bez obrony, bez rady i bez rządu w największem niebezpieczeństwie nieopu- szczali, odpowiedzieli im wszczyscy trzej jednomyślnie, że ojczyzna już zgubiona, ze ginącym tylko sam Bóg poradzić i pomódz może, ze rzeczpospolite czeka los najgorszy, że lepiej zdać się na łaskę nieprzyjaciela i obce przyjąć rzą- dy, niż silić się na obronę, aby zginąć okrutna śmiercią z żonami i ukochanem potomstwem, a nakoniec, że nie są w stanie dać miastu posiłku tak dla niedostatku pieniędzy po- trzebnych do utrzymania w posłuszeństwie żołnierza, jako leż dla braku broni i innych przyborów wojennych, zosta- wionych w obozie, i z tą odpowiedzią odprawili przejętych trwogą konsulów i obywateli. Ale Lwów, zamożne natenczas miasto, nie upadł tak jak oni na duchu, i sobie i szwankującej rzeczypospolitej w takiem niebezpieczeństwie dopomódz postanowił. Ja- koż istotnie o ile miasto było w stanie, zaopatrzyło dobro- wolnie naczelników z własnego majątku w pieniądze, bez których niepodobna utrzymać żołnierza w posłuszeństwie, a mieszczanie postanowili zgodnie i pod przysięga, stosownie do vartos ci swego majątku, zapłacić od każdego cetnara srebra i złota znajdującego się u nich po 60 groszy na je- dnego żołnierza. Także i kupcy ofiarowali wiele cetna- rów srebra w talarach; kościoły, klasztory i zakony nawet ruskie oddawały sumy funduszowe i srebra kościelne do rak naczelników, i dla przekucia go na monetę, z pomiędzy któ- rych jak w rocznikach konsularnych wyraźnie czytałem, od- dali sami Jezuici zgromadzenia lwowskiego srebra na 15000 oszacowanego do mennicy, a ileż dać mogli inni ! Kobiety także nad zwyczaj były hojne; matrony do- brze wychowane, obywatelki lwowskie, oddawały jak nie- gdy rzymianki owe pieniądze, które sobie sekretnie na po- grzeb chowały, do skarbcu naczelników. Znaleźli się wpra- wdzie i tacy pomiędzy mieszkańcami Lwowa, którzy chcąc ujść niebezpieczeństwa uciekali z majątkami swemi do bezpie- czniejszych i odleglejszych okolic Polski mimo zakazu stanów miejskich ale takich było niewielu, a i z tych tylko ci uszli niebezpieczeństwa , którzy zawczasu wyjechali, reszta zaś do- stawszy się po kilku dniach w ręce Tatarów swe majątki wraz z życiem potracili. Wszyscy zaś inni, tak ze stanu szlachty jako i mieszczan, oddawali chętnie połowę mająt- ku swego własnemi rękami na utrzymanie wojska, i w krót- kim czasie do skarbu naczelników w gotowych pieniądzach więcej niż kilkakroć sto tysięcy złotych złożyli. Zdumieli się podupadli na majątku wodzowie nad ta- ką hojnością Lwowian i zostali nią tak dalece ujęci i do poświęcenia się dla ojczyzny zachęceni, że postanowili bro- nić miasta i dla odbycia powszechnej rady wojennej dzień 28 września, w który wilia ś. Michała Archanioła przypa- dała, a miejsce w kościele OO. Bernardynów ś. Franciszka wyznaczyli. Zebrało się tedy licznie na te naradę obywa- telstwo miejskie, i właśnie , gdy z całym zapałem debatowa- no o środkach najlepszych dla obrony miasta, zdarzyło się, że do kościoła tego przyszła umyślnie niewiasta szlachetna i dla tego samego godna wspomnienia w dziejach, niejaka Katarzyna Słoniowska, i ubolewając z płaczem nad powszechną klęska zaklinała księcia Jeremiasza Wiśniowieckiego na mi- łość ojczyzny, na Boga, na śś. Patronów kraju i wszystko najdroższe mu na świecie, aby stanął sam na czele wojska, poczem złożywszy u stop jego cały swój dość znaczny ma- jątek w srebrze, odeszła zapłakana. Co widząc cała owa rada wojenna umilkła na chwilę z zadziwienia, ale wnet zwrócili sie wszyscy z wielkiem. na- rzekaniem i płaczem do księcia Wiszniowieckiego i zaczęli błagać go jednogłośnie, aby całemu wojsku i ojczyznie, w największem niebezpieczeństwie będącej, nieodmawiał swej pomocy. Opierał się mocno książę, wymawiając się tern, że komenda wojska nie jemu, ale Ostrorogowi, cześnikowi koronnemu, została powierzona, ze postąpiłby przeciw roz- kazowi stanów i rzeczypospolitej, i że przeto ani może ani powinien to uczynić. Ale zaledwie wymówił to książę, po- wstała okropna wrzawa w zgromadzeniu, a pośród niej dały się słyszeć cierpkie słowa i dotkliwe przymówki, że nie- szczęśliwy zarząd cześnika i innych tak królestwo przez ty- le wieków szczęśliwe jako i rzeczpospolitę, w żadnej woj- nie jeszcze tak straszną klęską niedotkniętą, przez gnuśność i nieznajomość sztuki wojennej na oczywistą zgubę naraził, że zatem nikt ani może, ani powinien poddawać sie pod tak nieszczęśliwy i niebezpieczny zarząd; co wszystko po- wtórzywszy niektórzy z wielkim gniewem w oczy siedzące- mu cześnikowi, tylko księcia Wiśniowieckiego za dowódzcę uznawali. Śród tej dotkliwej wrzawy wyprosił sobie glos Tyszkiewicz wojewoda kijowski, i zwróciwszy ze Izami mo- wę dobitną do Wiszniowieckiego, zaklinał go na wszystko, co jest świętego, na lud polski kwitnący niegdyś a teraz nad przepaścią będący i jego własne imię szlachetne, aby uczy- nił zadość żądaniu tylu ludzi, i przyjąwszy zarząd wojska ojczyznie zagrożonej zgubą dopomódz zechciał. Nie mógł się dłużej opierać tylu i tak usilnym proś- bom Wiszniowiecki, i choć niechętnie przyjął ofiarowany mu z ochotą zarząd wojska, żądając jednak, aby za towa- rzysza w pracy miał cześnika koronnego. Lecz wojskowość sprzeciwiała się temu przez kilka godzin, obrażając wielce krzywdzącemi mowami przytomnego cześnika; w końcu je- dnak zezwoliła na to za naleganiem Wiszniowieckiego. A po- nieważ to wszystko w wilią ś. Michała, patrona Wisznio- wieckiego, się działo, przeto uważało to wielu za znak po- myślnego skutku, zwłaszcza źe się do tego jeszcze i to przyczyniło, iż właśnie podczas wyboru księcia Wiszniowiec- kiego jakiś Kozak, wyprawiony jako szpieg dla dowiedze- nia się o stanie rzeczy we Lwowie, poznany i zaraz na sztu- ki rozsiekany został. Także mieszczanie z Gołogór zostali obwinieni o zdra- dę i wiarołomstwo, ponieważ jeden z nich — wysłany z listem do Chmielnickiego, aby jak najprędzej przybył i uwolnił ich od tyranii Polaków, za co znaidzie to wszystko, co do woj- ny pożytecznym być może — został schwytany i wyznał, że go z tym listem sami mieszczanie wyprawili. Oprócz lego schwy- tano także w mieście kilka kobiet wieśniaczek ruskich na szpiegostwie, od których o rzeczywistej zdradzie Rusinów się dowiedziano. Tak tedy została pod kierunkiem Wiszniowieckiego uchwalona dzielna obrona ojczyzny pod murami miasta Lwo- wa; a srebro, którego kościoły podoslatkiem dostarczyły, od- dano pod opiekę obywatelowi i zdatnemu złotnikowi Grun- waldowi pod przysięgą; wszelki zaś sprzęt wojenny u kup- ców i rzemieślników w wielkiej ilości znaleziony, sukno, na- wet kosztowne materye jedwabne ze sklepów miejskich na ubiór dla żołnierzy, pieniądze szlacheckie w depozycie zostają- ce , i wszystko cokolwiek znalazło się we Lwowie z goto- wych pieniędzy poznoszono na rozkaz komisarzy do skarbcu księcia Wiszniowieckiego, a oprócz tego znaczne sumy pie- niężne od majętnych obywateli, jako to: od Brzuehowskie- go 14,000, od Ormianina Iwaszka 16,000, od Grabianki 80.000, od Wyszla 12,000 i od wielu innych, których dłu- goby trzeba wyliczać, na dobro publiczne i obronę ofiarowane. Po tych ochoczych ofiarach dla żołnierzy obiecywali sobie obywatele wszelkich pomyślności. Ale ludźmi kieruje najczę- ściej fałsz i obłuda, i jak nieraz tak i wtedy przekonano się niestety, że niezawsze trzeba ufać sławnym i herbowym imio- nom, chociażby nawet miały najświetniejszą przeszłość za sobą. Ci sami bowiem panowie, którzy wspaniałomyślność swoją słowami głosząc bezpieczeństwo czyli obronę silną Lwowianom obiecywali, wyczerpawszy ich majątki, zabraw- szy towary, wyniosłszy kościelne i prywatne pieniądze, i nie uwiadomiwszy nawet miasta o zbliżającem się niebezpieczeń- stwie, wynieśli się haniebnie z jego murów na dniu 5 wrze- śnia i uprzedzając Kozaków, udali się pośrodkiem hord Tata- rów pola do koła już zajmujące, ku Zamościowi, zostawiając tym- 15 czasem Lwów nietylko haniebnie oszukany, ale oraz z pie- niędzy, z broni i z żywności zdradliwie ogołocony, wbrew danemu słowu w największym smutku i niepewności; bo jakkolwiek z przvczvnv wojny miedzy murami miasta wojska trzymać nie można było, niegodziło się przecież te- go miasta, które tak mocno im ufało i tyle dobrego wy- świadczyło, nieostrzegłszy go nawet o bliskiem niebezpie- czeństwie, opuszczać nagle w bezbronnym i nie przygoto- wanym stanie, i jakby na ofiarę wściekłemu nieprzyjacielo- wi niewinnie zostawiać. Aby się jednak zdawało, że uciekając niezupełnie za- pomnieli o Lwowie, przysłali Andrzeja Cikowskiego z 60 żoł- nierzami z województwa krakowskiego, niby to na załogę a raczej na śmiech, z doniesieniem o swoim wyjeździe a przybyciu nieprzyjaciół do miasta. Niech im ten przebaczy, który sądząc serca ludzkie cnotę wynadgradza a występek karze. Stroskani tern smutnem doniesieniem obywatele, gdy pomoc ludzka ich zawiodła, zwrócili swe myśli i serca do Boga i za jego natchnieniem obrali Krzysztofa Grodzickiego, męża doświadczonego w bitwie, gubernatorem miasta. Nadto zostało w tak wielkiem niebezpieczeństwie nakazane czter- dziestogodzinne nabożeństwo z wystawieniem Najś. Sakra- mentu w Monstrancyi na ołtarzu wielkim, przed którym dzień i noc błagano Boga najwyższego, aby miłosierdzie swoje ludowi żebrzącemu pokazać raczył. Szła czeladź i w nocy, aby się choć godzinę pomodlić; i młódź i starce błagali Pana, jak gdyby wkrótce umrzeć już mieli; pobożne zaś kobiety całą noc na modlitwie spędzały, a gdy z dnia brza- skiem gwiazdy już przygasać zaczynały, a lud szukający wy- poczynku kościół próżny zostawiał, wtedy miejsce spiących ludzi zajmowały duchy niebieskie. Pokazało się bowiem trzech biskupów (przytaczam tu opowiadanie sędziwych i wiary godnych ludzi) w infułach i w płaszczach świetnych na ostatnim stopniu ołtarza wiel- kiego klęczących, którzy jednak, gdy kilkoro łudzi znajdu- jących się właśnie w kościele zblizka przypatrzyć im się chciało, natychmiast znowu zniknęli. Zginęłoby było bez wątpienia miasto, gdyby wyższa moc, która kieruie sercami ludzkiemi, nie była przyszła w pomoc pozbawionym nadziei Lwowianów i do przedsięwzię- cia wielkich rzeczy ich nie natchnęła. Zaraz bowiem , skoro się tylko przekonali niedowierzający pomiędzy naszymi o odjeź- dzie naczelników, zapowiedziano pod wieczór trzema wy- strzałami z dział wyższego zamku wieśniakom zbliżające się niebezpieczeństwo, a nieprzyjacielowi przedsięwzięcie bronie- nia sie. Całą tę noc przepędzili obywatele bezsennie na wałach rozmyślając o losie przyszłym i zasełając modły do nieba; już bowiem ze wszech stron świeciły pożary wiosek, których młodzież obojej płci i kobiety w niewolę porwane, a starcu i mężowie pomordowani zostali. Na drugi dzień zrana pokazała się na górach przednia straż Tatarów z Tohajem Begiem na czele, który zaraz mu- ry miejskie do kola objeżdżał, a wkrótce potem szturmować je zaczął; ale że broniący ich przedmieszczanie przywitali go zaraz silnym ogniem z dział i broni ręcznej, przeto za- niechał nieprzyjaciel tymczasem dalszych gwałtów, straciw- szy kilkunastu ludzi, miedzy którymi także siostrzeniec To- haja Bega kulą ugodzony zginał; z czego w obywatelach większa chęć do obrony, a w nieprzyjacielu do zemsty rosła. We środę rano zaczęło się wielkie szturmowanie szań- ców przedmiejskich przez Tatarów, które jednak silnie wytrzy- mali obywatele, rażąc mocno napadającego nieprzyjaciela ogniem z ręcznej broni; i przez cały ten dzień sprzyjał los więcej miastu niż nieprzyjaciołom. Gdy zapadła noc ciemna, pokazały się znowu duże ognie zdala, które nadchodzący Kozacy około swych wozów rozniecali, a nazajutrz zrana, to jest 8 września przyprowadził Bohdan Chmielnicki pod mury miasta naszego 200,000 Kozaków pod 35 wodzami, do których przyłączyło się jeszcze 15,000 Rumeliotów z z wojska tureckiego i legion Wołochów. Oprócz tego zbie- gało się codzień, co godzina chłopstwo wiejskie do obozu Kozaków z bronią i z kijami bez liczby, które Chmielnicki, aby oszczędzić swoje wojsko na miejscach najniebezpiecz- niejszych naprzeciw szańców miejskich ustawiał. I wkrótce też zaczął nieprzyjaciel po raz trzeci z większą zapalczywością szturmować szańce przedmiejskie, ale także bez korzyści, bo przedmieszczanie i obywatele miejscy bronili ich bardzo walecznie. Tego dnia Chmielni- cki chcąc rozpoznać zkądby przeciw miastu najlepiej mógł szturm się udać, objeżdżał z naczelnikami Kozaków i z To- hajem Begiem szańce miejskie, ale gdy wpół drogi padł przed koniem jego granat wystrzelony z działa miejskiego, stracił chęć do dalszej objazdki, i wrócił do swego obozu. Tymczasem nadeszła dla oblężonych noc przykra, a tym samym uciążliwa i straszna; gdyż owe chłopstwo przy- puszczone do obozu Kozaków i Tatarów dla zdobywania przedmieść zabrało się z wszystkiemi siłami Chmielnickiego i Tohaj Bega do szturmowania wałów miejskich. Już do- bywający, kulami rażeni, częścią padali, częścią i ustę- powali , gdy tymczasem na ich miejsce dla niezmiernej ilo- ści ciągle świeże tłumy w ślepym pędzie następowały; już przedmieszczanom dla wielkiej liczby zabitych opierać się ciężko było; już kilka pniaków rozrzucono, drzewa grube powykopywano, pale połamano na wałach; juz ręce i zwą- tlałe siły obrońców wątpliwą czyniły nadzieję utrzymania szańców, gdy tymczasem noc ciemna większym jeszcze stra- chem wszystkich nabawiała, a krzyk nieprzyjaciół trwogą przejmował,— aż oto: postrzegli niektórzy męża poważnej po- staci w grubej włosiennicy pasem opasanego, wśród cie mności nocy światłem jaśniejącego i z podniesionemi ku nie- bu rękoma, jak do modlitwy klęczącego w powietrzu nad kościołem OO. Bernardynów — i nagle jakby cudem wzmo- cnieni poczuli w sobie obywatele swieże siły i zapał do wal- ki , gdy przeciwnie nieprzyjaciel coraz bardziej upadał na duchu i w końcu powoli odstępywać zaczął. Stał z dale- ka i sam Bohdan Chmielnicki z Tokajem Begiem częścią przypatrując się szturmowi a częścią swoich do dzielności pobudzając; jednak gdy oczom ich ukazała się owa postać jaśniejąca w obłokach, natychmiast i sami przestraszeni ode- szli, i żołnierzom swoim do obozu odejść kazali. Poznał zatem Bohdan, co potem kilkakrotnie publicz- nie powiadał: że Lwów zostaje pod opieką jakiegoś świę- tego męża, i dla tego łagodniej myśleć począł. Pomiędzy naszymi zaś, którzy podczas rozpaczliwej walki widzieli tak- że to cudowne zjawisko, powstała silna i pocieszająca wiara: że to czcigodny sługa boży Jan z Dukli, którego ciało w kościele OO. Bernardynów z chwała i wielu łaskami spoczy- wa, w obłokach im się pokazał, i niosąc ratunek i pomoc czcicielom swoim w najwiekszem niebezpieczeństwie zosta- jącym, najzaciętszych ich nieprzyjacioł i barbarzyńców od mor- du i krwi niewinnej rozlewu powstrzymał. Już na wałach przedszańcowych, usypanych jak wy- żej mówiłem dawniej jeszcze na rozkaz króla Władysława, nie- bezpiecznie było dla przedmieszczan opierać się dłużej za- palczywości tak licznego wroga, i dla tego po złożeniu ra- dy opuścili oni te wały i wszyscy się z cala swa siłą i za- pasem żywności dla wzmocnienia załogi wewnętrznej do miasta przenieśli. Inni zaś, którzy do miasta wejść nie mogli, porozstawiali się między murami klasztorów przed- miejskich , jako to Karmelitów trzewiczkowych, Bernardy- nów, Dominikanów, ś. Maryi Magdaleny i innych z czela- dzią swoją, i służyli za załogę tym klasztorom. Po odejściu obrońców wpadli najprzód skrycie a po- tem nagle do domów i chat ubogich dzikie Tatary i Ko- zacy, i zabierając wszystko czego uchodzący spiesznie przed- mieszczanie wynieść nie mogli, jak gdyby zwvcieztwo od- nieśli, lekkomyślnie się cieszyć i kościoły przedmiejskie znie- ważać i gwałcić zaczęli. A że pomiędzy nimi było wielu strzelców, pospolicie zwanych samopalnikami, rozstawiono ich po oknach klasztorów i domów, z których obywateli na wałach odkrytych na cel biorąc, wielu zabijali i wzajemnie też od ich wystrzałów padali. Obywatelom troskliwym o dobro publiczne chodziło najbardziej oto, aby nieprzyjaciel niemiał żadnego przytułku pod miastem, i dla tego uradzili oni, aby osady przedmieszczan choć były bardzo kosztowne ale teraz oczywiście szkodliwemi dla miasta stać się mogły, czemprędzej zburzone zostały. Jakoż istotnie podłożyli obywatele o 21 godzinie ogień pod domy, który wkrótce potem ogarnąwszy pobliskie budynki, kościoły, klasztory, (choć ich wtenczas nie wiele było) i domy szlacheckie, całe miasto jakby koroną płomienistą opasał. Ale i tu dopomogło ludziom niebo i spuściło wielki deszcz na dachy miejskie, przez co miasto ocalało. Musieli tedy i Kozacy ustąpić, jednak mścili się za to okrutnie i w zaciekłości swej mnóstwo ludzi z najstra- szniejszemi wymysłami pomordowali. W Szpitalu ś. Łaza- rza zginęło 119 osób, przy kościele świętej Magdaleny przeszło sicdmdziesiąt, przy kościele ś. Stanisława wiecej niż 50 osób, a co po domach prywatnych, to tylko sam Bóg policzył. Nawet cerkwi ś. Jerzego, chociaż greckiego obrządku, nieszczędziła zapalczywość wroga; albowiem Ko- zacy poprzystawiali drabiny do okien i z nich biorąc na cel ludzi swego własnego wyznania strzelali ich jak zwierzynę, potem zaś drzwi wybiwszy mężczyzn pomordowali, a kobie- ty Tatarom przedali; a gdy te spiesznie zabrano, obsadził to miejsce przewódzca Głowacki jako przydatne do oblęże- nia miasta. Krzywonos zaś i drugi jakiś przewódzca zosta- wali ciągle w Tyrnawce dla rzucania kul ognistych do miasta. W następną sobotę przypuścili Kozacy mocny szturm do wyższego zamku, który dość słabo był broniony, i wdarli się byli aż pod same mury zamku, ale że im się nieuda- ło je podminować, musieli w końcu ustąpić ze znaczną stra- ta, i tylko za namową Rusinów zbiegłych z przedmieścia krakowskiego wodę do picia miastu odcięli; ale to nie wie- le mu zaszkodziło; bo w studniach miejskich, które wytry- skują z źródeł, było podostatkiem wody, a nadto były je- szcze inne studnie po klasztorach, gdzie jednakże przy na- bieraniu wody dla natłoku czerpiącego ludu często miedzy kobietami kłótnie się wszczynały. Przez cały dzień niedzielny szturmował nieprzyjaciel jeszcze mocniej wyższy zamek i samo miasto, i już nawet Kozacy sprowadziwszy 12 wozów dłuźszemi drabinami na- ładowanych dla wdarcia się na wały miejskie, przystępywa- li w szeregach, z straszliwym krzykiem i groźbami, do ich zdobywania. Ale wszędzie stawiano nieprzyjacielowi dziel- ny opór tak z zamku jak i z wałów miejskich, bo wszędzie walczyli obywatele z niesłychana odwagą tak, że nawet z wałów swoich miedzy tłumy Kozaków zeskakując, chociaż to pod karą śmierci było zakazano, na rękę z nimi się bili, i straszne spustoszenia między nimi robili, a potem z podzi- wieniem samychże nieprzyjaciół, trupy ich obdarłszy, z chwa- ła zwycięztwa na wały swoje powracali. Kozacy zaś ukry- wali się po ogorzałych kątach domów, ale i ztamtąd wy- płaszali ich napadający obywatele i z wielkiemi stratami do ucieczki zmuszali. Nie tak szczęśliwie jednak wypadła walka przy kla- sztorze Karmelitów trepkowych. Przez kilka dni opierał się ten klasztor dość dzielnie nieprzyjaciołom ubiwszy do 40 Kozaków, Tatarów i wielu z pospólstwa, aż nakoniec przy- spieszyła zdrada jego upadek. Gdy bowiem z przodu silnie opierano się szturmującym, pokazał Kozakom sąsiad malarz szyzmatyk, z miłości ku ich wierze i obrządkom, wejście przez płoty drewniane i przez domy mieszkańców z tyłu do klasztoru. Jakoż nieprzyjaciel korzystał z tej rady na- tychmiast i natarłszy na naszych silnie z przodu, zarazem z tyłu niespodzianie ich napadł i nierównych mu liczbą ła- two pokonał. Niektórym udało się uratować spieszną ucie- czką, ale większa część, przeszło 588 osób została okru- tnie wymordowana; więcej niż 120 ludzi zgorzało ukrytych pod dachem kościoła, który Kozacy nagle podpalili, a mię- dzy tymi chłopców i dzieci bez liczby; kościelne i klasztor- ne sprzęty zostały rozerwane, ołtarze pałaszami porąbano, obrazy święte porznięto i nogami podeptano, i różnych in- nych bezbożności się dupuszczano. Zakonników zaś tego klasztoru przeszło ii pomordo- wano rozmaitemi sposobami, a mianowicie: Albert Czepiel zakonnic tejże reguły spowiednik, pożywszy hostye z pu- szki i otrzymawszy błogosławieństwo na męczennika, padł krzyżem przed wielkim ołtarzem i został na sztuki rozsie- kany. Seraphiona Zarzyckiego, Wikaryusza klasztornego, za- kłuto w Zakrystyi pikami. Wawrzyniec Rogaszkowicz, słaby natenczas i już zgonu bliski, umarł po otrzymaniu kilku ran ciężkich. Józef Gałecki został najpierw kilka razy dzidą pchnięty a potem z sypialni na dół ztrącony. Zacharyaszo- wi, świeżo wyświęconemu kapłanowi, roztrzaskano głowę aż do mózgu. Klemens Dyakon, i Józef kleryk, zgorzeli ukryci pod dachem. Kazimierz Skrzypek, który na korytarzu przez jakiś czas dzielnie się bronił, i Paweł stary odźwierny, zo- stali zakłuci dzidami. Brokarda zaś wicezakrystyana, aby wydał skarby kościelne, piekli po bokach aż do wnętrzności pochodniami i rozpalonemi kamieniami, sciskali sznura- mi, kręcili za głowę, aż mu oczy na wierzcb wylazły, a w końcu gdy już prawie konał, rozerznęłi mu serce na dwoje; jednak wszystkie te męczarnie przecierpiał mężnie i niewvdał skarbu kościelnego chociaż wiedział o wszystkiem. Błażej, kleryk niedawny, został najpierw na schodach ranio- ny, a potem kamieniami ubity. Waleryan Jacewicz, zołnierz ze świata, gdy się z sypialni na sznurze spuszczał, został od straży miejskiej, która uważała go za nieprzyjaciela, postrze- lony w obie ręce. z czego trzeciego dnia umarł, i u OO. Franciszkanów w mieście pogrzebany został. Serafion Ro- jowski i Marcian Samborski, obadwaj klerycy, zginęli nie- wiedzieć jakim sposobem, i nieznaleziono ich między umarły- mi. Daniel zaś Włoch, który miał chęć zostać zakonnikiem a nieumiał ani po polsku, ani po rusku i przeto za głupie- go był uważany, został za lichy okup uwolniony. Elizeusz Morawiec mający wkrótce wstąpić do zakonu został w szyję postrzelony i w niewolą wzięty, jednak przez jakiegoś Ormi- 16 anina za 30 złotych wykupiony w sam dzień narodzenia pańskiego umarł. Najlepiej ze wszystkich powiodło się An- drzejowi , odbywającemu nowicyat klerykowi, albowiem na granicy Wołoszczyzny umknął z rąk nieprzyjacioł. Wprawdzie zrobili obywatele po odparciu nieprzyjaciela od murów i walów miejskich także i do tego klasztoru silną wycieczkę, i odpędzili owych rzeźników broczących w krwi poświęconej, jednak za późno przybyli, gdyż juz wszystko było zniszczone ogniem i mieczem; więc na prędce tylko ciała umarłych do jednego grobu złożywszy, znowu do miasta powrócili. Tymczasem Chmielnicki widząc tak wielka ze strony Lwowian odwagę w boju i równy zapał do napadów, zaczął udawać przyjaźń i napisał list po rusku, w którym grożąc obywatelom ostatniem oblężeniem i zgubą, jeżeli mu książę- cia Wisznowieckiego chorążego koronnego, a z nim wszyst- kich zbiegów z obozu Pilawieckiego bez zwłoki nie wydadzą, upominał oraz obywatelów ruskiego obrządku, aby się dla uniknienia srogości zdobywców do kościoła miejskiego obrząd- ku greckiego schronili. Oprócz tego napisał wkrótce jeszcze drugi list z żądaniem, aby miasto wszystkich żydów, którzy tej wojny są przyczyną i przeciw Zaporozcom pieniądze da- ją, wydało w jego ręce. Na obydwa listy odpowiedzieli obywatele podług rady gubernatora Grodzickiego skromnie i szlachetnie. A najprzód, że książe Wiszniowiecki i inni szlachetni Polacy w mieście teraz się nieznajdują lecz w obozie z wojskiem, i ztamtąd jeżeli będzie potrzeba na pomoc miastu przybędą. Co się zaś żydów tyczy, że do nich niema nikt prawa prócz króla i rzeczypospolitej, i że żydzi tak samo jak chrześcianie do obrony miasta, do znoszenia trudów wojennych, a nawet do poświecenia życia za dobro ogólne każdego czasu są gotowi. Zniecierpliwiony tem Chmielnicki napisał wkrótce trzeci list do miasta z żądaniem, aby dla Hana tatarskiego, który tego dnia pod Lwowem z swojem wojskiem stanął niedaleko Sułtana Gałgi i Tohaja Bega, i dla córki Hana 200,000 dukatów węgierskich miało na pogotowiu, jeżeli niechce doznać tego samego losu co inne miasta, których nazwy w liście przytoczył. Z tej przyczyny została do sali radzieckiej zwo- łana rada powszechna, na którą oprócz urzędów i stanów miasta przybyła także szlachta mieszkająca w mieście, nadto dwaj członkowi kapituły, i pełnomocnicy wszystkich stanów i zakonów miejskich, i wszyscy postanowili jednomyślnie wejść niezwłocznie w układy z Chmielnickim, do czego też zaraz zaufane osoby ze wszystkich stanów obrane i umocowane zostały. Udali się tedy do obozu nieprzyjacielskiego z konsu- lów: Andrzej Wachlowicz, z ławników: Samuel Kuszewicz, z grona Ormian: Krzysztof Sachnowicz, ze stanu Rusinów: Pa- weł Ławryszewicz, z rady czterdziestu mężów: Andrzej Cze- chowicz rządzca miasta, a deputacyi tej towarzyszyła z cie- kawości liczna młodzież tak polska jak ormiańska. Gdy wszyscy wyszli za bramę zostali zaraz przyjęci przez dwóch prze- wodzców wojskowych pospolicie Assawułami zwanych i ku małemu kościołowi S. Piotra poprowadzeni, a to pomiędzy tłumy Kozaków i Tatarów. Ale że Chmielnickiego bawiacego właśnie u Tohaj Bega w pomieszkaniu nie znaleźli, zostali przez Assawułę Ostafija do wsi Lisienic odesłani. Za przybyciem do Lisienic zostali rzeczeni pełnomocnicy natychmiast przypuszczeni do Chmielnickiego, a gdy tenże ludz- ko ich przyjął i przy stole obficie trunkiem gorącym, go- rzałką zwanym, dla uczczenia uraczył, zaczęli przemawiać mu do serca aby się ulitował nad biednem miastem, które już przez sam przechód wojska polskiego wielką szkodę po- niosło, i uwolnił je od dalszego oblężenia. Nie mógł wstrzy- mać się od łez Chmielniczenko lecz płacząc publicznie opowia- dał wszystkie krzywdy, które przez długi czas jemu i wojsku Zaporowskiemu swywolni zołnierze polscy i barda szlachta wyrządzała, i usprawiedliwiając tern postępowanie swoje, żą- dał koniecznie nałożonego okupu tudzież kwoty od chorą- żego koronnego obiecanej, którą Tatarów za połączenie się z nim z swemi siłami wynadgrodzić postanowił. A gdy w końcu pełnomocni ponowili swoją prośbę, odwołał się na zdanie swoich Assawułów, i tychże pełnomocnych dla osta- tecznego namyślenia sie do Assawuły Ostafija i do Lwowa odesłał, oświadczając, że sam także niebawem nadjedzie. Jakoż istotnie przybył wkrótce do Ostafija w towarzy- stwie Tohaj Bega, Sułtana Gałgi i wielu Assawułów w su- kniach błyszczących od złota i drogich kamieni, którzy peł- nomocnych lwowskich przez podanie prawej ręki witali, a gdy potem wszyscy zasiedli do stołu, przy którym pierwsze miejsce zajmowali Tatarzy, wyjaśnił Chmielnicki przyczynę przybycia Lwowian Tohaj Begowi i Sułtanowi Gałga; lecz ci zdali się ze wszystkiem na samego Chmielnickiego, chociaż Tohaj Beg za znaczną swą stratę w pobitych zołnierzach a szczególnie za swego zabitego siostrzeńca, jak wyżej mówi- łem, na posłańców lwowskich krzywem patrzał okiem, i dość wyraźnie z zemstą się odgrażał. Nareszcie po długich rozmowach i układach stanęła ugoda na tern, ażeby miasto pod tytułem wynagrodzenia po jednemu złotemu dla każdego zołnierza zapłaciło, częścią w gotowych pieniądzach częścią w towarach znajduiacvch sic w mieście, dla których rozpoznania razem z pełnomocnymi przybył do miasta Piotr Głowacki assawla kozacki wraz z Tatarem Piriagą i kilku innymi Tatarami, którzy prawie dwie niedziel w mieście mieszkali, dopokąd się nieugodzono, i tak kwota jakoteż towary za cenę podana przyjęte niezo- stały. Wydawano tedy i wywożono do obozu Chmielnic- kiego złota i srebra kościelne za zezwoleniem duchowień- stwa, a świeckie za zezwoleniem obywateli; nadto różne sprzęty i towary w wartości wyznaczanej przez nieprzyjacioł, a osobliwie sukno, którego taksatorem był sam Tohaj Beg i w miarę jak mu się towar podobał, to łagodnie, to su- rowym wzrokiem na naszych spoglądał. Tym sposobem wypłacili Lwowianie 700,000 złotych polskich, które dale- ko mniejsza wartość na ów czas miały, sumę liczbie żoł- nierzy, jak się chlubili, wyrównywającą, nierachując do tego trunków jako to: miodu, wina i gorzałki, ani też chleba i różnych łakoci, któremi się gniew nieprzyjacioł łagodzić zwykło. Z samego tylko sklepu sukiennego obywatela Jana Korajskiego zabrano sukna szacowanego na 40,590 złotych, których ani on ani jego potomkowie już nieodebrali, jak się to poka- zuje z wyroku królewskiego w rocznikach konsularnych w sobotę najbliższą po S. Franciszku r. 1688 zapisanego. Przez cały ten czas jednakże, gdy się toczyły wspom- nione układy, nieprzestawali Kozacy napadać ustawicznie tak na wałv miejskie, jako też na zamek wyższy. Ow zamek był pod ten czas zamieszkały, i służył zamiast twierdzy przy- datnej do odparcia wszelkich nieprzyjacielskich napadów, i teraz też wiele napadów Kozackich i Tatarskich mężnie od- parł, aż nareszcie po oddaleniu się za zła poradą dnia 14. września burgrabiego a potem nazajutrz komendanta wojsko- wego Rybińskiego z piechotą, przez zdradę i podstęp pospól- stwa szyzmatyckiego dostał się w ręce nieprzyjaciół. Jeszcze wtedy, gdy była załoga w zamku, zatykali Szyzmatycy kilka razy potajemnie zapały dział, a po oddaleniu się wojska uczy- nili znowu toż samo i używali nikczemnicy rozmaitych spo- sobów, aby te warownię przywieść do upadku. Ale mimo to wstrzymywało polskie pospólstwo i odważniejsi z tych, którzy pozostali w zamku, jeszcze przez trzy dni kamieniami rzucanemi z wysoka tłumy Tatarów i Kozaków wdrapują- cych się na górę, a nawet kobiety (jak od starych słyszałem) oblewały wrzątkiem wyłażących po drabinach nieprzyjacioł; aż nareszcie szyzmatyckie chłopstwo zmówiwszy się, że je łączy wspólna wiara i jednakowy obrządek z Kozakami, i że przeto bezpieczniej z nimi się połączyć, nieprzyjacielom podstępnie wejście do zamku pokazało, a tak i katolików i siebie samych, chociaż szubienicy godnych, zgubiło niepo- mne na to, że przyjaźń z występku poczęta także występkiem wynagradzaną bywa. Najpierwszy jak wieść niesie wdarł się do zamku ja- kiś Tatar uważany mylnie za Kozaka, który z gołym pałaszem wpadłszy naszych trwogą przejętych i błąkających się ka- leczył, a w końcu sam z tyłu siekierą cięty zginął jako go- dna swego okrucieństwa ofiara; a gdy wkrótce zanim Ko- zacy i Tatarzy przez wskazane miejsce wpadli, zaczęła się rzeź wielka i padali z oblężonych zarówno szyzmatycy jak i katolicy, i nikogo tam ani wiara, ani obrządki, ani płci różnica nie ochraniała od śmierci. Matki z dziećmi, żony z małżonkami mordowała zaciekła tłuszcza bez litości; na- darmo chowały biedne matki poświęcając się same na śmierć dzieci swe w rozpadlinach skały, która tam dość gruba się wznosi, lub pomiędzy zwaliskami: niemowlęta nieumiejąc milczeć wydawały się same swoim płaczem, i ginęły potem w oczach matek zakłuwane i siekane szablami morderców. Roczniki konsularne świadczą, że w owym zamku zginęło przeszło 1,000 ludzi oprócz dzieci i niemowląt, których krew niewinna z góry strumieniami spływała. Nareszcie dnia 23. września po odliczonych, jak je na- zywali honorowych pieniądzach, i zabrawszy tysiące jeńców polskich, odstąpił od wałów miejskich Sułtan Gałga z swo- jem wojskiem ku Kamieńcowi, Tohaj Beg zaś ku Zamościu, a na d. 24. września zwrócił się i sam Bohdan Chmielni- czeńko z swemi chorągwiami także ku Zamościu; ale nim wyruszył kazał, jeszcze jak gdyby na pożegnanie z miastem, wy- strzelić 24 razy do niego z dział, które wystrzały jednak nie zrządziwszy wielkiej szkody tylko strachu mieszkańców nabawiły. Dnia 28. września zwróciła także reszta wojska Kozac- kiego chorągwie swe ku Zamościu; wszelako aby niezosta- wić nic całego, budynki przedmiejskiej których ogień je- szcze nie tknął, dzień i noc paliła, aż wreszcie sam Chmiel- nicki w obec samych Kozaków i posłańców miejskich wy- raźnie oświadczył, że ta śmiałość w podpalaniu wbrew7 ukła- dom z Lwowianami nie z jego woli i rozkazu, lecz z samej Kozaków swawoli pochodziła, i dla tego za zgodą swych prze- wódzców wyznaczył kilku Assawułów i Atamanów dla po- wstrzymania tej złośliwości i odstąpiwszy sam niedaleko- od miasta zostawił Zacharyasza Chmielniczeńka, synowca swego, jako zakładnika dla bezpieczeństwa miasta z inny- mi dowódzcami wojskowymi na dni kilka, a potem 26. września z działami i całem wojskiem dalej ku Zamościu pociągnął. Zaraz na drugi dzień, to jest 27 września, składało ca- fe miasto za swoje uwolnienie publiczne dzięki Wszechmo- cnemu w kościele archikatedralnym. Dnia 3. listopada od- prawili znowu konsulowie uroczyste nabożeństwo dla po- dziękowania Bogu w sali radnej, że temu miejscu jako miej- scu rady pobłogosławił, błagając oraz niebo najpokorniej, aby i na przyszłość łaską Ducha S. to miasto ochraniać ra- czyło. Nie wiedzieć co za przyczyna była, że także dnia 4. listopada w kościele OO. Franciszkanów znowu publiczne dziękczynienie z solennem nabożeństwem, z kazaniem i od- śpiewaniem hymnu S. Ambrożego się odbyło ? Być może że lud walcząc na wałach z nieprzyjacielem taki ślub uczynił; ale dla czego w tym a nie w innym kościele go dopełnił, nie jest wyrażono. Po złożeniu dzięków Niebu okazało się też miasto wdzięcznem dla tych wszystkich, którzy w niebezpieczeństwie z własnem poświęceniem się je ratowali. Między tymi zaś odznaczył się osobliwszą walecznością niejaki Mikołaj Józe- fowicz, aptekarz w sztuce wojennej bardzo biegły, tak da- lece, że po jego śmierci owdowiałą jego żonę Katarzynę Fa- jerbachownę od wszystkich w ogóle podatków, składek, da- nin i innych pod jakąbądź nazwą przez stany miasta ustano- wionych opłat aż do śmierci publiczną uchwałą uwolniono i w poczet 12 wdów na mocy wyroków królów polskich wpisano, jak się to pokazuje z aktów konsularnych w po- niedziałek po S. Janie Chrzcicielu r. 1651. Przytem wszystkiem jednak nie było miasto jeszcze tak dalece wolne od oblężenia, aby mogło zupełnym cieszyć się pokojem; albowiem tłumy Kozaków uwijały się jeszcze do koła miasta, a konnica tatarska przeciągając po najbliższych okolicach rabowała wszędzie, zabijała i brała w niewolę ko- go tylko nadybała, i tak było miasto zewnątrz niejako wol- nem jeszcze opasane oblężeniem. Wewnątrz zaś dokuczał okropny głód zamkniętym obywatelom i przychodniom, któ- rzy dla wielkiego niedostatku żywności niezdrowem jadłem żywić się musieli. W niejednem miejscu można było wi- dzieć na poddaszach kamienic i kościołów bardzo wiele osób zamożnych niegdyś, które utraciwszy albo przez nasze woj- sko, albo przez nieprzyjacioł, albo też przez pożar swe ma- jątki, dostatki i domy, najnieszczęśliwiej kończyły życie z głodu, lub obładowawszy wygłodniały żołądek niezwyczajnemi potrawami z kotów i psów, umierały na okropną słabość żo- łądka, z czego też w końcu w całym Lwowie wybuchła za- raza żołądkowa. Dla leżących zaś po różnych miejscach trupów zepsuło się tak dalece powietrze w mieście, ze dla uniknienia zarazy musiano koniecznie wyczyścić wielki gro- bowiec na cmentarzu naszego kościoła, cały zapełniony tru- pami, w którym jak roczniki OO. Jezuitów lwowskich zaświad- czają w 3. miesiącach 7,000 osób pogrzebano. To wszystko zebrawszy po części z aktów konsularnych zawierających w sobie opisanie tego oblężenia, po części zaś z opowiadań sędziwych i wiary godnych ludzi, opowie- działem w krótkości dla tego, ponieważ Kochowski w opi- saniu oblężenia Lwowa, albo niemając dostatecznych źródeł albo też chcąc uniknąć rozwlekłości w opowiadaniu, w 1 księ- dze swych roczników niewszystko wypisał. Wszakże i z tego poznają czytelnicy, wiele to krwi i majątku w tedy Lwów od wszystkich opuszczony i spustoszony utracił, jaką siłę nieprzyjacioł wstrzymywał, i jak pożytecznym stał się w wielkiem nieszczęściu dla rzeczypospolitej i całego króle- stwa! Jaką zaś i jak wielką za te trudy i zasługi swoje ode- brał nagrodę, to wiedza ci. którzv ustawiczne niewygody, uciemiężenia, dolegliwości i pychę szlachty, wszelkie prawa przewracającej z swą własną szkodą, znosić musieli i znoszą. 17 A gdy tak biedne miasto nasze wraz z całą rzecząpo- spolitą znajdowało się w największem niebezpieczeństwie, nie- było nikogo ni do rady ni do pomocy, gdyż każdy z Sena- torów i szlachty spieszył tylko za urojonym przywilejem wol- nego glosowania na elekcyę nowego króla; a tym czasem pustoszyły rozbójnicze zgraje Tatarów i Kozaków bezkarnie ludne krainy ruskie nawet po za Sanem, niszczyły miastecz- ka ogniem i mieczem, i rabowały pozostawione ich dowol- ności majątki i familie elektorów. Jak wiele krwi przelał wówczas wróg zażarty, jak wiele jeńca tak ze szlachty ja- ko i z pospólstwa uprowadził do swojej Tauryki, ile koś- ciołów klasztorów i pałaców złupił i popalił, i jak wielkie zabrał bogactwa uzbierane podczas kwitnącego przez długi czas pokoju w7 królestwie: to temu tylko wiadomo, który z niebieskiego swego grodu jako sprawiedliwy sędzia i kar- ciciel swawoli polskiej na to wszystko spoglądał. Jakoż został wreszcie przy końcu jesieni obrany śród kłótni i swarów król Kazimierz, brat Władysława nie dawno na nieszczęście Polski zmarłego, dla którego uczczenia uwol- nił Chmielnicki, jak się sam chlubił, Zamość od oblężenia zbyt uciążliwego i przykrego dla jego wojska, i w Grudniu, wy- strzeliwszy wojskowym zwyczajem z dział, mimo mrozów i śniegów do Kijowa pospieszył. Do miasta tego wjechał Chmiel- nicki razem z posłem świeżo obranego króla Kazimierza, Jakóbem Smiarowskim, zwyczajem zwycięzcy na dzielnym ko- niu; przy nim jechali Assawułowie lśniący od sukień bo- gatych, a do koła niesiono polskie znaki, buławy i tarcze. Naprzeciw niemu wychodzili popi i młodzież szkolna wita- jąc go mowami pochwalnemi, a pospólstwo w wielkiej liczbie otaczające jego orszak cieszyło się niezwyczajnym widokiem i krzyczało z radością, że przybył jego obrońca i mściciel jego wiary. Lwów także cieszył sie z wyboru i odbytej wkrótce koronacyi króla Kazimierza, a w swej niedoli naśladując zwy- czaj cieszących sie, festyn publiczny dla pospólstwa wyprawił. ROK 1649. W roku 1649 Arcypasterz Krosnowski wytoczył znowu sprawę względem beatifikacyi czci godnego sługi bożego Jana z Dukli w skutek osobnego reskryptu rzymskiego, przyczem bardzo wiele cudów na wezwanie tego Ś. od wielu i godnych osób doznanych w dużej księdze wyszczególniono. Sprawa ta ciągnęła się długo, aż wreszcie po wielkich zabiegach za- łatwił ia Krosnowski z niemałym kosztem 00. Bernardynów. Ale ponieważ informacya rzymska i bulla Urbana VIII. nie zostały zachowane, niepczwolił Rzym na kanonizaeyę błogo- sławionego Jana z Dukli, nieodwołując jednak czci i przed bullą Urbana mu oddawanej, której też dotąd jeszcze doznaje. Żydzi lwowscy dziękując miastu za kwotę w okup Kozakom pod czas oblężenia daną, obowiązali się w prze- ciągu czterech lat wypłacić miastu 84,000 w gotowych pie- niądzach lub towarach, a to na mocy ugody w przytomno- ści komisarzów królewskich, jak się pokazuje z aktu w so- botę na drugi dzień po S. Jadwidze roku 1649. spisanego; czyli zaś uczynili zadość swemu przyrzeczeniu śród później- szych nieszczęść, nigdzie niewyczytałem. Król Kazimierz nowo koronowany, otrzymawszy od pa- pieża Jnnocentego X. bullę pozwalająca mu wejść w śluby małżeńskie z Ludwiką Maryą Gonzaga, wdową po bracie swoim Władysławie, chciał odprawić wesele w Maju i na uroczysty ten obchód miasto Lwów własneręcznem pismem dnia 45. Maja w Warszawie datowanem zaprosił. Tymczasem zaś zagrażało ciągle jeszcze całej Rusi i naszemu miastu wielkie niebezpieczeństwo ze strony Koza- ków i Tatarów, i z tej przyczyny naradzali się też urzędownie kanonicy i konsulowie nad wywiezieniem rzeczy kościelnych w miejsca bezpieczniejsze. Nadeszła bowiem zatrważająca wiadomość do miasta, że Kozacy połączywszy się z Hanem krymskim Islan Gerejem, więcej niż 100,000 wojska mają- cym, znowu z siła straszna i dostateczna do zdobycia Rusi i całego królestwa, bo w liczbie 300,000 ludzi ku miastu naszemu postępują. Nadto zbiegało się zewsząd pod ich chorągwie pozostałe jeszcze chłopstwo ruskie, gdy tymcza- sem wszystkie miasteczka były ogołocone z mężczyzn, wsie z rolników, warsztaty rzemieślnicze z robotników, a twierdze były oprócz kobiet zamieszkane tylko przez takich, których albo wiek niedołężny, albo słabość, albo też rosądek od woj- ny wstrzymywał. Tak wielkiej na 300,000 i więcej podawanej sile nie- przyjaciela opierało się wojsko polskie, w istocie tylko 9,000 a podług puszczonej wieści 12,000 wynoszące, przy miastecz- ku Zbarażu, z większą odwagą niż szczęściem, ponieważ oto- czone od przeważającej zgrai bardzo dzielnie wytrzymywało długie oblężenie. Tego oblężenia obawiało się wojsko jeszcze w roku zeszłym, i dla tego od miasta Lwowa wbrew dane- mu słowu odstąpiło; ale w tym roku sprawiedliwość Naj- wyższego oddając mu wet za wet w też same sidła je wpro- wadziła. Wszakże mimo to znosiło ono najmężniej swój los okropny, i chociaż oblężenie trwało już przez dwa mie- siące śród ustawicznych utarczek i niebespieczeństw, prze- cież nieupadało ono na duchu, i niebyłoby nigdy ugięło się pod nieszczęściem swojem, gdyby nie głód, który największe siły niweczy. Już na wszelkiej zbywało żywności i mięso końskie w dymie wędzone z koni tuczniejszych, które umyślnie sami niektórzy zabijali, służyło w braku czegoś lepszego nawet se- natorom bez przyprawy za najwyborniejszy pokarm. Piechota zaś i inne mniej znakomite osoby żywiły się, że tak po- wiem, ścierwem z psów, kotów i innych zwierząt, któremi brzydzi się sama natura, a nawet rzemienie i skórzane wo- zów pokrycia, w kotłach przy ogniu w wodzie zmiękczane i na kawałki krajane, służyły im za wyborne potrawy. Wo- da z ropą trupów i z gnojami oboźnemi zmieszana, pełna była robactwa; jednak chętnie nawet najznakomitsze osoby używały jej do picia, gdyż trunki do poratowania zdrowia jakkolwiek przydatne, najpierw niezmiernie w cenie się pod- niosły a nareszcie zupełnie wyczerpane zostały. Wielu je- dnak, a szczególnie słabi i kobiety, których do 6,000 li- czono, niemogli już wytrwać dłużej w tern okropnem poło- żeniu i prosili usilnie o to, aby ich wypuszczono z obozu i miasteczka; na co też w końcu z wielką trudnością zezwo- lono. Ale zaledwie ci nieszczęśliwi oddalili się o kilka kro- ków od obozu, opadła ich natychmiast zbiegająca się tłuszcza Tatarów i na pół żywych pomordowała na miejscu. Już i na prochu zaczynało zbywać wojsku a służba działowa była poczęści pokaleczona a poczęści zgłodu pogineła, gdy prze- ciwnie nieprzyjaciel ze 70 dział wielkich bił nieprzestannie do obozu, z których kule wielkie na kształt gradu padały, często zabijając a zawsze strach roznosząc, a do tego je- szcze zdrajcy do nieprzyjacioł głodem pomuszeni uciekali, i często miedzy naczelnikami wojskowymi dawny mól dziel- nych umysłów, niedowierzanie i niesnaski powstawały, tak że ci, którzy nadludzkiemi siły ludziom się opierali, po- trzebie i nieszczęściu ulegli. Jednakże z cudem porównać to można, że tak szczupłe wojsko polskie a do tego jeszcze ranami, klęską, głodem, zarazą i nadzwyczajnym wylewem wód zgnębione, 300,000 najdzikszego wojska złość i natarczywość wytrzymać było w stanie. Dwadzieścia razy przypuszczał nieprzyjaciel powsze- chny szturm do obozu; 16 razy staczano konne utarczki, 4 razy na mniejszy obwód zwężano obóz, 75 wycieczek to pomyślnych, to jak się w wojnie dzieje niepomyślnych odbyło wojsko, niemówiąc już o innych bohaterskich czy- nach, które albo złość wielkim czynom nienawistna, albo niepamięć, albo gnuśność piszących niedopuściła do wiado- mości potomnych. A przecież wytrwali owi rycerze do ostat- niej chwili przy swej przysiędze z całą odwagą i sławą swo- jego imienia, godni porównania z najdzielniejszymi staroży- tności rycerzami, a może nawet i wyżsi od nich w tej mie- rze, i we wszystkich owych niebezpieczeństwach nic z swej dzielności nie tracąc lecz owszem rany i sama śmierć za największy zaszczyt sobie poczytując, chwalebnie gotowi byli zwyciężyć albo zginąć; aż póki sam nieprzyjaciel zrobiwszy przymierze, nieprzerwał tego strasznego oblężenia i nadzieją uzyskania żywności uwiedziony sam niezostał takiej wielko- duszności wielbicielem. Tak stały rzeczy gdy sam niedawno koronowany kroi stanął pod Zborowem ze znacznem wojskiem, aby swoim szwankującym w oblężeniu dać pomoc; i zaraz też rozpo- częły się krwawe utarczki z nadbiegającemi tłumami Koza- ków i Tatarów, przyczem zrazu dość niepomyślnie potem coraz szczęśliwiej, a w końcu z takim skutkiem nasi walczyli, że wreszcie okrutną tę wojnę zakończono przez zawarcie nie- długo trwającego pokoju z Hanem krymskim i bezbożnym Chmielnickim, który króla pod dniem 19 Sierpnia pokornie w obozie przeprosił; poczem podług przepisanych warunków obu- stronnie się rozjechano. W skutek tego zostało natychmiast zniesione krwawe oblężenie pod Zbarażem, a Tatar oddalił się w swoją stronę jako świadek i sprawiedliwy wielbiciel odwagi polskiej, gdyż właśnie wtedy powstało ono przy- słowie: że pod Zbarażem jeden Polak 10 Tatarów goni, pod Zborowem zaś przeciwnie, jeden Tatar 10 Polaków pędzi. Przy Zborowie bowiem stała źle sprawa polska, i gdy- by Han tatarski niedał był się odciągnąć od związku z Koza- kami, byłoby wojsko nasze dla swego słabego ducha i na- głego cofania się chorągwi z pola bitwy w najokropniejsze popadło niebezpieczeństwo; a ponieważ to bez daru hono- rowego stać się nie mogło przeto musiał znowu Lwów nasz dostarczyć środków dla okupienia przyjaźni Hana, i istotnie też mnóstwo kosztownych towarów na 30,000 złp. szaco- wanych na rozkaz króla i za zezwoleniem senatu do obo- zu wyprawił. Pod Zbarażem zaś przeciwnie sprzyjało szczęście orę- żowi naszemu, gdyż każdy spieszył z nieustraszoną odwagą do walki, przekładając nad życie swoją sławę i budząc po- dziwienie w nieprzyjaciołach. Jednakże poświęcenie to nie- znalazło zasłużonej u swoich wdzięczności, co po największej części dumie narodu polskiego przypisać należy. Uskarżało się bowiem publicznie wojsko owe, że przez cały czas swego okropnego oblężenia i głodu nietylko ani okruszyny chleba od króla, lub od zasobniejszego wojska na zasiłek nieotrzymało, ale nawet wozów lub przynajmniej pod- wodek doprosić się niemogło, które przecież dla słabych i ranionych towarzyszów łatwo ze Zborowa przysłane być mogły. Jednak i tej pomocy im odmówiono, a tak musieli owi wy- cieńczeni na silach żołnierze, istne chodzące trupy zgięte pod ciężarem swej broni, wlec się chwiejącym krokiem, gdy tymczasem wiele innych rycerzów godnych wawrzynu po tylu krwawych utarczkach ginęło na łożu boleści bez na- grody i pociechy w owem wygłodzonem miasteczku. O nie- wdzięczna Polsko ! Po ukończonej wojnie odznaczył się król Kazimierz rzadką pobożnością i wspaniałomyślnością, albowiem przed obrazem Matki Boskiej, wziętym z klasztoru Bełzkiego Uni- tów, często w nocy krzyżem leżąc się modlił, a w dzień woj- sko przeglądał, oddziały przeciw nieprzyjacielom szykował, i uciekających z pola bitwy, jak Kochowski zaświadcza, w kar- bach posłuszeństwa utrzymywał. A gdy już pokój został za- warty przybył najprzód do Glinian a potem do Lwowa ów gość najpożądańszy, i laur i ruszczkę oliwną pokoju z wielką radością miasta przynosząc został piękną przemową Marcina Anczowskiego, konsula i lekarza, najuroczyściej przyjęty. Tam krótkim spoczynkiem swojo zdrowie pokrzepił. Niebawem przybyli też do Lwowa i naczelnicy zbaraskiego wojska, i składając dzięki królowi za ocalenie swoje od nieochybnej zguby Ojcem i Zbawcą swoim bez fałszywej przesady go nazywali. Aby jednak męztwo niezostało bez nagrody zostali: Firlej naczelny wódz owego wojskawojew odą Sandomirskim, Adam Sieniawski pisarzem polnym, Jeremiasz Wisznio- wiecki starostą przemyślskim, a Lanckoroński stobnickim starostą mianowani przez, króla, który z każdym widzieć się i rozmawiać pragnął. Lecz dwom z nich a mianowicie: Fir- lejowi i Sieniawskiemu niedługo dozwolił Bóg cieszyć się tą nagrodą, albowiem w krotce zapadłszy w skutek ciągłych niewygód obozowych w nieuleczoną słabość, zeszli z tego świa- ta z powszechnym żalem i uwielbieniem rzeczypospolitej. Król bawiąc we Lwowie dał był miastu, które wiele towarów rozmaitych kupców, a osobliwie Filipa Duci na 130,000 złotych szacowanych, dla odciągnienia Tatarów od związku z Chmielnickim, pod miasteczkiem Zborowem po części z własnej woli a po części na rozkaz króla i senatu wydało, jak wyżej powiedziałem, dyplom królewski, którym na jego korzyść sprawę tę rozstrzygnąć się zobowiązał, a oraz tak ze swojej strony, jako też ze strony senatu w każdym urzędzie i sądzie miastu protekcyę, a w każdem niebezpie- czeństwie pomoc i obronę zapewnił; jak się to pokazuje z aktów konsularnych we środę po niedzieli drugiej wielko- postnej roku następującego 1650. Wszelako w7 sądach te- goż króla został wydany przeciwny wyrok w roku 1652 i skarb rzeczypospolitej, któremu wypłatę nakazano, niezapła- cił nic pokrzywdzonym i dla miasta, pokornie o łaskę pro- szącego, do tych czas nic nieuczynił, a rzeczy wszelkie, su- my , i towary tak tutejszych, jako i obcych kupców, jak gdyby prawem przepadnięcia (jure caduco) do skarbu kró- lewskiego należące, na obwarowanie miasta i sporządzenie wałów, wież i murów przywilejem swoim danym we Lwo- wie dnia 8 Września tego roku przeznaczył, który to przy- wilej wpisany został w akta kapitulne w poniedziałek przed S. Scholastyki 1662. Lecz i ta potrzebna pomoc została wydarta przez przemoc naszego starosty w teraźniejszych cza- sach. O jakże wiele obłudy w obietnicach wielkich panów! Czytaj dzieje roku 1662. Gdy po odzyskanem przy pomocy lekarzów lwowskich zdrowiu król ze Lwowa w podróż się wybierał, zrzucił su- knie niemieckie, które od dzieciństwa nosił, i ubrał się po 18 polsku. Przyjemnie było patrzyć na to tak Polakom, jako i naszemu miastu, które tern się chlubiło, że Kazimierza w ubiorze niemieckim jako Niemca przyjęło a króla polskiego, jako zwycięzcę w polskim ubiorze do Polski z chwała odesłało. ROK 1650. Po zawartym pod Zborowem pokoju odetchnęła nieco Ruś po mordach i krwi rozlewie, i Lwów też w roku 1650. rozmyślając nad tem, jak wiele w przeciągu dwóch lat dla rzeczypospolitej zniosł i uczynił, starał się zachwiane wojna prawa święte i swieckie do dawnego przywrócić stanu. Dla tego w tvm roku arcypasterz Krosnowski dowiedziawszy się o pewnem przywileju z kancelaryi królewskiej przeciw pra- wom biskupim dla Władyki Lwowskiego wydanym, uroczyście sie przeciw temu oswiadczył, za co od kapituły ogólnej w marcu na podziękę zasłużył i takowe otrzymał. W tym roku zeszedł z tego świata Stanisław Stami- rowski, kanonik i kaznodzieja lwowski a Paroch Halicki. Był to mąż bystrego rozumu, ale gdy z magnatami za dworem pojechał, najpierw łaskę dworu sobie zjednał, a potem nie- nawiść jego dla podejrzenia o poufały stosunek z pewną ma- troną sobie zciągnął, tak że nawet życie z tej przyczyny utracił. Uchwałę miasta podczas napadu Kozaków roku 1648 przeciw zbiegłym obywatelom ogłoszoną jak wyżej powie- działem, potwierdził król Kazimierz dnia 12. Sierpnia roku tego swoja królewską powaga. Tymczasem na Ukrainie przy- gotowywała się nowa burza dla nieszczęśliwej Polski. W praw- dzie pojechał był po chwilowem uśmierzeniu się rozruchów Kisiel wojewoda kijowski, z rozkazu króla i rzeczypospoli- tej do Chmielnickiego, aby na mocy zawartej ugody przy- wrócić szlachtę do praw własności, co też po powrocie je- go do Kijowa, dokąd przybyli także i wypędzeni panowie, istotnie nastąpiło z nakazaniem posłuszeństwa poddanym. Lecz wkrótce zbuntowało się znowu rozdrażnione pospólstwo pod pozorem, że niemoże znieść nienawistnego i ciężkiego pano- wania, i znowu zaczęły się pożogi i mordowania panów, z któ- rych najpierwszy niejaki Hołubowicz mąż dzielny i szlachetny okrutnie zabity został. Porzucili tedy prawi panowie swoje domy i wsie dzie- dziczne i zebrawszy się razem dla ratowania swego życia przyszli do Kijowa. Ale i tam niebyło dla nich bezpieczeń- stwa, albowiem niepozwolono im mieszkać w mieście tylko za miastem, zabroniono im sprowadzać chleb i siano z wła- snych ich włości, a tymczasem cenę żywności dla Polaków co raz bardziej podwyższano, aby ich tem prędzej głodem i niedostatkiem, przy nadzwyczajnem braku pieniędzy, do od- dalenia się z tego miejsca zniewolić. Pracował w prawdzie tu i owdzie Kisiel wojewoda ki- jowski nad utrzymaniem wzajemnego pokoju, lecz i on roz- maitemi krzywdami i podstępami nękany, a od Chmielnic- kiego jako odszczepieniec od greckiego kościoła zupełnie znienawidzony, najprzód z miasta tego pod pozorem odmie- nienia powietrza, ponieważ cierpiał mocno na podagrę, a potem i z Ukrainy wyjechał. Po jego odjeździe do Polski trwał wprawdzie jeszcze przez jakiś czas dość niepewny po- kój, aż wreszcie zakłuciła go znowu straszna burza nowych rozruchów, która całą Ukrainę, gdy pospólstwo w czerń zku- piać się zaczęło, do wojny przeciw własnym panom pobu- dziła. Ale nim jeszcze bunt jawnie wybuchnął zostali tym- czasem naczelnicy wojskowi Potocki i Kalinowski, których wzięcie w niewolę, i przypadki pod rokiem 16-1-8 opowie- działem, chociaż Chmielnicki wielkie ofiary robił do zatrzy- mania ich, od Tatarów na mocy układów Zborowskich Polsce i miłemu domowi powróceni. ROK 1651. Rok 1651 zaczął się pomyślniej dla Polski i Rusi; albowiem wojna ustała tymczasem, chociaż tym bardziej wrząc wewnątrz, niedozwalała Polsce zupełnym cieszyć się spokojem. Ale po krótkim odpoczynku zaczęły znowu przerażać nieszczęścia wojny Lwów dawnemi klęskami przestraszony, a oprócz tego dotknęło to biedne miasto jeszcze inne straszne nieszczęście, mianowicie zaraza morowa, moie z niedostatku żywności lub z wyziewów ciał powstająca, jak się to poka- zuje z przestrzeżenia Jana Kostkowskiego w tym roku ogło- szonego. A chociaż osobne pismo królewskie wydane z obozu pod Sokalem 22 Maja roku tego wyraźnie nakazywało, aby obywatele dla zbliżających się niebezpieczeństw miasta nie- opuszczali, a to pod karami uchwałą miasta roku 1648 za- grożonemi, przecież został wkrótce ogołocony Lwów z mie- szkańców, których po części głód a po części zaraza prze- rzedziła tak dalece, że tylko trzech konsulów, Krzeczonowski Deleryński i Jelonek dla zarządu w mieście mieszkało. Wszędzie można było widzieć ginących nagłą śmier- cią łudzi; inni opuszczali miły dom i uchodząc do lasów, w góry i w pustynie nieopłakaną przez nikogo i straszną gi- nęli tam śmiercią; inni pomiędzy ścianami domów, jak gdy- by w swem gnieździe umierali, a reszta drząc przed każdem dotknięciem się siebie i drugich wiodła najokropniejsze ży- cie a raczej oczekiwała niewątpliwej śmierci śród wrzodów i dźumy, gdyż nietylko za dotknięciem się ciała, ale nawet przez oddech udzielała się zaraza, co wszystkich śmiertelną trwogą przejmowało. Gdy się to działo we Lwowie, wybuchł tymczasem na Ukrainie w żywy płomień ogień ukrywany pod zwodniczym popiołem. Zbuntowani Kozacy myśląc o nieprzyjaznych kro- kach zapowiedzieli ogólną wyprawę przeciw Polakom i wojnę, dopiero ugodą Zborowską uspioną, wiarołomcy zdradliwie odnowili. Przeciw tej buntowniczej zgrai został na razie wysłany Kalinowski hetman polny, z Tatarskiej niewoli nie- dawno uwolniony, z kilką oddziałami wojska, który głó- wnego przewodzcę Neczaja pobił i kilka fortec kozackich z silnemi załogami z wielką dzielnością zdobył. Ale gdy w krótce miało przyjść w pomoc swoim wojsko kozackie i Tatarzy spiesznym krokiem się zbliżali, musiał jako nierówny liczbą nieprzyjacielowi cofnąć się w głąb kraju. Także i Kamieniec odparł w tym czasie dzielnie napadający tłum Ko- zaków pod dowództwem Dzedzały, a później musiał znowu przez kilka dni wytrzymać atak samego Chmielnickiego, lecz w końcu silnie go odparł i zwyciężył, dnia 19. Maja, gdy Potocki był przełożonym zamku, a Morowski i Niewierski setnikami w mieście. Ze względu na grożące niebezpieczeństwa musiał król poraz trzeci zwołać przez wici do starego Konstantynowa całą szlachtę na obronę królestwa. Sam zaś obozował z wojskiem pod Sokalem nad 40,000 ludzi wynoszącym, i tamże Jubileusz przez Papieża Innocentego X. wyłącznie dla wojska polskiego pozwolony pobożnie obchodził. Miło mi przypomnąć tu dla przykładu teraźniejszej obojętnej młodzieży, z jakiem uszanowaniem processyę Bożego Ciała w dniu tegoż święta dla uproszenia sobie pomocy z Nieba król odprawić się starał. W naznaczoną godzinę stanęły pod bronią wszystkie od- działy wojska z swemi lśniącemi chorągwiami. Procesya wy- ruszyła uroczyście z królewskiego namiotu; Leszczyński naj- wyższy kanclerz królestwa niosł naprzód najświętszy Sakra- ment, w niejakiej odległości za nim postępował król z zapaloną świecą, wszędzie przy obracaniu się z najświętszą hostyą na kolana klękając, bez baldachimu królewskiego, tego bowiem z pokory niechciał, kazawszy natomiast czterem senatorom nieść go nad utajonem pod postacią chleba Bóstwem; dalej szedł senat i dygnitarze wojskowi po obu stronach króla a w końcu postępowała reszta znakomitych mężów z największą pobożnością i uszanowaniemPrzed frontami legionów były urządzone cztery ołtarze dla czytania świętych ewangelii, przy których gdy pasterz utajone pod postacią chleba Bóstwo pokornie podnosił, słali chorążowie dla głębokiego uszanowa- nia i wdzięczności przechodzącemu pieszo panu pod nogi orły swoje, które wkrótce po tym szczęśliwym obchodzie przeciw nieprzyjaciołom z chwałą i zwycięztwem podniesione być miały. W kilka dni potem wyruszył król z tamtąd do Bere- steczka nie więcej jak 60,000 wojska rachując. Ale zale- dwie tam przybył, zastąpił mu zaraz drogę Han krymski, da- ne słowo i pokój zaprzysiężony łamiąc, z 100,000 najwybor- niejszej jazdy wespół z Kozakami, których do 200,000 li- czono i niezwłocznie bitwę z tak wielkim zapałem rozpoczął, że z początku połowa wojska naszego aż do wieczora wal- czyć musiała. Wszelako zostali pobici Tatarzy i musieli z pola ustąpić, poczem Koniecpolski scigał ich jeszcze przez całą milę i bardzo wielu z nich podczas przeprawiania się przez błota śród ciemnej nocy ubiwszy, za doznane od nich krzyw- dy należycie się zemścił. W dzień śś. apostołów Piotra i Pawła zaczęła sie wraz ze świtem bardzo natarczywa walka i więcej niż cztery go- dzin bilo się wojsko nasze na rękę z nieprzyjacielem, przy- czem sam król Kazimierz objeżdżając wszystkie punkta, osła- bionym swieże nadsełał posiłki, chwiejących się szlachetnym gniewem, a uciekających z bojaźni zagrożeniem zemsty w karności utrzymał, i w szędzie tak mocno się narażał, że gdy- by niebyła go zasłaniała ciągle piersiami swemi wierna świta jego, byłby niezawodnie doznał najokropniejszego losu po- tyczki. Ale w końcu przyszło w pomoc wojsku polskiemu miłosierdzie Pana zastępów. Gdy bowiem reszta już kon- nicy polskiej wyruszyła przeciw nieprzyjacielowi, pomieszały się tak dalece tłumy Tatarów, że musiały czemprędzej z pola ustą- pić, za któremi też wkrótce i Kozacy pospieszyli, gdy tym czasem wojsko polskie dla ciemności nadchodzącej nocy i nieprzewidzianych podstępów ze strony uciekających i zno- wu walczących Tatarów na miejscu zwycięztwa nieruszając się przez całą noc pozostało. Skoro tylko nastała cisza nocna, zaczął zaraz król na- radzać się nad prowadzeniem dalszej wojny, a gdy za radą naczelników i najstarszych wojowników zapadła w końcu uchwa- ła, aby z nieprzyjacielem stoczyć stanowczą bitwę, przyjęli wszyscy ten rozkaz z spokojnym umysłem i oczekiwali bez bojaźni tego losu, który miał im przynieść jutrzejszy dzień walki. A ponieważ niepewni byli jutrzejszego życia a pewni ostatecznej walki, przeto każdy gdzie mógł na pagórku spo- wiadał się przed kapłanem bożym i przy wystawionych na prędce ołtarzach przyjmował komunią ś., przyczem sam król równie jak męztwem w boju tak też i pobożnością, śród nie- pewności życia koniecznie potrzebną, im przewodniczył. Jak tylko niebo od pierwszych promieni jutrzenki ru- mienić się zaczęło, wyruszyły zaraz legiony na pole Marsa, aby stoczyć ostateczną walkę za swoją sprawę; a gdy Han krymski zaczął się wahać i chciał bitwę na później odłożyć, wezwał go niecierpliwy król przez posła, aby natychmiast wy- stąpił do walki. Zaraz też ozwały się trąby wojenne, z obu stron wzniesiono krzyk pomieszany i mordercze wystrzały z dział dały znak do boju. Z obu stron walczono z wielką zaciętos cią; nasi zołnierze pojednani z Bogiem i z czystem sumieniem na śmierć gotowi, dokazywali cudów waleczności; bo tez straszna to bvła bitwa, że aż ziemia drzała od szczeku oręży, huku dział i tętentu tylu tysięcy ludzi walczących z sobą, a dym i kurzawa tak mocno zaciemniały pole bitwy, że walczący zaledwie miedzy sobą rozeznać się byli wstanie. Już mnogością swoją opanowała była Kozacka i Tatar- ska konnica pod dowództwem Nuradyna skrzydła naszego wojska, już na lewem skrzydle Krakowski i Sandomirski le- gion szwankować zaczynał; ale spostrzegł to niebezpieczeń- stwo Jeremiasz Wiszniowiecki, i wysławszy w to miejsce co prędzej kilka chorągwi z swego legionu, już walczącego wten- czas, dodał otuchy chwiejącym się, i przeto do odniesienia zwyeięztwa wielce się przyczynił; gdy tymczasem król Ka- zimierz przez cały czas walki po skrzydłach oddziałów jeź- dził, słowami, łaską i groźbą wszystkich do męztwa pobu- dzał, i na najsroższe pociski krolewskie swoje piersi wy- stawiał. Nareście Kozacy i Tatarzy od przedpołudnia aż do wie- czora w walce wytrzymując, chwiać się i wahać zaczęli. Naj- przód Tatarzy ujrzawszy swe szyki połamane przez naszych, zaczęli spiesznie uciekać a wnet za nimi pospieszyli także i Kozacy. Niektórzy ukryli się pomiędzy wozy, inni zaś ra- zem z Tatarami i w towarzystwie swego Chmielnickiego uciekli. Nadto upadł był jeszcze niespodzianie przy końcu po- tyczki deszcz tak wielki, że konie i ludzi prawie zalewał wodą i przeto potyczce i mordowaniu Kozaków, jakoby ich wła- snemi czarami, koniec położył. Ubito do 6,000 nieprzyja- cioł ; ze strony naszych niewielka była strata, jednak zginęło kilku wielkich bohaterów; co zaś najbardziej wsławiło to zwycięztwo, to była ucieczka tylu tysięcy nieprzyjacioł; a zaś z przypadku króla Kazimierza, pod którego konia kula dzia- łowa padłszy gwałtownie nogę mu raziła, pokazuje się, z jakim zapałem ów król bohaterski dobijał się o zwycięztwo, kiedy nawet swoje życie narażał i od przypadków wojny wy- łączonym być niechciał aby nieopuścić sposobności zwyciężenia. Już konnica Kozacka z Tatarami, swej niewierności i swoich występków wspólnikami zasłużoną chociaż w ucieczce poniosła karę, albowiem wstrzymywana wilgocią najnawalniej- szego deszczu, swojemi czarami podług powszechnego mnie- mania sprowadzonego, poczęści pobita a poczęści od naszych Tatarów pod dowództwem Murzy Celabi, który dla ścigania jej był posłany, w niewolę zabrana została. Piechota zaś, pod wodzem Dzedzałą w swojej warowni z wozów zamknięta, chcia- ła nawet po utraconej nadziei zwycięztwa okazać się wale- czną, i usypawszy w nocy wał a wozy ziemią napełnione wyżej ustawiwszy, dogodne miejsca tu i owdzie działami osa- dziła i stanowisko swoje bardzo dobrze obwarowała. Z oby- dwoch stron oblewała jej obóz rzeka Plesna, tam gdzie w Styr wpada, bardzo błotnista, bagna służyły jej za mury, a za wał błoto. Tak ubespieczeni nieprzyjaciele, szydząc ze zwyeięzkiego wojska, wesołość w nieszczęściu zmyślali i codzień zrana ich krzyki i piskliwa muzyka raziły uszy naszego wojska, aż wreszcie ich spiewy przygłuszył huk armat polskich, których 19 kule bardzo wielu z nich życia pozbawiały. Prosili jednak pokornie o przebaczenie króla i senat, a ich posłowie co tylko obłuda ludzka wymyśleć jest w stanie, nieomieszkali to robić: płakali, przysięgali, wyznawali przed królem i senatem że niegodni są miłosierdzia, a najgodniejsi śmierci; niektó- rzy końce firanki królewskiej, gdy jeden z ich posłów po- kornie mówił, całowali, i płacząc do śmiechu pobudzali; wsze- lako gdy im odprzysiąc się opieki Tatarów, nieprzyjazne kro- ki zaniechać, do posłuszeństwa powrócić i broń u nóg zwy- cięzcy złożyć rozkazano, prosili posłowie aby im pozwolono donieść o tern swoim wysłannikom i odszedłszy niepowró- cili już więcej. Tak oczywisty upór z ich strony wymagał, aby wojsko królewskie surowiej z nimi postąpiło, a wreszcie gdy po- strzegli, że codzień więcej ich sciskano i straciwszy nadzieję otrzymania posiłku zaczęli podstępnie myśleć o ucieczce. A najprzód konnica, która niedawno z potyczki uszła, niby w za- miarze walczenia z naszymi wyszedłszy pod dowództwem Bo- huna haniebnie uciekła. Niebawem też poszła za jej przy- kładem i piechota niespodzianie od swoich opuszczona a za niemi, chociaż nieco późno, wyruszyło wojsko polskie i po- stępując z niemi surowo, oprócz tych których bagna pochło- nęły, do 22,000 zaskoczonych ubiło. Uciekając natrafił nie- przyjaciel na bagno niezmiernie błotniste i głębokie, którego przepaść bardzo wielu pochłonęła, chociaż błotnistą otchłań wozami, sprzętem obozowym, bronią, odzieżą, nawet trupa- mi swoich zasypać usiłował. Leżały po polach wszędzie ciała umierających, napełnione były trupami bagna i lasy, a przecież poddać się niechcieli, i owszem broń naszą to sło- wami lżącemi, to groźbami obrażającemi wyzywali. A nadto rozjątrzali jeszcze bardziej i zapalali do najsprawiedliwszej zemsty naszego żołnierza znalezieni w ich obozie na pół ży- wi Polacy, którym palce u nóg i u rąk poucinano, inni zwy- czajem bydła ze skóry odarci, inni na rożnach przy wolnem ogniu pieczeni, inni po wyciągnieniu wnętrzności bez duszy, a wielu po strasznej rzezi dopiero zabici; zaczem też roz- juszony tym okropnym widokiem zwycięzca sądził, iż się podług prawa odwetu nad zwyciężonymi bezkarnie pastwić może. W obozie nieprzyjacioł znaleziono przeszło 60 dział i rozmaite sprzęty wojenne, chociaż bardzo wiele w przepaść bagna dla zasypania go wrzucono, nadto pałasz Chmielnic- kiemu od patryarchy bizantyńskiego nibv to z błogosławień- stwem posłany, dwie chorągwie od Władysława i Kazimie- rza niedawno dla zatwierdzenia wierności dane, listy od ob- cych książąt, a nawet doniesienia zdradzające to wszystko, co się na sejmach lub w sekretnym króla gabinecie działo i mówiło. Tak więc niebył nawet i wtenczas zamknięty przed zausznikami dwór królewski ani radna sala rzeczy- pospolitej. Dobrze powiedział ów Rzymianin: Pomsta sie- dzi na wyzłacanym progu, a gdy wielkie otworzą podwoje, wchodzą zdrady i ostrożne podstępy. Po tym zwycięztwie, gdy niecierpliwa na trudy szlachta to publicznie przez posłów, to prywatnie u króla powrotu do domu żądała; chociażby w prawdzie pożyteczniej było dalej popierać zwycięztwo. i chociaż król bardzo żałował, że dogodna sposobność dla poskromienia buntu opuszczał, wysłuchał monarcha natrętne żądania proszących, i sam w krótce potem z Krzemieńca do naszego Lwowa przybył, ale nadzwyczaj osłabiony, ponieważ w obozie wiele pracował, dnie na ustawicznych sprawunkach, rozprawach, naradach, przepędzając a nocy na przeglądaniu straży, które na siwo- jabłkowatym koniu, wszystkim znanym, osobiście zwykł był objeżdzać i zwykle tak całą noc aż do dnia przeczuwał, z cze- go wielce osłabiony różne bole cierpiał, do których jeszcze najuporczywsza przyłączyła się febra. Nasz Lwów przygotowywał wspaniały dla niego try- umf, ale przeszkodziła mu słabość króla, który z zamku brodzkiego spiesznie i niespodzianie przywieziony wjazd uroczysty opuścił. Zawołani natychmiast lekarze lwowscy prze- straszyli sie, gdy zrazu krew z otworzonej żyły ciec niechciała, jednak skutkiem osobliwej łaski nieba i najgorliwszych sta- rań lekarzy lwowskich wkrótce z zadziwieniem wielu ozdro- wiał i do Lublina pospieszył, gdzie smutne doniesienie o śmierci córeczki swojej najstarszej odebrał, którą to stratę z właściwą sobie zniosł rezygnacyą. Wojsko zaś polskie do 31,000 rachowane z swoimi wodzami poszło podług królewskiego rozkazu do Kijowa; lecz wprzód jeszcze weszli byli Litwini do tego miasta, które je- dnak wkrótce po złożeniu przysięgi dla króla Kazimierza niewiedzieć czy z przypadku czy przez rospustę wojska; czyli też jak urząd miejski donosił, przez lenistwo pewnego kupca ogień podwójnym pożarem zupełnie zniszczył, a tak wojsko polskie musiało w Powołoczu spoczywać. I tu wielką Polsce zadała ranę śmierć Jeremiasza ksią- żęcia Wiszniowieckiego, ziemi Ruskiej wojewody; przyczyną zawczesnej jego śmierci był melon, z którego najpierw ból żołądka, a potem najgwałtowniejszej dostał febry, i w oczach całego wojska ze łzami i z największym wszystkich nawet z dala słyszących żalem w okolicy Powołocza umarł. Inni przypisywali zgon jego truciznie zadanej mu z zawiści dla jego rnęztwa i pomyślnego powodzenia w wojnie; ale tego z pewnością utrzymywać niemożna. Byłto mąż dzielnego umysłu, do wielkich dzieł zdolny, a do bojów z natury już wielka miał skłonność. Żadnej wojennej nieopuścił wypra- wy, w którejby niemiał udziału, niektóre sam swoim kosztem dla dobra ojczyzny przedsiębrał a wszędzie tak zołnierza ja- ko i wodza mężnie i szczęśliwie obowiązek wypełniał. Ko- chowski oddaje mu tę najpiękniejszą w obec całej szlachty polskiej pochwałę, że duszy jego nieskaziła nigdy żadna rozpusta ani podła lubieżność, i ze będąc z natury wspania- łym i szczodrobliwym nieznał poduszczeń chciwości i dumy, zkąd i u zołnierza rosła dla niego osobliwsza życzliwość i przy- wiązanie ludu nie do uwierzenia. Go w tej wojnie kozac- kiej uczynił, w krótkości opowiedziałem, karty zaś pisarzów polskich obszerniej to opisują, a wiek przyszły sławić go bę- dzie i sławi już teraz jako najmężniejszego między Polakami bohatera, którego i nasz Lwów uwielbia jako swego i oj- czyzny obrońcę, i miło jest mieszać łzy ze łzami, ze zwłoki tak wielkiego bohatera, które dnia 24 Sierpnia z namiotu smutne legiony wyniosły, do tych czas jeszcze niewdzięczna Polska uroczystym żałobnym nie uczciła pochodem. Daruj- cie wielkiego rycerza cienie! Złączyło się też wkrótce z wojskiem polskiem owo w częściach swoich nad Kozakami zwycięzkie wojsko litewskie, które wiele miast zbuntowanych siłą odebrawszy a inne ogniem zniszczywszy, orężem swoim Kozaków do proszenia szczerze o pokój a Chmielnickiego do wnijścia w układy zmusiło. Jakoż pokój ten został istotnie za staraniem Kisiela, woje- wody kijowskiego, tu i owdzie zapowiedziany a potem za- warty podług układów, które Kochowski w księdze VI rocz- ników opisuje; ale niestety wkrótce miał on znowu być zerwany przez Kozaków. Przybył wreszcie do obozu pol- skiego i sam Chmielnicki i w głównym namiocie swoim zwy- czajem pokornie naczelnego wodza z starszyzną wojskową po- witał, a oraz o przebaczenie za swoje przewiny upraszał, i które też łatwo uzyskał; poczem ugody swoje dobrowolnie pod- pisawszy, przysięgą je potwierdził, i dla tego do stołu na- czelnego wodza Potockiego zaproszony z swoimi towarzyszami, wesoło w trzeźwym stanie a nieprzyzwoicie po pjanemu obja- dował. I tak tę gadzinę tysiąc razy śmierci godną łago- dność polska nietylko żelazem karcić, ale też i dobrodziej- stwy ująć starała się, i ów potwór niewdzięczny jadł nasz chleb i pił nasze wino, aby potem stać się dla nas dra- pieżniejszym jeszcze, jak mówią, tygrysem W tym roku po zawarciu jako bądź pokoju umarł wkrót- ce Mikołaj Potocki, kasztelan krakowski i wódz koronnego wojska, a po nim objął najwyższą godność wojskową jako hetman polny nieszczęśliwy Kalinowski. ROK 1652. W roku 1652. bardzo mało ustaw kościelnych uchwa- lono, a to tak dla wojny jako też dla zarazy prawie bez ustanku się srożącej. Jan Potocki wojewodzic bracławski darował w dziedzicz- nem miasteczku swojem Buczaczu grunt dła klasztoru i koś- cioł murowany szyzmatycki braciom zakonu kaznodziejskiego, i dla wprowadzenia ich i ustanowienia w rzeczonem mia- steczku arcypasterza o pozwolenie prosił, które też łatwo z wyznaczeniem komisarzy dla wprowadzenia tychże braci w posiadanie darowizny otrzymał. Po zawartym jak bądź pokoju, jak wyżej powiedziałem, zdawało się być zerwane pasmo nieszczęść, które tak długo na- wiedzały Polskę. Ale los zwodniczy kieruje bez porządku sprawami ludzkiemi, i lewą ręką rozdając dary, zachowuje większe złe na później, więc też i zwycięztwa nasze z roku upłynionego zostały zniweczone nowemi klęskami niby towa- rzyszkami wiarołomstwa nieprzyjacioł. Rok ten był cały nieszczęśliwy i smutny, i stał się początkiem nieszczęść cią- gnących się przez długi lat szereg dla królestwa i Rusi. Nie daremnie złowrogi kometa na początku tego roku rozrzu- cał smutne promienie po krainach Polski. Słońce strasz- nem zaćmieniem zasłonione ledwie świeciło a nieprzyjaźne płanety, na nasze nieszczęścia zprzysięgłe, przepowiadały ja- ko zwiastuny przyszłości w królestwie powietrze, częste na sejmie kłótnie, na dworze królewskim niezgody, a między senatorami i prywatnemi zgubne niesnaski. Jakoż w krótce zaczęło wichrzyć znowu za Dnieprem pospólstwo z tern większą nienawiścią i rozjątrzeniem pod hersztem Buhajem, gdy tymczasem Chmielnicki, niby odpo- czywając, do nowych gwałtów się przygotowywał. Już jego listy do Hana krymskiego posłane a na Wołoszczyznie prze- jęte, chociaż fałszywie utrzymywał ze przez Kalinowskiego zmyślone zostały, wyraźnie świadczyły o złamaniu pokoju, już oddziały polskie za Dnieprem od Kozaków napadnięte, już i Kozacy, za wszczęte rozruchy przez wysłanych Polaków i Kozaków ukarani zostali, już dla przytłumienia rozruchów część wojska polskiego w liczbie 3,000 z Andrzejem Potoc- kim na Zaporoże posłana została: ale daremne były wszyst- kie te zabiegi, bo już wszędzie po całej rozległej Ukrainie broń przeciw Polakom się podnosiła i buntownicy na gwałt bili w dzwony. Dla tego rozłożył hetman polny Kalinowski zaraz pod Batowem niedaleko Bohu szeroki obóz z 6,000 konnicy a 5,000 piechoty, co było wcale nieroztropnie, bo miał bardzo mało wojska a i to było podzielone jeszcze, gdyż nawet i owe 3,000, o których mówiłem, niebyły w jeden korpus ze- brane a do tego jeszcze niezachowywał nawet należytej o- strożności w obec blizkiego niebezpieczeństwa, co w czasie wojny najwięcej do zwycięztwa się przyczynia. Radzili sta- rzy żołnierze, aby się cofnął i zostawił tylko piechotę dla bronienia wałów i obozu: lecz Kalinowski mniemał, że to hańba się cofać i pociecha dla nieprzyjacioł, i dlatego wzgar- dziwszy dobrą radą, użył środków silniejszych i niebezpiecz- niejszych w siłach nierówny, jak gdyby dla sławy narodu, gdy tymczasem straszna śmierć mu zagrażała. Mającego umrzeć nieochroni żaden rozum ludzki od śmierci. Tymże samym gościńcem wybierał się Tymoteusz syn Chmielnickiego z Sułtanem Nuradynem, pośrednikiem i pierw- szym drużbą swoim, do Wołoszczyzny dla zaślubienia córki hospodara Wołoskiego Bazylego Lupuli, dokąd towarzyszyły mu także jako gwardye przyboczne wyborniejsze oddziały Tatarów zaproszonych na to wesele. Wojsko polskie zda- wało się tej weselnej tłuszczy zawadzać w drodze, a gdy na dane przez Chmielnickiego ojca przestrogi ustąpić nie- chciało, zostało nagłym i niespodziewanem zwrotem naje- chane i z bronią w ręku napadnięte. Zaczęła się tedy zacięta wałka, i gdy na polu wojsko nasze dość dzielnie z Tatarami się biło, oprowadził dla na- padnienia obozu z tyłu Tymoteusz w ukośnej linii Kozaków pod dowództwem Złotarenki, który też natychmiast z naj- większą siłą na obóz uderzył. Opierał się jak najdzielniej z piechotą swoją Przyjemski, ale właśnie gdy dawał naj- świetniejsze dowody swej waleczności a żołnierze wszelkie- mi siłami przy szańcach walczyli, wszczął się niewiedzieć czy od ognia nieostrożnie chowanego, czyli też przez zdradę nieprzyjacioł podłożonego pod siano, którego bardzo wiele na paszę dla koni było, okropny pożar, który namioty woj- skowe prędko pochłonął, z czego powstał okropny dym i dla oczów szkodliwy i dla walczących zgubny, gdy tymcza- sem czołgający się już po ziemi płomień nie dopuszczał bezpiecznego odwrotu do obozu dla dania pomocy, a nie- przyjaciel z coraz większą zaciętością nacierał na zatrwo- żone niespodzianym pożarem szeregi. Już i hetman Kalinowski, gdy i wodza i walecznego żołnierza obowiązki pełnił, w potyczce raniony został, i wielu Polaków przy bramie obozowej poległo; już Kozacy szańce obozowe i warownie opuszczone przez obrońców zajęli. Go widząc hetman Kalinowski poznał że już zgu- biona sprawa i niechcąc dostać się powtórnie w niewolę, postanowił raczej umrzeć mężnie, wpadł pomiędzy nieprzy- jaciół i poległ niepoznany śród walki. Po utracie wo- dza dopiero zaczęły się najokropniejsze mordy śród wojska, gdyż wszyscy waleezniejsi z niesłychana odwagą narażali się samochcąc na niebezpieczeństwa i dokazując z rozpa- czy cudów waleczności, starali się przez chwalebną śmierć uniknąć okrucieństwa nieprzyjaciół, którego tylu już nie- szczęśliwych braci ich na sobie doświadczyło. Wszakże bardzo wielu z nich zostali czy to przez pod- stępne dobrodziejstwo zwycięzców, czyli też dla wspólno- ści krwi ochronieni od tej rzezi a właściwie zachowani tylko dla okrutniejszej jeszcze śmierci. Wkrótce bowiem potem Asawuła, Złotarenko i Wyssowski upraszali Nuradyna i Ta- tarów, a nawet okup za głowę każdego Polaka zapłacić obie- cywali, aby tylko wszystkich pojmanych Polaków na publi- cznem miejscu dla rozweselenia umysłu Tatarów i Koza- ków pozabijano. Temu dzikiemu i niegodziwemu żądaniu opierali się długo sami barbarzyńcy żądający, nie krwi lecz pieniędzy za pojmanych, jak u nich jest zwyczajem; jednak przekupiony niegodziwą hojnością Nuradyn zezwolił w koń- cu na tę sromotę. Wyznaczono tedy dzień śmierci dla niewinnych, za- proszono sąsiadów, i zmieniwszy całe równiny i pola w stra- szną widownię a właściwie na rzeźnię samowolnej dziko- ści, wyprowadzono tam nieszczęśliwych jeńców, ani sic nie opierających ani niewiedzących o śmierci z związanemi rekami i nogami, a wszystkich bezbronnych , obnażonych i na wszelkie pociski pogotowych. Liczbę tych opłakanych ofiar podawano na 5000 szlachty i czeladzi obozowej; pie- chota bowiem ze swymi naczelnikami w obozie zamknie- ta mężnie i chwalebną poległa śmiercią. Do spełnienia tego okropnego dzieła wybrali Kozazy najdzikszych ludzi z pomiędzy Tatarów Nobajskich, którzy też uzbrojeni nie tylko w szable ale i w wszelkie narzędzia mordercze prze- ciw swym związanym i bezbronnym ofiarom wystąpili. Dobry Boże, na jakie i na jak wielu serc westchnie- nia patrzyłeś z wysoka , na jak wiele łez i boleści! Na dany znak rzuciła się z całą zajadłością i piekielna rozko- szą przeznaczona do umówionego okrucieństwa zgraja i po- dzieliwszy sie na oddziały, zaczęła wywierać wściekła swa zemstę na godnych lauru męczeństwa ofiarach. Zabijano tedy niektórych od razu, niektórych powoli podług upodo- bania i iantazyi morderców, wielu nadstawiało swe gar- dła pod ostrzejszy miecz aby niecierpieć dłużej, wielu mę- czeni powoli prosili o silniejsze razy, ci w swojej własnej, inni w krwi drugich się nurzali, ci na ziemię, inni na konających towarzyszów padając; jedni prędko, drudzy po- woli po otrzymanych z nieustraszonym umysłem ranach śród westchnień, bólów i łkania ducha oddawali, inni znowu nakształt zwierząt rzezani, siekani i rąbani, a bez wątpie- nia wszyscy zbawienne imię Chrystusa przy ostatniem west- chnieniu i bolesnym zgonie wzywając po męczeńsku umierali. Aby się zaś niezdawało, że Kozacy nieczynnymi są widzami, uwijali się konno tu i owdzie, zachęcali do sil- niejszego rąbania i mordowania okrutniejszym sposobem Tatarów w rozlanej krwi rozpustujących, i naśmiewając się z ran umierających, rozpustnym językiem z nieszczęśliwych szydzili. Niejaki Maciej Kadzidłowski, szlachcic kujawski, stargawszy silą swych ramion więzy przypadł był z pośród umierających do swego mordercy i wydarłszy mu szablę chciał zemścić się za swoje rany; jednak od zbiegających się Nohajców został w okamgnieniu na sztuki rozsiekany; szlachetna jego odwaga posłużyła mu tylko do przyspie- szenia własnej śmierci. I tak ów szlachetny i wolny orszak, prawo panowania posiadający, już podbity, już związany, już w mocy sług swoich czyli poddanych, którego radziły oszczędzać prawa woj- ny, a burdzie] jeszcze wiara chrześciańska, którą i Kozacy wyznają, stał się za obronę ojczyzny i z miłości ku wie- rze katolickiej ofiarą nieograniczonej złości i rzadkiego ty- raństwa wrogów. Przez całe trzy dni potem szukano, czyli jeszcze jaki Polay między oddziałami Tatarów, albo przez dobrodziej- stwo Kozaków, albo ze względu na niezasłużoną karę albo nakoniec w nadziei większego okupu, ocalony się nie ukry- wał; a jeżeli którego znaleziono, zostawał zabijany natychmiast. Oprócz innych jednak winien życie Tatarom Krzysztof Gro- dzicki , dowódzca legionu niemieckiego i obrońca naszego miasta, jako niżej obaczymy, za Tatara poczytany, bo mu dym armatni twarz osmalił, który potem jako puszkarz w ojczyznie sławę sobie zjednał; niektórych znowu swo- im zwyczajem w kosmate skóry ubrawszy z poczernionemi twarzami powpychali Tatarzy pomiędzy oddziały swoje, a innych nakoniec ogoliwszy zupełnie niby jako kobiety z litości barbarzyńcy od tej strasznej rzezi ochronili. Po tej rzezi, chociaż dogodnie mogli byli robić wy- cieczki w ogołocone natenczas z obrońców krainy Rusi na- szej, przypieszyli Tatarzy odwrót do Tauryki, może z obawy przed zbliżająca się zaraza. Już bowiem przeszedł- szy jak wielka jest Polska powietrze, zaczynało sro- żyć się także na Ukrainie, jak gdyby mając karać złamana wiarę i krzywoprzysięztwa zbuntowanego pospólstwa. Leżały wszędzie gwałtownym bolem zwalone ciała śmiertelników niezasypane ziemią, ani mogiłą uczczone; w wielu miejscach nic było nawet komu grzebać trupów, a przytem zachodziła jeszcze i ta dziwna okoliczność, że gdy ludzie bezdroźów leśnych albo otwartych pól dla od- dychania czyściejszem powietrzem szukają, leśne bestye do miasteczek i wiosek dla pożerania trupów i chorych przy- chodziły, strasząc silnych nawet a napadając bezsilnych. Bo- gowie pewnie lniane mają nogi, a żelazne ręce. Nasz Lwów już roku zeszłego, jak mówiłem, przebył to złe cierpliwie i teraz zdrowszego używał powietrza; dla tego też gdy po otrzymaniu smutnej wiadomości o nowej klęsce król sejm nowy zapowiedział, Stanisław Potocki, podolski i Lacnko- roński, hracławski wojewoda z woli króla ku Lwowu się zwrócili, którzy naradziwszy sie tam i opatrzywszy jak mo- żna było w różne rzeczy, jeden niedaleko Glinian, a drugi pod Strumiłową z niewielą oddziałami stanęli dla połącze- nia się z wojskiem od Dniepru wracającem, które już wszelkie zasadzki pospólstwa, oblegającego wszędzie gościń- ce, brzegi rzek i przejścia Dniepru poniweczyło. Uchwalą sejmu zostało wojsko pomnożone na 50,000 a oraz zalecono pospolite ruszenie szlachty. Na ten sejm przybyli także posłowie Kozaków, którzy kieskę Batowską na bezczelność Tymoteusza jadącego na wesele na Woło- szczyznę a wojsko polskie za przeszkodę w drodze uwa- żającego zwalali, i dodając że ojciec Bohdan o tern wszy- stkiem nic nie wiedział, chociaż wszystkiemu był winien, łajania syna, wziętych w niewolą Polaków uczciwe i do- browolne puszczenie na wolność i inne wymówki podług swego zwyczaju przytaczali, do których tez często zaklęcia, do zaklęć łzy, a do tych znowu fałszywą przysięgę dołą- czali, że podtenczas sam Chmielnicki z wojskiem przy Win- nicy zostawał dla dowiedzenia się o wołoskiem weselu i o skutkach obrazy Polaków. Oblegał on wprawdzie potem Kamieniec, przez powietrze ogołocony z obrońców, obiecawszy bezbożna umową Turkom zdobyć to miasto, jednak nie dokazał te- go; owszem wiele z swego wojska powietrzem zarażonego utraciwszy, kiedy gromadami codziennie padało i postra- dawszy wszelką nadzieję, haniebniej odstąpił, niż przyszedł, i do miasteczek Ukrainy zarazę z swojem wojskiem zaniósł, aby większa część tych grzeszników których tak prędko miecz sprawiedliwości dosięgnąć nie mógł z karzącej ręki Boga zginęła. Wkrótce potem zostali też posłowie Kozaków odpra- wieni z Warszawy z zawieszoną odpowiedzią, gdyż zawsze wielkicmi występkami łamali dane słowo; jednak aby nie- zwątpili Kozacy o łasce królewskiej wyprawiono razem z ich posłami królewskich posłów dla układania się o po- kój. Lecz nadaremne były ich usiłowania, już bowiem uzuchwalonego moskiewskiemi posiłkami Chmielnickiego do łagodniejszych myśli nakłonić nie mogli i dla tego odjechać musieli. Rok ten jako sie zaczął od strasznych znamion na niebie, tak się też i skończył. Złowrogi bowiem kometa dnia 19 grudnia z obróconym na wschód ogonem w kształcie ampułki nadęty pokazał się, i po całym miesiącu ku północy podniesiony powoli zniknął. O nim wielu wiele pisało, a niektórzy jako to Hunter, Niemiec, akatolik z Argoli, zbliżanie się sądu ostatecznego i końca świata pismem bezimiennem publicznie dowodzili. To je- dnak głupie swywolnego umysłu mniemanie — i uczenie i po katolicku zbili natychmiast, Sebastyan Stryjewicz w aka- demii krakowskiej astronomii nauczyciel, i Fryderyk Alem- bek teolog, kanonik przemyski, nie tylko dowodami z pi- sma św. ale także i dowodami z astronomii czerpanemi, w której ów Hunter może nie był biegłym, i dotychczas się złym astrologiem i fałszywym wieszczkiem okazał. Dla arcypasterza Krosnowskiego był rok 1653 ostat- nim rokiem życia, z którym świątobliwy mąż ten chcąc przekazać potomności pamięć życzliwości swej dla kapituły, po mszy solennej, na której sam był przytomny, salę ra- dną odwiedził, i pasterskiego błogosławieństwa udzieli . W czerwcu przybył król Kazimierz do Lwowa z kró- lową, i pałac arcypasterski na mieszkanie zajął; gdzie się nad wojną kozacką naradzał, żołd wojskowy przy pomocy komisarzy rzeczypospolitej przysposabiał, i hospodarowi mul- tańskiemu Stefanowi, który rozpędziwszy Kozaków i Wo- łochów oblegał Saczawę, w której niewistka Chmielnickie- go a żona Tymoteusza z bogactwy i skarbami sie ukrv- wała, 4,000 wojska pod wodzą Konrackiego posiawszy, dopomagaj. Trafiło się, iż gdy król w pałacu arcypasterskim dla otrzeźwienia się chłodnym powiewem oparł się na oknie, Wilczkowski Jordana winem opojonego i do domu powra- cającego na drodze zasiadłszy napadł, i w oczach króla w bok mocno ranił. Król rozumiejąc, że Jordan zabity, rozkazał Wilczkowskiego złapać, ale ponieważ uciekający schronił się do klasztoru Dominikańskiego, pozwolił dla usza- nowania kościoła dać mu spokój tymczasowo. Nazajutrz zaś mocno strofował Dominikanów, że Wilczkowskiego po spełnionem zabójstwie na publicznej ulicy, po rozmyślnem mężobójstwie i winnego obrazy majestatu wbrew wyroko- wi Grzegorza XV. do kościoła wpuścili, a więcej jeszcze, że tegoż zbrodniarza przez mury miasta, do których ich kla- sztor przypiera, wbrew zakazom na piśmie spuściwszy, od kary uwolnili. Po przebytych tylu kłopotach i nieszczęściach szły do- brze w tym roku sprawy kościoła naszego; zakłóciło je jednakże kazanie 0. Seweryna Arwata kolejnego kaznodziei z Towarzystwa Jezusowego, który w święto Maryi Magda- leny w naszym arcypasterskim kościele podług zwyczaju każąc w przytomności króla, królowej i senatorów króle- stwa, niewiedzieć czyli z sprawiedliwego udania czyli z namysłu, niektórych osób kapitulnych błędy jawnie wytykał, i jak od starych słyszałem, ledwie nie po imieniu je na- zywając , a nawet powadze samego Krosnowskiego arcypaste- rza i całego duchowieństwa uwłaczał, tak że cała kapituła zaczęła się naradzać, jakby sobie w tym razie postąpić i tak wielkiemu zapobiedz zgorszeniu? To kazanie było bardzo głośne, jak to i teraz jeszcze starzy ludzie opowiadają. A chociaż od O. Czczytnickiego prowincyała jezuickiego, który wtenczas do Lwowa nadje- chał, przepraszający list do arcybiskupa Krosnowskiego na- desłany został, nie mogło to jednakże ułagodzić umysł troskliwy o honor tylu osób i swój własny naruszony w przytomności tak wielkiego zgromadzenia, i od smutnej uwolnić go niespokojności. O tem kazaniu dosyć będzie przytoczyć wykrzyknik samego kaznodziei: O nieszczęśliwe kazanie! któreś wielu pokaleczyło i życie nawet wydarło. I istotnie wkrótce potem arcypasterz Krosnowski mie- szkający w kamienicy Massarowskich u Jana Sommera, ponieważ pałac swój królowi ustąpił, zapadł na niebezpie- czną słabość, z której go lekarze uratować nie mogli, i dnia 26 września o godzinie 2. do życia lepszego, ŚŚ. Sakra- mentami opatrzony się przeniósł. Do ciała jego spiesznie udali się kanonicy i pod wie- czór wraz z duchowieństwem wigilie i psalmy za umarłych śpiewali, co osobliwszej miłości ku niemu było dowodem. Wieść niesie, że Krosnowski będąc blizkim zgonu, często to słowo "oddajcie" powtarzał! A gdy się go pytano : Co, i komu oddać rozkazuje? nic nie odpowiadał. W aktach konsy- storza znajduje się piękny panegiryk na cześć tego arcybi- biskupa, wyliczający między innemi także jego dobrodziej- stwa , z czego się pokazuje, że (60,000 na kościoły i szpitale zapisał. Kościołowi zaś metropolitalnemu zosta- wił różne kosztowne sprzęty i kazał dla niego zrobić złoty kielich, który to rozkaz jednakże dotychczas przez następ- ców jego dopełniony nie został. Po jego śmierci smutna bardzo była archydyecezya i Lwów. A ponieważ pomiędzy senatorami i psopólstwem wieść się rozeszła, że z kazania O. Arwata smutek nastąpił, a z tego słabość, a z tej następnie śmierć, więc kaznodzieję owego za nieumiarkowaną gorliwość, nieroztropność i przy- spieszenie śmierci arcypasterza publicznie mocno prześla- dowano. Na taką miłość Krosnowski u wszystkich zasłu- żył; a ponieważ jego życie sędziwy x. Fiałkowski w krót- kości opisał, słowa jego tu przytaczam. Mikołaj Krosnowski, herbu Junosza, w tym samym roku w którym jego poprzednik umarł to jest 1645 jako arcy- biskup lwowski nastąpił. Byłto mąż wesołego umysłu, go- ścinny i dla wszystkich uprzejmy; kapitułę swoją miłował najczulej, a wzajemnie kapituła jego miłowała. Wielce gorliwy o kościoły, dwie kanonie fundował, dla kościołów, szpitalów i dla innych ubogich i żebraków był hojnym szafarzem. Na pomnożenie muzyki i śpiewaków szkolnych przy kościele metropolitalnym we Lwowie 2000 złp. na wieczny procent darował. Do kaplicy Buczackich dla du- chownych tamże nabożeństwo odprawiających 10,000 złp. na fundusz ofiarował. Inne jałmużny i fundusze wyliczać byłoby rzeczą zbyteczną, gdyż same swego głoszą dobrodzieja. Zawsze sumienny i rzetelny nigdy nic cudzego niepożądał, co i w testamencie swym dowiódł obowiązując wykonawców swej woli i następców, ażeby jeżeli co po duchownych, bez te- stamentu zmarłych, na niego spadło a rozrządzonem nie było, zaraz dziedzicom duchownych lub za ich duszę wy- dano. Nie wszystko jednak podług jego dyspozycyi rozrzą- dzono , ponieważ cały majątek po nim w ręku brata jego pozostał i po większej części przepadł. Zeszedł z tego świata we Lwowie d. 26 września po południu o godzinie 21 po- dług zegaru większego r. 1653 i został pochowany w ka- plicy Buczackich, gdzie także ołtarz nowy wystawił, cho- ciaż sukcesorowie jego wielki majątek odziedziczyli. Dotąd 21 pisze o nim Fijałkowski; dziwno jednak, że nagrobku jego nie widać. W tym samym czasie gdy Krosnowski przestał rządzić kościołem polskim, zaczął Torosiewicz rządzić ormiańskim, albowiem tego roku przedsięwziął podróż do Filipa patry- archy swojego i na nieposłusznych sobie Ormianów wyro- bił klątwę, którzy tern przestraszeni, a raczej sprzykrzywszy sobie kłótnie, niezgodę porzucili, i do wiernego posłuszeń- stwa odtąd powrócili, jak to widać z notatek biskupa Ner- cessowicza. A nawet chcąc poprawić błędy swoje, bractwo niepokalanego poczęcia Panny Maryi na wzór literatów w na- szym kościele lwowskim pod tym tytułem Najśw. Pannie służących w swoim kościele w tym roku zaprowadzili, które do tych czas chwalebnie z nami idąc w zawody utrzymują, i cześć Panny Maryi wielkim nakładem pomnażają. Go się zaś tyczy publicznych spraw na Rusi, tedy wspomnąć się godzi, że na początku tego roku hetman pol- ny Potocki wojewoda podolski, o którym wyżej mówiłem, lekkiej broni oddziały na Ukrainę nieco rozruchem Kozaków zaburzoną wyprawił, i że dowództwo nad tern wojskiem do 30,000 wynoszącem Stefanowi Czarneckiemu Oboźnemu po- ruczone zostało. I z początku sprzyjało jakoś szczęście orę- żowi naszemu; albowiem miasteczka Jakubiec, Lipowiec, Pohrebiszcze i wiele innych zdobyto i zniszczono. Mona- stervszcze zaś miasteczko nie źle obwarowane, a dzielnie dobywane i po zniesieniu warowni prawie już wzięte, że się w ręce naszego wojska niedostało, tylko upadek Czarnec- kiego przeszkodził. Gdy bowiem śród szczęku broni i gra- du kul dając rozkazy przebiegał, od Kozaków oblężonych przez obydwa policzki żelazną kulą śmiertelnie raniony zo- stał tak dalece, że całe podniebienie oderwane razem ze krwią wypadło, i krew mu oddech zatamowała. Tym nie- spodziewanym wodza upadkiem zasmucony żołnierz przestał szturmować, opuścił miasteczko już prawie zdobyte, a w krotce nawet i z Ukrainy, jak gdyby rana jednego wszyst- kich osłabiła, ustąpić musiał. Gdy król bawił we Lwowie, przybył poseł moskiewski w towarzystwie 300 konnych dla wstawienia się za Koza- kami. Pierwszych dni września król ze Lwowa, a wojsko z Glinian na Ukrainę ruszyło. Tymczasem Suczawa, kilka razy dobywana w imieniu króla Kazimierza, połączonemu pod- dała się wojsku. Tymczasem Tatarzy z Kozakami połą- czeni do Litwy wycieczkę zrobili i wielu jeńców po niespo- dziewanym najeździe do Tauryki uprowadzili, miedzy któ- rymi także Henryka Kossowskiego kasztelana Wendeńskiego, wraz z jego krewną i oblubieńcem, którym wesele sprawiał i wielu z sąsiedzkiej szlachty na nie zaprosił. Gdy bowiem goście zasiedli do stołu wszczęła się mowa o Tatarach jakoby już nadchodzących. Lecz Hołowczyński niepośledniego imienia ziemianin i stary wojownik utrzymywał, ze to niepodobna aby dla łupów wycieczki robili, gdy w bliskości jest woj- sko i sam król czuwa. Aż oto gdy o wilku mowa krzy- knięto, że już są Tatarzy, że wieś zapalona i że pokaleczeni wieśniacy z krzykiem i płaczem do dworu uciekają. Tak tedy został pojmany kasztelan wraz z Hołowczyńskim z pań- stwem miodem i innymi gośćmi, ponieważ śród dnia ukryć się nie można było, i Tatarzy wszystkie zwyczajne obstą- piwszy wychody nikogo niewypuścili. Zawielka w niebez- pieczeństwach ufność zastawia sidła na bezpiecznych i gubi nieostrożnych: lepsza w niepewności bojaźń.— Podczas gdy Tatarowie Litwę niepokoili, oblegali bez ustanku Suczawę Polacy połączeni z siłami Multanów pod dowództwem Kon- drackiego szturmując ją tem natarczywiej, im głośniejszym stawał sie smutny przypadek Tymoteusza. Gdy bowiem tenże ze swymi towarzyszami bawił się w swym namiocie, wymierzył w to miejsce jako najwyższe artylerzysta Wę- gier swoje działo, którego kula żelazna roztrzaskała oś po- blizkiego wozu, a jej kawałki rozlatując się na wszystkie strony raniły Tymoteusza tak mocno w głowę i w nogę, ze natychmiast ducha wyzionął. Przez 6 dni żona i Kozacy ukrywali trupa i śmierć Tymoteusza, ale gdy już dłużej niepodobna było tego utaić, umarłym go ogłosili. Wiado- mość ta przeraziła okropnie oblężonych, i chociaż żona Tymoteusza z płaczem i wstanie ciężarności, co od Tymoteusza być miało, ze znaczniejszymi dowódzcami stanowiska Kozaków obchodziła, i do bronienia siebie i miasta oblężonego po- budzała , poddało się jednak miasto w imię króla Kazimie- rza pod przepisanemi warunkami, zaprzysiągłszy wierność Polakom a przyjaźń Multanom, na dniu 9. października; poczem wkrótce i sam zwycięzca Kondracki życie zakoń- czył z zadanej mu jak jest podejrzenie przez zazdrość trucizny. Takąto śmiercią zginał ów sprawca okrutnej pod Ba- towem rzezi Tymoszko czyli Tymoteusz Chmielnicki z dzi- kiego okrucieństwa raczej, niż z waleczności wojskowej sła- wny. Wszystkie on prawa boskie i ludzkie nogami deptał i odgrażając się na papieża , Turcyę, króla i Polaków, ka- żdego znieważał, siebie zaś nadewszystko wynosił. Pijanica w młodym wieku, burzliwy przy naradach, gwałtowny w śmiałości, bluźnierca względem świętych, wiarołomny względem przyjaciół, okrutny względem towarzyszów i wszystkich innych, gdy staremu ojcu w rozumie i roztro- pności wyrównać nie mógł, młodym będąc, w występkach mu wyrównał i owszem go przewyższył. Tymczasem król stojący z wojskiem pod Zwańcem za- warł po długich i krwawych z Tatarami utarczkach przymie- rze z Hanem, dobrowolnie ugody żądającym, pod słusznemi warunkami; poczem wojska z granic do domu wyruszyły, a wkrótce i Han Islam Gerej umarł, z zadanej mu w wódce przez Chmielnickiego, jak Tatarzy mniemali, trucizny. Przy końcu tego roku został Mikołaj Bieganowski, chorąży lwowski, dla odnowienia przymierza do tureckiego sułtana do Konstantynopola od króla posłany. Do tego po- selstwa przyłączył się jako towarzysz Jan Sobieski, na ten czas starosta jaworowski, piękny młodzian, w chęci pozna- nia owej potęgi, z która mając dzierżyć berło Polski wkrótce miał się potykać. ROK 1654. W roku 1654 na kapitułę za wniesieniem Albrechta Krosnowskiego i zezwoleniem wykonawców ostatniej woli niedawno zmarłego arcybiskupa Krosnowskiego została su- ma 10,000 zip., na dobrach Komorna zabezpieczona, i dla domu Krosnowskich testamentem przeznaczona, po raz pierwszy przysądzona kanonikowi nadliczbowemu, Adamowi Piaskow- skiemu, który później wysokich urzędów kościelnych dostąpił. JAN TARNOWSKI. Na kapitułę partykularną, która się odbyła dnia 27 marca, przybył Ludwik Macharski, Jarosławskiej kollegiaty kanonik, z pismem króla Kazimierza względem obrania no- wego arcybiskupa, Jana Tarnowskiego, archidyakona kate- dralnego krakowskiego. Prałat ten był herbu Kosy. Po skończonym wieku dziecinnym, jako Fiałkowski w swoim rękopiśmie świadczy, wykształcony wyśmienicie w sztukach wyzwolonych, młodociany wiek poświecił wojskowości, i w tym stanie w Holandyi kilka lat przepędził; poczem z obozu świeckiego do duchownego się przeniósł. Zostawszy ka- płanem i kanonikiem krakowskim, a później obrany archi- dyakonem, obowiązek swój gorliwie i chwalebnie wypełniał. Toteż wzgląd na takie cnoty i na mianowanie królewskie przyspieszył wybór na arcybiskupa tak wielkiego męża, który tegoż samego dnia obrany i papieżowi do zatwierdzenia prośbą kapituły zalecony został. Jakoż wkrótce otrzymał Tarnowski bulle Innocentego X. pod datą w Rzymie u ś. Maryi większej pod pierścieniem rybaka d. 8 lipca w tymże roku, a w roku 10 pasterstwa wydaną, i wjechawszy uroczyście do swej stolicy, naprzód administrator opactwa Trzemeszeńskiego, a potem opactwa Mogilskiego, prace swoje około trzody pańskiej natych- miast od tego rozpoczął, że Stanisława Czuryłę kanonika i kaznodzieję lwowskiego, wikarym i officyałem jeneralnym mia- nował, a zarząd dóbr swoich Łukaszowi Witkowskiemu poruczył. W rocznikach konsularnych nic osobliwego w tym roku nie znalazłem i dla tego czyn obcy ale godny pamięci w po- tomności, który wielu wypadków poniżej opisanych był początkiem i przyczyną, wkrótkości podług Kochowskiego przytaczam. Krystyna królewna, wieloletnia Gustawa Adolfa króla szwedzkiego córka, gdy po śmierci jego to jest zabiciu w kraju saskim, tegóż królestwa prawem dziedzictwa rządy objęła, Karola Gustawa, o którym niżej często będzie wzmianka, dla zgubienia królestwa polskiego następcą swo- im za życia obrała, i sama dziedzicznego rządu królewskiego dla miłości wiary katolickiej, której w swym kraju kaeer- stwem Lutra zarażonym wolno wyznawać nie mogła, uro- czyście się zrzekłszy, z zadziwieniem panujących i własnych poddanych do Rzymu pojechała i tam przez długi czas w wielkiej pobożności żyła. Po tem zrzeczeniu się jej w Szwecyi gotowały losy długie pasmo nieszczęść dla królestwa polskiego. I oto najpierw Moskwa wystąpiła jako współzawodniczka, aby po- myślności polskiej nagle i niewinnie otwartą wydać wojnę, do której aby był pozor, fałszywie rozgłaszano: że to była obrona wiary ruskiej i prześladowanych Rusinów. I dla te- goto na rozkaz Gara, natenczas Alexego Michałowicza wkro- czyło do Litwy 40,000 Moskali zbrojnych w wozy, ko- sy, i inne narzędzia wojenne pod dowództwem Srebrnego i Chowańskiego. Potężniejsze i większe wojsko udało się pod dowódz- twem Antima i Burturlina z 150 działami większemi, nie- znanemi jeszcze, i niewidzianą ręczną strzelbą na Ukrainę, i Kijów sobie za siedlisko wojny obrało. Wnet tez przy- był i Chmielnicki do moskiewskiego wojska dla czynienia honorów przy wprowadzaniu gości, i po wzajemnych po- witaniach dzierżawę Ukrainy, której żadnem prawem nie- posiadał, xiążęciu moskiewskiemu własną ręką uroczyście ofiarował; twierdze, warownie, i zbrojownie dla władzy mo- skiewskiej spisał, załogi ich przyjął, za co nawzajem naj- pierwszym wodzem Kozaków, od samego cara moskiewskiego zależnym, ogłoszony został z wielkim Moskałów i Kozaków tryumfem i niemałą pospólstwa radością. Tym czasem król Kazimierz zwyczajem naszego na- rodu sejm w Warszawie zapowiedział gdyż gotował się do wojny przeciw podwójnej potędze. Już w Litwie, ponieważ i ten kraj graniczy z naszem królestwem i biskupstwo tamtejsze z naszego arcybiskupstwa ma szufragónów, dla tego i o nim nieco powiem, sławniej- sze miasteczko Drohobuż siłą zdobyte i wycięte zostafo a Newel, Sierpieńsk, Mochylów i Polock, znaczna warownia nad rzeką Dźwiną, natarczywości wpadającego nieprzyjaciela uległy. Xiążę Radziwił opierał się wprawdzie mężnie nie- przyjacielowi i małą siłą wiele Moskali ubił, ale gdy ufny zanadto w swoje szczęście, niechciał połączyć swej szczupłej siły podług rozkazu królewskiego z wojskiem litewskiem dlatego, by niemyślano, że sam z wielkim carem spotkać się nie ma odwagi, gdyż obiecywał sobie własnem mę- stwem pokonać nieprzyjaciela, przy Szkłowie szlacheckiem miasteczku liczną siłą nieprzyjaciół otoczony, obóz utracił i znaczną klęskę poniósł, i podczas przeprawiania się przez rzekę w wielkiem życie jego było niebezpieczeństwie. Tern szczęściem ośmielony car moskiewski posławszy do ostatnich granic Litwy na zdobycz swe wojska, wsam dzień świętego Antoniego Padewskiego osobiście Smo- leńsk zdobyć przedsięwziął. A chociaż z wielkiem męstwem częste napady jego od miasta odpierano, przecież w końcu w sam dzień ś. Michała pod założonemi warunkami przez poddanie się, które, jak sekretnie mowiono, za pomocą wielkich podarunków w perłach i kosztownych futrach do skutku doprowadził, zajął tę znakomitą warownię Litwy, z tego najwięcej się ciesząc, że w sam dzień patrona swego wszedł do bram miasta, które dotychczas z wielkiem dla siebie pożytkiem a z wielką szkodą Litwy posiadają Moskale. Po zajęciu Smoleńska powrócił car do swojej Moskwy, zostawiwszy dla zdobycia Litwy 60,000 wojska. Litwini zaś po tern nieszczęściu nie stali się wcale lepszymi, lecz przeciwnie wzajemnemi niesnaski między sobą podzieleni, na rozkazy królewskie szlachtę do broni dla jej własnego dobra powołujące mało zważali i obojętnie około swej sprawy chodząc nie starali się nieprzyjaciela zaraz z początku wyprzeć z swego kraju, tak dalece, iż król dla niezgodnych ich umysłów i przeciwnych usiłowań z Grodna do Warszawy w listopadzie wyruszyć musiał. Dla tej ich opieszałości zdobyty został także Witebsk, a przy miasteczku Szkłowie chociaż mężnie się opierały Litwinów załogi tak, że 5,000 oblężeńców ubito, miedzy którymi poległ także okrzyczany ów zbójca i nieprzyjaciel imienia polskiego Zło- tareńko dowódzca Kozaków, większej jednakże potędze bez posiłków długo opierać się nie mogły i w końcu uledz musiały. Znieważone zostały wszędzie rzymskiego kościoła obrzędy, pomordowano kapłanów, ani płeć, ani wiek niko- go od śmierci nie zasłaniał, a gdy krwią mieszkańców zbro- czono ziemię, poniszczone zostały ogniem świątynie, zamki i domy miasteczek zajętych przez Moskali i Kozaków. Aliści gdy Kozacy z Moskalami zawarli sojusz, zaczęła Tatarska szcze- rość z naturalnej nienawiści ku narodowi moskiewskiemu wyradzać się w podejrzaną przyjaźń. Z tej zmiany nie omie- szkali korzystać nasi zewsząd potrzebami ciśnieni, i gdy Tatarzy dobrowolnie przymierze im ofiarowali, chociaż nie podług zasad wiary chrześcijańskiej jednak z potrzeby, przeciw chrześcianom w prawdzie, lecz odszczepionym i obydwom wiary katolickiej poprzysięgłym nieprzyjaciołom, to jest, przeciwko zbuntowanym Kozakom i wiarołomnym Moskalom, za towarzyszów wojny Tatarów sobie obrali, i tychże z żołdem honorowym pod przepisanemi warunkami przeciw Moskwie i Ukrainie uzbroili. Poszło tedy w kraj nieprzyjacielski d. 27 października najprzód wojsko polskie nad 28,000 liczone i zająwszy kilka miasteczek przez poddanie się , Bunę miasteczko li- czną załoga Kozaków a więcej jeszcze położeniem miejsca z natury obwarowane i do Kamieńca podolskiego bardzo podobne, z wielkim męztwem zdobyło i prawem odwetu wyrznęło. Potem zwróciły się chorągwie polskie ku Bracławiu stolicy owej prowincyi zkąd Kozacy zatopiwszy wszystkie działa w wodach Bugu i zerwawszy most za sobą gdy na- si po większej części miasto ogniem zburzyli, czemprędzej ucieczką się ratowali. Tymczasem Chmielnicki o wielu występkach i zdra- dach przeciwko nam myśląc, pod pozorem ratowania szwan- kującego zdrowia potajemnie w Czehrynie się ukrywał. Wy- stawił on był niedawno niby dla podziękowania świętym za zwvcieztwo w Czechrynie drewnianą, lecz dla swej oka- załości większą cerkiew, i w nim ciało Złotoreńki, który, jak mówiłem niedawno pod miasteczkiem Szkłowem poległ, pogrzebać przedsięwziął, i tym końcem jego ciało w kapli- cy owej cerkwi złożyć rozkazał. ROK 1655. Rok 1655 zaczął się znowu smutno dla Rusi, i dla całej Polski i więcej przyniósł im nieszczęść nowych niż ulgi po dawnych. Jakim jednakże był początek i cały prze- ciąg jego dla kapituły naszej, tego dla niedostatku dziejów, czyto skutkiem złych czasów czyteż przez leniwstwo, gdyż miejsce w xiędze roczników aż do roku 1659 próżne zo- staje, wiedzieć nie można. Wszelako i kościół rzymski zaczął ten rok od smutku z niepomyślnym dla chrześciaństwa znakiem, ponieważ Inno- centy X. przez lat 11 najwyższy pasterz pierwszych dni sty- cznia na puchlinę umarł, po którym nastąpił równego umy- słu Fabius Chisius Alexandrem VII. nazwany W tym roku został także koronowany królem węgier- skim w Budzie d. 26 Czerwca po śmierci Ferdynanda IV. Rzymskiego króla, Leopold syn Cesarza Ferdynanda III., którego szczęścia i nieszczęścia w przyszłych latach w tem małem dziele przytoczę, i dla tego datę jego koronowania przypominam. Roczniki konsularne opowiadają, że dla grożących ze- wsząd niebezpieczeństw ze strony Moskali i Kozaków, oby- watele około obrony miasta mocno się krzątali, warownie budowali, i wał, który i teraz dosyć jest wysoki, dokoła wyżej podnieśli, tak że na długie czasy mógł służyć za ochronę. Stany także miasta na złożenie 5000 złp. dla opłacenia robotników, i 300 złp. na skupienie żywności zgodzili się, i wieszczym jakimś natchnieni duchem do znie- sienia mężnie oblężenia gotowali się. Z naszem wojskiem połączyli się byli na mocy ukła- dów wojennych, jako w roku przeszłym namieniłem, Tata- rzy , przy których pomocy kilka miasteczek na Ukrainie zajętych, wiele siłą zdobytych a wiele ogniem zburzonych zostało. Dembówka miasteczko w miejscu obronnem, gdy sam dziedzic prawowity, pan Dymitr Wiszniowiecki , na- czelny wódz po stracie 400 ludzi naszych, sprawiedliwej wymagał zemsty, zostało zdobyte, a sam przewódzca na pal wbity słuszna za swe wiarołomstwo odniósł karę. Humań, własność domu Kalinowskich, przy granicy Ukrainy w do- brem miejscu położony i męztwem mieszkańców w walkach z Tatarami wypróbowanem obronny, był tylko atakowany, lecz dla zbliżania sie Kozaków i Moskali końcem uwolnienia go od gwałtownego oblężenia został tymczasem opuszczo- ny. Albowiem 80000 piechoty Moskale z Kozakami połą- czeni prowadzili a oprócz tego 20,000 Tatarów kałmuckich osobliwie konnicy. Przeciw tym poszło wojsko nasze po- łączone z tauryjskiemi hufcami Tatarów z pod Humania uszy- kowane w porządku pod dowództwem hetmana Lanckoroń- skiego i oboźnego Czarneckiego gotowych do rozpoczęcia walki. Pierwszych dni stycznia rozpoczęła się utarczką konną wielka bitwa; śród ciemnej nocy bili Moskale ze 70 dział tak regularnie, że nietylko szyki nasze łamali, ale nawet osoby strzelające przy blasku ognia uważane w ciemności zabijali. Wkrótce jednakże udało się naszemu wojsku z wielkiem natężeniem przełamać pierwsze szyki Moskali i przez wtargnięcie naszych chorągwi poszła ich konnica w rozsypkę. I juz pomieszani i zgnębieni, już błąkający się w ostatniem nieszczęściu poddać się chcieli Polakom pro- sząc o życie i miłosierdzie, gdy po usłyszeniu ich krzy- ków żołnierz polski skłonniejszy do przebaczenia niż do zemsty publicznie utrzymał rozkaz schować broń w pochew, i przez niewczesną litość sposobność dokończenia zwycięztwa utracił Moskale bowiem nabrawszy odwagi, znowu swoich w szyki ustawiać i ukrywszy się między wozy, najprzód po- tajemnie się zbierać, a potem z coraz większym zapałem walczyć zaczynali, i wojsko nasze oczekujące poddania się z ręcznej strzelby ustawicznym ogniem razili. Tatarzy zaś nasi sprzymierzeńcy podczas potyczki z pola ustąpili i ni- czem się do zwycięztwa nie przyłożyli, czyli to z przychyl- ności dla Kozaków, czyli dla oszczędzenia siebie, dając przyczynę, że w nocy bić się nie zwykli, i do dziennej potyczki razem z końmi się przygotowywali. Ubito jednak w tej bitwie do 10,000 nieprzyjaciela, wzięto 30 dział, 8 chorągwi i liczne obrazy świętych. Po tej bitwie dnia czwartego uciekli Moskale i Koza- cy obwarowani wozami, żelaznemi łańcuchami powiązanemi, gdy nasi dla bardzo tęgiego mrozu nic przeciw wozom przedsięwziąść nie mogli, i tylko 2000 wozów oderwali. Rozeszły się tedy obydwa wojska ; nasze mniemało się być zwycięzkim, że z pola bitwy Moskalów i Kozaków spędziło; tamci zaś sobie zwycięztwo przypisywali, że żywi z pola bi- twy uszli. Nasz żołnierz jednakże nie próżnował, ale większemi siłami za nadejściem Tatarów na początku marca wzmo- cniony, z Sułtanem Galgą zbuntowanych Kozaków w wielu miasteczkach niszczył, a Tatarzy wiele tysięcy pospólstwa, w niewolą zabrali; dopokąd skutkiem ustawicznych trudów, potyczek, zimna i głodu oddziały rzadnieć, szyki wojskowe zmniejszać się, naczelnicy oddalać a setniki pod różnemi pozorami uchylać się nie zaczęli. Pod ten sam czas gotował się Karol Gustaw wtargnąć do królestwa polskiego przeciw prawu i słuszności i wbrew zaprzysięgłym warunkom sojuszu lat jeszcze siedm trwać mającego, może jako pod rokiem przeszłym wspominałem, przez Krystynę do przyspieszenia wojny z nami pobudzony. Przeciw tej nieprzyjaznej potędze została część wojska kró- lewskiego na rozkaz Kazimierza, jakoby większe niebezpie- czeństwo ze strony Szwedów niż Kozaków groziło, odwo- łana z Ukrainy, gdy tymczasem z resztą wojska hetman Po- tocki przy odciętych siłach , i po utraceniu piechoty, napa- du nieprzyjaciół wstrzymać niemógł, a w końcu dalej w głąb królestwa z wojskiem się cofnął, tak, źe dla naglącej po- trzeby i przeważającej siły nieprzyjaciół pod miasteczkiem Gliniany d. 20 września stanąć musiał. Lecz i tam z ma- łem i do oparcia się silami bezpiecznego przytułku nie miał. Dlatego dnia 20 września przeszedłszy koło Lwowa przy miasteczku Gródku obóz założył, ledwie 4000 wojska mając, dla uważania kroku nieprzyjaciół; Lwów jednak o zagrażającej potędze Kozaków i Moskalów, którym w sile nierówny ustępować musiał, zawczasu przestrzegł, aby oby- watele się tern więcej do obrony gotowali, im zaciętsze przewidywali oblężenie, zapewniając mu oraz bliską pomoc ze strony wojska. Jakoż niezadługo sprawdził przestrogę hetmana Chmiel- nicki , ponieważ d. 25. września z Buturlinem, najwyższym wodzem moskiewskim do 60,000 wojska, oprócz motłochu, i bardzo wiele dział do oblężenia umyślnie przygotowanych prowadzącym, do przedmieść wkroczył i oblężenie miasta w około rozpoczął, którego opisanie spuszczając się na wia- rogodność młodzieńca Jana Bożeckiego, ucznia na ten czas lwowskiego kollegium Jezuitów, który po polsku ale dokła- dnie wszystko opisuje, ponieważ starsi albo zatrudnieni byli albo z lenistwa nie pisali, z roczników konsularnych w krótkości tu przytaczam. Przełożonym miasta był natenczas we Lwowie Krzysztof Gro- dzicki, jeneralissimus artyleryi w królestwie; za jego rozkazem zo- stały wszystkie budynki, aby nie służyły nieprzyjacielowi za ochronę przeciw pociskom broniących się, po przedmieściach spalone, używanie dzwonów i zegarów zakazane; warownie miejskie i wał osadzono piechota, obywatelom do obrony wyznaczono kwatery, a bronienie wyższego zamku poruczono przełożonemu Inflantczykowi zwanemu Grotus; i nagle jak się zaczęło oblężenie ze strony nieprzyjaciół, tak też i bro- nienie miasta ze strony obywateli. Wyruszył był wprawdzie z Gródka pod dniem 27 wrze- śnia oddział lekkiej konnicy dla uważania kroków nieprzy- jacielskich , ale ponieważ nieprzyjaciel ze wszystkiemi siła- mi pod miastem naszem się rozłożył, więc niesprawiwszy nic powrócił do obozu i tylko pewną wiadomość o oblężeniu Lwowa i o mężnem onegoż bronieniu naczel- nikowi przywiózł. Tej nocy potajemnie uczynił był wycieczkę nieprzyjaciel w wielkiej liczbie pod same warownie miasta, lecz silnym ogniem tak z wyższego zamku, jako też i z ba- teryj miejskich odpartym został, tak że niechętnie swe wy- cieczki zaniechać musiał. Przez cały dzień 28 września przechodziły przez na- sze góry nieprzyjacielskie hufce, które działowe kule do odleglejszego zmuszały pochodu, i dwaj Kozacy od mie- szczan złapani i do miasta przyprowadzeni zawiadomili oblę- żonych o liczbie oblegających i o wielkiej potędze Moskali i Kozaków. Dnia 29 września pokazał się na gościńcu Stryjskim w wielkiej sile nieprzyjaciel. Nadciągał bowiem Hrehory Sa- chnowicz książę Mirobrodu, i książę Romanodowski z dru- gim Grotus zwanym, którzy w wojsku moskiewskiem wiel- ce poważani byli. Padło tego dnia kilka Kozaków od kul działowych; lecz tern nieodstraszony nieprzyjaciel, zaczął tegoż dnia przeciw miastu z darni i ziem szańce wznosić, które przez cały czas oblężenia z wielką pracą sypał, tak że do tych czas jeszcze chociaż zniżone zostają ich szczątki. Miasto jednakże dzielnie się broniło, kopce na zgubę swo- ją sypane razem z robotnikami albo kulami działowemi niszczyło, albo przez wysyłanych swych grabarzów rozrzu- cało, i wszelkie przeciwko sobie podejmowane zamachy niszczy- ło przy szczęściu przez wszystkie te dni sobie sprzyjającem. Tegoż dnia jednakże niedopisalo to szczęście naszemu przy Gródku, jak wspominałem, obozujacemu wojsku. Het- man Potocki mniemał, że ów staw, który miasteczko oble- wa i wielu źródeł wody szeroko rozlane w sobie zawiera na ochronę dla wojska będzie dostateczny, i tylko groblę osadził myśląc napadających odpędzać nieprzyjaciół, lub gdyby potrzeba wymagała wdać się w potyczkę. Chmielnicki zaś chciał z pola spędzić szczupłą naszych konnicę, aby bezpieczniej z tyłu usunąwszy przeszkody mógł Lwów szturmować; dla tego próbując szczęścia, gdy się straż po poblizkich krzakach rozbiegła, miasteczko zapalił, a unikając grobli, która strażą wojskową obsadzona była, przez błotniste bagna, kilku budami osadzone, niespodzie- wanie przeszedł, i naszych z przodu napadnienia oczekują- cych z tyłu napadł nad spodziewanie. Wstrzymywali jednakże nasi do o godzin dzielnie siłę nieprzyjaciół i z przodu i z tyłu nacierających, ale ponieważ bardzo wielu walecznych ginęło i szczupłość miejsca sił roz- winąć niedozwalała, musiał hetman przy pomieszanych sze- regach i wielką liczbą nieprzyjaciół otoczony cofnąć się w końcu, a i nieprzyjacielowi także więcej chodziło o zdo- bycz niż o dalszą walkę, więc nieścigał naszych może dla tego nawet, ażeby, jakto szczęście w wojnie bywa zmienne, sam w niebezpieczeństwo niepopadł. Po odparciu naszego wojska zaczął Chmielnicki dumą uniesiony jeszcze mocniej Lwów oblegać, obrał dla swego wojska bezpieczniejsze stanowisko w klasztorze ś. Jerzego, i rozgłaszając wszędzie swoje zwycięztwo okrucieństwem gro- ził Polakom a oblężonym obywatelom poddanie się zalecał. Dnia pierwszego października, jak gdyby jeszcze obcho- dził tryumf, nic przeciw miastu nie zaczynał. Nasi oblęże- ni próbowali szczęścia w wycieczce przeciw konnicy mo- skiewskiej i Kozakom, których kilku ubili, a zamek wyż- szy wiele im bydła odebrał. Dnia 2. października chcieli Kozacy w samo południe przez podstęp wojenny opanować miasto, i dlatego sto cho- rągwi pomiędzy przedmieścia gościńcem krzywczyckim ku bramom miasta nagle wyruszyło. Ale że gotowe do odsie- czy miasto znaleźli, więc niewskórawszy nic ze stratą kilku ludzi a mianowicie dowódzcy, chorążego i innych, i nieustan- nym rażone ogniem napowrót odeszły. Tern przekonany nieprzyjaciel, że zdradą niczego niedokona, otwartym sztur- mem miastu zagroził i działa przeciw niemu wymierzył, z których pierwszy raz tego dnia siedm wystrzelono. Dnia o. października już ze wszech stron działami na- pastowane miasto, jednakże bez szkody oblężonych. I tego samego dnia Chmielnicki pierwszy list pisał do miasta ra- dząc po starej przyjaźni, aby się poddało jeżeli obywatele z dziećmi i żonami ostatecznego doświadczyć niechcą losu- Rządca odłożył nazajutrz odpowiedź, a tymczasem niewie- dzieć z jakiej przyczyny obywatele śród niepogodnej nocy ustawicznie strzelali na Kozaków z dział i z ręcznej strzel- by tak że ledwie tę swawolę rządzca powagą swoją uśmie- rzyć zdołał. Dnia 4. października przybył trębacz Chmielnickiego po odebranie odpowiedzi od miasta, i otrzymał list tak ułożo- ny, że w nim obywatele i skromność i śmiałość w odsie- czy okazywali, a poddanie miasta zupełnie odmówili. Dnia o. października odpowiedział Chmielnicki strasznym hukiem dział na to pismo, ze wszystkich stron padały do miasta wielkie kule, które gruchotały kamienie, wstrząsały kamienicami, drzewa i kosze z wałów zrywały; je- dnakże bez uszkodzenia ludzi po nizinach się kryjących. I nasz Lew z równym hukiem oddawał wet za wet, sprawiedliwy gniew okazując, i wszędzie się broniąc; dla tego poznawszy Chmielnicki, że obrażona cierpliwość w za- palczywość się zmieniła, znowu list napisał prosząc o przy- słanie kilku osób do niego dla naradzenia się. Naradzał się więc rządzca z urzędem miejskim i ze szlachtą, którą zawsze do radnej zapraszano izby, czyliby przystało podczas nieprzyjacielskich kroków odpowidzieć na list, i posłańców wyprawić ? Zgodzono się tedy na radzie, aby piszącemu odpisać, lecz co się tyczy układów, mieć się obojętnie, i znoszenia się z sobą przez posłów nieodma- wiać, jeżeli tylko równy zakład podług prawa narodów i podług zwyczaju wojennego do miasta przysłany zostanie. Oprócz tego wygotował także urząd miejski list pełen grzeczno- ści do Wychowskiego, najwyższego pisarza wojsk Zaporow- skich, odwołując się do jego dawnej życzliwości, którą pod- czas pierwszej wyprawy kozackiej miastu okazał, z prośbą, aby się wstawił za miastem. Odszedł niosący listy trębacz pomiędzy latające ze wszech stron kule z ręcznej broni i śród dział gromu. 1 wkrótce znowu śród huku dział przyniósł odpowiedź od Chmielnickiego i od Wychowskiego; aby miasto danemu słowu wodza i jego już doświadczonej łaskawości zaufać chciało, i żadnego nie wymagając zakładnika, bez bojaźni zdatne do rozmówienia się przysłało osoby. Na radzie wojennej wszczęła się uporczywa sprzeczka: Czy można nieprzyjacielowi zaufać i czy można powierzyć bez zakładu mężów na gołe słowa nieprzyjaciela tyle razy wiarołomnego i posłać ich do nieprzyjacielskiego obozu? Po długiej jednakże naradzie podobało się rządcy Grodzie- kiemu i szlachcie, aby poszli dla wywiedzenia się o zamia- rach nieprzyjaciela ci mężowie, którzy podczas ostatniej wy- prawy kozackiej zabrali znajomość i przyjaźń z Kozakami jako to: Samuel Kuszewicz, Krzysztof Zachnowicz, Paweł Laurysze- wicz; lecz ci o oczywistem przez przyjaciół przestrzegani niebez- pieczeństwie zrazu niechcieli podjąć się tego obowiązku i dlatego odłożono naradę do jutra. Dnia 6 października zostali ci mężowie wezwani publicznie po imieniu, aby ten obowiązek dla dobra publicznego, gdyby nawet i nagrody jakowej zato zażądali, przyjąć się niewzbraniali. Wtedy obywatele ci naradziwszy się miedzy sobą bardzo chwalebnie, taką z wrodzoną walecznym i roztropnym mężom szlachetnością dali odpowiedź: że dlatego z dziećmi swemi w tym niebezpiecznym czasie w mieście osiedli ponieważ i umrzeć za swoją ojczyznę są gotowi, że ten sam los cze- ka ich tak pomiędzy murami, jako i za murami miasta, to jest zginąć za rodzinne miasto, i że przeto nie wyma- wiają się oni od tego obowiązku ani też żadnej dla miło- ści ojczyzny, choćby i śmierć samą ponieść mieli, nie żą- dają nagrody, lecz proszą tylko, aby im Jana Gąsiorkowicza ławnika i Jana Tomickiego syndyka za towarzyszów nie- bezpiecznego poselstwa dodano i listy wierzytelne do Chmiel- nickiego napisano. Co też istotnie uczyniono i wezwani przez nich mężowie przyłączyli się z równą gotowością do tego poselstwa. Wkrótce przybył trębacz posłany do bramy tudzież Jan Ko- walowski assawuła wojska Zaporowskiego i przełożony nad domem Chmielnickiego, którzy posłów miejskich do obozu bez szkody przeprowadzić mieli. Tedy wyszedłszy przez mała bramę, Jezuicka zwana, szli posłańcy ulica Svxtówska pomiędzy liczne oddziały najprzód Moskali a potem Kozaków, których jako gości po przyjacielsku witali, i od tych na wzajem grzecznie witani byli, póki do stanowiska towa- rzyszącego im Kowalowskiego nie zdążyli, gdzie odetchnąw- szy nieco, zaproszeni przez Koszowego Soboła poważnym krokiem do Chmielnickiego poszli. Chmielnicki siedział w namiocie przy stole z zmar- szonem jakby od gniewu czołem, podług narodowego zwy- czaju z założonemi na krzyż nogami, jednak gdy weszli po- słańcy powstał z grzeczności i dowiedziawszy się że przy- chodzą w imieniu miasta łaskawie ich przyjął, pismo ode- brał, i aby tymczasem na obozowych stołkach usiedli w roz- kazujący sposób zaprosił. Otaczali natenczas Chmielnickiego: Jan Wychowski pi- sarz wojskowy, Paweł Tetera biegły w polskim, łacińskim i sławiańskim języku, Grzegorz Silnicki, Sachnowicz, wodz czyli assawuła Mirohorodecki, Samuel Bochdanowicz, Zaru- dny jeneralny sędzia wojskowy, Tomasz Nosacz oboźny, Da- niel Wychowski asawuła Pereacławski, tudzież poseł naj- jaśniejszego króla Kazimierza a pokrewny Wychowskich, po- seł Hana Tatarskiego i Joanni, Greczyn, człowiek doświad- czonej przewrotności, który pod Adziakiem przymierze mię- dzy carem moskiewskim i porta Otomańska przed kilkoma laty do skutku przyprowadził i teraz połączenia Moskalów z Kozakami niegodziwym był sprawcą; nakoniec było i wie- iu innych jeszcze; lecz tym odejść kazano i tylko wymie- nieni w gabinecie pozostali. Po dopełnionych z obu stron obowiązkach grzeczno- ści wyjawił sam Chmielnicki przed posłańcami miejskiemi przycznę, dla której z wojskiem w te przyszedł kraje, wy- rzucając spustoszenie Ukrainy przez Scytów za poduszcze- niem Polaków w tym roku zrządzone, tudzież że naczelnicy wojskowi nieprzestają nawet do tych czas żywić nieprzyja- źni przeciw Kozakom, chociaż król w dobroci swej inaczej z nimi postępować rozkazał. Potem zaczął wychwalać męz- two swego wojska a naszego pognębienie wystawiać, i na dowód swego twierdzenia kazał przyprowadzić Potockiego kasztelanica bracławskiego, i Bychowskiego tamże pojma- nych , na których zaraz przyprowadzonych łagodnem spoj- rzał okiem. Zarazem zaprosił także wodzów Moskiewskich Romanadowskiego i Grotusa , którzy przez posłów miejskich uprzejmie powitani gdy usiedli, stojących jeńców zachmu- rzonym zmierzyli wzrokiem, i obelgi na naród polski mio- tać, klęskę pod Gródkiem męztwu wojska moskiewskie- go i broni przypisywać a następne nieszczęścia Polakom wyrzucać zaczęli. Niemógł już dłużej podług swego szlachetnego przeko- nania milczeć, lubo pojmany Potocki, lecz głosem spokoj- nym począł publicznie zbijać Moskalów przechwałki, żeby so- bie zwycięztwa nad Polakami nieprzypisywali; bowiem, gdy- by piechota Kozaków niebyła nadeszła, zostaliby byli z wielka klęską przez Polaków odparci. Z widoczną radością słu- chał Chmielnicki ze swą starszyzną tej zaszczytnej dla jego wojska odpowiedzi; przeciwnie zaś Moskale złorzeczyli poj- manemu Polakowi Potockiemu, i tłumiąc w sobie gniew wściekły za to upokorzenie śród głośnego śmiechu Kozaków wkrótce odeszli. Potem rozmawiał Chmielnicki i Wyehowski z tymiż po- słańcami długo o nadwątlonych i prawie złamanych już siłach królestwa polskiego, opowiadając im o wtargnieniu Szwedów z Gustawem do Polski, że król przez nich z po- la bitwy odpartym został, że Kraków Szwedzi oblegują a nawet już zdobyli, że Wilno bez dobycia oręża z innemi twierdzami Moskale zajęli, że Litwa przepada, że senat kłó- tniami rozdwojony, że Szlachta przeciwnemi chęciami roz- dzielona , że król Kazimierz w swej zagrodzie smutne ma żniwo, że wszędzie Polaków biją, że miasta się poddają, że miasteczka zniszczone, że łany popustoszone przez Mo- skalów i Kozaków ogniem i mieczem w szersz i wzdłuż Polskę niszczących, że wszystko dla Lachów stracone a na- wet że sam król straciwszy wszelką nadzieję z królestwa wyjechał. Na czemże tedy, pytali ich, opierają jeszcze oby- watele lwowscy nadzieje swoje? zkądże pomocy w ostatniem niebezpieczeństwie Polski, zkądże obrony dla siebie, kiedy miecz nad głowami Polaków a nawet już nad ich własnym karkiem wisi, spodziewają się ? On Chmielnicki czuje wpra- wdzie litość chrześciańską i chciałby krwi oszczędzić, lecz obywatele sami i siebie i swoich synów i ukochane mał- żonki przez nieroztropną w opieraniu się śmiałosć na zgu- bę narażają, poczem klął się na Boga, że gdy w uporze trwać będą, rozlewu ich krwi winnym niebędzie i wzywa- jąc Świętych za świadków niby z miłości bliźniego nad lo- sem sobie niegdyś przyjacielskiego narodu i miasta mocno ubolewał. Śród tej rozmowy nadeszła godzina obiadu, do które- go posłowie miejscy zaproszeni zostali; do stołu błogosławił pop odmawiając przytem modlitwę za powodzenie cara moskiewskiego. Podczas gdy posłowie siedzieli przy stole z Chmielnickim, doręczono im wygotowaną odpowiedź do urzędu miejskiego, którą też zabrawszy i odłożywszy na na- stępujący dzień dalszą rozmowę do miasta powrócili i rząd- cę Grodzickiego, urząd miejski i szlachtę o czynach i żąda- niu Chmielnickiego uwiadomili. Dnia 7go października uznali za rzecz najstosowniejszą rządca, szlachta i urząd, tymczasem rozmowami łagodzić nieprzyjaciela, póki lepsza nadzieja nie zabłyśnie; dla tego znowu z listem pełnym grzeczności ciż posłowie miejscy do obozu udali się, i do Wychowskiego najprzód z darunkami chleba i wina zboczyli. Wychowski pytał ich czyli nie mają także jakiego li- stu do Buturlina inaczej do Bazylego Wasylowicza naczel- nika wojska moskiewskiego? a gdy się dowiedział iż żadnego niemieli, radził w przyjacielskiej poufałości, aby mu imieniem miasta z grzeczności chleb i wino ofiarowali. Za tą idąc poradą udali się trzej posłowie miejscy Gą- siorkowicz, Lawrysewicz i Tomicki upomnieni od swoich, aby w żadne z Moskalami nie wchodzili układy, do Butur- lina, a inni posłowie zostali u Wychowskiego, do którego wkrótce z wielu innymi nadszedł Chmielnicki i przyjemnie się bawił. Przeciwnie zaś Buturlin w obejściu okrutny a w słowach bezczelny z zmarszczonem czołem na przycho- dzących spojrzał posłańców, chlebem wzgardził a na wino ani nie spojrzał mówiąc, że tych łakoci niepotrzebuje ale poddania miasta i zamku w imię Cara swojego samodzierzcy całej Rusi i złożenia przysięgi wierności przez obywatelów wymaga grożąc w przeciwnym razie krwawą klęską zuchwa- łemu miastu. Powrócili tedy posłowie do swoich i o swojem przy- jęciu u Buturlina i groźnej odpowiedzi jego ich uwiadomili. Przytomnemu pod ten czas w namiocie i po przyjacielsku ba- wiącemu się Chmielnickiemu powtórzył podług dawnej po- ufałości w sekrecie Kuszewicz słowa Bazylego, spodziewając sie, że u niego znajdzie wsparcie. Lecz Chmielnicki zrzuciwszy lisią skórę, którą do tych czas nosił, wilkiem się, jakim był wewnąrz, okazał. "Tak się wszystko stać powinno, jak im naczelnik moskiewski mówił," z surowem spojrzeniem i gniewem wykrzyknął. Toż samo i Wychowski towarzysz przemądry z zapałem i z gnie- wem bijąc w stół ręką potwierdził, przytaczając różne nie- szczęścia Polski i szydząc przytym, że już i Bóg nas opu- ścił i więcej dla Polaków względnym niebędzie; co wnosił na pewno z najgorszego stanu całego królestwa i z wyjazdu króla, a w końcu powtarzając kilkakrotnie, ze dopokąd błyszczy zwycięzka szabla kozacka mścić się będzie za swawolę i dumę polskich panów, najstraszliwiej odgrażał się w obliczu posłów. Słuchali cierpliwie i uważnie wszystkiego posłowie, a jak tylko Wychowski do woli swój zapal wywnętrzyl, prosił Samuel Kuszewicz w swojem i swoich towarzyszów imieniu, aby mu wolno było na słyszane słowa odpowiedzieć i nieco otwarcie się wynurzyć. Pozwolił na to Chmielnicki a oraz upominał, aby o ważnych rzeczach mówił i nienudził. Ozwał się tedy Kuszewicz, jako mąż wymowny co i z jego pism widać, w następne słowa: "Wspaniałomyślny wodzu wojska Zaporowskiego! Gdzie idzie o rzecz wielkiej wagi słowami trudzić Cię niebędę. Oto i życie i całość nas wszystkich, którzy przed Tobą stoimy, jest w twojem ręku. Tak jest; już wszyscy wierzy- my, że to miejsce smutne może się stać grobem dla nas i że nic nas już ocalić niezdoła tylko twoja łaska i obrona wodzu Zaporowski. Wszelako chciej wiedzieć raz na zawsze, że w imię Cara moskiewskiego nie złożymy przysięgi ani miasta niepoddamy, bo dochowujemy nienaruszoną wierność dla najjaśniejszego Jana Kazimierza króla naszego, którąśmy mu raz jako Panu najmiłościwszemu zaprzysięgli. Jego tylko samego, jak bądź los nim zarządzi, za Pana uznajemy i nie wątpimy, że tenże zapomocą Najwyższego i tak za Twojem wodzu Zaporowski jako też za wojska Twego usiłowaniem wkrótce do swojej powróci własności. Jakiejże kary go- dną uznałbyś bezczelność naszą, gdybyśmy żadną potrzebą, żadnym gwałtem nie pomuszeni porzuciwszy prawowiernego pana przywłaszczyli sobie nowego, co gorsza nieprawowier- nego i w imię jego przysięgli. Cóżby nawet sam Car Mos- kiewski , którego imię jako wielkiego monarcby szanujemy, ale posłuszeństwa na wszelki sposób odmawiamy i z Mos- kalami nic wspólnego mieć niechcemy, o naszej wierności pomyślał? Przestań tedy wodzu Zaporowski kusić wiernych królowi swojemu i ich naturalnemu panu poddanych, prze- stań wymagać haniebnego poddania się i do obrzydłego na- mawiać niewierności występku, którym się nawet ci sami brzydzą co go żądają i namawiają do niego. Jeżeli zaś jestto niecofnione Twe żądanie, tedy odpowiadamy Ci je- dnomyślnie i jednogłośnie, że przy nienaruszonej wierności dla króla naszego i rzeczypospolitej polskiej statecznie obstajemy i przysięgi niezłamanej nawet z niebezpieczeństwem życia do- chować pragniemy." Toż samo powiedzieli i inni posłowie bez wyjątku, i publicznie słowa Kuszewicza potwierdzili pro- sząc oraz Chmielnickiego, aby ich do tak haniebnego nie zmuszano kroku. Milczał na to czyli to z zadumienia czyli ze względu na słuszność Chmielnicki i zdawał się przystawać na żąda- nie posłów, lecz Wychowski niedał się przekonać i znowu szeroko rozwodził się nad żądaniem Buturlina, na co posło- wie częścią odpowiadali skromnie, a częścią roztropnie mil- czeli. A gdy wiele czasu na próżnej mowie stracono, od- powiedzieli w końcu posłowie temi słowy przez usta Kuszewicza: 24 "Nie traćmy nadaremnie więcej czasu, raz już wyrze- kliśmy i powtórzymy to dziesięć razy, wodzu Zaporowski, że dopokąd najjaśniejszy nasz król Kazimierz i pan nasz prawowierny żyje, innego króla ani uznajemy, ani przyjmu- jemy, ani wierności komu innemu nie przysięgamy, owszem chciej o tem być przekonany, że chociażbyśmy posiani w zaufaniu — a potęgą i groźbami Twojemi nastraszeni — odmienili nasz umysł i złamali wierność dla najjaśniejszego naszego króla, nasz wojenny rządca miasta pewnie jej niezłamie i nie podda miasta męztwu i dzielności swojej powierzonego, ani też wierne zawsze królom swoim miasto poddania od nas obiecanego nie zatwierdzi, owszem niewolnicze nasze układy potępi i niemi wzgardzi." Po tej odpowiedzi prosili więc znowu wszyscy posłowie, aby ich więcej do te- go nienamawiano, czegoby bez naruszenia wiary, sumienia, całości ludu i swego własnego dobra ani zrobić, ani wyrzec niemogli. Bo gdy lekarstwo haniebne to i odzyskanie zdro- wia niemiłe. Zastanowili się nad temi tak wzmosłemi i wybornemi wyrazami Chmielnicki i Wychowski, a posłowie miasta pro- sili w końcu już oto tylko, aby im raczej bez załatwienia poselstwa do miasta powrócić dozwolono, aniżeli namawiano daremnie na jedno i to samo niegodne ich postanowienie. Słuchał to rad chociaż nieznanego imienia przytomny poseł króla Kazimierza, o którym wyżej wspomniałem, w mil- czeniu na wszystko baczny. Słuchał i poseł Hana Tatar- skiego, także wtedy obecny, wyraźną radość z tego oświad- czenia okazując, a nawet i innym wojennym przywodźcom Kozaków miło było to słyszeć. Paweł bowiem Tetera Asawuła Pereasławski po cichu te słowa rzekł do Tomickiego posła miejskiego po łacinie: "Bądźcie stałymi i szlachetnymi" Już potem więcej tego dnia z wspomnionymi posłań- cami o poddaniu miasta w imię Cara Moskiewskiego nic nie mówiono, lecz cały czas na różnych rozmowach, o klęsce naszych pod Gródkiem, o wielkich czynach w tej wyprawie podjętych przez Kozaków i Moskalów, o połączeniu sił swoich z moskiewskiemi dla nich bardzo korzystnem a dla Pola- ków szkodliwem, przepędzili, przy tern stale obstając, że chociaż z potrzeby opiekę Moskiewską, jednakże jarzma nie przyjęli i nigdy nie przyjmą, gdyż tylko przeciwko Lachom dziedzicznym swoim panom broń za wolność podnieśli. Nakoniec pod wieczór odesłał Chmielnicki posłów do miasta, to im zalecając, aby nazajutrz miasto od wszystkich stanów posłów z poddaniem się w imię cara moskiewskiego do obozu wyprawiło, przez co zjedna sobie wielką łaskę i względy u wojsk obydwóch, i koniec tym nieszczęściom położy. Oprócz tego napisali Chmielnicki i Wychowski list do urzędu miejskiego chwaląc ich radę, ze nieociągali się przy- słać do nich posłów bez zakładników a oraz wymagając układów względem poddania się. Te listy jako tez i wszy- stkie inne odpowiedzi z miasta w ojczystym języku zawiera toż opisanie Bożeckiego w aktach konsularnych złożone. Ale zaledwie posłowie zbliżyli się ku miastu zaczęto ze wszech stron strzelać z dział do miasta, których huk i kule ogniste przez kilka godzin oblężonych, bez szkody jednakże dla ni- skiego położenia miasta, trwożyły. Dzień 8go października zaczął się znowu od huku dział, które kule żelazne wszędzie po mieście rozrzucały, tak ze żony i dzieci obywatelów z wyższych miejsc do najniższych zchodzić musiały. Wkrótce jednak przybył pod bramę trę- bacz z Asawułą przeznaczonym do odprowadzenia posłów. Lecz rządca wojenny Grodzicki postanowił ich tego dnia zatrzymać, i tylko list imieniem urzędu miejskiego napisać, z tern oświadczeniem, aby Chmielnicki niewyrnagał ohydnego poddania sio miasta na korzyść Moskalów, z którymi miasto żadnej sprawy mieć niechce. Oprócz tego napisał także Kusze- wicz prywatny list do Wychowskiego tej treści, że za majestat króla Kazimierza i dla dochowania mu wierności wszyscy obywatele, nawet dzieci używający już własnego rozumu, do poniesienia śmierci, jaką bądź los im naznaczy, są go- towi, i że wszyscy do bronienia się nieustraszoną mają od- wagę Tegoż dnia w ogrodzie jezuickim i po innych miej- scach sypali Moskale szańce przeciw miastu, i inne przy- gotowania dla zdobycia miasta czynili, a mianowicie prochy podłożone od klasztoru PP. Bernardynek, tudzież od bóżnicy żydowskiej przez podziemne kanały zapalić starali się, lecz dogodnego miejsca dla obfitości wód nie znaleźli, i dla tego zaczętą pracę zarzucić musieli. Dnia 9. października zaprosił znowu Chmielnicki przez trębacza miasto w celu rozmówienia się, wszelkie bezpie- czeństwo dla posłów przyrzekając, a oraz przysłał także Wy- chowski list sekretny przez tegoż, aby miasto przy objawio- nem przez posłów oświadczeniu nieodmiennie obstawało, i na stronę Moskalów namówić się niedało, za co swoją po- moc mu obiecywał. Niepodobało się jednakże rządcy wo- jennemu i urzędowi miejskiemu tego dnia, chociaż już drugi raz żądano, posłów odesłać i ustnie tylko rządca przez trę- bacza oświadczył, że ich nazajutrz poszle, może dla tego, że działa tak Kozaków jak Moskalów, a nie mniej także i obywatelów lwowskich bez ustanku grały, z małą miasta a ze znaczną Kozaków, osobliwie przez rzucane granaty, szkoda, jak się potem sami posłowie miasta o tern przekonali. Na dniu 10. października, jako w dniu naznaczonym zostali na zadanie trębacza i Asawuły wysiani z miasta ciż sami posłowie, z przydaniem tylko Jana Ubaldiniego, kon- sula, z listem od rządu miejskiego — do obozu obleżeńców. Gdy w przytomności Chmielnickiego przeczytano ów list, za- czął Wychowski zarzucać posłom, ze ludność ruska obrząd- ku greckiego w tern mieście wielką ponosi krzywdę i oświad- czył, że jej obronę hetman wojska Zaporowskiego na siebie przyjął. I sam też Chmielnicki chlubił się, że juz książę- ciem całego księstwa ruskiego jest ogłoszony i dla tego ani zemsty za krzywdy Rusinów tak pod względem obrządku jak i w sprawach świeckich, ani tytułu swego, ani obrony Rusi nikomu nie odstąpi. Gdy posłowie zaprzeczyli, że ludność ruska obrządku greckiego jakiekolwiek w mieście ponosi krzywdy, lecz owszem od tylu wieków w najlepszem znajduje się położeniu i ze przepisanego prawami koronnemi tak jak obywatele obrząd- ku łacińskiego używa bezpieczeństwa, a zatem nikt za jej krzywdy, kiedy żadnych nie ponosi, mścić się sprawiedliwie nie może: więc też cała sprawa ta względem obrażonej wiary łatwo załatwiona została. Wtedy niemając już co zarzucić zapytał Chmielnicki posłów, czego właściwie żąda od niego miasto? A gdy posłowie bez namysłu odrzekli: Aby wojsko Kozaków a osobliwie Moskalów jak najprędzej od miasta odstąpiło, prosząc o to w imieniu wszystkich oby- wateli, nie mógł już dłużej utaić się z tern Chmielnicki, co oddawna żywił w swem sercu. "Dobrze odrzekł" ale mu- sicie mnie i wojsku memu ofiarować darunek honorowy, chociaż nie w takiej, jak przed 7. laty sumie, gdyż po da- wniej przyjaźni mamy wzgląd na teraźniejsze nieszczęścia miasta." Resztę do jutrzejszej rozmowy odłożył, i posłów dawszy im list do urzędu miejskiego wierny danemu słowu do miasta odesłał. Ledwie jednakże z pomieszkania Chmielnickiego po- słowie odeszli, gdy zewsząd z wysypanych dokoła szańców strasznym sposobem Moskale i Kozacy z dział na miasto strzelać zaczęli, na co miasto nieoszczędzając prochu na- wzajem silnym ogniem odpowiadało, przyczem posłowie mia- sta na wielkie niebezpieczeństwo dla latających tu i ówdzie ponad głowami kul wystawieni byli, a najbardziej Ubaldini i Kuszewicz, śród których gdy razem idąc z sobą rozmawiali kula nieprzyjacielska przeleciała, ale niebu podobało się za- chować jeszcze w całości tych zacnych mężów, którzy o dobro publiczne wiernie starali się, i sami się na śmierć ofiarowali. Dnia 11. musiało miasto znowu podług wczorajszego przyrzeczenia wyprawić posłów z przydaniem Wachlewicza, Alembeka i Okulskiego do obozu Chmielnickiego dla ukończe- nia odłożonej na ten dzień umowy. Prawda jednakże, że chociaż obustronnie o pokój się umawiano, nie ustawało prawie aż do 21. października strzelanie z dział tak ze strony nieprzyjacioł jako i miasta. aż w końcu oburzony tern sam nieprzyjaciel publicznie narzekać zaczął, że Lwowianie po- zornie o pokój proszą, a nieprzyjacielskich kroków nieza- przestają. Śród tych gromów działowych podał Chmielnicki na dniu 13. września posłom miasta następujące warunki po- koju, wraz z listem swoim, aby je koniecznie wypełniono: 1. Aby wszystkie stany i gminy miasta, tudzież woj- skowi na załodze pozostający, pod przysięgą się obowiązali że po odciągnieniu wojsk oblęgających miasto, powracają- cych z Polski furażerów, których wysiały tam obie armie, po nieprzyjacielsku napastować nie będą, zaco nawzajem bezpieczeństwo wszelkie tak miastu jako i jego przedmie- ściom przyrzeka hetman wojska Zaporowskiego, tudzież, że wojsko jego i moskiewskie wstrzyma się od wszelkich kro- ków nieprzyjacielskich i więcej ani wiosek ani murów przed- miejskich ogniem i mieczem niepokoić nie będzie. 2. Ponieważ hetman Zaporowski dla uniknienia mordu i krwi rozlewu, nie chce brać szturmem miasta, zatem wy- liczy miasto zaraz pod tytułem honorowego okupu 40.000 zł. dla wojsk obydwóch. 3. Dla naczelników i innych przełożonych wojsko- wych wyda sukna karmazynowego postawów 50. sukna przedniego, półgranacie zwanego, postawów 20, sukna ty- ryjskiego, pófszkarlacie zwanego, postawów 10, materyi jedwabnej postawów 5, adamaszku postawów 10, materyi póljedwabnej postawów także 10. Dla konnej zaś czeladzi hetmana sukna lepszego pospolicie Falendysz zwanego posta- wów 100, podlejszego pospolicie szybtuch postawów 200, kożuchów 1.000, butów par 2.000, ołowiu dla piechoty cetnarow 50. 4. Jeńcy tak moskiewscy iako i kozaccy mają być na- tychmiast na wolność i z miasta wypuszczeni. 5. Żydzi jako nieprzyjaciele Chrystusa i wszystkich Chrześcian, aby ze wszystkiemi swemi majątkami, z dzieć- mi i z żonami w niewolę tak Moskalom jak Kozakom zo- stali wydani, i aby ich nie bronili obywatele. 6. Aby do dopełnienia tych warunków obowiązani byli tak duchowni zakonni i świeccy, jako tez obywatele i szlachta, pod jakim bądź względem uważani. 7. Żeby zaś w jakim względzie przy wypełnianiu tych układów bądź ze strony przełożonych szlachty i obywate- lów bądź ze strony Moskali i Kozaków nie zaszło jakie nie- porozumienie, postanawia hetman Zaporowski cześć wojska Zaporowskiego i moskiewskiego dla powściągnienia jakich bądź napaści tak przeciw Moskalom i Kozakom powraca- jącym, jako też przeciw Polakom w mieście mieszkającym, pod miastem zostawić. Zdumieli się nad temi warunkami pokoju rządca i stany miasta, ponieważ wiedzieli, że im ledwieby zadosyć uczynić mogli. Dnia 14. października zatem wyprawiło miasto dla uła- godzenia tych warunków oprócz dawnych posłów jeszcze Stanisława Kruźanowskiego i Waleryana Alembeka do obozu nieprzyjacielskiego wraz z listem od urzędu miejskiego grze- cznie napisanym do Chmielnickiego i Wychowskiego, z któ- rym tez po oddaniu listu wspomnieni posłowie nad ułagodze- niem warunków pokoju się naradzali. Co do 1. tedy punktu oświadczyli posłowie, że chę- tnie w imieniu miasta i przełożonych jego na niego przy- staną, byle tylko oddziały furażerów bez szkody miasta, przedmiejść i innych, jak w układach wyrażono, przechodzili. Co do 2go i 3go przedstawiali niepodobieństwo do- pełnienia , dla rozlicznych nieszczęść i strat w ciągu tej woj- ny poniesionych, dla publicznego ubóstwa samemu wojsku Kozaków, którzy byli przyczyną jego, bardzo dobrze zna- nego, dodając, źe nawet tyle towarów drogich w mieście nie mają, gdyż z nizkąd nieprzystawiają ich obcy handla- rze dla ustawicznej obawy ciągłego niebezpieczeństwa, a powtóre, ponieważ sami kupcy miejscy przewidując oblęże- nie wcześnie droższe towary z miasta powysełali; lecz że mimo to wszystko gotowe jest miasto, chociaż z największą swoja i mieszkańców szkodą 20.000 zł. ale nie w goto- wych pieniądzach, lecz w towarach w mieście znajdujących się wypłacić. Co do ołowiu odpowiedzieli, że go zupełnie nie mają w mieście, i prosili, aby na tern poprzestać ze- chcieli, który z dachu kościoła Ś. Krzyża ormiańskiego nie- dawno na przedmieściu krakowskiem zabrali. Co do 4go zezwolili pod warunkiem, aby i druga stro- na także jeńców tak mieszczan jako i przedmieszczan na wolność wypuściła. Co do 5go oświadczyli, że dla wielkich i ważnych przyczyn, od rozstrzygnienia rzeczypospolitej zależących, Ży- dów z miasta żadnym sposobem wypuścić, ani jako cenzual- nych rzeczypospolitej poddanych w niewolę wydać niemogą, dla surowości praw koronnych, których słusznie się boją. Co do 6go zezwolili na wszystko imieniem wszystkich w mieście zostających. Co do 7go nakoniec zapewniali, że hetman Zaporowski niepotrzebuje żadnej ze strony miasta Lwowa obawiać się sprzeczności i że dla tego miasto również żadnej jego nie- potrzebuje załogi, gdyż zaopatrzone jest w załogę dostate- czną dla odparcia wszelkich napaści, którą ma od najjaśniej- szego króla i pana swego najmiłościwszego. Słuchał uważnie tych odpowiedzi Wychowski i z niemi do Chmielnickiego pospieszył, od którego wkrótce przyniosł oświadczenie, że mocno obstaje przy swoich żądaniach i od nich odstąpić niechce; hetman Zaporowski dał oraz list adre- sowany do urzędu miejskiego z tym dodatkiem, aby naza- jutrz posłowie z ostateczną odpowiedzią od stanów miasta przybyli. 1 tak posłowie nic niesprawiwszy śród ciągłego huku dział do miasta powrócili. Tego dnia zginęło dwie osób od kul nieprzyjacielskiech, jedna kobieta i żołnierz 25 od piechoty; lecz i nasi dwóch Moskalów pojmali, a kilku podczas niespodzianej wycieczki ubili. Dnia 15go października udał się Jan Ubaldini, konsul, z posłami miasta do obozu stosownie do wyznaczonego ter- minu niosąc list od urzędu miejskiego z odpowiedzią, aby wojsko Zaporowskie przyjęło ofiarowaną podług możnos ci obywatelów daninę, jeżeli zechce, gdyż z resztą nic już oby- watelom niepozostaje, coby im mogło zabrać. Wszakże gdy los dopomoże nieszczęśliwym, zostaną ocaleni; jeźli zaś opu- ści ich, znajdą spokój w grobie. Gdy ten list Wychowski przeczytał, zaczął znowu ży- mać się i wyrzucać posłom, że katolicy ludność ruską obrządku greckiego za nic nie mają, że jej wyznawców uciemiężają, że Bernardyni kilku pojmanych Kozaków okru- tnie zamordowali, i że dla zawarcia układów pokoju nikt ani z duchownych ani ze szlachty zatwardziałej w swej du- mie nieprzychodzi. Tym zarzutom zaprzeczali posłowie przytaczając różne dowody na to, że to twierdzenie jest fałszywe, lecz roz- gniewanego umysłu tem nieułagodzili, ale przeciwnie je- szcze więcej go rozdrażnili, aż dopiero gdy umilkli, uśmie- rzył się cokolwiek gniew Wychowskiego. Gdy jednakże posłowie mimo straszliwych groźb Wy- chowskiego niechcieli odstąpić od swoich wczorajszych od- powiedzi, odprawiono ich z surowym listem, w którym Chmiel- nicki wyrzucał miastu zgubny dlań upor w nieszczęściu, i tyra dodatkiem aby nazajutrz z lepszą odpowiedzią, jeżeli inaczej wszyscy zginąć nie chcą, pełnomocnicy wszystkich stanów miasta z tymiż samymi posłami dla ukończenia ostatecznie układów stawili się; i śród huku dział do mia- sta ich odesłano. Gdy posłowie po powtórzeniu słów Wychowskiego w sali radnej wspomniony list przeczytali, oświadczyli znakomitsi dignitarze miasta z własnej chęci w radzie, że dla dobra publicznego pójdą do obozu nieprzyjacioł, jako to: Arseny Żeliborski, biskup lwowski greckiego obrządku, Jakób Gawat kanonik nadliczbowy, Piotr Orga podkomorzy, Marcin An- czowski i Jakób Dolczyński konsulowie, i dwóch Jezuitów z kolegium lwowskiego, których imion dzieje nie wspominają. Ci tedy wyszedłszy wraz z dawnymi posłami na dniu 16. października z miasta udali się najprzód do kościoła S. Jerzego z biskupem Zeliborskim na czele. Uwiadomiony o ich przybyciu Chmielnicki, z którym natenczas o rzeczach wojennych Buturlin Wasylewicz wódz jeneralny moskiewski naradzał się, wysłał na znak uszanowania naprzeciw nim Wychowskiego, Sidnickiego i Teterę, pierwszych wojska swe- go urzędników, przez których ks. biskup Żeliborski uroczy- ście powitany, najpierw ze swoimi towarzyszami do kance- laryi Wychowskiego a potem do Chmielnickiego odprowa- dzony został. Witał uprzejmie przybyłych do siebie Chmielnicki, wielce sobie to ceniąc, że mógł przyjąć u siebie biskupa swego obrządku jako gościa i gospodarza domu swojego, rozmawiał z podkomorzym i z innymi o nieszczęśliwym sta- nie królestwa, o bardzo złym porządku rzeczypcspolitej kłótniami podzielonej, o nieufności senatu względem króla, o nieprzyjaźni szlachty dla Kozaków, o klęskach naszych i o świeżem zwycięztwie swojem pod Gródkiem, o połą- czenia sił z Moskalami, i o wielu innych rzeczach, czego ani mówić ani pisać nie można. Naostatku jako deputo- wany Chmielnickiego przystąpił Wychowski do ukończenia układów z posłami. Wiele z obu strón mówiono aż do wieczora i niebyło już nawet większe] trudności względem wydania Zydów; aie ponieważ wszystkiego razem ukończyć niemożna było, resztę odłożono nazajutrz, i dla tego musieli biskup, pod- komorzy i kilku innych w obozie nocować. Gąsiorkowicz zaś, Zachnowicz i Okulski odeszli z mrokiem do miasta. Tegoż dnia przybył do Chmielnickiego poseł Gustawa króla szwedzkiego, imieniem Gamocki, mając działać w spra- wie jego przeciw Polakom. Tenże urodzony we Lwowie z Ormianina, młodzieńcem będąc w Prusiech przez Szwedów złapany i do Szwecyi zaprowadzony został, i tam w woj- sku szwedzkiem wysokiego stopnia się dosłużył. Miał on z sobą tłumacza Polaka szlachetnie urodzonego imieniem Piotrowskiego, dworzanina Radziejowskiego Tak to sami Polacy na naszej ziemi urodzeni i naszym chlebem karmieni na zgubę naszą, jako wierni słudzy nieprzyjacioł, na- stawali i teraz jeszcze niegodziwie do naszego nieszczęścia przyczyniają się. Dnia 17. października ci obywatele, którzy wczoraj do Lwowa powrócili, wziąwszy za towarzysza wicestarostę lwowskiego i Uniszewskiego rottmistrza, tudzież Attalmaiera, byłego konsula, i Marcina Anczowskiego, lekarza, udali się do obozu nieprzyjacioł. Ale niewiedzieć z jakiej przyczyny ani Chmielnicki ani Wychowski nic w tym dniu względem układów i oblężenia miasta niewspominali, i dlatego posłowie nic nie sprawiwszy znowu do domu powrócili. Dnia 18. października zaraz ze świtem zaczął nieprzy- jaciel strzelać z dział na miasto, co też odwzajemniając oby- watele także kulami żelaznemi z wałów, szańców i z wież a osobliwie z archikatedralnego kościoła obóz nieprzyjaciel- ski razili. Padło tego dnia dwie żon żołnierskich na wale i na polu zaś, padł jakiś znaczny oficer moskiewski, rodem cudzoziemiec, za którego śmierć mścili sie Moskale i pro- sili, aby im dać hasło do wzięcia miasta szturmem; tegoż samego żądali i przywodzcy Kozaków, a osobliwie Tomasz Nosacz, oboźny, którego zapał równie jak i innych przeło- żonych roztropnie hamował Chmielnicki od biskupa Żelibor- skiego do łagodniejszych nakłoniony środków. Posłom je- dnak miejskim mocno wyrzucał, że o pokój i litość proszą a sami do przedsiębrania wzajemnie nieprzyjacielskich kro- ków wyzywają, jak gdyby tylko Moskale i Kozacy mieli prawo do zgubienia miasta, a miastu się niegodziło bronić swych siedlisk i siebie, kiedy i zwierzętom sama natura dała ku obronie: pazury, paszczekę i zęby. Trwało tedy przez cały ten dzień z obu stron mo- cne strzelanie z dział, aż ciemna noc tej zaciekłości wojny koniec położyła. Z tego powodu prosił urząd miejski Wy- chowskiego, aby kiedy sie układy o pokój toczą obustron- nie nieprzyjacielskie kroki ustały, i aby jaki rozejm bardzo częste strzelania do miasta ze strony Moskałów uśmierzył, by wbrew danemu słowu i zrobionemu przymierzu której bądź stronie niedać powodu do przekroczenia warunków umowy. Ale spokoju sobie uprosić nie mógł. Dnia 19. października powrócił do miasta Krzysztof Zachnowicz z OO. Jezuitami przynosząc list od Chmielnic- kiego, z prośbą aby go wojenny rządca miasta, Grodzicki, jako jego dawny przyjaciel bez wszelkiej obawy chciał od- wiedzić, i z doniesieniem, ze Kraków królowi szwedzkiemu się poddał, że on Chmielnicki z królem szwedzkim Gustawem zawarł przymierze, że tenże Kazimierza, króla polskiego, jako zwycięzca z królestwa wypędził i jemu Chmielnickie- mu księstwo ruskie jako należące się prawem wojny ustąpił. Dnia 20. października nic podobało się wojennemu rząd- cy miasta dla przyczyn wojennych odwiedzić nieprzyjaciela, poszli jednak do obozu nieprzyjacielskiego posłowie, pro- sząc już w swej sprawie o ostateczne rozstrzygnienie, gdzie wszyscy posłani zostali do Wychowskiego, a gdy tenże od przedłożonych żądań nawet na prośbę Arseniusza biskupa i szlachty przytomnej odstąpić niechciał, udali się po osta- teczną odpowiedź do Chmielnickiego Marcin Anczowski i Kuszewicz. Nad czymś ważnem rozmyślał pod ten czas sam w pomieszkaniu Chmielnicki, którego głębokie rozmyślanie przerywając Anczowski łagodnie doń przemówił i odmalo- wawszy mu z całą swą przyjemną wymową rozliczne nie- szczęścia które przebył Lwów i do tych czas znosić musi, prosił aby się ulitował nad biednem miastem, z czegoby po zawarciu ugody także i dla wojska Zaporowskiego po- żytek wyniknął, i różnemi przedstawieniami zmiękczał twardy jego umysł. Mówiącemu jeszcze Anczowskiemu pomógł i drugi towarzysz także wymowny Kuszewicz, samegoż Chmiel- nickiego obietnice i życzliwość dla naszego miasta, przed siedmią laty, gdy z Tokajem, Bejem Tatarów, Lwów oble- gał, przypominając. Gdy tak przez długi czas obadwaj ci mężowie przemawiali za nieszczęśliwem miastem dał się wreszcie ułagodzić Chmielnicki słusznemi ich uwagami i zezwolił, aby miasto tyle tylko zapłaciło, ile w swej odpo- wiedzi przyrzekło przydawszy jeszcze niektóre darunki. Złożyli mu dzięki za to i z radością uwiadomili wspo- mnieni mężowie o tej odpowiedzi Chmielnickiego swych to- warzyszów, którzy potem zebrawszy się wszyscy z ukrytą tymczasem w swych sercach radością do namiotu Chmiel- nickiego się udali dla wynurzenia mu swej wdzięczności, i imieniem miasta jeszcze raz go zapewnili, że co przyrzekli gotowi są wypełnić. Dziwić się jednak trzeba, że chociaż pokój był już za- warty, przecież przez cały ten dzień działa z obu stron grzmiały rzucając wielkie kule z obozu do miasta i nawza- jem z miasta do obozu, i że w przytomności posłów gwałt i przemoc przeciwko miastu gotowano może dla tego, aby icb zastraszyć, chociaż mężowie ci zahartowani już w nieszczę- ściach i prawem narodów będąc zabezpieczeni żadnej boja- źni do serca nieprzypuszczali, ale owszem nią pogardzali. Pożegnali się potem z Chmielnickim i z Wychowskim a oraz z biskupem Zeliborskim posłowie, i wróciwszy śród latających po nad głowami kul działowych do miasta, jako nader mili goście dla szczęśliwie zawartego pokoju powitani zostali, których dla okazania swego szacunku do samej bra- my miasta do tych czas Jezuicką zwanej w gronie starszy- zny odprowadził Wychowski i z tamtąd węgierskim winem uczęstowany i obdarowany winem i wódką do obozu po- wrócił. Na dniu 21. października, z którym już spokojniejszy czas nastał dla miasta, został zaproszony listem Chmielnic- kiego i Wychowskiego rządca wojenny miasta Grodzicki na przyjacielską rozmowę dla powszechnego, jak pisali, rze- czypospolitej polskiej pożytku. Dnia 22. października przybyło do miasta dwóch wyż- szych wojskowych urzędników kozackich:. Paweł Tetera, asawuła Pereasławski i Hrehory Sietnicki, asawuła Mirohorode- cki z kilkoma innymi Assawułami i Watażkami. Ci wszyscy z roz- kazu rządcy wojennego i ze względu na to, że prawa wojenne także i nieprzyjacioł szanować każą, między mury miasta wpuszczeni, do stołu zaproszeni i uprzejmie przyjęci zostali. Dnia 23. października udał się sam rządca wojenny Grodzki mając przyzwoitą rękojmie do obozu Kozaków, w którym do wieczora zabawiwszy o wielu rzeczach jemu tylko samemu wiadomych, a stanu rzeczypospolitej się tyczących z Chmielnickim i Wychowskim rozmawiał, i do miasta bez uszkodzenia powrócił. Przez cały ten dzień i przez noc nieczyniono żadnych kroków nieprzyjacielskich. Dnia 24. 25 i 26. umawiali się posłowie miejscy z namienionvmi urzędnikami kozackimi w mieście bawiącymi o przyobiecaną daninę dla wojska kozackiego. Liczono 20.000 zł. tak w monecie bitej, jako też w towarach, zno- szono towary, sukna i inne rzeczy kupieckie do ich po- mieszkania dla przejrzenia i oznaczenia taksy. To wszystko przystawiono d. 27. września do obozu Kozaków, pomienieni zaś posłowie kozaccy róźnemi łako- ciami, jako to: rodzynkami, wybornemi rybami, a osobli- wie, co dla nich najmilsza wódką rozmaitego koloru i pa- chniącemi cukrami, z których zaprawiania Lwów słynął wówczas, w mieście obdarowani d. 28. października do swe- go obozu powrócili. Tegoż dnia 28. października przybył poseł króla Ka- zimierza do obozu Chmielnickiego z jakiemiś wyraźnemi warunkami. Dnia 29. października opowiadał posłom miejskim już po przyjaźni Chmielnicki z listów swoich, jak wielką klę- skę Moskale i Kozacy w Lublinie naszemu wojsku zadali, jak wielkie szkody tam zrządzili, z których urągał się, jak urząd miejski i całe z wszystkiemi stanami miasto Lublin w imię wielkiego Moskwy Cara uroczystą złożyło przysięgę, jego tylko za pana i za króla swego uznając. Dzień 50. października spokojnie dla Lwowian przemi- nął. Nazajutrz zaś, to jest: ostatniego października odbył się w obozie nieprzyjacielskim rodzaj przeglądu wojska. Stały bowiem na polu uszykowane, jak gdyby do ataku, mo- skiewskie i kozackie legiony, i kilka razy nie wiedzieć dla czego tak z dział jak z ręcznej broni dały ognia. Nasi mniemali, że ze zdobycia Lublina tryumfują, oni zaś mó- wili , że tego dnia żołnierze tak moskiewscy jako i kozaccy żołd otrzymali, i dla tego wdzięczność swą okazywali. Inni utrzymywali, że ciało Andrzeja Wasylewicza gubernatora moskiewskiego pod Lwowem w obozie zmarłego tego dnia wywozili do Moskwy i jemu to na cześć i posiłek duszny grzmiały działa i broń ręczna, może dla zatrwożenia nie- bios, aby duszę zmarłego koniecznie do siebie przyjęły. Dnia 1. listopada dla dowiedzenia się o zamysłach nieprzyjacioł i dlaczego z miejsca podług zawartej ugody już zupełnie zaspokojeni nie ruszają? poszli znowu do obo- zu mianowani posłowie z Anczowskim i z Ubaldinim i za- stali Chmielnickiego w bardzo smutnem usposobieniu, który też nie wszystkich, bo tylko pięciu: Anczowskiego, Ubal- diniego, Kuszewicza, Zachnowicza i Dobieszowskiego do sie- bie przypuścił i na obiad zaprosił, innych zaś poczęści Wy- chowski a poczęści inna starszyzna kozacka u siebie jako przyjacioł po zawartem przymierzu przyjmowali. Przy stole opowiadał Chmielnicki owym pięciu zapro- szonym mężom z wielkim żalem, że Tatarzy wpadli niespo- dzianie na Ukrainę i wielką tak w ludziach jak w bydle wyrządzili tam szkodę, niszcząc się za zwyciężonych Lachów i za króla Kazimierza. Poznał wtenczas Chmielnicki, że królowie chociaż nieszczęśliwi długie do karania mają ręce. Potem rozprawiał obszernie o tem, jak zamierza zawojować Krym cały spodziewając się, że na przyszłą zimę z całą 26 swoją i Moskalów siłą krainą Tatarów najedzie, i z wła- snych siedzib daleko ich wypędzi. A ponieważ rozgniewani tylko tern się zajmują co ich do gniewu pobudza, więc nic względem Lwowa nie wspomniał, i posłowie nic nie wskó- rawszy wrócili do miasta. Dnia 2. listopada otrzymał rządca miasta Grodzicki list od hetmana Potockiego, pod dniem 48. października ze Słupia niedaleko Sandoniirza pisany, aby dzielnie miasta i zamku bronił, prędkie obiecując mu posiłki; niestety pó- źna po wojnie pomoc! Dnia 5. listopada chociaż do Chmielnickiego posłowie miejscy udali się, i od niego klęską swoich na Ukrainie stroskanego razem z Buturlinem Wasylewiczem jenerałem moskiewskim i z jego kanclerzem na obiad zaproszeni zo- stali, nic jednakże oprócz rozprawy o wtargnieniu do Kry- mu nie słyszeli, i zaraz po obiedzie do miasta powrocili. Dnia 4. listopada ciż posłowie udali się znowu do obozu, dokąd w ich przytomności przybył Daniel Wychow- ski z wojskiem swojem z Lublina, wielkie z sobą prowadząc łupy. Po niejakim czasie wezwał do siebie Chmielnicki posłów i zaprosił także posła króla Szwedzkiego, o którym wyżej wspominałem, i w przytomności Lwowian mocno te- goż upominał, aby król Szwedzki z swem wojskiem do Rusi nie wkraczał, co poseł w imieniu króla swego przyrzekł; potem rozmawiano jeszcze o rozmaitych sprawach wojen- nych; poczem obywatele Lwowscy do miasta odeszli. Dnia 5. i 6. listopada Moskale utraciwszy swój kąsek bo z nimi miasto żadnej sprawy mieć niechciało, gniewali się utrzymując, że zostali upośledzeni, i dla tego wytoczy- wszy działa naprzeciw wieży miejskiej, strzelać do niej za- częli , co i Kozacy naśladując Moskalów czynili; a gdy mia- sto spuszczając się na zawarto przymierze wysłało do nich trzech obywatelów Gąsiorkowicza, Zachnowicza i Chmielnic- kiego z zapytaniem, dla czego naruszają przymierze? wzięto ich pod areszt i dopiero nazajutrz pod wieczór do miasta odesłano. Nareszcie dnia 8. listopada nad wszelkie spodziewanie ruszył Chmielnicki z swem wojskiem z pode Lwowa zosta- wując Moskalów w obozie. Na pożegnanie pokazał się mia- stu z licznym poczetem konnych Wychowski, który imie- niem Chmielnickiego i całego Zaporowskiego wojska po przyjacielsku rządcy Grodzickiemu i całemu miastu wszel- kich życzył pomyślności, i spiesznie w pochód się udał. Otoczyły dokoła całe miasto liczne i piękne Kozaków od- działy, doborną opatrzone bronią, a na ich czele jechał tuż po pod wały i warownie miasta z poboczną strażą swoją obok chorągwi na dzielnym koniu z wielkiem zaufaniem sam hetman tak wielkiego wojska Chmielnicki, za którym za- raz szły w dalszy pochód hordy Kozaków, żołnierze lekkiej broni i ochotnicy w szatach sukiennych, inni zamiast pan- cerzów w kaftany płócienne ubrani na wzór Moskali, i po- chód ten trwał przez cały dzień 9. listopada. Dnia 10. listopada pożegnał takie Buturlin Wasylewicz jeneralny wódz moskiewski przez swoich dwóch urzędni- ków rządcę Grodzickiego i urząd konsularny i również po pod wały miasta z całem swojem licznem wojskiem, wszy- stkie wzgorza miasta okrywającem, i z całym przyborem wo- jennym pięknie urządzonym, jako szpiegi miasta powiadali, poszedł za Chmielnickim. I tak Lwów tych których z po- czątku uważał na sprzysięgłych na zgubę swoją widział w końcu odchodzących jako przyjaciół. Dnia 14. listopada na cześć Ś. Marcina biskupa po- święconego dzwony nieruszane przez 47 dni dla nakazanej 204. ciszy po raz pierwszy po odejściu nieprzyjacioł dla złożenia dzięk Najwyższemu wesoło zadzwoniły, i wolne od zakazu zegary zaczęły szczęśliwie ogłaszać obywatelom godziny. Przez kilka dni następnych składano po kościołach uroczy- ste publiczne modły za uwolnienie, czyniono śluby Bogu prywatnie i publicznie i wypełniając jawnie z wesołą pobo- żnością chwalono w najwdzięczniejszych wyrazach łaskę Wszechmocnego. I słusznie cieszyli się wszyscy, gdyż za to mężnie wy- trzymane oblężenie Lwów nasz nie tylko u rzeczypospoli- tej polskiej na podziękę, ale nawet w całym świecie na wielki szacunek dla siebie w długie czasy zasłużył, zważy- wszy że sam z tak małą siłą swoją tak wielkiej nieprzyja- cioł oparł się potędzę, polskie kraje po utraceniu wszystkie- go od klęski ochronił, i gdy wszyscy w wierności dla swego prawowitego Monarchy zachwiali się, sam tylko wierność nieskażoną zachował, i sam tylko swe majątki i siebie samego tak wielkiej zajadłości nieprzyjacioł z szlachetną odwagą poświęcił i szczęśliwie swe nieszczę- ście przetrwał. Nikt też niepowinien ujmować tern zasługi Lwowu, że całość swą okupem opłacił, jeźli tylko zważy okoliczności owych czasów: Król z królestwa wygnany, Senat rozpierz- chniony, wojska obadwa rozprószone, Polska przez Szwedów zajęta, cała Ruś morderstwem i ogniem wyniszczona, wszy- stko zgubione, nadziei żadnej i pomocy niebyło. A jednak te ciosy nie osłabiły stałości Lwowian, ale w bronieniu się wzmocniły i nieprzyjaciele sami, tak wielkiemi jakie mieli siłami przez czas tak długi uporczywie dobywając, tyle kroć swoich dręczenie śmiertelnością, głodem, czuwaniem, sztur- mem, niepogodą a daremnemi wydatkami i usiłowaniem utrudzeni, gdy stałego w obec tyla i tak wielkich trudów niemogli zdobyć miasta, szczupłym datkiem zadowolnieni nieuszkodzone i wolne opuścić woleli. Niejestże to ze strony Lwowian wielką i chwalebną zasługą. A nakoniec nie zbywało też obok innych rozlicznych trudności na niezgodzie w mieście i nieprzyjaznych dla do- bra publicznego a przeciw urzędowi miejskiemu wymierzo- nych rozruchach, których główny sprawca obywatel Jan Stu- dnicki nawet w sali konsularnej po pijanemu do szabli się porywał, za co też choć potem żałował tego od wszelkich godności w mieście mimo swej sędziwości i powagi usu- nięty został. Lżejsze w prawdzie było to oblężenie dla miasta niż pierwsze; jak wiele jednakże Lwów w ciągu jego ucierpiał na pociechę używam słów Kochowskiego chociaż w krót- kości o tern oblężeniu piszącego: Trwały przez cały mie- siąc przemoc, groźby, dręczenia i cięższy dla wszystkich głód uciskał miasto ale zniesiono mężnie to wszystko przy dzielności rządcy wojennego i wytrwałości wojsk załogo- wych i obywateli, chociaż oblężenie aż do drugiego miesiąca się przeciągnęło, na koniec został Lwów szczęśliwie uwol- niony od niego, ale żadne z miast królestwa ani silniej nę- kane ani na większe niebezpieczeństwa narażone nie było. Na drugi dzień po odciągnieniu nieprzyjacioł oświad- czyła gmina miejska przez swego rządcę przeciw zbiegłym obywatelom, że sobie z nimi podług uchwały powszechnej przez króla potwierdzonej co do wyzucia z honorów i kon- fiskaty dóbr postąpić zamyśla. Tegoż dnia także i względem Żydów postanowiły sta- ny miasta, aby ich żaden mieszczanin i obywatel Lwowa do domu swego nie przyjmował ani nawzajem u nich po- mieszkania nie najmował, pod karami w ustawach poprze- dzających wyrażonemi, a to słusznie dla tego, ponieważ za nich już po raz drugi miasto od nieprzyjacioł prześladowane było i ciężko rozprawiać się musiało. Tymczasem zaś gdy tak Lwów oblężony walczył z swo- im losem, dręczyły srodze hordy Moskali i Kozaków usta- wicznemi zdzierstwy, rabunkiem, pożarem i mordem całą Ruś dokoła. Złupione, wycięte i popalone były prawie wszy- stkie miasteczka i wsie księstwa Ruskiego, a miasto Lublin, którego klęskę jako wyżej Chmielnicki opowiadał, i wielkim okupem całość swoją opłaciło i pomimo to dzikiego okru- cieństwa doznało ; bo chociaż Iwanowicz naczelnik moskiewski zwyczajną przysięgą zapewnił obywatelów Lubelskich, że wszystko całe i nienaruszone dla obywatelów pozostanie, to jednak pomordowano mężów, gwałcono kobiety, złupiono miasto, zmuszono urząd miejski złożyć przysięgę w imię Cara moskiewskiogo, spalono zamek i wszystko albo krwią pol- ską zbroczono, albo oszpecono ogniem aż do brzegów Wi- sły, a to bez wszelkiego oporu przy bezkarnej swawoli wrogów. 1 Polskę także te same dręczyły nieszczęścia, które po- nieważ i chęć moją i nikłe przewyższają zdolności zdatniej- szym piórom pozostawiam do opisania. Sam zaś to tylko jeszcze w krótkości napomknę, że Chmielnicki prawdę po- wiadał. Albowiem w tym roku Kraków przez Szwedów oblężony, choć dzielnie przez Czarneckiego broniony, pod umówionemi warunkami Karolowi Gustawowi, królowi Szwedz- kiemu, się poddał; wojsko kwarciane pod Wojniczem zostało przez Szwedów pobite; a w końcu dostała się i Częstochowa do długiem oblężeniu i bardziej siłą boską broniona w ręce tychże Szwedów, którzy ze wszech stron smutnemi, i zgu- bnemi wieściami króla Kazimierza, wygnańca w Głogowie w księztwie Opolskim zostającego, gnębili, jednakże nie zagnę- biłi gdyż przeciwnie, jak niektórzy pisali, król Kazimierz po- wrócił znowu do swego królestwa i na swoją ziemię. Dotychczas, sądzę, mówiłem dość wiele o cierpliwości Polski i Lwowa i o swywoli Rusinów w tym roku, je- dnak ani w części jeszcze nie opowiedziałem tego, cośmy Po- lacy wycierpieli. Mniemam wszakże, że nie od rzeczy będzie, aby występek zelżywości i zasługa cnoty wszystkim były wiadome, opowiedzieć tu nieco o sromotnej nienawiści tychże Rusinów ku kościołowi katolickiemu, której srogości nie- winny i świętych obyczajów mąż, Jozafat Kuńczewicz Ar- cybiskup Płocki, męczennik sławny a po śmierci cudowny Litwy i Rusi patron, na swem ciele wycierpiał. Wspomi- nałem już wyżej w r. 1613. i w r. 1648 o tym świętym mężu, teraz życie jego, które później w języku polskim w książeczce pod tytułem: "Nabożny affekt do błogosławione- go Józafata" w Wilnie r. 1705. u OO. Jezuitów wydruko- wanej i najprzewielebniejszemu Porfyremu Kulczyckiemu biskupowi Pinskiemu, z kościołem rzymskim zjednoczonemu, mężowi pobożnemu i uczonemu, ofiarowanej, do rąk mi się dostało, na pociechę po tylu nieszczęściach wkrótkości opowiem. Urodził się ten Męczennik S. r. 1584. w miasteczku Włodzimierzu z rodziców pobożnych obrządku greckiego, z którymi, małym jeszcze będąc, gdy raz do kościoła obrząd- ku greckiego "Pięciu męczenników" inaczej Pietnice zwa- nego przybył i ze zwykłą ciekawością dziecięcą obrazy świę- te oglądał, z wizerunku Ukrzyżowanego jakaś ognista iskra na pierś jego nagle tak widocznie spadła, że rodzice prze- straszeni na łonie jego ognia szukali, a gdy nieznaleźli, za cud to uznali, i pocieszający z tego wniosek o przyszłej świą- tobliwości i gorącej ku Bogu miłości syna swojego wyprowadzali. Jakoż odtąd zaczęło to dziecię wzrastać z wiekiem w pobożności upatrując najmilszą zabawę w tern, aby pójść do Cerkwi modlić się, służyć do mszy świętej, obmiatać pro- chy z obrazów świętych i zamiatać kościół. W późniejszym wieku po ukończeniu nauk umieścili go rodzice u bogatego kupca w Wilnie, którego jednak wkrótce, gdy się ogień mi- łości boskiej mocniej w nim rozzarzył, z własnego natchnie- nia opuścił i w klasztorze S. Trójcy, który jedność z S. ko- ściołem rzymskim i posłuszeństwo metropolity Pocieja był uznał, regułę Ś. Bazylego przyjąwszy swe chrzestne imię Jana na Jozafata podług zwyczaju zakonnego odmienił i wielkie trapienie swego ciała rozpoczął. Przez pięć lat ciągle tylko wody za napój używał, we dnie i w nocy tysiące bił pokłonów; oprócz modłów, które w kościele skrycie i publicznie z innymi odmawiał, jeszcze kilka godzin w swojem pomieszkaniu w nocy, częścią na kolanach częścią leżąc krzyżem na ziemi, a częścią biczu- jąc się, przepędzał. Często też na cmentarz na przeciw ołta- rza wychodząc tamże podczas największych mrozów, albo gołemi nogami na kamieniu stojąc albo klęcząc na gołych kolanach, aż do krwi za grzeszników i na intencyę nawró- cenie do jedności z kościołem rzymskim swego ruskiego narodu się biczował, te słowa: "Panie Jezu Chryste! Synu Boży! zmiłuj się nademną grzesznikiem!" bez ustanku po- wtarzając. Gorliwość kapłańską najwięcej tern okazywał: że niebędąc jeszcze wyświęconym, bądź z potrzeby bądź umyślnie na publiczne miejsce wyszedłszy pospólstwo do siebie zwoływał, wiary chrześciańskiej nauczał, do pokuty zachęcał, i do brzydzenia się grzechami upominał. I każdą też razą szli za nim skruszeni słuchacze do kościoła S. Trójcy, gdzie nieraz świętobliwy ów młodzian o wysłucha- nie ich spowiedzi nawet na klęczkach kapłanów prosił. Gdy został kapłanem, ledwie dzień jaki upłynął, wktó- rymby się słuchaniem spowiedzi 4 lub 5. godzin nie za- trudniał bez przykrości i znudzenia. Będąc w podróży, nim słudzy konie wyprzęgli, on tymczasem kramarza, jego żonę i czeladź domową do skruchy pobudzonych spowiedzi wy- słuchywał, duchowną nauką udarzał, i błogosławieństwo im udzielał. Trafiło się też, że gdy już został arcybiskupem płockim, raz przy końcu zimy do rzeki Niemna przyjechał i tam wiele pospólstwa ruskiego dla płynącej kry przewieść się nie mogącego zastał, natychmiast przyjemnie do niego przemówił, aby czasu nadaremnie nietrawiło, ale tymczasem dusze swe z grzechów oczyściło, dopokąd lody nie spłyną, i tak dzień cały na słuchaniu spowiedzi owego pospólstwa strawił. Gdy się temi tak wielkiemi cnotami wsławił, metropo- lita posłał go najprzód do Żurowic, aby miejsce dla Zakon- ników obrał, gdzie Monaster wystawił, w którym pierwszy był przełożonym. Wkrótce potem został opatem Wilneń- skim czyli archimandrytą, a później arcybiskupem połockim, chociaż niechętnie godność tę przyjął; ale i wtedy ciała swego trapić nie przestał lecz owszem jeszcze gorliwiej to czynił, grubej włosiennicy nigdy niezrzucił, żelaznym łan- cuszkiem, na wzór ostrogów zrobionym, przed każdą mszą S. lędźwie przypasywał; o zbogaceniu zaś swoich krewnych nigdy niemyślał. Część swych dochodów na ubogich i sieroty, a część na naprawianie kościoła obracał, a kiedy wielkie sumy na dobro kościoła wydawał za najbogatszego się uważał. Jozafat nietylko cnotliwem swem życiem ale i cudo- wnemi czynami się wsławił. Pewnego razu prosiła go ja- kaś wdowa o pomoc w swem ubóstwie. Ale rządca jego od- wołując się nie na zmyślony lecz istotny niedostatek nie- chciał nawet na rozkaz pana nic wydać ze spichrza; dla tego skromnie przez arcybiskupa upomniany i do wydania beczki mąki może ostatniej już zmuszony, gdy od niego do próżnego ze zboża szpichlerza zaprowadzony został, na- gle zbożem wszelkiego gatunku z zadziwieniem napełniony ujrzał, otrzymawszy przy tern to napomnienie, aby na przy- szłość pamiętał, jak obficie Najwyższy dane jałmużny zwykł wynagradzać. Podczas mszy S. cały w Bogu zatopiony zdawał się wpadać w7 zachwycenie, i wielu też pod przysięgą zeznawało, że mu aniołowie do mszy ś. służyli. Nad bramą cerkwi ru- skiej uniackiej w Połocku był wymalowany wizerunek Bo- garodzicy, przed którym całe nocy na modlitwie ów sługa Boży przepędzał. Niektórzy ze sług jego nieprożną cieka- wością zdjęci chcieli obaczyć, coby ich pan podczas niepo- godnej nocy pod bramą kościoła robił? i dla tego skrycie przez szpary ściany zaglądali, aż oto zobaczyli promienie od wizerunku Bogarodzicy na swego pana spadające i wiel- kiem światłem go otaczające, a jego samego nad ziemię wzniesionego i na kształt słońca świecącego. Tak bardzo bvł szczęśliwy w nawracaniu dusz ludzkich do wiary katolickiej i do jedności świętej z kościołem rzym- skim, że w mieście Połocku wszystkich szyzmatyków, któ- rych za przybyciem swojem tam zastał, po większej części z kościołem rzymskim nauką, otwartem wiary wyznaniem i pracą ustawiczną pojednał. Wiele także szlachty obojej płci od kacerstwa luterskiego i kalwińskiego cudownie od- wrócił Takiemi to i tak wielkiemi cnotami i zasługami lauru męczeńskiego ów sługa boży się dorabiał. Nadszedł wreszcie rok 1623 i czas, w którym także za prawdziwą wiarę, której nauczał, krew swoją przelał aby więcej jeszcze dusz dla Chrystusa pozyskać, i dla tego też w Połocku przewidując swą przyszłość, grób sobie przygotować kazał, i do Witebska po śmierć pewną męczeńską pospie- szył. Przestrzegali go przyjaciele o nieprzyjaznych Witeb- szczanów zamiarach i o pewnem sprzysiężeniu uknowanern na jego zgubę, dla tego, ażeby albo niepomyślnej podróży zaniechał, albo liczną strażą, którą mu dobrowolnie ofiaro- wano, ubezpieczony jechał, lecz obojga nieprzyjął i pewny swej śmierci z przyjaciołmi się pożegnał. W Witebsku gdzie bawił przez dwa tygodnie niestra- cił ani na chwilę swej odwagi świętej, aż wreszcie w so- botę dnia 11. listopada wieczór przestrzegł go pewien oby- watel pojednany z kościołem rzymskim, że rada miasta Wi- tebska wyznaczyła śmierć jego na dzień jutrzejszy, którą nowinę smutną nietylko z wesołą twarzą odebrał, ale ani się bronić, ani napadu odwrócić niechciał, lecz całą noc na modlitwie przepędzić i na śmierć się gotować sobie życzył. I tak gdy po porannych pacierzach do domu z kościoła wracał, już tłum nieprzyjacioł dwór swój otacza- jący ujrzał, który jednakże po otrzymanem z jego ręki bło- gosławieństwie spokojnie przejść mu dozwolił. Ledwie wszedł do swego pomieszkania, gdy oto we wszystkich szyzmatyckich kościołach odezwały się dzwony oznajmujące blizkie przybycie jego zabójców. On zaś z roz- ciągnionemi na krzyż rękoma padł na ziemię i modląc się okrutnej oczekiwał śmierci. I wkrótce też około 8mej go- dziny wpadli najstarsi z gminy miejskiej z upojonem wódką pospólstwem do dworu arcybiskupa, wyłamali drzwi, pogru- chotali zapory, i kilku dworzan i archidiakona śmiertelnie poranili. Raził uszy leżącego na ziemi Jozafata wrzask zabój- ców i jęki jego poranionych dworzan. Wstaje tedy od mo- dlitwy dla dania swoim pomocy, czyli raczej dla oddania się za nich pod miecz morderców. Wychodzi z swej ko- mnaty, i po ojcowsku przemawia do nich w te słowa: "Bra- cia! z jakiegoż to powodu zabijacie moich służących? Jeżeli mnie szukacie, oto jestem" i błogosławił ich. Stali wszyscy zdumieni i w milczeniu gdy oto przyle- ciało dwóch świeżych, z których jeden krzycząc: Bij, zabij tego łacirmika, tego papistę! kijem go w głowę uderzył, że aż; się do ziemi ugiął, a drugi toporem w głowę ranił, i tak na ziemię zwalonego do upodobania bili, gdzie chcieli i mogli, kłóli, z głowy i brody włosy wyrywali, włóczyli po ziemi, słowem wyrazić trudno, jak bezbożnie, okrutnie i haniebnie na najniewinniejszym się pastwili. Podczas tego wszystkiego męczennik tylko wzniosłszy ręce ku niebu zawołał: "O Boże mój!" może chciał dalej mówić słowy Ś. Szczepana "nie poczytuj im tego za grzech!" ale nie dozwolili mu tego morderce, lecz owszem wyrazy temi do większego jeszcze pobudzeni tyraństwa, dopokąd przy życiu go widzieli, wszystkim co tylko pod ręką mieli bili, wszystkie włosy z głowy i brody mu wydarli, aż wre- szcie pod ich zbojeckiemi razami Ś. męczenik ducha wy- zionął. Wszelako i w tedy nawet gdy go już umarłego wi- dzieli nie opamiętali się sromotni morderce ani krwią niewinną zbroczeni źle czynić nie przestawali, w czem nawet i ko- biety im dopomagały, które ciesząc się tak chwalebnym czynem swych mężów, jak jędze na trupie siadały i spro- śne śpiewając pieśni wesoło gorzałkę popijały. Inni ciało męczennika na nogi prosto stawiali, i śmiejąc się udawali, że o błogosławieństwo swego biskupa proszą, inni znów nachylając głowę trupa z jego uszanowania szydzili. Nakoniec nienasyceni jeszcze temi tak wielkiemi szy- derstwy zdarli z trupa sukienkę, a gdy zamiast lekkiej koszuli ostrą zobaczyli włosiennicę, przelękli się zrazu czy jakiego pro- stego mnicha zamiast arcybiskupa swego nie zabili? Lecz gdy potem ich przekonano, że to ten sam był a nie kto inny, zerwali zeń skrwawioną włosiennicę i przywiązawszy do nóg powróz, nagiego po nierównych ścieżkach i ulicach miasta wyśmiewając i szydząc publicznie włóczyli, i z try- umfem pospólstwu pokazywali. Niechciało już dłużej cierpieć niebo tak wielkiego wy- stępku, i słońce samo jak gdyby wstydziło się patrzeć na nagość niewinnego męczennika, zaćmiło się nagle; i dzień dotąd jasny zastąpiła ponura ciemność. Zlękli się ojcobójcy tak nagłego zaćmienia słońca i dziwaczyć i srożyć się nieco przestali; ale niektórzy przecież zapamiętali w złości niedali się tern odstraszyć i ciało nagie z okropnym wrzaskiem z góry z przywiązanemi do szyi kamieniami w jezioro rzucili, które lecąc nadół w połowie góry przez chwilę w powie- trzu wisieć się zdawało a potem w oka mgnieniu w bezdenną przepaść się potoczyło. I tak złość ludzka tryumfowała, że bezkarnie męża do- brego i do tego pasterza swego zamordowała i chlubiła się że podług swego upodobania tak święte osoby jak i występne zabijać może. Aż oto wkrótce niewinność sługi bożego boskie objawiły cuda! Szóstego dnia po dokonanym zabójstwie ukazała się w powietrzu otoczona wielką jasnością postać kolosalna, wska- zując ręką widocznie to miejsce, gdzie zostało zatopione cia- ło męczennika, które też niebawem wydobyte z toni żadne- go znaku zepsucia na sobie niemiało, lecz owszem taką pięknością i świeżością się odznaczało jakiej za życia nigdy nieposiadało. Sami nawet bezbożni zabójcy niemogli wydzi- wić się słodyczy rozlanej na jego twarzy w którą za ży- cia nigdy śmiało patrzeć nie mogli i niechcieli, poczem ciało jego w przyzwoitym ubiorze na publiczny widok w kościele wystawione przez dni dziewięć nic ze swej piękności i świe- żości niestraciło. To słysząc przypłynęli wkrótce obywatele Połoccy rze- ką Dźwiną, i ciało swego arcybiskupa do swego sprowadzili miasta. Lecz i to sprowadzenie nawet bez cudu się nie odbyło, najtęższe bowiem mrozy pościnały były wszystkie wody do koła a rzeka Dźwina przecież tak długo nieza- marzła, dopokąd ciało męczennika do miasta Połocka nie- przybyło, co widząc zebrani nad rzeką w wielkiej liczbie mieszkańce miasta nie tylko katolicy i rusini ale i heretycy i niewierni żydzi, starzy i młodzi, wszyscy ze łzami i żalem ojcobójczy potępiali występek. I wkrótce też zaczął wiel- kiemi cudami wsławiać się ów święty męczennik, którego ciało po upłynionym roku metropolita ruski z innymi bisku- pami i ze szlachtą całego wojewodztwa uroczyście i z try- umfalną okazałością pochował. Nareszcie w roku po narodzeniu Zbawiciela i króla wszystkich męczenników 1628. stolica apostolska uwiadomio- na o wielkich i licznych cudach przy zwłokach tego świę- tego męża doznawanych rzecz tę dla sprawdzenia legatom swoim poruczyła, którzy przybywszy do Połocka wszystko jak powiadano znaleźli i to stwierdzone przysięgą, a oraz widzieli sami czerstwe i wolne od wszelkiej skazy ciało, najprzyjemniejszy wydające zapach, widzieli z oczów jak gdy- by żyjącego łzy płynące, z rany w głowie jak gdyby ze świe- żej krew płynącą, a na dolnej tarcicy trumny wyryty wi- zerunek męczennika. Przy otworzeniu grobu wielu chorych ozdrowiało, wielu utracony wzrok odzyskało, a pewna sta- ruszka na kurcz członków przez 14. lat cierpiąca do grobu męczennika przyniesiona zupełnie wyzdrowiała. Nad ich sprawozdaniem naradzało się przez lat kilka święte zgromadzenie obrządków, aż wreszcie Urban VIII. katolickiego kościoła pierwszy biskup doznawszy sam cudu rozkazał aby S. Jozafata przez uroczystą kanonizacyę za mę- czennika uznano, msze i pacierze kanoniczne o nim czyta- no, i rocznicę jego śmierci, to jest dzień 12. listopada, uro- czyście obchodzono; król zaś najbogobojniejszy Zygmunt nie- godziwych zbójców stracić rozkazał. ROK 1656. Dla braku aktów kapitulnych nic ani w tym ani w następuiących latach o kapitule niepisałem. Za to roczniki konsularne wiele rzeczy pamięci godnych do opowiadania dostarczają, które, ponieważ są w związku z publicznemi rze- czypospolitej sprawami, razem też opowiadać będę. Wspom- niałem w krótkości w roku przeszłym o zmianie szczęścia po oddaleniu się króla Kazimierza i o różnych nieszczęściach Polski przy opisaniu klęsk Rusi, teraz sama treść rzeczy wymaga, aby się dłużej nad nią zastanowić. Już król szwedzki Gustaw, chociaż podług umowy z senatorami królestwa naszego zawartej zachowanie rzymsko katolickiej wiary był przyrzekł, i od większej części obywa- telów królestwa opiekunem za to nazwany został, podatki na szlachtę nakładać, dla kościołów przykrym a dla rzeczy- pospolitej szkodliwym i nieznośnym stawać się zaczynał, al- bowiem kościoły z ozdób i okazałości obnażał, kapłanów zabijał, dla wydania złota i srebra kościelnych męczył, w dzwony, chyba tylko za wielką opłatą pieniężną dzwonić pozwalał, nadto zakazywał kapłanom kazać do ludu i spo- wiedzi go słuchać, klasztory i dwory szlacheckie burzył, o- skarżonych księży i obywatełów świeckich bez wszelkiego wysłuchania męczyć i publicznie tracić kazał, wspaniały koś- ciół Częstochowski w całej Polsce najsławniejszy wielką siłą dobywać kazał, prawa boskie i świeckie, ustawy królestwa i przywileje szlachty wbrew zawartej umowie — w rozkazach surowy w rzetelności lekkomyślny, w słowie od którego do- trzymania jako król uwolnionym się być mniemał, podług okoliczności niestały — za nic ważyć zaczynał, tak że w końcu z Tyszewiczami oba stany senatorski i rycerski się pojedna- ły, ohydę odłączenia się poznawszy, i dla tego szkodliwej opie- ki się wyrzec, wszystkie czynności z tym królem przedsię- wzięte za nieważne uznać i z królem prawowiernym Kazi- mierzem, któremu chociaż za granicą się znajdował nanowo posłuszeństwo i wierność poprzysięgli, trzymać postanowiły i w tym celu powszechną konfederacyę dla ocalenia ojczy- zny i tronu zawiązały. Przyłączył się też wkrótce do tego dzieła i sam król Kazimierz, gdy zaproszony przez wierniejszych przyjaciół przez zawalone śniegami węgierskie góry z Opola w towarzystwie 300. ludzi tylko do Lwowa naszego ogniem nieprzyjaciel- skim roku zeszłego oszpeconego na dniu 17. lutego z uro- czystą okazałością przybył i od konsulów mowami powitany arcypasterski pałac jako przyjemny gość dla swoich a nie- spodziany dla nieprzyjacioł zajął. A ponieważ z małym or- szakiem podtenczas przybył, konsulowie i inni znaczniejsi obywatele, powiadam com słyszał od wiary godnych ludzi, królowi, czy to w pałacu czy w kościele towarzyszyli, do- pokąd się liczniejsza nie zjechała szlachta i służbę przy bo- ku króla, w pomyślniejszym dla siebie czasie, Lwowianom odebrawszy sobie nie przywłaszczyła. Niebyło w owym nieszczęsnym czasie nawet i na ży- wność pieniędzy w królewskim skarbcu, więc takowe tym- czasem darami pieniężnemi hojność obywateli zastępywała, a w końcu prosili nawet obywatele lwowscy króla o nało- żenie pewnego podatku, akcyzą zwanego, na żywność w mies cie; i aby lud tylu nieszczęściami znękany za krzywdę niemruczał i jak być zwykło nie złorzeczył przeklinając, kaznodzieje wszystkich kościołów, a osobliwie naszego ko- ścioła kaznodziej Jezuita Rużewicz, z ambon pospólstwo do tej ofiary zachęcali przyobiecując za dane te w naglącej po- trzebie pieniądze łaskę króla i hojne wynagrodzenie, i tak wszystkie umysły ułagodzili, że każdy chętnie i bez szemra- nia ofiarował to co miał na targu. Ten podatek podobało się potem Senatowi w całem królestwie zaprowadzić. Aby się jednak niezdawało, że król więcej na ludzkich niż na boskich siłach polega, więc pobożny ów monarcha także i niebo o łaskę dla siebie prosił. Upominany on by- wał od ś. p. Alexandra VII. rzymskiego papieża, aby na umyśle nieupadał, lecz aby Boga o pomoc przez pośredni- ctwo Matki najświętszej i opiekunów królestwa uczyniwszy jaki ślub w pewnej nadziei i pełnej wierze prosił. Dla te- go napomnieniom ojcowskim Syn posłuszny ślub Bogu i Pannie Maryi w naszym katedralnym kościele uczynić za- myślił i dzień dla siebie i dla stanu senatorskiego, z którego 28 się codziennie więcej z jeżdżało, wyznaczył w tym zamiarze, aby obraz Najświętszej Panny w kaplicy Domagalicza usta- wiczną czcią pospólstwa i laskami niebios wsławiony do obszerniejszego kościoła dla większej wygody licznych jego wielbicieli przeniesiony został. Dnia tedy pierwszego kwietnia r. b., który przypadł w sobotę i w oktawę Zwiastowania P. Maryi udał się Najja- śniejszy król do małej kapliczki P. Maryi na cmentarzu ko- ścioła metropolitalnego się znajdującej z senatorami króle- stwa pod ten czas osobę Jego otaczającymi, i tam z uroczystą okazałością i w przytomności wszystkich tak świeckich jak zakonnych stanów tudzież bractw wszystkich kościołów i całej ludności miasta wziąwszy obraz P. Maryi z tejże ka- plicy, bardzo wielu cudami od dawnych lat słynący, prześli- cznie ubrany i z processyą przez dwoch duchownych solen- nie ubranych niesiony, do kościoła metropolitalnego go od- prowadził i przed wielkim ołtarzem umieścić kazał. Woty- wę miał przed tymże obrazem najprzewielebniejszy namiestnik apostolski ks. Piotr Vido biskup laudeński, poczem nastąpiło kazanie zastosowane do tej uroczystości. Po skończonem nabożeństwie przystąpił król z swymi Senatorami do wiel- kiego ołtarza, i przed nim, przed obrazem Matki boskiej wsponinionej pokornie uklęknąwszy na pierwszym stopniu, z wielką pobożnością i uszanowaniem następujący ślub ustnie i na piśmie uczynił: "Wielka Boga człowieka Matko i Panno Najświętsza! Ja Jan Kazimierz z łaski Syna Twojego króla królów i Pana mego i z Twego miłosierdzia król padłszy do stóp Twoich Najświętszych, Ciebie za Patronkę moją i za Królowę państw moich dzisiaj obieram. 1 siebie i moje królestwo polskie, Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmuckie, Inflanckie i Czernichowskie, wojska obydwu narodów i ludy wszystkie Twej osobliwszej opiece i obronie polecam i o Twoją pomoc i miłosierdzie w tym nieszczęśliwym i przy- krym królestwa mego stanie przeciw nieprzyjaciołom ś. rzym- skiego kościoła pokornie błagam. A że największemi dobrodziejstwy Twemi pobudzony pałam wraz z moim narodem nową i najszczerszą chęcią słu- żenia Tobie, więc przyrzekam też i na przyszłość w mojem i ludów moich imieniu Tobie Najświętsza Panno i Synowi Twojemu, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi, że cześć Waszą i chwałę przenajświętszą zawsze po wszystkich kra- jach mego królestwa z wszelką usilnością pomnażać i utrzy- mywać będę. Obiecuję oprócz tego i ślubuję iż gdy za świętem Twem pośrednictwem i wielkiem Syna Twego miłosierdziem nad nieprzyjaciółmi a osobliwie Szwedami, Twoją i Syna Twego cześć i chwałę wszędzie po nieprzyjacielsku prześladującymi i zupełnie zniszczyć usiłującemi, zwycięztwo odniosę, u sto- licy apostolskiej starać się będę, aby ten dzień na podzię- kowanie za tę łaskę Tobie i Synowi Twojemu corocznie jako uroczysty i święty na wieki obchodzono i każe czuwać nad tern biskupom królestwa mego, aby to, co przyrzekam od ludów moich dopełnione było. A ponieważ z wielkim holem mego serca poznaję, że za łzy i krzywdy włościan w królestwie mojem Syn Twój sprawiedliwy sędzia świata przez siedm lat już dopuszcza na nas kary powietrza, wojen i in- nych nieszczęść: przeto obiecuję i przyrzekam oprócz tego, iż ze wszystkiemi memi stanami po przywróceniu pokoju wszelkich dla odwrócenia tych nieszczęść troskliwie użyję środków i postaram się, aby lud królestwa mego od nie- sprawiedliwych ciężarów i ucisków był uwolniony. Uczyń to Najmiłosierniejsza Pani i Królowo! abyś tak samo, jakeś najszczerszą chęć we mnie, w moich urzędnikach i stanach do uczynienia tego ślubu wzbudzi/a, także nam łaskę u Sy- na Twego dla wypełnienia tego ślubu uprosiła. Amen." Potem zaś Senatorowie i wielcy panowie królestwa z liczną szlachtą uklęknąwszy pod przewodnictwem przewie- lebnego X. biskupa przemyślskiego Andrzeja Trzebickiego Yicekanclerza koronnego następujący ślub uczynili: " Wielka Boga człowieka Matko i Panno Najświętsza! My NN. padłszy u Twych stóp przenajświętszych na kolana Ciebie za opiekunkę naszą, i Polski, ojczyzny naszej, Kró- lowę dzisiaj obieramy. Nas samych i to królestwo nasze Polskie, Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmuckie, Inflanckie i Czernichowskie, wojska obydwu na- rodów i wszystkie ludy Twojej osobliwszej opiece i obronie polecamy i o Twoją pomoc i miłosierdzie w tym nieszczęśli- wym i przykrym królestwa tego a ojczyzny naszej stanie przeciw nieprzyjaciołom ś. rzymskiego kościoła pokornie upra- szamy. A ponieważ największemi Twemi dobrodziejstwy w nas i w całym narodzie naszym została obudzona nanowo go- rąca chęć służenia Tobie, przeto obiecujemy odtąd tak we własnem imieniu jako też w imieniu rządców, panów i wszystkich ludów tego królestwa Tobie i Synowi Twemu Panu Jezusowi Chrystusowi, że cześć i chwałę Twoją wszę- dzie po krajach królestwa tego rozszerzać będziemy. Przy- rzekamy oprócz tego i ślubujemy, iż gdy król za świętem Twem pośrednictwem i wielkiem Syna Twego miłosierdziem nad nieprzyjaciołmi a osobliwie Szwedami, Twoją i Syna Twego cześć i chwałę wszędzie po nieprzyjacielsku prze- śladującymi i zupełnie zniszczyć usiłującemi, zwycięztwo od- niesie, u stolicy apostolskiej starać się będziemy, aby ten dzień na podziękowanie za tę laskę Tobie i Synowi Two- jemu corocznie jako uroczysty i święty na wieki obchodzo- no i będziemy czuwać nad tern przy pomocy biskupów królestwa naszego, aby to co przyrzekamy od ludów naszych dopełnione było. A ponieważ z wielkiem bolem serc naszych poznajemy, że za łzy i krzywdy włościan w królestwie naszem Syn Twój sprawiedliwy sędzia świata przez siedm lat już dopuszcza na nas kary powietrza, wojen i innych nieszczęść, przeto obiecujemy i przyrzekamy oprócz tego, iż ze wszystkiemi naszemi stanami po przywróceniu pokoju wszelkich dla od- wrócenia tych nieszczęść troskliwie użyjemy środków, i po- staramy się, aby lud królestwa naszego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków by! uwolniony. Uczyń to najmiłosier- niejsza Pani i Królowo! abyś tak samo, jakeś najszczerszą chęć w nas, w naszym królu i stanach do uczynienia tego ślubu wzbudziła, także nam łaskę u Syna Twego dla wy- pełnienia tego ślubu uprosiła, Amen." Który ślub uczyniwszy i znowu obraz cudowny najbo- gobojniej z nachyloną głową uszanowawszy, ucałował najpierw król a za nim wszyscy senatorowie Ukrzyżowanego, poczem każdy złożywszy jakąś dobrowolna ofiarę na swoje miejsce powrócił. Nie zawiedliśmy się na względach niebios za tak wiel- kie dla ś. apostolskiej stolicy posłuszeństwo, i za p?ędkie i bogobojne poddanie się Najwyższemu Bogu, ani na opie- ce Królowy naszej, jak się niegdyś pewnemu pobożnemu słudze swemu w Polsce poufale nazywać kazała, ani na wszelkiej w Niej Samej i w Patronach naszych pokła- danej ufności; ponieważ małe owo i błąkające się wojsko polskie podług możności zebrane i przez króla przeciw nieprzyjacielowi wysłane, siódmego dnia po uczynionym ślubie niemały oddział Szwedów na pograniczu królestwa stojący, który posiłków od króla swego swobodnie w Polsce gospodarującego oczekiwał, pod dowództwem Czar- neckiego szczęśliwie napadło pobiło i prawie zniosło, za- brawszy przytem w niewolę 55 znaczniejszych urzędników wojskowych i 16 sztandarów kornetami u nich zwanych, które w tryumfie do króla odesłane zostały, inną zaś zdo- bycz rozdzielono pomiędzy wojsko nasze. Gdy najjaśniejszy nasz król o tej pierwszej łasce nie- ba w pobłogosławieniu orężowi polskiemu z wesołą twa- rzą i z wdziecznem sercem się dowiedział, kazał zaraz dla podziękowania Bogu wszechmocnemu i Najświętszej Opie- kunce swej wotywę ś. odśpiewać, która też w dzień ś. Wojciecha patrona królestwa przed tymże obrazem Matki Boskiej z kazaniem pobożnie i uroczyście odprawiona zo- stała, poczem król przystąpiwszy do ołtarza i u stóp najśw. Panny padłszy na kolana jeden nieprzyjacielski sztandar naj- pokorniej jej ofiarował, resztę zaś złożyli inni panowie na ternie samem miejscu. Wkrótce potem zasiliwszy podług możności wojsko pieniędzmi wyruszył król pierwszych dni kwietnia ze Lwo- wa do Sokala, w towarzystwie wiernych przyjaciół i wo- dzów wojska z oddziałami kwarcianemi, nielękając się spo- tkania ze Szwedami ani nawet z Karolem samym, który po ustaleniu przymierza z Elektorem Brandeburskim w Pru- siech czemprędzej mimo złych dróg i mrozów spieszył na- przeciw wojskom naszym i nieochybne zwycięztwo sobie ro- kował. Aby jednak dla wyczerpanego zupełnie skarbu na wszystkiem nie zbywało, ściągano zewsząd pieniądze konie- cznie potrzebne do prowadzenia wojny; ale że wielu przez ponie- sienie znacznych strat majątki postradało a inni z bojaźni pieniądze swe ukrywali, przeto zmuszony był król za po- zwoleniem stolicy apostolskiej uciec się do skarbów znajdu- jących się po kościołach, z których pod zapewnieniem przy- szłego zwrócenia złote i srebrne sprzęty do mennicy ode- słane całego królestwa niedostatek zastąpiły, oprócz tego nałożono na targową żywność w całem królestwie na wzór miasta Lwowa podatek nowy, akcyzą zwany, a oraz został rozesłany do szlachty po wszystkich wojewodztwach dekret królewski, nakazujący im pospolite ruszenie. ROK 1657. Z początku roku 1657 nowe w mieście naszem za- mieszanie powstało dla niebezpieczeństw zagrażających ze stro- ny Jerzego Rakoczego, księcia Siedmiogrodzkiego. Książę ten otrzymał był niedawno tak zwany indygent i prawo szlachectwa polskiego, i przyjaźń dla króla Kazimierza przez dobrowolne posłanie mu posiłków podczas wojny kozackiej okazywał; teraz zaś zmieniwszy umysł w skutek nadziei zostania królem, którą mu zrobili senatorowie królestwa dla łatwiejszego otrzymania posiłków, gdy usłyszał że Kazimie- rza znowu do królestwa powołano, największym się nie- przyjacielem ogłosił, i listy swoje uniwersalne do wszyst- kich stanów i urzędów czyli zwierzchności rzeczypospolitej polskiej, z obietnicą łaski i obrony jeźli mu posłuszeństwo przyrzekną, a z zagrożeniem wojny w przeciwnym razie, pod dniem ostatnim grudnia r. 1656, przyrzekając osobli- wie wolność sumienia zachować, przez poblizkie prowincye rozgłosił. I nie długo też zwlekał swoją groźbę, lecz po piśmie zaraz i broni użył, Pokucie przyległą sobie krainę z dosyć licznem wojskiem najechał, i natychmiast wierny pocho- dzeniu swemu od Hunów, pożarem, mordem i pustoszeniem na szlachcie i pospólstwie niewinnem w nieludzki sposób srogość swą wywierać zaczął. Zabijano ludzi jak bydło, męczono do ostatniej chwili na torturach, jednych pieczono na rożnach, drugich przeżynano piłą, innych gotowano w kotłach, innych znowu smołą i żywicą polanych pieczo- no przy ogniu, a wielu też z poobcinanemi rękami i no- gami o przyspieszenie swej śmierci błagali, Nie przepu- szczano ani zgrzybiałemu wiekowi ani płci słabej, dzieci po- rwawszy za nogę o mur rozbijano, proszącym o jałmużnę oczy wykłuwano, obrzynano uszy, albo z tyłu skórę zdzie- rano , nad którą to dzikością tylko dawnym tyranom właści- wą nawet sam Szwed nieprzyjaciel ubolewał, i takową Ra- kocemu publicznie ganił, jak Kochowski świadczy. Nasz Lwów zaś, który sobie Rakocy za pierwszy cel swego zwycięztwa i za stolicę swej wojny obrał, siłą i oblę- żeniem napewno zdobyć sobie obiecywał. Dosyć bowiem sił nowonarodzony ów Attyla, naszemu Lwowi nieprzyja- zny, nietylko dla pokonania naszego miasta, ale nawet dla zawojowania całej Polski posiadał, mając na swe rozkazy 20,000 Węgrów, Multanów i Wołochów, 10,000 wybranych z pomiędzy owczarzy i górali zbójców, i 10,000 Kozaków wia- rołomnych pod dowództwem Antoniego Zielenieckiego i Po- peńka, które na zgubę naszą pod pozorem jednak przyja- cielskiej obrony prowadził, wszędzie okrutny, chciwy kró- lestwa i krwi naszej więcej niż wina swego pragnący, wia- rołomny, chytry i nieubłagany. Miasta: Sambor, Przemyśl i Jarosław niespodzianym najazdem przestraszył, i tylko za znacznym okupem je opuścił. Względem Lwowa naszego myślał o nieprzyjacielskich krokach, dla Rusi o ostatecznej klęsce a sobie w królestwie polskiem konieczne tryumfy, wielkie łupy i koronę państwa ozdobną napewno zapamię- tały szaleniec obiecywał. Tak to rzeczy pomyślne nigdy pewnych nie mają granic. Śród tych zagrażających Polsce nieszczęść arcybiskup tarnowski, jako prymas Rusi, ze szlachtą z swej strony, jakby zapobiedz niebezpieczeństwu miasta, i coby czynić potrzeba na przypadek oblężenia, w klasztorze 00. Domini- kanów d. 24 stycznia się naradzał, a potem ze Lwowa do Tarnowa na pogrzeb Władysława Dominika książęcia na Ostro- gu i Zasławiu Wojewody krakowskiego, zostawiwszy dla spraw od jego sądu zawisłych zastępcę w osobie Stanisła- wa Czuryły oficyała swego, spiesznie wyjechał zkąd wkrótce znowu do Częstochowy się udał, aby króla z Gdańska tam- że przybyć mającego uroczyście powitać. Obok tylu grożących zewsząd strasznej wojny niebez- pieczeństw jeszcze miasto nasze zaraźliwą słabością w tym roku nękane było; panowało morowe powietrze, którego ofiary musieli dzień i noc uprzątywać grabarze; miasto je- dnakże nieupadało na umyśle, ale zasługom i opiece sza- nownego ówczas sługi bożego Stanisława Kostki Jezuickie- go nowicyusza, który w tym czasie wielu łaskami od Naj- wyższego wsławiony został, z całą ufnością religijną się po- lecało. Co więcej śród tej niedoli pamiętało tez miasto o obronie publicznej przeciw nieprzyjaciołom i bramę krakow- ską zwaną grabarską dopóty utwierdzać nieprzestało, póki nieskończyło, a zarazem uchwałą publiczną 1,000. złp. na zapłacenie za roboty wyznaczyło. 29 I zapewne niebyloby uszło miasto nasze w tym roku niebezpieczeństwa oblężenia, gdyby przychylne nam niebo innej Rakocemu niepoddało było myśli, to jest, aby wprzó- dy dla połączenia sil z Gustawem królem Szwedzkim, za- niechawszy tymczasem dobywanie Lwowa, do Krakowa po- spieszył. Jakoż istotnie zjechał się on wkrótce potem san- domirskim gościńcem niedaleko Opatowa z Gustawem, gdzie postanowili przez okolicę Lublina znowu do Lwowa powró- cić z obydwoma wojskami; ale wprzód jeszcze dla uwolnienia Wirtemberczyka, który, w Warszawie pojmany, w Zamościu pod strażą zostawał, ku temu miastu się zwrócili. Ponieważ zaś tymczasem wieść się rozeszła, że Car moskiewski do Inflant dąży, przeto Rakocy z Gustawem, gdyż się całkiem na wolę króla szwedzkiego wielkie ko- rzyści mu obiecującego zdawał, do Litwy wojska swe za- wrócili. I tak nasz Lwów za osobliwszą obroną boską od napadu wojsk obydwóch uwolniony został. Wkrótce po odejściu króla Karola do Prus nasz Lwów dowiedział się, że Siedmiogrodzka ziemia od naszych, wet za wet oddających, napadnięta została, że wojska nasze odebrały Szwedom Poznań i Kraków, że wycieczki Pola- ków do pomorza Szwedzkiego się powiodły, że Rakocy z ca- łem swem wojskiem od Czarneckiego i od innych polskich wodzów pobity i rozbrojony został i że nakoniec od Tata- rów nadeszłych znowu pobity i złupiony, wpadł sam Ra- kocy w ręce Polaków. Nie z mniejszą radością dowiedział się także Lwów o śmierci Bohdana Chmielnickiego w Czechryniu ostatnich dni czerwca zaszłej, owego całej rzeczypospolitej i swego wła- snego upadku sprawcy, który zapamiętały w swej przewro- tności śmiał to przedsięwziąć, oczemby nikt, chyba tylko człowiek pozbawiany zmysłów nawet pomyśleć się nieod- ważył. Powiadają że będąc bliskim zgonu żałował za swo- je czyny, że króla Kazimierza za swe występki przeprosić kazał, i za późno winę swą uznał, podobnie jak wszyscy występni kiedy występków popełniać już nie mogą. Syna małoletniego Jerzego zostawił pod dozorem opiekunów, aby panowanie swoje nad Kozakami przez syna jeszcze i po śmierci utrzymać, lecz ci Jana Wychowskiego w wieku i w rozumie dojrzalszego obrać sobie życzyli, któremu też i sam Chmielnicki już umierający, poznawszy skłonność po- spólstwa , i syna swego i rząd uprzejmie polecił. ROK 1658. W tym roku 1658, miasto wielką swą wdzięczność dla czcigodnego sługi bożego Stanisława Kostki nowicyusza Jezuickiego Polaka rodem okazało, albowiem pomne na to, że przeszłego roku, jako powiedziałem, ślub uroczysty uczy- niwszy od powietrza przez tego młodego Świętego oswobo- dzone zostało, na powszechne żądanie w rocznicę jemu po- święconą wizerunek jego metalowy 5 łokci wysoki, o sze- roki zrobić kazało, i tenże przez Jerzego Giedzińskiego szu- iragana naszego uroczyście poświęcony na ścianie wieży ratuszowej przybiwszy w nocy rzęsistem oświetleniem i pię- kną muzyką wdzięcznie uczciło. Konsulowie miasta naszego odznaczvli się w tym roku dwoma czynami cnotliwemi dla przykładu następców. Pewien Ormianin Owazyn Menachowski kupiec z miasta Tohath, z dale- kiego kraju, przybywszy do miasta naszego z towarami ro- ku zeszłego, umarł w tym roku bez testamentu. Towary jego wysoko szacowane i przez urząd miejski spisane, po- nieważ podług przywilejów królewskich na rzecz miasta przy- padały do składu odniesiono. Wszelako na żądanie pisemne po Ormiańsku w tym roku od pewnego Jana, pastora tegoż miasta Tohath, świadczącego, że umarły syna i córkę ma żyjących, do Torosiewicza arcybiskupa i do starszyzny Or- mianów nadesłane, konsulowie przenosząc uczciwość nad pożytek, po uwierzytelnieniu pisma owe rzeczy i towary złożone bez sprzeczki całkowicie wydali. W teraźniejszym czasie starosta miejscowy towary po zmarłych kupcach wschodnich dla siebie zatrzymuje; jakoż niedawno ze składu miejskiego koniecznie wydać je sobie kazał, może na swój pożytek, nie dla dziedziców, ani na obwarowanie miasta ich używając. Powtóre zdarzyło się, że pewien oszust, Łukasz Go- dziszewski, jałmużną życie utrzymujący, aby sobie stan po- lepszyć cyrulikiem się ogłosił, i obywatelce Dutkiewiczowej i jej synowi siedmioletniemu dał lekarstwo, które przed konsulami turbitum nazwał, a po którego wypiciu i matka i syn razem umarli. Otóż na mocy wyroku konsularnego został ów oszust z miasta wypędzony i aby do niego wię- cej nie powracał, i chorym trucizny nie dawał, pod karą śmierci mu zakazano. Dobrze to pospolicie mówią, że nie- doskonały lekarz doskonałym jest zabójcą. I dla tegoto może i król Kazimierz wyrokiem swoim w tym roku w Warszawie wydanym nakazał, aby Zydzi trudniący się leczeniem i inni jacy bądź szarlatni w mie- ście Lwowie chorych leczyć się nie ważyli, lecz aby to czynili tylko sami lekarze we wszechnicach katolickich wy- zwoleni. Tym samym wyrokiem została także nakazana rewizya aptek i zaświadczeń aptekarzy i rozkaz ten do wykonania konsulom odesłany. W tym roku zrządziło powietrze morowe, które aż do Warszawy się rozeszło, także i w królestwie pomiędzy woj- skami posiłkowemi i naszemi wielkie spustoszenia. Ukraina po śmierci wichrzyciela zdawała się być spokojną, ale na nieszczęście znowu coś nowego kłuć się tam zaczęło. Jan Wychowski bowiem na miejsce zmarłego Chmielnickiego obrany chociaż z rycerskiego stanu niebył, ściągnął wkrótce na siebie nienawiść Cara moskiewskiego, który Ukrainę wziął pod swoją opiekę, i dla tego wiele obwinień, podejrzeń, zasadzek, na koniec i gwałtownych napaści znosić musiał. Aż w końcu sami Kozacy ostrem Moskali panowaniem gardzić i życzyć sobie zaczęli, aby ich swywola ukróconą została, a rozgniewawszy się, ze ich niewolniczemi rozka- zami dręczono, i do przebłagania króla Kazimierza będąc gotowi, posłów swoich na sejm do Warszawy posłali. Król nie puścił tej zręcznej sposobności , a posławszy komisarzy łaskę swoją i przebaczenie Kozakom ofiarował, co oni z ochotą przyjąwszy w obozie przy miasteczku Hadziaczu pod 47 września takowe pokoju przyjęli warunki. 1. Ukraina na wzór Litwy swvch urzędników mieć będzie ze szlachty kijowskiej Bracławskiej wybieranych a od króla przez przywileje potwierdzanych, którzy w radzie królestwa, tak, jak dygnitarze innych krajów zasiadać będą. 2. Metropolita kijowski miejsce w senacie przy arcybiskupie lwowskim zajmować będzie. 5. Nazwa Unii znosi się. 4. Dyzunitom dobra, a kościołom ruskim ich majątki po- wrócone zostaną. 5. Akademia kijowska pod warunkiem, że się nauczyciele tamtejsi wszelkich kacerstw wvrzekna, takie same jak krakowska wszechnica otrzyma przywileje. 6. Sejmy dla ksieztwa ruskiego we Lwowie lub w Łucku odprawiane będą. 7. Sądy dla różnicy języka, lub odległości miejsca, gdzie się dogodniej zdawać będzie, ustanowione zostaną. 8. Stolica rzymskiego biskupa dla uniknienia kłótni z przy- czyny rozmaitych obrządków, z Kijowa do Chwastowa przeniesioną będzie. 9. Nowa moneta dla księztwa ruskiego z wizerunkiem kró- la bita będzie. 10. Wojsko Zaporowskie ma wynosić 30,000 a z tych 10,000 zostawać będzie na żołdzie. 11 Wojsko polskie bez wyraźnej potrzeby w województwie Ukrainy ani zimowych leż ani letnich mieć nie będzie. 12. Panowie swe dzierzawy, lecz z małym orszakiem, od- zyskają. 13. Hetman teraźniejszy Zaporowski dowództwo nad woj- skiem do końca życia swego zatrzyma, zostanie przyjęty do rady i województwa Kijowskie, Czechryńskie, Czerka- skie i Pereacławskie prawem lennictwa i na wydatki wojskowe, a Lubomierskie i Barskie w tytule posiadać będzie. 14. Na przyszłość prawo wyboru Hetmana Zaporowskiego przy Kozakach zostanie ; gdyby taki hetman wybrany zo- stał z pospólstwa, będzie mimo to uważanym godnym krzesła senatorskiego, i po złożonych dowodach wier- ności i zasług będzie od króla godnością szlachectwa za- szczycony. 15. Na przyszłym sejmie król zasłużonym Kozakom nada prawo szlachectwa. 16. Tym wszystkim, którzy przeszli na stronę nieprzyjaciel- ską, a osobliwie Jerzemu Niemierzycowi, Aryanowi, który jako zdrajca ojczyzny udał się do Szwedów, od tych zaś jako zbieg do szyzmatyckich kozaków przeszedł, daruje winę król i rzeczpospolita. 17. Żydom jeżeli chcą, powrót na Ukrainę dozwala się. 18. Nieprzyjaciele królestwa za nieprzyjaciół u Kozaków będą uważani i przeciwnie. Temi warunkami Kozacy ułagodzeni pokój dla królestwa i sobie zrobili, i kró- lowi posłuszeństwo przyrzekli. W tym roku podobno rozporządzono w naszym me- tropolitalnym kościele i w całej archidyecezyi, ażeby kaza- nie w środku mszy było, przedtem bowiem aż po mszy ś. kazanie do ludu prawiono. ROK 1659. Aby dla słabych kapłanów dom wygodny jak naj- prędzej w tym roku wybudować, rozkazał Arcypasterz Tarnowski uzdolnionym do tego osobom 10,000 złotych wyliczyć. Także wybudowanie kościoła i szpitala ś. Marcina w po- bliżu miasta naszego leżącego, ponieważ skutkiem napadów nieprzyjacielskich pierwsza fundacya i inne prawa zniszczo- ne zostały, częścią potwierdził a częścią odnowił Tarnowski. A ponieważ ten szpital dla miasta naszego bardzo był po- żyteczny, więc o początku jego to, co z pism mogłem ze- brać, krótko opowiem. Jeżeli już innym ludziom przeciwnym losem nękanym i przypadkami życia ludzkiego w ostatnią nędzę pogrążonym pobożność chrześciańska pomagać każe, tedy tern bardziej tym, którzy wojując za całość wszystkich i rzeczypospolitej, i rany i kalectwa z poświęceniem swego majątku stałym umysłem znosić się nie wahają, sam obowiązek i wdzię- czność pomoc nieść nakazują. Dlatego też szanowny mąż i bohater Ałexander cle Rytwiany Zborowski jeszcze w r. 1657. z natchnienia bo- skiego gorliwy o dobro bliźniego i zbawienia duszy swojej pozyskawszy osobne pozwolenie jeszcze od śp. Jana Pru- chnickiego natenczas arcybiskupa lwowskiego, kościół na swym gruncie pod tytułem ś. Marcina biskupa na przed- mieściu krakowskiem zbudował, wraz z klasztorem, do któ- rego braci Karmelitów dawnej reguły, pospolicie trepkowy- mi zwanych, z większego naszego klasztoru na przedmie- ściu Halickiem, w obecności tegoż Pruchnickiego, kapituły, urzędu konsularnego i innej szlachty uroczyście w tym ro- ku sprowadził, wszelkie należące do tego grunta, ogrody, łąki, sady, budynki, karczmy i wszystkie inne pożytki tymże ojcom, przez zapis urzędowy w grodzie niższym lwowskim we wtorek po uroczystości nawrócenia ś. Pawła apostoła w następnym roku 1657 złożony, z wszelkiemi prawami i władzą dla utrzymywania 12 żołnierzy wysłużonych, aby sła- be i pokaleczone ciała w służbie rzeczypospolitej bezpie- cznemu pokojowi i doskonalszej służbie boskiej poświęcić i o zbawienie duszy starać się mogli, na wieki darował i tej- że darowizny potwierdzenie od Króla Kazimierza d. 12 lip- ca r. 1650 tudzież od arcybiskupa Grochowskiego wyrobił. Tę więc fundacye kościoła wraz z czynszami szpitalu w summie 10,000złr. zapisanemi, za staraniem opiekunów przez całe wojsko obranych, mimo przeszkód ze strony Stanisława Czuryły jeneralnego officjała, który na mocy ja- kiejś cesyi otrzymanej od szlachetnego Wydżgi prawo opieki nad ta fundacyą sobie rościł, potwierdził Tarnowski. Z niemniejszą gorliwością popierał arcybiskup Tarnow- ski w tym roku także chwalebny zamysł Jana Sobieskiego, w ówczas marszałka koronnego a z czasem berło królewskie całej rzeczypospolitej dzierzyć mającego. Pobożny mąż ten bowiem zapisał był w tym roku na dziedzicznych dobrach swych Błudów sumę 30,000 złp. dla czterech braci szpi- talnych reguły ś. Jana bożego i szpitalnego kapłana z tym warunkiem, by ci czterej bracia z piątym duchownym tej- że reguły siebie i 8 chorych z procentu rocznego od tejże sumy w kwocie 2,100 złp. przypadającego utrzymywali i wszelkie potrzeby tak cielesne jak duchowne podług swo- jej chwalebnej reguły pokrywali. Tę więc sumę wraz z pro- centem Tarnowski nietylko potwierdził, ale nadto owym Braciom kościół ś. Wawrzyńca na przedmieściu leżący za zezwoleniem kapituły i Konsulów, pomienionego kościoła patronów, ze wszystkiemi tegóż kościoła użytkami i grun- tem, gdzie przedtem kapłan świecki był prebendarzem, da- rował i do ich reguły zastosował. A wreszcie w roku 1693 tenże sam fundator Jan Sobieski, a po kilku latach Jan III król polski, tymże braciom szpital dosyć obszerny z mo- cnego muru wybudował, i dochody jego znacznie po- mnożył. Jeszcze Polska po dawnych nieszczęściach nie wytchneła, gdy oto wielkie w jej własnem łonie wylęgło się nieszczę- ście, to jest konfederacya wojsk zbuntowanych. Te bo- wiem nie zważając wcale na stan tak biednej wtenczas oj- czyzny, dla zatrzymanego ze wszech stron nieszczęśliwie żołdu przez trzy lata, sprawiedliwie wprawdzie ale w bar- dzo niedogodnym czasie z niezmierną szkodą rzeczypospoli- tej i z nieuchybną utratą tylu zwycięztw już się oto kró- 30 lowi nadarzających, po rozwiązaniu się komisyi w Lublinie dla nieprzysłanych na żołd pieniędzy, rządcę sobie czyli mar- szałka Marka Jaskólskiego, oboźnego, obrały i nowy urząd wojskowy ustanowiły. Jakoż zaraz oskarzono przed tym urzędem wszystkie miasta, miasteczka, wsie, mieszczan i rolników niewinnie o zatrzymanie pieniędzy, a poniekąd poczuła także szlachta wolność wojskową na wszeJkie zdrożności wyuzdaną, i wnet prawie w całej rzeczypospolitej stała się podróż niebezpie- czną dla ciągłych rabunków, mieszkańce niebyli bezpieczni w swych domach, pokój publiczny został zakłócony i wy- stępkami zgwałcony, z królem obchodzono się bez wszel- kiego uszanowania dla majestatu, znieważano stan senator- ski i gorzej poganów deptano wszelkie prawa boskie i ludzkie. Nasz Lwów jako wszystkich nieszczęść królestwa ucze- stnik, i teraz jakby na cel dla strzały wystawiony najprzód uczuł impet rozhukanego wojska; pod jego murami bowiem wypowiedziawszy posłuszeństwo oddziały zbuntowanego wojska się rozłożyły, podług upodobania nakładały podatek, pierwsi sprzysiężonych wojsk naczelnicy w naszem mie- ście długi czas przez cały ciąg sejmu warszawskiego ze szkodą miasta, które już tyle nieszczęść i nędzy wycier- piało, i ze szkodą ubogich przepędzili, udając, że czekają na powrót swych posłów, których do Warszawy wyprawili, i gdyby urząd konsularny aresztów, szkalowania, groźb woj- skowych cierpliwie był nie znosił, a nakoniec z własnego worka kilka tysięcy był nie wypłacił, nie unikłoby było państwo publicznego zrabowania zasłużonych obywateli oj- czyzny. Przy tej nowej zmianie rzeczy w królestwie nieprzy- jaciele już wojną znużeni znowu do napadnienia Polski śmiałości nabrali. Moskal w Litwie korzystając z czasu wiele miejsc i warowni opanował i załogami osadził; Szwed przez jenerała Wirtryusza w Prusiech zamki i krainy także blisko siebie lezące nad wszelkie spodziewanie siłą napadłszy, ła- two zagarnął, obszerne krainy ku Toruniowi bezkarnie pu- stoszył, potem Gdańsk obietnicami łudził, ale ze niemi wierności Gdańszczan zachwiać niezdołał więc w końcu z groźbą od niego odstąpił, lecz przez Krzysztofa Grodzic- kiego , kasztelana kamienieckiego, a Prus zarządcy, w ucho- dzie na wojsku osłabiony, raz o 200, a drugi raz o 500, ludzi. Już i Moskale na rozkaz Alexandra Mihajłowicza Cara Wielkiego, którego mocno bolało, że się przez naszych po- siłków przeciw Szwedom szukających w nadziei uzyskania korony i królestwa oszukanym być sądził, z trzema woj- skami do królestwa dążyli, wkroczywszy we 30,000 na Ukrainę, w 30,000 do Litwy, a w 30,000 między brzegi Dniestru. Już hetmana polnego wojsk Litewskich Gąsiew- skiego i komisarzy dla robienia pokoju posłano do Wilna, który Moskale pod dowództwem Chowańskiego niespodzianie opadłszy podstępnie zajęli, a Grodno, Troki, Mińsk i Brześć załogą swoją osadzili; z czego dzika duma i zapamiętałość wrodzona coraz bardziej między nimi wzrastała, — az wre- szcie pod miasteczkiem Ukrainy Konotopami przez hetmana Kozaków Wychowskiego sprzymierzonego z Tatarami dnia 17 lipca w sam dzień śś. Apostołów Piotra i Pawła po- dług ich kalendarza zwyciężonymi zostali, i ścigani przez Tatarów aż pod samą Moskwę straszne spustoszenia, morder- stwa, pożary i wielką stratę w ludziach wycierpieć musieli. Tak sprawiedliwy sędzia wielkiemu carowi wet za wet odpłacił. Na sejm Warszawski przyspieszyli także naczelnicy ko- zaków w liczbie 200 ludzi, miedzy którymi Konstanty i Da- niel Wychowscy tudzież Jerzy Niemierzyc podkomorzy ki- jowski, zbieg od Szwedów na Ukrainę, gdyż do Polski po- wrócić niemógł. Ten w gładkiej mowie królowi i rzeczy- pospolitej pojednanie z Kozakami i odzyskanie oderwanej Ukrainy powinszował, i posłuszeństwo tej prowincyi do rzeczypospolitej na powrót wcielonej pod nazwą wojewódz- twa Zaporowskiego publicznie zaprzysiągł. Lecz tak długo w umyśle Kozaków trwałość poddaństwa zostawała , jak długo w uszach Polaków urzędowa mowa posła dla niego samego zgubna, jak niżej okażę, brzmiała. Skończyli nakoniec sejm z tym skutkiem, że po długich naradach względem wojny i pokoju, komisarzów dla zro- bienia przymierza ze Szwedem i z Moskalem wyznaczono, Kozacy zaś z łaską królewską i z przebaczeniem wszyst- kich przestępstw powrócili do swoich, kiedy raczej śmier- cią okrutną za swoje nieposłuszeństwo powinni byli być ukarani; gdy tymczasem żołnierze bez żołdu ciągle obsta- wali przy konfederacyi i dlatego obrony królestwa zanie- dbywali. Nasz Lwów7 zaś ustawicznie przez trzy miesiące jak długo sejm trwał w Warszawie niepokoili. Pod ten czas także zmiana monety stan rzeczypospo- iitej dla zmniejszonej wartości mocno osłabiła. Prawem sejmu roku zeszłego 1658 ustanowionem było, aby dla codziennego używania monety dwa miliony szelągów wybi- to, któreby niedostatek złota i srebra zastąpić mogły. Te jednakże do wybicia Tytusowi Liviuszowi Boratiniemu, Wło- chowi, oddane nad 20 milionów nagle pomnożyły się i swemu autorowi wiele narobiły kłopotu. Ale w końcu uwolnił on się od tej kryminalnej sprawy przysięgą 18 świadków wsparty, że nie więcej, jak dwa miliony szelągów podług umowy z rzecząpospolitą zrobionej wybił, i że winę tego jemu przypisywać nie należy, że fałszerze w swych kuźniach potajemnie fałszywe szelągi wybili. Tę jednak po- ciechę ma autor rzetelnych szelągów, że aż dotychczas jego szelągi za użyteczne pod jego imieniem są używane, gdy przeciwnie inne podrzucone żadnej niemają wartości i zupełnie z obiegu są wykluczone. Podobnego prześladowania doznał także Tomasz Tinf Ślązak za srebrną monetę wartości jednego złotego czyli groszy 30 z napisem w języku łacińskim z jednej strony: "Daje nagrodę zachowana całość, i jest lepsza od kruszcu." A z drugiej strony: "CR. Jan Kazimierz król." z przyczyny zarzutu, jakoby wybił ją ze srebra nie równej wartości z monetą innych królestw. Trzymano go tedy w areszcie miejskim we Lwowie, jednak w uczciwy sposób dozwalając często odwiedzać go obywatelom i licznym przyjaciołom je- go, aż w końcu oczyścił się z podejrzenia, rozkaz wyższej władzy, która mu tak czynić kazała, na swoją obronę po- kazując, i niewinność swą udowodnił; to też dziś jeszcze bardzo szacowane u obcych nawet są tynfy jego, i czynią imieniowi jego zaszczyt. W tym roku Krzysztof Grodzicki, sławnv bohater, miasta naszego przez dziesięć niedziel podczas ścisłego oblę- żenia przez Kozaków a po raz drugi Moskali waleczny obroń- ca, już w tenczas dla zasług swoich kasztelan kamieniecki, naczelny wódz całej artyleryi w Koronie i rządca Prus jak to wyżej mówiłem, po wycierpianej przez dwa lata u Chmiel- nickiego niewoli, a dwa razy jeniec u Tatarów, nakoniec podczas wojny szwedzkiej, jak Kochowski świadczy w roz- dziale o poddaniu się Torunia, moskiewskiej i kozackiej najsławniejszy wojownik — życie doczesne zakończył. Po- grzebany został w naszym kościele w kaplicy Buczackich okok rodzonego brata Pawła równie sławnego bohatera, któremu nagrobek piękny w tejże kaplicy postawił. Niechaj zakończy te poważne powieści śmieszna hi- storya, która w tym roku w naszem mieście wydarzyć się miała. Pewnego dnia w tym roku zadzwoniono w wielki dzwon tutejszej cerkwi ruskiej, natenczas jeszcze szyzmatyc- kiej. Jakaś przekupka polska rzekła do towarzyszki swojej rusinki żartem: "o jakże grubo brzmi wasz Seryło!" Ruska owa za urazę poczytała to przezwanie dzwonu swojego obrządku, i mocno zgromiła Polkę, i aby się zemścić od- powiedziała "Jeżeli nasz dzwon jest Seryło, to wasz kate- dralny jest Hawryło" wzajemnemi więc ucinkami o honor, obudwóch dzwonów tak długo się publicznie na mieście kłóciły, że po wielu szkalowaniach do sądu pójść musiały. Był natenczas sędzią Bartłomiej Zimorowicz wiekiem i na- uką poważny konsul, który wysłuchawszy błahe owe krzy- kliwych kobiet kłótnie, wydał wyrok obróciwszy się do Polki "Słyszysz! ty kobieto żebyś sie nie ważyła dawać tak lekkomyślnego nazwiska tak wielkiemu dzwonowi, ale pod karą pieniężną zawsze dodaj tytuł: "Pan Seryło brzmi." Na który wyrok Polka się roześmiała, a Ruska ucieszyła się, jak gdyby wygrała sprawę. I tak ów dzwon z kłótni kobiet w późną potomność nieprzyjemne nosić musi na- zwisko. ROK 1660. W Warszawie odbyło się w tym roku zalecone przez króla Kazimierza zgromadzenie stanów, na który licznie zjeżdżali się Senatorowie i król Kazimierz okazał, że sławę państwa od napaści nieprzyjacioł dzielnie obronił. Na tym zgromadzeniu pokój ze Szwedami zrobiono i zezwoleniem stanów potwierdzono; a byli tam także i posłowie wojska wypłaty żołdu lub uwolnienia żądając; ale ze niedostatek skarbu pieniędzy wyliczyć niedozwalał, a powrotu do domu, kiedy się wojna zbliża, obrona ojczyzny i całość powszechna nie pozwalała, dano wojsku w naszej Kusi zostającemu prze- pyszne obietnice obfite w słowa a w skutku próżne i zwy- czajem Polaków radzono im czekać, nie zważając na po- gnębienie skarżącej się Rusi. Nie tylko bowiem od nieprzyjacioł i od własnych żołnierzy ale nawet od rabusiów królestwa dręczone były prowincye ru- skie i nasz Lwów był w obawie o swoje przedmieścia. Niejaki Oleszko człek pospolity zebrał znaczny poczet ło- trów, domy, wsie i miasteczka łupieżył, nawet Podole i Wo- łyń mieczem i ogniem po nieprzyjacielsku pustoszył, i byłby może wzrastając coraz bardziej w siłę nawet na większe rzeczy się odważył, gdyby bandy jego dobrane oddziały pol- skie niebyły nagłym i niespodzianym napadem rozbiły a on sam zawieziony do Ostroga z współwinowajcami sprawiedli- wej kary za te swawolę i niegodziwe rozruchy był nieponiósł. W tych nieszczęśliwych czasach także zaraza siostra wojny po różnych miejscach naszego królestwa grasowała i morderczą kosą głowy ludzkie jak gdyby lekkie ścinała kłosy, napełniając trupami miasteczka, wsie i pola i naba- wiając strachem wzdychających śród niebezpieczeństwa mie- szkańców. Jednakże ten rok 1660. pomyślnie dla Polski się za- czął, albowiem pokój ze Szwedami pierwszych dni stycznia w monasterze Liwskim reguły Cystersów o milę od Gdań- ska zawarty został, po odprawionem wszędzie po kościołach nawet Akkatolików nabożeństwie; a pisemne warunki jego roztrząsano w przytomności posłów książęcych pod przewo- dnictwem Antoniego de Lumbres, posła króla francuzkiego w same święta wielkanocne, które król Kazimierz w Gdań- sku przepędził, gdy tymczasem Karol Gustaw podczas zawierania pokoju na nerwową febrę w królestwie swojem umierał. Po zawarciu ze Szwedami pokoju Polska całą siłę zwró- ciła przeciw Moskalom Litwę od roku już ciemiężącym i Wilno i inne miasta swoją załogą trzymającym. Tam bowiem Chowański wódz moskiewski dla wielu pomyślnych wypraw wojennych wielce od swoich poważany miał 30,000 najwy- borniejszego wojska i zamek Sapiehów w Lachowie dobrze wprawdzie obwarowany, lecz niedostatek żywności i prochu cierpiący, przez pół roku w oblężeniu trzymał. Z tym od- działem odporną wojnę Litwini tymczasem prowadzili, aż nadszedł z swym wojskiem niemieckiem Czarnecki, który swój oddział 3,000 z legionami Sapiehy 6,000 wynoszą- cemi złączywszy w pierwszej potyczce zniósł 500 Moskali a potem z Sapiehą pod wsią Połanką na korpus Chowań- skiego dnia 27 czerwca w szyku bojowym natarł i po za- ciętej walce od rana do południa na głowę go pobił, z pie- choty moskiewskiej mężnie o zwycięztwo dobijającej się pod dowództwem Żmijowa na tern samem miejscu, które wprzód zdobyć chcieli, nad 8,000 berdyszami ubiwszy i Szczerbę drugiego po Chowańskim naczelnika pojmawszy; sam zaś Chowański utraciwszy nad 15,000 wojska z dwoma syna- mi do Smoleńska uciekł, wszystek łup na zdobycz wojsku polskiemu i litewskiemu na placu zostawił, i jak tenże sam pisarz Kochowski powiada, zdjąwszy z szyi wizerunek ś. Mi- kołaja za karę, że dopuścił na niego klęskę, z wrodzonej Moskalom srogości, jak gdyby w pomieszaniu zmysłów, ki- jami bić kazał. Spieszyły od Połonki połączone zwycięzkie legiony o północy, a o świcie pod obozem oblężeńców o ucieczce myślących ukazali się. Czynią wycieczkę i oblężeni z zam- ku dotychczas bronionego mężnie na równiny polne i oko- py Moskalów z bronią i krzykiem napadają, gdy tymczasem zwycięzcy Polacy i Litwini z drugiej strony na nich ude- rzyli. Moskale zatrwożeni niespodzianym napadem zwycięz- ców zrazu wahają się, potem, którędy mogą, uciekają; wielu padło pod mieczem, innych wzięto w niewolę. Z radością otrzymał tę wiadomość król Kazimierz w Warszawie dnia czwartego po bitwie w kościele fran- cuzkim, gdzie słuchał nabożeństwa, i natychmiast nieroz- pieczętowawszy nawet pisma padł przed ołtarzem na ko- lana i Najwyższemu za zwycięztwo solenne złożył dzięki, a wkrótce wspomnione na początku tego roku zgromadze- nie stanów królestwa szczęśliwie i z tryumfem zakończył. Pokrzepiwszy nieco siły obydwa wojska pospieszyły naprzeciwko Dołhorukiemu drugiemu moskiewskiemu wo- dzowi, który z swem wojskiem pod Szkłowem obozował; i wnet oblężony przez naszych Mohilew wielu potyczek był przyczyną, wiele krwi i pracy kosztował. Ale gdy się do- wiedziano, że Iwan Dołhoruki z świeżemi posiłkami Moska- lów i Kozaków do 30,000 wynoszących na pomoc oblę- żonemu bratu pospiesza, postanowili nasi zaniechać oblęże- nie Mohilewa i iść naprzeciw nieprzyjaciela. Na dniu tedy 18 października między brzegami rzek Basi i Prusy od świtu aż do wieczora uporczywie walczono, z tym skutkiem, iż Dołhoruki 4,000 swoich utracił, a woda rzeki moskiew- skiemi trupami zawalonej na trzy cale się podniosła; re- 31 sztę zaś wojska Dołhoruki już klęskę swoją przewidując między okopy ściągnął. Polacy 500 głów stracili, i Li- twinom również wiele niestawało; a sam Dołhoruki w obo- zie swoim okopem i fosą dobrze obwarowanym przez mie- siąc zostawał oblężony. W tej bitwie pojmany został od Litwinów Adam Ko- szański szlachcic litewski który na początku wojny zbiegi do Moskalów. Gdy król Kazimierz widział go żal zmyślającego, nietylko go do łaski przypuścił, ale go także udarowaniem kilku wiosek do wierności sobie chciał zobowiązać, ale nie- wdzięczny człowiek wróciwszy do dawnej niewierności, znowu się do Moskalów udał i dla tego, choć właściwie jako zbieg i zdrajca ojczyzny podług wyroku wojennego na pal miał być wbity, skutkiem złagodzenia kary rozstrzelany został. Odstąpili jednakże wkrótce od tego oblężenia obozu Czarnecki i Sapieha, ponieważ Chowański pozbierawszy szczątki swego rozpędzonego wojska, chcąc ratunek dać oblężonemu Dołhorukiemu a razem zemścić się za klęskę, którą poniósł, znowu przeciw nim spieszył. Z nim tedy roz- poczęli najpierw walkę Litwini, jednak zaraz z początku dość niepomyślnie się potykali, tem lepiej za to walczyli Polacy ze swoim Czarneckim, który przedłużywszy linią do przełamania trudną, gdy Moskale z kilku oddziałami pol- skiemi potykali się, nagle całe wojsko naprzeciw nich po- stawił i do ucieczki zmusił, poczem zwycięzcy Polacy 2 mile ich ścigali i mnóstwo Moskałów ubili. Tym szczęśliwym wypadkiem niezmiernie uradowany Czarnecki zaprosił Litwinów do towarzystwa, i o świcie bez zwłoki przy obozie Moskali stanął, gdzie Chowański pra- gnący zatrzeć swą hańbę, chociaż po ostatniej klęsce po- stradał wszelką nadzieje, na pozór bez obawy ich oczekiwał. A nawet aby pokazać, że mu do odniesienia zwycięztwa nie zbywa na odwadze, wojsko z działami na pole do boju wyprowadził i dzień cały, jakby miał walczyć, nic jednak nie zaczynając, stał pod bronią. Atoli Czarnecki postanowił dnia tego nie wdawać się w potyczkę, tak dla niepewności prędkiego nadejścia Litwi- nów, jako też dla szczupłości osłabionego wojska polskiego. Go zmiarkowawszy Chowański wieczorem napowrót do obozu z wojskiem swojem wkroczył i rozłożywszy się pomiędzy oko- pami i strażą, wielkie ognie w całym obozie pozapalać ka- zał. Nasze zaś wojsko słysząc ciągle jakiś tentent koni i mniemając, że albo do boju przeciw nim oddziały wy- prowadzają, albo że Litwini nadchodzą, całą noc na koniu i pod bronią przepędziło. Lecz przeciwnie się stało; Chowański bowiem wąt- piąc, aby się mógł oprzeć, w największej cichości i bardzo spiesznie wojsko swoje tej nocy ku Połocku wyprowadził, a gdy dzień zajaśniał, próżny obóz i opuszczone warownie Mo- skałów obaczono. Wtenczas dopiero wojewoda Czarnecki legiony do obozu w porządku przepisanym wprowadził, sta- nowiska dla oddziałów wyznaczył, łupy i żywność, którą rozpatrzywszy się w wielkiej znaleziono obfitości, rozdzielił, i wojsko swe osłabione po sześciomiesięcznych trudach przez 8 dni pokrzepił. Nadeszli też wkrótce i Litwini, ale już po wojnie z posiłkami spiesząc. Te wypadki zaszłe na Litwie wprawdzie pomimo za- kresu mego pisania, lecz dla związku rzeczy jako dzieje krainy połączonej z naszą archidyecezyą opowiedziałem. Te- raz zaś do dziejów Ukrainy jako należącej do naszego ar- cybiskupstwa dyecezyi podług mego powołania powracam, a ponieważ wypadki te nader były ważne, więc w krót- kości ówczesny stan Ukrainy opisuję. Jak Polacy o odciągnienie Kozaków od Moskali, tak Moskale o utrzymanie ich w posłuszeństwie dla Cara swo- jego starali się , lecz Kozacy, przez głupią podłość niechcie- li ani hańbie końca położyć, ani za męztwo nadgrody od- bierać, ani umysłu i rozumu kształcić. Przeciwnie lud ten niespokojny i pełen dzikości, a do tego skrytą pałający zazdrością, zaczynał coraz bardziej zżymać się na nadawa- ne jego wodzom godności i szlachectwa, na ich herby i lennictwa, na prawa patrominialne i przywileje królewskie, aż wreszcie przyszło do tego, że za poduszczeniem Moskali, z tego stanu tryumfujących, Kozacy Wychowskiego uchylili Jerzego Chmielnickiego syna owego Bohdana 20 rok życia kończącego hetmanem swym ogłosili, i do nowej wojny przeciw Polsce się gotowali. Ale że jeszcze Chmielnicki z młodocianego wieku nie wyszedł, opiekuna głupiego bu- rzliwego i z Moskalami przeciw Polakom trzymającego, po- minąwszy innych wyrozumialszych panów, mu naznaczyli. Jakoż niebawem został za zdradą tego opiekuna pod- czas umówionego naprzód rozruchu Jerzy Niemierzyc podko- morzy kijowski, który się jak wyżej powiedziałem, na Ukra- inę, gdzie wielkie ojczyste posiadał dobra, był udał, a w roku przeszłym na Sejmie w Warszawie imieniem Koza- ków jako ich poseł posłuszeństwo królowi i rzeczypospolitej zaprzysiągł, okrutnie zamordowany i tak bezkarnie życie utracił. Wkrótce zaś potem został Daniel Wychowski syno- wiec byłego hetmana Zaporowskiego, gdy mu poprzednio srebra roztopionego w usta i w uszy nalano, naostatku z niesłychanem okrucieństwem na wysoki pal wbity. Zona Wychowskiego hetmana Zaporowskiego, i Czehryń mia- steczko jego niepoślednie dostało się wraz z załogą i zebra- nym przez 10 lat majątkiem w ręce Kozaków, a sam Wy- chowski niedawno wódz naczelny, teraz opuszczony od swo- ich, bez żołnierzy przybocznych pomuszony iść daleko na Ukrainę na wygnanie, nie mogąc się oprzeć buntowi i nie- dawno obranemu zawistnemu hetmanowi, zupełnie biedny i niewolniczemi ranami okryty, do Baru ustąpił. Tak tedy powoii na stronę Moskali i na usługi Je- rzego Chmielnickiego, podług upodobania poduszczanego przez doradców, do czego chcieli, i jak gdyby prawem następ- stwa rząd po ojcu odbierającego, z wielką radością pospól- stwa cała Ukraina się przechyliła, i nad 30,000 Zaporow- skiego pospólstwa oprócz innych tłumów w wielkiej liczbie przeciw Polsce uzbroiła. Wkrótce też wkroczył na Ukrainę Iwan Szeremeta Je- nerał moskiewski nad 60,000 wybornego wojska mający, który sobie zwycięztwo z taką zuchwałością naprzód obiecy- wał, że nawet Bogu grozić się ośmielał, gdyby mu odmówił swej pomocy, i te bezbożne i bluźniercze słowa, jak powia- da Kochowski, a czego i ja nie zamilczę "Ani ty u mnie na potem — rzekł obróciwszy się do Ukrzyżowanego — nie- zostaniesz, ani jako Zbawiciel będziesz szanowany jeżeli mi króla i królestwa polskiego natychmiast nie wydasz w ręce, abym je wielkiemu Carowi mojemu oddał" publicznie i w licznym gronie swoich te słowa mu ganiących wyrzekł. I tak z Kijowa dumny z swej potęgi ku Polsce ruszył, aby się z wojskiem Kozaków połączyć. Spieszyli i nasi Polacy naprzeciw tak wielkiej liczbie pod sędziwym 60letnim hetmanem Stanisławem Potockim wojewodą krakowskim upartą febrą złożonym, którego w wy- słanej lektyce przed pierwszemi legionów sztandarami nie- siono, i z którym marszałek Lubomirski wspólnie rząd wojska prowadził, znimi był także Jan Sobieski już w ten czas naj- wyższy chorąży koronny, Jan Zamojski i inni sławnych imion bohaterowie, którzy oddziały swoje i swoje osoby dla obrony ojczyzny ofiarowali. Byli także i drapieżni z Nura- dynem Sułtanem Tatarzy w liczbie 20,000—mniej godziwy wprawdzie pogański przeciw chrześcianom lecz w potrzebie i dla bogobojnego celu— cierpiany posiłek. Pierwszą walkę stoczono z Moskalami i z Kozakami ko- ło Lubaru na to już tam przygotowanymi i ta była pomy- ślna dla naszych. Hardy bowiem Szeremeta ów zwycięstw przysposobiciel, niespodziewanie naszych widokiem przestra- szony, przedsięwziął nie na otwartem polu, lecz między oko- pami i za warownia wozów potykać się i tak przybycia Chmielnickiego oczekiwać. Ale nasi w pierwszym impecie i zapale wojennym, sądząc że najlepiej uderzyć odrazu na nieprzyjaciela na dniu 17 września siły swe na pole wypro- wadzili, a ponieważ Moskale skryli się pomiędzy wały, te także napadłszy poprzeczną fosę blisko bramy opanowali i łatwo do obozu byliby wkroczyli, gdyby posiłki były przy- były na czas naznaczony. Tego dnia koło wieczora prze- stano walczyć, poczem wojsko nasze do obozu nie więcej nad odległość strzału od nieprzyjacioł oddalonego odprowa- dzone zostało. Tymczasem Moskale rozmaitych sposobów uniknienia potyczki szukali, już obietnicami i pieniędzmi Tatarów prze- kupić, już w nocy niespodziewanym napadem obóz Polaków całą siłą napaść zamyślali, gdy tym czasem z pomiędzy Koza- ków wielu pojedyńczo do obozu Polaków uciekało; czego aby wszyscy nie uczynili podwyższeniem okopów Moskale prze- szkodzić temu chcieli; ale to wszystko pokonała chciwa zwy- cięztwa odwaga Polaków, aż w końcu Moskale widząc, że im się nic nie wiedzie, pod zasłoną licznych wozów z konnicą na czele a piechotą wzmocnioną działami po bokach o wschodzie słońca w pochód się wybierali. Zaraz też pospieszyli się i nasi z wielkim zapałem wal- czenia i goniąc uciekającego nieprzyjaciela, niepokojąc wa- rownię z wozow i wstrzymując ją, przetwory między wozami krwią i trupami uchodzących zapełniali; jednak zupełnie nieprzyjaciela pokonać niemogli, gdyż Moskale z swoim Sze- remetą w pośród ustawicznego boju i mordów tu i owdzie wydarzających się, nie zatrzymani ani ciemną nocą ani osła- bieniem ludzi i bydła aż do Gudnowa zaszli. Lecz tu uwiązł już ptak uciekający w lepie, już bowiem wtedy Moskale i nadzieję ucieczki i odwagę do opierania się postradali i tylko jeszcze oczekiwana pomoc ze strony Chmielnickiego doda- wała im otuchy, a tym czasem głód i powolne oblężenie niszczyło najokropniej tych, których ostra broń dosięgnąć niemogła. Jakoż nie zawiodła ta ostatnia nadzieja pogrążonych w rozpaczy Moskali, albowiem Chmielnicki przybył im w isto- cie na pomoc z 40,000 wyćwiczonych w wojnie ludzi i li- czną zgrają chłopów, przeciw którym jedna część wojska naszego, gdy tymczasem druga przy wozach moskiewskich z Potockim pozostała, z marszałkiem Lubomirskim i z Narudy- nem Sułtanem wyruszyła, i pod miasteczkiem Słobodyszcza- mi pięć mil od Cudnowa odległem Kozaków sześć razy w sile liczniejszych, o samym świcie niespodziewanem przyby- ciem naszego wojska zatrwożonych i na otwartem wzgórzu dokoła łąkami, błotem i bagnem grzęskiem obwarowanem obozujących, spotkawszy tak szczęśliwie walczyła, że przez wszelkie błota i nierówne miejsca, przez doły i płoty, przez ogrody spustoszonych domów, śród nieustannych wystrzałów Kozaków z równym męstwem napad przyjmujących i siłę siłą odpierających wprost przedarłszy się wchód do obozu zajęła. Tu się pokazało jak dzielność siły przemaga liczbo, gdy pomieszana z konnicą piechota krok w krok postępując po grzęskich bagnach mężnie walczyła i strzał za strzał oddawała; ci spędzeni z miejsca znowu na nieprzyjaciół zwracali, tamci z pagórka spędzeni znowu pięli się na okopy. Nawet ci, którzy dla świetnego urodzenia do wyższych godności pierwszeństwo mieli, wespół z innymi walczyli, na niebezpieczeństwo życie swe narażali i albo przed sztan- darami pierwsi, albo w szeregach z drugiemi pomieszani, gdy konie pod nimi ubito, pieszo postępując do wielkich czynów wojsko pobudzali ; tacy byli Jan Zamojski sando- mirski, Dymetry książe wiśniowiecki bełzki i Jan Wychow- ski kijowski wojewodowie. Lecz między innymi wyszczególniał się najbardziej wa- lecznością Jan Sobieski, chorąży koronny, nader urodziwy młodzieniec i wspaniałej postawy, który przeto prostemu żołnierzowi za najwidoczniejszy cel do strzelania służył, lecz mimo to wespół z szeregowem wojskiem na największe na- rażał się niebezpieczeństwa tak dalece, że podług mniema- nia swojego porucznika Szczepana Biedzińskiego w zapale wojennym hamować się był powinien, aby dla rozlewu krwi pospolitej zgraji, o przebaczenie żebrzącej, nazwy niemi- łosiernego bohatera sobie nieściągnął. Tak to on młodzian o koronę przez niebezpieczeństwa, rany i mordy się dobijał i że tak powiemy prawie na rekach i nogach przez tarcze do królewskiego tronu się wspinał. Wiele w tym dniu krwi szlachetnej i nieszlachetnej płynęło, a nazajutrz byłoby się jeszcze więcej jej przelało, gdyby noc nadchodząca walczącym przychylna obie strony ciemnością nie była rozłączyła, i Kozaków do proszenia o łaskę Polaków nawet przez przyczynę Nuradyna ta klęska nie była zmusiła; którą też łatwo na zaręczenie Tatarzy otrzymali od Marszałka. Wtedy marszałek mając nadzieję pojednania się, i zostawiwszy wszystko staranności zaręcza- jącego Nuradyna, tejże nocy niepogodnej tak tajemnie na powrót do Cudnowa z wojskiem wyruszył, że nietylko Ko- zacy i Tatarzy o oddaleniu wodza się niedowiedzieli, ale nawet sami Polacy niewiedzieli dokąd ich prowadzono. Powiadają że Jerzy Chmielnicki bitwą dzienną i nie- pewną wygraną zatrwożony nagle lękać się zaczął, aby sarn kary nie poniósł za winę wszystkich, i dla tego publicznie ślubował, że zakonne życie prowadzić będzie, i jeżeli go Bóg z tego niebezpieczeństwa uwolnić zechce, mnichem zo- stanie i na zawsze broni i księztwa się wyrzeknie. Lecz znakomici urzędnicy jego radzili mu, aby wypełnienie tego ślubu na późniejszy czas odłożył a tymczasem o pokój Po- laków prosił, który też chociaż pospólstwo z obawy zem- sty na to niezezwalało idąc za zdrowszą radą wyprosił i łatwo już siebie i swoich od nieochybnej zguby ochronił. Bardzo w czas dobry ruszył z wojskiem i do obozu polskiego przybył Lubomirski. Szeremeta bowiem sprzy- krzywszy sobie zapory obozu i ciężkie zgnilizną trupów za- rażone powietrze, a nadto obawiając się, aby pod Słobo- dyszczami niezaszła jaka stanowcza operacya wojenna, czy też pragnąc swoim szwankującym iść w pomoc czy na no- wo rozpocząć walkę, dnia 44. października znowu z swoją wozową warownią się ruszył. Ale zamiar ten nieudał mu się wcale, bo oto nagle wojsko polskie na uchodzących 32 Moskali trzema oddziałami natarło i grzmi huk dział, miga- ją ognie ręcznej broni, krzyk i mordy szerzą się do koła i sroży się w krwi żelazo, bez żadnego względu na padających i zabijających. Przez o. godzin zacięta trwała bitwa a na- wet już rozbita została przez Huzarów warownia wozowa Moskalów, ale spiesznie naprawili ją znowu świeżym rowem i okopem, jednak musieli pozostać na miejscu gdyż im da- lej ciągnąć przeszkadzano. I dla naszych także nie bez straty wielkich mężów ten dzień zwycięztwa zajaśniał, wiele bowiem bitnych wo- jowników zacnych imion życiem swojem je przepłaciło; naj- bardziej jednak przyczynił się do zwycięztwa i do zatrzy- mania wozów Jan Sobieski, Chorąży koronny, który z legi- onami Lubomirskiego złączywszy się z całą siłą na wozy napadł, spisy połomał, wozy i zapory porozrzucał, boki obo- zu ogołocił i drogę dla napadu otworzył. Dzień 17. października dla Moskalów zewsząd ściśnio- nych i ledwie już z trwogi dyszących okropny dla naszych tryumfalnie zajaśniał; tego bowiem dnia Kozacy warunki za- wartego przymierza przyjęli i do posłuszeństwa dla króla polskiego i rzeczypospolitej powrócili, a hetman ich Chmiel- nicki za danem przez naszych zaręczeniem do obozu przy- bywszy naszych naczelników padłszy na kolana witał, pro- tekcyi Moskali się wyrzekł i publicznie z starszyzną swoją wier- ność i posłuszeństwo zaprzysiągł; i tak Kozacy z ozdobą niepospolitą z swego obozu do naszego przeszli z tą pa- mięci godną rzeczy ludzkich zmianą, że ci, którzy dopiero najsrożsi byli nieprzyjaciele, nagle przyjaciołmi i posłuszny- mi poddanymi się stali, chociaż nie ze wszystkiem wier- nymi byli, bo niektórzy do obozu moskiewskiego powrócili i wydani być musieli Tatarom po nieprzyjacielsku napadającym. Za dobry znak dnia tego uważali nasi to, że wielki orzeł na piersiach bez pierza i chudy z obozu moskiew- skiego do obozu naszego leciał, a potem w ukośnym locie po powietrzu nad szeregami Tatarów krążył, i nareszcie od nich złapany został. I wkrótce po wieszczym owym ptaku przyszło dwóch posłów z obozu moskiewskiego o pokój i litość chrześciańską prosząc, co też łatwo uzyskali od wodzów łagodniejszego umysłu, pod danemi jednakże i przyjętemi warunkami aby siebie i wszystko bez żadnego wyjątku, prócz 300 siekier tylko do rąbania drzew im zo- stawionych, na nieograniczoną łaskę zwycięzców wydali. Był tam obecny z wielu znakomitościami ze stanu ry- cerskiego Niemierzyc, podkomorzy, który na rozkaz wodzów osobę Kazimierza króla jako wspaniałego zwycięzcy zastę- pywał; i przed nim też Moskale z okopów pokornie wycho- dząc na znak swego poddania się chorągwie, znaki godno- ści, bębny, bułaty, piki, pałasze pistolety, swoje obusieczne siekiery, i co tylko żołnierz na wojnę zwykł nieść z żelaza, składali i oddawali nieszczęsny ten oręż, który niewczas użyty życia ich obronić nie zdołał, kiedy Bóg sam chciał ich ukarać za niewinność Polaków. Odebrano im tedy broń wszelkiego gatunku, 67 dział większego kalibru, chorągwie wojskowe ile ich tylko zna- leziono, pistoletów, pik, pałaszów i innych wojennych na- rzędzi wielkie stosy, nadto 36,000 wojska albo ubito albo wzięto w niewolę, trzech wojewodów z jenerałem Szeremeta zabrano, innym tłumom już rozbrojonym życie zabezpieczono a dla ich bezpieczeństwa 500. żołnierzy na straży w nocy zostawiono. Gniewali się mocno Tatarzy ze swoim Nuradynem, że im przez Polaków najlepszy kąsek wydarty został, tudzież że ich pozbawiono zdobyczy, za które przez cafe 6. lat wojny szwedzkiej bez chleba, bez obozu, bez żołdu, z nie- przyjaciołmi Polski nieustannie walcząc, nieustraszeni ani dalekiemi marszami ani przykrością gór ani niebezpieczeń- stwem ani niewygodami wojny, przy odłożonym także da- runku od królestwa polskiego na lepsze czasy pracowali i dla tego przykrem naleganiem i napastowaniem, podobnie jak z Siedmiogrodzianami się działo, wymódz starali się, aby im zwyciężonych Moskali koniecznie oddano, siłą na- wet grożąc i przymierze zrywając. Nasi przeciwnie niechcieli wydać rozbrojonych i sobie poddanych tylu chrześcian na łaskę niewiernych kacerzów, ani dać im korzystać z swych zysków, krwi i zwycięztw swoich z krzywdą własną, z zgorszeniem potomności i uszczerb- kiem swej sławy; lecz żądali zwłoki do jutra, aby tymcza- sem mogli przez noc się namyśleć, jakby Moskali od szko- dy zachować i Tatarów w przyjaźni utrzymać albo przynaj- mniej złożonemi pieniędzmi ich ułagodzić. Ale jeszcze się dobrze nie rozwidniło gdy już Tatarzy w wielkich tłumach do obozu Moskiewskiego w obec opierającej się nadaremnie naszej straży jak drapieżni wilcy do zagrody się wdarli, podstępnym sposobem bezbronnych napadli, opierających się utłumili i wszystkich Moskali zatrwożonych tak niespodzia- nym napadem w niewolę swoją zabrali. Uszedł wprawdzie tego niebezpieczeństwa Szeremeta do naszego zemknąwszy obozu, ale i on smutne złapa- nego ptaka, jako wyżej powiedziano, przepowiednię wypeł- nić musiał; ponieważ Nuradyn ani ofiarowanemi za niego 200,000 talarami ani innemi darunkami ułagodzić się nie- dał. Zaczem też i on wojska swego niewolniczego gorzki los dzielić musiał i karę za bluźnierstwo swoje, o którem wyżej wspomniałem zarówno z innymi poniósł. Późno on to poznał, że prawdę mędrzec rzymski napisał: "Im wy- żej kogo szczęście nad ludzi wywyższyło tem więcej szczę- śliwy poniżać się i różnych wypadków obawiać się powinien" Po skończonej szczęśliwie wojnie wojska do domu po- wrócić spieszyły się, Tatarzy z dobyczą moskiewską do Tauryi, Kozacy smutni na Ukrainę, a nasi tryumfujący do Polski; ale smutny był ten ich pochód bo i głód i niezapamiętane dotąd mrozy tak dalece im dokuczały, że samych koni je- dnej nocy więcej niż 12,000 padło. A cóż mówić o lu- dziach? piechota nasza źle odziana, głodem pracami i tru- dami wojny znużona i srogim mrozem przejęta wszędzie po gościńcach padała, legiony z przerzedzonemi szeregami wra- cały, z oddziałów które 200 i więcej głów liczyły podczas wojny, za ledwie kilku pozostało, szlachetni wojownicy jeszcze wczoraj na koniach dziś pieszo dalszą podróż odprawiać musieli, gdy tymczasem słabi, ranni, bez wszelkiego starania zwyczajem polskim, a zdrowi bez żywności najnędzniejszym sposobem ginęli. Taką to wdzięczność dobrze zasłużonym, nawet sy- nom swoim, przez złe użycie wolności okazywać rzeczpo- spolita polska była zwyczajna. Także i Czarnecki sławny nasz bohater przepędziwszy z Litwinami na częstych zwycięztwach całe lato z swemi legionami ku Kijowu się udał. Wielkie on przez ten czas położył zasługi dla kraju, wiele kryjówek zbuntowanych Ko- zaków, osobliwie za Dnieprem, jako to Niżyn, Pereasław, Ostrze Dziewie, Nowogródek i co tylko Moskalom przychylne było mieczem i ogniem spustoszył i tak wsławiwszy się wielu zwycięztwy przy zbliżającej się zirnię koniec swym chwa- lebnym pracom położył i sfatygowane ustawicznemi utarcz- kami wojsko w pobliskiej okolicy rzeki Prypecia umieścił; gdy tymczasem król Kazimierz w Krakowie słusznie najuroczy- ściej z królową tryumfował. Tak tedy skończył się ten rok s ród ustawicznych nie- bezpieczeństw wojny tryumfami tylu zwycięztw sławny, kie- dy niespełna 20,000 Polaków cztery bardzo silne wojska Moskali i Kozaków więcej niż 100,000 głów wynoszące w tym jednym roku, na różnych miejscach, w przeciągu dni kilku rozprószyło, bardzo obronne obozy z potrzebami wo- jennemi całe opanowało i zwyciężonych nieprzyjacielskich wodzów jako jeńców w tryumfie prowadziło. ROK 1661. Sejm jeneralny królestwa odprawował król Kazimierz z swoją rzecząpospolitą szczęśliwie i radośnie dla zwycięztwa Cudnowskiego i pomyślnych także i na Litwie wypadków, ale niestety rządy nigdy trwałego pokoju i nigdy pewnego dla siebie dnia niemają, bo z jednej strony żądają, aby się ich bano a z drugiej boją się, aby ich do bojaźni nie zmuszano. Oto powszechną radość tę zakłócił wkrótce sam zwycięzca trudów wojny i nieprzyjacioł, wojsko nasze, rozruchem swo- im dla spóźnionej wypłaty żołdu. Wypowiedziawszy bo- wiem posłuszeństwo wodzom i wszystkim innym przełożo- nym wojskowym zawiązało wojsko konfederacyę nie cze- kając nawet na zezwolenie wszystkich i obrawszy sobie rządcę w osobie Samuela Swiderskiego, porucznika ksią- żęcia Wiszniowieckiego, któremu za pomocnika Pawła Bo- rzęckiego dodano, tak długo w tym związku wytrwać po- przysięgło, dopokądby wszystkim wymaganiom jego zadosyć się nie stało. W tym czasie zawiązało i litewskie wojsko podobną konfederacyę wziąwszy sobie za marszałka Kazi- mierza Zyromskiego, smutną swego szaleństwa ofiarę. Jak inne miasta tak też i nasz Lwów nie małą z łaski tego sprzymieżonego wojska w swoich majątkach poniósł stratę, albowiem musiał zaraz po początku tego związku wypłacić niby jako pożyczkę 12,000 złp. a osobno hono- rowego 3,000 złp. dla marszałka konfederacyi. Do wypła- cenia tej sumy musieli wszyscy nawet prywatni i cudzo- ziemcy przyczynić się w stosunku przez urząd konsularny oznaczonym i wszyscy też niesprawiedliwy ten ciężar za wielką sobie poczytywali krzywdę. Król Kazimierz jednakże nieomieszkał korzystać dalej z odniesionych w przeszłym roku zwycięztw, lecz wkroczyw- szy co prędzej do Litwy chociaż z sczupłem wojskiem, w towarzystwie Czarneckiego, Grodno przez poddanie się a Mohylów sztuką odebrał i Chowańskiego 20,000 wojska da- wnego prowadzącego w potyczce pobił, ale w końcu nie mogąc przełamać konfederacyi wojska litewskiego, które je- dnak w boju razem z królewskiemi wojskami przeciw Mo- skalom walczyło, chociaż wszelkich sposobów do tego uży- wał, do królestwa powrócił i do rozwiązania konfederacyi wojskowej użył pomocy prałatów duchownych, gdyż się zda- wało, że świeccy dla niebezpieczeństwa życia nic czynić nie mogli, duchowni zaś czy to dla powagi religijnej czy też dla odzyskania dochodów, które wszystkie z dobrami biskupskiemi opanowali konfederaci szczerze i skutecznie pracowali. W tym roku zamyślali OO. Jezuici otworzyć akademie we Lwowie, na mocy pozwolenia otrzymanego od stolicy apostolskiej tudzież od króla Kazimierza na sejmie war- szawskim: lecz Akademia krakowska, stany prowincyonalne i kapituła lwowska temu się sprzeciwiły i przeszkodziły. ROK 1662. Śmiała swawola żołnierzy zkonfederowanych równie jak dobra królewskie i inne kapitulne, tak też i na- szej kapituły posiadła, z wszelkich dochodów ogołociła kościoły i sobie wszystkie pożytki pod pozorem posłuszeń- stwa wojskowego z włos ci duchownych przywłaszczyła. Do 30,000 wojska oprócz niezliczonej zgrai innej obozowej czeladzi w dobrach królewskich tłumami siedziało, chleb ze stołu królowi swojemu odbierało, kościołów ojczyste dobra niszczyło, i wszystkie duchownych i klasztorów przy- chody zagartując jeszcze swą zuchwałość świętym celem za- słaniać się ośmielało. Kapituła krakowska wezwała w tym roku przez ka- nonika Stanisława Wojeńskiego naszą kapitułę, aby wspól- nie z nią starała się w Rzymie o pozwolenie pomnożenia probostw, co od zboru Trydentyńskiego było zabronione; na co kapituła nasza chętnie przystała i na wydatki w tej wspólnej sprawie zezwoliwszy zaraz 30. czerwonych złotych z góry zaliczyła. Wziął tę sprawę na siebie w Rzymie Ar- chipresbyter krakowski Słowikowski, lecz ze złym skutkiem, albowiem pozwolenia tego nie otrzymał, i tak nasza kapi- tuła swoje pieniądze bez pożytku straciła. Na miasto nasze nałożyły wielki ciężar wyroki kró- lewskie w r. 1660 i 1661 wydane, albowiem sumę 12,228 złr. za towary tytułem okupu podczas oblężenia r. 1648 Kozakom dane Andrzejowi Bellemu obywatelowi krakow- skiemu pod karą wygnania wypłacić nakazały. Odesłało wprawdzie miasto wycieńczone podatkami wojskowemi, oku- pami danemi nieprzyjaciołom i wojnami domowemi to do- maganie się do skarbu królewskiego, któremu w r. 1639 na komissyi jeneralnej na wypłacenie żołdu żołnierzom 132,000 złr. pożyczyło, lecz ani to odesłanie nie było przyjęte ani pieniędzy nie wypłacono. Wreszcie nastąpiła uciążliwa dla miasta komisya, wspa- niała w słowach a w rzeczy nieudolna dla zaradzenia nie- dostatkowi pieniędzy, albowiem dnia 16 lipca przyjechali przeznaczeni dla Lwowa komisarze: arcybiskup Tarnowski i Kazimierz książę Czartoryjski, biskup kujawski, a d. 17 września przyjechał sam król z małżonką swoją, słabą wprawdzie na ciele lecz co do duszy w wszelkich najza- wilszych sprawach nieprzestraszoną heroiną. Urząd miejski przybywające obie osoby królewskie z honorem, na jaki się mógł zdobyć, i z wielką radością przyjął i przywitał. Także zkonfederowani żołnierze pospieszyli w liczbie 500 na przeciw króla w ubiorze dosyć świetnym, ze swo- im przełożonym związkowym Pawłem Borzęckim. Przybył także na tę komisyę i poseł moskiewski One- zym Karpowicz, lecz wkrótce został odprawiony, ponieważ Car o rozejm tylko na trzy lata prosił, a tytuły księstw Smo- leńskiego i Czarniechowskiego w liście do króla opuścił. Komisya trwała przez 5 miesięcy, rachunki odbierano i o zapłacenie długu konfederacyi wszelkiemi sposobami starano się. A tymczasem wzmagał się niedostatek i cena żywności rosła coraz bardziej. Obrachowano żołd żołnier- ski, który na więcej niż 26,000,000 złot. ustanowiony został. Lecz gdy czas do rachowania pieniędzy przyszedł, nic nie wypłacono, dla tego posłowie do chorągwi z próżnemi worka- mi powrócili, i związek w tymże uporze utwierdzili. W ciągu tej przedłużonej ciągłemi kłótniami komisyi umarł Paweł Borzęcki, skonfederowanych żołnierzy, jak wy- 33 żej wspomniałem, przełożony, mąż z niewoli swej po klęsce Batowskiej, z osobliwego męztwa i z delikatnego sumie- nia znany, co rzadko w stanie wojskowym razem znaleźć można; i tak pierwej żołd śmiertelności wypłacił niż za swe prace nagrodę odebrał. Równie jak w Polsce odgrywała także i na Litwie konfederacya wojskowa swą zuchwałą rolę. W Wilnie była także ustanowiona komisya jeneralna, na której był przytomny Chwalibóg Żyromski, marszałek zkonfederowanego wojska litewskiego; lecz tego w obozie rokosźanów oskarzano o zdradę, i dla tego posłano do Wilna oddział żołnierzy, któ- rzy Żyromskiego podczas nabożeństwa z kościoła OO. Kar- melitów bosych wywoławszy nieprzekonanego żelazną ma- czugą w głowę zranili, do Dubna wywieźli i tam śmiercią ukarali. Także Gąsiewski hetman polny i skarbnik wielkiego księztwa litewskiego, został publicznie śród dosyć ludnego miasta Wilna od Chlewińskiego swojego przyjaciela dla sa- mego podejrzenia podczas kłótni pomiędzy rokoszanami wszczętych, z barzyńskiem okrucieństwem zamordowany. Naczelnicy zkonfederowanych, czyli to pragnąc pokoju czyli obrzydziwszy sobie kłótnie, okazywali skłonność do ułatwie- nia rozterek za staraniem wielu a osobliwie za pomocą książęcia Fioryana Czartoryjskiego, biskupa kujawskiego, a ko- misarza królewskiego, który kilka razy w obozie każąc zmięk- czył na koniec dzikość sprzysięgłych i do posłuszeństwa dla króla i rzeczypospolitej pod temi warunkami ich na- kłonił: 1. Przebaczenie czyli amnestya za wszelkie krzywdy będzie udzielona, a 2. Przez wzgląd na ojczyznę na żołd swój 9,000,000., to jest 6,000,000 w monecie brzęczącej, a 3,000,000 w towarach wojsko otrzyma, a to we Lwowie w prze- ciągu 6 niedziel. Po wypłaceniu 6,000,000 wojsko tak z królewskich jako i z duchownych dóbr ustąpi, od związku odstąpi i do posłuszeństwa dla króla i swych wo- dzów powróci. Tak rzeczpospolita władająca z swymi poddanymi po- kój zawierając niejako występek ten na przyszłość u- prawniła, i wszystko to za cnotę i za chwałę sobie po- czytując coraz bardziej słabniała. Tymczasem nietylko zbuntowane wojsk tłumy ale i powietrze, znak najpewniejszy gniewu bożego, grasowało po prowincyach królestwa, albowiem ciągły niedostatek, któ- rego przyczyną było zbuntowane wojsko, wywołał w końcu straszną zarazę, która ani miastom ani miasteczkom nieprze- puszczała, a chłopów, którzy przeciw zarazy żadnego nie mają lekarstwa, najwięcej dręczyła. Do tego nieszczęścia przyczynił się także pogłowny podatek, i wielka nastała trwoga dla dwojakiego podatku, śmierci i prawa, pośród nieszczęśliwego ludu, a wszędzie dla wyczerpanych pienię- dzy, i zmienionej monety, tudzież wyższej ceny rzeczy, pa- nował największy niedostatek. ROK 1663. Po skończonej w miasteczku Zółkwi uroczystości Bo- żego Narodzenia przyjechał król Kazimierz pierwszego sty- cznia ze swoją małżonką do Lwowa, gdzie nad stanem kró- lestwa i zaspokojeniem Ukrainy z senatem miał się nara- dzać. Wszystko bowiem u Kozaków bez zarządu było, bez ładu i nieprzyjazne, gdyż Jerzy Chmielnicki, syn owego Bohdana, Cudnowską klęską zrażony, jako w roku 1660 wspomniałem, wierny ślubowi swemu u Bazylianów nie da- leko Kursonia wdział kaptur, aby sobie z obrzędów igra- szki robić, gdyż wkrótce z tego klasztoru przez Turka niby na najwyższego władcę Rusi mając być wyniesionym wy- wabiony został. Król Kazimierz więc, pragnąc Ukrainę do powinnego nakłonić posłuszeństwa, od obywatelów mia- sta świetnie przyjęty, w naszem mieście resztę zimy w pa- łacu arcybiskupim przepędził, na ustawicznych pracach, po- selstwach i układaniu planów na przyszłość. Aż oto przybywa mniej spodziewany posłaniec z lista- mi z Ukrainy, w których Paweł Tetera donosi, że on na miejsce Jerzego Chmielnickiego, do zakonu odeszłego, naj- wyższym hetmanem Kozaków jest obrany, i prosi teraz kró- la , jako naturalnego pana, o potwierdzenie wyboru i o dy- plom na jenerałnego rządcę z uszanowaniem majestatu i z powinna uniżonością, co łatwo w nadziei przyszłej otrzy- mał wierności. Tymczasem moskiewska potęga za Dnieprem dla na- szych niezgód niezmiernie wzrastała, albowiem pod dowódz- twem Ramadowskiego stało 30,000 piechoty po różnych wa- rowniach Kozackich a z niemi 40,000 Kozaków przyzwy- czajonych do wojny i zdatnych do koni, którzy ze skarbu Carskiego żołd a z Ukrainy chleb mając, corocznie z Mo- skalami podług przepisanych warunków dla wspólnego obrządku przysięgę odmawiali. To się na początku tego roku działo. Opowiedziałem pod przeszłym rokiem, jak rzeczpospo- lita żołnierzom zkonfederowanym wszystkie przewiny daro- wała, jak im wypłatę żołdu przyrzekła, byle tylko od nie- godziwego związku i od łupienia dóbr królewskich i du- chownych odstąpili; ale swywolni żołnierze z dóbr ustąpić niechcieli, lecz przez trzy lata dochody odbierali. Na tych wszystkich więc jako buntowników i nieprawych poborców dochodów duchownych Prymas królestwa Leszczyński, ar- cybiskup Gnieźnieński, klątwę rzucił, którą Zygmunt Cyrow- ski, szufragan płocki, przybrawszy sobie za towarzysza Wa- wrzyńca Szolca, kanonika pułtuskiego, w Wolborze w pełnym orszaku wojskowych, przemówiwszy wprzód dobitnie za skrzy- wdzonemi kościołami, ogłosił. Przestraszył, jak powiadali , związkowych ten krok ko- ścioła świętego, chociaż powracający z komisyi ze Lwowa prezydent Biejkowski utrzymywał, że szkoda pracy i wydat- ków, bo więcej skutkowała u skonfederowanych klątwy groźba niż wszelkie chełpienie się bronią. Wielu bowiem na słowa każącego biskupa wzruszali ramionami, inni wzdy- chali, inni w ręce klaskali, niektórzy łzy wylewać zdawali się, a w końcu prosili wszyscy o 15 dni dla siebie do na- mysłu, jako wyznaczonego im terminu do najbliższego zgro- madzenia całego wojska. Nadto przyjęty został i odpra- wiony ztakim honorem święty ów poseł, chociaż przekleństwo kościoła rozgniewanego głoszący, że go sam marszałek Świ- derski i pierwsi wojskowi przełożeni na drogę wyprowa- dzali, czego nikomu nigdy nie czynili; z jakim honorem ani senatorowie ani posłowie królewscy słuchani i odprawiam niebywają. Tymczasem wzrastał ciągle we Lwowie wszelkich rze- czy i żywności niedostatek, tak dla znacznej ludności jako też dla przybycia posłów i licznej załogi strzegącej osoby królewskiej; nadto dręczyły miasto różne słabości zaraźliwe, które przy niedostatku żywności i żołdu, śród najtęższej zimy, większa cześć piechoty wyniszczyły; niebyło żywności a jej cena powiększyła się tak dalece, że bułka chleba dziewięć groszy kosztująca nie ze wszystkim głód jednego człowieka uśmierzyć mogła. Potrzeba była więc zmniejszyć straż przyboczną króla , i zamiast legionu, 3000 tylko żoł- nierzy przy boku królewskim zatrzymano, a wojsko wałów i bram strzegące wyprowadzono za miasto i po domach przedmieszczan rozstawiono, które żywności u mieszczan albo też innych przedmieszczan w tym ciężkim czasie głodu szukać musiały, a obywatelom przykro było ją dawać, kie- dy dla nich samych nie wystarczało. Przybył w tym czasie i poseł moskiewski z orszakiem nad sto ludzi wynoszącym w różnofarbnych szatach, u któ- rych na wyprostowanej i wzniesionej szyi kosztowne ka- mienie i wyborne perły wisiały, prowadząc z sobą wiele wozów z towarami jako dar za wydartych tyle prowincyj; lecz wkrótce wyprawiono ich z miasta. Przybył także i od cesarza Leopolda i od króla francuzkiego poseł, tudzież od Hana krymskiego i od wojska zkonfederowanego deputo- wani, którzy wszyscy swym przybyciem niedostatek żywnos ci powiększyli. Lecz najwięcej ogołacała obywatelów z ży- wności snująca się około obudwu wojsk stojących nieprzy- jaźnie naprzeciw siebie z obydwóch stron miasta liczna zgraja markietanów, i głównie przyczyniała się do powię- kszenia głodu w mieście. Tak tedy znajdował się Lwów pomiędzy dwoma po- tężnemi nieprzyjaznemi wojskami; jednakże dla obecności w nim króla i pod opieką przełożonego zbroi niegroziło mu żadne niebezpieczeństwo. Niepodobała się wszakże królowi, senatowi i całej rzeczypospolitej swawola żołnierza zkonfe- derowanego, z bronią w reku opór stawiającego, i każdy też potępiał te konfederacye dla jej występków, wiarołomstwa, odebrania dóbr kościołom i klasztorom i dla przywłaszcze- nia sobie nazwy świętego związku, w którym nawet po u- czynionych układach pokoju, jako w roku przeszłym mówi- łem, zostawali; i dla tego też postanowili król, senat i rzecz- pospolita zebrać nowe wojsko, które dla poniżenia tamtego bogobojnem nazwano. I już to nowe wojsko pod wodzem Czarneckim nie daleko stojąc byłoby niezawodnie po nie- przyjacielsku ze związkowymi się spotkało i w sam dzień ś. Małgorzaty bratnią krew przelało, gdyby królowa Ludwika często do króla posełając i łagodność ze względu na to, że i Tatarzy na pomoc królowi spieszą, mu radząc, tudzież i senat prośby swe zanosząc dwa wojska już już z sobą wal- czyć mające od wspólnych mordów i krwi rozlewu niebyli ochronili. Przybył nakoniec do Lwowa naszego i sam Wacław Hrabia na Leśnie Leszczyński prymas królestwa i arcybiskup Gnieźnieński, dla wielkiego bólu w członkach pod czas po- dróży w lektyce niesiony. Przyjemne było jego przybycie dla wszystkich nie dla tego, że on pierwszy główne mia- sto Rusi nie zważając na słabość, tak wielką odle- głość i niewygody podróży dla publicznego dobra od- wiedził, lecz dla tego, że się spodziewano, iż on między wojskiem sprzymierzonem pod nazwą świętego związku, i woj- skiem królewskiem pod nazwą bogobojnego związku, które z obydwóch stron Lwowa blisko siebie obóz rozbiły, pokój i zgodę przywróci. Żaden przed nim z arcybiskupów Gnieźnieńskich od za- łożenia miasta Lwowa aż dotychczas niebył, jak mniemano, we Lwowie, dla tego o jego przybyciu te w krótkości pa- mięci godne szczegóły zebrałem. Gdy wjeżdżał do miasta niósł jeden z jego kanoników gnieźnieńskich, jako marsza- łek jego dworu, krzyż i pastorał przed nim. Na wjezdnem został powitany przez Tarnowskiego, jako miejscowego ar- cypasterza, i do pałacu gościnnego razem z senatorami i urzędnikami koronnymi, podtenczas przy boku króla Ka- zimierza będącymi, i ze wszystkimi komisarzami w wielkiej owej komisyi nakształt sejmu przytomnymi, nakoniec z bar- dzo wielu tak duchownemi jako i świeckiemi osobami za- proszony, gdzie solennie podług swojej godności był przyjmowany. To stoi zapisane wyraźnie w dziejach konsystorza naszego, że przy aktach publicznych obadwa krzyże obudwu arcy- biskupów publicznie wystawione niesiono, kiedy byli razem, jak to świadczą roczniki pod dniem 20. czerwca 1663. Jakoż niebyły nadaremne te chęci i nadzieje ludu; wspomniony bowiem Prymas królestwa przybrawszy do po- mocy Jerzego hrabię na Wiśniczu i Jarosława Lubomir- skiego, marszałka polnego jeneralnego krakowskiego, i innych godności senatorskiej mężów, niezwłocznie do załatwienia tej sprawy bardzo trudnej przystąpił. I pomyślny też sku- tek uwieńczył jego usiłowanie, gdyż po wielu niezgodach i kłótniach nastąpiło wreszcie pod słusznemi warunkami, które Kochowski w dziele swojem wylicza, rozwiązanie owego upor- czywego związku w sam dzień nawiedzenia Panny Maryi, i zaraz też akt rozwiązania, podpisany własnoręcznie przez pry- masa i panów z jednej strony, a Swiderskiego marszałka i innych wojskowych z drugiej strony, królowi już o północy do miasta zaniesiony został; poczem co prędzej o odpra- wienie Tatarów już w Brzeżanach i w Narajowie popasają- cych postarano się, którym podług tegoż Kochowskiego 3,000,000 złp. za te posiłki przyobiecane być miały. Wkrótce potem przybył i sam Swiderski w orszaku 3,000 do miasta, króla i królowę oddawszy wprzód pismo związku instygatorowi do spalenia, w refektarzu OO. Ber- nardynów pokornie przeprosił i padłszy kilka razy na kola- na u stóp królewskich przebaczenie za przeszłość i zape- wnienie bezpieczeństwa na przyszłość otrzymał; wojsko zaś pod władze królewską przez Alexandra Getnara kasztelana Halickiego przyjęte zostało. W tym roku pomnożono z potrzeby monetę zdawkową w skarbie pod przewodnictwem mistrza Boratyniego, któ- rego także do Lwowa zaproszono dla wybicia sumy 5,250,000 złp., gdy pierwej już 2,000,000 złp., jako się świadkami usprawiedliwić musiał, był wybił, z wielką dogodnością dla przyszłego wieku; albowiem do tych czas i na złotej i na srebrnej monecie w królestwie naszem zbywało, gdyż bardzo wiele jej do obcych krajów przeszło i dotąd przechodzi w różnych kontrybucyach, sama tylko moneta miedziana Bo- ratyniego nawet za złoto trudna do nabycia ku pożytkowi publicznemu służy, i tak dla ubogich jako też dia bogat- szych bardzo jest pożyteczna, bo wolna od łakomstwa obcych. Załatwiwszy tedy sprawę między obudwu wojskami, król buntowniczej Ukrainy nieszczęścia i niewierność roz- tropnie rozważał, naradzał się z senatem, zbierał zewsząd zasiłki wojenne i d. 15 sierpnia spiesznie i z ochotą szczę- śliwie ze Lwowa na Ukrainę, w orszaku wielu panów, z pod- wojnem wojskiem polskiem już pojednanem wyruszył i pod Białymkamieniem obóz rozłożył; królowa zaś Ludwika te- go dnia ze Lwowa do Warszawy wyjechała. I tak do- stojni owi goście Lwów spokojny i wolny od trosk opu- ścili. Przybyli także Tatarzy, jako towarzysze broni, na pola ce- carskie, z którymi się z częścią wojska Chorąży koronny Jan 34 Sobieski, drogę sobie przez ciernie i trudy do korony ście- lący, połączył i wycieczki zwycięzkie aż blisko Moskwy sa- mej czynił. Król Kazimierz wiele miasteczek rokoszan nie bez znacznego rozlewu krwi polskiej przez szturm, wiele przez pokorne poddanie się odebrał i samego Pawła Teterę het- mana z pierwszymi przywódzcami Kozaków, z wiernością do niego przybywających, pod swoją opiekę przyjął; poczem wojska głodem, wojną i zimnem znękane, tudzież ustawicznemi po- tyczkami i przykremi zwycięztwami utrudzone, dla wytchnie- nia na zimowe leżę rozłożył, a sam w Mohylewie przykrą zimę przepędził. Podczas tej wyprawy albo podczas innych może da- wniejszych nieco padł, jak powiadają,w walce z naszymi sła- wny ów przywódzca Kozaków, Sołodywy Buniak, Polaków największy nieprzyjaciel i podżegacz nienawiści, straszydło owszem djabeł w ludzkiej postaci. A ponieważ jego imię jest rozpowszechnione na Ukrainie i liczne mogiły po Po- lesiu ku Kijowu sypane, lasami sosnowemi i dębowemi przykryte, imię jego noszą, sądzę, że nieodrzeczy będzie opowiedzieć tu śmieszne o nim podanie, u Kozaków jako najprawdziwsza historya do dziś dnia się utrzymujące. Powiadają niektórzy Kozacy, że Sołodywy Buniak, od głowy parszywej tak nazwany, niewiadomo zkąd przybył i do nieprzyjaznych Polsce Kozaków, a tern samem do ich wojska, się przywiązawszy tak wielkiem okrucieństwem nie- tylko przeciw Polakom ale i przeciw Kozakom się odzna- czył, że wkrótce przełożonym ich obrany został. Ten okru- tnik raz na miesiąc kąpieli używał i zawsze z sobą brał je- dnego z kolei w rejestrze następującego szeregowego żołnie- rza, którego zaraz po kąpieli sam zabijał, a to dla tego, ażeby nikomu niepowiadał, że oprócz twarzy, rąk i nóg i smrodliwych wnętrzności, ani mięsa, ani ciała żyjących ludzi na sobie niemiał, tylko skórę i kości, jak na trupach widziemy, lub jak śmierć na obrazach przedstawiają. Trafiło się tedy, że padła kolej towarzyszenia mu do zgu- bnej kąpieli na jednego z jego żołnierzy, który przeczuwając śmierć pewną zawołał matkę, u której był jedynakiem, uwia- domił ją o nieszczęściu wielu swych poprzedników i o swem własnem niebezpieczeństwie i prosił o radę, jakby pewnej ujść śmierci i od towarzystwa swego przełożonego mógł się uchy- lić? Zrozumiała owa może świadoma zdrady piekielnej kobieta, kto w tym mniemanym ukrywał się człowieku, i dlatego troskliwa o swego syna jedynego dobrej myśli być mu ka- zała, i dawszy mu placek mlekiem swych piersi rozrobio- ny nakazała, aby wychodząc z kąpieli w oczach przełożonego jadł ten placek, i przełożonemu część tegoż placka proszą- cemu do jedzenia dał chętnie; co wszystko Kozak ów zgubnych kąpieli towarzysz wypełnić sobie postanowił. Gdy tedy ów chciwy kąpieli Sołodywy Buniak placek po skończonej kąpieli przez owego żołnierza pożywany zobaczył, powiadają, że prosił aby mu także kawałek placka udzielił, który mu tamten chętnie ofiarował, a gdy smacznie pożył ten kawa- łek, miał powiedzieć: "Ty teraz śmierci uniknąłeś, ale mo- jej jesteś przyczyną, ponieważ obadwa mleko jednej matki pożywaliśmy." Tak ów Kozak nagotowanych sideł śmierci uszedł, a niedowierzając Kozakom, do naszych Polaków uciekłszy sekret owego straszydła, któremu pociski Polaków nic nie szkodziły, miał wyjawić. I tak powiadają, ze ów uszkodzeniu nie podlegający, trupie kości zamiast ciała ludz- kiego noszący potwór, który widzialnem żelazem raniony być niemógł, takim sposobem zginąć czyli raczej przepaść musiał. Jeżeli to za prawdę uchodzić niemoze, chociaż Ko- zacy wierzą w takie czary, niech służy czytającym przynaj- mniej ku rozrywce. To jednak uwagi jest godnem, że jak powiadają, wszystkie te miejsca, w których tenże Buniak przesiadywał, strachy niebezpiecznemi dla ludzi i dla tego do tych czas niemieszkalnemi czynić mają. Niech wierzą, którzy chcą, opowiadającym. Inni Bole- sława Chrobrego, najbitniejszego w owych stronach króla polskiego, pod Solodywym Buniakiem być rozumieją. Przy sposobności muszę jeszcze opowiedzieć tu inną, ale wcale przyjemną i pewną, bo w owym czasie całemu miastu wiadomą, historyę o Maryi Pannie naszej dla strapio- nych najdobroczynniejszej, którą czcimy w kaplicy Domaga- łiczowskiej, choć nieco później mi opowiedzianą. Kiedy pod miastem naszem stały obadwa potężne wojska świętego i bo- gobojnego związku o słuszność sprawy bić się pragnące, by- wał dla słuchania mszy w kaplicy Domagaliczowskiej, ponieważ król w mieście przebywał, ciągle wielki nacisk. Trafiło się raz, że pewny dworzanin 100 czerwonych złotych w kieszeni na sprawunki pańskie mając schowane przyszedł na mszą ś., i gdy zatopiony w modlitwie klęczał pośród tłumu, wykradł mu ktoś z kieszeni dukaty owe zawiązane w chustce. Po skończonym pacierzu czyli mszy ś. porwał się ów dwo- rzanin, aby pójść do domu, aż oto w drodze postrzega, że mu dukaty skradziono. Wraca więc z płaczem do kaplicy i wmieszawszy się pomiędzy ludzie z rozrzewnionem sercem przedstawia Pan- nie Najświętszej, że z przyczyny nabożeństwa ku niej i wia- ry swojej w niebezpieczeństwo u pana swojego popadł, i błaga Ją przeto, aby za sprawą swoją się ujęła i w tym przypadku koniecznie mu pomogła. Gdy się tak długo proś- bami Najświętszej Pannie daremnie naprzykrzał, w rozpaczy z kaplicy wychodzi, i gdy tłum ludzi wychód mu tamuje, poczuwa w sobie jakieś natchnienie wewnętrzne: "Ponieważ komuś na świętem miejscu kraść się podobało, próbuj i ty szczęścia" a szukając w smutku pociechy usłuchał tego ta- jemnego głosu, i do kieszeni blisko siebie stojącego włoży- wszy rękę ciężki węzełek wyciąga i spiesznie chowając odchodzi. A gdy do pomieszkania przyszedł i coby ukradł? wiedzieć pragnie, postrzega, że swoją chustkę i swoje du- katy odkradł; zdumiał się więc nad tym wyraźnym cudem i wszystkim swój przypadek i Najśw. Panny dobrodziejstwo opowiadając dzięki najszczersze Jej składał. ROK 1664 Na początku roku 1664 srożyła się nadzwyczaj ostra zima, i żołnierzowi polskiemu przez zamrożenie rzek i ba- gien, jak gdyby pobudowawszy wszędzie mosty, trudną w innych czasach do przejścia Ukrainę łatwą do przejścia uczy- niła, a nawet wygodne gościńce aż do samej Moskwy dlań przysposobiła; król tedy Kazimierz z leż zimowych na po- czątku tego roku do czynów wojennych wojsku wyruszyć rozkazał, i pierwszą warownię, "Dziewicą" zwaną, z mocną załogą i wielkiemi łupami na granicy państwa moskiewskie- go leżącą, przemocą oręża zdobył, ubiwszy 10,000 nieprzy- jaciela ; reszta zaś przez zdanie się na łaskę króla od pe- wnej śmierci się uratowała. Wszyscy sławili męztwo króla Kazimierza, który nie- zważając na żadne niebezpieczeństwa był zawsze gotów do walki, nudził się w podróży i na stacyi, wszędzie był przed sztandarami, i mało dbając o spoczynek ciała śród ustawi- cznych mrozów i niedogodności, niezmordowany żadnemi pracami, wielom za wzór służył a większa część w zadzi- wienie wprawiał. Wreszcie dnia 17 stycznia, w rocznicę królewskiej swojej godności po latach 16. swego namaszcze- nia, wkroczył król szczęśliwie za granicę Moskwy posiłkami Tatarów wsparty, i rozpędziwszy dwa dosyć silne wojska nieprzyjacielskie całą Moskwę zburzeniem przestraszył i ja- ko zwycięzca znowu na Ukrainę nowemi poruszeniami gro- żącą powrócił. W tym roku 1664. przybyli do Lwowa naszego z Rzymu od Papieża dla wzmocnienia w wierze katolickiej lub nawracania do niej Ormianów wysiani OO. Teatini, O. Clemens i O. Alojzy; i nieprzyjechali daremnie; wielką bo- wiem zadawali sobie pracę dla utwierdzenia stałości Ormia- nów, których języka nawet z samego początku uczyć się musieli. W tej pracy świętobliwej O. Klemens w następu- jącym roku zycie zakończył; a O. Alojzy pochodziwszy około wielkiego żniwa obfitą korzyść odniósł, która w sercach Or- mianów tkwi dotychczas. W tym roku pokazał się na niebie przyszłych nieszczęść znak wieszczy, to jest: wypukły na kształt garnka kometa tak jasny, że niebo przez 16. dni jak gdyby od słońca ja- śnieć się zdawało. Niewierne plemię żydów w mieście naszem w tym roku na niezwykłą i dla nagannej pychy swojej zgubną czynność się od- ważyło i sprawiedliwą klęską wielu ze swoich ukarane zo- stało. Wieść się była rozeszła po naszem mieście o na- padzie w Krakowie na żydów uczynionym. Chcąc więc żydzi czy zemścić się na krwi niewinnej, czy też bezpie- czeństwo sobie zgotować, długie siekiery obosieczne, topory ciesielskie na drzewcach, kosy, pałasze i strzelby sobie przy- sposobili, pijani często po nocy biegali, strzelali, warty od- prawiali, Berdo! wołali, i do tej śmiałości się posunęli, że z chrześcian szydzić i śmiercią im grozić się ważyli, mówiąc: że psy krew chrześcian lizać będą, że jeden żyd 60 stu- dentów przed sobą popędzi, że żydzi w krwi chrześciańskiej brodzić będą, i tern podobnie się odgrażając publicznie i tak głośno, aby chrześcianie słyszeli. Nadeszło wreszcie święto Znalezienia ś. Krzyża, które- go dnia podług kalendarza Rusini uroczystość ś. Jerzego męczennika z wielkiem nabożeństwem i natłokiem ludu wiej- skiego przy kościele na przedmieściu grodeckiem, pod tytu- łem i imieniem tegoż Świętego zbudowanym, obchodzić zwykli. Żydzi tedy myśląc, że tego dnia napadnieni zostaną, zebrali się rano przy swojej synagodze, stali uzbrojeni w liczbie blisko 400 do południa, i jak gdyby obóz rozbiwszy na trzy części w trzech miejscach pod trzema wodzami się po- łączyli, jedna przy młynie pod wodzą Lejzora, druga około jatki pod Kuczką, a trzecia między domami pod Turczynem. Stały tedy jak gdyby do walki gotowe trzy owe tłu- my przez czas długi, a nawet najęły sobie nieco pospólstwa dla swojej obrony; nasi zaś ludzie, częścią z ciekawości czę- ścią dla widowiska, czegoby to żydowskie uzbrojone zgro- madzenie żądało ? dowiedzieć się pospieszyli, inni dziwili się niezwyczajnej śmiałości, inni ganili ją, inni zwyczajem po- spólstwa się śmiali. Żydzi oddawał! słowa za słowa a często i kijami nawet. Ale niedość na tern, jak gdyby sobie prę- dzej klęskę przygotować pragnęli naszą młodzież na takie igrzyska ciekawą napadali, z miejsca zpędzali, bili, kaleczyli, a pobiwszy lub zpędziwszy z miejsca chlubili się i tryum- fowali. Nasi ludzie odeszli bezbronni nic się dla siebie złego nieobawiając raz i drugi aż do bramy krakowskiej tak że w końcu stróże miejscy aż ją zamknąć musieli. Na wiadomość o tej swywolnej śmiałości żydów ze- wsząd ludzie nasi i pospólstwo nagłe dziwowisko i ten czyn smutny zobaczyć pragnące zbiegało się; byli pomiędzy tem także i śmielsi z młodzieży szkolnej, i ci w zapale młodzień- czego wieku do broni się porwali; jednakże tak długo jeszcze żydom pobłażali tę zuchwałość, aż póki trzech młodych ży- dów patrzących z tłumu niewyskoczyło, którzy przybiegających okrutnie kaleczyć zaczęli i pewnego kucharza obosiecznemi siekierami zabili, z czego wielki powstał rozruch i wzbu- rzenie między chrześcianami. I tak gdy sędziwy rozsądek zastanawiał się i rozmy- ślał, coby czynić należało? tymczasem lekkomyślność swy- wolnych chłopaków za niewinnie rozlaną krew chrześcian mścić się zaczęła. Ci bowiem trzej żydziuki, stojąc nadę- ci w szeregu żydów, krzykiem i kamieniami wszystkich za- czepiali i pierwsi podług swego zwyczaju lekko nacierać i często uchodząc do walki wyzywać zaczęli, aż dopokąd silniejsi z bronią i z rozumem nie przyszli i sił większych na przeciw żydom niepostawili. I tak w istocie było, że żydzi na chłopców z nich szydzących i na pospólstwo zadziwione znowu pierwsi napadli, spokojnych potrącali, z miejsca z pę- dzali, kaleczyli i za granicę walki z sobą unieśli. Tymczasem gdy tak żydzi coraz zuchwalsi dla swych pomyślnych potyczek znęcali się nad chrześcianami, napadają na nich spieszący z miasta studenci, do których przyłączył się także lud wiejski, nie w żelazo lecz w drągi i kije uzbro- jony. I zaczęto się tedy potykać już nie po dziecinnemu, bo tu i owdzie z zaciętością walczono; aż w końcu żydzi widząc, że się chrześcianie odważnie do sprawy biorą, już się bać, już drżyć, już się wzajemnie do męztwa zachęcać zaczynali. I w rzeczy samej z początku dość dobrze się trzy- mali lecz gdy się i z przodu i z tylu od nacierających zwy- ciężonymi widzieli, wrzeszczeli, mięszali się i niezważając już na porządek bojaźliwie do swojej synagogi uciekali. Lecz i tam między murami niezdołali ujść kary, na którą za prze- lanie niewinnie krew chrześciańską zasłużyli. Napadało ich rozgniewane i szłusznie obrażone pospólstwo; wyciągali ich studenci z domów i zabijali publicznie; wielu jednak z nich nasi politowaniem zdjęci od śmierci uratowali, innych w swych domach ukrywając zataili, innych błagających o li- tość nad swojem nieszczęściem od śmierci zachowali. Podobny los spotkał także żydów w mieście, których ulica przez tychże studentów napadnięta trzeciego czyli czwartego dnia ich się krwią zafarbowała. Musieli tedy obywatele w swojem mieście dla żydów na ulicy miasta mieszkających straż także nocną odbywać, i dla odstraszenia napadających nawet kilka dział wytoczyć. Ale dla żydów i pod tą obroną z przestrachu wszędzie włóczących się zu- pełnego niebyło bezpieczeństwa, albowiem w nocy znowu wszczął się rozruch z przyczyny trzech studentów szlachetnych, którzy potem w sądzie złożonym osądzeni byli, przyczem zacny mąż i obywatel Stontel zwany, ku obronie żydów nieostrożnie spieszący, przypadkiem ze strzelby w ciemności zabity został, a oprócz tego jeszcze dwóch lub trzech in- nych chrześcian zginęło. Z tej przyczyny więc musiało miasto starać się o bez- pieczeństwo Żydów, i diatego 100 żołnierzy piechotnych najęło, z których 60 skarb miejski, a 40 żydzi z swej kie- szeni zapłacili. Tego roku arcybiskup Tarnowski do poświęcenia ko- ścioła OO. Reformatów ś. Franciszka na przedmieściu kra- 35 kowskiem pod wysoką górą, na której zamek murowany leży, zbudowanego, zaproszony został. Ponieważ nie mając jeszcze wiadomości o zbudowaniu, tego kościoła w swoim czasie nic o nim niepowiedziałem, więc w tym roku z rę- kopismu tegoż klasztoru nieco o nim powiem, a najprzód o jego początku dobrze mi znanym przynajmniej kilka szcze- gółów przytoczę. Gdy w królestwie hiszpańskiem rozeszła się wieść o reformie owej, którą zaprowadził ś. Piotr z Alcantary, szla- chetny mąż i wzór pokuty, i gdy tę reformę nauką i własnemi przykładami rozkrzewił, zaszczepił ją zaraz wiele- bny Szczepan Molinawe w włoskich krajach a wkrótce dosta- ła się ta nauka także i do królestwa polskiego. Z klaszto- rów więc braci ściślejszej reguły, ktorzy od dawna najskro- mniejsi byli, i wielu mężów niewinnością życia sławnych li- czyli nawet przez stolicę apostolską między błogosławionych policzonych, gdy wielu z pomiędzy nich po części na usłu- gach dworskich, poczęści dla związków świeckich od reguły zakonnej a osobliwie pod względem ślubu ubóstwa uchylać się zaczęli, postanowili niektórzy gorliwsi zakonnicy postarć się o wprowadzenie tej reformy do Polski, między któremi był pierwszy 0. Gabryel Grodecki, mąż cnotliwy i uczony, bez- pośredni komisarz dla Węgier, gdzie zarazem został obra- ny ministrem prowincyonalnym r. 1593. Tenże w roku 1597 z kilku posłusznymi towarzyszami do Rzymu się udał i pokornie papieża najprzód Klemensa a potem Pawła V. o zaprowadzenie reformy w królestwie polskiem prosił. Sprzyjali pobożnym tym chęciom papieże, jednak rzecz ta ze względu na sposób zaprowadzenia tej re- formy przez długi czas rozstrzygniętą być niemogła. Tymczasem został Grodecki przeznaczony do Neapolu na nauczyciela teologii a jego towarzyszów po innych kla- sztorach włoskich porozdzielano, w których ducha nowej re- formy zaszczepić nieomieszkali. Po wielu tedy odmianach pomiędzy zakonnikami ścisłej reguły i reformatami została wkońcu wyrokiem komisarza apostolskiego, Marcina Szysz- kowskiego biskupa krakowskiego, na rozkaz papieża Grze- gorza XV. ustanowiona reforma polska, której największą podporą był Zygmunt Tarło, kasztelan sandecki, który też był fundatorem pierwszego ich klasztoru w Małej Polsce to jest Zakliczyńskiego. To się stało około roku 1622., kiedy i sam król Zygmunt III., który przedtem za zakonni- kami ścisłej reguły obstawał, wszędzie Reformatom sprzyjał. Niczego się już więc nie obawiało owszem wzrastało w królestwie naszem coraz bardziej szczupłe zrazu zgroma- dzenie Reformatów; stawiano liczne klasztory nie bez wiel- kiego wydatku, tak, że w końcu ubogie ich klasztory po kra- jach królestwa sięgały aż do Rusi i naszego Lwowa, do którego z klasztoru przemyślskiego przez Hermolda na wiel- kich Kończycach Mniszka, Starosty lwowskiego, zaproszeni zostali ciż zakonnicy w roku 1630., a którym Zofia Daniłowi- czowa z Żółkwi, wojewodzina ruska, za przyzwoleniem ar- cybiskupa Pruchnickiego jako też królów polskich Zygmunta III i Władysława IV grunt, który posiadają, darowała. Oprócz tego dostali oni jeszcze inny grunt na dwa domki szero- ki dla rozszerzenia ogrodu, a nadto ustąpiły im także sąsia- dujące z nimi panny Benedyktynki dnia 10. Marca 1631 roku kawał gruntu, na którą darowiznę Anna Saporowska podpisała się, a za grunt na dwa domki zapłacono. I tak zaczęto budować klasztor roku 1630. Jakoż został zbudowany w istocie klasztor razem z ko- ściołem zupełnie z drzewa pod tytułem śś. Męczenników Rocha i Sebestyana, o którego zbudowaniu ten uwagi go- dny szczegół czytałem; Góra, która przewyższała budynki i rozciągała się aż do okopów miasta, dla wielkiej swojej spadzistości przeszkadzała mocno budowaniu kościoła i kla- sztoru. Zastępował wtenczas godnos ć kaznodziei O. Bona- wentura z Przemyśla, mąż zacny i nader przykładny zakonnik, pierwszy fundator i przełożony klasztorów na Rusi. Ten w kazaniach swoich, na których licznych miewał słuchaczy, obiecywał młodzieży tyle zasług ile wózków ziemi z góry na dół zwieźćby mogli. I nie do uwierzenia z jaką gorliwością wzięli się natychmiast nietylko młodzież ale i starce, ze szla- chetniejszego stanu osoby, a nawet kobiety do kopania i znoszenia góry, tak że wkrótce płaszczyznę dogodną dla bu- dowania kościoła i całego klasztoru usypali, że góra chro- powata tyle miejsca, ile było potrzeba, do budowli dostar- czyła i że przez trzy lata dla położenia zasług młodzi i starzy bez ustanku pracowali bez najmniejszych wydatków fundatorów. W tym tedy klasztorze, którego przełożonym był wspo- mniony Ojciec Bonawentura, żyli w wielkiem ubóstwie i prawie tylko z boskiej opatrzności bracia Reformaci, nie troszcząc się jednak podług nauki Zbawiciela o to, czem się nakarmią, albowiem tak wielką miłość w serca ludzkie wlał Najwyż- szy, że im gotowe objady dostateczne obywatele lwowscy, bądź łacińskiego bądź ormiańskiego obrządku, codziennie przysyłali. Stał wiec ten kościół z klasztorem na drewnianych słupach do roku 1648, w którym około oktawy ś. Franciszka przez Chmielnickiego hetmana Kozaków, który nasz Lwów mieczem, ogniem i głodem nękał, zupełnie spalony został; przyczem Ignacy Solecki laik paraliżem tknięty z ręki Kozaków zginął a dwaj inni do miasta uciekłszy na zgniłą febrę umarli. Niechciał jednak Bóg, aby to miejsce dłużej bez chwały boskiej zostawało, ale wskrzesił ducha pobożności w Miko- łaju Bieganowskim, kasztelanie kamienieckim i w zonie jego Urszuli Krosnowskiej, którzy kościół w roku 1656. jako na- pis pod kratą chóru na środku świadczy, i cały klasztor z cegły palonej wybudowali i dokoła murem obwiedli, za co też oboje jako fundatorowie pierwsze miejsce dla ciał swo- ich w kruchcie i chlubne napisy na wieczną pamiątkę na kolumnach kościoła przy wielkim ołtarzu wysoko złotemi literami wyryte otrzymali. Ten więc kościół i klasztor zupełnie zbudowany, już od wielu lat przez zakonników ścisłej reguły i uczciwego ubóstwa zamieszkany, poświęcił arcybiskup Tarnowski tego roku 1664 w obec nader licznego zgromadzenia ludzi wszel- kiego stanu i z największą uroczystością, naznaczywszy mu przytem za Patrona ś. Kazimierza książęcia polskiego. Wspomniałem na początku roku tego o rozruchach na Ukrainie, dla których wczesnego utłumienia, gdy król Kazi- mierz powołany został do ojczyzny, Czarnecki wojewoda ruski z Janem Sobieskim Chorążym koronnym jako prze- znaczeni wodzowie ostrzejszych użyli środków, liczne mia- steczka bronią zdobyli, a między temi Stawiszcze miasteczko w uporze niewierności zastarzałe i niedawno o występek zdra- dy względem naszej załogi obwinione, lecz 16,000 załogą a to najwaleczniejszą i okopami dobrze obwarowane, z spra- wiedliwych przyczyn obiegli i po wielu ciężkich utarczkach i krwawych napadach, w których los wojny raz tej raz owej sprzyjał stronie, zapalili jednak, tern go jeszcze do poddania się nie zmusili tylko Kozaków, do zaciętszej walki pobudzili, aż wreszcie głodem strasznym od początku czerwca do 20 października przedłużonym i ustawicznemi walkami osłabiona załoga poddać się musiała, poczem zwycięzcy sprawców ro- koszu dla przykładu innych surowo ukarali. W tym czasie obwiniono też Jana Wychowskiego wo- jewodę kijowskiego o tajemną zmowę przeciw królowi i rze- czypospolitej z szyzmatyckim metropolitą kijowskim; czyli słu- sznie, lub nie ? nie wiadomo; ale gdy się pokazało, że ob- winienia te przewyższały zasługi jego u Kozaków dla rze- czypospolitej położone, został natychmiast pod pozorem rady z Chwastowa do Korsunia niby pismem królewskiem zwa- biony, tamże przed sądem wojskowym stawiony i zaraz na- zajutrz o świcie za swoje sprzeniewierzenie się rozstrzelany. Taki był koniec pierwszego radzcy Bohdana Chmielnickiego i nierozłączonego w wojnach krwawych towarzysza, jakkol- wiek może żałującego za swoje czyny i dla tego godnością senatorską zaszczyconego. ROK 1665. W roku 1665 arcybiskup Tarnowski Montem pietatis przy kościele naszym metropolitalnym zaprowadził, jak się pokazuje z aktu spisanego na dniu 12. listopada, w którym powiedziano, że Paweł Kampian konsul lwowski 1000 złp. z dóbr swoich podług ostatniej woli na pierwszy fundusz tego banku zapisał. Za przykładem Ojca poszedł i syn Mar- cin Kampian lekarz i konsul, który 500 złp. z testamentu Andrzeja Sambora Dąbrowskiego konsula lwowskiego i je- den złoty przez wdowę Piotrowę Zygmuntowiczowę, jakby dwa szelągi na skarb kościoła dodane, a potem 3,500 złp. z swego własnego worka dołożył, tak że fundusz banku 5,001 złotych wynosi. Po śmierci Marcina Kampiana otrzymał tę kwotę do dyzpozycyi Marcin Gozwejer lekarz i konsul powinowaty Kampianów; ale gdy tenże umarł trzymali jego potomkowie małoletni jeszcze, czyli raczej ich opiekunowie, w wielkim sekrecie to zbawienne dzieło, tak że suma ta bez nadziei zwrotu zatajona została. Doniósł o tym podstępnym czynie pierwszy Bartłomiej Zimorowicz konsul, na co dowody i re- jestra po śmierci żony swojej Rozalii Gozwejerownej wyro- kiem pomuszony złożył. Po wielu tedy kłótniach i zatar- gach zebrał nakoniec w skutek wyroku namiestnika apostol- skiego arcybiskup Tarnowski kwotę 7,000 złp., założył bank montis pietatis i takie pod względem jego zarządu uczynił rozporządzenie: Mają być prowizorowie, pierwszy oficyał jeneralny lwow- ski każdoczesny a drugi z pomiędzy kanoników kościoła lub też z osób świeckich obrany, trzeci z grona konsulów przez przezacny magistrat ma być oznaczony i arcypasterzowi przed- stawiony. Potem należy obrać dwóch prokuratorów jedne- go z linii Kampianów a drugiego z pomiędzy duchowieństwa tegoż kościoła. Ci prokuratorowie mają dwa razy do roku zakład pii montis odwiedzać, rejestra przejrzeć i podpisać, ubogim chrześcianom miejsca tego i miasta pewne kwo- ty pożyczać, procentu tylko po cztery od sta a od 50 nic za rok jeden a od sumy co dwa lata pobierać, przychody na wydatki rocznicy nazajutrz po ś. Marcinie papieżu, a co nadto zostanie, dla panien i wdów ubogich podług stanu osób i osądzenia prowizorów obracać i inne obowiązki peł- nić, które w postanowieniu tern są wytknięte. Podczas gdy na Ukrainie wrzał rokosz i pokój z Moskwą został zerwany, wybuchła też w królestwie wojna domowa dla niezgód wewnętrznych i wielkiego rozjątrzenia umysłów. Największą urazę miał król Kazimierz do Jerzego Lubomir- skiego, który choć wstawiali się za nim obcy monarchowie u króla przebaczenia jego i łaski wyżebrać niemógł, i. ztad wynikły największe nieszczęścia, ztad bowiem tu i owdzie w królestwie po nieprzyjacielsku się potykano, krwi wiele roz- lewano, okolice przez które szły wojska niszczono, konfede- racyę ustanowiono, część wojska królewskiego w wielkiej bitwie zwyciężono pod Częstochową, gdzie legion najdziel- niejszej jazdy padł ofiarą wojny domowej; i dopiero wtedy, gdy po głodzie nastąpił pomór, pojednali się z sobą rodacy i krewni na polu bitwy. Lecz kto więcej o tern chce wie- dzieć niech czyta roczniki Kochowskiego. Mnie zaś opisującemu nieszczęścia Rusi niech wolno będzie wykrzyknąć tu z wierszopisem: O wieleżby przez to na lądzie i na morzu uczynić było można co obywatelska nienawiść pochłonęła! Nieco tu jeszcze o Ukrainie ale wcale nieradośnego opowiem. Rozruchy nieustawały, ani pospólstwa zbrojne zbiegowiska; Machowskiego legion został rozbity przez ro- koszanów i prawie 200 ludzi utracił, a rokosz Stawiszcza- nów przeszłego roku ukaranych znowu wybuchnął. Wszystko to dręczyło bardzo Stefana Czarneckiego, bez żadnego względu na stargane swe siły i wiek pode- szły czuwającego nad dobrem ojczyzny. Więc też niespo- czywając ni we dnie ni w nocy czemprędzej z małem woj- skiem do Stawiszcz pospieszył i do miasteczka wszedłszy rozruch bronią uśmierzył, resztę, co z pierwszego pożaru przez łaskę był uratował, spalić rozkazał i nieposłusznym Koza- kom hamulec założył. Śród tych trosk jednakże bez odpoczynku, niecierpiąc próżnowania i pracą ustawiczną obciążony, upadał Czarnecki coraz bardziej na siłach i czuł zbliżający się koniec swego życia. Miał już podówczas rok 66 dla wielkiej dzielności szanowny ów starzec, gdy słabować zaczął, jednak dla ra- towania zdrowia mimo rady przyjaciół do Polski powrócić niechciał, z obawy, aby swem oddaleniem rokoszowi otuchy niedodał, i nieprędzej opuścił chlubne stanowisko swoje, aż go zmusiła konieczność kazać się zanieść w lektyce do Du- bna, ponieważ ani wierzchem ani pojazdem słabość mu je- chać niedozwalała; lecz niemógł się tam już dostać i w li- chej wiosce w Sokołowce w nędznej chatce stanąwszy, sa- kramentami śś. zwyczajem chrześciańskim zaopatrzony, na febrą peryodyczną życie zakończył — na całym europejskim świecie bohater najsławniejszy, pierwszym wodzom w sztuce wojowania i w każdej innej cnocie wojskowej równy, a Ru- si naszej i owszem całego naszego królestwa obrońca naj- chwalebniejszy. W tym czasie zostali Jerzy Chmielnicki i Tokolski, me- tropolita kijowski, których Czarnecki, aby oddalić żagiew od ognia, z Ukrainy wywiózł i w Malborgu pod uczciwą strażą przeszło rok trzymał, na prośbę Tetery i znaczniejszych Ko- zaków za zezwoleniem Senatu na Ukrainę z honorem ode- słani. Tokolski złożył godność metropolity i wkrótce mię- dzy zakonnikami umarł. Chmielnicki poszedłszy za przy- kładem starszego znowu się w swym monasterze, który ufny w siłę otomańską był porzucił i płaszcz książęcia ruskiego przyjął, z własnej chęci zamknął, i koronę na mitrę a płaszcz książęcy na włosiennicę zamienił. 36 ROK 1666. Roku 1666. po pomyślnych wypadkach w Polsce na- szej smutne zdarzenia nastąpiły; dla przerwanych bowiem układów o pokój z Lubomirskim wiele smutnych zmian za- szło; szlachta po województwach podzielona przez intrygi wyprawy za Lubomirskiego podejmowała, a król za zgubną radą z Ukrainy wojsko ściągnął, któremu Lubomirski pod Motwami wielką klęskę zadał, aż wreszcie po wielu krwa- wych potyczkach i spustoszeniach pokój pod pewnemi wa- runkami lecz niestety nie na długo zawarty został. Ale o tych nieszczęściach Polski niech czyta kto chce u Kochowskiego, ja zaś do dziejów Rusi zaburzonej nowemi rozruchami powracam. Gdy wewnętrzne rozruchy wojsko Kozaków od zbun- towanych dla ratowania ojczyzny odwołały, a wielki ów bo- hater i niewierności ich pogromca Czarnecki podczas wojny umarł, Kozacy skłonni oddawna do wiarołomstwa chcąc się od posłuszeństwa i prawego rządu króla polskiego uwolnić, i sprzykrzywszy sobie uciążliwą opiekę Moskali, pod pro- tekcyę Porty Otomańskiej pod wodzem Doroszem się uciekli. Wnet też wyruszył przeciw nim waleczny Sebastyan Ma- chowski stary żołnierz, ale wódz nieszczęśliwy. Przyszedł on wprawdzie z wojskiem swojem 6,000 li- czącem do miasteczka Stawiszcz, gdzie zazwyczaj była główna siedziba nieprzyjaciela, ale za nadejściem Tatarów spieszących na pomoc Kozakom warownię tę opuścić był zmuszony i z wojskiem swem pod Brailów ruszył. Przybył też niezwłocznie Nuradyn ze 40,000 Tatarów zmyślając urazę, że nasi Polacy wyzwali Moskalów do boju a Tatarów sobie przychylnych porzucili i darów zwyczajnych od kilku lat zatrzymanych nieoddali, właściwie zaś od Tur- ka opiekuna Kozaków pod tym pozorem posłany. Był z Nu- radynem i sam Piotr Dorosz, którego zabójcą Wychowskiego okrzyczeli, z 20,000 Kozaków nienawiścią ku Moskalom pa- łających; i wkrótce też zaczęła się zacięta walka, chociaż nadzwyczajne mrozy i broń i ręce walczących ścinały. Woj- sko polskie opierało się z początku dosyć mężnie, ale po kilku mocnych i natarczywych utarczkach zrobiwszy odwrót wojenny, dla Kalinowskiego wojewody Czerniechowskiego i jego wojska zgubny, ku Batowu na miejsce pobojowiska przed 14 laty pociągnął, ale tymczasem gdy Kozacy wał- czyli z przodu natarli Tatarzy z tyłu, rozbili tabor i tak woj- sko zupełnie zniszczone zostało, a sam Machowski szlache- tny starzec z wielu innymi do Tauryi na hańbę w niewolę zabrany został. W tym roku 1666 umarł w kolegium papiezkiem O. Klemens Galanus w 56 roku życia , misyonarz apostolski dla utwierdzenia Ormianów naszych w jedności wiarv oso- bliwie od papieża przeznaczony do miasta naszego; pogrze- bany jest w kościele ormiańskim. ROK 1667. W roku 1667. po wzięciu w niewolę Machowskiego do Tauryi z wielu Polakami i po pobiciu legionów, przera- ziło złowieszcze wojny tureckiej wypowiedzenie przez Czansze nanowo nasz Lwów czestemi kieskami wycieńczo- ny i Polskę niezgodami zakłóconą. A ponieważ Tatarzy te- raz w związku przeciw Moskalom bardziej sobie życzył me- przyjaźni niż przyjaźni naszych, przeto natychmiast wielkie zrobili wycieczki i naszemi niewolnikami swoją Tauryą na- pełnili, gdy tymczasem rzeczpospolitą, chociaż Lubomirski niedawno umarł, jeszcze niewykorzenione zakłócały niesna- ski. Moskale zerwawszy pokój przeszli granice Litwy. Tatarzy na połach Budziackich jako wilcy na żer gotowi stali. Ukraina odprzysiągłszy się posłuszeństwa dla króla polskiego opiekę Turków przyjęła. Pieniędzy niezbędnie po- trzebnych do prowadzenia wojny niebyło, a śród tylu nie- szczęść i spustoszeń nawet z nizkąd dostać ich niebyło można; wybory wojskowe niezostały uskutecznione, naczel- nicy legionów byli bez wojska i bez żołdu, inni wodzowie poumierali, a król leżał ciężką chorobą złożony. Śród takich tedy okoliczności wysłany został do Kon- stantynopola Hieronim Radziejowski, kanclerz koronny, dla utrzymania układów Chocimskich, a tymczasem trzymano owego Czauszę tak długo we Lwowie naszym, póki nasz poseł wspomnionych z Portą otomańską zawartych układów nie odnowił i szkodliwej nie odwrócił nieprzyjaźni. Tym- czasem sejm w Warszawie mimo rozmaitego nastrojenia umy- słów, jako jest zwyczaj u naszej szlachty, nad spodziewanie szczęśliwie zakończony został i jakowąś nadzieję obrony bojącej się zaburzonego Wschodu Rusi naszej uczynił. Gdy tak wszyscy dla ciągłych nieszczęść na gorzkie przeznaczenie uskarzali się, przeczuwała królowa Marya Lu- dwika Gonzaga, że wkrótce miły wątek jej życia ma być zerwany i ostrzegającemu ją o blizkiej śmierci kapłanowi, Adryanowi Pikarskiemu Jezuicie, wzniósłszy ręce odpowie- działa pokornie: "Więc umrzeć potrzeba." Była wprzód za- ślubiona Władysławowi IV., z którym dzieci niemiała, poczem za pozwoleniem papieża dla dobra publicznego bratu jego Kazimierzowi zaślubiona została, lecz i w tera małżeństwie przez długi czas niepobłogosławiło ją niebo żadnem potom- stwem. Miała ona oblicze nader majestatyczne i w młodym wie- ku kształtniejszą postać niż inne kobiety, rozum bystry i przekonanie silniejsze niż męzkie; słynęła z hojności swej dla wojska, z rzadkiej wspaniałości dla ubogich, bo nawet dla zapowietrzonych szpitale zakładała, i z wielkiej szczodro- bliwości dla wdów i sierot, którym budowała domy i w nich sztuki robienia około wełny uczyć ich kazała. W Konstan- tynopolu i w Persii miała swoich uczniów jezuickich, któ- rych swym kosztem utrzymywała; Klasztor zakonnic fran- cuzkich, od Zwiastowania mających swą nazwę, i zakon misionarzy w Warszawie fundowała, i w ogóle miała posia- dać cnoty wielkie i godne królewskiego tronu i łoża. U- marła w początku maja, który miesiąc dla wszystkich żyjących jest wesoły, wtedy zaś dla króla i królewskiej familii bar- dzo był smutny. Pogrzebana w Krakowie dnia 22. paździer- nika roku tegoż. Piszą jednak, iż jej sławie bardzo wiele zaszkodził uporczywie zrobiony wybór za życia króla Kazi- mierza. Żyła lat 55. Gdy się już zewsząd pomnażały niebezpieczeństwa dla nierównej siły do odparcia napaści zewnątrz i wewnątrz, są- dził każdy że już ostatni kres sprawy Polskiej nadszedł; ale Bóg miłosierny przyjął sam sprawę tę na siebie i stojącemu nad przepaścią rządowi dał silną podporę w osobie Jana So- bieskiego, natenczas marszałka koronnego. Temu bowiem król Kazimierz po śmierci jenerała Potockiego najwyższą władzę nad wojskiem polskiem a buławę mniejszą Deme- tremu książęciu Wiszniowieckiemu, Wojewodzie bełzkiemu, poruczył. Jakoż niedługo namyślał się marszałek, ponieważ i czas długiej zwłoki niepozwalał, lecz poszedł z małym lecz mo- cnym oddziałem naprzeciw 80,000 Tatarów i 24,000 Ko- zaków, pod dowództwem Piotra Dorosza na Wołyń i Po- dole dążących, z postępującą za nimi jeszcze większą siłą wojska Tureckiego. Pod miasteczkiem Podhajcami, należą- cem do domu Potockich, mały zastęp Polaków, bo ledwie 12,000 wynoszący, na trzy części dla zamknięcia dróg roz- dzielił, a sam z innymi czoło nadchodzącym nieprzyjaciołom stawił. Walczył najprzód mężnie pod Narajowem miasteczkiem, potem pod wspomnionem miasteczkiem Podhajcami, okopem i rowem na prędce obwarowanem, dość szczęśliwie, tak że w końcu Tatarzy musieli ustąpić z pola, zasławszy trupami swemi rozległe pobojowisko, i potem nawet chęć do walki postradali. Gdy się to działo napadł ogołocony z obrońców Krym niejaki Sierko, straszną nienawiścią ku Tatarom pałający, wyprawiwszy tam oddział Kozaków pod dowództwem Iwaszka, wysłużonego setnika Kozaków, który żadnemu wiekowi ni płci żyjących w Tauryi nieprzepuszczał, chaty ogniem ni- szczył, ludzi mordował, bydło zabierał i domowych Bogów znieważał; nakoniec warownię Perekop napadł i zapalił, i takim strachem całą Tauryę napełnił, że wszyscy albo w oko- lice morskie albo w lasy i góry nieprzystępne uciekali; a na- wet sam Han ze stadami swych bladek do najodleglejszych stron Kolchidy swojej się oddalił. Ale nieumieli Kozacy korzystać z tego zwycięstwa; mniemając bowiem, źe dość jest nastraszyć łub zwyciężyć, spieszny odwrót obładowani zdo- byczą uczynili na Ukrainę, może z obawy, aby nie wpadli na Suł- tana Gałkę, w Polsce rabującego, lub też aby dla zrabowanych ta- tarskich okolic odwetu w swojej ojczyznie od Tatarów niedoznali. Gdy wieść o tern doszła Tatarów pod Podhajcami sto- jących, zaczęli mruczeć wszyscy przeciw Kozakom, których w podejrzeniu mieli, że nigdy dla nich wiernymi niebyli i o najnowszym napadzie wiedzieli. Najprzód obwiniali ich mo- cno o haniebną zdradę i niedotrzymanie wierności, i zaczęli sarkając na niegodną spółkę przygotowywać się z odwrotem do Tauryi. I Dorosz także na wszystko złe zupełnie przy- gotowany, chociaż był autorem i wspólnikiem wtargnięcia Tatarów do Polski, nieufając ich przyjaźni dla sekretnych doniesień o szczęściu Iwaszka w Krymie, chciał po odwrocie Tatarów przygotować sobie bezpieczne schronienie i zaczął wchodzić w układy z wodzem wojska naszego. Już przez trzy tygodnie trwała walka z bardzo licznem wojskiem, które aby się nienudziło kapeliści Jańczarów, w licz- bie 3,000 z 12 polowemi działami w niezwykły sposób ze strony Turków Sułtanowi Gałga dodanych, zrana i wieczór w dwie duże metalowe kotły bijąc i na długich piszczałkach nakształt szałamejek codziennie grając rozrywali i wrzaskli- wą tą muzyką powietrze napełniali. Przerwała jednakże to nudne oczekiwanie krótka bo tylko 4 srodzinna d. 16 wrze- śnia przez wyznaczonych z obu stron czterech mężów zro- biona umowa, aby Tatarzy imieniem Hana swego prawdziwą przyjaźń przyrzekli, pieniądze honorowe od Polakńw przyrze- czone przyjęli i nakoniec wszystkich niewolników polskich a osobliwie Machowskiego na wolność wypuścili. Dorosz także i Kozacy za wdaniem się Tatarów podane warunki pokoju przyjąć musieli. Już wtenczas opatrzność boska wskazywała widocznie Jana Sobieskiego jako bohatera tak do ustalenia bezpieczeństwa Polski, jako też do złamania potęgi Turków i do osiągnienia po kilku latach korony polskiej najzdolniejszego. Tak więc Tatarzy do Tauryi, Kozacy na Ukrainę, a legiony nasze do Polski odeszły. Lecz chociaż nieprzyja- ciela już niebyło na Rusi, jednak pozostały smutne ślady zniszczenia i straszny obraz wojny, albowiem zaludnione miasteczka ogniem były zniszczone, kościoły nawet muro- wane po miasteczkach i pałace, które ogniem zniszczone być niemogły, z ziemią zrównane, a po gościńcach leżały ciała ludzkie na kupy poznoszone, które dla ciągłych nie- bezpieczeństw wojny przez długi czas pogrzebane być nie- mogly. Powiększył się też niedostatek żywności, oraz brak koni, które ustawiczna praca, głód i niewygody podczas słoty jesiennej niezmiernie niszczyły. ROK 1668. W r. 1668 Jan Kazimierz król nasz, idąc za przykładem Karola V. pradziada swojego po matce, koronę królestwa polskiego, którą przez lat 21 śród rozmaitych kolei losu, wpomyślności z niezwyciężonym, a w nieszczęściu z wspaniałym umysłem nosił, w obliczu rzeczypospolitej na jeneralnym sej- mie zwołanym w Warszawie uroczyście złożył i królestwo polskie, którem dom jego Jagieloński blisko 300 lat rzą- dził najchwalebniej, z zadziwieniem wszystkich narodów od- stąpił, a złożywszy znaki monarchiczne z tronu w obliczu stanów państwa do pomieszkania swego powrócił i wkrót- ce z Polski do Francyi wyjechał. Miał w tenczas, jak Ko- chowski powiada, lat 59. I tak gdy król w smutnej chwili tron opuszczał, oba- wiali się wszyscy niezgód w czasie nieszczęsnego bezkróle- wia w rzeczypospolitej, ponieważ w królestwie dla niezgody pomiędzy stanami wszystko było ustawicznemi rozruchami osłabione, bez żadnej nadziei obrony dla zaniedbanej siły wojskowej. Ale Bóg najlitościwszy wziął i wtedy pod swo- ją opiekę owdowiałą Polskę i Ruś naszą, i śród grożących zewsząd wojen ze strony Kozaków, Tatarów i Turków sam pokój uczynił, albowiem i Tatarzy na darunki przyrzeczone a nieoddane czekając przez posłów o nie pokornie prosili; Turcy przez posłów polskich ugłaskani, a raczej więcej na Węgry uważni, czy też przez Persów nękani, natarczywość swoją powściągnęli; a nawet i Moskale w Krasnem zaczęte u- kłady o pokój dalej robili; gdy tymczasem przewódzcy Ko- zaków : Dorosz, sprzymierzeniec Tatarów, i Sierko ich naj- większy nieprzyjaciel i Krymu zwycięzki napastnik, wzaje- mną prześladowali się nienawiścią; i tak Ruś nasza krótkiem pokojem cieszyła się. ROK 1669. Na początku roku 1669 układała się długo kapituła przez pełnomocników swoich względem kontrybucyi jesien- nej z wojskowymi wiele za przeszłe czasy niesłusznie żąda- jącymi, i w końcu przez wyliczenie 3,000 zł. w monecie, dobra swoje od zdzierstwa nieco uratowała. W tym roku ustanowił Tarnowski kanonika kantora Głowińskiego na funduszu P. Stanisława na Głownie Gło- wińskiego, sędziego ziemi Halickiej, który na ten cel dwie wsie dziedziczne, Młyniszcze i Zabłotowce, w wojewodztwie ruskiem w obwodzie żydaczowskim leżące, z folwarkiem, wa- rownią i ze wszelkiemi prawami kapitule zapisał. Ten fundusz arcybiskup Tarnowski zatwierdził i prawo obierania i przed- stawiania prałata kantora i kanonika z famili fundatora naj- przód fundatorowi, a po śmierci jego kapitule nadał. 37 Także Stanisławowska Akademia wzięła swój początek w tym roku z pobożnej hojności Andrzeja na Potoku, Sta- nisławowie i Łyścu Potockiego, Wojewody jeneralnego ki- jowskiego a halickiego, leżajskiego i kołomyjskiego starosty. On to parochialny kościół pomnożywszy dochody jego na kollegialny przemienił i dla niego w archidyecezyi naszej je- szcze nieufundowanej 3. prałatów to jest: dziekana, kusto- sza i scholastyka i 3. kanoników z obowiązkiem uczenia w szkołach publicznie, i pozwolenie do otworzenia Akademii od króla i rzeczypospolitej wyprosił. Smutek publiczny znoszony dotychczas z największą spokojnością rozprószył szczęśliwy wybór króla polskiego, Michała Korybuta Wiszniowieckiego, który nad spodziewanie wszystkich, nieubiegając się nawet sam o ten zaszczyt, dnia 19. czerwca na polu elekcyjnem przez Andrzeja Olszow- skiego, natenczas biskupa kulmskiego i kanclerza koronnego, na jednogłośne żądanie licznie zebranej szlachty i niektó- rych senatorów królem obwołany został. Wiele pomyślnych zdarzeń jego szczęśliwy poprzedziło wybór, albowiem oprócz tego, że królowa Ludwika, małżonka króla Kazimierza, z oso- bliwszej mądrości w całym świecie słynąca, tron mu kró- lestwa polskiego przepowiedziała, objawiły jeszcze inne znaki bliskie wywyższenie jego, jako to: W tym samym mie- siącu, w którym się urodził i królem polskim obrany został, gołąb na polu elekcyjnem po nad szopą senatorską z jakąś zieloną gałązką często się przelatywał. Podczas wyboru orzeł biały po nad tłumami szlachty, króla sobie obierają- cej, bez żadnej obawy uporczywie tu i owdzie się uwijał. Rój pszczół ręce obierających króla, inni mówią na krześle, które nowo obrany miał zająć, nikogo niekoląc obsiadywał. Tego dnia i tej samej godziny został obwołany królem, w których przed dwoma laty Papież rzymski Klemens IX obrany został, i tego samego prawie dnia zostały zalecone od stolicy apostolskiej w całej Europie a osobliwie w Rzy- mie i w naszej Polsce modlitwy za pomyślność szczęśliwie obranego króla; koronacya zaś jego odbyła się dopiero na dniu 29 września w sam dzień patrona króla S. Michała w Krakowie, która też wszystkie miasta całego królestwa i nasz Lwów z największą uroczystością obchodziły. Na tejże koronacyi wszczęła się sprzeczka pomiędzy posłami miasta Lwowa i Wilna o to, którzy z nich po zło- żeniu hołdu przez konsulów krakowskich królowi korono- wanemu Michałowi, na tronie wspaniale siedzącemu, do tego aktu pierwej przypuszczeni być mieli? Lwowscy przytaczali, ze ich wierność dla królów polskich przez tyle wieków nie- naruszona śród tylu i tak wielkich nieszczęść króla Kazi- mierza, w których go nawet Wileńczycy opuścili, nigdy nie- zachwiana i nawet z utratą krwi i majątków w całości zachowaną została. Wileńscy przeciwnie, odwołując się do zwyczaju przykładami tylu lat stwierdzonego i na niezaprze- czone zasługi swoje położone dla korony polskiej, za pierw- szeństwem księztwa Litewskiego obstawali i koniecznie żą- dali, aby ich przy dawnym zwyczaju zostawić. I w rzeczy samej za przyczynieniem się senatu dozwolono posłom Wilna, jako stołecznego miasta w ksieztwie Litewskiem, złożyć pierwej należny hołd nowo obranemu monarsze. W tym samym też roku poniosło miasto nasze i ko- ściół rzymsko katolicki bardzo dotkliwą stratę przez śmierć Tarnowskiego, który jako dobry pasterz przyczyniając się przez całe swe życie radą i majątkiem do wszelkich celów chwalebnych i pożytecznych dla dobra publicznego, przezto u wszystkich tak panów królestwa jako też u pospólstwa a nawet i u wojskowych, którzy go, chociaż konfederacyę ich mocno potępiał i nad jej zniszczeniem publicznie i pry- watnie pracował, kochali i szanowali, na miłość i szacunek sobie zasługiwał, i jako wzór cnót najczystszych, ludzkości, gościnności, hojności dla ubogich i miłosierdzia dla nieszczęśli- wych powszechnie był wielbiony. Ten zacny mąż tedy po wielu dla kościoła i rzeczypospolitej podjętych pracach u- marł w przytomności wielu swoich prałatów i kanoników ja- ko też zakonników i bardzo wielu swieckich osób, którym wszystkim na pożegnanie udzielił pasterskie błogosławieństwo, opatrzony śś. Sakramentami w Sobotę dnia 24. sierpnia i został pogrzebany w kaplicy Zamojskiego. Arcypasterz ten, którego pamięć dotychczas droga jest dla mieszkańców Lwowa, nieustępował bynajmniej w cnocie, pobożności i roztropności swoim poprzednikom; aby jednak cnoty jego pomiędzy ludźmi lepiej były znajome, chcę użyć słów Marcina Fiałkowskiego, kapłana natenczas żyjącego i wszystko wiernie opisującego, który w krótkiem opisaniu je- go życia tak o nim powiada przy końcu. Obowiązek najczujniejszego pasterza nad trzodą pań- ską sobie powierzoną w największej pobożności i świętobli- wości przez 15. lat wypełniał z wielką pociechą i pożytkiem dusz wiernych, i kościół archikatedralny, poniekąd w nabo- żeństwa ubogi, swoją pobożnością do odprawiania częstszych nabożeństw przyzwyczaił, które na chwałę boską do dziś dnia jeszcze się odprawiają. Dla Kościoła nieszczędził ża- dnych wydatków, dla siebie zaś niczego niepragnął, co naj- wyraźniej wtedy okazał, gdy ofiarowane sobie przez pewnego prałata 1,000 dukatów węgierskich natychmiast mu odesłał z tym odpisem: "Dostateczna mi jest bracie! przyjaźń i ży- czliwość Twoja, którą sobie zachowuję, złoto zaś Twoje całkiem Ci odsełam." Opuszczonych, sierot i wdów ojciec, uwięzionych dłużników, jeńców i niewolników szczodry wy- bawca, Kościoła i duchowieństwa najgorliwszy obrońca, ko- ściół ubogi Rzęsnęski z własnych pieniędzy kwotą 1,200 złp. na procent zapisaną uposażył, z gruntów tamtejszych pewny łan mu naznaczył i inne temuż kościołowi, jako też i wielu innym, hojności swojej dal dowody. Organy wielkie w ko- ściele archikatedralnym z niemałym dodatkiem z swej strony zbudował. Dom dla chorych kapłanów, w archidiecezyi wy- służonych, wybudować po większej części pomógł, i poświę- cił, tudzież sumy niektóre do rozrządzenia mu przeznaczone oddał; dwór we wsi Stawczanach na pomieszkanie dla sie- bie najdogodniejszy wybudował, który przez Turków, Lwów w roku 1672. oblegających, spalony został. Jałmużny chęt- nie tak publiczne jako i prywatne rozdawał. Na sejmie je- neralnym królestwa zawsze był przytomny. Konfederacyę Swiderskiego osobliwą roztropnością i ojcowskiemi radami, oddając samego siebie na ofiarę błagalną, do rozwiązania nakłonił, którym czynem wiele nieszczęść i dolegliwości sobie ściągnął, co wszystko dla dobra kościoła i rzeczypo- spolitej ofiarował. Zdawało się, że wtenczas najwięcej się gniewał, gdy takowego przekleństwa używał: "Bogdaj cię nieubito, daj to Panie Boże" Pełen chwały i cnót po pra- cach tego życia do wieczności przeszedł najszczęśliwiej we Lwowie roku 1669 dnia 24 sierpnia, roku zaś życia swe- go 84. Ciało jego pogrzebane spoczywa w kaplicy Zamoj- skich, gdzie jest nadgrobek z marmuru na cześć mu poło- żony, której to kaplicy dla kapłanów mszalnych 6,000 złp. zapisał. Tak o nim mówi Fiałkowski. Wykonawcami jego testamentu byli wymienieni w te- stamencie mężowie wielkiej powagi jako to : Mikołaj Obor- ski biskup Laodyceński i Szufragan krakowski, Jan Mała- chowski Scholastyk lwowski i Referendarz koronny, Adam Piaskowski Archidyakon i Oficyał jeneralny, Samuel Koziar- ski Kustosz, i Marcin Rzechowski kanonik lwowski. Wszyst- kim kościołom swieckim i zakonnym jako też szpitalom i Monti pietatis zapisał po 2,000, Zakrystyanowi zaś 2.500 złp., które wypłacono. Dla przyjacioł zaś swoich mianowicie Andrzeja Trzebickiego biskupa krakowskiego, księcia Czarto- ryjskiego biskupa kujawskiego i Olszowskiego biskupa kulm- skiego i kanclerza koronnego, jako też dla prałatów i ka- noników swoich w dowód miłości darunki pożegnawcze wy- znaczył, którą to wolę obrany Administrator Jerzy Giedziń- ski, biskup nikopolitański, Szufragan i dziekan potwierdził. Po śmierci jego dobra stołowe arcybiskupie na mocy rozporządzenia względem roku łaski na ekonomię kapituły oddane zostały. Uchwalono także, aby krzyż przed kapitularnymi no- szony, ze srebra kościelnego zrobiony został, który dotych- czas jeszcze istnieje. Także stolica apostolska została w tym roku towa- rzyszką żalu kościoła naszego; gdyż prawie w tym samym czasie przestał Klemens IX w trzecim roku papiestwa swe- go żyć na ziemi i kościołem rządzić, po którym nastąpił w tymże roku obrany Klemens X. Wkrótce potem powiększyły smutek publiczny ogo- łoconej z pasterza Rusi wieści o nieprzyjacielskich krokach ze strony Turków i Tatarów, i całą Polskę po radośnej koronacyi świeżym napełniły strachem. Już w Konstantyno- polu straszliwej wojny trąba zagrzmiała, już nowy zaciąg wojsk konnych i pieszych tudzież wielkie przygotowania wojenne po prowincyach bliższych i odleglejszych spiesznie przedsiębrano. Tymczasem poprzednicy kroków nieprzyja- cielskich Porty ottomańskiej, Tatarzy, oszukując najpierw ozna- kami przyjaźni Polaków i poselając kilkakrotnie posłów z li- stami, wierność i posłuszeństwo dla króla niedawno koro- nowanego i rzeczypospolitej zapewniającemi, w końcu barba- rzyńcy prawo narodów złamali i część wojska naszego na załodze na Ukrainie stojącego, o niczem złem nie myślące- go, zrobiwszy z Kozakami zasadzkę rozpędzili. I wnet zapa- łem zwycięztwa zagrzani także inne oddziały blisko krain ruskich i Wołyńskich stojące nagle napadli i rozpędzili, a potem w dalsze prowincye Rusi wtargnąwszy strach i pożo- gę do koła roznieśli i niezliczone mnóstwo obojej płci i wszelkiego stanu ludzi w nieszczęsną niewolę zabrali. Dla powstrzymania dalszych napadów okrutnych Tata- rów wyprawił marszałek koronny, Jan Sobieski, najwyższy wojsk hetman, który podtenczas bawił we Lwowie u dziad- ka swego po matce Żółkiewskiego, głuchego, w klasztorze Karmelitów bosych mieszkającego i ich sukienkę na znak pokuty w wieku podeszłym noszącego, kilka legionów wojsk, mając wkrótce z większemi wyruszyć siłami. Lecz do wiel- kich czynów spieszącemu jakieś omamienie, jak gdyby umy- ślnie przygotowane, stanęło na przeszkodzie i na kilka dni pochód jego wstrzymało. Oto rzecz tę z powieści wiary godnych i jeszcze żyjących ludzi w krótkości opowiadam. Marya Kazimiera, małżonka marszałka, chcąc odwiedzić swoją ojczyznę wyjechała do Paryża, gdzie zająwszy się uporządkowaniem dóbr swoich dłuższy czas zabawić posta- nowiła. Tymczasem pewnemu duchownemu, zresztą dobre- mu i uczonemu mężowi, względami i szacunkiem Maszał- ka dla swej pobożności zaszczyconemu, pojawiał się przez trzy nocy raz poraz niby duch marszałkowej koronnej, Ma- ryi Sobieskiej w Paryżu przy połogu niedawno zmarłej, żą- dając, aby się do jej męża w klasztorze OO. Karmelitów bosych mieszkającego udał i upomniał go surowo, ażeby ofiary na mszy święte rozdał, i za nią po kościołach dzwo- nić nakazał. Tym trzykrotnem zjawieniem i groźbami nastraszony kapłan idzie do Marszałka i wszystko mu opowiada. Mar- szałek zrazu niewierzy, potem się dziwi, a nakoniec w wielki żal wpada, pieniądze za duszę małżonki swojej wypłaca i po kościołach natychmiast dzwonić za nią każe. Dzwoniły tedy dzwony smutnie po lwowskich kościo- łach, jak gdyby śmierć pewną Marszałkowej z objawienia niechętnie wierzącym lub powątpiewającym głosiły, i lud pobożny wnosił za jej dusze modły do nieba. Aż oto na- gła zmiana żal w śmiech przemieniła. Nadeszły bowiem li- sty od samej Marszałkowej o weselszych rzeczach dono- szące, mianowicie, że powiwszy syna, który teraz jest ksią- żęciem Olawii, szczęśliwie żyje, że już do zdrowia powró- ciła i do Polski z powrotem się wybiera; i tak się pokazało, że owe nocne zjawienie było fałszywe i tylko kapłana owe- go wstydu nabawiło. Niedługo zostawała w sieroctwie nasza arcybiskupia stolica, albowiem dnia 24 września przybył do kapituły Pa- weł Leszczyński, dziekan kamienicki i kanonik lwowski, i przedłożył jej pismo własnoręczne króla Michała I. mianu- jące arcybiskupem Alberta Korycińskiego, biskupa kamieniec- kiego i jeneralnego przełożonego Miechowickiego. Kapituła przyjęła to pismo królewskie z należytem uszanowaniem i wyznaczyła Wotywę na cześć obrania nowego Arcypasterza na dzień następujący, po której odprawieniu obrali zgroma- dzeni prałaci i kanonicy na Arcypasterza mianowanego przez króla biskupa i list pokorny z prośbą o jego inwestyturę do Papieża Klemensa X. do Rzymu wyprawili. ROK 1670. ALBERT KORYCIŃSKI. W roku 1670 dnia 2. sierpnia przedłożył Jan Franci- szek Malawski, Archydiakon kamienicki i proboszcz kałuski, kapitule Breve apostolskie wydane pod datą 3 lipca r. te- goż w Rzymie dla osoby Alberta Korycińskiego już teraz od kościoła kamienieckiego, gdzie był biskupem, uwolnionego, a do naszego metropolitalnego kościoła powagą papiezką przeniesionego, i prosił, aby tenże na mocy rzeczonego pi- sma Arcybiskupem uznany i do używania praw przynale- żnych przypuszczony został, czemu naturalnie sprzeciwiać się niemożna było. Arcybiskup ten herbu Topór, prowa- dził przez dłuższy czas zarząd wyższej kancelaryi królestwa, najpierw pod królem Kazimierzem a potem Michałem Ko- rybutem, pod którego też panowaniem najprzód biskup- stwo kamienieckie a później arcybiśkupstwo lwowskie o- trzymał. I niedługo też po otrzymaniu konfirmacyi odwlekał Ko- ryciński swój przyjazd do Lwowa, gdyż wkrótce nadesłał list do kapituły, aby dobra arcybiskupie porządnie i zupeł- nie od dzierżawców, którzy je na mocy roku łaski trzymali, odebrane zostały, i przez Jerzego Giedzińskiego, Szufragana i dziekana lwowskiego, w sierpniu swoje prawa utwierdził. Przy końcu zaś tegoż roku przybył i sam do Lwowa i z świetną okazałością wjechawszy do swojej stolicy został 38 w obec licznie zebranych znakomitych osób tudzież młodzie- ży ze szkół jezuickich, która konno naprzeciw niemu wy- jechała i mowami stósownemi go witała, uroczyście do niej wprowadzony, poczem przez Floryana Waszczyńskiego, prze- łożonego, w kosściele wyborną mową przyjęty do pałacu swego po skończonej mszy odjechał, który dla licznych ruin i dawnos ci niekształtny, nim do Lwowa przyjechał, przez Malawskiego archydyakona kamienieckiego świetnie wypo- rządzić kazał. W rzeczypospolitej naszej wichrzyła wyuzdana wolność, na opak szło wszystko, niebyło ni uszanowania dla króla, ni bojaźni prawa, dawne zwyczaje niemiały powagi, niebyło czci dla senatu, na złość i z krzywdą nowo koronowanego króla pierwszy sejm po koronacyi jego dla dobra publiczne- go bardzo potrzebny niepohamowana swawola rozerwała. Dlatego król inne rzeczy szlachcie ogłosić musiał, a tym- czasem z porady senatu na wesele z Eleonorą Arcyksiężniczką Austryacka, siostrą Cesarza Leopolda I. do Częstochowy przez matkę i siostrę sprowadzoną, pospieszył, które po otrzy- manem błogosławieństwie śłubnem przed cudownym obra- zem Matki Boskiej wspaniale i z królewską okazałością ob- chodził, a po kilku dniach w wilię sejmu sądowego do War- szawy d. 5. Marca z małżonką swoją zaprzęgiem 8 konnym przyjechał, Aż oto nagle po kilku dniach radości powstali znów przeciw niemu liczni przyjaciele i sejm królestwa powtórny dla ratowania biednej Rusi naszej i całego królestwa, któ- remu groziła potęga turecka, zaczęty dnia 6 marca szalona niezgoda d. 26. tegoż miesiąca nieszczęśliwie rozerwała.; i tak rzeczpospolita zostawała bez rady i bez pomocy w obec tak potężnego nieprzyjaciela. Tymczasem Sułtan turecki złamawszy przymierze przysięgą zatwierdzone przez swego okrutnego Czauszę wojnę Polsce wypowiedział i bardzo li- czne wojsko nad 80,000 wynoszące na Podole wysłał, które z siłami Dorożenka wodza rokoszanów się złączywszy mie- czem, ogniem i rabunkiem pobliskie krainy pustoszyło. Przy- bywali też liczne posły donosząc, że majdany spalone, wsie zniszczone, miasteczka krwią zalane, świątynie pogwałcone, i wszelkie prawa boskie i ludzkie podeptane. Król Michał chcąc nieść pomoc nieszczęśliwym pro- wincyom, wszystkich książąt chrześciańskich prosił o posiłki a osobliwie Klemensa X. już wtenczas papieżem szczęśliwie obranego, i sejm powszechny tak dla wstrzymania potęgi Turków, jakoteż dla pohamowania niezwyczajnego zdzierstwa żołnierzy w królestwie, na dniu 3 października już trzeci raz w pierwszym roku, panowania swego zapowiedział, a tym- czasem dla spieszniejszej obrony Rusi, ponieważ już i Tata- rzy na Podole wkraczali, rozkazał, aby się szlachta pode Lwowem na pospolite ruszenie zebrała. Czynił ten szlache- tny książe co mógł tylko dla dobra swego państwa, ale za- miary jego wielom się niepodobały i starania jego o dobro rzeczypospolitej obśmiewała niewdzięczna szlachta. Odbył się w prawdzie tego roku w październiku sejm bardzo li- czny ale zamiast narad nad bezpieczeństwem publicznem wszczęły się na nim kłótnie podług starego zwyczaju, i pu- blicznie robiono królowi wyrzuty, jakoby niedotrzymał słowa i złamał swoją przysięgę złożoną przy koronacyi. Także Jana Sobieskiego natenczas Marszałka i najwyższego wodza armii obwiniano o obrazę majestatu, z czego wynikła nieu- fność pomiędzy stanami, fałszywe tłómaczenia i odmiany praw i wyraźna obawa nieszczęść obecnych i przyszłych nawet pomiędzy rozsądniejszymi senatorami. I nieinaczej też dala się ułagodzić ta nienawiść jak tylko rozlewem krwi pod Gołębiem, co w roku następującym obszerniej opowiem. Niezbywało jednakże śród tych przeciwności także na pomyślnych wypadkach. Zaporowska kraina już od 20 lat śród ustawicznych zamieszek i wojen zapomniawszy o imie- niu polskiem, gdy o koronacyi króla polskiego dowiedziała się, jako przed swoim władcą i panem harde czoło ugięła. Także Moskal warunki pokoju przyjął i tytuły księztwa ru- skiego, których dotychczas zaprzeczał, koronowanemu kró- lowi zwrócił. Austrya zaś Hiszpania, Anglia, Francya, Szwe- cya i Holandia przysłały pisma urzędowe z przyrzeczeniem pomocy przeciw Turkom. Tymczasem Marszalek królestwa Sobieski z wojskiem nad granicą dla spiesznej obrony sto- jący pokój w prowincyach pobliskich zachował. Hanenko wódz Zaporowski przeciw Doroszowi buntownikowi szczę- śliwie w imieniu króla Michała walczył, a wkrótce też za- czął i sam rozlewca krwi Dorosz o nieszczerość obwiniony do posłuszeństwa dla króla i rzeczypospolitej się nawracać. Także Piuro dowódzca ochotników na Ukrainie bił się dziel- nie za Polaków. I tak rok obfity w złe i dobre rzeczy pierwsze zasiał dzieje nowego Monarchy. Ten rok stał się także pamiętny nabożeństwem całego miasta na cześć błogosławionego Stanisława Kostki, któremu Obywatele w przeszłym roku ślub uczynili, a teraz docze- kawszy się dnia jemu poświęconego tenże wypełnili. Mia- nowicie wizerunek tego świetego Młodzieńca 5 łokci wv- soki a 3 łokcie szeroki, na blasze metalowej zrobiony, ze zgodą wszystkich w pośrodku wieży ratusznej na murze, przez Jerzego Giedzińskiego szufragana pobłogosławiony, umo- cowali i w wigilię rocznicy podczas nieszporów rzęsistem oświetleniem i uroczystem nabożeństwem przy odgłosie trąb i kotłów na znak wdzięczności go uczcili. Ten wizerunek wysokość wszystkich kamienic przewyższający wszędzie i od wszystkich był widziany. Równocześnie zaś zawieszono ta- kiej samej wielkości srebną tablicę, na której, stusowny na- pis znajduje się, na ołtarzu tego świętego w kościele OO. Jezuitów. ROK 1671. W roku 1671 w wrześniu odwiedził Lwów król Mi- chał z swoją małżonką Eleonorą, młodziutką jeszcze i prze- wyższającą swą pięknością wszystkie inne matrony, którą aby mógł powitać szufragan obrządku ormiańskiego z swem duchowieństwem, przez O. Alojzego Theatyną, misionarza apostolskiego, kapitułę o pozwolenie prosił. Zezwoliła na to jego żądanie kapituła, pod tym jednak warunkiem, aby do- piero po osobach kapitulnych do ucałowania ręki obojga królestwa bez znaków biskupich i bez żadnej mowy przy- stąpili, co z wdzięcznym umysłem przyjął i ściśle wypełnił. Z wielką radością przyjęło miasto tak króla jako też kró- lowę, wszystkich przywiązanie samą pięknością ciała sobie jednających. Budowało się też wielu osobliwie pobożnością obojga królestwa, którzy także w dnie świąteczne do kościoła naszego ośmiokonnym powozem z pałacu Arcybiskupiego dla słuchania mszy około 10 godziny podług średniego ze- gara jeździli, dokąd ich liczne tłumy ludu a nawet i żydzi z daleka z głębokiem uszanowaniem odprowadzali. Nareszcie na dniu o listopada wydawszy potrzebne rozkazy względem Ukrainy opuścili królestwo Lwów z wielkim żalem mieszkań- ców i ku Warszawie ruszyli, jak Załuski powiada na karcie 308. Przysłużujące królowi prawo przedstawiania kandydata na godność Opata zaczął Rzym ograniczać rozmaitemi tru- dnościami przy sposobności wyboru Jana Scierskiego, mni- cha zakonu Praemonstratenów, który przez zgromadzenie za- konników miejscowych Opatem Hebdowskim bez nominacyi króla Michała obrany, w Rzymie potwierdzenie swojej go- dności opackiej otrzymał, i innym monasterom do podo- bnych czynów dał przykład. Z tej przyczyny żądał król od wszystkich kapituł katedralnych, więc i od naszej, aby wy- kazały swoje dziedziczne prawa względem nominowania opa- tów podług starodawnego zwyczaju. Co chętnie kapituła nasza uczyniła i list urzędowy do króla posłała. Wspomnieliśmy już o powstających groźbach wojny tureckiej i obawie całej Rusi podczas pobytu króla w na- szem mieście, król jednakże troskliwy o dobro publiczne nietylko o posiłki u. książąt chrześciańskich się starał i pa- pieża rzymskiego Klemensa X. o pomoc do wojny upraszał, ale oraz do przyzwoitej obrony wszystkie miasta królestwa pobudzał i podług możności utwierdził. Mocno się też sta- rał o uspokojenie Ukrainy, i dla tego Haneńkowi, wojowni- kowi dzielnemu i sobie wiernemu, posłał insygnia o godno- ści hetmańskiej nad wojskiem Zaporowskiem świadczące, a Doroszowi buntownikowi, wtenczas to moskiewskiej to tu- reckiej opieki szukającemu, łaskę królewską ofiarował, to darunkami, to obietnicami, to przez posłów przebaczenie mu okazując, ale zatwardziały ów bezbożnik niegodzien był tej łaski, bo się wkrótce okazał niewdzięcznym za nią, i co zamyślał w końcu dopełnił, to jest: sprowadził nieszczęście na Polskę wprowadzając potęgę turecką w sam środek kró- lestwa, jak to w roku przyszłym opowiem. Nieszkodził nam w prawdzie w tym roku Turczyn dla rozruchów wywołanych rokoszem Gubernatora Meki; ale twierdza Białocerkiew w wielkich była kłopotach dla niedo- statku żywności, który dokuczał załodze. Marszałek jednakże koronny i naczelny wódz tej wyprawy, Jan Sobieski, wielu świetnemi czynami wtedy się odznaczył. Często bowiem z nieprzyjaciołmi szczęśliwie walczył; rokoszanów z pobojo- wiska spędził; miasteczka większe między Dniestrem i Bu- giem poodbierał; granice królestwa od barbarzyńskich na- padów zabezpieczył, wojsko, podług życzenia rzeczypospolitej od dawna staeyonowane w wojewodztwie Bracławskiem, na leże zimowe porozdzielał i wielką ulgę udręczonej Polsce sprawił; rokosz zatamował, a sam do Lwowa szczęśliwie przyjechał. Pewien niewierny żyd, Ber zwany, powagę czyli to dla wysokiego wzrostu czyli dla innych przymiotów pomiędzy żydami mający, albo raczej dla nienawiści ku chrześcianom, do tej nareszcie śmiałości się posunął, że oprócz złodziejstwa, które w zmowie z innymi żydami popełniał, nawet nocnych rabunków się dopuszczał. Niebyły podówczas w nocy bez- pieczne przedmieścia, skoro tylko cisza nocna nastała, wnet żyd ów, raz po polsku raz znowu po niemiecku, albo po żydowsku się przebierając, najwięcej koło bramy Jezuickiej ludzi z miasta późno do domu powracających, niektórych, winem upitych, potajemnie napadał, do starego domu Gło- gowskich, który teraz rozwalono, na przeeiw tejże bramy ciągnął, okrutnie zabijał i z sukni i rzeczy obdzierał. Dłu- go chytrość i noc matka śmierci niewinnych ukrywała tę zbrodnię, ale w końcu wyszedł przecież występek na jaw. Złapany żyd swoją winę wyznał i żydów nienawiść ku chrześcianom i ich praktyki złodziejskie u chrześcian pod sekretem wyjawił. Mniemali niektórzy z naszych, że się wy- chrzcić zechce, i dla tego OO. Jezuici upominali go siedzą- cego w więzieniu Dorotka, aby wiarę chrześciańską przyjął, czego on uczynić niecheiał, gdy przeciwnie żydzi za swą żydowską wiarą obstając chytrze go namawiali, aby w swo- jej wierze umarł, i wiele pieniędzy dawali, aby łotra tego od śmierci wykupić, a gdy tego dokazać niemogli, chociaż przez długi czas za dobrego obywatela na przedmieściu mieszkającego u naszych uchodził, przynajmniej łagodniejszą karę ścięcia dla niego wyrobili pomimo tylu zabójstw, gdyż jak się z podania dowiedziałem 17 trupów zabitych w pi- wnicy znaleziono. Niewiem także z jakiej przyczyny nie publicznie lecz skrycie i późno wieczorem, nie klęczący na kolanach ale siedzący na stołku, ścięty został. Jego krew, jak gdyby męczeńską bezbożni żydzi chustkami wymaczali. ROK 1672. Niewiem, czyli w odzyskiwaniu Ukrainy w ostatnich la- tach los Polski chwalić czyli ganić należy; który jakkolwiek przedtem dość był pomyślny, a często nawet chociaż nie bez przykrości chlubny, teraz w roku 1672 straszną i krwa- wą zemstą zakłócony został. Zgubne wyroki sejmu rzeczy- pospolitej wywołały ostre ustawy Senatu, aby jako wyżej powiedziałem, żelazem karać niewierność Kozaków; ale ci mniemając, że nie sprawiedliwość im wymierzają lecz nad nimi się pastwią, jak gdyby rozpaczający i w siłach swych zaufani już teraz ani jarzma znosić, ani wędzidła polskiego cierpieć niechcieli, chociaż złotem łaski upiększonego, lecz przeciwnie uciążliwą dla wszystkich narodów chrześciańskich potęgę turecką na głowę samej Polski zwalili. Ztąd wynikło wielkie wzburzenie w królestwie, skargi licznych prowincyi, zamieszanie powszechne, utyskiwania wyż- szych jak niższych stanów, a na to wszystko niebyło żadnej innej rady jak tylko wojna raczej opłakiwania niż wspom- nienia godna. I nigdy też w żadnej walce królestwo nasze od swego początku tyle krwi nieprzelało, tyle szkody, klęsk, hańby i upadków nieucierpiało, ile w tej nikczemnie przed- sięwziętej i nieroztropnie prowadzonej wojnie kozackiej, któ- rą rzeczpospolita przez 26 lat bez najmniejszej zdobyczy, nawet bez uzyskania piędzi ziemi nieprzyjacielskiej, podej- mować musiała. Wspomniałem był pod przeszłym rokiem o obawie królestwa a osobliwie miasta naszego, jako tak bliskiego niebezpieczeństw grożących ze strony Turków, która choć niebyła próżna, jednak zmniejszała się ze względu na troskli- we starania króla Michała o bezpieczeństwo miasta; ale temu przeszkodziła nagła wyprawa przeciw Persom. W tym czasie powiększyła się ta obawa, kiedy sam Sułtan Machomet, III. tego imienia, z bardzo silnem i do nieuwieżenia licznem wojskiem ku ruskiej krainie dążył. Ru- szył on dnia 12 czerwca r. b. z Adryanopola, a wieścią o swojem przybyciu całą Polskę przeraził. Podole przez Ta- tarów zajęte spustoszył, i mniemając, że Ruś drżąca o swo- ją niepodległość śród mordów, pożogi, zwalisk wsi i gruzów miasteczek już dogorywa, zdziwił się niepomału, że Lwów nasz, nad spodziewanie, nad szczęście, nad siły, więcej jak kto inny do odparcia go był przygotowany. Pierwszym przyszłego oblężenia zwiastunem był powraca- jący od Turków poseł króla, Wieniawski, który i stan wziętego Kamieńca opowiedział w krótkości, i o zbliżającej się strasznej potędze ku temu miastu wiernie i z bolem serca ostrzegł. 39 Obywatele, jak to w smutnych okolicznościach dziać się zwykło, różne między sobą. czynili rady, wielu polegało na odwadze, inni bezpieczną radzili ucieczkę, a każdy robił co mu własny rozum albo odwaga lub bojaźń doradzały. Nabawiło strachem nasz Lwów najwięcej to, że Ka- mieniec, owa mocno obwarowana i z natury już obronna twier- dza między szpiczastemi skałami i urwiskami, w tak krótkim czasie zdobyte została, przezco Machomet od razu i nad- spodziewanie całe Podole opanował, i czem ośmielony także i Ruś podobnym sposobem podbić pragnął, to jest Lwów główne jej miasto niezgodą wewnętrzną osłabiony przez gwałtowne zdobycie zająć zamyślał. Umysł się wzdryga opowiadać to, co nasi Obywatele, poznawszy ową hardość najpotężniejszego nieprzyjaciela, o śmiesznych staraniach naszych Senatorów i ich trudnieniu się błahemi rzeczami sądzili, czego się spodziewali i czego sobie życzyli? Niech to wszystko zagrzebie niepamięć, je- żeli może, a jeżeli nie to niech milczenie pokryje. Zamil- czeć jednakże nie można, że już na wieść o zbliżaniu się Tatarów wiele obywatelów natychmiast, nawet ubodzy, starce i młodzi z miasta pouciekali. Matrony wyszedłszy z domów do koła ołtarzów kościelnych biegając, a częścią na kola- nach klęcząc, ręce do nieba wznosiły błagając niebo i pa- tronów świętych, aby miasto swoje Lwów z rąk nieprzyja- cioł wyrwali i nieszczęśliwych jego mieszkańców od szkody zachowali To oblężenie tureckie nad wszelkie inne z lat przeszłych niebezpieczniejsze i przykrzejsze ktoby chciał dokładniej po- znać, niech czyta książeczkę Bartłomieja Zimorowicza, konzula lwowskiego, na wszystkie nieszczęścia tej wojny patrzącego, który z drugim konzulem, Gąsiorkiem zwanym, równie pod- tenczas sędziwym prokonzulem, swoimi radami Lwów jak młode jagnię z drapieżnych szpon azyatyckiego tyrana wy- darł i zachował, jakto on sam w tym swojem dziele, chociaż zagadkowych słów pełnem, poświadcza. Wyszła ta ksią- żeczka na świat w roku 1693. drukiem M.Jana Mościckiego w Krakowie, której tytuł jest: "Lwów stolica Rusi" w ję- zyku łacińskim. Ja zaś nielubiąc równie fałszu jak rozwlekłości, aby się niezdawało, że dwa razy jedno powtarzam, przytaczam tu dosłowne opisanie Jakóba Gawata kanonika, nieposzlako- wanej wiary kapłana, który podtenczas urząd Surrogata pia- stując historyę owego oblężenia dla uwiadomienia Arcy- biskupa Korycińskiego w ojczystym języku pisał i do Kra- kowa mu posłał, a która to historya dopiero we 20 lat po śmierci jego do rąk moich się dostała. O oblężeniu miasta Lwowa przez Turków w r. 1672. To pismo posłane zostało do najprzewielebniejszego księdza Arcybiskupa. Wielki Marszałek i naczelny wódz armii przebywał przez długi czas z wojskiem swojem we Lwowie, które pod jego zarządem po okolicach stało umieszczone. W tym cza- sie za staraniem ks. Kazimierza Humniewicza mieliśmv wia- domość o zbliżaniu się do nas Turków, to jest, że ich Sułtan z najdzielniejszym Jańczarów wojskiem i dział mnó- stwem na polach Cecorskich, o dwie mil od Jas stolicy Wołoszczyzny odległych, zostawał i tamże Wołochom, Mul- tanom i Węgrom jak najprędzej z sobą połączyć się rozkazał. Zbiegł się też bez wszelkiej zwłoki lud mnogi a raczej tłum nieprzeliczony, zwyczajem tureckiego narodu, do Cesarza, i wkrótce doszła wieść do naszych uszu, ze Cesarz sam w zam- ku Chocimskim stanąwszy wezwał Hana Tatarskiego i Do- roszeńka, aby z całym zastępem wojsk swoich do niego przy- byli i siły swoje z jego siłami połączyli. Tymczasem na bystrych nurtach Bugu most drewniany dla przejścia wojska i dla przewiezienia dział budowano, który wkrótce posta- wiony, niezmierną ową zgraję ludzi w połowie sierpnia na nasze brzegi przeprawił. I gdy się tak do nas zbliżały nieszczęścia i nieprzyja- ciele, Marszałek koronny przewidując i chcąc odwrócić mor- dy i krwi rozlew, a mniemając, że obrona przeciwko takiej potędze zaledwie jest możliwa, radził z wrodzonej dobroci i pozwolił publicznie wszystkim, zwłaszcza starcom i kobietom, aby się z miasta Lwowa do bezpieczniejszych miejsc prze- nieśli dla uniknienia srogości nieprzyjaciela, tymczasem zaś wojsku swojemu z 10 działami z arsenału królewskiego wzię- temi najpierw koło Gródka później koło Lubaczowa czekać rozkazał, a sam do Jarosławia się udał. Kiedy naczelny wódz armii ze Lwowa wyruszył, poka- zały się w nocy ognie wielkie najprzód w Żółkwi, w wyso- kiej warowni, która w zwierzyńcu przy temże miasteczku się znajduje. Powtóre Grzybowicka karczma została zapalona, a na ostatek w zamku wyższym lwowskim kilka beczek smoły na rozkaz tegoż naczelnika gorzało, tak, że ten ogień aż do Złoczowa widzieć można było, ale w tym wielka by- ła tajemnica, ledwie komu chyba najzaufańszemu wiadoma. Rozsiewano także błahe wieści, że Kamieniec jeszcze Turcy zdobywają, i kilka napadów nadaremnych uczynili. Na osta- tek pewniejsza wieść się rozeszła, że Kamieniec już zdobyty, co wielom i mnie samemu, który tę twierdze znam bardzo dobrze, ledwie do uwierzenia zdawało się. Aż oto zakonnik Langiewicz, Jezuita, z kolegium Ka- mienieckiego razem z innymi, którym wyjście z miasta było pozwolone, przyszedł do naszego kolegium lwowskiego d. 8 października rano i rzecz o poddaniu się Kamieńca jako świadek naoczny opowiedział. Toż samo potwierdzał list biskupa kamienieckiego, przez Komarno jadącego, w którym dodane było, że o Lwów mocno się dopytywali Turcy i pewnie tam przybędą, ponieważ to miasto Jańczarom na za- bawkę za trudy pod Kamieńcem poniesione, przeznaczone być miało. Jakże wielkim strachem przejęci byliśmy naj- więcej dla tego, że dwa tylko regimenta dragonów źle odzia- nych pod dowództwem Łąckiego i Morsztyna i innych 100 piechotnych Wojewody ruskiego na załogę przysłanych wału strzegło, które to wojsko oddano pod komendę znanego z dzielności przełożonego Eliasza Łąckiego. Śród tych wypadków otrzymaliśmy wiadomość, że król do Janowic poszedłszy dalej niepójdzie, ponieważ szlachta przez listy na pospolite ruszenie wezwana do niego niespie- szy. A wojewody ruskiego oddziały kilka dni pode Lwo- wem postawszy, gdy najwyższego wodza piesze wojska od Lwowa odstąpiły, nasza także szlachta do króla pospieszyła. Wszyscy tedy tak duchowni jak świeccy z miasta ucie- kali, których spiesznie lecz nie bez znacznej daniny guber- nator wypuszczał, powiadając, że mu to od najwyższego wo- dza pozwolone zostało. Nawet rękodzielnicy, jako zwykli w robocie — w ucieczce niebyli opieszali, tak że ledwie 1/3 część mieszkańców miasta pozostała, a to biedniejsza klasa tylko, albo tez ludzie złożeni słabością. Zostali także i dwaj konsulowie Zimorowicz i Gąsio- rowicz i trzeci dla słabości w łóżku leżący, Jan Sommer, reszta przełożonych naszych także miasto i kościół opuściła, i tylko dwóch nas spuściwszy się na wolę bożą zostaliś- my się. Z resztą byli jeszcze w mieście: Zelechowski, zarząd domu i archiwum kapitulnego prowadzący tudzież dozór nad rzeczami duchownemi w kościele i pozostałem duchowień- stwem z wielkim ciężarem mający—wikaryuszów dwoch, man- syonarzów trzech i inni ubodzy, tudzież przybysze, których zkąd inąd bojaźń do miasta naszego nagnała, wszystkich około dziesięciu. Gdy tedy wszyscy z miasta uciekali, my pod wszech- mocną prawicą Boga zostawszy w mieście w dzień Podwyż- szenia ś. Krzyża wezwani zostaliśmy na ratusz w imieniu guber- natora, a oraz wezwano po dwóch ze wszystkich klasztorów, z których w każdym zostało po kilka osób, — oprócz Dominika- nów, których 20 rachowano,— gdzie przybywszy to jest nas 2 kanoników, 2 Dominikanów, 2 Karmelitów, 2 Franciszkanów, 2 Jezuitów i 2 Bernardynów, dosyć smutną wiadomość od gubernatora usłyszeliśmy, że jak mu z pewnością doniesiono 40,000 Turków z 10,000 Jańczarów, że Han z Tatarami, których liczby nikt podać niemoże, że nakoniec Doroszeńko z Kozakami, Wołochami i Multanami w liczbie 10,000 z wielu działami mniejszemi i 10 większemi prosto ku Lwowu ciągną. Dobrą nam jednakże nadzieję gubernator zrobił, że za pomocą boską mogłyby być silnie wstrzymane i odparte napady nieprzyjacioł, jeźliby wszyscy tak, jak teraz w obro- nie miasta z bronią w ręku stanęli i straż na wałach odby- Avać chcieli. Postanowiono więc pod przysięgą obustronnie złożoną wziąść się w imię Pańskie do obrony, którą wrze- czy samej uzupełniając Karmelici bosi i Bernardyni swoje klasztory pod własne staranie wzięli. Jednakże i po tej uczynionej przysiędze wielu obywatelów zniknęło. Dnia 19 września nagle wielka powstała trwoga, po- nieważ Tatarzy z miasteczka Glinian szli wielkiem tłumem, toż samo d. 20. i 21. uciekający do miasta ludzie donosili. Dnia 22 września już w istocie na polach i równinach przedmieścia krakowskiego widzieć się dali i dla tego domy tego przedmieścia przed szańcami gubernator miasta spalić rozkazał. Dnia 23 września na Halickiem przedmieściu wszystkie sady i dworki, znacznym kosztem pobudowane, i co tylko obronę miasta utrudniało, zgubne płomienie przez pieszych podrzucone zniszczyły, a tymczasem Tatarzy w kliny swoje skupieni przez góry i piaski, których wystrzały działowe do- siągnąć niemogły, ku szpitalowi ś. Łazarza masami się zbliżali. Dnia 24 września pokazały się chorągwie krzyżami znaczone, z czego wnoszono, że także Wołochów i Kozaków siły przez górę wspinały się ku temu szpitalowi i przy nim zaraz się rozłożyły, tudzież około kościoła Maryi Magdaleny; a na drugi dzień spostrzeżono już szańce z ziemi usypane do strzelania na górze Szembekowej, i powyżej klasztoru zakonnic ś. Dominika. Dnia 25 września. Od samego poranku oddziały Tur- ków z lśniącemi od złota chorągwiami z piaskowej góry od kościoła ś. Piotra w gęstych szeregach ku nizinom ulicy Halickiej dążyli, i nim się zrobił wieczór, wszystkie poła i równiny rozmaite okrywały kolory. Niebawem przyniesiono też list od wodza tureckiego, Kapudana Baszy, (tak go bo- wiem zwano, z czego wnosić należy, że był kapłanem bisur- mańskim) upominający miasto, aby się dobrowolnie poddało i klucze od bram swoich natychmiast mu przysłało, nim jeszcze jaką klęskę poniesie. Na to dano odpowiedź: Ze PP. komisarze od króla dla umówienia się o pokój z Suł- tanem Tureckim wysłani wkrótce są spodziewani; albowiem przed kilku dniami otrzymaliśmy byli przez pocztę wiadomość o blizkiem przybyciu PP. kasztelanów Wołyńskiego i Czerni- chowskiego z P. Summowskim, dnia 5 września do Lubli- na z miasteczka Janowiec od króla posłanych; przytem ostro- żnie proszono, aby ów Basza nic złego tymczasem przeciw miastu nie przedsiębrał. Dnia 26 września więcej jeszcze przybyło Turków, któ- rzy koło kościoła ś. Zofii, natychmiast spalonego, się rozło- żyli i wał w kiiku miejscach i na pagórkach koło kościoła ś. Piotra przeciw miastu usypali. Pod wieczór do ratusza zawołani wraz z wybranymi ze wszystkich stanów miasta radę do czwartej godziny przeciągnęliśmy, jakimby sposobem zapał nieprzyjacioł i napad wstrzymaćbyśmy mogli aż do przybycia komisarzy. Uprzedził ich był bowiem Wieniawski zdawszy sprawę królowi z czynności Sułtana tureckiego , u którego w ten sam dzień bawił, w którym Kamieniec się pod- dał, w tym tedy dniu przyszedł do obozu tureckiego, aby zainformować Kapudana Baszę o pospiechu komisarzy dla układania się o pokój. Ale surowy ów Basza odpowiedział mu na to temi ostremi słowy: "Niech się spieszą jak chcą do Sułtana komisarze, ja to miasto temuż Sułtanowi oddać muszę, bo dla tego jestem posłany." Zastraszył nas tą wia- domością Wieniawski; jednak na radzie naszej postanowio- no ostatecznie, tymczasem tylko grzecznemi słowami z nim walczyć i pierwej chleb z magazynu niż kule wybierać. Dnia 27 września tedy wysłano raniutko kilku miej- skich posłańców, którzy dary gościnne ponieśli, to jest: kilka dużych chlebów pszennych i napełnioną czystym mio- dem baryłkę. Po południu powrócili od niego posłańce z temiż darami nieprzyjętemi, a do tego z odpowiedzią, czyli raczej z rozkazem okrutnym, aby mu klucze od miasta na- tychmiast przysłano. I wkrótce po powrocie posłańców owych Turcy wystrzeliwszy do miasta z wielkiego działa, długo z rozmaitych miejsc strzelali na miasto. Swiszcząc i hucząc okropnie latały śród miasta wielkie kule kruszcowe 25 funtów ważące, które, gdy przy tern opowiadaniu posłańców ze wszystkiemi stanami przytomni byliśmy, rozmaici ludzie przynosili; jedna z nich przebiwszy w przód komin w kamienicy sławetnego Gąsiorka koło dru- giej godziny w nocy, do okna wschodniego po za ołtarzem wielkim otworzonego wleciała i rozbiwszy szybę z wielkim łoskotem do kościoła wpadła, i pod samym ołtarzem Ukrzy- żowanego przy Chrzcielnicy na ziemię zleciała. Na naszej radzie około godziny 3. w nocy po wielu rozmowach sta- nęło postanowienie, aby na każdy wystrzał nieprzyjacioł od- powiadać również wystrzałami. Tejże nocy Turcy do kościoła Bernardynek wpadli i klasztor opanowali; powiadano, że tam swoje mahometańskie nabożeństwa obchodzili; Jańczarów zaś bardzo wielu tam wpuszczono, którzy owej nocy zaraz przekopy do muru bliskiego, na przeciwko Bernardyńskiego, dla podłożenia pro- chu porobili i działa z wieży klasztornej przeciw miastu wy- mierzyli. Ale gubernator na drugi dzień, który był 28 września, kilka razy z wielkiego działa dawszy do nich ognia wypę- dził ich z tej wieży, gdyż Turcy obawiając się jej zawalenia z działami na dół uciekli. Przez cały ten dzień grzmiał ustawiczny ogień działowy z obu stron, z naszej i z nieprzy- jacielskiej; z siedmiu miejsc Turcy miasto ogromnemi dzia- łami napastowali, a strach i śmierć wszędzie wielkie lata- jące roznosiły kule. A ponieważ podziemne przekopy do murów Bernar- dyńskich przez Turków już były doprowadzone, a stróże 40 donieśli, że już huk rozbijanych kamieni słyszeć się daje, posłał gubernator około czwartej godziny w nocy 60. ludzi tajemnym wchodem podziemnym do tychże przekopów, gdzie zaraz z Jańczarami mocna wszczęła się utarczka; tu i owdzie słychać było bardzo częste wystrzały z ręcznej broni, które nasi jeszcze wystrzałami z dział kilka razy poparli, tak że w końcu Turcy uciekli i 6 Jańczarów ubito wtej walce; z naszych 3 niedostawało, o których niewiadomo czy w po- tyczce padli, czy do nieprzyjacioł uszli? Po tej utarczce zaraz wielka burza powstała, zaczęło grzmieć i łyskać się i wieść się rozeszła, że kilku Turków w obozie piorunem ubitych padło. Podczas tego nawalnego deszczu, wezwani zostaliśmy nagle około 6 godziny wieczór na ratusz, gdzie już był przytomny Żelechowski kanonik i oświadczył nam, że gubernator dowiedział się o jakiemś wielkiem niebezpieczeństwie, które wymagało, aby się du- chowni jak najgoręcej w kościołach do Boga modlili. Dnia 29 września ś. Michałowi archaniołowi poświę- conego zostaliśmy znowu, orzed sama wotvwa bractwa Bo- żego Ciała w kościele naszym, wezwani do ratusza. Oto z oba- wy podkopów do murów Bernardyńskich już doprowadzo- nych zaczęła się narada o poddaniu miasta, na które już wielu zezwalało, i ledwie co już sie na nie niezgodzono, ponieważ niektórzy twierdzili, że kilka beczek prochu dzia- łowego było pod te mury podłożonych, które jednakże wielki deszcz zamoczył i zapaleniu ich przeszkodził. Podczas tych narad nadszedł z obozu tureckiego znowu posłaniec z doniesieniem, że kapudan Basza przyzwolił dwu- dniowa zwłokę dla nas oblężonych aż do przvhvcia korni- sarzy, pod tym jednak warunkiem, aby z obu stron nastało zawieszenie broni i aby mu zakładników tymczasem ze wszystkich stanów miasta natychmiast przysłano. Często jednakże prawie przez cały ten dzień jeszcze Turcy strzelali i u Karmelitów trzewiczkowych często w dzwony bito. Żą- dano także i odemnie, abym zakładnika ze stanu ducho- wnego nazajutrz zrana w ratuszu przedstawił. Dla tego z wiel- ką trudnością namówiliśmy i nakłonili Gobrzydowskiego, pro- boszcza kamioneckiego, aby ten ciężar na siebie przyjął. Dnia 30go, który był ostatni września, głębokie z obu stron było milczenie broni. Jańczary jednakże w kilku miej- scach przez zrobione podkopy przybliżali się do miasta, tak że z wału krzyczeć można było do nich, aby się nieprzy- bliżali. Koło południa, kiedy się zakładnicy nasi już do Baszy z miasta z wyjazdem wybierali, doniesiono, że już przyjechali komisarze królewscy i że rzeczywiście w obozie tureckim stanęli. Dnia 1 października dwa razy jednej nocy wołani by- liśmy na ratusz, a to najprzód, aby nam donieść, że przez przyczynę, powiadano nam, Hana Tatarskiego, jest nadzieja pokoju dla miasta, a potem przededniem, że bardzo rano koniecznie potrzeba ze wszystkich stanów wyprawić posłań- ców do komisarzy królewskich dla umówienia się o wyku- pno. Co się też stało, i ks. Gobrzydowski, proboszcz ka- mionecki, w imieniu duchowieństwa naszego do obozu tu- reckiego pojechał. W tern wprowadzono uprzejmie Władykę Szumlańskiego do ratusza i proszono go, aby jako miły i dobrze znany Doroszeńkowi, do niego do jego obozu pod kościołem ru- skim ś. Jerzego, zkąd Kozacy pociski ogniowe na miasto podtenczas z góry Szembeka mocno miotali, poszedł i pro- sił, ażeby sam będąc chrześcianinem chrześcian po nieprzy- jacielsku meuciskał, lecz owszem u Hana Tatarskiego i u samego Kapudana Baszy za uciemiężonem i zniszczonem miastem wstawił się, aby tak wielkiego okupu, jakiego żą- dano, niepłaciło. Z początku niechciał ten obowiązek przyjąć na siebie Szumlański, mówiąc, że bardzo i na honorze został skrzywdzo- ny, ponieważ z urzędu Władyki już go usunięto, i na ma- jątku, ponieważ trzech jego ludzi przed 3 dniami ze wszyst- kiemi końmi pod Krechowem Tatarzy zabrali, a czwarty kilka dzidami w plecy raniony ledwie śmierci uszedł. Sko- ro bowiem Turcy pode Lwowem stanęli, aby w obozie bezpieczniejszymi byli, Tatarów wszędzie na łupy wysłali, a oraz aby się dowiedzieli, czyli się gdzie nieznajduje jakie wojsko Polaków. Ci też uwijali się po wszystkich okolicach, odwiedzili Sambor, Przemyśl, Jarosław, Zamość i Lublin, wielkie na wychodnem szkody wszędzie zrządzając, z których to wycieczek na kilka dni przed odejściem Turków od miasta naszego powrócili, wielkie łupy, bydło i tłumy pojmanych jeńców obojga płci prowadząc. To sfyszeliśmy z opowiadań niewolników do nas uciekających. Na ostatek oświadczył się Szumlański, że pojedzie do Dorosza, jeżeli mu wyrobione będzie bezpieczeństwo prze- jazdu, co mu też obiecano. Tegoż dnia przyszedł na ratusz chłopiec jakiegoś miel- nika z grubą paczką listów powiadając, że był z wojsk Ha- neńka, który z 5,000 Kozaków i z kasztelanem Podlaskim od tygodnia stał pod Sokalem, na rozkaz królewski, po który posłał, czekając, i że w piątek witali tam najwyższego na- czelnika armii, który swe wojsko z nimi połączył. 0 jakeś- my się ucieszyli tą nadzieją, że zostaniemy uwolnieni przez to wojsko! lecz nadaremnie, ku wieczorowi bowiem powrócili nasi posłowie od pp. komisarzy u Turków zostających. O pierwszej godzinie w nocy wezwani byliśmy na ra- tusz. Tam opowiadaj nam Gąsiorek, konsul, do obozu tu- reckiego z innymi posłany, jak to po wielu kłopotach i groź- bach przyszła do skutku ugoda z największą trudnością, gdyż nawet do broni porywał się Basza często w gniewie wykrzy- kując: "W ręku mojem jesteście, skinieniem jednej ręki mojej w dwóch godzinach podbiję miasto i w gruzy je roz- sypię." A najbardziej, gdyśmy na 2,000,000 żądanych talarów, ledwie 10 lub 20,000 ofiarowali, zżymał się i sro- żył na nas za żart i szyderstwo to uważając. Aż na ostatek za przyczynieniem się Hana Tatarskiego, którego o to także komisarze rzeczypospolitej prosili, gdy ochłonął z gniewu Basza, ustanowiona została kontry- bucya na 80,000, tureckim sposobem mówiąc, lwich ta- larów, którą to kwotę zapłacić miało całe królestwo jak najspieszniej, ponieważ miasto na żaden sposób niebyło w sta- nie ją uiścić. Mimo to jednak obowiązało się miasto we dwa dni 10,000 talarów wyliczyć, za resztę zaś 10 osób ze wszystkich stanów do Baszv ku Kamieńcu odchodzącemu wyprawić, którą to umowę posłowie wszystkich stanów, ja- ko też i ks. Gobrzydowski w imieniu duchowieństwa, wła- snoręcznie na pergaminie podpisać musieli. Złożywszy tedy najuroczystsze dzięki Najwyższemu za tę pocieszającą wiadomość i podziękowawszy tym, którzy mieli udział w tej missyi, zaczęliśmy naradzać się nad tem, jakby w przeciągu 2 dni zebrać oznaczoną sumę i postanowiliśmy: Najprzód aby z kościołów i od stanu duchownego mia- sto mogło otrzymać zasiłek, a powtóre aby od głów wszyst- kich tak duchownych jak świeckich osób w mieście zostają- cych składka urządzona została, na co natychmiast wyborcy wyznaczeni zostali. Dnia 2. października przededniem my duchowni na ra- tusz wezwani byliśmy, ale nie z próżnemi rękoma. Gdy więc o tym z naszymi księżami mówiliśmy, aby każdy podług mo- żności pewną kwotą się przyczynił, co się też i stało, bo we dwa dni nad 800 złr. zebraliśmy; dano nam oto nową trudność do rozwiązania, mianowicie, abyśmy znacznej wagi sztuką złota lub srebra, któreby w wartości Basza turecki chciał przyjąć, z kościołów zastąpić mogli niedostatek obywatelów, a każdy żądał nagle na okóp pieniędzy. A ponieważ w skarbcu naszego kościoła ks. Zakrystyan z wszelkim składem kościelnym w bezpieczniejsze uchodząc miejsca tylko 6 lichtarzów małych, po arcypasterzu Tarnow- skim, kadzielnicę z puszką i monstrancyą nową i kielichów 6 zostawił, postanowiliśmy więc 3 kielichy dla kościoła zo- stawić, a resztę wszystko dodawszy jeszcze kilka tabliczek z ołtarzy dla dobra publicznego ofiarować. Aż oto, gdy to wszystko przeglądamy, zobaczyliśmy dwie beczki srebra z ko- ścioła Złoczowskiego; zgodzili się tedy wszyscy na to, aby jednę z tych beczek posłać. Rano zeszli się i zakonnicy ze swemi sprzętami srebrnemi i prawie 300. grzywien sre- bra na rachunek okupu tego złożyliśmy. We dwie prawie godzin po wschodzie słońca przybyło około 10 Turków ze skarbnikiem Kapudana Baszy, broda- tym poborcą tego okupu, którzy z okna kamienicy Barszczow- skiej wyglądając z głośnym śmiechem szydzili, kiedy procesya różańcowa za zwycieztwo na morzu pod Naupaktem nad Turkami odniesione przez miasto się odbywała, którą to proeesyę ja sam, ponieważ była niedziela, o przytomności Turków nieprzestrzeżony, bo wprzód w kościele mszę ś. śpiewałem, zaproszony prowadziłem. To było zarazem pierw- sze podziękowanie za nasze uwolnienie. Wmieście zaś tego i następującego dnia, który był 3 października, urządzano przymusowe składki, kiedy w go- tówce 10,000 talarów w tak krótkim czasie zebrać niemo- żna było, a Turcy mocno nalegali, aby im wyrachować i srebro wydać; dlatego też posłany został jeden obywatel do Baszy z zapytaniem, czyli srebro kościelne przyjmie zamiast go- tówki lub nie ? a ponieważ on przyjąć niechciał, więc także i posłańcy tureccy przyjąć wzbraniali się i o wypłatę spie- szną nalegali. Lecz i tu także opatrzność boska czuwała nad nami. Znalazła się u Ormian pewna ilość pieniędzy w złocie i w srebrze, za którą można było dać w7 zastaw srebro kościel- ne, i tak zebrano pieniędzy nad 5,000 talarów, Dnia 4 października posłano tę kwotę do Kapudana Baszy z głęboką prośbą przez Hana tatarskiego złożoną, aby tymczasem tą kwotą i zakładnikami był zadowolony. Przez całą niedzielę i poniedziałek troskałem się mocno, aby ze stanu naszego duchownego niekazano na wtorek dać za- kładnika, chociaż przeciwko tej troskliwości zawcześnie oświadczyłem się, że żadnego z kapłanów do tej samowol- nej niewoli przymuszać mi nie wolno, rzecz bowiem jest inna wyznaczyć do zrobienia układów na dzień jeden, a inna nakształt niewolnika na czas niepewny i na niewy- znaczony do uwolnienia. Rano zawołani byliśmy na ratusz wszyscy duchowni przez pp. komisarzów, i oto przybył do nas Szumowski, je- den z komisarzy, i doniósł nam, że odradza konsulom i za- kładnikom niesprawiedliwe wydanie zakładnika duchownego, wielka bowiem zgroza jest kapłana na pośmiewisko poga- nom wydawać jako zakładnika. Jednakże przedłożył nam, abyśmy komisarzom na piśmie dali zapewnienie, iż jeżeliby rzeczpospolita w wypłacie tak wielkiego okupu ociągała się, i stan duchowny także w stosunku do wypłaty będzie na- leżał. Zezwolili wszyscy duchowni na to żądanie, f pismo dla nas z pokorą napisane po nabożeństwie ś. Franciszka, które ja z wotywą w kolegium jezuickiem sam odprawiałem, do podpisania przysłane wszyscy duchowni tamże podpisaliśmy. Jakoż tego samego dnia jeszcze i komisarze rzeczypo- spolitej, i Turcy w mieście dotychczas bawiący, i nasi za- kładnicy do obozu tureckiego na noc poszli. Ci zaś za- kładnicy byli: Andrzej Szymonowicz wyzwolony lekarz mąż uczciwy i roztropny, który niedawno z obcych krajów po- wrócił i świeżo z Anną, córką Marcina Anczowskiego pierw- szego konsula, był zaślubiony, a teraz dobrowolne za oj- czyznę wygnanie z kraju i owszem więzienie przyjął, dalej dwaj Studniccy, obydwa ławnicy, Andrzej Dobrzyc i Edward Neneke z Polaków, z Ormianów zaś Stefan Ławrysiewicz i Piotr Affendyk. Nakoniec dwóch żydów. Ci tedy jako ofiary za miłość ku swojej i swoich oj- czyznie, za całość publiczną nie tylko miasta Lwowa ale i całego królestwa, pożegnali na długo tego wieczora i swo- ich i ojczyznę i swoją wolność za ledwie po wielu latach dopiero odzyskać się mającą! Dnia 5 października we czwartek Turcy ustępywać za- częli od miasta naszego, a do piątku wyszli już zupełnie. Tatarzy zaś tak przed odchodem jak i po odejściu Turków na kilka dni z niewolnikami przechodzili koło miasta, które dopiero i 3 października otworzone być mogło, poczem oblę- żonym wolny wychód, dokąd chcieli, dozwolony został. To stary ów kapłan Gawat w swoim rękopiśmie dla wiadomości arcybiskupa Korycińskiego wiernie i bardzo zwięźle opisał, wiele jednakże dla zatrudnienia w nabożeń- stwie, i dla podeszłego wieku o szczegóły mniej dbały opuścił, co potem Zimorowiez konsul stary obszerniej uzu- pełnił a do czego i ja także, chociaż w tedy dopiero dzie- więcioletnem dziecięciem byłem, to co świeżą pamięcią ob- jąłem, albo potem z powieści starszych zapamiętałem, w krót- kości tu dodaję: Podczas oblężenia i po niem niebyło w studniach wody potrzebnej do użytku, kanały także, któremi wodę z pól płynącą sprowadzają do miasta, częścią dla niebezpieczeństwa zatrucia byty odcięte, a częścią z obawy aby niezalano wału, przez który woda z trudnością przechodziła, a to bliższe miasta przez naszych, odleglejsze zaś przez samych nieprzyjaciół. Ze studzien więc klasztornych jako to: Dominikańskiej, Ber- nardyńskiej i Franciszkańskiej wodę zródłową czerpali oblę- żeni z niewygodą dla wielkiego natłoku, i tak, jak Prorok mówi, wodę naszą piliśmy za pieniądze, ponieważ gdzienie- gdzie po kilka groszy za jeden dzbanuszek wody płacono. W wilię ś. Michała archanioła, jak gdyby na cześć imienin króla Michała, z wszystkich dział wojennych do koła miasta dla obrony roztawionych podczas nieszporów na roz- kaz gubernatora dzielnie na obóz turecki trzy razy raz po raz wystrzelono, co nieprzyjaciela cokolwiek przeraziło i do pytania się o przyczynę tego wojennego kroku pobudziło. Takto w wojnie przy skłaniającem się nawet szczęściu dziel- nym się okazywać należy. Gdy nasi obywatele i strażnicy dziennem i nocnem czuwaniem utrudzeni, by do znoszenia przyszłych niebez- pieczeństw i niewygód zdatniejszymi byli, z wałów do do- mów osłonionych dla spoczynku udali się, Turcy przez pe- wnego zbiega szlachetnego, jak mówiono, nauczeni, silniejszy i nagły na mur Bernardyński i na szańce napad wymierzyli 41 i szturmować zaczęli mocnym ogniem działowym, a nawet już kilka beczek prochu dla zrobienia wyłomu w murze byli podłożyli, gdy tymczasem inni do nagłego napadu po upad- ku muru uszykowani stali na mordy nocne czekając, tak że juz ostatecznemu niebezpieczeństwu podpadało to miejsce bez obrońców, i cale miasto nieochybnie byłoby zginęło; ale Bóg najłaskawszy ulitował się nad nieszczęśliwem miastem i sam rozstrzygnął krwawy los obywateli; albowiem spuściw- szy nawalny deszcz, grzmoty, pioruny i błyskawice na nie- przyjaciół, jakby groźbami niebios od napadu przygotowanego ich odstraszył, i gdyby nieto już by z pewnosścią Machometa -czciciele w mieście naszem byli się rozgospodarowali. Nim obvwatele ze snu ocuciwszy się z domu na wałv przybiegli, mówią, że jakiś rzemieślnik zapaliwszy maźnicę na tłumy skupionych Turków z wieży Bernardyńskiej rzucił, i że oni bojąc się, czy nie nastawiono na nich jakiej ma- szyny wojennej, od murów uciec mieli. Tak to w wojnie nic niemasz tak błahego, coby czasem ważnej niesprawiło rzeczy. Tymczasem Fryderyk Megelin, Maltański kawaler, mąż wspaniałomyślny i do oręża wprawny, a przytem dosyć bie- gły astrolog, gdyż przed oblężeniem był przepowiedział, ze miasto od Turków oblężonem będzie, i że przez układy oblężenie ustanie, z małą — bowiem ledwie 60 głów wyno- szącą garstką pospieszywszy w to miejsce przez przekopy podziemne natarł silnie na nieprzyjaciela, i mieczem, kulami i małemi granatami od murów go odpędził. Dzielny ów mąż, którego, gdy z tej wojennej wycieczki utrudzony po- wracał, sam tej nocy widziałem, zasłużył pewnie na to, kiedy inni zamilczeli o nim, abym ja przynajmniej jego pamięć późnej przekazał potomności, z tym dodatkiem, że w usta- wicznych wycieczkach podczas tego oblężenia nad 10 koni skaleczonych utracił, a sam zaś pod obroną boską nietknięty pozostał. Wkrótce jednak zacny ten kawaler do swojej ojczyzny Malty, zkąd był rodem, zrzekłszy się niewdzięcznej i płonnej nagrody za usługi swoje u rzeczypospolitej, jak się użalał, miał powrócić. Konwent i kościół Karmelitów dawnej reguły posiadali Turcy i Kozacy, i częściej do miasta strzelając bardzo uciążli- wymi dla oblężonych być zaczęli, a brama Halicka na nie- ohybną zgubę przezto wystawiona była, tudzież i twierdza Bernardynów, gdyby Szumiański prośbą i darami niebył ułagodził cokolwiek Dorosza i zapamiętałych Kozaków. W rze- czy samej klasztory blizkie miasta blizkiemi też czynią nie- bezpieczeństwa w czasie wojny, a jak wiele pomagają nabo- żeństwem, tak równie niemało utrudniają obronę powszechną. Klasztor ten równie jak i kościół wielką poniosły szkodę w owym czasie. Po tylu i tak licznego wojska przechodach, i po tylu spustoszeniach zrządzonych przez Tatarów, nastał oczywiście głód nieszczęsny, i po wychodzie nieprzyjacioł cierpiało mia- sto niedostatek wielki. Leżał wszędzie ubogi rolnik i mie- szczanin, śród zimna i słoty, pod gołem niebem, ponieważ domy ogniem spłonęły; po ulicach snuło się źle odziane pospólstwo, wycieńczone pragnieniem i głodem, a niebyło nikogo, ktoby w nędzy wszystko to podał. Łodygi więc z maku zamiast chleba, a kocięta, szczenięta i trzewa z dro- biu, jeżeli się na śmieciach gdzie znalazły, za potrawy mię- sne wielu zgłodniałym służyły, i bardziej kurczem żołądka niż zgrozami wojny dręczeni byli mieszkańce; i nic niema złego, czegoby w owym czasie nasze biedne niewycierpiało miasto. Kto chce więcej wiedzieć, czego moja słaba pamięć objąć niemogła, niech czyta książeczkę Zimorowicza i in- nych dawnych pamięci się zaradzi. Król jednakże Michał większe miał staranie o oblężo- nem mieście niż sama rzeczpospolita, jakto zwykle bywało, która raczej śród ustawicznych niezgód i zatargów o małe i błahe urazy prywatne mocno się biedziła, kiedy tymcza- sem dobro całego królestwa w oblężonem mieście na zgubę wystawione było. Wielu bowiem, nawet znakomitsi mężo- wie, okazali się zapamiętałymi i niespokojnymi w senacie, a gnuśnymi i nieudolnymi w boju, upatrując w tern większą sławę, aby prywatnym z rospustnej wolności się podobać, niż żeby dobru powszechnemu nieszkodzić. Króla Michała zaś, ponieważ mocno obstawał za wojną dla utrzymania królestwa i uwolnienia Podola i Rusi, jako. przestępcę ukła- dów zawartych z rzecząpospolitą obwiniano o krzywoprzy- sięztwo i złamanie wiary, a najpierwszym autorem tego obwi- nienia był sam prymas królestwa, Michał Prazmowski, na którym ciążył cały obowiązek uspokojenia stanów, a który i sam takie za to od szlachty niepokojony i od konfederacyi pod Gołębiem prześladowany, różne wykroczenia razem z Marszałkiem i najwyższym naczelnikiem wojska popełnione na piśmie królowi zarzucił, na które król spiesznie i dokła- dnie także na piśmie odpowiedzieć był pomuszony, gdy tymczasem inni temuż królowi koronę złożyć radzili, a kon- federacya stanów pod Gołębiem zgromadzonych nawet do tego go zmuszała, że aż wojska zebrane pod Szczebrze- szynem przeciwną konfederacyę zaprowadzić chciały; i tak króla, intrygami i chytrością od dania pomocy upadającemu Lwowi odwołać i odwieść usiłowali, jakoż i odwiedli, mnie- mając że podług swego szlachetnego sposobu myślenia do- syć zrobili, że komisarzów dla zawarcia pokoju z Turkami proszącym sposobem posłali. Tak wielką szkodę niezgodna wolność polska i sobie i królestwu przygotowała. Często jednakże gdy jedno bóstwo prześladuje drugie podaje pomoc. Śród tego powszechnego smutku bowiem niezbywało także na pomyślnych i pocieszających wypadkach, któremi łaskawe niebo wynagrodziło w części bolesne straty rzeczypospolitej. Oto Adzigerej, Sułtan Getow, który 20,000 swego żołdactwa po za Bug na łupy wyprowadził, został przez najwyższego wojsk naczelnika naszego, Jana Sobies- kiego, ledwie 1,000 żołnierzy liczącego, sztuką wojenną i dzielnością dziwną rozpędzony przy Ciotuszy niedaleko mia- steczka. Krasnobrodu. Batyzir Murza został z swoim od- działem zniesiony, Katymir Murza pojmany, a Temikarzy Murza legiony swoje barbarzyńskie ze wszystkiem rozprószo- ne utracił, i sam z trudnością tylko z kilku innymi śmierci czyli raczej czekających go więzów uszedł; również i Abus Murza wszystkie bydło w ręku naszych zostawił, i wielu ze swoich utraciwszy więzów i rąk Polaków tylko przez szyb- kość konia uszedł. Nadto zostali pobici Tatarzy wracający z Lubaczowa i Cieszanowa przez wodza Łazińskiego, i kilka tysięcy jeńców na wolność wypuszczono. Sam zaś marsza- łek i najwyższy wojsk naczelnik dopadłszy Dziambeta Ge- reja po tej stronie Horynia po krótkiej utarczce do ucieczki i puszczenia wszystkich jeńców na wolność go zmusił. Na- koniec pod Romarnem także Nuradyna Sułtana wojska na otwartem polu pobite i rozpędzone zostały, i niewolników nad 10,000 uwolniono. Lecz te małe radosne wypadki niewynagrodziły tych i tak wielkich szkód, które Ruś cała poniosła. Pomiędzy Lwowianami, gdy już wrócili do swoich wła- sności po przebyciu ciężkiego oblężenia, wszczęła się wiel- ka kłótnia, a to z przyczyny uchwały z roku 1648 przeciw zbiegłym z miasta wydanej, wskutek czego niechcieli obywa- tele oblężeni innych z ucieczki powracających przypuszczać do urzędów miejskich. Ale król Michał raczył z ojcowskiej łaskawości darować tym ofiarom bojaźni to przewinienie, i dopomódz im osobnym przywilejem, w którym mówi: Że miasto Lwów niebyło dostatecznie utwierdzone, i położeniem swojem zamało ubezpieczone przeciw tak silnym napadom nieprzyjacioł, osobliwie zaś przeciw strasznej Turków potę- dze, a co do sztuki bronienia słabe, osobliwie dla tego, że załoga wojskowa niedostateczna i nierówna była siłom nie- przyjacielskim, i bynajmniej miasta obronićby niebyła mogła; co niechaj służy na pochwałę ocalonemu i obronionemu przez swoich obywateli miastu. Mimo to jednak srożyła się jeszcze niezgoda między Lwowianami tak dalece, że na- stępca króla Michała tę uchwałę jeszcze dobitniej odnowić musiał. Na weselszy odgłos uwolnionego od oblężenia Turków, Tatarów, Wołochów i Multanów Lwowa przyspieszyli i nasi kapitulni, i dopełniając dawnego zwyczaju zamiast wrześnio- wej odbyli listopadową kapitułę na dniu 26 listopada, na którą przybył także Stanisław Wojenkowski, po ustąpieniu Krzysztofa Klońskiego na kanonika lwowskiego od Arcybi- skupa Korycińskiego w Krakowie obrany, i otrzymał łatwo instalacyą. Dla tego o nim nadmieniłem, ponieważ o nim często jeszcze będzie wzmianka. ROK 1673. Na początku roku 1673. był także arcybiskup Kory- ciński we Lwowie, i swe pasterskie dobra ogniem i mie- czem spustoszone z smutkiem odwiedzał i na kapitułę mar- cową z pasterskiem błogosławieństwem przyszedł, na której nad umieszczeniem skarbu kościelnego w bezpiecznem miej- scu w Krakowie tudzież i nad innemi rzeczami się naradzał. W mieście jednakże nieustawały w tym roku kłótnie; niechcieli bowiem obywatele przypuszczać do godności kon- sulów i do sprawowania urzędów miejskich tych, którzy z miasta przy zbliżaniu się potęgi Turków pouciekali, a to z powodu pomienionej uchwały, z której to przyczyny roz- maite przeświadczenia się i wywody z obu stron czyniono. Król więc Michał znowu swoje pismo, a to pełne surowości królewskiej, do obywatelów niezgodnych i do stanów mia- sta w kłótni żyjących wydał, którym występnych przez słu- szną bojaźń dla zdatności przy miejskich honorach utrzymał, i pomiędzy obywatelami miasta spokój i zgodę przywrócił. W sprawie Ormianów lwowskich, z ś. kościołem rzym- skim zjednoczonych, nadeszło pytanie z Rzymu: czyli ich ar- cybiskupowi koadjutor dodany być powinien? i list Ojca ś. do Andrzeja Olszowskiego, biskupa kulmskiego a kanclerza koronnego przez Kardynała Ursyna przesłany, który wcześnie z naszego Lwowa odpisał, że arcybiskupstwo lwowskie Or- miańskie zostaje pod opieką króla, i że temu arcybiskupstwu lwowskiemu Ormiańskiemu z łaski królów polskich wiele przywilejów nadano, co wszystko dla zawiadomienia ś. sto- licy apostołskiej do Rzymu odesłał. Także stan polityczna rzeczypospolitej naszej zakłócały rozmaite niesnaski malkontentów względem osobv króla, nie- porozumienia, zatargi i kłótnie, do których przyczyniało sie podejrzenie, że Kamieniec z umowy Turkom wvdanv został, i oskarzenie już wymienionego autora. Nareszcie po wy- słuchaniu próśb skonfederowanych do tego rzecz przyszła, że w obec naglących ze strony nieprzyjacioł niebezpieczeństw rozdwojone członki w jedno ciało napowrót się połączyć i obronę ojczyznie przez sejm pojednawczy zapewnić mu- siały, a to za staraniem najwięcej Andrzeja Trzebickiego biskupa krakowskiego, i innych duchownych szlachetnym i nie daremnym usiłowaniem. Nadeszła także do Warszawy smutna wiadomość o śmierci króla Kazimierza, we Francyi zmarłego, za którego żałobne nabożeństwo obchodzono dnia 21. lutego w kościele ś. Jana w Warszawie, a potem w naszym archikatedralnym kościele lwowskim. Smutną tę uroczystość obchodziło mia- sto nasze i wszystkie znakomitsze osoby, mające w świeżej pamięci niedawno upłynione wypadki i smutne i wesołe na przemiany, z serdecznem westchnieniem rozmyślając o tern że jako żaden z przyszłych królów polskich większej niesta- łości szczęścia niedoświadczył, tak też żaden w nieszczęściach staiszy, w wątpliwych chwilach szczęśliwszy, a we wszystkich wypadkach chwały godniejszy niebył, aż w końcu siebie sa- mego zwyciężywszy tronu królewskiego z zadziwieniem na- rodów wzgardzicieiem został. W tym roku przeniósł się także do wieczności Michał Prazmowski, prymas królestwa i arcybiskup Gnieźnieński, którego życie i obyczaje, tak godnemi uczyniły pamięci przeszłe zdarzenia, jak mówi tenże Załuski. Lecz to do mojej nienależy sfery, i za grzech mam sobie o osobach mężów sławnych źle myśleć. Przy szerzących się zewsząd pogłoskach o niebezpieczeń- stwach tureckiej wojny król Michał chcąc nieść w swojej osobie wojsku pomoc, już bowiem liczne oddziały naszych przeciw Hussein Baszy, pod Chocimem w dawnych szańcach swieżo naprawionych z wielkiem wojskiem zimować. mające- mu były wyruszyły, dnia 27 września przed wilią swego opiekuńczego patrona do Lwowa przybył, gdzie przez Pawła Leszczyńskiego, kantora kapituły, był powitany i w pałacu arcybiskupim mieszkanie swe założył. Dnia zaś o. września do wojska swojego pospieszył, którego całość po wszystkich kościołach ś. patronom ojczy- zny polecał, i sam prywatnie do ubłagania majestatu bo- żego gorącemi modłami i codziennym postem się przyczy- niał lecz niedługo, bo skoro do Glinian pojechał, dalszego odbywania drogi niedozwoliła mu gwałtowna słabość, dla której do Lwowa dnia 14 września powrócić był pomuszony. Za- trwożył się niespokojny Lwów niespodziewanym powrotem swego króla, i jego słabość przez swoich lekarzów zdolnych i doświadczonych wspólnie z królewskim lekarzem, Broum, z wielką troskliwością uśmierzyć się starał; lecz choroby owej srogość doszła aż do tego stopnia, ze sztukę leczenia i umiejętność przewyższyła. Dnia 3. listopada rozpękł się w nocy wrzód wewnę- trzny, jak mniemano, i zdawało się, że po odejściu duszącej materyi minęło już wszelkie niebezpieczeństwo; ale jakie zwodnicze są ludzkie nadzieje! W piątek bowiem to jest 9. listopada o godzinie 10. przed południem rozstał się z tym światem z wielką uległo- ścią chrześciańską, i Polską niezgodami przeciw sobie zabu- rzoną najspokojniej rządzić przestał. Smutna i niespodziewana cisza, zadziwienie i bojaźń w przerażonym wielą niebezpieczeństwy naszym Lwowie dłu- go panowała, a najwięcej ubolewało nad tem miasto, że król umarł w jego murach, smucili się tez mocno dworzanie i urzędnicy dworscy, mniemając ze został otruty, ponieważ po otworzeniu ciała gdv wypuszczono pozostałą materyę we- 42 wnątrz na miednicę srebrną, miednica ta zaraz żółknieć za- częła ; smucili się nakoniec wszyscy i mali i wielcy rozmy- ślając nad tem, że każdy nawet sędzia życia i śmierci musi spłacić należny dług naturze. Wszakże po daremnych wzdychaniach potrzeba było, aby ciało króla z okazałością majestatu na widok publiczny wy- stawione zostało, co też istotnie uczyniono; albowiem ciało króla w żałobnej trumnie złożone w pierwszym pokoju ar- cybiskupiego pałacu, gdzie za życia mieszkał, aby wszystkich żądaniom i chęciom zadosyć uczynić, przez kilka dni wysta- wione było, lecz nic na sobie osobłiwszego prócz prochu i smutnego widoku chwilowej sławy nie przedstawiało; ostatni bowiem kres królów i każdej rzeczy jest śmierć. Po śmierci króla smutne zaczęło się bezkrólewie naj- przód w mieście naszem, albowiem niebyło żołnierzy przy- bocznych dla odbywania straży w odpowiednej liczbie, gdyż dobry król ów w obozie wszystkich zostawił, dla siebie kil- ku tyiko z swego przybocznego oddziału, gdy dła słabości do Lwowa powracał, obrawszy, którzy po niespodziewanej śmierci króla do odbywania straży przy nim i do czuwania nad bezpieczeństwem publicznem niebyli dostateczni. Oby- watele więc z rozporządzenia senatorów straż przy zmarłym królu dniem i nocą a to w wielkiej liczbie, nawet bez wy- łączenia osób konsularnych, i przy bramach miasta odby- wać musieli. Przybył do Lwowa w owym czasie poseł turecki, lecz dla słabości króla prywatnie był przyjęty, i dnia 13 listo- pada listy kanclerzowi koronnemu, Andrzejowi Olszowskiemu, w pałacu najwyższego Marszałka kilka słów wspaniałych po- wiedziawszy, bez żadnego umniejszenia tytułów i bez od- miany dawnej formy pisane, w obec licznego zgromadzenia panów, szlachty i ludu oddal; ale wyprawę jego odłożono aż do nadejścia odpowiedzi całego senatu. Przyjęty jednak- że został po wojskowemu; stali uzbrojeni obywatele w dwóch szeregach od bramy Halickiej aż do pałacu kanclerza, któ- rego sienie napełnione były rajtarami; sam poseł ze swymi towarzyszami jechał konno niosąc w chuście jedwabnej list, który to orszak nasza konnica dla czynienia honorów w zu- pełnej zbroi poprzedzała. Dnia 46 listopada uroczysty lecz żałobny akt w kościele naszym odprawiono, to jest nabożeństwo żałobne za zmar- łego króla, przyczem jego wnętrzności, które cynowa zamy- kała urna, na wysokiej wystawione były trumnie. Cały ko- ściół był okryty żałobnym kirem, stały czarne piramidy ża- łobne z ognistemi szczytami, pobożność, roztropność, łaska- wość i sprawiedliwość króla zmarłego przedstawiające; do- koła żałobnie ubrani stali pogrążeni w smutku znakomici mężowie, nucono żałobne i smutne pienia, liczne pochodnie posępnym gorzały płomieniem, msze żałobne liczni kapłani, a sam arcybiskup Koryciński, królewskiego testamentu wy- konawcą trzecim mianowany, z smutnym umysłem i wznie- sieniem serca do Boga uroczyste nabożeństwo odprawiał, i urnę z wnętrznościami w ścianie, obok ołtarza Mansyonaryu- szów nakształt grobu sztucznie urządzonej, w przytomności wielu senatorów oddając ostatnią usługę swemu monarsze złożył. Na ostatek d. 20 listopada ciało tegoż króla Michała podług zwyczaju i obrządku królewskiego śród zbiegu całej ludności miasta z smutną okazałością i z wielkim żalem ca- łego pospólstwa z miasta aż do Warszawy przez Jerzego Giedzińskiego dziekana kapituły naszej odprowadzone zostało. Żadnego niebyło honoru, któregoby ciału królewskiemu przy- chylność naszego miasta i ludu i senatu owczesnego powa- ga nieuczyniła. Niesiono naprzód smutne chorągwie i zna- ki urzędowe nachylone ku ziemi; za niemi postępował lud w żałobne szaty odziany i honorowa konnica; palono pocho- dnie, kadzidła i inne przy uroczystych pogrzebach zwy- czajne rzeczy. Nawet i ci, których miasteczka niebyły przy gościńcu, szli jednakże na przeciw lub postępowali za smu- tnym orszakiem płaczem swój żal okazując. Postępował po- woli karawan, na którym prowadzono ciało królewskie, cią- gniony końmi, nie wesołym, jak zwykle krokiem, lecz wol- nym postępującemi i do smutku, jak gdyby rozumieli ża- łobę, ułożonemi. Tam żołnierz bez oręża, tu urzędnicy bez pochodni i lud na grona podzielony głośno uskarzając się, że rzeczpospolita upadła i że już żadnej niema nadziei, ozdo- bą ojczyzny, drogą wodzów krwią i jedynym starożytności zabytkiem go nazywali. Ale nietylko gościńce i pobliskie im miejsca, ale nawet mury i dachy zapełniał tłum smucą- cych się, i wytężał wzrok, jak najdalej widzieć było można. Bardzo przyjemna była dia królowej Eleonory ta kró- lowi zmarłemu oddana usługa, i przyjęty był od królowej uprzejmie Giedziński, chociaż śród łez, głębokich westchnień i słów wymawianych z łkaniem; jednak w obec powagi kró- lewskiej niebyło to wzdychanie, niebył to płacz, lecz sza- nowny, bez uzczerbku majestatu smutek. Tak zapewnie śmierć książęcia smutny przedstawia widok, tak dla najlich- szych śmiertelników, którzy widzą, że i wielkość upada na tym świecie, jak i dla samych książąt, którzy chociaż wszystko mogą, jednak wyrokom nieba oprzeć się niemogą. A ponieważ tenże król także w mieście naszem testa- ment przed śmiercią zrobił, i naszego biskupa Korycińskiego trzecim wykonawcą tegoż testamentu uczynił, aby potom- kowie i nasi Lwowianie wiedzieli, jak wzniosłego umysłu był król ten nawet w ostatnich życia chwilach, kiedy mu za tak wielką źle myślących złość i doznane przykrości żadne ostre słowo się niewymknęło podług Załuskiego treść tego testamentu wypisuję: W Imię Pańskie. Amen. Jeźli już co innego średniego stanu ludzi równie jak i książąt umysły więcej zatrudniać powinno, tedy najpierwej i najosobliwiej to, aby podług prawideł religii chrześciańskiej życie swoje kierując ostatnich rzeczy ustawicznie przed oczy- ma mieli pamięć, i drogą życia ludzkiego, na którą we- szli tak postępowali, aby nadgrodę błogosławionej wiecz- ności szczęśliwie otrzymali. Tak to na tym świecie urzą- dził Bóg wszechmogący, że jako od powszechnego losu rodzenia się książęta niesą wyłączeni, tak też i umierać muszą koniecznie, i nic nie masz pewniejszego, jak że życie, tylu przypadkom podległe, staje się łupem śmierci. Uważałem tedy za rzecz królewską śród tych widoków ludzkiej zni- komości, które każdej chwili wpadają tu w oczy, zastanowić się uważnie nad sobą i położeniem swojem, abym bez przy- gotowania tą wyższą i nieubłaganą losów koniecznością za- skoczony niezostał. Dlatego też teraz, kiedy jestem złożo- ny ciężką słabością, pamiętając o tern, że jestem człowie- kiem, i że na granicy życia i śmierci stoję, zabieram się do wypisania ostatniej woli mojej, aby pokazać późnej po- tomności, że nigdy tak w życiu jako i w cbwili śmierci o zbawieniu swojem myśleć nieprzeslałem. Robię tedy i układam mój testament podług najlepszego sposobu, po- rządku i formy pisania: A najprzód Panu Bogu wszechmogącemu za wszystkie dobrodziejstwa winne składam dzięki, a między temi naj- pierw za to, że w wierze katolickiej prawowiernej rzymskiej urodziłem się i wychowałem, którą z krwią ojcowską i mle- kiem wyssałem macierzyńskiem, a oraz wyznaję i upewniam, że się tej wiary do ostatniego tchu życia stale trzymać bę- dę, a jeżeliby coś przeciwnego w chwili skonu kusiciel du- cha chciał poddać, potępiam, odrzucam i oświadczam, że ni- gdy na to nie przystanę, ani przystaję. Najświętszej Pannie Maryi, Patronce mojej od pierwszego dzieciństwa, najwięk- sze składam dzięki, że mi pomocą, ratunkiem i obroną przez całe życie niegodnemu słudze dopomagała ; Patronom mo- im: ś. Michałowi archaniołowi i ś. Tomaszowi archaniołowi, których imiona na chrzcie odebrałem, najpobożniej jak tyl- ko mogę, się polecam i proszę, aby mi w ostatnich chwi- lach moich i w ostatniej owej walce, od której zbawienie duszy mojej ma zależeć, swej opieki i pomocy użyczyć raczyli. Najjaśniejszej królowej Pani, mojej żonie najukochań- szej, ostatnim tym wdzięcznej woli znakiem najszczersze przywiązanie moje okazuję, której uprzejmej życzliwości dla mnie i najczystszej miłości połączonej z największemi i ce- sarskiej krwi najgodniejszemi cnotami doznałem; a ponieważ jej prawu w ciągu krótkiego życia mego i rządu pod względem objęcia dóbr uporządkowanych niestało się zadosyć, aby se- nat i stan rycerski godny mieli wzgląd na jej królewską Mość, i o jej godność i pożytek starać się nie zaniedbali, bardzo proszę. Senatowi i stanowi rycerskiemu ostatnie zasełam po- zdrowienie i dziękuje za to zaszczytne zaufanie, że mi rząd tak wielkiego powierzyli królestwa i że mię nadspodziewanie moje i chęć zgodnym głosem na tron królewski wynieśli. Jeżeli jakie niedoskonałości we mnie postrzeżono, proszę mi je przebaczyć i darować. Wszystkich, którzy mi byli wierny- mi i przychylnymi, niech najwyższy sędzia nadgrodzi, gdyż ja już niemam sposobu wynadgrodzenia. Co się zaś tyczy obrazy, nieufności i krzywd przez konfederacye i przez ja- kiebądź zaburzenia w rzeczypospolitej wywołane, proszę mi je przebaczyć, gdyż i ja z całego serca wszystkim przebaczam. Skoro tylko to śmiertelne ciało dusza moja opuści, aby jak najprędzej kwota 12,000 na odprawianie mszy ś. wypłacona została — chcę i rozporządzam. Pragnę, aby ciało moje w kościele katedralnym kra- kowskim w grobowcu poprzedników moich, królów polskich, pochowane, a serce moje jako zakład miłości ku zakonnym pustelnikom Kamedułom na górze królewskiej blisko War- szawy w kościele tamże przezemnie zaczętym złożone zo- stało, na którego dokończenie naznaczam kwotę w kodycyl- lach wyrażoną. Fundowanie zakonnych Karmelitów bosveh Wiśniowiec- kiego, przez najjaśniejsza matkę moją zaczęte, chcę ukoń- czyć, i na to kwotę w kodycyllach wymienioną przeznaczam. I. 0. księciu Dymitrowi na Wisniowcu, i Zbarażu, wojewodzie bełzkiemu, wojsk polnych hetmanowi, tudzież Konstantemu, księciu na Wiśniowcu za wszystkie dobre chęci składam dzięki, i należne im zapisy i zapewnienia wypłacić proszę. Przewielebnemu w Chrystusie Ojcu Andrzejowi Olszow- skiemu, biskupowi kulmskiemu a kanclerzowi koronnemu, za wielkie i nieocenione przysługi jego, i że mię do ostat- niego tchu życzliwą radą i czynem wspierał, wdzięczne oświadczam chęci. Temuż kanclerzowi uprzejmie polecam i powierzam, aby łańcuch złotego runa królowi hiszpańskie- mu odesłać raczył. Przewielebnego Alexandra Wolfa, opata pelplinskiego, którego w usługach osobliwszą wierność i gotowość od pierwszych chwil mego królowania poznałem, obliguję, aby pogrzebem moim z taką samą troskliwością si§ zajął, jaką mi za życia okazywał, jego zaś samego ła- skawej opiece najjaśniejszej królowy i małżonki mej naju- kochańszej usilnie polecam. Szlachetnie urodzonego Felicyana Wąsowicza, kapitana Narweńskiego, który mi od dzieciństwa wierne i niezmor- dowane robił usługi, i dobrym i pilnym okazywał się mężem, jak również szlachetnie urodzonego Marcina Rostockiego, kapitana Lelowskiego, tejże najjaśniejszej królowej polecam i proszę, aby każdy z nich w tym osieroceniu łaską i obroną najjaśniejszej królowy był wspomagany, i za wierne przez tyle lat usługi ze skarbcu naszego dostateczne mieli wy- nadgrodzenie. Dobra Zamojskich do Ordynacyi należące podług woli pradziada mego po matce, Jana Zamojskiego kanclerza ko- ronnego, niech będą oddane tym, do których z prawa or- dynacyi należą. Wreszcie życzę sobie i rozporządzam, aby dobra wszyst- kie tak ojcowskie jak macierzyńskie, i wszystkie jakiebądź spadkowe, wyjąwszy dobra Biały Kamień, które w kwocie 100,000 złp. u szlachetnego Marcina Rostockiego prze- zemnie obciążone i zastawione zostały, na wypłacenie dłu- gów ojcowskich i macierzyńskich, nie mniej moich przed wstąpieniem na tron zaciągnionych, użyte zostały, wyjąwszy jednakże te długi, które na dobrach moich w nieprzyjaciel- skim kraju leżących, w których posiadaniu nie byłem ani pożytków niepobierałem, są zapewnione. Dobra zaś moje ruchome, wciągu panowania mego nabyte, w złocie, w srebrze w klejnotach i gotowych pienią- dzach, jak się z bieżących rachunków gospodarstwa do mnie należącego okazuje, tudzież z kwot skarbowi koronnemu i skarbowi w. księstwa litewskiego przezemnie pożyczonych, lub jakim bądź sposobem do mnie należących, jak niemniej i to, co stany z ziem ruskich dla mnie zapewniły, i wszystko co tylko pod jakim bądź tytułem w spisie sprzętów króle- wskich jest wymienione, razem i wszczególnos ci daję, daruję i zapisuje najjaśniejszej królowej i Pani, Eleonorze, małżonce mojej najmilszej z tym obowiązkiem, aby wszystkie długi moje od dnia mego wstąpienia na tron zaciągnione, spra- wiedliwie i prawnie wywiedzione, tudzież nadgrody zasłu- żone dworzanom i służącym moim rzetelnie wypłaciła, a nawet zapisy moje w osobnych kodycyllach wyrażone, któ- rym przez teraźniejsze pismo tęż samą moc i wartość nadaję jak testamentowi, załatwiła; nakoniec chcę i nakazuję, aby wszyscy dworzanie i słudzy moi aż do ostatniej pogrzebowej służby zatrzymani i dopiero po odprowadzeniu pogrzebu i po wypłaceniu pensyi odprawieni zostali. Tej zaś ostatniej mojej woli i kodycyllów osobnych, moją ręką podpisanych, wykonawcami mianuję i ustanawiam: Najjaśniejszą małżonkę moją, królowę najukochańszą, której ostatnie zasełam pożegnanie, i za dowody miłości i łaski składam dzięki; najprzewielebniejszych w Chrystusie Ojców: Kazimierza Floryana księcia Czartoryskiego, arcybisku- pa Gnieznieńskiego; Alberta Korycińskiego, arcybiskupa lwow- skiego; Andrzeja Trzebickiego, biskupa krakowskiego i ksią- żęcia Sewerskiego; Szczepana Wierzbowskiego, biskupa poznańskiego; Stanisława Sosnowskiego, biskupa przemyśl- skiego; Andrzeja Olszowskiego, biskupa kulmskiego i kan- clerza koronnego; Wielm. Alexandra Lubomirskiego, wojewo- 43 dę krakowskiego; Mjchała Paca, wojewodę wileńskiego i het- mana wielk: Księstwa litewskiego; Jana Tarle, wojewodę sandomirskiego; Dymitra księcia na Wiśniowcu i Zbarażu wojewodę bełzkiego i oboźnego wojsk koronnych; Jana Sobieskiego, najwyższego marszałka i hetmana wojsk koron- nych; Jana Leszczyńskiego, najwyższego kanclerza Korony; Krzysztofa Paca, kanclerza w. ks. litewskiego; Michała Ka- zimierza Radziwiła, księcia podkanclerza i oboźnego w. ks. litewskiego i Andrzeja Morsztyna, skarbnika koronnego. W do- wód czego mniejsze pismo ręką moja podpisane pieczęcią stwierdzić rozkazuję. We Lwowie d. 5. listopada r. 1673. Michał król. (L. S.) Tak nasz Lwów zawczesną s mierć króla częścią pu- blicznie częścią prywatnie opłakiwał, gdy przeciwnie, jak gdyby los Polski zmieniał koleje swoje, pod miasteczkiem Chocimem na Wołoszczyznie wojsko polskie cieszyło się z klęski swych nieprzyjacioł, co aby wdzięczna potomność jako prawdziwą rzecz wiedziała, z pism sumiennego autora i wiary powszechnej najgodniejszego senatora, już tyle razy wspomnionego Załuskiego, wypisuję, i inne ważne z kądinąd czerpane szczegóły w krótkości tu przytaczam. Machomet III. sułtan turecki, którv orężem i wielkiemi siłami przez cały rok ten zakłócał spokojność Polski, i po- ruszywszy niebo i ziemię wszelkie nieszczęścia, rany, zabójstwa i ustawiczne pogrzeby nam gotował, kazał Husseinowi swemu wezyrowi w okopach Chocimskich nad granicą Polski przezimo- wać z wojskiem, które Wenetom Kandyą wydarło, aby na początku wiosny niespodziewanie Ruś najechać i Podole, jak przeszłego roku mówiłem, haniebnie ujarzmić zdołał. Było Turków 60,000, oprócz posiłkowych wojsk Wołochów i Mul- tanów, i oprócz bezbronnej zgrai handlowi i usłudze oddanej. To wojsko, aby całą Polskę i wojsko nasze przeciw niemu ciągnące tern bardziej zatrwożyć mogło, rozłożyło swój obóz na wzgórzu niedaleko zamku Chocimskiego, który wprzód przeciw Osmanowi cesarzowi tureckiemu wojując nasi Polacy szczęśliwie po rozbiciu obozu trzymali, most łyżwowy na rzece Bugu postawiło, na końcu mostu wielką warownie zbudowało, swój obóz okopem i szańcami utwier- dziło i 40 dział na nich ustawiło. Niedaleko z tamtąd stał Kapudan Basza, któremu najwyższa władza wojenna przez cesarza tureckiego przeciwko nam oddana była, na polach Cecorskich z posiłkami dla dania pomocy w razie potrzeby. Nasze zaś wojsko, chociaż na mocy wyroku sejmo- wego 60,000 głów liczyć było powinno, ledwie 30,000 liczyło, jednakże powiększyło tę liczbę posiłkowe wojsko li- tewskie ze swoim wodzem Pacem. Gdy król Michał obóz polski pod Skwarzawą naten- czas leżący odwiedzał, i sam mając iść przeciw nieprzyja- cielowi pod namiotami radę miał wojenną, zaskoczyła go, jak już opowiedziałem tak silna, i niespodziana słabość, że wszystko, eo tylko wojsku walecznemu mógł życzyć i całą moc działania z najwyższą oręża władza i życzeniem niebies- kiej pomocy na marszałka koronnego, jako najpierwszego wodza wojska polskiego, zdać musiał, poczem niezwłocznie dla wzmagającej się coraz bardziej słabości do Lwowa po- spieszył, gdy tymczasem marszałek przeciw nieprzyjacielowi trzema gościńcami wyruszył. Dla lepszego szczęścia wysłano naprzód z 3,000 żoł- nierzy Mikołaja Sieniawskiego, natenczas marszałka koronnego, który leżące po drodze miasteczka od nieprzyjacioł osadzone nagle napadając Turków z nich powypędzał, innych pobił, Sa- tanów, Międzyborz i inne swoje dziedziczne miasteczka zno- wu odzyskał, żywność do Kamieńca hojnie od porty oto- mańskiej nadesłaną przez nagły i niespodziany napad ode- brał, i wieść zatrważającą o zbliżaniu się wojska polskiego szerzej po okolicy rozgłosił. Już wojsko do ujścia Bugu zbliżyło się, który po de- szczach wezbrawszy przechodu niedozwalał, i wielu czółnami przewieść się chcących pochłonął; i dla tego postanowiono przeprawiać się na promach przez wodę; co się dobrze powio- dło; i zaprawdę pierwszym zwycięztwem było pokonać nie- przyjazny żywioł niedozwalający przechodu do nieprzyjaciela. Dla niedostatku jednakże owsa wielką stratę w koniach po- niosło wojsko, chociaż największe trudy pochodu ze stało- ścią zniosło, i nakoniec w obliczu obozu Husseina Baszy na szeroko zalanych wodą polach i przy gościńcu błotnistym podróż utrudniającym o milę jednę stanęło. Dnia 9. listopada podobało się w szyku bojowym spro- bować szczęścia potyczki przez Attanazego Miączyńskiego, w tenczas dowódzcę lekkiej broni. Ten silnie na czaty tu- reckie natarł, z pola je spędził broń niektórym odebrał, i oddziałom na pomoc spieszącym taką sarnę klęskę zadał. Nastąpiły potem tu i owdzie małe utarczki, lecz te były szczęśliwsze dla naszych niż dla Turków, i wojsko nasze gotowe było tego dnia stoczyć walną bitwę, ale Hussein Basza czekając na większe posiłki od Kapudana Baszy i od Tatarów siedział spokojnie za bezpiecznemi okopami, i uni- kał pola. Obóz jego bowiem rozłożony był w miejscu prawie nieprzystępnem dla sztuki wojennej, bo otoczonem dokoła wysokiemi skałami a nadto obwarowanem szańcami, których bronił żołnierz sławny z wyprawy do Kandyi i wyćwiczony w licznych potyczkach. Dnia tego Jerzy Gika, hospodar Multański, i drugi Wo- łoski, Petryczeńko, zapomocą sekretnej umowy na stronę Polaków od Turków przeszli i wojska swoje pod rozkazy marszałka naszego oddawszy niemało naszym do zwyeięz- twa dopomogli, a Turków większego strachu nabawili. A ponieważ czy to z bojaźni, czy w nadziei posiłków, które od Kapudana Baszy w Cecorze zimującego i od Tur- ków w przyszłą sobotę nadejść miały do obozu, Hussein Basza na okopach wahając się odwlekał rezultat wojny, naszedł załogę obozu tureckiego polski i litewski żołnierz, i opasały silny obóz nieprzyjacielski szczupłe zastępy nasze strzelając z 50 dział ustawicznie na oblężonych Turków, którzy na to z równym zapałem także z 40 dział odpowia- dali. Zarazem przedsięwzięty został szturm do okopów przez dowódzcę Kozaków, dzielnego bohatera Samuela Motowidła, który gdy z szczupłą garstką przy okopach do napadu się gotował, od nacierających Jańczarów obskoczony nie pierwej poległ, dopokąd na nieprzyjacioł wszystkich strzał z sajdaka swego niewystrzelał. Pięknie pewnie rodzi się, kto tak umiera. Waleczny ten żołnierz służył przez 18 lat na okrę- tach tureckich jako niewolnik, aż wreszcie po ubiciu 300 Turków wolność swoją odzyskał. Przez całą tę noc strzelano z dział z obu stron i prze- pędzono ją w szeregach i pod bronią. Oblężeni nieprzyja- ciele dzikiemi krzykami spokój i sen sobie i naszym psuli, jak gdyby dniem przed śmiercią nienawidzili ciszy, i chcąc przed zgonem dać się słyszeć Plutonowi straszliwie wrzesz- czeli. Przededniem umilkły na chwilę działa, ale jak tylko brzask dzienny zaczął rozpędzać cienie nocy, znowu działa tureckie straszliwie grzmieć zaczęły, ale te grzmoty choć dłużej trwały, nic oprócz huku niedokazały, i dlatego nie- bawem znowu spoczęły, z czego korzystając marszałek z Po- lanowskim, cichym i niespostrzeżonym krokiem bliżej pod okopy tureckie podszedł, i miejsce do napadu niebardzo przykre dla odważnego upatrzył. Nadszedł wreszcie następujący po ciemnej nocy ob- fitszv w światło dzień sobotni, dla Turków nieszczęśliwy, a dla Polaków tryumfalny i S. Marcinowi biskupowi Turoń- skiemu poświecony; znowu tedy zaczęto strzelać z dział do nie- przyjaciela wymierzonych po największej części w ten punkt okopów, który sam marszałek nadedniem, jak dopiero mówiłem, wraz z Polanowskim uznał za najłatwiejszy do rozrzucenia. Nareszcie uszykowano legiony do szturmu, które do otworu, przez kule działowe w szańcach zrobionego, jako dzielny wódz ręką wskazując i swoim własnym przykładem wszystkich Polaków do pięknych dzieł zachęcając, sam przed szeregi wystąpiwszy z dobytym na zgubę nieprzyjacioł pa- łaszem prowadził marszałek, ociągający się z początku, i wię- cej rozsądne rady niż pomyślne dzieła z przypadku ceniący; który im też natychmiast fosy wypełniać i pole otworzyć rozkazał, mniemając, że dosyć prędko zaczyna zwycięztwo, kiedy się już upewnił, że nie będzie zwyciężonym. W tenczas szerokie jak naczynia metalowe trąby i dęte instrumenta muzykalne weselej smutne dały hasło wzajem- nej śmierci, wrzasnęły tysiące gardeł i mosiężne blachy tu- reckie żałobne zanuciły pienia. I wnet wzmocnione pobo- żnemi prawowiernego duchowieństwa modłami oddziały wojsk katolickich, uprosiwszy sobie łaskę z nieba, przypuściły szturm dzielnie i spiesznie przez równiny i urwiska, i w drapawszy się na osłabione kulami działowemi okopy, a osobliwie picchotne legiony, spiesznie śród strzałów, ran i śmierci do namiotów nieprzyjacielskich spieszyły. Nieodstraszały ich nieprzyjacioł groźby, ani pociski, ani straszny huk strzelb, ani świszczące dokoła kule, ani skały i urwiska, ani tłumy zgrzytających ze złości Janczarów; nic się wtenczas nie mogło oprzeć męztwu polskiemu i litewskie- mu, ustąpiły wszelkie przykrości bohaterom, gdy z tym za- pałem, który zwycięztwa przynosi, zewsząd na wyższe miej- sca okopów wspinają się tłumami, ani krew, ani rany ich niewstrzymywały od burzenia i niszczenia wałów nieprzy- jacielskich, i tak wdrapując się jedni po drugich do góry, chwytali strzały nieprzyjacioł, niepokaleczeni z rannymi, pół żywi z umierającymi. Rozmaita była tu i owdzie umierają- cych postać, i bardzo zastanawiający obraz śmierci. Tak więc po spędzeniu Turków, którzy orężem przy- stępu bronili, zatknięto na najwyższem miejscu sztandary wojska polskiego. Pierwszy opanował szaniec nieprzyjacielski Hieronim Petrykowski, który z oddziałem piechoty Marcina Kątskiego laur wałowy słusznie otrzymał; za nim w ślad poszła także konnica, i tak w końcu powiewały na wałach chorągwie naszych legionów, dla których ze wszech stron stał otworem obóz nieprzyjaciela i jego niezliczone rozmai- tego koloru namioty, bogatemi napełnione łupy. Go gdy nasz żołnierz obaczył, bez wszelkiego namysłu najprzód ręce do rabunku jak do zupełnego zwycięztwa chciwie wyciągnął. Aż oto nagle zabiegają drogę oddziałom naszym Muzułmani i rozpruszonych po namiotach żołnierzy mordować zaczynają, i gdyby legion pancerny Stanisława Jabłonowskiego wojewody ruskiego wraz z Michałem Rze- wuskim nie był zasłonił ich swemi piersiami, i impetu nie- przyjacioł niepowstrzymał, kto wie czy zwycięzcy niebyiiby musieli drogo opłacić swoje zwycięztwo. Teraz dopiero zaczęły się wzajemne mordy w obozie, i śmierć panowała wzajemna, wypędzono tych, którzy wprzód wypędzali i sami teraz z rąk mocniejszych padali, zbroczyła się tłustą krwią ziemia, i skutek wojny zaczynał już być wątpliwym. Roztropność jednakże marszałka los zmienny na swoją stronę nakłoniła, albowiem Sobieski świeżemi po- siłkami nadesłanemi upor przełamał, i do ucieczki nieprzy- jaciela pomusił. Wypędzono z obozu tureckich Janczarów od konnicy opuszczonych, którzy im mężniej się biją, tern liczniej padają — a wszyscy w potyczce. Tymczasem Soliman Basza Bosnii, który ku Cecorze z wielu tysiącami wolniej- szym krokiem ucieka, od Dimetrego księcia Wiśniowieckie- go i oddziałów Potockiego do obozu powrócić pomuszony, marszałka już wolnie obóz turecki nachodzącego nagłem niebezpieczeństwem przeraził, ale go spiesznie przybiegające na pomoc wojska z nieszczęścia tego wyratowały, a Soli- mana i towarzyszów jego do głębokich otchłani Bugu rzu- cić się zmusiły. Wysoka skała uciekającym Turkom drogę tamowała, z tej skały woleli Turcy na głowę w rzekę skakać i w nur- tach jej śmierć znachodzić, niż wyproszonem od Polaków cieszyć się życiem; wszakże przez to gwałtowne rzucenie się Turków z góry zostali także Szczepan Bidziński i Jan Rzeczycki wciągnięci do rzeki, ale z tego upadku i nieszczę- ścia wybawiła ich bez szwanku łaskawa Opatrzność. Bo gdy Turków wezbrane wody pochłonęły, oni przez nieprzy- jacioł i bałwany przepłynąwszy przybyli szczęśliwie na ko- niach do swoich. Niebyli i Litwini opieszali w dobijaniu się o zwycięz- two; albowiem książę Michał Radziwił natarłszy nagle na nieprzyjaciół uciekających przez most leżący na Bugu, który Turkom podawał nadzieję uniknienia ostatniej klęski, zupełnie i bardzo wiele chorągwi odebrał, poczem wielu ranionych i przestraszonych ucieczką do zamku Chocimskiego jako najbliższego się ratowało, a nierównie więcej w głębokich nurtach rzeki zasłużoną śmierć znalazło. Pocieszający był widok dla naszych kiedy tureckiemi turba- nami Bug się najeżył i zmieszawszy z krwią swoje wody spłukiwał niemi krzywdy Polski, unosząc z sobą do 10,000 utopionych Turków. Wielu przez Atanazego Miączyńskiego i Jerzego Ruszczyca, naczelników wojskowych, z nurtów rze- ki wyciągniętych dostało się do niewoli, inni śród bałwanów z otrzymanych ran umierali, inni niedaleko Kamieńca ubici zostali. Szczęśliwszym jednakże przypadkiem 3,000 przez most jeszcze niezerwany do Kamieńca uszło. Tak ten dzień rano 60,000 Turków hardo uzbrojonych a we trzy godziny potem nędznie rozpędzonych i pobitych widział z których 36,000 konnych Jańczarów, a 8000 piechoty na wałach swoich grób znalazło. Znaczniejsi poszli w niewolę, między którymi Beglerbeg, to jest Wezyr Rumelii i synowie baszy egipskiego z Czausem baszą; drudzy za innych woj- skowych i Panów w zamianę poszli jako drogie do wyku- pienia jeńce. Z naszych mało niedostawało, ledwie 200 zabitych na placu, między którymi znaczniejsi: Jan Załęski łowczy ko- ronny; Achacy Pisarski setnik Wolbromski, który po utra- cie konia do pieszych się przyłączył, i z nimi dzielnie przeciw nieprzyjaciołom walcząc 72 ran otrzymał; Jan Rożniatowski, Floryan Maj, Władysław Nowomiejski, An- drzej Strzałkowski i inni z Polaków i Liłwinów w liczbie 50, którzy mężnie walcząc swoją i nieprzyjaciół krwią zbryzgani, pomiędzy kupami broni i trupów nieprzyjacielskich polegli, zbyteczną żądzą sławy tam uniesieni, gdzie piękną 44 śmierć dla ojczyzny, rzeczypospolitej i ich rodaków zba- wienną heroicznie ponieśli, i imiona swoje wiecznej pamię- ci podali; najwięcej jednakże było ranionych. Koło południa już schować oręż do pochwy zwycięz- two radziło, i co prędzej Bogu Najwyższemu, który zwy- cięztwa rozdaje, podziękować za doznaną łaskę. Spiesznie tedy poświęciwszy miejsce w namiocie samegoż Hussejna baszy, którego ucieczka od śmierci albo od kajdan uwolni- ła, hymn dziękczynny zwycięzcy na kolanach odśpiewali, przyczem mszę ś. miał Jezuita Adam Przeborowski, spo- wiednik Marszałka, przy świecach otomanskich na tryumf Niebu zapalonych, której wojownicy wdzięczni za zwycięz- two Panu w Trójcy jedynemu z pobożnością słuchali, gdy tymczasem inni zwyczajem żołnierskim warty odprawiając zdaleka modły swe z radością serca do Najwyższego za- syłali. Dnia następującego juz nie na prędce ale uroczyście dziękowano Bogu, i działa także tureckie do Hymnu ś. Am- brożego weselszym tonem lecz kulami dla zamku Chocim- skiego zgubnemi wtorowały, w którym 500 Turków uciekł- szy z pola bitwy znalazło schronienie; ale i ten wkrótce w sam dzień dla Błogosławionego Stanisława Kostki poświęco- ny poddawszy się w przeciągu trzech godzin podług za- wartej ugody, aby swoich obrońców do Kamieńca odesłał, niezwłocznie ich tam wyprawił, zostawiwszy obfitą żywność zwycięzcom. Tegoż dnia 2000 ubito, a 200 w niewolę wzięto, i mógłby był przy tej sposobności i zamięszaniu między Tur- kami i Kamieniec być odzyskany, gdyby nasi Polacy równie jak zwyciężyć, tak ze zwycięztwa korzystać byli umieli, i gdyby niebo w tym samym czasie swym ciężkim dla rze- czypospolitej wyrokiem usiłowań naszych niebyły zakłóciły. Nadesłana w sama wigilię zwycieztwa do obozu wiadomość o śmierci Króla Michała przerwała zaczęte zwycięztwo, i nastał pomiędzy wojskiem i Panami żal pomięszany z ra- dością, a to najprzód głęboka pomiędzy legionami z przy- czyny śmierci króla była cichość, a gdy wkrótce potem wszystko się rozgłosiło, najwięcej Polaków mniemając, że dosyć jest raz zwyciężyć Turków, myślało przy nadchodzą- cej zimie odejść do domu, kiedy innych tern bardziej za- chęcał do odejścia obfity w intrygi przyszły wybór mo- narchy. Zabraniał im wprawdzie odchodzić marszałek mając na względzie potrzebę wojny i dalsze zwycięztwo, ale nic nie wskórał. Przerzedzały się coraz bardziej w obozie chorą- gwie i szczuplały oddziały wojska; mimo to posłał Marsza- łek niepośledni oddział do Multan, aby nieprzyjaciela popa- sającego w Cecorze wstrzymywał i Wołoszczyźnie ku obro- nie służył. I w istocie byli ci żołnierze tak długo pomo- cni Wołochom, dopokąd od Tatarów z Sułtanem Gałgą, jak powiadano nadchodzących, wołoskiemi skarbami i słodycza- mi niezostali ujęci, a w końcu stawszy się nieznośnymi dla nich spiesznie do ojczyzny z łupami powrócili, dokąd z ni- mi znaczniejsi z Włochów zabrawszy rzeczy swoje przyszli, a potem w Stryjskiem za pozwoleniem króla i rzeczypo- spolitej osiedli. Tymczasem resztę wojska niewygodą i przykrościami wojny znużonego rozłożył marszałek zwycięzca na spoczy- nek zimowy na Podolu i Pokuciu, opasawszy zbliska Ka- mieniec i obsadziwszy, jak doradzał interes wojny, Suczawę, Nemec, Żwaniec i Chocim załogami swojemi. Lecz te nie- poślednie twierdze dręczone wówczas głodem i niedostat- kiem, tak dalece, ze nawet na psiem mięsie i na skórach, które głodem zmorzeni jak łakocie pożywali, zbywało, z cze- go rozmaite słabości powstały, nasi dobrowolnie i z obawy o własne bezpieczeństwo wkrótce opuścili. Marszałek sam zaś podzieliwszy na stanowiska wojsko, do Lwowa naszego jako gość najpożądańszy przybył z wielką radością miasta witany, i wielki pomnik zwycięztwa swego, to jest Machometa chorągiew Husseinowi wydartą, z sobą obwożąc, którą potem przez zwyczajnego Legata Klemenso- sowi X. do Rzymu przesłał. Była to ta sama chorągiew pod której godłem Kandya Wenetom wydarta państwo Tur- ków wzmocniła. Podobało się najwyższemu pasterzowi, aby ta chorągiew pogańska ze szczytu głównej świątyni Apo- stolskiej powiewała i losy swoje śród radośnego Rzymu opłakiwała, jako znak zwycięzki imienia polskiego i męztwa bohaterskiego. Czynili liczne potem drapieżni Tatarzy wycieczki na Pokucie, pustosząc je okrutnie mieczem i ogniem, ale w nie- których miejscach zostali przez Remigiana Strzałkowskiego kilka razy pobici. Także Zor Murza, syn księcia tatarskie- go Battyrsy Beja dostał się w więzy nasze, i Andrzej Mo- drzewski Kozaków niewolniczy oręż swem ramieniem szcze- śliwie poskromił. Tymczasem Jan Potocki wojewoda Bra- cławski starał się o uwolnienie Kamieńca i pobliskie nie- pokoił okolice, a Marcin Bogusz pod Dunajowicami pobił Turków i Kamieniec kilkakrotnie nastraszył. Wspominam tu jeszcze raz o długiej niewoli naszych Lwowian, o których w roku przeszłym mówiłem, jako o przykładnej dla nas cierpliwości; ci bowiem, jako powiedzia- łem, dobrowolni za rzeczpospolitą i za to miasto niewolnicy, o przyobiecane przez komisarzy rzeczypospolitej uwolnienie swoje z naprzykrzaniem się codziennie prosili. Lecz nie podług myśli szły rzeczy, gdy bowiem naszym Polakom z łaski niebios zwycięztwo świeże zabłysło, Turcy z wrodzo- nej nienawiści i w chęci pomszczenia się w Kamieńcu w głębokim podziemnym lochu zamkniętym przez 24 nie- dziel ani słońca ani światła widzieć niepozwolili, tak że nie- dostatkiem, tęsknotą i głuchą ciemnością dręczeni jużby byli w nędzy zniszczeli i wszyscy poumierali w jamie, gdy- by ich osobliwsza łaska najwyższego i pomoc niebieska nie- była zasiliła, a z drugiej strony obawa utracenia okopu twarde i okrutne serca pogańskie do miłosierdzia chociaż zapóźno nie była poruszyła; albowiem ze strony naszych panów niebyło żadnego starania o ich uwolnienie. A to więzienie tak często znosić musieli, ile razy nasi Polacy albo niepokoili Kamieniec, albo jakie zwycięztwo, lub inną jaką korzyść odnieśli. ROK 1674 Po zwycięztwie pod Chocimem pole Marsowe opu- ścić a na elekcyjne spieszyć radziła zawczesna śmierć kró- la dla wszystkich najdroższego. Więc do Warszawy na dzień 1 maja r. 1674 cała zjechała Polska, aby akt wy- boru wykonać, do którego gdy imiona trzech znakomitych książąt: Lotaryńskiego, Kondeusza i Neuburgskiego, królowej wdowej i rzeczypospolitej owdowiałej przedstawionych, wol- ne głosy obierającego ludu wszędzie roznoszą, Stanisław Jabłonowski, wojewoda Ruski, Jana Sobieskiego, marszałka koronnego, godnym królewskiej korony tak z rozumu jak i z waleczności w imieniu swego województwa okrzyknął. Jego zdanie poparli wnet i inni panowie a w końcu przy- stąpili do niego także Litwini, i tak został Jan Sobieski przez wicekróla podtenczas Andrzeja Trzebickiego, bisku- pa Krakowskiego a książęcia Sewerskiego, ponieważ pod- czas wyboru Prymas Królestwa Kazimierz Czartoryski na powolny ból kamienia umarł, a biskup Władysławowski nie dawno wprzód był umarł, którym podług ustaw kardynal- nych prawo nominowania obranych królów Polski przysłu- żało,— chociaż opierający się królem polskim obrany i obwo- łany, i to nie skutkiem nagłego uniesienia, ani z protekcyi tłuszczy, lecz z dojrzałem i aż do drugiego dnia podług życzenia samegoż obranego książęcia odłożonym namysłem. Z największą radością przyjął cały naród to miano- wanie, i marszałek koronny, już królem obrany jako Jan III i królewskiemi znakami ozdobiony, zaraz następującego dnia radę wojenną z senatorami złożył, i niepierwej złotem chciał Jbyć koronowanym, dopóki wprzód laurem zwycięztwa nad nieprzyjaciółmi ozdobiony niebędzie. I jeżeli kiedy to w ten- czas pewnie sprawdziło się w naszej Polsce zdanie dawnych mędrców: Że w pewnych czasach bohaterskie i boskie nie- jako istoty dla dobra królestw i prowincyi z nieba na zie- mię zstępują; jakto Sinesy twierdzi w ks. I. o Opatrzno- ści boskiej, co z następujących rzeczy czytelnik, jeżeli Bóg zdrowia udzieli, zobaczy. Nasz Lwów jakkolwiek z tego wyboru krajowca na władcę się cieszył, w wielkiej jednak był obawie, ponieważ władca Turków niezmiernemi siłami Chocimskie okolice zno- wu napełnił, i jakby klęskę z roku zeszłego na Lwowie i na całem księztwie Ruskiem powetować zamierzał. A że przednia część miasta dobywaniem znękana bardzo osłabio- ne miała mury, a nasi wodzowie niebyli przygotowani do odporu i o co innego się starali, zmyłby był niezawodnie ów tyran swoja klęskę krwią naszych, gdyby przychylna nam dobroć Boska inny obrót tej strasznej wojnie niebyła nadała. Powiadano bowiem, że Han Tatarski, radził Turkom, aby opuściwszy Lwów swe siły na Ukrainę zwrócili, co też oni uczyniwszy wiele twierdz, jako to: Mohylew, Szarogród, Bar, Scianę, Kunę, i Ładyczyn opanowali. Także Humań, miasto i sztuką i załogą obwarowane i silnie się opierają- ce po dwukrotnym szturmie chociaż nie bez klęski swo- ich zdobył wezyr, poczem zaraz wszędzie wszystkich męż- czyzn powyrzynano, a kobiety w sromotna niewolę zabrano. W tym samym czasie także i Moskale za Ukrainę sobie od Kozaków oddaną walcząc wspólnie z Kozakami, z wielkiem wojskiem, ponieważ do 300,000 łiczacem, przez Dniepr się przeprawili. I najprzód Powołocze we 30000, opasali, lecz od tego miasteczka zostali odparci ze stratą przez Doroszeńka, Turków sprzymierzeńca, a potem Cze- hryn, miasto wcale niełatwe do zdobycia, obiegli, ale i tam także niespodzianie napadnięci przez Doroszeńka śmierć i kajdany z oblężenia swego zyskali. Uciekli tedy coprędzej na- powrót przez Dniepr, który w swych nurtach bardzo wielu z nich i wszystkie ich działa pochłonął; i tak Moskale po- większyli jeszcze odniesione na Ukrainie zwycięztwo nad Turkami. Tymczasem nowo obranemu królowi niedozwalała na- wet odetchnąć konieczność prowadzenia wojny, i wkrótce też przyszedł on z wojskiem swojem w okolicę Trębowli, któ- rego przybyciem władca Turków, jakby piorunem rażony, najpierw na Wołoszczyznę, a potem za Dunaj się cofnął. A nawet środ zimy prowadził król obrany z potrzeby woj- nę na Ukrainie, i miasteczko Bar utwierdzone i z natury obronne, wyciąwszy załogę Tatarów, tudzież i sam zamek jeszcze lepiej umocowany, a potem Mochylow, Peczary i Wratysław szczęśliwie odebrał. Tatarów w wielu miejscach rozpędził, jeńców pabrał, innych ze względów dla Hana przyjaźń okazującego wolno puścił, wojsko na Ukrainie na leże zimowe rozłożył, a nakoniec Achmeta Baszę z 12,000 załogi, śród ciemnej nocy przez Michała Rzewuskiego napa- dnionego, z Razowa, ubiwszy wielu, wypędził. Tak rosło sto- pniowo szczęście nowo obranego króla, podczas najtęższych mrozów zimującego na Ukrainie, gdzie wszystkie prawie miasteczka, chociaż dobrze obwarowane, poddańcze klucze i chleb w podarunku jemu ofiarowały. Miastu zaś naszemu, zagrożonemu wielkiemi od wscho- du niebezpieczeństwy zostało poprawienie wałów i wznie- sienie dębowego parkanu w koło murów klasztoru Bernar- dyńskiego nakazane, co prawie w jednym roku miasto swo- im kosztem uskuteczniło. Powiedziałem na początku roku tego, iż z przyczyny uchwały względem zbiegłych obywateli, wiele było kłotni. Uznał tedy nowo obrany król za potrzebne uchwałę tę ob- jaśnić, i oświadczył, że obywatele chorzy, mężowie urzędu, ubodzy i kobiety z dziećmi uchwałą tą niebyli objęci, i tym też przy zbliżaniu się nieprzyjaciół pozwala się uciekania z rzeczami ruchomemi, tak jednakże, aby na swojem miej- scu zostawili i urzędowi przedstawili innych mężów do od- parcia nieprzyjaciela zdolnych. ROK 1675. Rok 1675 był rokiem przeznaczonym do przebłagania rozgniewanego Boga, w którym Jubileusz wielki przez Kle- mensa X. po upływie lat 25 całemu światu przyzwolony, i w naszem także mieście przez wszystkie stany z tem wię- kazem obchodzony był nabożeństwem, im bliższe niebez- pieczeństwa ze strony rozgniewanych i pragnących naszej zguby Otomanów i Tatarów do oczyszczenia się z grzechów rzeczywiściej przynaglały. Zakładnikom także swoim w Ka- mieńcu trzymanym, którzy u nieprzyjacioł wielki głód cier- pieli i z tęsknoty za swoim krajem pod jarzmem mściwych Turków usychali, posełało miasto z kasy publicznej pewne kwoty na żywność, co mu nietylko sprawiedliwość i wdzię- czność ale i miłość chrześciańska nakazywała. Z potrzeby także na żądanie króla Jana III. niedawno obranego z przyczyny dolegliwego niedostatku żywności dla wojska miało miasto wypłacić 50,000 złp., poczęści brzę- czącą monetą a po części w towarach dla wojska polskiego, aby za nadejściem nieprzyjaciela się nierozeszło, która to summa do przyszłego sejmu koronacyjnego złożona być miała, lecz nigdy złożona nie została. Natomiast złożyły trzy narody: polski, ormiański i ruski każdy po 16,666 złp. i gr. 20. gdy tymczasem 10,000 chytrego ludu ży- dowskiego pięć razy tyle to jest 40,000 zł. złożyć były po- winny, lecz czy złożyły nie wiadomo. Nie darmo też te pieniądze dla wojska złożono, już bowiem ono z nieprzyjacielem od początku roku tego silnie walcząc do ostateczności było doprowadzone, a przecież jeszcze Tatarom między Czechrynem i Stawiszczami zgubne wycieczki robiącym klęskę zadało. W tym samym też cza- sie pod Zorniszczami Alexander Polanowski, pod Niemiero- wem książę Wiszniowiecki Demetry, a gdzie indziej Stanisław Jabłonowski Wojrwoda Ruski hordy Tatarów i Kozaków pobili i tak dalece zwycięzkim żelazem poskromili tryum- 45 fującą swawole nieprzyjaciół, że Doroszeńko już nawet po- słuszeństwo królowi i rzeczypospolitej chociaż fałszywie ofiarował. Także Nuradyn został najpierw pod Roszkowem, często niebezkarnie przez nieprzyjacioł nękanym, ze 4,000 Tatarów pobity, a potem raz pod Czechrynem z Adzigerejem przez Michała Rzewuskiego, a drugi raz przez Mikołaja Sie- niawskiego, chorążego koronnego, koło Powołoczy zupełnie zniesiony, tak że sam na placu poległ i ledwie 60 ludzi pozostałych z całego wojska do niewoli zabrano. Nakoniec i Powołocza, którą 30,000 Moskalów roku przeszłego krwią swoją zbroczyło, przez 3,000 naszych pod księciem Radzi- wiłem zdobywana, ogniem i mieczem swoich zgnębiona i do ostatniego się opierająca, wreszcie aby uniknąć ostatniej zguby przez podminowanie, na łaskę królewską cała się zdała i zamek swój mocny księciu Radziwiłłowi oddała. Dla Turków także zgubny był oręż polski, gdyż Ach- met Rasza najpierw pod Roszkowem rozpędzony a później przez Michała Rzewuskiego, na Wołoszczyznie żywności szukającego, pobity został. Wtym to czasie został Jan Sirko bohater i wojownik przeciw Turkom sławny, mianowany przez króla dyktatorem Zaporowskiego wojska, i otrzymał insygnia tej godności, która jako dawno upragniona była bardzo przyjemna dla niego i do przedsięwzięcia ważnych dzieł go pobudziła. Już i Han Tatarski do zawarcia pokoju pobudzał króla, obudwom stronom ofiarując się za pośrednika, i dosyć tru- dów i uszanowania zima naszemu wojsku u barbarzyńców sprawiła, ponieważ przeszedłszy całą Ukrainę więcej chwały niż kraju zdobyło, aż wreszcie dla ulżenia żołnierzowi czas spoczynku został pozwolony, i przełożeni wojskowi na Po- lesiu i Wołyniu się rozłożyli; król zaś przy końcu kwie- tnia do Złoczowa przybył. Dziwną jednakże jest rzeczą, że król zimę mrozami groźną do prowadzenia wojny na Ukrainie obrał; częścią bowiem dia niedostatku paszy dzielne konie padały, a żoł- nierzy głód i niewygody dręczyły, piesi i niedobrze odzia- na służba ginęli z zimna, i wielką przeszkodą w wojnie były śniegów często padających kupy, a co najwięcej uważało wielu, że w tenczas w lecie spoczywało nasze wojsko, kiedy Turcy korzystając z cieplejszej pory roku miasta zdobywali, a przeciwnie gdy ci po skończonej wojnie z pola ustępo- wali i na leże zimowe schodzili, nasi w jesiennej porze do wojny się zabierali. Już drugi rok po obraniu swojem król na Ukrainie pod Bracławiem przepędzał, i całe swoje na to łożył stara- nie, aby Doroszeńka z Kozakami na swoją stronę przywa- bić, gdyż i on posłuszeństwa nie odmawiał; i często tez posełał do niego Józefa Szumlańskiego, biskupa naszego lwowskiego ruskiego, jeszcze w odszczepieństwie zostającego, Doroszeńki przyjaciela, przez którego ten zdradliwy frant lepsze rzeczy królowi obiecywał, czas zaś do układów tro- skliwie odwlekał, a tymczasem potajemnie z Turkiem nad- rabiał i ciągle przez swoich posłów go pobudzał, aż nako- niec wykonał swe dzieło zdradzieckie, albowiem pierwszych dni marca nieprzyjacielska siła Ukrainę napadła, do czego silną dało pobudkę pełne fałszywych intryg wojsko litew- skie , które porzuciwszy króla niesłychanym przykładem do domu spieszyło z niepowetowaną stratą szczęśliwszego skut- ku. Nasi zaś Polacy najczęściej dręczeni byli uciążliwem powietrzem, nadzwyczajnym śniegiem, srogą zimą, gorącym latem i niedostatkiem żywności. Gdy wojsko nasze, jako wyżej powiedziałem, w leżach swoich spoczywało, nic próżnowali podług swego zwyczaju Tatarzy, lecz. natychmiast po okolicach Rusi rozbiegłszy się wszystko rabowali, palili wsie i miasteczka podług upodo- bania, bezkarnie i bez oporu naszych ; szczupłe i rozpędzone ich załogi niemogły wydołae nadzwyczajnej liczbie nieprzy- jaciela, którego szybkością wielu zgnębionych i ubitych zo- stało, a wielu w niewolę poszło. Wszelako Jan Sierko, do- w.ódzca Zaporożanów, otoczony swemi setniami pobił trzy razy Tatarów, tyle ludzi biednych jako łup. z sobą pędzą- cych, i jenców uwolnił, jednak nie za wszystkich się zemścił. I Turcy także nieomieszkali z wiosną rozpocząć nano- wo kroki nieprzyjacielskie. Basza bowiem Siedmiogrodzki most. na Dunaju zbudował, przez który przeprowadził woj- ska, swoje, i z Ibrahimem jenerałem wojsk Tureckich się połączył. Ci to zdobywali najprzód Raszków, potem Mo- hylów, przez Kozaków królowi przychylnych mężnie i ze stratą Turków broniony, w końcu zaś gdy Turcy z więk- szemi siłami nadeszli, zostały obydwa to miasteczka opu- szczone od mieszkańców. Bar i Międzybórz dobywali Turcy, Krasiłów zaś Tatarzy, ale tak ci, jak tamci zostali mężnie odparci. Nasze wojska na napady Turków nieprzygotowane odczepnie się tylko broniły, gdyż o pokoju Hana Tatarskiego słyszały; lecz dobrze ów Rzymianin powiedział, że nigdy niejest dość pewna potęga, kiedy jest za wielka. Umowę tę bowiem zerwało odmówienie zwrotu tego wszystkiego, co Turcy nieszanując świętości przymierza niesłusznie opa- nowali. Jakoż niebawem Ibrahim połączywszy się z 45. Baszami, między którymi było 7 Beglerbegów, inaczej kró- lików prowincyi, i najwyższy Wezyr, tudzież z Hanem krym- skim, najechał znowu twierdze i miasteczka ukraińskie, a wojsko to było bardzo wielkie, nietylko do zdobycia Polski ale do zajęcia całej Europy dostateczne, Wołoszczyzna, miasteczko dobrze umocowane i przez Ko- zaków mężnie bronione, gdy mu zabrakło prochu działo- wego, ze znaczną stratą swoich upadło. Siekierami jednakże które rospacz do rąk podała, wprzód mieszczanie rzecz swo- ją mężnie zrobili, albowiem uzbrojeni niemi pomiędzy gęste tłumy wpadłszy pierwej za swą śmierć się zemścili nim ją ponieśli, uciążliwsi dla nieprzyjaciela, gdy padali, i prawdzi- wie przez samą śmierć nieśmiertelni. Zamek Barski i z na- tury i sztuką umocowany opanowali Turcy przez zdradę wiarołomnego pospólstwa, którego część śmierć, część kaj- dany, miasteczko ogień, a mury gruzy w nadgrodę za wy- stępek otrzymały.. Wielki ten ogrom potęgi jak roku zeszłego, tak tez i w tym gotował zgubę naszemu miastu, gdyby Bóg wszech- mogący niebył się ulitował nad krwią naszą i króla, prze- widującego przyszłe zasadzki, zawcześnie do miasta nam przysłał. Przybył więc król do miasta naszego, a uroczy- ste wystrzały z dział oznajmiły przybycie książęcia, który wprzód ze skromności wszelką wystawność był zakazał, ale potem gdy mu powiedziano, że Ibrahim w swej nadętości się pyta, na którym miejscu król obrany mieszka ? z dział miasta na murach wystrzelić kazał, aby z strasznego ich huku mógł poznać nieprzyjaciel, gdzie przebywa gość majestatu. Przyjęto tedy w mieście naszem z największemi hono- rami nowo obranego króla, który wnet obóz koło małego kościoła ś. Piotra rozbił, aby zamysł Ibrahima zdobycia miasta naszego zniweczyć, oblężonym zamkom prędszą po- moc posłać, i nieprzyjacielowi drogę zagrodzić. Ale szczupłe siły króla niedozwoliły tymczasem podejmować coś ważnego; miał bowiem w obozie swoim tylko 14 żołnierzy z włocz- niami, a lekkiej broni 7. chorągwi i bardzo mało piechoty. Ibrahim przeciwnie miał w swoim obozie niezmierną, jak wyżej namieniłem, siłę i niezliczone wojowników zastępy; a przecież te tak wielkie siły przeraziła tak mocno obecność króla, że Ibrahim nic przeciw tak malej liczbie Polaków z tak wielkiem wojskiem przedsięwziąść nieśmiał, gdyż zda- wało się nieprzyjacielowi, że jeden książę sam sobą wielkie wojsko zastąpić i samem imieniem i sławą, ponieważ broni jeszcze niemiał, wojować może. Czasem bowiem sama sła- wa wodza rozstrzyga wojny, jak mówi Strabo. Pierwszy też Ibrahim zrobił krok odwrotny i polega- jąc na mnóstwie wojska, ponieważ Lwowianów krwią pra- gnienia swego ugasić niemógł, ku Mikulińcom wyruszył które miasteczko mężnie zdobywał, ale tylko ze znaczna stratą i to przez poddanie się zajął, jednak przyrzeczenia, które dał, niedotrzymał. Starszych bowiem mieszkańców tego miasteczka na pal wbijać kazał; szczęśliwsi byli ci, którzy szeregi nieprzyjacielskie bohaterską odwagą rozbiwszy ze sława z rak barbarzyńców się wyratowali. O1exiniec. Poczajów, Załosce i inne miasteczka chociaż mniejsze były także niepokojone, ale niezostały zdobyte. Jeńców w Zborowie i gdzie indziej schwytanych ode- brał koło Kamieńca synowi Hana i niedozwolił dłużej cho- rować słabemu Baszy Rzewuski; a pod Złoczowem został Adzigerej z 20,000 wojska porażony przez Wojewodę ru- skiego Jabłonowskiego. Nic jednakże chwalebniejszego tego lata niewidziano, jak pod naszym Lwowem potyczkę z Tatarami. Rozeszła się była wieść pomiędzy wojskami, że Nuradyn Sułtan z wiel- kiemi siłami Tatarów prosto do Lwowa przeciw wojskom królewskim dąży, i wznieciła większą jeszcze bojaźń u ła- twowiernych; chociaż od jeńców potem się dowiedziano, że Nuradyn nie więcej miał ż sobą, jak 40,000 dobranego wojska. Przestraszyły innych, ale nie króla te niepewne wieści, który jednakże będąc ostrożny i baczny na wszy- stko, po gościńcach straże poustawiać kazał, aby o zbliża- niu się nieprzyjaciela wcześnie znać dały. Lecz zapewnie najlepszem ze wszystkich stróżów była góra nasza piaskowa, na której niegdyś zamek książąt ruskich i królów także polskich zdrowe i daleko widziane pomieszkanie użyczał, a teraz w gruzach spoczywa; ta bowiem po nad równemi polami leżąca przychodzących nieprzyjacioł z daleka poka- zała i króla w okolicy o dwie mile odległej bezpiecznym uczyniła. Wyprowadzono tedy na pole bitwy legiony li- czące około 2,000 mężów naprzeciw 40,000 Tatarów. Pierwszy za nas walczył nieprzyjaciel napowietrzny, albowiem niezmierne pola, które nieprzyjacielskie napełniły oddziały, śród lata nagle śniegami się okryły. Lecz nie- tylko śniegiem niesłychanym w owej porze ale także gradem obsypani zostali nieprzyjaciele w drodze, gdy w tym samym czasie niebo gdzie indziej i we Lwowie było pogodne. Ta niebieską siłą dopuszczona niepogoda nieprzyjacioł mocno przeraziła, a wkrótce także i inny grad kul miotanych z dział miejskich oznajmił przybycie nieprzyjacioł, tak dla odstraszenia Tatarów jako tez dla przestrzeżenia pobliskich wieśniaków, aby bezpiecznych miejsc szukali. Szedł jednakże mimo gradu niebios i huku dział Nu- radyn, i już widziano, jak obszerne pola mnogiemi swemi zapełnił wojskami, kiedy oto wojska królewskie wyszedłszy o 5 ćwierci mili z obozu niespodziewanie na Tatarów na- padły. O 3. godzinie po południu zaczęła się wałka z Ta- tarami, do których nagle skupionych w kształcie klina z blis- kiego pagórka, który sekretnie działa zapełniły, dano ognia, gdy równocześnie z pobliskich dołów 200 strzelców ukry- tych, jak tylko Tatarzy koniom cugli popuścili, gęstem ogniem ich powitali. Ale Tatarzy, leksi niż wiatr południowy, to niknęli nagłe, to znowu się zbierali, to uciekali na oko, to znowu przestrzeń pól napełniali, uzbrojeni to łukami, to szablami, to krótkiemi dzidami, a znaczniejsi takie i ognio- wa bronią. Tymczasem król o szczupły swój zastęp troskliwy, i obawiając się aby przedsięwzięcie jego niebyło daremne, zdrady wojennej dla powiększenia sił użył, legionom włócz- ników znaczne ciężary na ramiona pokłaść, lekszym pan- cerze wdziać kazał, i dzidy pomiędzy krzakami, dodawszy służalców obozowych, aby ich widać było, rozstawił tak, że straszny legion do utarczki gotowy zdaleka postrzegano. Dano tedy obydwom skrzydłom wojska naszego rozkaz do napadnienia nieprzyjaciela. Niemniej Tatarzy ufni w swojż liczbę nie unikali po- tyczki , lecz ztąd i zowąd dzielnie nacierali, gdy tymcza- sem nasi choć szczupli liczbą ale z męztwem i w nadziei posiłku z nieba odważnie walczyli. Niedługo jednakie Ta- tarzy na polu Marsa wytrzymali, po upływie pół godziny bowiem natarciem naszych i kulami ukrytych strzelców, którzy, jak wprzód mówiłem, do wybiegających niespodzie- wanie strzelali i mocno ich razili, pomieszani i niepróżnym strachem przejęci jak wiatr uciekli. Scigał uciekających nasz żołnierz i nieprędzej poprze- stał, ai póki noc nieprzyjaciela przed oczyma jego nieza- kryła. Dano tedy znak do odwrotu; król powrócił do swe- go namiotu, a żołnierze w polu nocną straż odbywali. Spo- dziewał się król, że Nuradyn nazajutrz znowu się pokaże; ale on zabrawszy w nocy swoich trupów i w namiotach ich spaliwszy, 8. mil uciekające tłumy dalej poprowadził. Pomo- gła także do zwycięztwa niemało pobożność królowej Ma- ryi Kazimiry, małżonki króla i najłaskawszej opiekunki sie- rot, która przed rozpoczęciem walki do kościoła naszego, w którym całe miasto modły nocne odprawiało, wszedłszy przed najświętszym, na ołtarzu niepokalanie poczętej Panny wystawionym Sakramentem, tak długo na kolanach klęczała jako sam widziałem, póki o pomyślnym skutku tej utarczki nieotrzvmała wiadomości. Obywatele nasi troskliwi o całość miasta, gdy wojsko za miastem się biło, byli porozdzielani po wałach, i mury działami poobsadzali; ale najlepszą tarczą miasta była osoba królewska, której męztwo miasto nasze od zguby już po raz drugi zasłoniło. Króiowie ten wielki i piękny mają przywilej, czego im żaden czas nie odbierze, że pomagają nędznym i pracują dla pokornych, jak Seneka powiedział. Nuradyn chciał zatrzeć owa kleskę, i dla tego zrobił dla rabunku i palenia wsi wycieczkę do Kałusza, ale tam został przez Andrzeja Potockiego wojewodę kijowskiego, a później pod Śniatynem przez Sitnickiego kasztelana Czerni- chowskiego mężnie odparty, także i w innych miejscach zostali pobici jako to: pod Brzeżanami Adzygerej Sułtan z Turkami, pod Stratynem przez Atanazego Miączyńskiego i dwa razy przez Steckiewicza krajczego Smoleńskiego, a oraz odbito powiązanych jeńców, ktorych do Tauryki pędzili. Podhajce miasteczko dobrze obwarowane obawiało się stawić opór wściekłości Ibrahima i całej jego potędze, aby nieupadło, i dla tego prędzej upadło, albowiem z bojaźni 46 poddało się Ibrahimowi dobrowolnie, ale za to gorzko od- pokutowało, gdyż Ibrahim wierny swemu barbarzyństwu jeszcze bardziej się srożył, okrutny nietylko względem ży- wych, których wbrew danemu słowu w kajdany okuwał, ale także względem umarłych, których groby złupił, nawet oł- tarzom nieprzepuścił, zhańbił świętych obrazy i porąbać kazał, kościoły spalił, i tak ludne owe i warowne miasto stało się nieużyteczne, i ledwie w popiele i gruzach szczątki swoje zostawiło. Tak upadają pamiątki wielkie. Podobnego losu doznał także Zawołocz z Makowieckim dziedzicem, któ- rego wraz z dziećmi małemi i poddanymi zabrano w jasyr. Tak pojedyńcze nieszczęścia nie są dostateczne. Lepiej powiodło się Trembowelskiej twierdzy niepo- śledniej i dobrze murem opasanej, a bezpieczniejszej ze za- łogą swoją złożoną ze 100 mężów, niż gdyby wiele tysię- cy wojska była miała. Przełożonym miasta był Samuel Chrzanowski, bohater pewnie waleczny, i gdyby zdobywane miasta podobnych obrońców miały, rzadkoby nieprzyjaciołom uległy. Zbiegli się też do tej twierdzy i wieśniacy z po- bliskich okolic z żonami i dziećmi, i wszyscy dzielnie się sprawili. Namówił był nieprzyjaciel Makowieckiego, niedawno w Zawołoczu. w niewolę wziętego, aby list namawiający do poddania napisał do przełożonego twierdzy, który też to uczynił, ale wyrzuty zasłużone w odpowiedzi odebrał. Przez dni 40 mieli Turcy do małej twierdzy owej wystrzelać 5,000 kul działowych oprócz karabinowych, których się i rachować niechciało, a kul palnych wrzucono do twierdzy 426; siedzenia po wałach i zasłony były rozstrzelane, cztery razy podkładano miny dla wysadzenia skały zamkowej, ale napróżno; już i okopy wału zajął był nieprzyjaciel, ale przez wycieczkę załogowych został odpędzony i zostawił 2,000 kul i krańców ognistych oblężonym już w niedostatku ka- mieniami strzelającym. Brakowało także i wody, ponieważ koło u wodociągu, którem się wodę ciągnęło ze studni, złamało się, więc tylko skorupą czerpali wodę deszczową lub ze studni oblężeni, i nią śród wojennych trudów pra- gnienie swoje gasili. Śród tylu przykrości zakazał był jeszcze przełożony twierdzy jak najsurowiej prywatne rozmowy żołnierzom, aby z sobą układów względem poddania się nie robili. Małżonka jego, wyższa nad płeć żeńską Amazonka, miała jak powia- dano taki sam umysł rycerski, albowiem dwa noże por- wawszy męża swego nastraszyła, że jeżeliby twierdzę chciał poddać, jednym nożem jego serce, a drugim swoje prze- szyje, i temi postrachami męztwo małżonka wzmacniała i pomnażała. Wejrzał łaskawie na te tak wielka stałość rządca wszystkich rzeczy Bóg, któremu wszystko jest podległe i posłuszne, i króla do dania oblężonym pomocy nakłonił, który przez tajemnego posłańca listy do przełożonego posłał, aby wkrótce znacznych oczekiwał posiłków, ale snać Bóg tak zarządził, że posłaniec ów wprzódy wpadł w ręce nie- przyjacielskie, niż do twierdzy doszedł, i list sekretnie scho- wany oddać był pomuszony. Po przeczytaniu listu strach przed nadchodzącym królem i świeżem wojskiem ogarnął Ibrahima, tak że nazajutrz ku Kamieńcowi się cofnął i od twierdzy nagle odstąpił, gdy tymczasem rządca twierdzy nad tak nagłym odchodem się zdumiewał, a nasz król i nasze wojsko o przypadku listu i posłańca nic niewiedzieli. Tak twierdza owa po gwałtownem oblężeniu i tylu krwawych klęskach i zapasach z nieprzyjaciołmi szczęśliwie odpoczęła, z załogowych 48 i jednego chorążego, a z po- spólstwa bardzo mało utraciwszy. Nie omieszkał król tyle zasług i męztwa należycie oce- nić i słusznie nagrodzić. Wkrótce bowiem przyszedłszy z posiłkami pochwalił w przytomności całego wojska rycerską odwagę przełożonego, i wszystkich owych załogowych w woj- skowych rangach podwyższył, i hojnie dobrami i honorami obdarzył. Tymczasem uciekających nieprzyjacioł prześladował do- borny oddział konnicy, który z Tatarami szczęśliwie wojował i 500 wozów żywności wiezionej z Wołoszczyzny z kilku chorągwiami Janczarów odebrał. Soczawę towarami turec- kiemi sławną, Atanazy Miączyński napadł, zrabował i spalił, i całą ziemię za Dunajem strachem napełniwszy z tryumfem do obozu królewskiego wrócił. Gdy się to dzieje został Bracław, królewską załogą broniony, przez Boluka Baszę za zdradą popów odszezepio- nych zajęty, a przełożony wojskowy Konstanty, królowi i rzeczypospolitej wierny, niesłusznie cierpiąc w ręce Boluka z dziećmi i powinowatymi bezbożnie oddany. Wkrótce je- dnak wojskowym podstępem pomścił się za niego Łoziński i Boluk wraz z pisarzem obozowym do więzów naszych się dostał. Powiodłoby się było jeszcze lepiej orężowi polskiemu, ale niespodziewane odłączenie się wojska litewskiego gotowe już zerwało zwycięztwa, komisarzom moskiewskim świeżej otuchy a Doroszeńkowi i Tatarom śmiałości do pogardzenia nami i osobą królewską dodało, i wojska koronnego zwy- cięztwa odniesione i spodziewane wątpliwemi uczyniło. Tak śród ustawicznych walk i rozlewu krwi rok ten upłynął, a orężowi dozwolono tymczasem odpoczynek. Przez ciągłe nieszczęścia, wojny i pożary zamieniła się prawie cała Ukraina w smutną pustynię, nigdzie już ani włości ani ludzi niemając, tylko gdzie załogi polskie siedzibę sobie obrały to jest: w Niemierowie, Kalnicy, Pawołoczy, Białejcerkwi, Kotelni i Czarnogrodzie, Moskal także Kijów, Żabotyn, So- borów i Czechryn ze strata naszych zajął, reszta zaś była opuszczona, i kraj dla łudzi niemieszkalny, a gdzie miasta stały, powyrastały bory i głuche sosny sterczały zamiast domów. ROK 1676. Teraz z początkiem roku 1676 zwracam myśl czytel- nika od bezludnej Ukrainy do królewskiego i głównego miasta Polski, które ostatniego dnia Stycznia dwóch królów polskich, pierwszego co ze skromności i rzadkiej między królami obojętności na godność królewska sam złożył ko- ronę i teraz z Francyi po śmierci do Polski przywieziony został, a drugiego, którego zawcześnie śmierć nam wydarła, to jest króla Michała, zwłoki z uroczystością wspaniałą i nader żałobną pogrzebało i w grobowcu królów złożyło. Takto i panujących chwała kończy się na prochu. Na drugi dzień, który był poświęcony Najśw. P. Maryi Gromnicznej, Jędrzej Olszowski, prymas królestwa, Jana III. i Maryę jego Małżonkę, w dawne purpury odzianych i na tronie królewskim siedzących, śród tryumfalnych pieśni i okrzyków w kościele katedralnym krakowskim, chociaż nie- którzy na próżno prawa koronowanej Eleonory jeszcze ży- jącej przytaczali, panującymi w Polsce ogłosił, poświęcił i koronował. Imieniem naszego miasta złożył hołd korono- wanemu królowi wyborną mową Marcin Anczowski konzul. Takie i nasz Lwów, do którego z Lublina sejm koro- nacyjny dla większego bezpieczeństwa podczas wojny z Tur- kami kilku wielkich mężów przenieść doradzało, obchodził nabożeństwem po kościołach, a uciechami po miejscach pu- blicznych i w domach uroczystość koronacyi króla, i na jej czes ć strzelano z dział przez dzień cały. Przyjechał też wkrótce z Krakowa do Żółkwi korono- wany złotem a niezadługo laurem mający być uwieńczony król, dla którego powitania wysłała kapituła swoich posłów, którym także i sprawę kościoła względem czynszów, na do- brach żółkiewskich ciężących, do ukończenia powierzyła, jako niżej opowiem. Stan królestwa naszego był po tylu nieszczęściach i wojnach tak mocno skołatany i skarb tak wycieńczony, że na sejm koronacyjny podatek "pogłównym" zwany dla za- pomnożenia skarbu bez żadnego rozróżnienia osób za ze- zwoleniem stanów królestwa uchwalony został. Prosiły też stany ze swoim prymasem Andrzejem Olszowskim papieża Klemensa X., aby pominąwszy na ten raz przepisy święte pozwolił, pod tytułem wsparcia miłosiernego dla utrzymania wojska, pobierać ten podatek od wszystkich tak świeckich jak i zakonnych kapłanów. Czyli to było pozwolone co do zakonnych, czyli nie? niedowiedziałem się, że zaś nasze duchowieństwo płaciło, roczniki naszej kapituły poświadczają. Po ukończonym szczęśliwie sejmie koronacyi w Kra- kowie w sam dzień wielkiej soboty król zważywszy okoli- czności wojny tureckiej najprzód do Częstochowy do obrazu Matki boskiej dla uproszenia sobie błogosławieństwa, a po- tem do Rusi naszej na wyprawę wojenną wybierając się pospieszył. Towarzyszyła mu i królowa aż do Jaworowa, zkąd gdy król wkrótce przeciw nieprzyjacielowi miał wy- ruszyć, do Warszawy się udała. Lecz w Krasnobrodzie mocno zasłabła i tam zaledwie od śmierci uratowana OO. Dominikanom kościół z kamienia twardego wybudować ślub uczyniła. Nim jeszcze siły zupełne i dawną żywość odzy- skała, dowiedziała się, że bardzo wielka siła Turków i Ta- tarów naprzeciw królowi idzie, i że król pod Zurawnem pra- wie w oblężeniu zostaje. Dla tego stroskana rzeczywistem króla niebezpieczeń- stwem do Warszawy pospieszyła i do klasztoru Panien "Na- wiedzenia" zwanych, aby Pana zastępów o całość króla i wojska błagać, zboczyła. Najświetniejszym zaś dowodem pobo- żności tej królowej jest ta okoliczność, że, jak opowiada Jan Gmiński Wojewoda kulmski, 3,000 sierót i ubogich własnym nakładem, wszystkich własną ręką po największej części utrzymując, w naszej Rusi żywiła. Lecz ja dzieje tej królowej podług porządku dalej ciągnę, a cnotę inni niech sławią. Kiedy król wyruszając już na wojnę do Żółkwi przy- był, jak namieniłem, kapituła przez posłów Jana Lancko- rońskiego i Mikołaja Żychiniego kanoników, podług dawnego zwyczaju i stosownie do niniejszej królewskiej godności go przywitała, a po przywitaniu o wypłatę czynszów na do- brach Żółkiewskich zaległych prosiła, i o innych rzeczach przez wzgląd na dobroć książecia bez ogródki sprawę wniosł- szy odpowiedź na wszystko i w szczególności łaskawą ode- brała, i daleko obowiązańszą się królowi za tak wielkie dobrodziejstwa okazała. Nie długo bawił w miasteczku dzie- dzicznem król dobry, lecz zobaczywszy, ze układy względem pokoju od nieprzyjacioł ofiarowanego w Brzeżanach nieuda- ły się, że Szejtan Basza na miejsce zmarłego w samym po- czątku wojny na Wołoszczyznie Ibrahima naczelnym wo- dzem obrany został, i większemi jeszcze silami, niż roku zeszłego, otoczony przybycia Tatarów przy ujściu Dniestru i zbudowania mostu oczekuje, znowu obóz w temże miejscu jak w roku zeszłym pode Lwowem rozbił i żołnierzów w le- żach zimowych spoczywających do pracy wojennej wodzom jak najprędzej zwołać rozkazał. Podług dawnego jednak zwyczaju powolnym krokiem żołnierz, więcej do spokoju niż do pracy skłonny, nadcho- dził; piechota, której wyprawa ustawa powszechna z domów była nakazana, w cale się niepokazała dla niedostatku ży- wności u ludu, dla której wielka część ludzi za granicę królestwa uszła, inni zaś z miejsca na miejsce się przeno- sili, unikając składki uciążliwej, i oddziały piechoty wszędzie się ukrywały z wielkim dla mieszkańców po wsiach i mia- steczkach ciężarem; a nawet dzidami i włóczniami uzbro- jeni bardziej woleli po kieszeniach i workach włos cian niż po trupach nieprzyjacielskich grasować, a do obozu łupem się bawiąc pospieszyć niechcieli. Nieprzyjaciele przeciwnie a osobliwie kradnący ludzi Tatarzy niepróżnowali swoim zwyczajem. Z Wołoszczyzny wpadły rabownicze hordy do pobliskich okolic królestwa, i którędy przeszły zostawiały za sobą popiół i gruzy, był to bowiem zwyczajny znak ich przechodu. Nareszcie zostali częścią rozpędzeni a częścią pobici pod Uściem przez Feliksa Demideckiego potem na Wołyniu ze swoim Murzą przez Michała Rzewuskiego, który zarazem odbił wszystkich jeńców, wkrótce potem pod Zasławiem przez podsetnika Tatomira i przez Michała Zbrożka w lasach bukowych śród bezdrożnej prawie gęstwiny, a jeszcze chwa- lebniej przy samym moście, który na Dunaju dla przepro- wadzenia wojska swojego zbudowali Turcy z 5 chorągwiami Wołochów przyczem część mostu ogniem, a reszta ponie- waż dla biota i wilgoci ogień czepić się niemógł, siekiera- mi zniszczona została. Przestraszył ten odważny postępek naszych Sahajdana, i pobudził do cofnięcia w głąb Dacyi wojsk Tureckich, póki wiadomość o nadchodzących w wielkiej liczbie z Hanem Tatarów, a bardziej jeszcze oświadczenie jeńców, że rzecz- pospolita ogłoszeniem pokoju oszukana w żadne siły się niezaopatrzyła, świeżej otuchy mu niedodały. Most więc na Dunaju znowu zbudował, Podole nagle zatrwożył i na Pokucie się udał, gdzie Czortków i Jagielnicę zniszczył, i ani przybytkom bożym, ani domom ludzkim nieprzepuszcza- jąc wszystko z ziemią zrównał. Także Jazłowiec, chociaż do bronienia się dosyć sił mający, przez poddanie się zajął, lecz danego słowa niedo- trzymał, gdyż mury rozwalił, majątki wszystkich złupił, domy spalić, a mieszkańców w niewolę zabrać kazał. Podobnego losu doznały także miasteczka Buczacz, Jezupol i Halicz żadnej obrony niemające. Przeciw tym niezmiernym siłom nieprzyjacioł król, o dobro publiczne troskliwszy niż o swoje własne, do boju wyruszyć postanowił, mając wojska 1,000 Polaków, a 3,000 Litwinów i czeladzi obozowej może drugie tyle; szczupłe zaprawdę wojsko, ani takiej sile nieprzyjacioł oprzeć się mogące, ale że król za dostateczne je uważał, więc wyru- szył od miasta naszego z obozu dnia 18. Września ku mia- steczku Żurawnu. Uroczyście ruszyły w pochód szczupłe wprawdzie liczbą, ale pełne odwagi oddziały, śród podziwie- nia, modło w, westchnień i życzeń ludu z miasta na wido- wisko zbiegającego się i z gór pobliskich patrzącego, który Boga wszechmogącego ustawicznie wzywał, aby im pomy- 47 ślną podróż, szczęśliwą walkę i rychle nad nieprzyjacielem zwycięztwo przygotował. A ponieważ w tej wojnie, za naszej pamięci prowa- dzonej , bardzo wiele rzeczy było wątpliwych bolesnych, pomyślnych, smutnych i zwycięzkich, a nareszcie pokój w na- szej arcydyecezyi za życia i za rządu Korycińskiego arcy- pasterza naszego zawarty został, mniemam, że nie odrzeczy będzie opowiedzieć to z najnowszego opisania szanownego i wiary godnego Załuskiego, co śród ustawicznej bojaźni i wątpliwych nadziei się wydarzyło. Tak się tedy rzecz miała. Gdy król z wojskiem do miasteczka Zurawna jakoby tryumfalnego lub wyrokiem nieba naznaczonego pola swych bitew przybył, Turcy już także niedaleko byli, gdyż ledwie o trzy mile z swoim Sahajdanem stali od obozu naszego, ufni w swoją liczbę a szczupłością naszych ośmieleni. I za- raz też rozpoczęły się krwawe utarczki i mordy, niby wstę- py do późniejszych bitew. Miasteczko Nowicza zostało spa- lone, a Kałusza zdobywali nieprzyjaciele. Pod Wojniłowem jednak dzielnie się nasi potykali, i tam Tatarzy i Turcy przez chorążego koronnego Sieniawskiego mężnie zostali odparci i pobici. Pod wsią Dołhe zaś 24 września lepiej jeszcze zostali przyjęci, tam bowiemkról we trzy szeregi swoją konnicę ustawił, co widząc Tatarzy czemprędzej natarli, chcąc mnó- stwem swojem szczupłość naszych utłumić, ale zostali dziel- nie rozpędzeni, i wielu z nich poległo. Hana syn był już w ręku naszych, ale Tatarzy napowrót go odbili, a Ali Bej, raniony, i Beja brat Martazy Hana siostrzeniec zostali poj- mani i do Brzeżan odesłani, i nasz żołnierz nie wprzódy bić się przestał, póki zachód słońca do odwrotu znaku dać nierozkazał. Dnia 25. września z obozu tureckiego wojsko wystą- piło i z wielką okazałością okryło góry i pola; postawif także i król wojsko polskie gotowe do boju, jeźliby Turczyn chciałbył coś przedsięwziąć; ale Turcy cały dzień pod bro- nią naprzeciw naszych za rzeką Swicą stali, i w wieczór do obozu powrócili, co potem i nasi uczynili. Tymczasem peł- nomocnicy nasi do obozu tureckiego posłani o pokój się umawiali, ale ich propozycyi Turcy słuchać niechcieli, ocze- kując rezultatu wojny, klęską swoich wprawdzie zasmuceni i zdumieni, ale mimo to dumni i zbyt ufni w liczbę swego wojska. Dnia 26 września znowu całe wojsko tureckie naszym się pokazało, lecz nic nieprzedsięwzięło, prócz kilku małych utarczek, i tak dzień widowisko zakończył; nasi jednakże niemieli swobodnego spoczynku ani w dzień ani w nocy. W dzień bowiem groblę i okopy z ziemi aż do brzegów Bu- gu robili a inni w szeregach stali, w nocy zaś żywność dla koni szukali, póki Tatarzy słodkich roślin strączkowych i trawy niespalili, przezco dostatek siana i wszelkiej paszy Turkom i sobie a osobliwie naszym wydarli, tak że las tylko, który obudwom obozom do użytku służył, liściami swemi żywił konie długim głodem morzone, zawsze chore a często odchodzące. Tegoż dnia 2,000 pieszych i konnych ze Stanisławem Koniecpolskim, oboźnym koronnym i 1,000 z Zaborskim prócz innych Polskich i Litewskich żołnierzy do obozu królew- skiego przyszło, co wojsku naszemu i siły i odwagi dodało, a Turków i Tatarów zadziwiło. Dnia 27 września znowu całe wojsko nieprzyjacielskie wystawił Turczyn, brzegi Swicy napełniwszy i szerokie na- mioty rozbiwszy; w środku u ujścia rzeki siedział Sułtan większy z Hana synami i że Schyronem Bejem, tam także Han z Nuradynem Sułtanem i świeżemi tłumami Talarów "Jaman Sajdak" dlatego, że sajdaki niezwyczajnym sposo- bem noszą, zwanych i dzielnos cią wojenną najbardziej sła- wnych. Naprzeciw tak uszykowanych barbarzyńców ustawił król swoje wojsko; lecz i tą razą nieprzyjaciel tylko się dla widzenia nie do boju ukazał, i tylko na gonitwach czas trawił; ale gdy Tatarzy bliżej naszych przyszli szeregów, król na trzyczęs ci podzielony orszak na nich wyprawił; spot- kano się z obu stron mężnie, jednak część Tatarów od rę- cznej strzelby, część od żelaza padła, reszta za rzekę ucie- kła; ale ponieważ niektórzy odważniejsi dalej poszli, niż im kazano, zostali rozpędzeni a niektórzy w niewolę tatarska poszli, owszem, jak wiem z powieści, wszyscy pod samym okopem obozu z chorągwiami rozpędzeni zostali, tak dalece że pancerne oddziały spiesznie wyjść na pomoc musiały, i już późno wieczorem obydwie strony do obozu powróciły. Dnia 28. września znowu sie wysypały na pole dla pokazania się naszym tureckie legiony, także zwyczajem używanym przed potyczka rozwinięto chorągwie i dano znak do boju, do czego dodali Turcy i zdradę, albowiem cześć niby postawionego szeregu wojska garbatemi mulami na- pełnili, bez jeźdźców, którym powieszono wojskowe chorą- gwie i kształt wielkiego wojska nadano. Postąpili i nasi naprzód do boju gotowi, i nagie zaczepiający Tatarzy roz- poczęli walkę, która 8 godzin trwała; odparci jednak zostali Tatarzy ze znaczna strata aż do murów klasztornych, gdzie Sułtan z Synami Hana miał leże, i tak oddano za wczoraj- sze wet za wet. Śród tych utarczek i krwawych igrzysk wojennych źa- kradł się pewien oszust przekupiony od Turków z ogniem w ręku potajemnie do obozu naszego, aby zapalić siano cho- wane dla koni i ogień przy wietrze natenczas silniejszym bardziej rozszerzyć. Podpalacz ten jednak został złapany i w kajdany okuty. I gdy tak zdrada i wykręt tatarski nie- powiódł się, wystawne owe szeregi Turków do namiotów swoich, dla przestrachu szeroko rozłożonych, dla wypoczynku powróciły, i naszym także zejść z pola marsowego noc nad- chodząca radziła. Dnia 29. września, S. Michałowi archaniołowi poświę- conego, postanowił król z pomyślniejszą już nadzieją ofiaro- wać stanowczą bitwę nieprzyjacielowi, dla tego ó świcie pospieszono na nabożeństwo, a niektórych katolickim zwy- czajem z grzechów oczyszczone umysły i bogobojnemi nau- kami do podjęcia prac wielkich za wiarę, za ojczyznę i za miłe rodzeństwo pobudzone, niczego więcej jak potyczki i rychłego zwycieztwa nad poganami nie pragnęły. Wyszło też na pole i wojsko tureckie, i zdawało się być liczniejsze i śmielsze, ponieważ znacznie pod nasz obóz się podsunęło. Wyprowadzono tedy legiony ochocze do bitwy i dano zwyczajny znak wojskowa muzyka mieszając huk dział z od- głosem bębnów. Co widząc Turcy w tył się z pola cofnęli, czy to z obawy przed działami, od których trzymali się zda- leka, czy też przez podstęp wojenny unikając bitwy, i tylko na gonitwach cały ten dzień strawili, a potem o za- chodzie słońca śród odgłosu swych trąb, przygłuszających huk naszych armat, większą część swego wojska na zwykłe stanowiska ściągnęli. Co widząc król słusznym gniewem pobudzony na tyl- nych nagle natrzeć rozkazał, a sam z Demetrym wodzem ruszył z wojskiem: zbiegają się zewsząd walczące tłumy, wszczął się wielki szczęk broni i huk strzałów. Wywabie- ni śmiałością naszych Turcy spieszyli tłumnie na pomoc swoim, i bili i nawzajem odbierali gęste i dotkliwe razy. Podczas tej gorącej walki nadleciała czerń Tatarów pomie- szana z Trakami, i spostrzegłszy dla wysłanych naprzód kilku chorągwi otwór w naszych szeregach, który nieprzyjaciela łatwo z tyłu mógł przyjąć i wewnątrz przyspieszyłby zgubę, nadto widząc okopy obozu z obrońców ogołocone, z wielką szybkością i impetem na prawe skrzydło przeszli i ku otwo- rowi temu spieszyli. I gdyby święci opiekunczy królestwa polskiego patronowie Jabłonowskiego, Wojewodę ruskiego, w tak wielkiem niebezpieczeństwie spieszna przezornością niebyli natchnęli, aby swoje oddziały piechoty natychmiast przeciw nim zwrócił, a Polanowskiego niebyli udarzyli roz- tropnością, aby otwór ten, któremu nieprzyjaciel najbardziej zagrażał, czemprędzej obsadził, widoczną było rzeczą, że ca- łość króla i królestwa byłaby szwankowała. Szczepan je- dnak Tarnowski, chorąży żydaczowski, i Michał Żebrowski, kiedy nieprzyjacielowi przystęp do otworu tamują, od kul Jańczarów polegli. Także litewskie legiony, które, chociaż na początku bi- twy dzielnie się popisywały i przez cała godzinę śród gradu kul mężnie stały, opuściły były pole, powróciły teraz na plac boju, co widząc Turcy i Tatarzy do obozu pospieszyli, 600 swoich utraciwszy, i z wielką wrzawą ustąpili z pobo- jowiska, poczem całą noc na koniu stali niezwyczajne straże czyniąc, zkad wnosili nasi naczelnicy, że w wielkim strachu byli. Dnia 30. września Han tatarski panów naszych do umawiania się o pokój przeznaczonych z gniewem tak um- knął: Nic nie pomogą u Turków umowy względem pokoju, kiedy pominąwszy jego do umawiania się o pokój Multanów księcia Wernana sobie obrali; do książąt to tylko należy, nie do nikczemnych Wazalów, załatwiać takie sprawy, dla tego Turcy bynajmniej o pokój umawiać się niechcą, ale bronią pokój rozstrzygną. I przez swoich posłów uwiado- mił króla o żalu i gniewie Sułtana, że król honorem ukła- dania się o pokój hospodara Multańskiego zaszczycił i przezto krwi książęcej ubliżył. Wiedział król, dokąd zmierzają te żale, że swoich zysków a nie naszych szukają ; jednak niechcąc gardzić usłu- gami łatwych do przekupienia bydląt, Jana Grebena naczel- nika piechoty do Nuradyna Sułtana posłał, od którego, gdy o warunkach pokoju wspomniał, tę odpowiedź otrzymał, że wszystko ułatwione będzie, jeżeli król pozwoli, żeby podług zdania Baszy Sahajdana rzeczy przedsiębrano; niejest bowiem bezpiecznie do gniewu pobudzać tego, który tak wielkie posiada siły. Zrozumiał król że bez szkody i hańby w ukła- dy o pokój wchodzić niemożna. Dla tego dnia 1. października wycieczkę na nieprzy- jaciela zrobić postanowił i zasłonę z wozów dla odwrotu przygotować rozkazał; ale temu zamiarowi i dla niedogo- dnego miejsca i złej drogi naczelnicy wojskowi się przeci- wili, a nadto przeszkadzało wycieczce pochmurne i dżdżyste powietrze. W tedy to zagrzmiały straszliwie z obozu nie- przyjacielskiego śmiertelne działa z Kamieńca przywiezione, kartanami zwane, które do obozu naszego 48 funtowe ku- le miotały; nadto kule zapalne śmierć w sobie i ogień nio- sące ustawicznie rzucano, które do 120 funtów ważyły. aby ludzi zabijały, albo gdyby ciał ludzkich niedosięgły, paszę dla koni zapalały lub zarażały, wody zatruwały i powietrze, sroższe nad wojnę, do naszego obozu zanosiły. Już dla naszych trawa niebyła wolna, i paszy dla ko- ni bezkarnie dostać niebyło można, ponieważ zbiegłszy się w około obozu Tatarzy naszych wychodzących na paszę chwytali; tylko w lesie przylegającym do obozu liście spa- dające z drzew i żołądź dębowa za paszę koniom służyły, przezco wiele koni postradano. Dnia 3. października nakoniec wydał król wielką bitwę Turkom i Tatarom, wezwawszy wprzód w długiej przemowie żołnierzy, aby pamiętni na rzeczy dotychczas czynione zgnę- bili dzikość nieprzyjaciela, codziennie i słońce wschodzące i wojsko polskie oszukującego; co z tak wielkim i silnym duchem powiedział, że znowu zapał heroiczny, który nieco był ostygł, wskrzesił i wszystkich pewniejsza napełnił na- dzieją, jaką wiara w przyrzeczenia ludzkie lub ufność w ludz- kie szczęście wzniecać zwykła. Było dnia tego na przeciw szczupłej Polaków garstki na polu bitwy 80,000 Turków i 120,000 Tatarów, jak jeń- cy opowiadali. Bili się oni z początku dzielnie, wkrótce jednak połamano im szyki, a nareszcie zupełnie rozpędzono, poczem też i Turcy wszyscy, gdy strach wstyd przewyższył, utraciwszy wielu z placu pouciekali. Pewnie ten dzień byłyby ro- czniki wszystkich wieków sławiły, gdyby pancerne chorągwie prędzej były nadbiegły, a noc uchodzących Turków niebyła ocaliła; naszych zaś ledwie 20 na placu zostało. Noc następną czyniły nader niespokojna działa tak na- sze jak i nieprzyjacielskie, kulami zabójczemi na nas mio- tające, rozjaśniając ciemność nocy, ponieważ dla ustawi- cznych błyskawic dział wszystko ogniem płonąć się zdawało, sprawiając niezwyczajny łoskot i trzęsienie ziemi i budząc straszne echa pomiędzy skałami. Do trzynastu dni trwało to okropne strzelanie, w ciągu których przedsiębrano liczne wycieczki z dobrym skutkiem dla naszych Polaków, a nie- pomyślnym dla nieprzyjacioł. Niepokoiła też Turków nieufność względem Tatarów, albowiem miano ich w podejrzeniu, że potajemnie przepuścili nowe posiłki z bronią dla króla, z czego szły żale Turków i oburzenie Tatarów, tamtych: że posiłki dla naszych przepu- ścili, a tych:że ich złośliwie potwarzano; nadto trwożyło ich i to jeszcze, że lada dzień miały przybyć posiłki dla króla, które pode Lwowem książę Radziwił z kilku wo- jewodami w obozie wkrótce zgromadzić się starał; nakoniec dowiedzieli się, że i kozaków 6,000 z Barrarą wkrótce na- dejdzie, a czas zimowy dłużej trudów wojennych znosić nie- dozwalał, i dla tego Baszy tatarskiemu i jego towarzyszom wojna już przykrą i niebezpieczną stawać się zaczynała. Prosił nas tedy, abyśmy przestali strzelać, obiecując także swemu strzelaniu dla naszych straszniejszemu położyć koniec, co i wykonał i umawianie się o pokój tyle razy odwlekany szczerzej rozpoczął. I król też niebył temu prze- ciwny, bo już ani żołnierz żywności, ani konie paszy nie- mieli, już i strzelania zabraniał niedostatek prochu, gościń- ce były wszędzie pozamykane, znikąd niebyło nadziei po- siłków: głód do obozu zamkniętego zewsząd się wdzierał; powietrze często było dżdżyste, zima się zbliżała, a w obozie po wszystkich miejscach kule przelatywały, tak dalece, że aż pod ziemią bezpieczeństwa szukać potrzeba było, gdzie i żołnierz i naczelnicy i król sam dzień i noc spoczywał; z którychto przyczyn i nasi także pokoju pragnęli. A im dłużej ciągnęły się układy o pokój, i losy woj- ny pomyślnie i niepomyślnie się ważyły, zaczynano coraz więcej juz nie o szczęściu na polu bitwy, ale raczej o ra- bunkach myśleć, i Tatarzy, naród z rabunku i zaboru ludzi 48 żyć zwyczajny, do 130,000 wynoszący, wycieczki do Pol- ski przed zrobieniem pokoju przygotowywali. Domyślił się tego król przezorny, a gdy inaczej rozpustnych wycieczek Tatarów powstrzymać niemógl, zwyczajne podarunki dla utwierdzenia przymierza i przyjaźni Hanowi posłał, i tak chęć zdobyczy hojną roztropnością uśmierzył, ponieważ od Hanów i Sułtanów zamierzone wpadnienie do królestwa jako też miasteczek i wsi pustoszenie zakazane zostało. Napie- rali się mocno Tatarzy przy układach o pokój, aby król z rzecząpospolita dla prowadzenia wojny przeciw Moskalom z nimi wszedł w wspołeczeństwo, lub żeby im przynajmniej legion swego wojska przysłał; ale gdy król oboje odmówił, przystąpiono potem z gniewem barbarzyńców przez ostre rozmowy do pokoju pod następującemi warunkami: 1. Ukraina na 3 części podzielona będzie, aby dwie czę- ści służyły rzeczypospolitej polskiej, a trzecia część aby cała przy Kozakach została. 2. O powrócenie Kamieńca i Podola poselstwo do porty otomańskiej przez króla wyprawione zostanie, aby pra- wa posiadania nie w kłótni, ale roztropnie rozstrzygnięte być mogły. 3. Zakładnicy lwowscy i jeńce z Pomorzan odesłani będą bez okupu do ojczyzny. 4. Zabrani w niewolę w miastach polskich i w twierdzach na wolność wypuszczeni będą. 5. Grób Pana naszego Jezusa Chrystusa, tudzież świątynia żłobu jego w Jerozolimie, mają być OO. Bernardynom zwrócone, którym za pieniądze Greków niedawno wy- darte zostały. 6. Posiłki od Tatarów i Turków, jeżeli ich potrzebować będzie Polska przeciw swoim nieprzyjaciołom, zastrze- żone zostały; Polska zaś żadnych sił niewinna była i niejest, ani Turcyi ani Tauryce. 7. Przestrzeżono, że, gdyby Turcy przytykające, do Polski kraje po nieprzyjacielska najechać mieli, prowincyi polskich niepokoić niebędą. 8. Aby sąsiednich krain królestwa polskiego żaden poddany państwa Otomańskiego ani bronią, ani rabunkiem nie- napastował; obowiązkiem będzie królewskiego urzę- dnika pogranicznego uwiadomić Baszę o każdym prze- kroczeniu tego warunku. a jego obowiązkiem wynagra- dzać niezwłocznie wszelkie wynikłe z tego szkody. 9. Towary dotychczas używane miedzy obydwoma naro- darni będą przypuszczane z zastrzeżeniem cła powinnego. 10. Lipkowie urodzeni w Litwie mają być w przeciągu roku przez króla wolno puszczeni, jeżeliby chcieli zostać poddanymi rządu tureckiego. 11. Poseł wojskowy niższy do Porty z wojskiem tureckiem się uda i tak długo tam pozostanie, póki nieprzybędzie poseł wyższy, mający się umawiać o pokój z największą władza króla i rzeczypospolitej imieniem. Na inne warunki pokoju, o które się długo umawia- no, niezgodzono się, dla różnych z obu stron chęci. Te zaś wymienione na dniu 17. października i nasi panowie i Basza Sahajdan publicznie podpisali. Już dłużej na marsowym polu, śród zimy i obawy dla wzbierającej rzeki, odwrot koniecznie radzącej, zostawać Tur- cy niechcieii, i wziąwszy jako niższego posła Andrzeja Mo- krzewskiego, podczaszego sieradzkiego a Starostę medyceń- skiego, nagle do Dacii ruszyli, co też na drugi dzień i Tatarzy uczynili. Po odejściu nieprzyjacioł nasi na tern samem miejscu zostali, a gdy do obozu nieprzyjacioł niby dla oglądnienia położenia przyszli, znaleźli tam wielkie kupy trupów, różne klęski w tej wojnie poniesionej znaki, i mnóstwo kul, któ- rych dla niedostatku bydła uwieść Turcy niemogli. Już Turcy przeszli przez rzekę, gdy hospodar Wo- łoski jeńców imieniem Turków przystawił. Do 15,000 było tych jeńców, których majątek wieziono na 3,000 wo- zach. Wyjechał naprzeciw nim śród grona znakomitych osób także i sam król i ucieszony tem, że mu jego lud oddają, jednych słowami, drugich darami pocieszał i dla wszystkich łaskawym się okazywał. Tego króla wyborna i nieporównaną cnotę podzi- wiali podczas tej niebezpiecznej wyprawy wszyscy, był bowiem nietylko co do wspaniałomyślności ale i co do in- nych cnót osobliwy. Niezłamało jego umysłu oblężenie do 20 dni przedłużone, a żaden nieupłynął, w którymby albo laurem, albo pomysłem jakim nowym w potyczce chwale- bnie się nieodznaczył; on położenie obozu, on miejsce na twierdze oznaczał; ustawione przez niego szyki zawsze zwy- cięzko wychodziły z boju. Jutrzenka witała go jadącego na koniu, a późny wieczór wzywał go na spoczynek do domu. Pobudzał on także podarunkami waleczność swych żołnierzy, jak niemniej swoją pobożnością, a dla zranionych i poległych okazywał się nadzwyczajnie troskliwym; jeżeli rany goić po- trzeba było, obwiązywał je nieraz własnemi rękoma i kazał chorych niezwłocznie przenosić na takie miejsca, gdzieby spokojniej spocząć i prędzej wyzdrowieć mogli. Także i w Machometanach uważano to w czasie tego oblężenia, że każdego dnia w wieczór, gdy strzelać przesta- no, wzniosłszy oczy ku niebu, podczas gdy jeden coś przy- śpiewywał, trzykrotny okrzyk wydawali, poktórym największa nastawała cisza. Czyli ten głos był czcią oddawana Bogu, czyli przeproszeniem za czyny dnia upłynionego, lub bła- ganiem o pomoc w wojnie, jak nasi wnosili, niewiem; były jednakże dla naszych katolików przykładem pobożności te pogan okrzyki wieczorne. Po pracach tak wielkiej wojny udał sie najprzód król do Zurawna a potem do swojej Żółkwi, zkąd do obozu lwowskiego sie udał, dla odpoczynku powrócił, odesławszy wojsko na stanowiska, i wszędzie, osobliwie we Lwowie, uroczyste dzięki Bogu, polskim sprawom przychylnemu, i patronom świętym królestwa śród huku dział i przy od- śpiewaniu hymnu ś. Ambrożego składał. Pobudzała zaś do tego dziękczynienia serca wiernych całość królestwa i ca- łego wojska, śród tak wielu i tak wielkich niebezpieczeństw zachowanego, nieprzyjaciół przez tyle klęsk poniesionych zawiedziona nadzieja i ukrócona pycha, nakoniec naszego Lwowa pokój odzyskany, o który ustawicznemi modłami i ślubami Boga błagaliśmy. Tak zgubna owa wojna turecka roztropnością i męz- twem króla z małem bardzo wojskiem, przeciw tylu tysią- com wojska nieprzyjacielskiego za ojczyznę i wiarę świętą mężnie walczącem, szczęśliwie ukończona została. Dla tego u całego chrześeiaństwa na nazwę Wielkiego, a na całej ziemi na sławę. Aiexandra wielkiego zasłużył sobie ten król, który wkrótce wiekszemi jeszcze zwvcieztwv nad tym sa- mym nieprzyjacielem, jako niżej opowiem, się wsławił. Bardzo miła była dla miasta naszego wiadomość o ubraniu rzymskiego papieża w osobie Inocentego XI. który przedtem nazywał się "Benedykt Odesehalchi". Nastąpił on po Klemensie X. i przewodniczył kościołowi katolickiemu z taką pobożnością, że po śmierci różnemi cudami zasłynął. Onto rzeczypospolitej naszej pieniądze ze swego prywatnego skarbu poselal na wydatki wojny tureckiej, nim jeszcze na papiezką stolicę wstąpił, i potem też często szczodrotą swoja niedostatek królestwa naszego w opłacaniu wojska i żywno- ści pokrywał. ROK 1677. Jako rok poprzedzający od opłakanego pogrzebu dwóch królów, tak rok ten 1677 od smutnego pogrzebu arcybi- skupa Alberta Korycińskiego, w Krakowie odprawionego, P.anu Bogu zacząć się podobało. Na początku bowiem tego roku dnia 17 stycznia w Miechowie ten Arcypasterz nasz żyć przestał, o którego zgonie prędka, jak się przy smutnych zdarzeniach dziać zwykło, wiadomość do kapituły nadeszła a notom samo rzeczywiste doniesienie dnia 28 Stycznia kapitule wręczone zostało. Przystąpiła tedy podług zwyczaju kapituła do wyboru Administratora, którym ubrała ieunomyśinie i zgodnie Adama Piaskowskiego swego Archidyakona, chociaż trybunalskim urzędem obciążonego, któremu także radzców dodała czte- rech: Woienkowskiego przełożonego, Lanckorońskiego, Rze- chowskiego i Żychiniego kanoników, a dochód z roku łaski rozdzielili między sobą kapitulni. Ponieważ tego Arcybiskupa życie, równie jak i poprze- dników zwięźle opisał Marcin Fiałkowski, jego opis dla pe- wniejszej wiary dosłownie tu przytaczam. Albert Koryciński z domu Topór najprzód kanonik ka- tedralny na zamku krakowskim, rzadzca wyższej kancelaryi koronnej u Jana Kazimierza i przełożony Miechowski, po- tern biskup Kamieniecki na Podolu, na ostatek po zgonie Jana Tarnowskiego z laski króla Michała Korybuta miano- wany został Arcybiskupem lwowskim roku 1669. Był praw- dziwie wspaniały i w każdym względzie wykształcony, su- rowy wprawdzie i do gniewu skłonny, jednakże łatwo ubłagać się dający. Świetność domu bożego lubił, domem swoim dobrze rządził i jego ozdobę i uczciwość bardzo do- brze utrzymywał. Pałac arcybiskupi dla dawności niekształ- tny wewnątrz ozdobnie odnowił, i zawsze go, chociaż nie- przytomny, czysto utrzymywać starał się. Zamknięcia bramy pałacowej często po pierwszej godzinie nocnej podług zegaru większego osobiście uważał, i od niej klucze do swego brał pomieszkania, czeladź swoją przez tę ostrożność od przy- padków nocnych zabaw i swywoli ochraniając. Stajnie bar- dzo wygodne z innemi budynkami na gruncie arcybiskupim za brama Jezuicka z wielkim kosztem wybudował, ale te roku 1672, podczas oblężenia Lwowa przez Turków, spa- lone zostały. Do stołu, który u niego zawsze był świetny, prałatów i kanoników ustawicznie zapraszał i czytaniem du- chownych książek ich zasilał. Jałmużnę codziennie 300 ubogim rozdawał, oprócz przypadkowych innych, których podług możności hojnie opatrywał. Dwóch ubogich co- dziennie w domu swoim, jak długo we Lwowie bawił, zawsze ze swego stołu żywił, i najwięcej potraw smaczniejszych so- bie ujmując tymże ubogim do zasilenia posełał. Publiczne sejmu koronnego sprawy opuścić za największe miał prze- kroczenie. Msze S. ledwie nie każdego święta i w dnie kościelne najczęściej odprawiał, a słuchał codziennie. W ko- ściele w dnie niedzielne i świąteczne przez cały czas swego pobytu we Lwowie ustawicznie bywał przytomny. I żeby nabożeństwo w którym bądź kościele, nawet w święta za- konne, do południa, a od południa aż do zachodu słońca nie przedłużało się, najgorliwiej i. najusilniej przestrzegał. W wielkim tygodniu wielkiego postu żale Jeremiasza z naj- większem nabożeństwem publicznie w katedrze śpiewał. Obraz Najświętszej panny na cmentarzu wotami srebrnemi pozła- canemi ozdobił. Krzyż srebrny wielki, który przed arcy- biskupami bywa noszony, po części odnowił i pozłocił. Zydów zawsze nienawidził, ofiarowane od nich darunki od- rzucał, nawet kadzidło, które podług dawnego zwyczaju w pewnych roku czasach dawać mu byli zwykli, oprócz tego, które podług świadectwa jego ludzi u cbrześciati było kupione, nie przyjmował. Kiedy z pałacu do kościoła pu- blicznie z krzyżem jechał, tychże żydów swoim dworzanom z drogi rozpędzać kazał, i tym zwyczajem lak ich wyćwi- czył, że usłyszawszy dzwonek przed księdzem z najświętszym Sakramentem do chorych idącym, przestrżeżeni sami spie- sznie z publicznego miejsca do katów uciekali, a gdy przy tej sposobności od kilku panów i opiekunów żydowskich słyszał, że im to przykrem i surowem wydaje się, gniewał się i z wolnością pasterską za kościołem w obec wszystkich obstawał. Ułożył był sobie odprawić zbiór dyecezalny, co- by był bez wątpienia uczynił, gdyby jego zamiarowi usta- wiczne wojny nie były na przeszkodzie, a potem słabość zdrowia niebyła go wstrzymała. A jednakże żałować na- leży, że chociaż cnót tak był wielkich, zdaje się, jak gdy- by go niebyło, kiedy kościołowi, swojej oblubienicy, nic na pamiątkę z swej szczodrobliwości ufundowanego, ani roczni- cy oprócz wspomnionych wotów niezostawił. Żył na arcybiskupstwie lat 7., w Miechowie umarł ro- ku 1677, Pochowany jest w Krakowie w kościele kate- dralnym, w kaplicy Ś. krzyża. O testament jego wielka była sprzeczka, gdyż z pewnych przyczyn był niedokładny. Mówiono że był podrobiony i dlatego jego przyrzeczone obietnice upadły. Niech żyje w błogosławieństwie wiecznem. Dopóty pisze Fiałkowski, życia zmarłego współczesny. Żałobne nabożeństwo za jego duszę odprawione zosta- ło w naszym kościele uroczys cie, jednak z wyłożeniem na to szczupłej kwoty, przez Piotra de Pilea Korycińskiego, prze- łożonego jeneralnego Miechowskiego i arcydyakona Pułtus- kiego, jako wykonawcę testamentu przysłanej i z przycho- dów pozostałych do 200 złp. zebranej. Na pogrzeb zaś w Krakowie odprawić się mający posłano z kapituły naszej Pawła Garwaskiego kanonika, który piękną mową po od- prawionych obrzędach w kościele katedralnym krakowskim zmarłego wysławił, jako z rękopismu wyczytałem. Dopiero w tym roku za naleganiem miasta zaszła spra- wa z zakonnikami naszymi względem ułożenia się co do okupu podczas oblężenia tureckiego, dla którego zapłacenia jak w roku 1672 powiedziałem, 7,000 talarów holender- skich, inaczej, jak je nazywają u Turków lewków, miasto wyliczyć musiało, nawet u prywatnych dług zaciągnąwszy. Tę sprawę traktowano kapitularnie w przytomności Jerzego Giedzińskiego, Szufragana i Dziekana, Stanisława Wojen- kowskiego, przełożonego, Adama Piaskowskiego, archidyakona i administratora, Jana Lanckorońskiego, Stanisława Żele- chowskiego, Marcina Rzechowskiego i Konstantego Mro- zowickiego. Byli też deputowani i ze wszystkich klaszto- rów, z urzędu miejskiego konsularnego i ze stanów miasta. Skutek czyli koniec tej sprawy był, że kapituła ze- zwalając na słuszne podanie miasta do 26 mark srebra i 8 uncii, co natenczas podług biegu monety wynosiło war- tość 528 złp. tudzież do 800 złp. gotowemi pieniędzmi 49 wypłaconych, jeszcze 63 mark ze srebra swego kościoła przywiezionego dodała, tak że wyszła suma całkowita od ko- ścioła naszego dla pokrycia ciężarów poniesionych przez miasto nasze na 3,544 złp.; co miasto z wdzięcznym umysłem przyjęło. Zakonnicy zaś oprócz tego, co podczas oblężenia dali, nic więcej w dodatku dać niechcieli, dla tego do admini- stratora arcybiskupstwa niby dla przymuszenia odesłani zostali, lecz z jakim skutkiem niewiadomo. Pokazuje się je- dnakże z aktów, że i ci komisarzom królewskim roku nastę- pującego 1678. zapłacili. Przy końcu tego roku, to jest 1. Grudnia, przyszedł do kapituły Jan Lanckoroński, kustosz z pismem Jana III. zawierającem mianowanie Konstantego Lipskiego arcybisku- pem lwowskim. Przyjęty przez kapitułę z przyzwoitym ho- norem, gdyż kapitulni aż do sali radnej naprzeciw niemu wyszli, i wprowadzony do sali oddał pismo, wybór miano- wanego a nie innej osoby rozkazującym sposobem zawie- rające. Bez zwłoki więc kapituła do wyboru przystąpiła, i rzeczonego hrabiego, natenczas dziekana metropolitalnego gnieźnieńskiego, a sandomirskiego i wieluńskiego Kanonika, swoim pasterzem obrała i pismo proszące o potwierdzenie wyboru do Papieża, a do króla z uszanowaniem odpowiedź wysłała. KONSTANTY LIPSKI. Nasz Lwów odwiedził był wielki poseł króla i rze-. czypospolitej Gniński, Wojewoda kulmski, o potwierdzenie pokoju z portą otomańską do Konstantynopola z świetnym orszakiem jadący. Lecz tym pokojem z wielką posła cier- pliwością zawartym nie długo cieszyć się można było, gdyż trwać miał niedługo, i wojna na nowo wzmagająca się no- we zwycięztwa dla rzeczypospolitej przygotowywała. Wacław Ostroszewski, wyzwolony Filozof i szkoły na- szej lwowskiej Dyrektor, w tym roku umarł, dla pomieszania zmysłów przez lat przeszło 20 u OO. Franciszkanów w kla- sztorze miejskim w celi bez pociechy i nadziei odzyskania kiedy zdrowia trzymany. A że majątkiem swoim wynoszą- cym 3,000 złp. dla pomieszanych zmysłów sam rozporzą- dzić niemógł, uczynił to administrator jeneralny, i wspo- mnionym OO. Franciszkanom 2,000 złp. za dawany przez tyle lat wikt i usługę, 4,000 zaś złp. na oporządzenie szkół przeznaczył. Za ten czyn miłości chrześciańskiej wielką chwałę OO Franciszkanie sobie zjednali, że chociaż pomie- szanych zmysłów duchownego świeckiego, co łatwo mogli, nieopuścili. Podczas nieszczęśliwych czasów zakradły się były ró- żne nadużycia nietylko rządowi cywilnemu ale i kościelnemu przeciwne. W dnie bowiem świąteczne przekupnie sklepy, karczmy, szynkownie otwierali, handlem wolno się trudnili, wszędzie po ulicach a nawet i w samem mieście brzydko się po kuchniach kurzyło, a po piwnicach i pod murami kamienic okopconych wystawiano tłuste kiełbasy na sprze- daż. Zabronił urząd miejski tego nadużycia, i pod karą zakazał, żeby się to więcej niedziało, same tylko apteki dla użytku chorych i to pod pewnemi warunkami w nie- dziele i święta otwierać pozwoliwszy. Aby zaś lud lem dogodniej przykładał się do nabo- żeństwa i słowa bożego spokojniej mógł słuchać, bramy miasta podczas kazania zamykano, a po kazaniu znowu otwierano. Zdarzyło się tego roku że pewna panienka u zakonnic Ś. Dominika, przy kościele S. Katarzyny na przedmieściu halickim fundowanych, pospolicie katarzynkami zwanych, zakonną sukienkę przyjmowała, i że w dzień niedzielny pan- ny i panie nasze lwowskie i wiele z narodu ormiańskiego ciekawością widzenia tego obrządku pobudzone, w suknie jedwabne i kosztowne wystrojone, do bramy Jezuickiej przy- szły, aby zawczasu na obrządek tędy przybyć. Gdy bra- mę otworzono, a tłum ludu z obu stron czekającego na most wałowy, nad wodą podtenczas obfitą leżący, nagle na- szedł: przerwał się tenże most w samym środku, a lud w wodę natenczas płynącą wleciał. Wszczął się krzyk wielki i płacz upadających, nikt wprawdzie w wodach owych więcej błotnistych niż głębokich nieutonął, ale wielu stra- chem wielkim nabawieni, a osobliwie panny brudną odbyw- szy kąpiel i poniosłszy szkodę na kosztownych szatach, klejnotach i na zdrowiu, z płaczem wstydem i żalem do domu wracały. Po zawarciu pokoju z Turkami ucichły w Polsce mar- sowe pienia, ale na Ukrainie jeszcze bardzo głośno się rozlegały. Po Zurawińskich bowiem układach całą potęgę przeciw Moskalom, opiekunom kozackim, zwrócił Otomań- czyk, w obliczu wielkiego wojska moskiewskiego, to jest, 200,000 Moskalów, 100,000 Kozaków i 50,000 Kazańskiego, Astrachańskiego i Kałmuckiego wojska, Czechryn opanował i w strasznej walce wiele tysięcy Kozaków ubił, bo powia- dają, że 80,000 zginęło, a gruzy zniesionych wałów wy- sokości wież równały się. Tern powodzeniem ośmielony Wezyr, gdy około 1go Września opuszczenie Baru, Kalnika, Niemierowa i Między- borza podług układów Zurawińskich dla opieszałości naszych nienastąpiło, całe wojsko do tychże jeszcze nieopuszczonych twierdz, złamanie przymierza naszym zarzucając, zwrócił i wojnę znowu straszną i zgubną Polsce pełen nadętości wypowiedział. Nagłe wiec opuszczenie doradzała potrzeba, i tak zostawiono tymczasem Turkom te twierdze, które je- dnak wkrótce do swego Pana i dziedzica powrócić miały. Tym sposobem pokój zawarty nadal utrzymano, a przeto o publicznych rozruchach wojennych nic mi tu mówić nie- przychodzi. W tym roku na dniu 29 sierpnia umarł Andrzej Ol- szowski, prymas królestwa, mąż wielkiej przezorności i nieporównany wieku owego senator, po którego skonie za rządów nowo mianowanego arcybiskupa Konstantego Lips- kiego, Dorota Daniłowiczówna, opatka panien Benedyktynek konwentu naszego lwowskiego a ciotka króla, wyprosiła dla siebie andrzejowskie opactwo, jak świadczy Załuski, nie bez bolu serca arcybiskupa, że on go nieotrzymał. Jeżeli nasz Lwów widział kiedv smutne rzeczy, to zato w tvm roku widział też bardzo wesołe. Król bowiem z kró- Iową i z całą familią pożądany gość nasz Lwów odwiedził, i wkrótce dwa weselne obrzędy, z których jeden miedzy Janem Wielopolskim podkanclerzem koronnym; i przezacna panna, królowy siostrą, z wielką i świetną okazałością w pa- łacu arcybiskupim odprawił. Po odprawionym bowiem w Ja- worowie Chrzcie świętym królewicza Alexandra, którego do Chrztu trzymał imieniem Innocentego XI. namiestnik jego Martelli i księżna Radziwiłowa, rodzona królewska siostra, imieniem Cesarzowej wdowy, a sam Chrzest S. dawał Kon- stanty Lipski, nasz nominat lwowski, jechał król do Lwowa z największą okazałością i prawdziwie po królewsku w po- złacanym powozie nakształt kielicha zrobionym. Na przeciw króla wyjechali panowie i całe miasto nasze, konsulowie baldachim wysoki przez drogę od bramy halickiej nieśli, i wielki był zjazd panów i rozmaitych osób. Jako zaś wjechał do miasta podług godności królew- skiej , tak przeciwnie wszedł do kościoła pokornie po bło- gosławieństwo małżeńskie, albowiem pieszo król i królowa i małżonkowie, z wielkim poprzedzającym poczetem senato- rów, podczas najpiękniejszej pogody poważnym krokiem do świątyni pańskiej postępowali. Oblubienicę oddawał Stanisław Jabłonowski, Wojewoda ruski i hetman polny, używszy za wstęp do swej przemowy okoliczności ściąga- jące się do czasu, to jest miesiąca lipca, w którym się ten akt odprawiał, jako też do miasta i króla; tak bowiem za- czął : "Dziś słońce w znak lwa wstępuje" Weselne poda- runki od senatorów, województw, ziemstw i miast przez dwa dni składano, za które natychmiast dzięki złożył An- drzej Chryzostom Załuski, natenczas Kanclerz gnieźnieński i krakowski kanonik. Drugie zaś wesele odprawiono w tymże pałacu arcy- biskupim w tydzień później między Modrzejewskim, wtedy sieradzkim Cześnikiem a potem Skarbnikiem dworu koron- nego , który chwalebna śmiercią poległ pod Wiedniem, i panną Krasicka, przemyska kasztelanką, przyczem obowią- zek oddania oblubienicy i wianku i podziękowania za skła- dane podarunki, ponieważ biskup przemyski dzień przedtem słabością się wymówił, naszemu często przytaczanemu pi- sarzowi Chryzostomowi Załuskiemu, sławnemu na dworze królewskim krasomowcy, poruczony został. Jeszcze zakładnicy nasi lwowscy w kamienieckiej nie- woli trzymani byli, i dla tego też dwaj pojmani podczas wojny chocimskiej w roku 1675, Bejowie tureccy, z których jeden u wojewody Sieradzkiego, a drogi u Strzałkowskiego zostawał, za sumę 70 talarów na okup Lwowu naszemu ofiarowanych niezostali porcie otomańskiej zwróceni. Starał się król, to miasto prawdziwie kochający, aby tak wojewo- dzie, jako i Strzałkowskiemu co do wydatków zadosyć uczyniono na sejmie Grodzieńskim wkrótce potem odbytym, aby dla miłości chrześciańskiej już ukończyli nie zaś prze- dłużali katusze tych, którzy nietylko za miasto, ale za całą rzeczpospolitą długie męczarnie znosili. W tern pewnie po- chwały godnym był ów król, że równie o wielkich, jak i o mniejszych poddanych ojcowskie miał staranie i miłość, i dlatego też Turkom, także co do trzeciego punktu układów sprzeciwiających się pobłażać musiał. Po krótkim zabawieniu w mieście naszem król do dalszych krajów królestwa ruszył, zostawiwszy w duszy oby- watelów wielką po sobie tęsknotę. ROK 1678 Od lat poprzedzających zacząwszy ciągnął się aż do roku następującego 4 678. tak zwany podatek "Subsi- dium charitativum" z dóbr kościelnych, z przyczyny którego podług uchwały fiskalnej skazywani bywali na kary i na za- płacenie duchowni przez sad grodzki, i kapituła także z dóbr arcybiskupich pod zarządem jej natenczas będących 1,000 złp. wypłaciła. Znowu odwiedził Lwów w tym roku król Jan, ale tą razą, aby arcybiskupiego pałacu swoim dworem nienajeż- dzać, swój własny w środku miasta na stronie wschodniej wyporządzić rozkazał, i podług godności królewskiej rozsze- rzył budynkami i murami. Dla powitania go posłała kapi- tuła Jana Lanckorońskiego kustosza swojego. W tym roku rozporządziła kapituła, aby dyrektor szkoły ucznia dobrych obyczajów wyznaczył, któryby po trzeźwemu słowa ś. Ewangelii ludziom w domach, w pomieszkaniach, po ulicach i na rynku czytywał. Przeciw Janowi Malawskiemu, natenczas kanonikowi, wniesiono do kapituły skargę za zabicie Marcina Łazińskie- go i skaleczenia jego żony, którą kapituła do sądu admi- nistratora z całym skutkiem odesłała, a tymczasem tegoż kanonika do skończenia sprawy od uczestnictwa w kapitule i w kościele odsądziła. To wszystko jednakże w roku 1681. odwołano. Klasztor Franciszkański naszego miasta ściągnął po- dejrzenie na siebie, że w nim panuje zaraza morowa, tak że urząd miejski konsularny donieść musiał kapitule o wielkim niebezpieczeństwie zarazy i prosił o zamknięcie kościoła i klasztoru. Wypełniła swój obowiązek kapituła, i tymże ojcom zawieszenie nabożeństwa nakazała. Ojciec Ambroży Skopowski reguły S. Dominika zało- żvł tu w tvm roku zgromadzenie braci S. Ludwika Ber- trandego, za zezwoleniem Jacka Krońskiego, natenczas pro- wincyała ruskiego zakonu kaznodziejskiego, tudzież za ze- zwoleniem innych zakonów, kapituły, konsulów i miasta, i za poleceniem króla Jana III. a nakładem Stanisława Jabło- nowskiego , natenczas Wojewody ruskiego a Hetmana pol- nego jako fundatora, otrzymał pozwolenie zbudowania ko- ścioła i klasztoru dla swoich braci, regułę Ś. Bertranda przyjmujących; i zrobiono fundacyę za przyzwoleniem nowo obranego arcybiskupa jeszcze przed objęciem jego posady. Uzyskawszy to pozwolenie, Jabłonowski, namieniony fundator, grunta przedmieszczan skupował, i na tychże przy ulicy Gancarskiej, inaczej zieloną zwanej, swym kosztem dre- wniany kościół i klasztor szczupły wystawił, jako widać z aktów konsularnych w wilią uroczystości Wszystkich ŚS. spisanych, nadto się także O. Skopowski u kapituły starał, aby pewne grunta, do naszego kościoła należące, dla roz- szerzenia swego klasztoru pokupić, nawet za naleganiem króla, ale kapituła odłożyła odpowiedź swoją aż do przyby- cia nowoobranego arcybiskupa swojego. Na dobrem je- dnak miejscu rzeczony Skopowski założył swoją winnice Chrystusa, ponieważ ten zakon aż dotychczas swemi pię- knem! obrzędami szerzy chwałę Najwyższego, chociaż szczu- pły liczbą i w wielkim zostający ubóstwie. Nasz Poseł gniński, Wojewoda kulmski, o którym w ro- ku przeszłym mówiłem, w Porcie otomańskiej niedobrze był przyjmowany, posłuchania, na które czekał, wyżebrać sobie niemógł, owszem pod uczciwą strażą, jako sam słyszałem, trzy- many w Konstantynopolu przysłał dyaryusz swego nudnego pobytu tam, w którym się żalił, że niechciano z nim wcho- dzić w żadne umowy względem pokoju, lecz z wielką nadę- tością kazano taki przyjąć pokój, jaki narodowi naszemu od Cesarza jest nadany. Dał był król sejmikom wojewodzkim instrukcyę pod datą 25. grudnia roku bieżącego, w której i to pomiędzy innemi co do miasta naszego polecił: "Im bardziej rzeczy- pospolitej na tern zależy, aby Lwów jako jedyna zapora przeciw nagłym napadom i przypadkom był umocowany i utwierdzony, tern większy wzgląd ze strony stanów rzeczy- pospolitej miany być powinien na wzmocnienie i utwierdze- nie, jako też na najęcie i utrzymywanie załogi, co wszystko jak najusilniej król polecić im raczył. Zarazem wspomniał też król i o innych tegoż miasta potrzebach, jako też o od- daniu długu Badowskiego ze strony rzeczypospolitej. Ztąd 50 pokazuje się jak troskliwie znający się na wojnie i pokój ceniący król miasto nasze poważał, które wtenczas już nie- zasługiwało nazywać się twierdzą, lecz dla przybyszów ze wszystkich narodów, a osobliwie dla żydów prześladowanych przez swawolnych magnatów, niewolniczym przytułkiem. Po zawarciu pokoju z Turkami, aby po wszelkich zdzierstwach i prześladowaniach ubogie chaty wieśniaków odetchnęły, rozłożono wojsko nad granicą Podola pod Trę- bowlą gdzie żołnierze zamieniwszy szable w lemiesz nieczcili już Bellony lecz Cererę, i do uprawy roli swe wszystkie skłonili chęci, a pobudowawszy z drzewa na lesistym gruncie chaty, pola zasiewali, kosili łąki, zboża zbierali, i zadowolnieni byli, że zamiast pieniędzy za ich zasługi grunta im nadano, które spokojnie, chociaż w pocie czoła, uprawiali. ROK 1679. Niech mi wolno będzie zacząć ten rok 1679. od stra- szenia umarłych, dla przykładu żyjących i surowej karności młodzieży. W szkołach jezuickich uczyli się razem ze mną sztuki wvmowv bracia Poradowscy, szlachetnie urodzeni młodzieńce, pod nauczycielem Długoborskim jezuitą. Mie- szkali oni z innymi w kamienicy małej przy targowicy rybiej z sędziwym nauczycielem swoim więcej niż rok spokojnie, aż oto naraz jakieś strachy nocne ciszę dla nauk potrze- bną zakłócać i mieszkańców tego domu po nocach niepo- koić zaczęły. Z początku lekce sobie ważyli te nocne strachy lekko- myślni uczniowie przyjemnym snem uspieni, i mimo pu- szczali słyszane żale ducha jakiegoś; ale kiedy osobliwie w styczniu i w lutym częściej powtarzać się zaczęły tak, że wszyscy którzy tylko byli, i wzdychanie i brzęk łańcuchów i ciężkie miotania kamieni i szelest w powietrzu już co noc w pewnych godzinach słyszeli, a co szczególna było przy- czyną bojaźni, że ów duch wzdychający do drzwi pomie- szkania, czy to w dzień czy w nocy, częściej pukał, że aż wielkim strachem nabawieni owi młodzieńce nawet pomie- szkanie odmienić chcieli, ale tak wygodnego na prędce znaleść niemogli: Idąc za radą roztropniejszych dla egzorcyzmowania owego ducha często przykrego zaprosili kapłana kościoła naszego, swego krewnego, i jeżeli dobrze pamiętam, nazwi- skiem Polikowskiego. Ten nocując w owem mieszkaniu z rzeczonymi Poradowskimi, przybyłego do drzwi izdebki z trza- skiem ducha w imię Zbawiciela naszego zaklinał, aby, kto jest? czego żąda? i czemu młodzież niepokoi? odpowiedział. W obec wszystkich słyszących stojąc przed drzwiami duch ów głosem ponurym i straszliwym odpowiedział, że jest du- chem Zofii Poradowskiej, przed kilku laty zmarłej, że za złe wychowanie syna starszego, którego po imieniu nazwała i który na łóżku leżąc to słyszał, kary ciężkie w czyscu znosi, dla tego na nim mścićby się chciał i mocno na to nastając wielce słuchających przestraszył. Nie pozwalał na to ów kapłan w imię Zbawiciela go zaklinając i upewniając, że syn ów za matkę swoją, jak przystoi się modli. "Nie"— odrzekł duch rozgniewany za kłamstwo "widzę go leżącego w łóżku, nie modlącego się, dla tego dozwól mi, abym tego niewdzięcznego za moje do- brodziejstwa syna w widomy sposób ukarała". Słysząc to ów syn z łóżka się porwał, modlitwy drżącym głosem od- mawiać zaczął i discypliny użył. Tern przebłagany duch ów, łagodniej mówić zaczął, pewne modlitwy za siebie odmawiać, pewną liczbę mszy ś. odprawić, tudzież jałmużnę między ubogich rozdać kazał i cicho odszedł, a strachy owe ustały, gdy poleceń tych synowie i powinowaci do- pełnili. To pojawienie się ducha było wiadome wszystkim uczniom, którzy często w znacznej liczbie do tej kamienicy schodzili się, i ja sam, chociaż niesłyszałem tej rozmowy z duchem, jako spółuczeń raz ten dom odwiedziłem. Ponieważ pokój w kraju najlepszą jest rzeczą, a Ruś nasza używała pokoju publicznego po wojnie, wszystkie spra- wy odbywały się w najlepszym porządku, i kościół z kapi- tułą niedoznawał żadnej przeszkody w pełnieniu swych obowiązków. W tymże roku umarł mąż znany z wielu prac i wiel- kich zasług w kościele naszym, i w całej Archidyecezyi sza- nowany kapłan, Jakób Gawat przełożony bractwa Bożego Ciała, z nauk i z pobożności bardzo sławny, którego rocznicę śmierci nasz kościół za zapis 1,000 złp. i za procent od tego przypadający 70 złp. dotychczas obchodzi. Aby jednakże utrwalić tem lepiej pamięć jego u potomności, z wizerunku jego bardzo trafionego, który jest w sali kapitulnej, napis wyryty tu dołączam; jest on następującej treści: Jakób Gawat kanonik i bractwa Bożego Ciała w ko- ściele metropolitalnym lwowskim przełożony, urodził się ro- ku 1598. dnia 17. marca; został kapłanem roku 1622. dnia 14. maja. Po skończonym roku 50tym swego ka- płaństwa odprawił solenne prymicye przed ołtarzem i w do- mu, trzeciego dnia po Zielonych Świętach roku 1672., wy- pełniwszy w tymże roku podczas oblężenia miasta przez Tur- ków okowiązek zarządcy kościoła i nielicznego duchowień- stwa, gdyż większa część jego z bojaźni gdzie bądź poucie- kała. Umarł roku 1679. dnia 17. czerwca. Niech z Bo- giem odpoczywa! W tym roku umarł także Jan Lanckoroński, kustosz kapitulny, naszego kościoła nie bez zostawienia pamiątki i przykładu, że dziedzic tak wielkiego imienia i dóbr żadnych sprzętów i pieniędzy, a mnóstwo wierzycieli po sobie zo- stawił. Uprzedził go w tymże roku do grobu Jan Grabow- ski, kanclerz, któremu z miłości i osobłiwszej przychylności kapituła żałobne nabożeństwo i przełożonego do tegoż od- prawienia wyznaczyła. Podczas gdy z nieprzyjaciołmi pokój panował, wojna między prywatnymi zaczęła się, albowiem między obywa- telami naszymi i rzemieślnikami wszczął się bunt przeciw urzędowi konsularnemu. Powód do tego buntu dały składki na potrzeby miasta nakazane. Cechy więc złożywszy mię- dzy sobą radę, wbrew wszelkiemu lat przeszłych zwyczajo- wi, zrobiły uroczyste oświadczenie przeciw konsulom w gro- dzie lwowskim, i sprawę wielką do sądów królestwa wydały przeciw urzędowi miasta, jako się pokazuje z aktów we środę po niedzieli 4tej wielkiego postu roku 1674 i z aktów w Sobotę przed niedzielą S. Trójcy roku 1679. Roku zeszłego i bieżącego belki scienne kościoła na- szego , całe sklepienie budowy utrzymujące, a starością i wilgocią osłabione, staraniem Kazimierza Humniewicza pod- kustosza i Adama Piaskowskiego administratora poprawione zostały tak mocno, że dotvchczas niewzruszone ciężar ko- scioła utrzymują. ROK 1680. W roku 1680 darował Błażej Amazetti kleryk, rodem Włoch kapitule, pasiekę swoją, za którą 1,000 złp. szlachetnie urodzony Wasylowski zapłacił, co kapituła na nabożeństwo ża- łobne za duszę tegoż dawcy przeznaczyła. Nabywca zaś przez kupno na całym swoim majątku, a osobliwie na swej ka- mienicy w obwodzie miasta leżącej, tę sumę z procentem corocznie płacić się mającym kapitule zapisał. Ta suma przeniesiona potem została na dobra Jabłonowskich, Wyspa zwane, z procentem 80 złp. Z Ojcami Jezuitami lwowskimi, chociaż lat przeszłych wyrokiem królewskim rzecz była uspokojona, większa wszczęła się kłótnia; nocną bowiem porą, jak wnoszono na rozkaz ojca Nuszczyńskiego, natenczas Rektora tegoż zgromadzenia, poddani jego z Zimnowódki młyn kapitulny w Zimnowódce napadli i zewszystkim zniszczyli, płot porąbali i jako zdo- bycz zboże ztamtad do mielenia zwiezione zabrali, a nadto wiele gwałtów i znacznych szkód narobili. Doniósł o tym śmiałym postępku Adam Piaskowski, archydyakon tej wło- ści i podtenczas dzierżawca, kapitule i prosił, aby wspólnie koszta procesu o swoje dobra dziedziczne ponieść chciała, na co kapituła chętnie przystała. 1 innych jeszcze wiele przykrości od tychże Ojców znosiła kapituła. Przy końcu roku tego, to jest dnia 12 grudnia, otrzy- mała kapituła wyrok apostolski względem uroczystości na cześć błogosławionego Jana Kantcgo, doktora i nauczyciela w sławnej wszechnicy krakowskiej. Ten nakaz uroczystości i na czas przyszły trwać mającej, doręczyła kapituła Ada- mowi Piaskowskiemu, archydyakonowi jako administratorowi swemu dla opróżnionej jeszcze stolicy arcybiskupiej. Przy- jemne było miastu naszemu to doniesienie, które długo żądało i czekało tego wyroku S. stolicy względem ogłosze- nia błogosławionym swego opiekuna, i z wielka radością ta uroczystość jako pierwsza w kościele naszym była obchodzona. Jak przy końcu roku 1680. tak też z początkiem 1681 złowrogie znaki na niebie pokazywały się. Dnia bowiem 28. grudnia roku poprzedzającego, który był dniem ŚŚ. Młodzianków, pokazał się na naszym wido- kręgu o godzinie pierwszej po północy zwiastun wielkich odmian i nieszczęść na ziemi, kometa, którego ogon podług rachuby astronomów nad czwartą część ziemi zajmował, to jest od swojej głowy. Promienie ogona przestrzeń powie- trza do 1,352 1/4 mil zajmowały tak, że podług twierdzenia Słowakowskiego, astronoma krakowskiego, żaden z dziejopi- sarzów z tak wielkim ogonem komety nie widział, który wysokością wszystkie przewyższał planety, i równał się kuli Saturna, która większa jest od ziemi 891 razy. Czytaj rozprawę V. o kometach tegoż pisarza. Uważano, ze świeci pod równikiem pomiędzy gwiazdami jednorożca w stopniu drugim wodnika, nakształt gwiazdy drugiej wielkości, ogon rozciągając od zachodu na wschód; nie wszędzie jednak o tymże czasie widzieć się dawał. W kra- jach włoskich przy końcu jesieni się pokazał, a w Rzymie dnia 20 listopada r. 1680.; gdzie indziej piszą, że się dnia 24. i 27. listopada pokazał. W Krakowie matematycy i astro- nomowie spostrzegli dnia 29 grudnia tego kometę. Na jego widok hardziej niż na widok owej gwiazdy królów zadziwili się wszyscy i mali i wielcy, i wiele i roz- maicie i niepomyślnie o niej rozprawiano. Także wsze- chnica krakowska, owa płodna mężów uczonych i astrono- mów matka, zastanawiała się głęboko nad tem zjawiskiem, i sławni w tej sztuce mężowie wydali publicznie w tym ro- ku wyborne dzieła z swojemi postrzeżeniami pod względem ruchu, wielkości i skutków tego fenomenu, które dotychczas istnieją, i które wszystkim pragnącym to wiedzieć polecamy. Wszyscy jednakże pisarze jednego zdania byli, że ten kometa nic dobrego ludziom nie wróży, ale wszystko złe, jako to: rewolucye, spustoszenia królestw, upadki miast, woj- ny, upadki ludów, pomór, głód, choroby, śmierć książąt, wielkie tureckiego państwa wstrząśnienie i ucieczkę wojsk; i to nie napróżno, gdyż wszystko to w następnym wieku się potwierdziło. Inni mniej uczeni między ludem także bliski koniec świata przepowiadali z takiego wielkiego znaku, z bojaźni zapominając o słowach Ewaingelii: "Niewiadomy wam ni dzień ni godzina..." Trwał ten kometa i odbywał dalej swój bieg aż do pierwszych dni lutego, podług innych do dnia 5. lutego roku 1681. Jednakże każdego dnia i nocy niknął znacznie w swych własnych wyziewach i ogniach, słońca promieniem zapalonych, tylko obłoki przeszkadzały widzieć, jak nieszczęść przyszłych okazywał znaki, ponieważ, jak dobrze powiedział wierszopis: "Nigdy daremnym ogniem niezajaśniało powie- trze" Zobacz powrót kornetów Słowakowskiego Radcy, i szkic komety Ciechanowicza, astronoma wszechnicy krakowskiej. ROK 1681. Od lat poprzedniczych aż do roku tego 1681. pobie- rano ciągle podatek zwany "Subsidium charitativum", i usta- nowiono dla równego rozkładu także dla kapitulnych osób taksę, podług której każdy z własnego dochodu obowiązany był płacić do kas grodzkich 47 złp. 8. groszy i 2 pół sze- lągi. Nadto wyproszono także wyrok apostolski od papieża Innocentego XI., nakazujący płacenie wszelkich podatków wszystkim zakonom królestwa naszego, który przy końcu roku tego także kapitule naszej niby do przejrzenia prze- słany został. Nareszcie dnia 15 października Marcin Rzechoski, kus- tosz pełnomocny Konstantyna Lipskiego w roku 1677 obra- nego arcybiskupa a opactwa Jędrzejowskiego dożywotniego administratora, przyszedł do kapituły i bullę papiezką Inno- centego XI. w Rzymie pod godłem S. Piotra roku 1680. pierwszych dni kwietnia wydaną przedłożywszy, żądał, aby na mocy tejże jego pryncypała za arcybiskupa uznano, przy- jęto i do objęcia dóbr arcybiskupstwa przypuszczono; co też bez najmniejszego oporu uczyniono. I zaraz Adam Pias- kowski, archidyakon, urząd administratora złożył, któremu kapitulni za dobre, wszystkich zadowolniające piastowanie tego urzędu dzięki złożyli. Następującego dnia, który był 16 października we śro- dę, tenże pełnomocny kustosz Rzechoski przez Mikołaja Żi- chiniego, wyzwolonego z prawa kanonika, po poprzedniem uderzeniu w dzwon wielki uroczyście do kościoła wprowa- 51 dzony przysięgę prawnie przepisaną publicznie złożył, na stolicy arcybiskupiej zasiadł i o spokojnem wszystkiego obję- ciu uroczyście zaświadczył. Dla czego zaś tak późno aż po upływie 5 lat tę bullę w kancelaryi rzymskiej otrzymał obrany arcybiskup, niewia- domo, i podawano za przyczynę oczekiwanie na pewne opac- two do pomnożenia szczupłych dochodów arcybiskupstwa bardzo potrzebne. Jednakże powiadają drudzy, że inna była przyczyna tego opóźnienia bulli, a mianowicie, że zaraz po obraniu swojem na arcybiskupa krzyż na piersiach nosił, nim jeszcze z Rzymu do noszenia go pozwolenie otrzymał, dla tego czego prędko żądał długo czekać musiał. Kiedy król w naszej Rusi bawił, OO. Jezuici ciężkiej obrazy majestatu się dopuścili, tak że król pisał do Jene- rała Jezuitów list pełen królewskiego nieukontentowania, na zuchwałą dążność do coraz większego panowania i na wi- doczną chciwości zakałę tychże ojców mocno się użalając; jako świadczy Załuski w tomie 1. w części 2., gdzie list ten dosłownie jest przytoczony. Miał ten król najbitniejszy i o odebranie Kamieńca ustawicznie troskliwy wojnę turecką zawsze na myśli, dla której szczęśliwego rozpoczęcia zaprowadzony został poda- tek charitativum subsidium zwany, a przez papieża Innocen- tego XI. potwierdzony, i miał król sposobność do odniesienia pewnego zwycięztwa, ale że bez wiedzy samej rzeczypospoli- tej i zezwolenia stanów wojny zaczynać niemożna było, wiec sejm powszechny w Warszawie zapowiedział, który je- dnak dłużej przeciągniony dla swywoli wolnego głosu bez- czelnie i hardo z wielką szkodą rzeczypospolitej i z wielkim żalem króla zerwany został, jak to z czułej i prawdziwie królewskiej mowy na łaciński język przełożonej u te- goż Załuskiego w tymże tomie części drugiej pokazuje się. Już bowiem za panowania Jana Kazimierza przez usta- wiczne parcyalności, niezgody i szemrania przeciw królowi mnożące się do tego stopnia swywola wolności przyszła, że się szlachta nawet wyżej nad dobro powszechne ceniła. Ztąd poszło, że popędliwy i gorący umysł szlachty własnej korzyści w prywatnych zatargach szukać i stan rzeczypospo- litej psować zaczął, ztąd wynikały śmiało wyrządzane krzy- wdy, zapamiętałe nienawiści, pospolita u możniejszych po- garda praw i urzędów nawet dobrym nieprzepuszczających, ciągła intryg i buntów podnieta, tak że już w tym wieku gdy to piszę, nic dawnego i świętego pośród gardzącej karnością i łatwej do przekupienia szlachty niebyło, jeno gotowa do zgubienia rzeczypospolitej zaciekłość. Słusznie więc król ów mądry swywolne owe zerwanie sejmu wyrzucał. ROK 1682. W roku 1682 przybył nareszcie do swej katedry i swej pasterskiej stolicy długo oczekiwany arcybiskup Kon- stanty Samuel hrabia na Lipcach Lipski, w samą uroczystość S. Krzyża, która przypadała w trzecią niedzielę miesiąca ma- ja. Nad uroczystością i sposobem jego wprowadzenia na- radzała się wprzod kapituła, a obrzędy przyjmowania jego także w rocznikach swoich dla wiadomości potomnych za- pisać kazała, a przybyłego arcybiskupa powitał imieniem kapituły w mowie pochwalnej Konstanty Mrozowiecki, naten- czas kanclerz kapituły. Przybycie jego do miasta dosyć było świetne, a z or- szaku znakomitych gości, tudzież z przygotowań miasta i obywateli, jako od starych słyszałem, dosyć wspaniałe. W na- szym kościele miał na powitanie solenne kazanie Andrzej Krzysztof Załuski, podtenczas kanclerz królowej, jako sam w swojem dziele powiada; miała jednakże ta publiczna ra- dość, jak to zawsze zwykło bywać, i nieco smutnego. Jechał w swoim sześciokonnym powozie z kościoła na- szego po skończonem nabożeństwie do pałacu Arcybiskup, obywatele piesi w porządku swoim z chorągwiami na rynku miasta stali uszykowani. Ormianie w pięknym i kosztownym ubiorze wschodnim zwyczajem Turków konno jeżdżący, żą- dając pierwszeństwa o godniejsze miejsce się dobijać i oby- watelów pieszych porządek mieszać zaczęli, lecz ci za krzy- wdę sobie poczytując, że im chcą miejsce, które sobie pierwsi obrali, odebrać, ustąpić niechcieli, a gdy i Ormianie co- fnąć się niechcieli, do broni w ręku gotowi się wzięli, i zaraz między pieszymi Polakami i konnymi Ormianami niemała wszczęła się utarczka, z obydwóch stron zostało kilkuch ranionych, i gdyby Stanisław Jabłonowski z wojskiem swojem, natenczas dla honoru Arcybiskupa przytomnem, nie- był się w to wmieszał, więcejby w tym dniu krwi było popłynęło. Ta jednak kłutnia o pierwszeństwo nieskończyła się bez szkody dla stron obydwóch; Ormianie bowiem o honor narodu swego walczący, gdy chcieli rzecz swoją mężnie popierać, sprzeciwiając się wodza rozkazom, przemocą woj- ska na swoją ulicę zostali zapędzeni, i szkody znaczne tak w szatach kosztownych, jako też i koniach pożyczanych po- nieśli, a przytem naganę za śmiałość i wyniosłość przyjąć i obywatelom pokaleczonym koszta kuracyi zwrócić musieli; i tak ta radość dla wielu stała się smutkiem. Pomyślniejszym losem cieszyło się ich duchowieństwo; ich bowiem oficyał Zachnowicz przy osieroconej natenczas stolicy arcybiskupstwa swego prosił kapitułę, aby na proce- syach w czasie publicznych uroczystości, a osobliwie na Bo- że Ciało, miał miejsce przyzwoite pomiędzy kanonikami, a jego duchowieństwo ze względu na zjednoczonie z ś. kościo- łem rzymskim pomiędzy naszymi kapłanami, na co zezwo- liła kapituła, i przyjmując jego wstawienie się miejsce mu pomiędzy kanonikami nadliczbowymi wyznaczyła, zastrzega- jąc jednak wolne rozrządzenie w podobnym przypadku ka- pitulnym osobom i pozwolenie miejscowego pasterza. Ztąd, jak mniemam, powstał zwyczaj, że nasi ducho- wni prawą stronę przy procesyach publicznych ormiańskiemu ustąpili duchowieństwu, może dla zachęcenia do stałości w przymierzu z kościołem rzymskim. Żeby jednak ta uprzej- mość nieposłużyła kiedyś Ormianom za pretekst do upraw- nienia swego pierwszeństwa, sprawiedliwie teraz je uchylono i w granicach przyzwoitego wyszczególnienia zamknięto. Nakoniec przez szczęśliwe do miasta Lwowa przyby- cie na dniu 11. maja utwierdził sam swoją powagę Kon- stanty Samuel hrabia na Lipcach Lipski, już w tenczas opac- twa andrzejowskiego administrator dozgonny. Nieradbym ja w cale wspominać o haniebnych kapi- tulnych osób postępkach, które wolałbym głębokim pokryć milczeniem, niż rozgłaszać; ale że historya, jak mówią, jest matką prawdy, a tych mocno obwiniają, którzy ze wzglę- dów osobistych w pisaniu roczników prawdę ukrywają i o niemiłych wypadkach nieroztropnie milczą, dla tego z obo- wiązku przyjętego na siebie opowiedzieć muszę, jaką prze- ciw Stanisławowi Wojenkowskiemu, natenczas przełożonemu naszemu kapitulnemu, dla wielkich występków w klasztorze zakonnie Ś. Brygitty popełnionych, tu we Lwowie skargę wniesiono, którą sam arcybiskup Lipski w kapitule złożył i do swego sądu, tudzież wyznaczonych przez kapitule do tego mężów dla rozstrzygnienia odesłał. Albowiem w po- mienionym klasztorze popełniły wielki występek niektóre zakonnice. Rządziła ich klasztorem natenczas panna w la- tach , pełna religii, bogobojna i reguły swojej najpilniej przestrzegająca, Anna Milewska. Ta ponieważ wolne rozmo- wy, zadługie bawienie się niemi poza kratkami, i inne nie- przyzwoitości niektórych sióstr naganiała i karała, a osobli- wie w zakonnicy Konstancyi Modrzyńskiej, z pomienionym przełożonym spokrewnionej, częściej na rozmowach czas trawiącej, ten sam błąd postrzegając ostrzej ją karciła, przez tę i inne współwinowajczynie z sobą w zmowie będące otrutą została. Wiadomy był zaraz ten szkaradny występek i złość zdradziecka nietylko innym zakonnicom, ale najbardziej le- karzom i cyrulikom, a w końcu całemu miastu z wielką re- guły i klasztoru niesławą. Oddano tedy do więzienia: Nie- prskę i Konstancyę Modrzyńską i siostrę jej Krystynę; a inne o złym zamiarze wiedzące zakonnice rzecz, jak się stała, opowiedziały, i przełożonego, który był wujem Modrzyńskich, o podanie z umysłu trucizny oskarzyły. Ukarana była każda po wybadaniu na mocy wyroku arcybiskupa odebraniem starszeństwa, głosu, miejsca, zdarciem zasłony, niektóre ró- zgami , długiem więzieniem, usunięciem od rządów zakonnych, odesłaniem, niby na wygnanie, do innego klasztoru, i inne- mi podług winy karami; i wielka hańbę dotychczas niezma- zana znosić musi ten klasztor pomimo wielu niewinnych. Przełożony zaś przez ten czyn wielka sobie w mieście ściągnął zakałę i wiele zarzutów u wszystkich znaczniejszych, tudzież dla procesu przez instygatora wytoczonego a ucią- żliwego dla naszego arcybiskupa Lipskiego i przysłanych z ka- pituły sędziów: Jerzego Giedzińskiego dziekana i Konstante- go Mrozowickiego, kanclerza, natenczas anskultatora, na nie- które zarzuty nie bez zarumienienia się odpowiadać i sprawę prowadzić musiał z owym nareszcie skutkiem, aby po za- przysiężonych badaniach przez kanoniczne oczyszczenie się uniewinnił a potem kary pieniężnej 500 złp. zapłacił i w kapitule żadnego głosu, a w kościele żadnego honoro- wego siedzenia niemiał, który wyrok chociaż dla niego bar- dzo uciążliwy i prawu przeciwny, wolał przyjąć, niż apellu- jąc do wyższego sądu dłużej prowadzić sprawę. Stary kościół P. Maryi za bramą krakowską leżący, gdzie była pierwsza katolickiej wiary siedziba około r. 1407, jak Skrobiszewski w Żywotach arcybiskupów halickich świad- czy w rozdziale 2., a którego proboszcz, nim stolica arcy- pasterska z Halicza do Lwowa przeniesiona została, szafował obywatelom święte Sakramenta, straszny pożar zniszczył dnia 21. Sierpnia. Powstał ogień w domu kowala, słomą pokrytym, w części grodzkiej, zkąd wzmógłszy się dla wiel- kiego wiatru dostał się do kościoła i nietylko drewniany sufit i ołtarze wszystkie i ławki niżej położone w nim zni- szczył, ale nawet z wielką szkodą miasta i klasztor Bene- dyktynek o nieszczęście przyprawił. Rozmyślała . kapituła, jakby kościół staraniu jej wikarych powierzony do dawnego stanu przywrócić i podobne niebezpieczeństwo na potem odwrócić można. Także Dorota Daniłpwiczówna, ksieni rzeczonego kla- sztoru, najusilniej prosiła kapituły, aby poddanym swoim osadnikom w juryzdykcyi S. Jana niepozwalała stawiać do- mów słomą krytych i łatwych do zapalenia, i w istocie wyjednała swoją powagą, że wydano wyrok zakazujący, aby domów swoich owi czynszownicy na niebezpieczeństwa pożaru niewystawiali i dachy nie słomą lecz gątami po- krywać starali się, co najlepszem przeciw niebezpieczeń- stwu byłoby środkiem, lecz niedostatek ubogich rozporzą- dzeniu temu przeszkodził. Ta sama ksieni uprosiła też za wielką protekcyą ka- pitułę, że grunta przy kościele Ś. Wojciecha, które ona imieniem klasztoru swego posiadała, przyjęła, czyli raczej zamieniała za grunta bliżej kościoła wszystkich ŚŚ. i rze- czonego klasztoru się znajdujące. Po uczynionych kilku wymiarach gruntów odłożyła kapituła swoją decyzyę do dalszego czasu, o czem będzie wzmianka w roku następującym. Rozpoznawano także w kapitule, jakim sposobem młyn na przedmieściu krakowskiem naprzeiw wału miejskiego znaj- dujący się, z posiadłości kapituły wydarty i jakiem prawem ze szkodą kościoła sprzedany został, kiedy dokładnie wie- dziano, że ten młyn przez królewskie pismo z prawem po- bierania 3ciej miarki nadany został kapitule. Z tej przyczy- ny zostało też nakazane kanclerzowi i rzadcy wyszukanie wspomnionego pisma królewskiego czyli przywileju, znajdu- jącego się w archiwach kapituły. Ale chociaż dokument ten w archiwach kapitulnych teraz wyszukany został, przecież kapituła z tego młynu, może dla zaniedbanego używania swe- go prawa, nic niepobierała. Starano się mocno ze strony OO. Jezuitów o kanoni- zacyę w Rzymie błogos. Stanisława Kostki, wielu łaskami niebieskiemi i cudami słynącego, dla której wyjednania wielu znakomitych mężów do Papieża Innocentego Xl. z pokorną proźbą się udawało. Także i nasza kapituła na wniosek zrobiony przez O. Pelikana, kaznodziei swego, w imieniu całego kolegium lwowskiego, zapominając o krzywdzie we wsi Zimnowódka wyrządzonej, i dbała o poszanowanie rze- czy świętych, podała pokorną prośbę do Ś. Stolicy, która jednak równie jak i wszelkie inne zabiegi żadnego skutku nieodniosła, gdyż pociecha ta z rozporządzenia boskiego na inny czas, to jest na rok 1715 dla naszego królestwa była przygotowana. Uprzedzając grożące tureckiej wojny niebezpieczeństwa zajął się na mocy uchwały senatu królestwa Stanisław Jabłonowski, hetman wojsk koronnych, obwarowaniem Lwo- wa naszego, które przez wybudowanie przedmurzów i wałów jeszcze na pustej ziemi roku 1678. rozpoczął, a teraz w ro- ku 1682 przez rozwalenie kilku domów znacznie rozszerzył, wziąwszy do pomocy Jana Berensa, lutra, znającego się na jeograficznych fortyfikacyach. Za jego tedy błędną idąc ra- dą kazał z wielką pracą i wielkim kosztem miasta, »szelążne« zwanym, corocznie do 30,000 wynoszącym, prócz innych wydatków wał wielki, szeroki, długi i wysoki, od klasztoru karmelitów bosych aż po za klasztor karmelitów trzewiczko- wych, nakształt zasłony dla ukrycia wojska dostatecznej wystawić. Rozwalano tedy kosztowne i wielkie domy wielu przed- mieszczan, dworki po ogrodach z wielkim żalem i płaczem rozrzucano i przenoszono, jednym płacąc za grunt tylko a drugim wcale nic podług rozmiaru geometrycznego; wzno- siły się okopów wały a upadały budowy. Istnieje i długo istnieć będzie to acz wieloletnie jednak niepożyteczne i nie- doskonałe dzieło, na zdziwienie i pośmiewisko, dla obcych, bo nietylko wszelkiej obronie miasta przeszkadza, ale nawet nieprzyjacielowi dla dobywania onegoż za najlepszą ochronę posłużyć może. Z dniem 25 Lipca, który uroczystości S. Jakóba star- 52 szego jest poświęcony, nadszedł dla Żółkwi akt błogosła- wieństwa papiezkiego, przez namiestnika apostolskiego Palla- yiciniego naznaczony. Okoliczność la napełniła radością całą Żółkiew i ulice tego miasta. A najprzód przed połu- dniem król z królową środkiem szyków wojskowyyh śród radosnych okrzyków ludności i przy odgłosie muzyki woj- skowej tryumfalnym płaszczem ozdobiony w najświetniejszym orszaku senatorów do kościoła przvbvł. Gdy już królewski majestat zajął swoje miejsce w świą- tyni, namiestnik apostolski powozem królewskim, poprzedza- nym wielu sześciokonnenn pojazdami senatorów, przyjechał i z pierwszymi swymi urzędnikami szyszak dyamentami lśnią- cy i różę szczerą złotą dowcipnie i pięknie wyrobioną nio- sącymi, w orszaku o biskupów wszedł do kościoła. Po złożeniu obojgu królestwu należnego uszanowania miał sam namiestnik apostolski przemowę na cześć króla, i przeczytał publicznie pisma apostolskie z błogosławieństwem papieża rzymskiego. Potem w imię Ojca S. Innocentego XI. miecz królowi podał i na jego głowę szyszak lśniący perłami zasadził. Przystąpiła potem i królowa i z ręki na- miestnika różę złotą otrzymała z błogosławieństwem papiez- kiem. W końcu odprawione zostało w kościele solenne nabożeństwo na intencyę szczęśliwego powodzenia przez 6 infułatów, między którymi także nasz był arcybiskup, któ- rzy hymny święte i psalmy śpiewając, najsławniejszemu kró- lowi do papiezkiego także swoje pasterskie dołączali bło- gosławieństwo z najlepszą względem przyszłości wróżbą. ROK 1683. W roku 1683. pewny młodzian luterskiesjo wyznania trudniący się handlem sukna przez złość swojej sekty z ubli- żeniem o papieża, porownywając go z Mahometem, publicznie mówić się ośmielił. Oskarżony za to przed konsulami zo- stał , do zamkniętego więzienia na rok i na dzień jeden skazany, tudzież żelżywe wyrazy swoje odwołać i na opo- rządzenie muru przy cmentarzu 300 marków zapłacić mu- siał, z więzienia został w prawdzie po kilku tygodniach, po- nieważ pokornie prosił, wypuszczony, ale resztę wyroku mu- siał koniecznie dopełnić i zasadzona karę pieniężną wypła- cić, do której w następującym roku kapituła dołożyła jeszcze 200 złp., i tak mur upadający naprawiono, a ów młodzie- niec po kilku lalach katolikiem został. Przełożony kapituły Wojenkowski, z Starosta sanockim wiodący spór o grunta przyległe do wioski kapitulnej Czyr- kasy, w trybunale Lubelskim swoim kosztem, do 10,000 złp. jako powiadał wynoszącym, zyskał wyrok na rzecz kapituły. A że wykonanie tego wyroku na gruncie znacznych jeszcze wymagało kosztów, zabezpieczyła kapituła temuż przełożo- nemu zwrócenie wszelkich łożonych na to wydatków. Prokurator kapituły złożył w tym roku do aktów ka- pituły rewers własna ręką Jana Szczepana Wydżgi, niegdyś przełożonego Lwowa a w ówczas Prymasa królestwa i Ar- cybiskupa gnieźnieńskiego w dwóch exemplarzach podpisany, który wystawił oddając książki z archiwum kapitulnego na swój własny użytek wypożyczone. Ten rewers złożony był w aktach kapitularnych i chociaż kapituła kilkakrotnie o oddanie tych książek się upominała, nigdy jednak ich nie- oddano, dla tego księgi owe i rękopisma znakomitych au- torów daremnie, ponieważ dotychczas rewers ów do prze- słania pozostaje, dla archiwum naszego zginęły, z tym wię- kszym żalem, że z wielkiego majątku swego po zgonie pozostałego nic naszej kapitule ani kościołowi niezapisał. Arcybiskup Lipski w tym roku 26 stycznia Adama Piaskowskiego, archydyakona wyzwolonego z prawa, jeneral- nym swym oficyałem obrał i mianował. Przvczvna tej zwło- ki była podług opowiadania starszych ta okoliczność, że pod względem zarządu dóbr arcybiskupich w ciągu opróżnienia stolicy, kiedy arcybiskup przez o lat przyjazd swój odwle- kał, zaszły między obudwoma rożne nieporozumienia, a ar- chidyakon musiał wszelkim pretensyom czy słusznym czy niesłusznym z uszczerbkiem swego honoru zadość uczynić. Daleko większego jednak zamięszania narobił Jan Ber- natowicz, ormianin, mąż niepośledniej powagi, ale przez sza- leństwo swoje sam sobie szkodliwy. Chociaż bowiem cały naród Ormiański we Lwowie przystąpił do unii z kościołem rzymskokatolickim, on przecież chciał zostać wyświęconym przez swego patryarchę szyzmatyckiego na ormiańskiego bi- skupa w Kamieńcu, które to biskupstwo do arcybiskupstwa lwowskiego należało. Nieomieszkał pomścić się za tę obrazę stolicy apostolskiej kardynał Pallavicini, arcybiskup Efezyński, i nuncyusz papieża Innocentego Xl. w królestwie polskiem, albowiem wydał zakaz w Krakowie dnia 15 sierpnia, aby nikt tego Bernatowicza biskupem nie uznawał i nienazywał ani też honoru, posłuszeństwa i uszanowania mu nieokazy- wał, lecz owszem jako usurpatora i najeźdźcę kościoła or- miańskiego potępiał i unikał. Zakaz ten podał do aktów konsystorskich O. Bonazoni, prefekt papiezkiego seminaryum dla alumnów obrządku ormiańskiego w mieście naszem, na dniu 25 sierpnia r. b. Przez ks. Jana Jagodzińskiego, Dyakona gnieźnieńskie- go, podana została do aktów konsystorskich taryfa zimowe- go podatku dla wojska z roku 1677 przez przewielebnych arcybiskupów i biskupów królestwa polskiego ułożona i własnoręcznie podpisana, którą, ponieważ znajomość jej i na przyszłość przydać się może, z wspomnionych aktów kon- systorza naszego wiernie tu wypisuję: Koekwacya taryfy na sumę leż zimowych z biskupstw i z Dyecezyi proporcyonalnie do sumy 250,000 na sejmie w Warszawie dnia 7 kwietnia roku 1677. Archidyecezya gnieźnieńska ...........................................złp. 40,000. lwowska 1,000. Dyecezya krakowska ....... 111.000. kujawska ....... 23,600. poznańska ....... 18,300. płocka 16,000. warmińska ....... 27,500. łucka 2,000. przemyska ....... 3,500. chełmińska ....... 5,300. chełmska ....... 5,300. Andrzej Olszowski arcybiskup gnieźnieński Stanisław Dąbski biskup łucki i administator biskupstwa władysławow- skiego, Stanisław Święcicki biskup chełmiński, Jan Szczepan Wydżga biskup warmiński, Jan Małachowski biskup kulmski, Andrzej Trzebicki biskup krakowski, Szczepan Wierzbowski biskup poznański, Bonawentura Madaliński biskup płocki, Addytament 50,000, aby wynosiła suma 300,000. od J. M. ks. ks. Biskupów deklarowana, przydając do każdego tysiąca 2,000 więc proporcyonalnie tak wypada: Z Archidyecezyi gnieznieńskiej....................złp. 8,000. lwowskiej.................................................. 200. Z Dyecezyi krakowskiej ....... 22,200. kujawskiej ............. 4,720. poznańskiej................................................... … 3,700. płockiej … .. 3,200. warmińskiej .............. 5,500. łuckiej .............. 400. przemyskiej..................................................................... 700. chełmińskiej .............. 1,600. chełmskiej ............... 320. I podług tego porównania odwożono do Lwowa na- szego przez komisarzów kapitulnych rocznie w pojedyńczej podwójnej i potrójnej proporcyi przeznaczone na wypłaty wojskowe pieniądze, nie bez ciężaru dla obywatelów z po- wodu zajmowanych exoficio daremnie, a często niezmiernie niszczonych przez świeckich pomieszkań i budynków. Czy- taj akta konsystorskie we Czwartek 16 Grudnia r. 1683. Po strasznym ogniu przeszłorocznym stał okopcony dymem i przemokły od śniegów i deszczu kościół P. Ma- ryi na przedmieściu krakowskiem przez rok prawie cały Jednakże mimoto odprawiano w nim chociaż pod golem niebem Przez 3 dni na zielone Świątki za staraniem strzel- ców zwyczajne nabożeństwo. Niedługo jednak była w żałobie ta boska oblubienica, Jakób Józefowicz, konsul i lekarz, podjął restauracyę kościoła w tym roku własnym kosztem, pokrył go gontami, i wiele innych sprzętów do nabożeństwa i ku czci boskiej potrze- bnych sprawił, szlachetna zaś i pobożna pani Sklońska in- ne sprzęty sprawiła, i tak znowu słyszano glosy spiewają- cych na chwałę Bogu i P. Maryi w tym kościele. Nakoniec podług ostatniej woli Stanisława Majdasiewicza Radcy, lwow- skiego, jako w roku 1690 opowiem, wystawiono ołtarz wielki za kwotę 2,000 złp. w tym kształcie, w jakim dotychczas istnieje, który obrazem Matki Boskiej, w ołtarzu Mansyona- rzów przez wiele lat czczonym i łaskami słynącym, ozdobio- ny został. Obraz naszej kaplicy Domagalicza nową łaską Najwyż- szego widocznie udarzony został. Zapadło było na niebez- pieczną słabość królewskie dziecię, dla uciechy rodziców przed chrztem Amor a potem Konstantym nazwany. Tego dziecięcia wątpliwe życie poleciła czułość królowej, aby ma- leńki pod ciosem słabości nie uległ, Pannie Maryi w tym obrazie pobożnie czczonej, a ponieważ zdrowie odzyskało, na podziękowanie za łaskę tablicę złota z wizerunkiem dzie- cięcia temuż obrazowi ofiarowała. Ten rok, po krótkim wypoczynku strudzonego tylu bi- twami wojska, rozpoczął na nowo nieszczęsnej wojny tu- reckiej dramat i otworzył smutną widownię zmieniających się bez ustanku losów. W tym roku bowiem na sejmie w Warszawie odbytym i szczęśliwie ukończonym zostało za stateczna zgodą stanów królestwa przeciw potędze otomańskiej, w pośrodku sąsie- dniego królestwa węgierskiego ze wszystkiemi wojskami się zbierającej, z Cesarzem Leopoldem I. przymierze zaczepne i odporne zawarte, i uroczysta przysięgą w ręce najwyższego pasterza Innocentego XI., którego wielkim staraniem i pracą to wiekami pamiętne skojarzenie państw stanęło, przez kar- dynałów opiekunów królestwa naszego stwierdzone. W sku- tek tego zostało pomnożenie wojska polskiego i litewskiego do 40,000 postanowione, i pobór podatków tak nowych jako też dawniejszych dla wojska bez zwłoki nakazany. To niemogło być tajemnicą dla Cesarza Tureckiego, co się tak publicznie działo, dla tego w złości największej Wezyra swego z wojskiem nad 200,000. wynoszącem, jak gdyby pewny zwycięztwa na wojnę wyprawił, który wprost ku Wiedniowi austryackiemu omijając po drodze wszystkie twierdze wyruszył i miasto to, niespodziewające się bynaj- mniej oblężenia, dokoła opasał. Przybyli też razem z tak wielkiem wojskiem tureckiem nierozdzielni jego towarzysze, liczne zgraje Tatarów krymskich z Hanem swoim, jakoteż Siedmiogrodzia, Multan i Wołoszczy- zny hospodary z wojskami swemi, a oprócz tych Tekoeli, sprawca tej wojny, z Węgrami zbuntowanymi przeciw cesa- rzowi Leopoldowi; i było wojsko to bardzo liczne w wielkich namiotach szeroko rozłożonych, w wojenne przybory dobrze zaopatrzone, a śmiałe do boju i nadęte do tryumfu. Czytaj opisanie tej wojny Wezpaziana Kochowskiego. Kiedy się tak scisłe oblężenie Wiednia przez tak wiel- kie wojsko zaczęło, cesarz Leopold królowi umowy zawarte dobitnemi listami częściej przypominać zaczął. I król też nieociągał się wcale, na prace, niebezpieczeństwa i wydatki własne, ponieważ obiecane z województw kwoty dla 36,000 wojska przepisanego niewystarczały, nie wiele zważając, aby uciśnionemu miastu dopomódz i na żyzne sławą pole wy- ruszyć, tyle tylko czasu dla odbycia podróży od cesarza żądając, aby oblężenie Wiednia, pewny będąc posiłków, do przyszłego miesiąca statecznie i mężnie wytrzymał. Bawiło jeszcze wojsko rzeczypospolitej na granicach Podola na wyznaczonych stanowiskach, jako w roku 1678. powiedziałem, ale gdy przez spiesznych gońców przysłane zostały rozkazy, ruszywszy z Trębowli na wyznaczone miej- sce pod Kraków z początkiem Sierpnia przybyło, gdzie też pospieszył i król sam z najszlachetniejszymi Polakami. Lecz to wiekami pamiętne najsławniejszego miasta oblężenie, z jak wielkiem niebezpieczeństwem zaczęte, z jak wielką wytrwałością i stałością, z jak pomyślnym skutkiem rozwiązane, z jak wielką sławą, zwycięztwem i odzyskaniem miast przez króla naszego powetowane zostało, wiele pisa- rzów ku nieśmiertelnej sławie z wielkiemi pochwałami po- tomności podało. Nigdzie jeszcze los wojny nieokazał wy- raźniej , na jak słabym szczeblu stoją wyniosłości, jak pod Wiedniem; tam bowiem powalony został kolos, tam upadła potęga Azyi. Mnie jednak słabemu pisarzowi w dziedzinach Rusi bawić, zaczętej powieści osnowy nie przerywać, a z dru- giej strony zwycięztwo Rusi opowiadać myśl pokorna doradza. Gdy król wiodący posiłki oblężonym do Raciborza przybył, aby Ruś naszą od Tatarów zajadłych ubezpieczyć, z drugiej strony dla wstrzymania machometańskiej potęgi nagle wojnę rozpoczął. Odłączył bowiem od swego wojska Druszkiewicza, Kasztelana lubaczowskiego, męża doświadczo- nego w boju i z troskliwości o dobro publiczne znanego, i do wojska kozackiego niedawno pod wodzem Kunickim świe- żo spisanego w charakterze jeneralnego komisarza go wy- prawił, który zaopatrzony w pancerne chorągwie i konnicę nagle ku Dunajowi wyruszył. I z szczęśliwym skutkiem udał się Druszkiewicz do Kunickiego, Kozacy bowiem i Wołosi, którzy wojsko Ku- nickiego uzupełniali, z wodzem Kunickim od króla danym i z naszemi posiłkami połączeni, wyruszywszy ze Soroki wiel- kie i znaczne porobili postępy, bo przeciągając techińskim gościńcem ponad brzegiem Dniestru po obszernych krainach 53 chaty Tatarów niespodzianym ogniem, w owych okolicach nieznanym, długo palili, ich żony i dzieci bez różnicy za- bijali, chrześcian bardzo wiele z niewoli wybawili, i Biało- gród, miejsce sławne z pobytu Owidyusza poety rzymskiego i wygnańca, turecka załoga obwarowane, chociaż nie zdo- byli do koła ogniem zniszczyli. I tak bez żadnego oporu aż do brzegów czarnego mo- rza dotarli, albowiem Tatarzy, którzy mieszkającym do koła narodom nigdy spokoju niedawali, teraz już przerażeni swe- mi klęskami nic na swoją obronę przedsięwziąć nieśmieli. Nie próżnowały także na Wołoszczyznie chorągwie polskie; Jassy bowiem, stolicę Hospodara Wołoszczyzny i samego Stefana Hospodara na stronę króla przez poddanie się przeciągnęły. Nareszcie w sam dzień S. Barbary pod Tyglotynem z nadchodzącymi Turkami i Tatarami z wielkim zapałem bój stoczyli, i stanowcze nad nieprzyjaciołmi odnieśli zwycięztwo. Z doświadczenia wiadomo, że żołnierz domowy, który w oj- czyznie jak szkło bywa kruchy, na nieprzyjacielskim gruncie twardszym się staje od stali, tak też i owe acz szczupłe wojsko kozackie wiele mieszkańców ośmielonych na swojej ziemi do ucieczki zmusiło. Bliższych tej potyczki szczegó- łów opowiadać niewiadomość mi niepozwala, z listu jednakże samego Kunickiego, pisanego do króla, wyjątek tu przyta- czam, który Kochowski w swoich dziełach na karcie 89. drukiem podał, a jest on następującej treści: Co tylko sił nieprzyjacielskich pod Tahinią i Białogrodem z Tatarów, Spa- hów i Janczarów było, to wszystko pod dowództwem dwóch Kajmakanów czyli przełożonych z nim się potykało, ale po- mimo mężnego oporu zostali Turcy i Tatarzy przez Koza- ków i Wołochów rozbici, przełożeni Techiński i Białogrodz- ki polegli w walce, więcej nad 10 Murzów znaczniejszych złapano, a Alibeja, wodza konnicy, ubito śród kłótni wszczę- tej między tymi, którzy go pojmali. Za to zwycięztwo król odebrawszy wiadomość publiczne dziękczynne nabożeństwo w kościele katedralnym krakowskim przy trumnie Ś. Stanisława biskupa i męczennika, gdy z wy- prawy węgierskiej powrócił, w przytomności swojej odpra- wić kazał. I powszechnie przyrównywano to do cudu, że Turcy i Tatarzy tak liczni z taką klęską swoich, ponieważ do 4. mil trupami drogę zasłali, z pola ustąpili, kiedy ani Kozacy ani Wołosi z zastanowieniem wszystkich słuchają- cych ani jednego ze swoich w tak wielkiej bitwie nieutra- cili. Dobrze jednak powiedział ktoś, ze co przewyższa zwykły stopień szczęścia, smutnym bywać zwykło; co w ro- ku przyszłym się pokaże. Kiedy wojska nasze ze stanowisk do Rakuzkiej ziemi postępowały, Budziaccy Tatarzy na Wołyń wpadli i paląc wioski znaczne szkody mieszkańcom wyrządzali. Ale nie- bawem przez Potockiego, kasztelana krakowskiego, do strze- żenia granic przeznaczonego, zostawszy pobici i rozpędzeni poznali, że król długie ma ręce, któremi nawet z daleka nieprzyjaciół dosięgnąć i swoją potęga zgromić ich może. Po skończonej wojnie powrócił król uwieńczony lau- rem zwycięztwa na dniu 23. grudnia do Krakowa, które to miasto, od dawna żadnemi nieszczęściami nie nękane, swego najwyższego Gościa z największemi honorami przyję- ło, łuk tryumfalny przed ratuszem z tak wielkim wydatkiem wystawiło, jak wspaniałość tryumfu wymagała, i mowami i bankietem Go uraczyło. A ponieważ tamże Święto Na- rodzenia Pańskiego przepędzał król z królową, która pod- czas całej wiedeńskiej wyprawy w Krakowie na ustawicznem nabożeństwie nawet nocy trawiła i z radością zwycięzcy powracającemu naprzeciw wyjeżdżała, więc za staraniem zjeżdżających się zewsząd Senatorów i szlachty w dzień S. Ja- na ewangelisty sztuczne ognie na część króla tam wypra- wiano, jednak nie bez szkody widzów, z których wielu przy- mieszanemi zdradliwie przez sztukarzy ogniowych kulami skaleczonych, zranionych i osmolonych zostało. Nasi zaś żołnierze po największej części do Rusi, jak gdyby do swego dziedzicznego powracali siedliska, niektórzy obładowani łupem, bardzo wiele głodem, zimnem i niewy- godami wojny osłabionych i znękanych, wielu chorobami zebranych niedostawało, a nieco przez nieprzyjacioł ubitych. I tak pomiędzy znaczniejszymi pierwszy Hieronim Sieniawski Wojewoda wołyński, hetman polny, który skończywszy zawód wojskowy, bardzo zasłużony w kościele i w wierze prawowiernej, pełen chwały z wycięztw nad Turkiem odnie- sionych, z tym się rozstał światem, powracając na samej granicy, w Lubowni; ciało jego zostało zaprowadzone do grobów familijnych do Brzeżan i tamże odpoczywa. Stratę tego sławnego bohatera, chociaż i inni sławni lecz mniej znakomici mężowie z zbytniego używania wina w ogrodach czyli piwnicach węgierskich powoli poumierali ściągnąwszy sobie ból żołądka, wynadgrodziła do niedawna wątpliwa jeszcze a teraz już pewna wiadomość o okropnej śmierci Mustafy, najwyższego Wezyry, który na rozkaz Ma- chorneta IV. cesarza tureckiego, za poniesioną klęskę pod Wiedniem i Parkanami, i dla pewnego podejrzenia, tudzież dla nienawiści, że przeciw chrześcianom, jak się przechwa- lał, własnym kosztem tak wielką wojnę miał podjąć, jak gdyby ogromne bogactwa otomańskie jeden niewolnik Cesarza swego skarby swojemi wesprzeć był w stanie, posłanym mu w liście czarnym jedwabnym stryczkiem uduszony, i razem niespo- dzianie sztyletem w piersi pchnięty został, w sam dzień Na- rodzenia Pańskiego. I mówią, że nie opierał się też w cale temu wyroko- wi, lecz pokornie kark pod stryczek, piersi pod puginał poddał, i na wieczne czasy dowód smutny na sobie zosta- wił, że: gwałtowną ręką nikt długo nie utrzymał rządu. Trwa tylko umiarkowanie. Im wyżej szczęście wyniosło i wywyższyło człowieka, tym więcej szczęśliwy uniżać się powinien i różnych lękać losów. Tak pisze Seneka. Tak ten rok wielkim bojem i znacznemi zwycięztwy zakończyła Ruś nasza. ROK 1684. Rok 1684. niech rozpocznie szczęśliwy przyjazd na Ruś króla Jana III, do którego przyjęcia przeznaczony Kon- stanty Mrozowicki, podtenczas kanclerz kapituły, z drugim kanonikiem króla i królowę imieniem kapituły w Jaworowie powitał, asygnacyę na sól Drohobycką u Administratora wyrobił, i wyrok względem złożenia pieniędzy dla kapituły w Kulikowie oznajmił. Nie mniej niż obawa napadów nieprzyjacielskich drę- czyła kapitułę napaść osób świeckich; Karczewski bowiem, Chorąży ziemi lwowskiej, liczne i wielkie szkody w wiosce kapitulnej Chodowicach przez gwałtowne odebranie gruntów łąk i wycięcie lasów poczynił. W Czołhanach zaś niejaki Zuranowski kawał gruntu kapitulnego, o który przez kilka lat się prawował, w tym roku sobie przywłaszczył i zasiał. Ale większy jeszcze żal miała kapituła do OO. Jezuitów zgromadzenia lwowskiego, od których choć zawsze ich ko- chała i poważała, we wsi Zimnowódce pod względem gra- nic wiele krzywd ucierpiała. Co do pierwszych sądziła ka- pituła, że jej prawnie postąpić należy, z Jezuitami zaś w ugo- dę wejść chciała, i posłańców z pomiędzy siebie wyznaczyła. W klasztorze zakonnic S. Brygity na przedmieściu krakowskiem pokazała się w tym roku zaraza morowa, na którą, jak powiadano, w jednym tygodniu 15 pobożnych, i cnotliwych zakonnic, jak gdyby od jednego ciosu ponieważ na jedną chorobę zginęło. Mówiono, że sobie, tę zarazę przez list ściągnęły, i z tej przyczyny nakazano ich unikać i niewchodzić do tego klasztoru, z 50. w którym niegdyś zakonnic dotąd zaledwie kilka jeszcze pozostało przy życiu. Chociaż książęcia hospodara Wołoszczyzny, męża wiel- kiego i majętnego, setnik królewski Dymidecki, pobiwszy wojsko jego, pojmał z wielu znaczniejszymi pod Soczawą i pod straż Wilczyńskiemu oddał, a do rządu Wołoszczyzny Szczepana Pietryczeńka, o którym w r. 1673. mówiłem, zno- wu nasz król powołał, dowiódł przecież dokładnie tego ro- ku początek, że los rzeczy ludzkiemi bez porządku rozrządza, prawą ręką dary rozdając, a lewą trzymając pociski, jak ktoś dobrze powiedział. Albowiem owe wojsko kozackie , które tak szczęśliwie i mężnie pod dowództwem Kunickiego nie- przyjacioł wiary chrześciańskiej na Wołoszczyznie nękając jednym ciosem zgubne zamachy niewierności i niezgody zniweczyło, teraz samo swoje zwycięztwa smutnym wypad- kiem tamże zakończyło. Połączył był Kunicki swoich Zaporowskich Kozaków z orężem Wołochów i z zdradliwemi zawsze ich wojskami, i naradziwszy się z znaczniejszymi Wołochami, aby Hana naprze- ciw nim dążącego uprzedzić, prosto do Reniowa wyruszył. Han dowiedziawszy się, że przeciw niemu dąży, w tył się cofnął ku brzegom Dunaja, i tam zebrawszy Turków, Ta- tarów i Jańczarów w znacznej liczbie, i dobrze w działa za- opatrzony wyruszył śmiało przeciw Kunickiemu i nagle przy wiosce Tabaka, dnia 30 grudnia roku przeszłego 1683, z ty- łu wojsko chrześciańskie napadł. Nie unikał i Kunicki walki, lecz wystąpił na pole ze swymi i oparł się mężnie, chociaż w rzeczy samej miał tylko 5,000, a tamten się przed kró- lem chwalił, że dla lepszego żołdu miał 30,000 porządnych wojowników. Dnia jednak następującego Kunicki zasłoniwszy się wo- zami do Petryna spiesznie cofać się zaczął, przez cały ten dzień z nieprzyjacielem zacięcie się potykając. Te gonitwy i utarczki trwały aż do dnia piątego, którego w Petrynowie milę od Prutu się zatrzymał. Tam panowie wołoscy widzący że potęga niewiernych bardzo na nich naciera i tak wię- kszemi działami, jako tez ręczną strzelbą całemu wojsku uciążliwą być zaczyna, zrobiwszy między sobą potajemną naradę, dnia 4. stycznia, w któryto dzień podług dawnego kalendarza Narodzenie Pańskie obchodzono, rano ze swojem wojskiem ucieczkę przedsięwzięli i przez Prut się przeprawili. Co widząc Zaporowscy tak mocno się zatrwożyli, ze także opuściwszy wozy, chociaż ich daremnie Kunicki do powrotu wzywał, haniebnie uciekli, a za nimi i sam Ku- nicki uciekać zmuszony do Jass przez Prut się przeprawił, skarząc się na wiarołomstwo i haniebną zdradę Wołochów. Pozbierał jednakże rozpierzchnionych swoich Kozaków koło Jass i z nich znowu zjednoczył swoje wojsko, któremu mało tylko, jak sam w swoim liście pisał, niedostawało, i z niem znowu na Ukrainę dla odpoczynku się udał. Dla tego wojska, aby uniknąć potwarzy, wodza Jabło- nowskiego o pieniądze prosił. Uskarzał się też na Woło- chów, ze kłamstwem tylko oddechają, że zdradliwie i chy- trze z nim sobie postępowali, i radził, aby im na przyszłość nigdy już niewierzono, a królowi i rzeczypospolitej wierne usługi swoje ofiarował. To z listu samego Kunickiego pod dniem 9. stycznia z Jass do Jabłonowskiego roku tego 1684. pisanego, który Załuski w Tomie I. części II. umie- ścił, wyczytałem. I udał się ów Kunicki na Ukrainę, ale Pietryczeńka Wojewodę i hospodara Multańskiego, bez wszelkiej pomocy zostawił. Tymczasem Tatar swywolny, jak gdyby po wiel- kim zwycięztwie, i na Wołoszczyznie bynajmniej nie pobła- żał, lecz jak gdyby z rozkazu Porty i Hana wszystko, co tylko spotkał, ogniem i mieczem niszczył. Nieustąpił jednakże natychmiast z Wołoszczyzny Pie- tryezeńko, ale dzielny stawił opór; Tatarów 300 dla pojma- nia go posłanych przez swych 60 Wołochów rozpędził, a Tatarów budziackich, ustawicznie jego wozy niepokojących, za- wsze ze zwycięztwem odpędzał. Ale ponieważ Wezyr innego hospodara Demetrego, ina- czej Dymitraszka, na Multanach ustanowił, a Bojary, to jest szlachta wołoska, swe głosy Kantymirowi dali i jego z po- między siebie obrawszy potwierdzenie swego wyboru przez Seraskiera wodza tureckiego otrzymali, tedy pomiędzy Wo- łochami wszczęła się wielka niezgoda, z czego wynikło, że niektórych z pomiędzy siebie do cesarza tureckiego posłali z prośbą, ażeby ich przełożonym chciał Kantymira uczynić; lecz cesarz podług swego widzimisię odprawiwszy ze wzgar- dy proszących, Demetrego hospodarem Multańskim uczynił, a Kantymira z tej godności zrzucił. Widział to i ubolewał nad tym Petryczeńko, że mu niesprzyjają Wołochy, i że jego sprawa jest niebezpieczna, dlatego zmuszony ustąpić nieprzychylności losów do Socza- wy się udał; a chociaż Jabłonowski hetman wojska nasze- go znaczny posiłek, to jest 45 chorągwi mu posłał, i Za- porowskiemu wodzowi Kunickiemu nakazał, aby dla wyna- grodzenia poniesionej klęski rzeczonemu hospodarowi poszedł na pomoc, to niestety owe chorągwie naszych dla wielkich śniegów dopiero ostatnich dni lutego do niego przyszły; a chociaż wodzowi Zaporowskiemu nie próżny rozkaz do bo- ju, jak powiedziałem, lecz z pieniędzmi i z 1,300 całemi postawami sukna Jabłonowski przez kasztelana lubaczowskie- go dla 15,000 Kozaków posłał, i tenże 50,000 złp. i sukno podług rangi wojskowej miedzy nich rozdzielił, jednemu więcej, drugiemu mniej dając : — to jednak niesprawiła dobre- go skutku ta hojność. Wiarołomni bowiem Kozacy i grecką chytrością, skłon- ną tylko do zbrodni i zdrady, frymarczyć zwyczajni, a nad- to przekupieni obietnicami Carów moskiewskich, którzy im po 30 złp. od konia i suknie obiecywali, i wzajemnemi niezgodami między sobą podzieleni tak konni jak i piesi, kilku najznaezniejszych z pomiędzy swoich, stronę Kunickie- go popierających, i naszych pozabijali i rozbiegłszy się na wszystkie strony jedni przez Zaporoże do Moslina poszli, drudzy, a osobliwie piesi, do rozmaitych obozów i po różnych miejscach swoich zbrodni sie rozpierzchli. Aby jednak nie odejść bez występku i bratobójstwa, którego sie często do- puszczają, wodza swego Kunickiego, pod którego dowództwem tak szczęśliwie walczyli, mocno zbitego i prawie na śmierć znękanego do działa przykuli i nieprzyjaciołom na pośmie- wisko zostawili; inni jednak Mohyłę wodzem Zaporowskim obrali. I tak gdy Petryczeńko hospodar wołoski, wierny kró- lowi i rzeczypospolitej przez smutną zmianę losu większą część wojska od siebie oderwaną ujrzał, dłużej ze swoimi, których do 1,000 rachował, na Multanach zostawać nie- mógł i z niemi do Doroja uchodzić musiał, Jassy bowiem Tatarzy zajęli, a Semeniowskich kilkaset Kozaków, którzy pod Setnikiem Staneckim wojowali, nowego hospodara De- metrego przyjęli. Ale ci bezbożnicy zdradą się splamili, bowiem setnika Staneckiego związanego Demetremu wydali, aby przez niewierność na względy sobie zasłużyć, i w isto- cie otrzymali za to w nagrodę darunki, żołd i życie; tak zawsze dla występków przez występki bezpieczna jest dro- ga ; jak mówi Seneka w Agamemnonie. Dla tych bowiem semeniowskich Kozaków posłała rzecz- pospolita za wdaniem się Piotra hospodara 30,000 złp. któ- remi spodziewał się ich ułagodzić i w posłuszeństwie utrzy- mać, ale wątpliwe oczekiwanie przyrzeczonych a nie wy- płaconych pieniędzy już ich nieprzyjaciołmi jego uczyniło, i tak wszyscy Wołosi, nawet ci, których Petryczeńko bronił, powoli w jego największych nieprzyjacioł się przemienili, i aby swoją nieprzyjaźń czynem okazać, zaraz Petryczeńkowi owemu 15,000 wołów i owiec zajęli, tudzież 20,000 roz- maitego bydła na pola Sniatyńskie wypędziwszy, jak gdyby mszcząc się za wielkie rabunki jego nagle zabrali. Dla te- go ten Job bogaty w trzody nagle został ubogim. I już śród wątpliwych okoliczności do wojny się nie mieszał, lecz we wsi Mokoniowie i jej przyległościach, z łaski królewskiej jemu i jego żonie w ziemi przemyslkiej odstąpionych i da- rem nadanych, w sukni przetartej, z zapuszczonemi wło- sami i brodą, okazując w twarzy i w ubiorze znakomity nie- stałego szczęścia przykład, z żoną i z przyjaciołmi spokojnie żyjąc, wkrótce dni swoje zakończył. Pozostała po nim wdowa weszła wkrótce powtórnie z Greczynem Halepińskim w śluby małżeńskie, i z tym dłużej żyła, aż nagle zapadłszy na jakąś słabość w pojeździe umarła i wkrótce męża za sobą do grobu powołała, Turkulcowi i innym powinowatym, po- nieważ potomstwa niemiała, majątek znaczny do podziału zostawiwszy. Podczas gdy stosunki Wołoszczyzny co raz bardziej się pogorszały, zostawała też nasza Ruś i jej stolica w nie- małej obawie, ponieważ Tatarzy w wielkiej liczbie rozsypani Zbaraż i Wiszniowiec opanowali i wycieli, koło Jampola i Zachora część mieszkańców uprowadzili a część wymordo- wali, Krasiłów spustoszyli, Przygrodek szturmem wzięli tak, że mało kto zaledwie do zamku się schroniwszy uszedł strasznej śmierci, i Leśniów niedaleko Brodów zrabowali. Także Zaporów na Pokuciu został po zabraniu mieszkań- ców w niewole zrabowany i spalony. Nasze zaś wojsko, które Pietryczeńkowi posłane było a teraz już pod skarbnikiem koronnym zostawało bardzo szczupłe w liczbie, chociaż 45 chorągwi oprócz Kozaków do dwóch legionów rachowało, musiało cofać się codziennie przed przemagającą siłą nieprzyjacioł, a nadomiar nieszczę- ścia jeszcze więcej niż 500 jego ludzi wysłanych na zwiady Turcy wypadłszy z Kamieńca w liczbie 2,000 tak okropnie przy Kolendziarach pobili, że zaledwie jeden z nich dla do- niesienia o klęsce pozostał. Tymczasem Mohiła, na miejsce Kunickiego wodzeni Zaporowskim obrany, czyli raczej zostawiony, wyszedł był z swymi Kozakami z Niemierowa, o którego wojsku wiele tylko pięknych kłamstw rozsiano, ponieważ bardzo szczupłe było. Nasz rezydent Proski Sukiera doniósł w tym samym czasie, że Sułtan Basza mający 30,000 Turków przy sobie, odebrał od Sułtana rozkaz, aby Hadzi Agi, który w naszym Lwowie jako jeniec był trzymany, z bronią w ręku domagał się, i dla tego z calem wojskiem wtargnienie gotował; co w mieście naszem wielką wznieciło obawę, a tern większą w całej Rusi, że w wojsku naszem w obozie koło Buska ledwie 15 chorągwi się znajdowało, tak bowiem nasze siły wojna wiedeńska w przeszłym roku przez trudy, choroby i różne nieszczęścia zniszczyła, że nietylko w obozie, ale na- wet w powrocie do ojczyzny i dla obrony własnych domów było bardzo mało wojska, zkąd poszło, że do Kamieńca Turcy, na przyszłość pamiętni, tyle żywności przez Woło- chów i Tatarów dostarczyli, że na całe dwa roki dla za- łogi wojskowej dosyć było. I Moskale także po nieprzyjacielsku o nas myśleć nie- przestali. Wysłał był do nich król Jan dla umówienia się o pokój swoich komisarzów. Wojewodów poznańskiego i trockiego, czyli raczej dla przedłużenia przymierza aż do Kadzina. Przybyli tam także od dwóch braci Carów, gdyż obydwa natenczas z prawa sukcesyi rządzili w owem pań- stwie, wybrani komisarze: Czudajer, Buturlin i Romadanowski; ale ci bardzo hardo myśleli, i zdawało się że z Turkami ściślejsze zawarli przymierze, gdyż znaczną krainę za rzeką Sozą na pograniczu Litwy wbrew ugodom przysięgą obu- stronnie stwierdzonym przemocą opanowali, chociaż im ze strony rzeczypospoiitej do wiarolomstwa żadna przyczyna dana niebyła. Bynajmniej jednakże króla nieustraszyły te tak hanie- bne zasadzki i srogie, umyślnie szukanej wojny niebezpie- czeństwa, poszedł bowiem z pierworodnym swoim synem Jakóbem w polowie sierpnia do obozu pod Buskiem będą- cego, do którego później wielo legionów i oddziałów na- deszło, i jak gdyby robiąc wstęp do dalszych zwycięztw, twierdzę Jazłowiec, od Turków posiadaną, pod swoje pano- wanie mężnie odebrał. Wkrótce zaś potem udał się ku Dniestrowi, gdzie leży Chocimski i Żwaniecki Zamek, i most na Dniestrze położył, który deszcze, słoty i niezwyczajne powodzie często niszczyły. Przybył natychmiast Han krymski ze wszystkiemi si- łami swojemi, a wraz z nim spieszył naprzeciw królowi Su- liman Basza Seraskier, jenerał i dozorca granic, z ośmiu innymi Baszami. Nasi ofiarowali im bitwę, lecz Turcy i Tatarzy żadnym sposobem do marsowej zabawy wywołać się niedali, i naszym także nagła powódź coś ważniejszego przedsięwziąć niedozwoliła; dlatego król nieprzyjaciela do boju wywabić takim sposobem przedsięwziął: Oto opuściwszy ten most dla wezbrania rzeki nawet niedokończony i w innem miejscu wyżej drugi budować roz- kazawszy, aż do skały i murów kamienieckich, jak gdyby chciał, zdobywać tę twierdze pociągnął. Widząc to Tatarzy zaprawieni do przepływania, kiedy żołnierz polski pobliskie Kamieńca wsie, łąki i żniwo całe tratował i przygotowania do obrony niszczył, nagle z wspomnionym Seraskierem przy- byli, i wsparci załogą kamieniecką, gdzie 4 Baszów i 12,000 żołnierzów podług powieści się znajdowało, wziąwszy dzia- ła z Kamieńca na pole wystąpili. W tenczas król, aby nieprzyjaciela na tern więcej otwar- te pole wyprowadzić i w tej okolicy zboża tern bardziej zniszczyć, inną niż przyszedł do pochodu obrał drogę, i za- wróciwszy wojsko powtórnie przez postawiony most na Dnie- strze swój marsz przyspieszył. Podchodził nieprzyjaciel do każdego przejścia przez błota lub rzekę trapiąc naszych utarczkami zawsze jednak że szkodą swoją odpierany sta- nowczej bitwy nigdy przyjąć niechciał, ani nawet z pomie- nionych dział, może z obawy aby ich nieutracił, ani razu ognia dać się nieodważył, i to jedno tylko za pomocą kon- nych utarczek, jak pojmani sami potem powiadali, uskute- cznić się starał, aby wojska nasze do taboru z wozów, co w niepomyślnych wypadkach nasze wojsko za ostatni ratu- nek uważało, zapędzić, a potem ich tym łatwiej obskoczo- nych i od żywności oddzielonych do zawarcia pokoju, któ- ry chętnie bardzo ofiarowano, nakłonić i sami prędzej na od- siecz Budy, którą cesarscy mocno uciskali, pospieszyć mogli. Ale gdy nasi szczęśliwie na wolne pola wyszli, a nie- przyjaciel postrzegł, ze go na równinę wyprowadzono, nie więcej jak 4. mile od murów kamienieckich się oddalił, i naszych dążących do miejsca przeznaczonego na drugi most więcej napastować i wstrzymywać się nieważył. Innego więc sposobu król użył ; ustawiwszy wszystkie działa i wozv około piechoty podróżą zfatygowanej udał się napowrót, aby nie- przyjaciela wyszukać i pobić. Ale ten na wiadomość o poruszeniu króla prawie do samych skał i do murów Ka- mieńca się cofnął. Przez pięć dni bawił król bez ognia na polach z wy- bornemi wojskami swemi, a gdy lekkie oddziały Tatarów, które do Wołynia ciągnęły, rozpierzchły się, do obozu po- wrócił. Turcy zaś i Tatarzy pierwej pod Cecora w Milita- riach stanęli, nim król o ich ustąpieniu otrzymał wiadomość. Przeszedłszy bowiem Dniestr spiesznie we dwa dni i dwie nocy w Cecorze stanęli, gdzie wkrótce potem dążący ku Barowi Kalmucy i Kozacy Dońscy, których król z wielka usilnością sprowadził, z Tatarami się spotkali i z rzadką śmia- łością liczniejszego nieprzyjaciela nagle napadłszy pobili i dalej w pogoń poszli. Król zaś tymczasem zmuszony zawczesną jesienią i wzma- gającą się coraz bardziej zarazą morową wojsko na leże zimowe w Multanach, o ile w tym pustym kraju uczynić to można by- ło, i w obwodzie Czerniechowskim rozstawił. Spodziewano się bowiem, że tem rozłożeniem wojsk ściśnione twierdze Bar i Międzybórz pod mocą turecką zostające zaraz na wiosnę upadną. Ale ponieważ zbyt szczupłe miejsca i pustynie moł- dawskie wojska pomieścić i wyżywić niemogły, król także we własnych dziedzicznych dobrach nad wszelki zwyczaj pe- wnej części swego wojska zimować pozwolił, i całą artyle- ryę koronną w swoim zamku Złoczowskim umieścił, którym to przykładem zachęceni i inni panowie królestwa tenże obowią- zek miłości ku ojczyźnie wykonywali, i żołnierzowi wojną ztru- dzonemu ogniska swego chętnie pozwolili. Gdy tak wojsko ulokowane zostało, udał się król na sejm powszechny królestwa, który we Lwowie chciał odpra- wić, dla udzielenia prędszej pomocy wystawionym na napaść krajom, i z tamtąd o wszystkiem tern, co tego lata jak wy- żej powiedziałem się stało, Jnnocentemu XI. papierzowi rzymskiemu listem osobnym, który Załuski na karcie 897 przytacza, doniósł. W tym liście także i to pamięci godne umieścił, że niektórzy nawet 70tni wieśniacy Machometanizm na Podolu dobrowolnie i chętnie przyjęli i dopuścili, że ich w tak po- deszłym wieku obrzezano, i że daleko stalsze były kobiety, które mężów swoich od Machometanizmu albo odmawiały, albo odciągały. W tymże roku po śmierci swego ojca, Adam Sieniaw- ski, jeszcze niedojrzały, z urodzenia jednak godzien tego ho- noru ostatnich dni maja urząd swój jako starosta naszego Lwowa solennie rozpoczął, a zarazem za zmarłego ojca swego żałobne nabożeństwo odprawić kazał, przyczem An- drzej Załuski, na ten czas biskup Kijowski i Czerniechow- ski, i autor dzieła, z którego większą część moich wiadomo- ści czerpałem, w żałobnej mowie polskiej cnoty zmarłego sławił, którą potem w języku łacińskim, jak tamże widzieć można, wydrukować kazał. Tenże Załuski, ze względu na godność Szufragańskiej pro- wincyi, uznał za rzecz słuszną otrzymać napowrót przynależne sobie miejsce deputowanego kijowskiego w sądach Lubelskich, gdzie niewiedzieć dia czego, chociażby wnosić można że dla napływu Moskali, przez wiele lat niezasiadał, i o to tak u króla Jana III we Lwowie natenczas mieszkającego, jako też w tymże urzędzie sądowym mocno przez listy się sta- rał, w których wspomina, że chociaż to biskupstwo na grun- cie jest nieprzyjacielskim, wtenczas jednakże 40 miało pa- rafii, dla tego słusznie o odzyskanie tej godności się ubiegał. ROK 1685. "Kiedy mąż uzbrojony i silny pilnuje sam swojej za- grody, wszystko jest w spokoju, co posiada." Słowa przed- wiecznej mądrości w II księdze Łukasza. Dla tego ponie- waż i król bitny Jan III, z wojskiem na granicach królestwa czuwał, jego królestwo pokoju używało. A ponieważ tego- rocznych dziejów ani w aktach konsularnych, w których nic ważnego pod rokiem 1685 nieznalazłem, ani w dziełach innych pisarzów nieczytałem, przeto je z listu samego króla, który przytacza Załuski, adresowanego do Kardynała Berbe- ryniego dosłownie wypisuję. " Nieprzyjaciele stali pod Stefanowcami w pół drogi mię- dzy Kamieńcem i Jassami nad Dniestrem; Król zaś wyru- szył z Żółkwi do Złoczowa i zatrzymał się nieco koło Ja- złowcu 8 mil od Kamieńca, gdzie o pomyślnych operacyach tak cesarskich wojsk jako też Wenetów pocieszającą wiado- mość odebrał i za zwycięztwo wszechmocnemu Panu tryum- falnym hukiem dział uroczyste złożył dzięki. Ale wnet smu- tek zakłócił tę radość." Oto Rezydent moskiewski doniósł królowi z obozu, że Jenerał Galiczyn z całem wojskiem 300,000 z Moskalów i z Kozaków złożonem, i z 30000 dział, czemu nawet wierzyć trudno, niewidziawszy wcale nieprzyjaciela napowrót od Pe- rekopu, dokąd za poradą króla wyruszył, się cofnął, niespoj- rzawszy nawet na Krym, który wtenczas, kiedy nasi Budziadz- kich Tatarów niepokoić mieli, najechać obiecał. Gdyby za- tem wojsko nasze ku Budiakom było wyruszyło, tedy nic pewniejszego, jak, że cała owa krymskich Tatarów tłuszcza, zupełnie z owej strony wolna, na naszych niczego się nie- obawiających i bezpiecznych, że Moskale jakąś dywersye zro- bią, wraz z Budziackimi Tatarami zacięcie za swój kraj wal- czącymi byłaby uderzyła; z tej więc przyczyny musiały upaść wszelkie korzystne zamiary króla, i rozum doradzał, że le- piej w domu zachować wojsko, niż na rzeczywiste narażać je niebezpieczeństwo. W tym roku miejsce hetmana Kozaków Samujłowicza, dla naszych Kozaków nieprzyjaznego, który przez swoich żoł- nierzów lekkiej zbroi wszelką paszę dla koni niszczył i pa- lił i pod zmyśłonem imieniem Tatarów dalszej wojennej na- paści szukał, tajemne umowy miewał z Hanem, i dla tego pod straż Moskiewską z związanemi rękami i nogami odda- ny został, zajął inny imieniem Mazeppa, szlachcic polski z wo- jewództwa Wołyńskiego, nam w owym czasie niebardzo przy- chylny. O rozpoczęciu jego urzędowania dla tego tu wspo- minam, ponieważ o nim, jeżeli mi Bóg życia dozwoli, pó- źniej wiele ciekawych rzeczy opowiem, które teraz ze śmie- chem starzy ludzie opowiadają ku przestrodze dla rozpu- stnej i wszetecznej młodzieży. Ten Mazeppa bowiem będąc w młodym wieku wielce w sobie zadufany, jak to często młodym ludziom się zda- rza, zakochał się był w pewnej szlachetnemu mężowi pol- skiemu zaślubionej kobiecie, z którą może w społeczeństwie raz zastany, na całem ciele obnażony, świeżemi rózgami do- brze oćwiczony aż do krwi, a potem do dzikiego konia przywiązany i do bliskich lasów jak gdyby na gwałtowną śmierć Wypędzony został. Wielu jednakże przypadek uczynił szczęśliwymi, tak też i ten zalotniś, niewiem jakim cudem uszedłszy wszelkich niebezpieczeństw, dostał się do Zaporoża, gdzie złączywszy się z wojskiem Zaporowskiem tak wielkie szczęście zrobił w wojnie, że z łaski Cara moskiewskiego i jego rozkazu wodzem Zaporowskim obrany został, i tam więcej niż przez 30 lat bawiąc wiele zwycięztw Moskalom nad Tatarami i Turkami, a sobie wielkie bogactwa przysporzył, które je- dnakże przez swoją niewierność ze Szwedami zwyciężony utracił, smutny przykład niestałego szczęścia i zdrady wzglę- dem monarchy popełnionej. Lecz o tem jeżeli Bóg dozwoli, niżej mówić będę. Na naszej komisyi lwowskiej wielkie niezgody powstały. Albowiem Stanisław Święcicki, biskup Chełmiński, w War- szawie w radzie Senatorskiej cały wydział komisyi ustawą z roku 1680. ustanowiony i jego pierwszą głowę, to jest Stanisława Jabłonowskiego, Wojewodę ruskiego, hetmana polnego i marszałka komisyi o kradzież pieniędzy publi- cznych oskarzył, i niedosyć na tern, że to powiedział, ale nadto drukiem ogłosił, dodawszy i to, że zimowe pienią- dze wojsku należące na własny pożytek obraca, i niezdat- ność mu do buławy, a nieszczęście w zarządzaniu wojskiem także w liście prywatnym zarzucając jego złożenie z urzędu doradzał i utrzymywał, że tylko przez jego gnuśność tyle chrześciańskich dusz do niewoli się dostało. Przeciw temu oskarzeniu cały wydział komisyi lwow- skiej uroczyste zrobił oświadczenie, które w tym roku opo- wiada Załuski z wielu naganami dla biskupa a pochwałami dla Jabłonowskiego. Powiadają, że przy tern oświadczeniu Jan Krosnowski, chorąży podolski, mąż najpierwszej powagi między woj- skowymi i komisarz wojskowy, te do Jabłonowskiego pu- blicznie na zgromadzeniu miał wyrzec słowa: "Uderz het- manie buławą w pastorały" I powiadają, że w istocie uderzył, gdyż sądzono, że uciążliwe podatki mające być płacone dla wojska przez poddanych duchownych z kancelaryi grodzkiej wydać dozwolił. ROK 1686. Przy końcu uporczywej zimy roku 1686. wydał het- man polny Jabłonowski uniwersalny list do wojska, w któ- rym wzywając żołnierzy do prędszego wyruszenia z leż zi- mowych zalecał im zaopatrzenie się w konie zdatne do pra- cy, w potrzebną broń i żywność na 3 miesiące wystarcza- jącą. Wkrótce potem, za nadejściem wiosny, nastąpiła dru- ga odezwa, którą wystąpienie na pole marsowe w wyzna- czonych miejscach, to jest: koło Rudy, pod Jezupolem, pod Manasterzyskami i pod Wiśniowcem nakazane zostało także i wojskom kolo Lwowa będącym. Około 20. maja doniesiono ze strony Wołochów, że Turcy na 400. wozach żywność do Kamieńca prowadzą. Wzywane w prawdzie były do przejęcia od Turków tej ży- wności chorągwie wojsk naszych; ale daremnie, ponieważ te były ogołocone z iołnierza, konie były głodem wychu- dzone a pasza na łąkach jeszcze bardzo młoda, gdy tym- czasem Basza nowy, na załogę do Kamieńca posłany, miał 1,500 konnych i pieszych Turków a 15,000 Tatarów do- bornych z sobą; wszakże kiedy żywność owa od Kamieńca uwieziona być niemogła, bronić przynajmniej całości granic należało. 1 próbowali w prawdzie Turcy szczęścia wojny, bo wyruszywszy spiesznym krokiem z Arab Baszą i z Tata- rami do Międzyborza i Baru, i porobiwszy podkopy zamki w tych miasteczkach zniszczyć usiłowali, lecz gotowe do od- parcia zasadzek załogi tam znaleźli, i dla tego po zrządze- niu małej szkody do Kamieńca i do swoich powrócili. Na dzień 29 lipca zebrano wszystkie chorągwie woj- ska naszego Jazłowieckiego z żywnością na dwie niedziel, i wodzowie chcieli przedsięwziąć wyprawę do Kamieńca pod dowództwem Chełmskiego, podczaszego Sandomirskiego. Ale głupie, niespokojne i nieżyczliwe nam pospólstwo podolskie tajemnemi drogami o tern wszystkimi dało znać do Kamień- ca, przezco usiłowania naszych zniweczone zostały i tylko na samem zniszczeniu zboża, bardzo żyznego wtenczas w okolicy Kamieńca, ograniczyć się musiały, i to w części tylko, ponieważ wielka obfitość pionu kilka tygodni ustawi- cznej pracy wymagała. Gdy z tej daremnej wyprawy ostatni Polaków powracał oddział, napadły go niespodzianie tłumy Lipków i Turków, i wszczęła się tu i owdzie za nadejściem posiłków żwawa potyczka; rozbici jednakże nieprzyjaciele musieli się w końcu cofnąć, inni zostali odpędzeni aż do Kamieńca, niektórzy z Lipków pobici, a naczelny ich setnik Sahinowicz, komen- dant załogi kamienieckiej, został żywcem pojmany, którego koniecznie odzyskać usiłowali Lipkowie, z Kamieńca w zna- cznej liczbie na pomoc przysłani; ale i naszym świeże od wojska nadesłane posiłki nieprzyjaciela silnie walczącego odpędziły. Koło Niedoboru znowu nasi z Turkami i temiż Lipka- mi, Janczarami i chłopami, którzy po drzewo i paszę z półtora ty- siącem wozow to wołami to końmi ciągnionych z Kamieńca wyprawieni zostali, ostrą stoczyli walkę, w której półtora tysiąca padło nieprzyjacioł, a reszta pod skały kamienieckie ucieczka się uratowała. Niektórzy Lipkowie i Janczary zo- stali z kilku trzodami bydła żywcem pojmani; woły, konie zaprzężne i wozy, wszystko dostało się naszym w zdobyczy. Wiele nasz żołnierz ran odebrał, ale więcej rozdał. W odwrocie tylną straż naszego wojska, które zamy- kały chorągwie Dymideckiego lekkiej broni, znowu zrobiw- szy wycieczkę załoga kamieniecka zacięcie niepokoiła, ale podstępnie; jednak odpłacono jej to sowicie, i nieprzyjaciel śmiało i uporczywie walczący został odparty, część strąco- no ze skały do rzeki Smotryczy, część zaś do przepłynie- nia jej zmuszono i pobito, żywych nakoniec 6. Lipków i Turków i 2 Spahów znakomitych pojmano. To szczęśliwie zrobiwszy hetman Jabłonowski wojsko ściągnął w jeden kor- pus, a sam dla narady wojennej do króla pospieszył. Król już przybył do Halicza, zkąd prędko wyruszył z wojskiem na Wołoszczyznę, i "aby ksiażęcia Wołoskiego na swoją stronę przyciągnąć, O. Zwierzchowskiego Jezuitę, język wołoski dobrze umiejącego a podczas misyi swojej przez samego hospodara dobrze widzianego posłał, dla do- radzenia księciu, aby sprawę króla ze wszystkimi Bojarami swymi popierał i do króla przyjechał. Dnia 6go sierpnia powrócił tenże Ojciec do Cecory, gdy król tam nadciągał, i doniósł, że hospodar wołoski sprzyja sprawie Polaków, i ze wojska tatarskie i Seraskiera zbliżają się, których król z wielką śpokojnością oczekiwał. Dnia 14 sierpnia w Cecorze, gdzie dziad królewski walecznie zginął, z calem wojskiem żałobne odprawiono na- bożeństwo. Z tamtąd udał się Król do Jass, stolicy Woło- szczyzny, gdzie przez metropolitalnego sędziwego prałata, jego duchowieństwo i bojarów tamtejszych z wielką na oko, ale nieszczerą, radością przejęty został. Król zabawił w Jassach dni kilka; przyszło tam także kilka tysięcy Turków z Seraskierem i Tatarzy chciwi łupu jak wilcy w zwyczajnej mnogości, z któremi wojsko nasze przez 47 dni ustawicznie małe utarczki we dnie i w nocy staczać musiało. A ponieważ, jak wojskowi mówią, szczęście wojny od miejsca zależy, a tern samem i los naczelników, więc też i nasi żołnierze pomyślniej na nieprzyjacielskiej ziemi potykali się, niż w domu wojny podejmują, gdyż nieraz zebrani w jedną siłę ciężką Tatarów i Turków rękę, oręż przeciw orężowi stawiąc, silnie odpierali. Wreszcie ostatniego sierpnia udano się przez Prut do Saracyi. gdzie żołnierz stanął zadowolony na Dastwiskach ogrodzonych dzikim winogradem i trzciną. Tu przyszła wia- domość od naszych czat na Bukowinie rozstawionych, że wojewoda Płocki z 1000 żołnierzy do Jass nadciągnął, i że ztamtąd wkrótce do wojska nadejdzie. Złożono tedy radę co czynić należy ? kiedy oprócz grożących niebezpieczeństw tak konni jako i piesi na niedostatek żywności się uskarzali i nadto jeszcze z srożącemi się żywiołami wałczyć musieli, i kiedy oprócz nieznośnego gorąca i na trawie i wodzie często zbywało, bez których obojga Budziak był niepokona- ny. O powodzeniu także cesarskiego wojska, jak niemniej, w których stronach zostaje, i czyli jest nadzieja zdobycia Budy ? żadnej wiadomości niebyło. Jeźliby cesarscy Budę od oblężenia uwolnili, pewnieby Wezyr z Seraskierem i Ta- tarami się połączył i naszym wojskom wieleby dał do czy- nienia, a przytem przyjaźń hospodarow Wołoskiego i Multań- skiego nie bardzo była pewna. To rozpoznawszy podobało się radzie wojennej cofnąć wojsko ku Jassom. Przed odjazdem z Saracyi, gdy wodzo- wie wyszli na góry koło obozu wznoszące się w chęci wi- dzenia miejsc dawnych i sławnych i zobaczenia obozu Tu- reckiego pod Falczya rozbitego, Tatarów 6000 wpadło na nasze trzody pod górami pasące się, aby je zająć, ale za- wczasu od stróżów postrzeżeni, przez przełożonego straży, natenczas Wojewodę Poznańskiego, który się z swoim legionem i innemi chorągwiami mężnie oparł, po kilku go- dzinach potyczki odparci zostali. Dnia 3 września powrócono do Jass, i wkrótce ujrza- no wyraźnie namioty tureckie Seraskiera połączonego z Tatara- mi, a z kąd łatwo i z wielkiem upragnieniem wkrótce spodziewano się potyczki. Podobało się jednak królowi urządzić tabor i z nim po wojskowemu ustępować, a ponieważ na dół z góry mię- dzy trzcinę zchodzić potrzeba było, król 30 chorągwi z tyłu zostawił dla zasadzki w dobrych miejscach śród zarośli, in- ne zaś chorągwie odważnym mężom, jako to: Miączyńskie- mu, Iskrze i Bylińskiemu powierzył. Gdy tak wszystko urządził, ruszyła przednia straż, za nią tabor, a naostatek ca- łe wojsko w porządku w tę dolinę, dokąd pójść potrzeba było. Z ostatnim oddziałem naszych odważył się walczyć nie- przyjaciel, jednak został odparty, ale gdy żywiej z ostatniemi hufcami ucierał się, wpadł na chorągwie naszych, które z drogi zbłądziły i mało co w niebezpieczeństwo nie wpa- dły ; jednakże szczęśliwy był ich błąd, ponieważ przezto, do- pomogli pierwszym oddziałom od frontu z nieprzyjacielem walczącym. W tej potyczce Polaków dwóch, a nieprzyja- ciół nad 10 padło. A chociaż Tatarzy często odpierani bywali, jednakże zawsze naszych miedzy krzakami niepoko- ili, póki nie wpadli na zasadzki dla nich nagotowane, od których częścią w rzekę Prut napędzeni zostali, aby pragnie- nie krwi naszej zagasili, a częścią zwyciężeni w ręce na- szych Polaków wpadli. Jeńce powiadali, że Seraskier ma tu przeszło 16000 Turków zdatnych do boju, i więcej niż 30 dział. Nuradyn sułtan zaś ma 60,000 krymskich Tatarów, którzy jednak ma- ją od Hana rozkaz, aby się w walną niewdawali bitwę, lecz tylko, aby uważając na przeprawy i w ślad za wojskiem idąc dniem i nocą naszych niepokoili. Wiedząc to król, że nieprzyjaciel niechce się w bitwę wdawać, z pola za rzekę Dzicze przez ciągłe upały prawie wysuszoną się przeprawił; lecz niebardzo pomyślnie, ponie- waż niektórzy z naszych szybkością Tatarów ubieżeni pobici zostali; ale Iskra zemścił się dobrze za tę krzywdę, i opłu- kały wody Prutu ich występek, do którego ich na łeb strą- cił, a niektórzy własna krwią przepłacili zdradzieckie zabój- stwo naszych. Potrzeba było przechodzić wojsku pomiędzy Dziczą i Prutem, dla tego dnia 8 września posłano naprzód tabor, przeciw któremu użył nieprzyjaciel sztuki wojennej, i scho- wał w lasach 6 dział z kilkuset Jańczarami. Nasz tabor ciągnął prosto naprzód, aż tu nagle wypalono doń z dział nieprzyjacielskich, o czem król dowiedziawszy się, rozkazał zaraz wyruszyć naprzód konnicy. Ale tabor został małoco uszkodzony, gdyż tylko jednego pieszego raniono a dwa woły i dwa konie ubito, i wkrótce dalej wyruszył pod za- słona nadesłanych posiłków już bezpieczniejszy. Tu niemało przykrości Tatarzy naszemu wojsku wy- rządzali, podpaliwszy przytem wysuszona od gorąca trzcinę, z czego powstający dym ciężki sprawiał oddech i przechód utrudniał, dopokąd słońce i wiatr nie rozpędziły tych cie- mności. Wielu w Jassach różne mieli sprawunki do ułatwienia, zkąd aby bezbronnie do wojska niewracali, dodano im ta- bor i dwa działa, które jednak powracając bardzo bezpie- czni utracili wraz z taborem. Tatarzy bowiem spostrzegłszy nieostrożność z wielką siłą ich napadli i rozpędzili, nie z wiel- ką wprawdzie stratą ludzi, gdyż schronili się do poblizkiego lasu, gdzie wkrótce oddział konnicy na pomoc im przybył; ale Tatarzy uwieźli zdobycz. Pod Cecora dwa dni król bawił, czekając na donie- sienia z Budy i rozmyślając oraz, coby dalej czynić należa- ło? kiedy nieprzyjaciela rzeka Prut oddzielała i nie łatwo do niego dla pobicia go dojść można było; czy od Prutu prowadzić wojsko do Śniatyna, ponieważ już mało było żywności, czyli też raczej powyżej rzeki Bahluka do Jass w żyźniejszą krainę się zwrócić, aby nieprzyjaciela w pole wywabić? Snać król zdecydował się na ostatni środek, albowiem 56 po spaleniu mostu na Dziczy, którędy przechodzić niebyło potrzeba, stanęło wojsko pod Jassami na równinie nad rze- ką Babluk, która prawie wszędzie wyschła. Nie dał się jednak nieprzyjaciel wywabić w pole do bitwy, tylko Tata- rzy często z naszymi wojenne wyprawiali igraszki, to z nie- nacka napadając i zabijając, to znowu od naszych otwarcie i przez zasadzki trapieni uciekając i zostawiając jeńców ran- nych lub zdrowych. Rozmyślano tedy, czyli zostać pod Jassami, czyli śmiało natrzeć na załogę zamku na obronę Wołoszczyzny, dla bezpieczniejszego naszych przybycia i przyjęcia? To odradzały liczne przyczyny jako to: znaczne oddalenie po- siłków, niepewna i niestała zawsze przyjaźń Wołochów, i na- koniec niedostatek żywności dla żołnierzy zawsze potrzebnej. A nadto rozpustni Kozacy z czeladzią obozową w nadziei i chęci rabowania miasto owe kilka razy podpalić próbowali, ale srogą karą zapobieżono temu, aby budowy tak piękne i ozdobne kościoły, chociaż odszczepionego obrzędu, zgu- bnym ogniem przeciw danemu słowu niespłonęły. Gdy król w. Jassach bawił, ta stolica Multan przysięgę wierności mu złożyła, i zakładnika swej wierności arcybi- skupa swego w ręce króla oddała. Dnia 17. września po południu udano się z Jass do Seretu, gdzie ustawicznych od Tatarów doznawano nieprzy- jemności, które się tylko z zachodem słońca kończyły. Dnia 18. września Łoziński, Wojewoda podolski, za- nadto się oddaliwszy od wojska, od Tatarów obskoczony i dzidami i pałaszami ubity zginął ze swoim oddziałem; cia- ło jego wpadło w ręce nieprzyjaciół nie bez żalu króla i całego wojska. Tu wypalone były wszystkie łąki, a to z przyczyny Murzy Beja. Dnia 19. września przeszedłszy most murowany na przykre góry chorągwie nasze wyszły, aż oto kurz powsta- jący oznajmił, że nieprzyjaciel w znacznej liczbie się zbliża; dlatego uprzątnąwszy spiesznie tabor nabok, uszykowano wojsko, ale nieprzyjaciel widząc naszych gotowych do boju, uniknął bitwy; Spahowie jednakże ze 400 znaczniejszymi pod Arabem Baszą ostatni oddział naszych napadli, ale mę- żnie zostali odparci. Przeszło dwie mile aż pod Krasnyta- ran musiało iść wojsko dla niedostatku wody i paszy. Przyszedłszy do Heterum, Iskra ze swymi i innymi 6. chorągwiami Murze ze 100 Tatarami w lasach ukrytego napadł, 10 ubił, 10 pojmał, a resztę w gęstsze zapędził krzaki. Pod Dąbrowicą i Białą wielki niedostatek żywności i paszy uczuło wojsko, i aż pod Łomoszanami stanęło ucie- szone mnóstwem drzew, których owoc ludziom za pokarm a liście dla bydła i koni za pasze służyło. Bardzo wielu z naszych po za obozem i za okopem wałęsających się zo- stało przez Wołochów zabitych łub pojmanych. Nareszcie dnia 1 października przyszło wojsko do So- czawy, gdzie naszych trawę koszących dla zrobienia zdo- byczy z trzech stron napadli Tatarzy, którym nasi pod wo- dzem Rzewuskim i Iskrą na straży będącymi stawili opór, i Tatarów do szukania tej ścieżki, którą przyszli, zmusili. Uważali nasi, że się w niektóre dzikie winogrady niedaleko rzeki schronili; i donieśli królowi, który i sztuką i męztwem wojować z potężnym nieprzyjacielem dobrze umiejąc prze- zorności chciał użyć, i kilku Wołochów za kilkaset talarów do wyszukania kryjówki nieprzyjacielskiej najął, a tymcza- sem w obozie obwieścić kazał, aby na znak dany trąbką, byli gotowi, i wszyscy pod bronią stanęli. Powrócili wkrótce najęci Wołosi i miejsce wskazali, gdzie spali Tatarzy. Wyznaczeni do ich napadnienia Rzewuski, podskarbi koronny, z chorągwiami pancernemi i Wołowicz, chorąży w. ks. litewskiego, z legionem swoim, pospieszyli czemprędzej ku wskazanej kryjówce nieprzyjaciela na dobre spiącego, a gdy nagły odgłos trąbki go rozbudził, konie tatarskie popę- tane i spłoszone własnych panów tratować zaczęły, gdy tymczasem| nasi pałaszami ich siekąc i na ziemię obalając, do ucieczki ich zmuszali, ale ta mało kogo uratowała. Więc częścią pobici, częścią pojmani zostali, wielkie mnóstwo łuków i szabel i koni 2,000 naszym w ręce wpadło, a niektórych pobliskie lasy ukryły. Lecz i tych to Kozacy to nasi wojskowi, częścią pieszo częścią konno służący, za- bijali tak, że padło na placu przeszło 1,000, a pojmano 500 ludzi. Pojmani powiadali, że 2,500 Tatarów w tern miejscu było, ale najdoborniejszych z całego wojska, których Han, jak mówiono, dla straży Nuradyna Sułtana z koniuszym swoim wyprawił. Zamiarem ich było po krótkim śnie pierwsze straże i tabor nasz tylny napaść, a gdy się zrobił hałas, mniemali zrazu, że Bej Murza, który im miał przyjść na pomoc, już ze swymi nadchodzi. Te otrzymawszy wiadomość wysłano znowu Iskrę i Wołowicza chorążego z innymi do lasu, którędy Murza Bej iść był powinien, i ci zaskoczywszy drogę Tatarom okropną zadali im klęskę; bez wątpienia bardzo wiele w lasach ich poległo, których policzyć nie można było. O świcie przy- był i Syn królewski, książę Jakób, który zdybawszy kilkaset Tatarów niewiedzących o klęsce swoich i z nimi połączyć się chcących, szczęśliwym napadem ich rozpędził, Murze znakomitego i kilku Tacarów znacznych pojmał, i ojcu na pociechę w dowód swego męztwa posłał, z naszych kilku ludzi, a między tymi i Bremer chorągwi pancernej królew- skiej żołnierz, polegli na polu sławy. Wszystko to mogli łatwo ludzie przeciw ludziom do- kazać, ale wojsko musiało daleko straszniejszą staczać wal- kę z żywiołami, które się niedadzą pokonać ludzką ręką. Przez 4 miesiące bowiem ani jedna kropla dżdżu, ani na- wet zwyczajna rosa ziemi nieodwilźyła, z czego taka posu- cha nastała że nietylko zwyczajne ścieki wód, ale nawet większe rzeki, jako to: Dzicza i Baluwa prawie całkiem po- wysechały. Tym niedostatkiem wody przyciśnione wojsko nasze jedynie tylko brzegów rzeki Pruta trzymać się mu- siało, gdyż za każdem zboczeniem bąć na lewo bąć na pra- wo, jeźli tego okoliczności wymagały, nieraz po 4 lub 5 dni bez wody obchodzić się potrzeba było. Także i drugi nieprzyjazny żywioł, ogień, bardzo za- mysłom króla szkodził, albowiem oprócz upałów niezwy- czajnych i dla żołnierza naszego ledwie znośnych, Tatarzy w około trawy wypalali, które tak łatwo chwytały ogień, że od najmniejszej iskierki jak ścierń sucha się zapalały, a przezto bardzo często obozowi wielkiem niebezpieczeństwem groziły, który dlatego na wypalonych miejscach, do węgli raczej niż do ziemi podobnych, koniecznie rozkładać musiano. Tak tedy król osłabiwszy siły nieprzyjacielskie, gdy się przekonał, że daleko przykrzej z żywiołami niż z ludźmi waiczyć, i gdy tyle niewierności ze stronv Wołochów i Moldawian doznał, chociaż się przysięga zobowiązali, że wiernymi będą towarzyszami, nadto widząc, że obiecana Mo- skalów dywersya spełzła na niczem, i broń tego narodu wcale pomyślnych nierobi postępów, że się Tatarzy codzien- nic mnożą i niepogody jesienne zbliżają, że konie w zna- cznej liczbie odchodzą i zaraźliwe choroby pomiędzy woj- skiem powstają, a żywność, którą tylko z Polski dowożono, na schyłku już się znajduje — zaczął myśleć o tem, aby wojsko trudami wojennemi znękane mogło trochę wypo- cząć, sądząc, że dość mu tej chwały, iż owe pustynie, przed- tem polskim orłom wcale nic lub bardzo mało znane, prze- szedł, że srogość żywiołów upartych przezwyciężył, że wiel- kich przypadków i niebezpieczeństw i wszelkich losu po- cisków chwalebnie uszedł, że turecką i tatarską potęgę we własnych jej wnętrznościach napadłszy tak dzielnie ją po- skromił, że mu to tylko do zwycięztwa niedostawało, iż się od powszechnej batalii uchylali, czego sam Rezydent cesarski i wenecki, przy boku królewskim przytomni, świadkami byli i wszystko na własne oczy widzieli. Jakoż naostatek po- konawszy jeszcze Bukowinę przyszło wojsko potrójnym go- ścińcem pod Ołuki, pół mili od Śniatyna, gdzie przybył także Poseł moskiewski, i wkrótce nad granicą ustawiono wojsko na zimowe leże, aby na nieprzyjacielskie poruszenia ścisłą dawało baczność. ROK 1687. Rok 1687. zaczął się w naszem mieście od rocznej uroczystości obrzezania Pana naszego, na której król i kró- lowa, w mieście naszem mieszkając, w kościele OO. Jezuitów, gdzie Jacek Kloński prowincyał Dominikański celebrował, przytomni byli, o dostojnych tych gości powitał z życzyniem szczęśliwszego początku i końca roku jeden z OO. tegoż zgromadzenia w języku łacińskim, na co że Ogiński, kanclerz Litewski, po polsku odpowiedział, na krytykę u króla i u dworu jego zasłużył. Powiększyło uroczystość dnia tego późniejsze niż się spodziewano przybycie posła papiezkiego, Buraniego, z bireta- mi dla kardynałów Pallaviciniego i Radziejowskiego po- słanego, który tego samego dnia obydwie Osoby królew- skie imieniem papieża Innocentego XI. powitał, i od nich, chociaż tej promocyi niebardzo pochwalali sądząc, że Furbeni biskup Bellowaceński zasługiwał przed wszystkimi na tę godność, najgrzeczniej przyjęty został. Wkrótce potem przybyli posłowie moskiewscy, Szere- met i Nikanor, od carów Iwana i Piotra, którzy w Moskwie obydwa jako bracia rządzili, do Lwowa dla ukończenia ukła- dów z królem i rzecząpospolitą rozpoczętych, prosząc, aby bez dalszej zwłoki układy te potwierdzone, i święte przeciw Turkom przymierze na Ewangelię zaprzysiężone zostało, co też choć niechętnie, bo tylko ze względu na interes chrze- ścijaństwa król bez wszelkiego rzeczypospolitej pożytku i zysku a nawet z ubolewaniem publicznem uskutecznił, jak to zaświadcza Załuski, który w tenczas we Lwowie był przy- tomny, w Tomie 1. Części II. temi słowy: "Pewna bowiem jest rzecz, że gdy przyszło do zaprzysiężenia układów z Mo- skalami, mimowolnie królowi z oczu łzy padały, i wiele razy tylko sposobność wydarzyła się mówienia o tern, za- wsze z największym żalem wspominał o tej sprawie, skła- dając cała winę na komisarzów." Ci posłowie moskiewscy doznawali jak najlepszego przyjęcia tak ze strony króla., jako też senatu, ponieważ dla roztargnienia umysłu do grania w karty z królową, a do tańców z księżniczką królewną u ksiaźecia Jakóba bvli przy- puszczeni, nadto na weselną ucztę zostali zaproszeni, i na pierwszem zawsze siedzieli miejscu, którego im świeccy u- stępowali, duchowni zaś za zezwoleniem króla umyślnie nie przychodzili. Wkrótce potem odprawiono tych posłów ofiarowawszy im kosztowne podarunki, jako to: tureckie konie, szable i noże dyamentami wysadzane. Tyle król ów za sprawę chrześciańską zadawał sobie pracy, że ani siebie, ani swego skarbu, ani królestwa nieoszczędzał, byle tylko nieprzyjacioł Chrystusa pognębić, byle tylko kościoł i książęta chrześci- jańscy nad nimi tryumfować mogli. Podczas tej audyencyi dla poselstwa moskiewskiego oskarzono królowę Maryą, że na mocy niepewnej uchwały senatu, z trudnością uzyskanej, a nawet z niechęcią króla na to nalegać miała, aby królewicz Jakób na tronie po le- wej ręce króla ojca siedział, co potem było przyczyną wie- lu kłótni i niesnasek i zazdrości, a senatorowie zrobili zastrze- żenie, aby ten przesądzający wyrok Lwowski niebył wię- cej wznawiany. Kościół Milczycki, zostający pod patronatem kapituły naszej, ogień w tym roku bardzo uszkodził, ponieważ ple- banią a w niej prawa i przywileje, gockiemi literami na per- gaminie pisane a do użytku tegoż kościoła od dawna słu- żące, ze wszvstkiem zniszczył, nieuszkodziwszy szczęściem kościoła samego chociaż drewnianego; i tak ów kościoł, szczupło uposażony, tylko dziesięcina z 7 wsi przyległych, gdyż inne dochody pobliskie kościoły na swój użytek po- rozbierały, obchodzić się musi i wszelkie potrzeby kościelne własnym kosztem pokrywać. O tym kościele, chociaż w Przemyślskiej dyecezyi leżą- cym, ale co do prawa opiekuńczego do kapituły naszej należą- cym, od starszych słyszałem, że jeszcze za czasów S. Woj- ciecha, arcybiskupa Gnieznieńskiego, męczenika sławnego, przez pewnego książęcia de Bibellsam, jedynego katolika rzym- skiego pomiędzy szyzmatykami, wybudowany został, i że jest już trzecia lub czwarta z kolei budowa na temże miejscu, gdyż pierwsze dla dawności podpadały, i że ten kościół był drugą budową z dębów Milczyckich, które rzadką trwałością się odznaczają. Piszą, że kościół ten miał pobierać dziesięcinę z bardzo odległych miejsc, jako to z Wiszni, z Stojaniec i z Kanachwa- stów, z czego się okazuje, że na te dobra prawo probostwa tego kościoła się rozciągało, i że pierwej tu, niż tam kościoł był wybudowany, chociaż Stojaniecki kościoł 300 lat swo- jego rachuje istnienia. Doznała tej osobliwszej łaski Naj- wyższego skromna ta budowa, że podczas najazdu Tatarów, Kozaków, a osobliwie Moskali, ręką Opatrznością broniona była, ponieważ kilka razy podłożony mając ogień ze słomą z zadziwieniem nieprzyjacioł spaloną być nie mogła. Prawa jednakże swoje pod Augustynem Bereniczem, kanonikiem, tym kościołem natenczas rządzącym, nieszczęśliwie przez pożar utraciła, a chociaż ich wyszukanie kapituła Pawłowi Garwaskiemu, kanclerzowi swemu, podczas niebytności rze- czonego parocha nakazała, nigdzie jednak wynaleźć ich nie można było. i tylko konotatką zastąpić je musiano. Ten kościół w budowie uszczuplony, z przychodów ogo- łocony, ze starości upadający, nadany mi powagą najprzewie- lebniejszej Kapituły pod zarząd mój w roku 1695 objąłem, i w roku 1700. otrzymawszy dęby z opatrzności boskiej a z łaski kapituły z lasów Milczyckich, własnem kosztem — niech mi się tylko w obec krzyża pańskiego pochwalić będzie wolno!—w tym, jak widać kształcie, z samego gruntu, z da- wnemi jednakże ołtarzami pod tymże samym tytułem S. Ka- tarzyny panny i męczenniczki wybudować starałem się, 57 który Bóg najwyższy w najdłuższe czasy ku czci Imienia swego, Matki swojej niepokalanej, S. Józefa Jej Oblubieńca i błogosławionego Jana Kantego, których imionom jest po- święcony, niech błogosławi i od wszelkiego przypadku wolnym zachować raczy, a z nim i plebanię i wikaryę i szpital, co wszystko świeżo jest pobudowane. Zakonnicom reguły S. Dominika w Kamieńcu, przez Turków wygnanym, darował w tym roku król, mając wzgląd na ich wypędzenie i osierocenie, grunta dziedziczne w mia- steczku Żółkwi i pewne dochody, wystawiwszy im drewnia- ny klasztor; tudzież 20,100 złp., które mu ze spuścizny Grudzieńskiego, podczaszego koronnego, za życia najrozpust- niejszego lubieżnika ale przed śmiercią bardzo pokutującego przypadały, tymże zakonnicom zapisał, a arcybiskup Lipski za zezwoleniem kapituły mały kościół S. Andrzeja, należący do parafii kulikowskiej a na przedmieściu żółkiewskim le- żący, im darował, i tamże aż dotychczas owe Panny swój żywot zakonny wiodą, jak widać z aktów w piątek dnia 5. września. W tym roku 1687. umarła pobożna panna Dorota Daniłowiczówna, ciotka króla Jana III., a klasztoru zakonnic reguły S. Benedykta, przy kościele wszystkich ŚŚ. na przed- mieściu krakowskiem fundowanego, ksieni z kolei czwarta w roku życia swego 80 z wielkim żalem króla, który ją jak matkę szanował, i wszystkich pobożnych, którzy jej cnoty znali i szanowali. A ponieważ o początku tego konwentu i o pierwszych ksieniach, bezpośrednio naszemu arcybiskupowi podległych przez przeciąg lat, które opisałem, dla braku wiadomości mało co mówiłem, więc teraz mając przed sobą dokła- dne opisanie o początku tego konwentu nieco opowiem. Bardzo bogobojna panna Katarzyna Soporowska, córka Adama Soporowskiego i Elżbiety Drojowskiej małżonków, z szlachetnej i bardzo dawnej Rotów familii na Pokuciu koło Kołomyi ród swój wiodąca, była pierwszą tego kla- sztoru fundatorką, i to całkiem niespodziewanie i bez intencyi. Jako bowiem była piękna i na wejrzenie przyjemna, a do tego starannie w wygodach i dostatkach wychowana, tak też zaraz w młodym wieku wielu miała zalotników i wielbicieli, i pobudzana była do stanu małżeńskiego, a na- wet rodzice mimo jej chęci zaręczali ją kilkakrotnie ze szla- chetnymi i równego stanu młodzieńcami, ale zaręczyny te rozchodziły się zawsze nagle dla jakiejś niepojętej przyczy- ny. Panna zaś przeciwnie gorące miała przedsięwzięcie zachowania panieństwa i służenia Bogu w czystości pod re- gułą jakiego męża Ś., co w 16. roku życia swego nawet wbrew woli rodziców uczynić sobie postanowiła. Jednakże ponieważ tego, co w myśli ułożyła, tak pręd- ko uskutecznić niemogła, przeto w domu rodziców jak za- konnica żyła, skrytych miejsc szukając, gdzie po 18. godzin na ustawicznej modlitwie klęcząc przepędzała, aż do krwi się biczowała, znak krzyża świętego za pomocą rozpalonych krat żelaznych na swym delikatnem ciele wypiekała, na gołej ziemi krzyżem leżała, nogi żelaznemi łańcuchami krępo- wała, albo wrzątkiem oblewała, albo nakoniec do ula wsadzała, i tam najdolegliwsze bole z wielką cierpliwością znosiła. Dziwna rzecz jednak i nie do uwierzenia, że po- mimo tych wszystkich udręczeń ciała i męczarni zdrowie jej bynajmniej uszkodzone niezostało. Takim to sposobem zaspokajała swoje gorące pragnie- nie religii a nawet chęć podjęcia męczeństwa za wiarę Chry- stusa, którą także pałać się zdawała, i inne tez dziewicy do poślubienia czystości Bogu razem z sobą pobudzała, i dwie swoje rodzone siostry, Annę i Krystynę, namówiła, aby za jej przykładem majątku, nadziei ślubów małżeńskich i całego świata się wyrzekły i Najwyższemu z nienaruszoną czystością służyły, co za łaską Boską bez wielkich trudno- ści na nich wymogła. W późniejszym wieku przez wiele lat w dnie wielko- postne codziennie po 3000 plag sama sobie dawała, a je- żeli kiedy dla nagłych zatrudnień to zwykłe biczowanie o- puściła, tym sposobem je wynadgradzała, że przywoławszy którą z zaufanych panien i zawiązawszy jej chustką oczy dawała jej w obydwie ręce świeże rózgi, i obnażone swe ciało temi mocno chłostać kazała, póki krew niewypłynęła, poczem ciało skrwawione ostrą włosiennicą przykrywała. W dnie zaś śś. Męczenników rozpamiętywując pobożnie po- niesione ich dla Chrystusa męczeństwa, aby sobie ich bole- ści na własnem ciele wyobrazić, podobnym sposobem sama siebie męczyła. W zimie, kiedy największe mrozy ścinały ziemię, ona sama bosemi nogami z spuszczoną suknią do kościoła chodziła, i dosyć długo na nabożeństwie tam ba- wiła. Rozmyślaniem o męce Zbawiciela dziwnie się rado- wała, a ku Sakramentowi komunii świętej przejęta była tak wielkiem nabożeństwem i uszanowaniem, że zwvkle mawiała, iżby ją nikt większym nienabawił smutkiem, jak gdyby jej kto tego najświętszego ujął pokarmu, chociaż i to gorące pragnienie radami swego spowiednika łagodziła; i to swoje nabożeństwo nieprzerwanie zachowując przez o la- ta i 6 miesięcy, w którym to czasie ustawicznie słabowała, codziennie tym anielskim krzepiła się chlebem, i żadna ją przeciwność zasmucić niemogła, ani ból osłabić, kiedy cia- łem Zbawiciela przez trzy owe lata i 6 miesięcy się zasilała. W tych i tak wielkich cnotach dojrzewając wiele pa- nien do naśladowania ich pobudziła, i ciągle z niemi obcu- jąc jako mistrzyni ducha im przewodniczyła, a ponieważ wszystkie pod jej przewodnictwem i radą Najwyższemu słu- żyć do końca życia postanowiły, zaczęła mysleć pobożna ta panna o zbudowaniu klasztoru we Lwowie, w którymby wspól- nie oblubieńcowi swemu Chrystusowi najwierniej służyć i innym do tego obowiązku na potem drogę pokazać mogły. Temu chociaż pobożnemu zamiarowi wielkie trudno- ści przeszkadzać się zdawały. Chociaż bowiem pobożni mę- żowie dowodzili, że to się łatwo stać może, to jednak rodzice i krewni mówili, że prawie niepodobna tego uskutecznić, a osobliwie w naszem mieście. Żaden bowiem ani tu, ani w całej Rusi formalny klasztor dla panien ku prowadzeniu regularnego życia nieistniał, i dla tego niektórzy nad tvm zamiarem się zdumiewali, inni się śmiali, a inni oburzali nim tak dalece, że sama panna na umyśle upadać się zdawała. W tych wszakże przeciwnościach, będąc bez pomocy i rady, udała się do tego, dla którego nic niemasz trudnego i nieprzezwyciężonego, ufając, że ustawicznemi modły wy- jedna sobie u Boga pomyślniejszy obrót rzeczy. I dla te- go troskliwa o dobry zarząd na przyszłość siostry swoje chęcią do życia zakonnego zagrzane, Annę i Krystynę, z in- nemi pannami do monasteru Chełmskiego panien podług reguły S. Benedykta żyjących, co do pobożności i wiary już na ten czas bardzo głośnego, odwiozła, w którym to klasztorze przyjąwszy zakonną sukienkę i śluby zakonne u- czvniwszy tak w cnotach postąpiły, że z czasem stały się godnemi piastować urząd ksieni w naszym klasztorze lwow- skim , i siostra Katarzyna powróciła do Lwowa. I nie daremnie, ponieważ sędziwego ojca swego do pobożnych czynów przysposobiła, który chcąc wieczne do- bra nabyć za doczesne darem wiecznym klasztorowi panien Benedyktynek, świeżo w naszym Lwowie złożonemu, włości swoje Chlebiczyn, Michałków, Kluczów i Saporowce r. 1593. d. 24. Stycznia zapisał. W tymże roku kupiła taż sama panna dwór Herburtowski za 1200 złr. z gruntem na przed- mieściu krakowskiem, w którym dotychczas klasztor ten istnieje. I zaraz w tym roku kościół drewniany, który arcypasterz Sulikowski poświęcił ze zwyczajną uroczystością, wystawić, mieszkania pannom w kupionym dworze porobić, i parkan drewniany nakształt klauzury postawić kazała, i sama się rządowi i opiece tegoż arcypasterza i jego następców ar- cybiskupów Lwowskich z całym swoim klasztorem na wie- ki poddała, który jednakże zgubny pożar zupełnie zniszczył; jako z dawnej tablicy w kościele do tychczas będącej widać. Go wszystko wkrótce Klemens VIII. Papierz rzymski przez namiestnika swego, kardynała Kajetana, osobnym przywilejem d. 12. Marca 1596 potwierdził i umocował. Otrzymała w tymże roku ta panna i przywilej królew- ski Zygmunta III., którym wszystkie dobra nabyte i na po- tem nabyć się majce temu klasztorowi dla kościelnego u- żytku przyznane i zabezpieczone zostały. Aby tedy już raz na zawsze ustalić swoje życie zakonne podług obranej re- guły klasztornej, z rąk tegoż samego arcybiskupa Sulikow- skiego rzeczona panna Katarzyna Saporowska z innemi 6. pannami suknię zakonną Ś. Benedykta przyjęła i ślubowała żyć już do śmierci podług reguły tegoż Ś. O. Benedykta, na wzór Kosseneński, lecz podług reformy klasztoru Chełm- skiego, którego to zakonu wszelkie ustawy i przywileje, ja- ko też wszelkie szczególne wolności Papież Klemens VIII. bulą swoja datowaną w Rzymie 30. września roku 1598. łaskawie potwierdził i klasztor ten na zawsze pod zarząd i opiekę arcybiskupa Lwowskiego oddal. Wprzód jednakże w roku 1597 tenże Sulikowski ar- cybiskup kościół drewniany, a poczęści także z twardego ka- mienia zbudował pod wezwaniem wszystkich SS., które do tychczas zachował, i w nim 16 panien owych poświęconych z Katarzyną Saporowską podług przepisów papiezkich pobło- gosławił. W roku znowu 1599 10 panien, może z Chełmna do Lwowa przybyłych, Najwyższemu poświęcił, tudzież Kata- rzynę Saporowską w same święto S. Franciszka Assyzkiego sposobem zwyczajnym pierwszą ksienią formalną z prawem noszenia pastorału mianował. I tak już zupełny mając tytuł i cały zarząd klasztoru prowadząc owa panna Katarzyna grunta dla wygody i upo- sażenia swego klasztoru panieńskiego, prawie pierwszego w mieście naszem, jedne za pieniądze skupowała, drugie dobro- wolnie ofiarowane, ponieważ jeszcze prawo koronne tego nie- zakazywało, od wiernych i szlachetnych dawców przyjmowała. Także wsie dziedziczne, Chlebiczyn i Michałkow na Pokuciu, daleko od klasztoru Lwowskiego odległe, za bliższe i użyteczniejsze dobra Lesinice w roku 1605 zamieniła, i samym skutkiem rzeczy przekonała się, że to, co u ludzi jest niepodobnem, u Boga jest łatwe i żadnym wątpliwo- ściom niepodlega. Nareszcie pełna ta cnót i zasług panna Katarzyna usta- liwszy swoje panny jak najlepiej w stanie zakonnym, a przez lat trzy i 6 miesięcy cierpliwie bolesną słabość znosząc i swoje dręczenia jak wprzód mówiłem, zawsze podejmując, w roku 1608. w wilię wilii S. Benedykta Ojca swojego, którego sobie i swoim pannom, tudzież dla panien po nich nastąpić mających, za ojca i fundatora obrała i regułę jego za wzór życia przybrała, o 1. godzinie w nocy poszła do swego oblubieńca, po 9. letnim piastowaniu urzędu ksieni, sumiennie, roztropnie i szczęśliwie jako pierwsza fundatorka. Po jej śmierci została słusznie obrana ksienią siostra fundatorki i sama też fundatorka przez ofiarowanie klaszto- rowi dóbr ojcowskich, Anna Soporowska, w klasztorze Cheł- mińskim, jako wyżej mówiłem, z siostrą swoją Krystyną poświęcona, gdzie też lat 12 chwalebnie przeżywszy w ro- ku 1609. przez Jana Zamojskiego arcybiskupa lwowskiego ksienią uroczyście potwierdzona została. Ta swojej rodzonej siostrze w cnotach wcale nieustę- pując, z wielką pobożnością i ostrością życia klasztorem pa- nien, już do znacznej liczby zgromadzonym, przez 29. lat rządziła, i w miejsce drewnianego kościoła, który ogniem zniszczony został, nowy z mocnego muru wystawiła, który ar- cybiskup Pruchnicki roku 1627. pierwszej niedzieli po dniu ścięcia Ś. Jana z zwyczajna uroczystością imieniu i czci wszystkich ŚŚ. poświęcił, jako świadczy tablica dawna przez one zakonnice pilnie chowana; i tego też dnia obchodził klasztor co roku rocznicę poświęcenia swego kościoła. Po- wiadają, że ta panna więcej swoim przykładem, niż słowa- mi do zachowania reguły i służenia Najwyższemu łagodnie swoje panny pobudzała, i że wiele miała sposobów, któremi zakonnice swoje w miłości ku Bogu utrzymywała i innych także duchownych usługi używała, zkąd pochodziło, że chór kościelny nigdy w chwale boskiej nawet w nocy nieustawał, że panny z najszczerszą i gorącą chęcią Bogu służyły, zna- czne dręczenia ciała nawet z uszczerbkiem zdrowia podej- mowały, tak że nawet spowiednicy od tego odstraszać ich musieli, i największą skromnością pokorą, zgodą i szanowa- niem reguły sświętej się odznaczały. Umarła i ta druga ksieni w roku 1638. zostawując u swych domowych panien wielkie mniemanie o swej świę- tości, której wielu cnotami i dręczeniami, chociaż przez 30. lat na suchoty cierpiała, dowiodła. Po niej nastąpiła trzecia siostra, najmłodsza fundatorka Krystyna, w roku tymże 1638. I ta także starając się, aby do doskonałości życia zakonnego, które jej siostry zaszcze- piły, niczego niebrakowało, cnoty sióstr swoich ze swego stanowiska świetniejszemi uczyniła, i zakonnice czystością obyczajów ludowi najbardziej zaleciła. Lecz wiekiem osła- biona w krótkim czasie urząd swój zakończyła i z siostrami swemi, bez których żyć jej było niemiło, lat półtrzecia przeżywszy od objęcia urzędu ksieni, połączyła się w roku 1640. dnia 10. maja. Tak wszystkie owe trzy Saporow- skie trzy z siebie ofiary Bogu uczyniły, zostawiając innym pannom wielkich i zamożnych familii najświetniejszy przy- kład i formę życia świętego podług reguły S. Benedykta w tym klasztorze. Po śmierci fundatorek Saporowskich w roku 1640, dnia 26. września obrana została ksienią Daniłowiczówna Dorota, wojewodzianka ruska, której śmierć w roku 1687. opisałem, a teraz uważam za rzecz stosowną opowiedzieć jej życie z roczników tego klasztoru. O obraniu tejże na ksienię pierwej wiadomo było w niebie, niż na ziemi. Jeszcze bowiem za rządów Anny Saporowskiej pewna pobożna zakonnica mówiła do niej, że we śnie widziała, iż dnia tego narodziła się pana Da- niłowiczówna, córka Wojewody ruskiego, która będzie ksie- 58 nią tego zakonu. Zakonnice zapisały sobie ten sen, który w czasie zupełnie się sprawdził. O czem gdy potem woje- wodzinie ruskiej doniesiono, ta córkę swą trzechletnią Do- rotę w kościele tychże panien uroczyście poślubiła Najwyż- szemu i zakonnicom dla ćwiczenia jej w cnocie, pobożności i obyczajach oddała. Z początku była panna wojewodzianka umysłu weso- łego, i uważano, że z samego delikatnego ułożenia więcej skłonności miała do światowej okazałości, niż do stanu du- chownego; dla tego matka wojewodzina swój zamysł odmie- nić i pannę już do zamęzcia dojrzałą z klasztoru panieńskie- go do łoża małżeńskiego przeznaczyć postanowiła. Co prze- widując wojewodzianka taki zapał miłości boskiej w sobie uczuła, i tak do zachowania panieństwa pobudzoną została, że sobie sama piękne na głowie ucięła włosy, i wkrótce o sukienkę zakonną Ś. Benedykta prosiła, którą w 17 ro- ku życia w istocie otrzymała. Skoro tylko staranie o służbę bożą, i o obrządki święte jej umysł zajęło, nagle światowe porzuciła sprawy, i stała się tak pobożną, że żadna z tak wielkiej liczby panien za- konnych do pielęgnowania cnót wszelkich skorsza niebvła. W klasztorze żyła chwalebnie poszcząc i martwiąc ciało ustawicznie, i chociaż wychowana była w rozkoszach, dwa razy tylko jadała mięso w tygodniu i to mało. Podczas postu prostych potraw i to bardzo mało używała, na twar- dem łożu spała, i nikomu niepozwoliła blisko do swego łóżka przystąpić, aby jej umartwień niespostrzegł. Ani ją zatrudnienia klasztorne, ani częste odwiedziny znakomitych gości a nawet samego króla Jana III., którego była rodzoną ciotką, i bliska godność od wykonywania reguły zakonnej, od zwyczajnego nabożeństwa, od usług około innych sióstr często nawet przykrych, odrywały, gdyż ciągle na modlitwach nocy bezsenne przepędzała, przy zam- knionych drzwiach na ziemi krzyżem leżąc długo nawet w podeszłym wieku Bogu cześć oddawała, a o swoje za- konnice tak wielkie miała staranie, że im wszystkiego na czas nawet śpilek dostarczała, aby się same o to niestarały, lecz ażeby z powołania swego tylko samemu służyły Bogu; owszem sama potajemnie panny posełała, aby się wypyty- wały, czyli zakonnice jakiej niepotrzebują wygody? a gdy się o jakiej dowiedziała, z wszelką troskliwością dostarczała wszystkiego, czego im brakowało. I w tern także wielką pokorę i skromność duszy oka- zywała, że suknie innych sióstr własnemi czyściła rękoma, prała je i naprawiała, ich ręczne roboty nawet mniej zręczne i doskonałe chwaliła, ceniła i innym na wzór dawała, a niektórym nawet potajemnie, jeźli która igłą robić niemogła lub niechciała, własne roboty poddała, aby jej jako ksieni pokazała, żeby się niezdawało, że nieczynne życie w zako- nie prowadzi, i tym sposobem wielką sobie miłość i usza- nowanie u zakonnic zjednała. Trawiła często czas na modlitwach, sv wielkim poście zupełnie zatapiała się w rozmyślaniu męki pańskiej, i w ka- plicy opackiej, znajdującej się w murze u wielkiego ołtarza, całe dnie trawiła rzadko miejsce swego rozmyślania opu- szczając. W wielkim tygodniu od środy aż do niedzieli Zmartwychwstania z największa pobożnością i zebraniem du- cha mękę Zbawiciela rozważała, i nic niejadła oprócz malej bułki, i to na prośby i nalegania zakonnic, aby choć cokol- wiek posiliła swe ciało, całe zaś nocy, kiedy ciało Zbawi- ciela w grobie odpoczywało, czuwała w kościele, sama psałterz na przemiany z siostrami śpiewała, a to aż do śmierci, jak gdyby ten obowiązek przepisano jej wypełniać, i Ołtarze kościoła, jako w roku 1645. wspomniałem, pos więcić sta- rała się. Co się tyczy szczodrobliwości okazywała ją nietylko względem ubogich, ale tez i względem duchownych, tak swoich, jako też obcych, którym i gościnności wiele dowo- dów dała, i nigdy jej niezbywało na tem, coby dać miała. Zdawała się być osobliwszą obdarzona delikatnością, żadnej bowiem siostry ostremi i gorzkiemi słowy nie karciła, ale łagodnie z uprzejmą twarzą bardziej zachęcała do cnót, niż za występek karciła. Sam król Jan III. jej siostrzeniec mocno ją szanował, kochał, poważał i całe szczęście swych zwycięztw jej mo- dlitwom przypisywał, zapraszał ją też często, aby królewski dom jego odwiedzała, co z łaski królewskiej uprosiwszy po- zwolenie bardzo rzadko czyniła. A chociaż dla powagi, niby ukrywając swą pobożność po za skłonnością do wy- gody, pościel dostateczną sobie sprawiła, to jednak gdy noc ciemna spiących ukryła, ona pod łóżkiem na gołej ziemi spoczynku używała. Wszyscy o tej ksieni mówili, że posiadała powszechną miłość szacunek i uwielbienie. Umarła z żalem króla w ro- ku tymże 1687. a życia swego prawie 80. dnia 26. marca. Pogrzebaną być przy progu kościelnym niechciała, dla te- go jej nowy grób wymurowano przed ławkami, w których młode panny na nauce zakonnic będące modlić się zwykły, i w tymże przez biskupa natenczas kijowskiego Załuskiego, który ją tak co do religii, jako też w każdym innym wzglę- dzie najcnotliwszą i najpobożniejszą w Tomie 1. w części drugiej nazywa , z wszelką uroczystością pogrzebana została. Z powieści zakonnic tegóż klasztoru słyszałem, że w kilka lat po śmierci, owszem 20go roku swemu spowie- dnikowi O. Grymoszowi, Jezuicie, pokazała się i powiadała, że przez 3 dni najstraszniejsze znosiła kary i w tym czasie niewiedziała, w jakim była stanie; w tym jednym tylko znaj- dując pociechę dla siebie, że przeciw Bogu niebluźniła; i powiadano, że mu za jednę mszę Ś. podziękowała. Potem w kilka lat temuż Ojcu w Jarosławiu, kiedy po skończonej mszy do zakrystyi powrócił, znowu się pokazała, jak po- wiadają zakonnice, i miała mu powiedzieć, iż wielkie kary ezyscowe cierpiała za 3 występki: 1) że niezdatnych do zakonu przyjęła, 2) że w gniewie długo trwała, 3) że się niesłusznie do bronienia sprawy Malawskiego mieszała. Po- wiadano, że i to dodała, iż już nic niecierpi, lecz skarzyła się, że oblicza boskiego jeszcze nieoglądała. Czyli to jest prawda lub nie, zaręczyć niemogę, gdyż opowiadam tylko z powieści i podania bogobojnych panien. a roztropny czy- telnik niech to tak samo przyjmie. Powiadają jednakże zakonnice, które podtenczas żyły i dotychczas żyją. gdy to piszę, że pannę Zuzannę Stańską, w zakonie długi czas chwalebnie żyjącą, z zemsty za jakąś obrazę do poświęcenia nigdy przypuścić niechciała, a nawet przed krewnymi zmyśliła, że już umarła, i tak ją nieznaną i od wszystkich zupełnie opuszczona z największym wszyst- kich i jej samej smutkiem uczyniła, i z goryczą w duszy cały czas jej żyć i umrzeć dopuściła, która też w podeszłym wieku, będąc bliską śmierci, ksienię na straszliwy sąd Naj- wyższego razem z sobą zapozwała, co usłyszawszy miała powiedzieć: "Więc i mnie zaraz umierać potrzeba." Jakoż wkrótce zapadła na niebezpieczna słabość i poszła na sąd, na który ją zapozwano. Rzadko doskonała starość widziano, którejby cnoty jakim występkiem na ziemi splamione niebyły. Nastąpiła w godności i na miejsce zmarłej Eleonora Kazanowska, z grona Zakonnic obrana w roku tymże, a przez arcypasterza Lipskiego potwierdzona i uroczyście pobło- gosławiona. Jej siostra Maryanna Kazanowska, Jabłonowskiego Wo- jewody ruskiego i hetmana wojsk koronnych małżonka, a Wojewody bracławskiego i Anny Potockiej córka, której słabość z małej przyczyny wszczęta powoli w śmiertelną się zamieniła, umarła w tym roku z największym żalem obojga królestwa. Powiadają, że z dziwną cierpliwością swoją cho- robę znosiła, w wielkich bolach nikt ją niewidział i niesły- szał ani wzdychającą, ani płaczącą, ani bardzo lamentującą, gdyż w najdolegliwszej słabości zawsze się zdawała na sąd i na wolę boską. Jej zgon opłakiwali nietylko domowi, ale i ubodzy, często nawet skrycie jałmużnami jej wspierani; dla tego ich głośny płacz po całym kościele OO. Jezuitów, u których pogrzebaną być chciała, po ławkach, w przysion- kach i kaplicach słyszano, gdy jej ciało z trumny do gro- bowca składano. Pogrzeb jej odbył się u naszych OO. Jezuitów, których żyjąc uprzejmie lubiła, z największą okazałością i wielkim wydatkiem, a cnotliwy jej żywot sławili przez dwa dni publi- cznie dwaj biskupi, pierwszego dnia Chryzostom Załuski, biskup kijowski, pisarz mój najulubieńszy, a drugiego Biskup kamieniec- ki, Albert Denhoff, piękną mową, którą potem wydrukowano. Dwaj kardynali, Opic Pallavicini namiestnik apostolski, i Michał Radziejowski prymas królestwa, który i żałobne nabożeństwo od- prawił, byli obecni. Na drugi dzień arcypasterz Lipski jako prze- łożony miejscowy nabożeństwo żałobne odprawił. Jej życie i wspaniałość żałobnego nabożeństwa opisana jest i drukowana pod tytułem : Obraz świętobliwego życia roku 1696. Krolewicz Konstanty w Jaworowie ochrzczony przez lo- sowanie swoje imię otrzymał, włożono bowiem trzy imiona w puszkę, z której wyciągnięto imię "Konstanty" i tem też imieniem ochrzcił go jak przystało sam arcypasterz Kon- stanty Lipski. Lecz oprócz tego nadano mu jeszcze inne dwa imiona, gdyż nazwany był: Konstanty, Władysław i Filip, z wielką nadzieją na przyszłos ć i pociechą Rodziców: Dobry Boże! czemuż ta wielka nadzieja tak boleśnie zawie- dziona została! Zdawało się, że w tym roku szczęście omyliło nasze życzenia, ponieważ po chwalebnych czynach wcale niechlu- bny nastąpił koniec. Po zerwanym bowiem sejmie koron- nym, z rady wodzów zwołanym, wojsko zgromadziło się wprawdzie; ale pokazano tylko oręż nieprzyjacielowi bez żadnej korzyści dla rzeczypospolitej. Dnia 10 sierpnia na S. Wawrzyńca zaprosił król do Żółkwi Konstantego Lipskiego, arcypasterza naszego, ze mszą świętą, i aby mu udzielił błogosławieństwa do podróży; które otrzymawszy, zaraz do Kamieńca ruszył, wcale się ani w Złoczowie, ani w Brzeżanach, ani w Podhajcach, ani w Bu- czaczu nie zatrzymując, tamtędy bowiem jechać postanowił. Ze zaś niepomyślną i niestosowną miała być ta wy- prawa, zapowiedział nad spodziewanie bezkarny najazd Ta- tarów, który w 7,000 z Budziaku przez puste pola pod Ka- mieniec przybyli, i wpadłszy do dóbr Żółkiewskich, niemało szkody ludziom w miasteczkach i po wsiach narobili. A chociaż z naszej strony szczupłe oddziały pod Laskim i Ba- worowskim stawiły im dość silny opór, przecież do Kamień- ca obfitą zdobyczą obładowani i krwią naszych zbryzgani bezkarnie powrócili. Zwołane potem wojsko do Tarnopola dla szczupłości oprzeć się napadom Tatarów niemogło, i musiało przepu- ścić żywność do Kamieńca, która pod zasłoną 30,000 Ta- tarów i 5,000. Turków na 400 wozach przez 4 dni wo- łami zwożono. Nasi zaś tymczasem kamienieckie pola dla zemszczenia się pustoszyli, a sprzyjało im przytem szczęście tak dalece, ze pomimo rzęsistych wystrzałów z dział nikt z koszących i psujących żniwo ani raniony ani zabity niezostał. Oparli się im jednak w końcu załogowi zrobiwszy wy- cieczkę, i nagłą z nimi stoczono utarczkę, w której część nieprzyjacioł ze skał do rzeki i do fosy wpędzona została, a bardzo wielu po polach ubito. Wódz ich Kahaj Basza utraciwszy konia uszedł do swoich bez rany. Z naszych mało było ranionych, i tylko Nagórski, wódz chorągwi pan- cernej, pod samą ibsę zapędzony i dzidą przez szyję az do języka przebity tamże mężnie poległ. Po tej klęsce swoich ostrożniejszy nieprzyjaciel nawet wyzwany nieodważył się wystąpić do boju, ani zejść z swo- ich murów na pole. Mimo to jednak trzeba było czuwać nad bezpieczeństwem obozu, i królowi podobało się rzuca- nym ogniem załogę kamieniecką do odwetu zachęcać. Czyn- ność tę zlecono królewiczowi Jakubowi; rzucane jednak często ognie do miasta załogowych nieustraszyły, i odstrze- liwali się oni codziennie prawie po 1,000 razy, aż w końcu stracono nadzieję spotkania się z nieprzyjacielem, a niebyło bezpiecznie z małem wojskiem w Budziaku licznego szukać nieprzyjaciela. Ostatnich więc dni września, gdy nad 20 kilka bomb rzucono do Kamieńca, a nieprzyjaciela niewiele ustraszono, dano znak do odwrotu, która to okoliczność niesłychanie króia w Buczaczu wtenczas z królową bawiącego zatrwożyła. Sądził bowiem, że to przez nienawiść wodzów się stało, aby książe Jakób zdobyciem twierdzy się niewsławił; i tak na pokazaniu tylko broni nie na użytku z tejże cala wyprawa tegoroczna się skończyła, żadnej sławy królowi nieprzy- niosłszy, owszem hańbę i wstyd narodowi i naigrawanie ze strony Niemców. Powiększyła to wewnętrzne zmartwienie wiadomość o zwycięztwach wojsk cesarskich, które pod wodzą księcia Lotaryngskiego pobiwszy Wezyra, położywszy na placu 20,000 Turków i 100 dział odebrawszy, cały obóz nie- przyjacielski w nagrodę za swoje trudy wojenne opanowały. Także Wenetowie opanowawszy na morzu 160 dział, 15 trzypokładowyeh okrętów i 4 fortec, najpiękniejszą zwy- cięztwa odnieśli palmę. Inna wcale była postać rzeczy u nas i u Moskala z nami sprzymierzonego, dla dziwnej z obu stron i prawie jakby umówionej gnuśności; Moskala jednak tłumaczyły przy- najmniej podstęp i zdrada wodza Zaporowskiego, Samujło- wicza, któremu sowicie to odpłacono; naszych zaś wo- dzów obwiniała zazdrość i w sercu powzięta nienawiść. Wszyscy wróżyli sobie jak najlepiej, gdyż, aby uprosić so- bie pod Kamieńcem powodzenie z nieba, poszczono w so- botę o chlebie i o wodzie, a w niedzielę uroczyste po obo- zie odprawiało się nabożeństwo; ale po kilku dniach z wiel- kim żalem naszym spełzła cała nadzieja na niczem. Poty- kano się wprawdzie i w innych miejscach z Tatarami, i dosyć pomyślnie, jednak z niestałem szczęściem i bez zna- cznego pożytku, aż w końcu król powrócił do Oleska, a żołnierz straciwszy daremnie lato na leże zimowe. 59 ROK 1688. Dość pomyślnie, jednak nie z lepszą przyszłości wróżbą rozpoczęła ten rok hojność arcypasterza Konstantego Lip- skiego, który swoją intencyę wystawienia ołtarza S. Trójcy i sprawienia monstrancyi ze szczerego złota, kapitule w ro- ku przeszłym przez kanclerza Michała Uińskiego zapowie- dzianą, w tymże roku 1688 po części uiścił, ponieważ ten ołtarz, jak go teraz widzimy, postawił, i 300 czerwo- nych złotych węgierskich na sprawienie monstrancyi, a 4500 Złp. na aniwersarz swój po śmierci, a tymczasem dla odprawiania nabożeństwa za duszę swojej familii Lipskich, do rąk Kazimierza Humniewicza vicekustosza wyliczył. Stawiało już w ten czas szczęście w kościele bożym i w naszym metropolitalnym aż do arcybiskupiej godności stopnie honoru Janowi Skarbkowi, na ten czas kanonikowi Wileńskiemu, mężowi z dawnego rodu pochodzącemu, z ojca kasztelana Halickiego, w umiejętnościach i w obycza- jach bardzo dobrze wykształconemu i ze zwiedzania obcych krajów przez lat kilka sławnemu, który po zrezygnowaniu Zichiniego za wstawieniem się arcybiskupa Lipskiego jedno- głośnie obrany został, z ciężarem wprawdzie kaznodziei, lecz wkrótce za to wielu honorami, a nawet samą arcybiskupią godnością nadgrodzony, jako w teraźniejszym czasie, gdy to piszę, widzimy, i to tak szczęśliwie, że ten swój wybór i wstąpienie do kapituły sam przy końcu roku 1705, już w tenczas arcybiskup Lwowski, własną ręką na ostatniej pró- żnej karcie aktów kapitulnych, jak gdyby umyślnie dla niego zostawionej, zapisał. W tym roku została wytoczona przed arcybiskupem Lipskim następująca ważna i niemiła sprawa: Józef Kor- wini Włoch, Franciszkan i doktor ś. Teologii, a z polece- nia namiestnika apostolskiego wizytator naszego konwentu lwowskiego OO. Franciszkanów, zaniósł do arcybiskupa jako inkwizytora wszelkiej herezyi podług zboru Trydentyń- skiego skargo przeciw Wielebnemu O. Antoniemu Długo- szowi, profesorowi teologii i byłemu niedawno prowincya- łowi na Rusi, który przez tegoż wizytatora dla objawionych publicznie w obec kilku zakonników zdań heretyckich do wiezienia wtrącony został. Ten z więzienia dla zdania sprawy puszczony na ter- min , na zadawane pytania instygatora odpowiadał z wielką pokorą i obsekracyą, że zawsze wszelkie zbijał kacerstwa i dotąd je nienawidzi, z płaczem zbijał wszelkie robione mu zarzuty i wzbudził łzami i smutną zmianą stanu swego li- tość sędziwego, że go dla bezpieczeństwa z przyczyn przy- toczonych do konwentu OO. Dominikanów do rozstrzygnię- cia sprawy odesłał i lepszą żywność mu wyznaczył. Nareszcie po ukończonem rozpoznaniu w przytomności wielu Teologów z zakonu i kapituły tenże arcybiskup Lip- ski wydał uniewinniający wyrok na zasadzie zaprzysiężonej inkwizycyi zakonnych, przez którą prawdzivye kacerstwo oskarżonemu Długoszowi dowiedzione niebyło, owszem po- kazało się, że jedni z namowy, drudzy z nieprzyjaźni i przez Korwiniego nauczeni, jak się domyślano, przeciw niemu świadczyli, sprzeciwiając się sami sobie, inni znów swoje doniesienia odwoływali, inni zeznali, że on tylko w toku mowy bez wszelkiego upóru, z którego się prawdziwe ka- cerstwo poznaje, nauczające przykłady przytaczał, a nako- niec inni świadkowie, i to najgodniejsi wiary świadczyli, że o kacerstwo nigdy podejrzanym nie był, i owszem że w za- konie chwalebnie żył i Teologię przez tak wiele lat z po- chwalą i z pożytkiem słuchaczów zakonnych wykładał; i tak wspomniony Długosz z wszelkich zarzutów został oczyszczonym. Arcybiskup jednakże dla usunięcia wszelkiego podej- rzenia w obec publicznej denuncyacyi oskarżającej go o lek- komyślne, czyli raczej źle zastósowane wyrazy, kazał mu przedewszystkiem uczynić publiczne wyznanie wiary, a po- tem dla uchylenia wszelkiego podejrzenia przeciw wszystkim tym zarzutom, które strona przeciwna mu robiła, może dla pewnych słusznych przyczyn, formalną przysięgę złożyć, którą ponieważ w przytomności strony przeciwnej i zakon- ników bez zwłoki w sądzie złożył, wolnym od tychże za- rzutów ogłoszony został; a oraz postanowiono, że to ani jemu, ani jego sławie, ani honorowi, ani reputacyi szkodzić nie powinno. Punkta zaś, o które toczyła się cała ta sprawa, były następujące: 1. Ze odpusty kościół święty nie dla zysku, lecz dla dobra i poprawy wiernych chrześcian urządza. 2. Ze wykluczenie z kościoła, cenzury i inne kary kościelne są prawne i zgadzają się z duchem religii. 3. Ze modlitwv zmysłowe kviatvstów i inne ich głupstwa kościół zupełnie potępia i odrzuca. 4. Ze trybunał ś. inkwizycji przeciw złości here- tyckiej jest bardzo pożyteczny i zbawienny. 5. Ze zakony a między temi zakon Ś. O. Fran- ciszka za sprawą ducha Ś. ustanowiony, urządzony i po- twierdzony, bez wątpienia dla kościoła i jego wyznawców bardzo jest zbawienny i korzystny, i że coś podobnego nikt inny, tylko sam Bóg dokazać może. Tych 5. punktów, ponieważ Długosz sądownie za prawdziwe uznał i przysięgą potwierdził, a jemu nic prze- ciwnego niedowiedziono, został O. Karol Kulinowski, który za namową komisarza O. Korwiniego niesłyszawszy owych zdań heretyckich, przez pomienionego Długosza wyrzeczo- nych, na karę odwetową nierozważnie się zapisał, w wię- zieniu w tymże konwencie lwowskim z postradaniem wszel- kiego głosu na rok zamknięty. Większe kary zostały mu darowane, ze względu na jego prostotę, że to na rozkaz swojego przełożonego komisarza O. Korwiniego, któremu bał się uchybić, uczynił. Przeciw Korwiniemu zaś i Chomi- kowskiemu wolny rekurs do przynależnego sądu temuż O. Długoszowi zostawiono. Powiadają, że podczas tej wizytacyi O. Korwiniego straszny przypadek w tymże klasztorze OO. Franciszkanów miał się wydarzyć. Włoch rodem z Krakowa, ksiądz Amadei zwany, młodzieniec, jak się zdawało godny służyć kościo- łowi świętemu, został przed tymże samym komisarzem o niektóre przekroczenia młodości oskarżony i, może nawet przez świadków nieprzekonany, do więzienia z rozkazu te- goż komisarza i wizytatora zamknięty. Nie wiadomo jaka była przyczyna jego uwięzienia, lecz to pewna, że nie- szczęśliwy gwałtowna śmierć nożem sobie zadał, i krwią oblany bez spowiedzi a może nawet i bez pokuty umarł. Taki pożytek przynosi tchnąca nie miłością ale pychą, nie- umiarkowana i aby rzec prawdę, głupia chęć poprawiania drugich. W tym roku wyszedł wyrok króla Jana III. w War- szawie na dniu 20. czerwca rozstrzygający sprawę miedzy stanami miasta i garncarzami, jako zapozywającymi, a naj- przewielebniejszym Szumlańskim, Biskupem ruskim, jako zapozwanym, nakazujący pod utratą towarów, żeby się nikt nie ważył na gruncie Ś. Jerzege przy Cerkwi greckiej od- prawiać jarmarku, który król, chociaż wiedział, że od da- wnych czasów bywał, skasował, a wyroki dawniejsze na szkodę miasta i cechu garncarzów wydane odwołał i zni- szczył. Podany był ten wyrok do aktów konsularnych w po- niedziałek po dniu ŚŚ. 3. królów roku zaraz następującego 1689. Dla czego zaś ten wyrok swego skutku nie ma, i jarmark ten jak przedtem tak i teraz corocznie się odby- wa? niewiadomo mi dotąd. I ten rok był niepomyślny i sławie polskiej przeciwny, we złe obfity, a w dobre skąpy. Najprzód bowiem w ciągu jego, to jest o. Marca, został sejm zerwany, co jak mocno króla zmartwiło, mowa jego okazuje. Drugi zaś również zerwać się mający został wprawdzie zwołany i zaczęty w tym roku w Warszawie na dniu 17. listopada, ale po o- braniu marszałka i powitaniu króla przez marszałka sejmu rozeszli się wszyscy nieczekaiąc mowy od tronu w zamię- szaniu i bez żadnego skutku swvch narad. To niespodziane złe smutny i haniebny poprzedził wy- padek. Istny potwór natury, niejaki Łyszczyński, od Jezui- tów wypuszczony, który przez rozmaite występki do tego stopnia szaleniec przyszedł, że wyuczony wprawdzie po głu- piemu w światowej mądrości, ponieważ i deputowanym swego województwa obrany został, w sercu swojem, ba na- wet w pismach swoich pełnych wielu złorzeczeństw i głup- stwa, które radzie senatorskiej były przedłożone, publicznie powiedział: Niemasz Boga. Uwięziono go jednak za to na rozkaz najbogobojniejszego króla; odbyła się też z tej przy- czyny narada biskupów, którzy wyrzekli, że rzecz tak wiel- kiej wagi przez całą rzeczpospolitę polską, ktora takiego potworu nigdy jeszcze dotychczas niewydała, na przyszłym sejmie rozstrzygnięta być powinna; o czem się w przyszłym roku obszerniej mówić będzie. Daleko pomyślniej wiodło się podtenczas niemieckiemu narodowi, niesplamionemu takiemi występkami. Przy końcu bowiem września przybył posłaniec z tą pocieszającą wia- domością, że Belgrad Turkom odebrano i że siły ottomań- skie przez Ludwika książęcia Badeńskiego z wielką klęską zniesione zostały; gdy przeciwnie nasi Polacy, może poka- rani za swoją niezgodę, jak gdyby nieufając swym własnym siłom w próżnowaniu gnuśnieli. Dnia bowiem 27. września smutna wieść się rozeszła, że tegoroczna wyprawa już się skończyła, że nasze wojska wyszły z obozu na leże zimowe, że żywność bezkarnie przez Tatarów do Kamieńca przywieziona została; opłakane losy Polski! która śród tryumfów chrześciaństwa sama jedna cie- szyć się nie mogła, hańbę zamiast palmy zwycięztwa nad nieprzyjaciołmi odniosłszy. Albowiem nawet podczas odbywającego się w War- szawie sejmu w lutym Tatarzy chciwi łupu, jak wilcy, wtar- gnąwszy w znacznej liczbie na Wołyń, 3 mile od Łucka, te części Rusi naszej, które z łaski Bożej i dzięki wa- leczności króla na nowo zakwitać zdawały się, ogniem i mieczem w popiół obrócili, wiele Polaków w ciężka zabrali niewolę, i blisko samego naszego Lwowa okrutne wycieczki robili, gdy tymczasem na próżno Kasztelan Krakowski we- wnątrz Polski rozbiegłe woisko zwoływał i z innych stron nadaremnie o posiłki przeciw drapieżnym Tatarom prosił. Po zerwaniu pierwszego dia bezpieczeństwa Królestwa zwołanego sejmu znowu król zwołał sejm do Grodna, ale i ten spełzł na niczem, gdyż że tak powiemy, pierwej się skończył niż zaczął, i to bez marszałka i z wielkim żalem króla, naksztalt Salomona na tronie królewskim czule mó- wiącego. I nie dziw nawet, że owe liczne sejmy bez skutku się rozchodziły, albowiem rzeczpospolita bardzo niesłuszne uchwały przeciw kościołowi powzięła, a osobliwie woje- wództwo krakowskie na zjeździe Proszowickim, na którego postępek także inne województwa a osobliwie nasze ruskie się zapatrywały, przydało do uchwały swojej straszny punkt, jakoby na zasadzie konstytucyi z roku 1635 gruntujący się, która dla nastąpionych odwołań i protestacyi duchownego stanu nigdy niebyła w używaniu, wbrew ustawie z roku 1541, mianowicie, aby sprawy dziesięcinne nie do sądu kościelnego, jakoby czysto duchowne należały i nie przez sądy biskupie i konsystorskie rozsądzane bywały, lecz aby grodzki sąd krakowski a zatem i w każdem województwie sprawy te z wyłączeniem sędziego duchownego rozstrzygał. Przez wznowienie tej uchwały zdawała się być bardzo zachwiana powaga duchowna i ścieśniona moc biskupów, którzy zaraz po zaprowadzeniu wiary katolickiej w Polsce, to jest od roku 995. sprawy dziesięcinne spokojnie i bez wszelkiej przeszkody rozsądzali, a teraz chciał przeciwnie stan świecki wziąść przewagę nad duchownym i wbrew bullom papiezkim i wyrokom tylu zborów przywłaszczyć sobie pierwszeństwo w kraju. Lecz czuwał zawsze nad dobrem kościoła swojego Pan najwyższy, i wszelkie złośliwe zamysły, usiłowania i kilku- krotne nawet sejmy cudownym sposobem udaremnił, do- puszczając ciężkie kary na tych, którzy się na jego prawa targnąć ośmielili. I tak pomiędzy innymi niejaki Andrzej Zydowski, w prawie koronnym bardzo ćwiczony a naten- czas poseł i chorąży Województwa Krakowskiego, publicznie się uskarzał, że właśnie, kiedy najgorliwiej przeciw kościo- łowi i powadze biskupów w sprawach dziesięcinnych mówił, syn mu się długo upragniony— głuchy i niemy urodził, który za karę za występek ojca dotychczas żyje, ożenił się i syna, jak powiadają, również głuchego i niemego spłodził. Niechże teraz pomną na to Polacy, co ktoś bar- dro dobrze powiedział: że jest bez wątpienia Bóg ktory to, co my czynimy, słyszy i widzi i podług zasługi nagradza. Przeciw tej Proszowickiej uchwale i ustawie z roku 1636. czytaj wyborną odpowiedź u Załuskiego. ROK 1689. Rok 1689. zaczniemy przyjemnie od przyjemnego roz- porządzenia kapituły względem instalacyi kanoników, to jest aby każdy kanonik po 18 złp. za swoje wprowadzenie za- płacił; który to dochód na wystawienie pieca w sali kapi- tulnej przeznaczono. Na przyszłość zaś w razie zachodzą- cych licznych instalacyi tak na wyższe urzęda jako też i na kanonię poruczyła kapituła swojemu każdoczesnemu pro- kuratorowi, aby przy instalacyi w kościele zaraz od prałata lub kanonika ten datek odbierał i na wydatki kapitulne obracał. Przepisała też sobie kapituła sposób obierania prała- tów, to jest aby 3 starych kanoników i to obecnych tylko doznawało zawsze szczególniejszych względów, i aby tym podczas roku łaski zarząd dóbr opróżnionych podług ustaw synodalnych poruczano. W tym samym czasie zezwoliła także kapituła, aby srebrne wota przez pobożnych ludzi Ukrzyżowanemu na środku 60 kościoła naszego wiszącemu ofiarowane, na trwalszą ozdobę dla Zbawiciela obrocone zostały. Ale to nastąpiło dopiero w roku 1699. Także Jerzy Giedziński, biskup nikopolitański, szufra- gan, dziekan, wikary duchowny i offcyał jeneralny lwowski na polowie miasteczka Bolechowa pan i dziedzic oraz wła- ściciel wsi Zawadki, zasiał w tym roku wieczne ziarno na doczesnej roli, to jest, zbudował kościoł pod tytułem Ś. Krzy- ża na własnym gruncie dziedzicznym, z fundamentu cały nowy i zupełnie z muru, z przyzwoitem i wygodnem pomie- szkaniem dla kapłana, groblami i okopami dla wszelkiego bezpieczeństwa go obwarował, grunta z ogrodami, sadami, łanami, łąkami i wszelkiemi przyleglościami mu nadal, i sumę 6000. złp. z czynszu rocznego, przez żydów Bole- chowskich płaconego, dla prebendaryusza, któremu i obowiązki i czas wypłacenia jest przepisany, zapisał; prawo zaś opie- kuństwa sobie, a po swoim zgonie następcom obojga płci zostawił. Temu kościołowi jest pozwolone także szafowa- nie śś. Sakramentów bez uszczerbku jednak dla praw ko- ścioła parafialnego, i to rozporządzenie potwierdził sam ar- cybiskup Lipski w poniedziałek 15 Czerwca roku tegoż. Arcybiskup Lipski także bractwu literatów 1,000. złp. zapisał, które Marcin Nuszczyński w gotowych pieniądzach na roczny procent pożyczył, w wypłacaniu trudny, jak się pokazuje z aktów w sobotę na drugi dzień po S. Katarzy- nie roku tegoż 1689. Z nagłych i bardzo ważnych przyczyn zapowiedział król okólnikiem swoim sejmiki dla szlachty w celu odbycia walnego sejmu w Warszawie; lecz i ten 1. Kwietnia za poduszczeniem, jak się domyślano Sapiehów, Matkowski słowem wolnem "Veto" zniweczył, którego odwołania na- próżno żądało wielu senatorów i deputowanych; a nawet straszny wydarzył się wypadek przy tej sposobności, że ktoś na biskupa wileńskiego w senacie siedzącego gwałtownie podniósł rękę, i tak wielki w senacie był rozruch przy zu- pełnej prawie ciemności i szczupłości miejsca, że większego przedtem nikt niezapamiętał; który ledwie zdoławszy uśmie- rzyć kardynał Radziejowski ostrą miał mowę, wyrzucając nieporządek i mały dosyć wzgląd na rzeczpospolitą i mó- wiąc: "Cześć dla prawa i słuszności już upadła." A na drugi dzień przez wszystkie kościoły interdykt ogłoszono, który jednak wkrótce dla honoru obydwóch stron odwo- łano, i tak skołatana rzeczpospolita nasza wielkiem niebez- pieczeństwem Rusi od nieprzyjacioł otoczonej już przez pięć lat pomocy sejmowych narad pozbawiona była. Już bowiem wzmagał się pomiędzy stanami rzeczypo- spolitej grzech dawny, który wszyscy ganią a wszyscy lubią i nikt szczerze poprawić się niestara, to jest dumna emula- cya, tudzież przeciwna wszelkiej cnocie zazdrość i pod po- zorem dawnej wolności niewolnicza i bezczelna rozwiązłość. Albowiem w łonie szeroko rozgałęzionej familii Sapieżań- skiej znajdowało się niby morze wrzące, które uspokoić się niedało; każdy w osobistem celu starał się podburzać drugich przeciw królowi i jego uchwałom; u niektórych ma- ło już ważyło i dla instytucyi dawnej rzeczypospolitej nie- nawistnem się stało imię dobra publicznego; ponieważ wie- lu swe błędy lubili, więc przy nich obstawali i woleli je uniewinniać, niż dla uczciwości i dobra publicznego szcze- rze porzucić. Nic już bardziej wiadomego obcym narodom niebyło, jak z hańba narodu polskiego nieszczęsna stanów niezgoda. A rostropniejsi przewidywali duchem wieszczym, co i skutek po zgonie króla potwierdził, zgubny koniec występnej i szalonej wolności, i straszną na przyszłość po- kutę. W tem miejscu robię czytelnika uważnym na to, że wtedy, gdy rzeczpospolita uchwały przeciw kościołowi, jako roku przeszłego mówiłem, czyniła, sejmy powszechne utraciła. Jednakże pośród tych niezgód i rozterek prywatnych, które jak kółka w łańcuchu z sobą się wiązały, została osą- dzona owa niesłychana Łyszczyńskiego bezbożność, i śmierć tego Ateusza na tysiąc śmierci zasługującego zawyrokowana, z którejto przyczyny, ponieważ tę sprawę sąd świecki sobie chciał przywłaszczyć, namiestnik apostolski Kantelmi, mimo sprzeciwiania się Dąbskiego biskupa płockiego, który w li- stach rozesłanych do innych prałatów powagę namiestnika wątpliwą czynił i jemu prawo zwoływania biskupów polskich jako przysłużające samemu prymasowi tylko publicznie za- przeczał, odprawił posiedzenie u siebie w Warszawie, gdzie ze łzami imieniem najwyższego pasterza zgromadzonych za- klinał, aby spraw wiary sądowi świeckiemu do rozsądzenia nieoddawali i swoich przywilejów sami nieniszczyli. Uchwalono tedy, aby ów Boga i natury nieprzyjaciel kryminalnie nie przez stan świecki ale przez pierwszy sąd duchowny był sądzony. Do tego dodał nasz arcybiskup lwowski Lipski, że sprawiedliwą jest rzeczą, aby bezbożny ów Ateusz, jako sobie w testamencie zastrzegł, by go przy publicznym gościńcu pogrzebano, na publicznym gościńcu spalony został i żadnego niemiał pogrzebu. Uznał też za potrzebne pobożny arcypasterz odprawić publiczne modły dla przebłagania majestatu bożego, aby za tak wielkie blu- źnierstwa, to słowami to pismem popełnione, surowy gniew boży niespadł na cały naród, ponieważ wiedział, że czasem za jednego grzesznika winę cały lud pokutuje; jakoż od- prawiono te modły z wielką uroczystością w kościele ś. Jana a mowa przeciw Ateuszowi miana była przez mego pisarza Załuskiego dnia 6. Marca. Przez kilka dni odwiedzało wielu pobożnych i uczo- nych i żądnych zbawienia ową straconą duszę; ale ponieważ go Bóg odrzucił, nic nieuzyskali. Bezbożnik ten bowiem czy to dla przyzwyczajenia się do występków wszelkie uczu- cie cnoty utracił, czy też zaparłszy się Boga przezto samo o nieśmiertelności duszy i o nagrodach drugiego życia nic prawdziwego niewiedział. Jak wielkie jednak jest miłosierdzie i dobroć Najwyż- szego ! W końcu zostało przecież zmiękczone to kamienne serce i powiadają, że po przełamaniu grzesznego uporu późną lecz szczerą czynił pokutę. Dnia bowiem 10. kwie- tnia odwołanie w kościele ś. Jana uczynił, a gdy przed sie- dzącym arcybiskupem poznańskim uroczyście w przytomności ludu wyznanie wiary przeczytał, i gdy przez tegoż biskupa publicznie w kościele kilka razy dyscypliną uderzony roz- grzeszenie otrzymał, zaraz zstąpiwszy z teatrum głośno i wyraźnie miłosierdzia boskiego wzywał, i do ludu zgroma- dzonego te powiedział słowa; "Nie wierzcie diabłu, bo on mnie i was zdradził. W dzieła boskie niechaj niewgląda nasza ciekawość; albowiem nietrzeba nam widzieć tego, co ukryte, oczyma naszemi; nie szukajmy, lecz wierzmy raczej, że się w nich prawda ukrywa." A gdy go potem wyprowadzono na miejsce katuszy urządzone na rynku warszawskim, zaczęła się kara od ust i języka; któremi najpierwej Boga obraził, potem spalono mu ręce jako narzędzie najbezbożniejszego dzieła i papie- ry jego z bluźnierstwy, a nareszcie został sam potwór wie- ku swojego, bogobójca i gwałciciel praw najświętszych, za Warszawę wyprowadzony i na stosie żywcem spalony. Ta- ki był koniec zbrodniczego człowieka, gdyby taki był i zbrodni, która, jak wieść niesie, w umyśle niektórych już sie wkorzeniła! Ten wyrok sam król najpobozniejszy z senatorami i radcami korony i W. ks. Litewskiego w obec posłów ziem- skich, na usilne naleganie oskarzyciela urodzonego Brzoski podczaszego bracławskiego, z 6 świadkami przytomnego, po- dług sprawiedliwości i słuszności chwalebnie wydał; dobra jego przez pół doniesicielowi i skarbowi publicznemu bez naruszenia praw małżonki przeznaczył; dwór w którym bez- bożnik ów mieszkał i te niegodziwe pisma ręką swoją układał, jako kryjówkę błuźnierstw rozrzucić i miejsce jego. siedziby na wieczną pamiątkę pustką zostawić rozkazał, a nakoniec oskarżycielowi urodzonemu Brzosce podczaszemu bracławskiemu wszelkie bezpieczeństwo tak co do osoby jako też posiadania wszystkich dóbr ruchomych i nieruchomych na każdem miejscu z tej przyczyny bardzo roztropnie zabezpie- czył. Wy którzy to czytacie, uczcie się napomnieni spra- wiedliwości i niegardźcie Bogiem. Chociaż się to nie w naszej archidyecezyi stało, że je- dnak wszystkich nas koniecznie obchodzi, tudzież że sam arcypasterz Lipski, za którego życia to piszę, sprawy tej współsędzią był i obrażonego honoru boskiego obrońcą, przeto dla przestrogi potomności niesłychany ten występek w krótkości tu opisałem. W obec tak wielkiej obrazy Boga i śród ciągłych nie- zgód publicznych niemogła się niczego dobrego spodziewać Polska; daremnie kuszono się o Kamieniec, który sztuką pewną opanować chciało nasze wojsko i może nawet by- łoby sie to udało, gdyby nasi byli wcześnie i bez hałasu, jak było potrzeba, podstąpili; ale przeciwnie się stało, i Turcy tern przestrzeżeni udaremnili wszelkie usiłowania naszego wojska. Niech ten rok zakończy najsześliwsza śmierć prawdzi- wie błogosławionego Ojca Innocentego XI., który w tym sa- mym czasie, gdy oręż chrześciańskich książąt tryumfował nad srogą Turków przemocą, zajęty trudami dla dobra ko- ścioła bożego jakby strudzony jeleń szukając cieniu spo- kojności, roku papieztwa swego 13. dnia 12. Sierpnia do- czesne życie zakończył. Tego papieża świątobliwość co- dziennie Najwyższy cudami potwierdza, tak że już w Rzy- mie od wielu za błogosławionego i świętego być uważa- nym sobie zasłużył. Po jego zgonie obrany został papieżem rzymskim kar- dynał Otto Boni Wenecyanin dawniej Piotr a teraz Ale- xander VIII. nazwany, lecz i ten ogołoconej stolicy krótką był pociechą. ROK 1690. W roku 1690, rozporządziła kapituła, aby po załatwie- niu potrzeb kościelnych zostały najpierw uporządkowane stosunki dóbr kościelnych; i tak pomiędzy innemi zostały dobra Czołhany, przedtem do kapituły należące, na przy- szłość na osobę Jakóba Sachnowicza, scholastyka kapitulne- go, na trzy lata zapisane. Z tych dóbr pobierała kapituła rocznie 1,600 złp. a sumę 400 złp. wyznaczono osobno dla scholastyka, którą on corocznie pobierał dla siebie, bez względu na kontrakt. SPIS Imion historycznych i geograficznych, wspomnianych w tej Kronice. A. Abary Basza 12. 13. Abas Murza 325. Achmet Basza 352. 354. Adryanopol 305. Adziak (przymierze) 180. Adżigerej (Sułtan Getów) 325. 354. 358. 361. Affendyk Piotr (zakładnik) 320. Agapsowicz Sahak (prześladowa- nie Ormian) 24. Akademia (w Stanisławowie) 290. " (w Kijowie) 229. " (w Krakowie) 255. Akatolicy 240. Aksyaces 96. Alexy Michajłowicz (Car) 167. 168. 184. 185. 187. 200. 206. 229. 235. 257. Aleksander VIII. (Papież) 173. 179. Aleksander W. 381. Aleksandrya 96. Alembeg Fryd. (Poseł) 158. 190. " Waler. (Poseł) 192. Alojzy (Zakonnik Teatynów) 270. Ali Bej (wódz turecki) 419. Amadei (Franciszkan lwow.) 469. Amazetti Błaz. (kleryk lw. fun- dacya) 398. Ambrożego (Ś. hymn) 381. Amor (Sobieski) 415). Amurat Sułtan 27. Anczowski Nikanor Marcin (Kon- zul lwow.) 52. 67. 136. 195. 196. 198. 201. 320. 365. Andrzejowskie opactwo 389. 405. Anglia 300. Anna (siostra Ces. Wscho.) 85. Antim (wódz moskiewski) 167. Aptekarze (lwowscy) 68. Arab Basza (wódz tur.) 436 443. Archikatedra (halicka) 29. " (lwowska) 29. Archikatedralnej szkoły lwowskiej fundacya 29. Arciszewski Krzysztof 106. Argola 158. Arwat Seweryn (Jezuita) 159. Aryan (przeniewierca) 231. Astrachańskie wojska 388. Assawuły 127. Attalmajer (Konzul lwow.) 196. Attamany 127. Attyia 224. Augustyany 50. 51. Austrya 300 Azowskie morze 81. Azya 417. B. Badowski (długi) 393. Bahluka (rzeka) 441. 442. Bakałarz archikat. lwow. (dotacya jego) 29. 61 Baluwa (rzeka) 445. Bałaban 94. Bar 103 (województwo) 230. 245. 251. 252. 356. 357. (zamek) 388. 430. 431. 436. Barabarzyńko Eliasz hetm: Koza: 89. Baranowski Jan (dziekan, Dr. praw) 7. 10. (fundusz) 52. Barberyni Antoni (kardynał) 53. Barhosa Fit (pisarz) 69. Baroni 85. Barszczówka 95. Barszczowskich kamienica (we Lwowie) 318. Basia (rzeka) 241. Basza ob. Kapudan Basza. Basza (Siedmiogrodu) 356. (tar- tarski) 377. Baszowie 356. Batów 151. 157. 164. (klęska) 258. 283. Batyzir Murza 325. Batyrsa Bej (książę tatarski) 348. Baworowski (wódz pols.) 463. Bazyliany 256. Bazyli (Ces. wschod.) 85. Bazyli Lupuli (Hospod wołos) 152. Beglerbeg (Wezyr) 345. Beglerbegi 356. Bej Murza ob: Murza Bej. Belgrad (bitwa) 471. Belli And. (obyw. krakow.) 256. Bełczyński And. (kan. lwo. 14. 15, Bełzecki Ewaryst 50. Bełzki (klasztór) 136. (Władyka) 87. Benedykt Odescalchi 381. Benedyktynki lwow. 275. 407. (ich początek) 450. uposaże- nie 454. Berberini (kardynał) 432. Berdo (hasło żydów) 271. (żyd rozbójnik) 303. Berdyszowo 95. Berenicz Augustyn (kanonik; Mil- czyce) 449. Berens Jan (inżyn. lwow.) 409. Beresteczko 142. Bernadynek klasztor 188. Bernadyni lwow. 68. 111. 117. 118. 131. 194. 265. 310. 313. 314. 321. 323. 378. Bernatowicz Iwaszko 44. Unia 412. Bernatowicze (spór) 48. Besadez 96. Biała (włość) 443. Białecki Eliasz (kapłan) 75. Białocerkiew 303. 365. Białogród 26. 80. 418. Białopole 95. Białykamień 336. Biedziński Szczepan (porucznik) 248. 344. Bieganowski Mikołaj (chorąży lwo. ) 93. 165. (kasztelan kamie- niecki) 277. Biejkowski (prezydent) 261. Bibelsam książę, (fundator kościoła w Milczycach) 449. Bible 60. Biskup ob. także "Władyka". Błędowski Sewer. 19. Błudow włość (fundacya) 233 Bogusz Marcin 348. Boh 151. Bohdan Chmielnicki ob. Chmiel- nicki Bohd. Bohdanowicz Samuel 180. Bohun (wódz Kozaków) 146. Bohusław 93. Bojarowie (wołoscy) 438. Bolechów 474. Bolesław Chrob. (kr. pols.) 268. Boluk Basza 364. Bonawentura (pierwszy fundator klasztorów na Rusi) 277. Bonazoni (prefekt papiezkiej se- minaryi) 413. Boni Otto 479. Boratyni Tyt. Liv zmiana mo- nety 236. 265. Borowica (Kozacy oblężeni) 26. 97. Boruch 43. 44. Borzęcki Paw. (Porucznik) 254. Bosnia 344. Bożecki Jan (uczeń) 174. 187. Bracław 229. 282. 303. 355. 364. Brandeburski Elektor 222. Bremer (żołnierz pancer. chorą- gwi) 445. Brodowski Piotr (Kanon. lwow.) 14. 28. 61. Brody 427. Brokard (wieczakrystyan) 120. Broum lekarz (nadwor. króla) 329. Brygitki (zakonice) 405. Brześć (zbór) 86. 87. 235. Brześciański (Władyka) 87. Brzeżany 361. 367. 420. 465. Brzoska Antoni (uczony) 30. Pod- czaszy bracławski; herezya) 478. Brzuchowski (ofiara pieniężna) 113. Buczackich kaplica (fundacya) 161. 238. Buczacz (fundacya) 150. 369. 463. 464. Buda (stolica węg.) 171. (odsiecz) 429. (zdobycie) 439. 441. Budziak (pola) 20. 26. 27. 9. 284. (budziaccy Tatarzy) 419. 433. 439. 463. 464. Bug 96. 170. 303. 308. 325. 339. 340. 344. 345. 371. Buhaj (herszt pospólstwa) 151. Bukowina 438. (zdobycie) 446. Buna (miasteczko) 170. Buniecki (wódz Kozaków) 266. —268. Buroni (poseł Pap.) 447. Burturlin (wódz moskiewski) 167. 174. 183. 185. 195. 202. (Komisarz mosk.) 428. Byhowski (jeniec) 181. Byliński (wódz polski) 439. C. Car 434. (obacz także Alexy Mi- chajłowicz) Cecora 307. 339. 341. 344. 347. 430. 438. 441. Ceinar Piotr 68. Cerkiew ś. Jerzego we Lwowie 315. (proces) 470. Cerro 77. Cetner Aleksander (kasztelan ha- licki) 265. Chan krymski 23. r. Charzewski Jan (dworzanin Wa- powskiego) 17. Chełm (Władyka tameczny) 87. (dyecezya, podatek wojskowy) 413. 414. 455. Chełmińska dyecezya (podatek woj- skowy) 413. 414. Chełmski (podczaszy Sendomir- ski 436. Chełmski (monaster) 453. 455. Chlebiczyn (włość; zapis dla Be- nedyktynek lwow.) 454. 455. Chlewiński 258. Chmielnicki Bohdan (hetman Ko- zacki) 83—90. 92. 102. 103. 105. 107. 112. 116. 122— 127. 130. 135. 137. 138. 139. 140—144. (pałasz jego) 146. 151. 152. 157. 158. 165. 167. 170. 174. 176-188. 190. 192. 193. 195. 197. 198. 200. 203. 206. 226. 229. 237. 278. Chmielnicki Jerzy (syn Bochda- nów) 227. 244-247. 249. 250. 259. 260. 276. 281. (je- Chmielnicki Tymot. 152. 157 go żona) 158. 164. 144. Chmielnicki Zacharyasz 127 Chodowice (wieś kapitul.) 15. 421. Chocim 284 (układy), (zamek) 307. 328. 338. 339. 345—347. 349. 350. 429. Chomikowski (hsrezya) 469. Chowański (wódz moskiew.) 205. 240. 242. 243. 255. Chrzanowski Samuel (oblężenie Trębowli) 362. Chrzanowska (żona powyższego, bohaterka) 363. Chwastów 230. 278. Ciechanowicz (astron. Krak.) 400. Cieszanów 325. Ciotusza (włość, bitwa) 325. Clemens (z zakonu Teatynów) 270. Cud obrazu N. P. Maryi 54. Cudnów (bitwa) 247. 249. 254. 260. Cyrowski Zygm. (Szufragan Płoc- ki) 261. Cystersy 239. Czarnecki 92. (oboźny) 172. Czarnecki Stefan (wódz) 162. 206. 222. 226. 240. 242. 243. 253. 255. 263. 277. 280. 281. 282. Carogród 365. Czartoryski (Biskup Kujawski) 257. 258. 294. Czartoryski Floryan (Arcybiskup Gniezn.) 337. Czartoryski Kazimirz (Prymas) 350. Czausza (Basza) poseł turecki 283. 284. 299. 345. Czczytnicki (Prowincyał Jezuitów) 160. Czechowicz Andrzei 123. Czechryń 170. (Wojewódz.) 230. 245. 351. 353. 354. 365. 388. Czepiel Aibin 120. Czerkasy ob. Czyrkasy. Czerkaskie województwo 230. Czernichów (obwód) 431. (księz- two) 257. Czernaszowice (włość. zapis) 52. Czetwertyński 97. Częstochowa 206. 216. 225. (bi- twa) 280. 298. 366. Czołhaj (dobra kapituły lwow.) 479. Czołhański Kamień 101. Czołhary 421. Czortków 369. Czudajer (Komisarz moskiew.) 428. Czuryło Stanisław (oficyał archi- katedry lwow.) 166. 225. 232. Czyrkasy włość 411. D. Dach kościóła archikatedral. lwow. 36. 37. Dacya 369. 379. Daniel (zakonnik) 121. Daniel (ksiądz ruski) 86. Daniłowiczówna Dorota (Ksieni Be- nedyktynek lwow.) 76. (Opat- ka Bened. lwows.) 389. 407. 450. 457. 458. 460. Daniłowicz Mikołaj (Skarbnik ko- ronny) 28. Daniłowiczówna Teofila 48 " Zofia 275. Dawid 99. Dąbrowica 443. Dąbrowski Andrzej Sambor (Kon- zul lwow. fundator) 278. Dąbski Stanis. (Bisk. łucki) 413. Deleżyński (Konzul lwow.) 140. Dembówka (miasteczko) 171. Demetry (wódz) 374. (Hospodar Multański) 424. 426. Demidecki Feliks 368. Denhof Albert (Biskup kamieniec- ki) 462. Deputowani kapituły (Lwow.) 69. Długoborski (nauczyciel, Jezuita) 394. Długosz Antoni (Profesor Teolog.) 467. 469. Długoszowicz Jan (Adwokat) 55 " Waleryan (Kapłan) 54. Dniepr 81. 151. 156. 157. 253. 260. 351. Dniestr 89. 235. 303. 368. 417. 429. 430. 433. Dobieszowski (Poseł lwow.) 201. Dobra miejskie lwowskie 11. Dobrostowski Stanisł. (cechmistrz cyrulików lwow. fundacya) 16. Dobrzyć And. (Zakładnik) 321. Dobrzyńce (włość; zapis) 15. Dochody (biskupie) 48. " (szkolne) 29—31. Dolczyński Jak. (Konzul) 195. Dołhe (włość; bitwa) 370. Dołhoruki (wódz moskiew.) 241. 242. Domagalewicz Albert 53. 54. Domagalicze 56. Kaplica 218. 268. 415. Dominikanie (lwowscy) 47. 51. 58. (spór) 60—66. 77. 78. 118. 159.225.310.320.367. 467. (herezya) 468. Doroj 426. Dorosz Piotr (sprzymierzony z Ta- tary) 282. 283. 286. 287. 289. 300. 302. 316. 323. Doroszeńko (wódz rokoszan.) 299. 307. 308. 315. 351. 354. 355. Dorotka (więzienie lwow.) 304. Drohobycz (sól) 28. 168. 421. Drojowska Elżbieta 451. Druszkiewicz (Kasztelan Lubaczo- ski) 417. Dubno 281. Duci Filip (Kupiec lwowski) 137. Dunaj 351. 356. 364. 368. 369. 417. 423. Dunajowice (Litwa) 348. Dutkiewiczowa (obywatelka lwow.) 228 Dybowiecki (zapis) 28. Dymidecki (Setnik) 422. (tegoż chorągwie) 437. Dymitraszek, obacz Demetry. Dyzunici 87 88. 229. Dzedzała (wódz Kozaków) 141. 145. Dzicza (rzeka) 440. 442. 444. Dziambet Gerej 325. Dzieduszycki Aleksander 49. Dziesięcina (snopowa) 17. (tychże ograniczenie) 17. Dziewie 253. Dźwina 168. 214. E. Eleonora Arcyks. Austr. (żona kró- la Wiszniowiec.) 298. 301. 332. 337. 365. 389. Europa 291. 357. F. Fabius Chryzius ob. Aleksander VII. Fabrycius Pamphus 68. Fabrycy Piotr (Prowincyał) 31. Fajerbachówna Katarzyna 128. Falczyn (obóz turecki) 439. Ferdynand (Cesarz niemiecki) 171. Fiałkowski 73. 161. 162. 166. (Marcin, Kapłan) 292. 295. 382. 385. Filip Patryarcha (ormiański) 162. Firlej Wojewoda Sendomir.) 136. Frańciszkanie 44. 45. 67. 121. 128. 310. 321.387. 392. 469, Francya 300. 365. Furbeni (Bisk. Belowaceński) 447. G. Golanus Klem. (Missyonarz) 283. Galiczyn (Jenerał mosk.) 433. Gałecki Józef 121. Gałgi Sułtan 123.124. 127.173. Gamocki (Poseł Szwedzki) 196. Garncarska (ulica) 392. Garncarze lwowscy (proces) 469. Garwowski Paweł (Kanon. Lwow.) 385. 449. Gawat Jakób (Kanon. Lwow.) 195. 307. 320. 396. Gawłowski (burgrabia zamku) 46. Gąsiewski (Hetm. Litew.)235. 258. Gąsiorek (Konz. lw.) 306. 313. 317. Gąsiorkowicz Paw. (Ławnik Lw.) 179. 183. 196. 203. Gąsiorowicz (Konzul Lwow.) 309. Getów Sułtan, ob. Adzigerej. Gdańsk 235. 239. 240. Ghika Jerzy (Hospodar Multański) 341. Gidelczyk Jakób (lekarz) 55. 56. 61. Giedziński Jerzy (dziekan Lwow.) 227. 294. 297. 300. 332. 385. 407. (fundacya) 474. Gliniany 100.136. 163. 174. 310. 329. Głogów 207. Głogowskich dóm 303. Głowacki 125. Głowiński Stan. (Sędzia Halicki; fundacya) 289. Gmiński Jan (Wojewod. Kulmski) 367. 386. 393. Gnieźnieńska archidyecezya (po- datek wojskowy) 413. 414. Gobrzydowski (kanon. Kamionec- ki) 315. 317. Godziszewski Łuk. (cyrulik Lwow. 228. Gołąb (bitwa) 300. (konfederacya) 324. Gołogóry 112. Gomoliński Stan. (biskup Chełm- ski) 86. Gonzaga ob. Ludwika. Gozwejer Marcin, (lekarz, funda- cya) 279. Gozwejer Rozalia (fundacya) 279. Grabianka (ofiara patryotycz.) 113. Grabowski Jan (kanonik Lwow.) 397. Greben Jan (wódz Sułtana) 375. Greki 85. (Grób Chrystusa) 378. Grób (Chrystusa) 378. Grochowski Andrz. (Paroch Da- widowski) 27. Grochowski Rafał (Podkoniuszy koronny) 32. Grochowski Stanisław (Arcybisk. Lwow.) 8. 9. 13. 18. 19. 22. 42—44. 49. 50. 52. 55. 61. 63—66. 70. 73. 74. 77. Grochowscy 71. 72. 76. 252. Grodecki Gabr. (reformy klasztor- ne) 274. Grodek 48. 174. 175. 176. 181. 186. 195. 308. Grodno 174—176. 181. 186. 195. (sejm) 391. 471. Grodzicki Krzysztof (wódz) 92. 114. 122. 155. 174. (Guber- nator Lwowa) 178. 179. 182. 188. 197. 199. 202. 203. 235. 257. Gross Ferdyn. (cechmistrz cyrul. Lwow.) 16. Grotus (Inflantczyk, wódz polski) 174. Grotus książę (wódz moskiewski) 175. 181. Grudzieński (Podczaszy koronny; puścizna po nim) 450. Grunt dziekański (S. Jana) 44. (spór) 48. Grunt S. Jerzego (spór) 470. Grunwald 113. Grymosz (Jezuita spowiednik Do- roty Daniłowiczownej) 461. Grzegorz XV (Papież) 159. 275. Grzybowice 308. Gustaw Adolf (król Szwedz.) 166 181. 196.197.202. 206 215 226. Gwagnin 79. H. Hadzi Aga (jeniec) 428. Hadziacz (miasteczko) 229. Halepiński (Greczyn) 427. Halicka (brama) 323. 331. Halicki 102 (obrona Salanowa) Halickie przedmieście 311. Halicz (archikatedra) 29. 369 407. 437. Han (Perekopski) 80. Han (Krymski) 132. 151. 165. 262. 356. 358. 416. 422. 429. Han (tatarski) 307. 315.317.319. 351. 354. 356. 369. 372. 374. 378. 433. 444. Haneńko (wódz Kozaków Zaporoz- kich) 300. 302. 316. Hebdowski Opat 302. Hepner Dominik (Lekarz) 52. " Paweł 52. Herburtowski dwór we Lwowie (fundycya dla Benedyktynek Lwowskich) 454. Herodot 96. Heterum (bitwa) 443. Hiszpania 300. Holandya 166. 300. Hołowczyński (wojownik) 163. Hołowiec (napady Kozaków) 95. Hołubowicz 139. Horyń 325. Humań 171 172. 351. Humniewicz Kazim. (Podkustosz) 307. 397. 466. Huny 224. Hunter 158. Hussein Basza 328. 338. 340. 341. 346. 348. Huzary 250. I. Ibrahim 356. 357. 358. 361. 362. 567. Inflanty 226. Inocenty IV (Papież) 86. " X ( " ) 73. 131. " XI. ( " ) 381. 389. 401. 402. 408. 409. 415. 431. 447. 479. Islan Gerej ob. Han Krymski. Iskra (wódz polski) 439. 440. 443. 444. Iwan (Car) 447. Iwanko (Ormianin) 10. Iwanowicz (naczelnik moskiewski) 206. Iwaszko (Ormianin) 113. Iwaszko (wódz Kozaków) 287. Izajasz (Definitor z Bochni) 42. J. Jabłonowski Stan. Wojew. ruski (hetman) 343. 349. 353. 558. 370. 374. 392. 404. 409. 425—425. 434. 435. 437. 462. Jabłonowskich dobra (fundusz) 398. Jacewicz Waleryan (żołnierz) 121. Jadzimiński Adryan (Cześnik Po- dolski) 69. Jagiellony 288. Jagielnica 369. Jagodziński Jan (Dyakon gnie- znieński) 413. Jakubiec (miasteczko) 162. Jaman Sajdak (wojsko tatarskie) 372. Jampol 427. Jan III król Polski ob. Sobieski Jan. Janczary 287. 307. 309. 310. 313. 314. 315. 341. 343. 344. 345. 364. 374, 418. 437. 441. Jan z Dukli 117. 131. Janicki (Pisarz apostolski) 68. Jan Kanty (Błogosławiony, uro- czystość) 378. Janowice 309. 312. Jarosław (miasto) 224. 308. 316. 461. Jaskólski Marek (obóźny) 234. Jassy 418. 423—426. 433. 438. 439. 441. 442. Jan Paleolog obacz Paleolog Jan. Jan Pastor z Tohath 228. Jaworów 366. 389. 421. 423. Jaworowski Przeor 62. Jazłowiec 369. 429. 433. 436. Jelonek (Konzul Lwowski) 140. Jeruzolima 378. Jerzego S. (Cerkiew) 119. Jezuici (spór z nimi) 19. 42. (do- tacya szkoły) 31. 48. 68. 79. 88. 110. 129.179. 195. 197. 207. 253. 301. 303. 304. 310. 383. 388. (kłótnie) 398 402. 408. 421. 422. 446. Jezupol 369. 435. Jezioro Witolda 80. Jędrzejowskie Opactwo 401. Joanni (Greczyn) 180. Jordan (dworzanin) 56. 159. " Michał (Starosta Dobczyc- ki) 104. Józefowicz Jakób (Konzul Lwow.) 414. Józefowicz Mikołaj (aptekarz) 128. Józef (kleryk) 121 w oblężeniu Lwowa. Jubileusz wielki 352. Juryzdykcya u Ś. Jana 110. 407. K. Kadzidłowski Maciej (obyw. Ku- jawski) 155. Kadzir 428. Kahaj Basza 464. Kajetan Kardynał (utwierdzenie zakonic Benedyk. Lwow.) 454. Kajmakany 418. Kalinowski hetman 92—94. 159. 141. 150—153. (Wojew. Czer- niechowski) 283. 288. Kalinowski Karol (herezya) 469. Kalinowskich (kaplica) 14. Kalinowscy 171. Kaliński Łuk. 7. 14. 21. 27. Kalnica 365. Kalmucy 430. Kałmuckie wojska 388. Kałusz 361. 370. Kameduły w Warszawie (fundacya) 335. Kamieniec 13. 102. 127. 141. 157. 305. 306. 308. 309. 312. 317. 328. 340. 345—349. 353. 358. 363 375. 378. 402. 412. 427—429. 433. 436. 437. 463—465. 471. 478. (zakonice) 450. Kamieniecki Biskup 383. Kamionka strumiłowa (rzeź) 101, Kampianowa Elżbieta 67. Kampian Konzul Lwowski (fun- dator) 278. 279. Kanachwastów (dziesięcina) 449. Kandya 338. 340. 348. Kanonia gremialna Lwowska 29. Kanonicy Lwowscy (ich wikt) 69. Kantelmi Namiestnik apostolski (herezya) 476. Kantymir (Hospodar multańs.) 424. Kantymir Murza 20. 26. 325. Kaplica S. Anny 51. " Buczackich 161. " Domagaiewiczów 53. " S. Mikołaja 61. " Szolcowska 51. 55 Kapudan Basza (wódz turec.) 311. 312. 315-319. 339—341. Karczewski (Chorąży Lwow.) 421. Karmelici 232. 295. 296. 310. 315. 323. 335 (Bosacy, fur. - dacya.) Karmelici trzewiczkowi 118. 120. Karmelitanki (na przedmieściu Ha- lickiem) 22. Karol V (Cesarz niemiec.) 288. Karol Gustaw (król szwedzki) 166. 172. 222. Karpowicz Onezym (Poseł mosk.) 257. Karwat Seweryn (Kaznodzieja) 103. Kazanowska Eleonora (Ksieni Be- nedyktynek Lwow.) 462. Kazanowska Marya (Wojewodzian- ka Bracławska) 462. Kazańskie wojska 388. Kazimirz (cieśla) 37. Kazimirz (król Polski) 29. 130. 131. 136. (we Lwowie) 137. 138. 143—145. 117. 148. 158. 159. 163-165. 167. 173. 182. 184.186.188. 197. 200.201.207.209.215.216. 218. 222. 223. 227—229. 240—242. 251. 254-256. 259. 260. 264. 266. 269. 277. 279. 285. 288. 290. 297. 365. 382. 403. Kazimirz Wielki król Pol. (fun- damenta archikat. Lwow.) 29. Kąkolewski Jak. (Pisarz apost.) 73. Katski Marcin (wódz) 343. Kijów 130. 139. 148. 167. 230. 253. 365. 366. Kijowska (akademia) 229. " (szlachta) 229. Kijowskie (Województwo) 230. Kilia (klęska Kantymira) 27. Kisiel Adam (Podkom. Czern.) 32. Kisiel (Wojew. Kijow.) 138. 139. 149. Klemens (Dyakon) 121. Klemens VIII (Papież) 86. 274. 454. 455. Klemens IX (Papież) 291. 294. X ( " ) 297. 299 302. 348. 353. Kloński Jacek (Prowincjał Domi- nikanów) 446. Kloński Krzysztof (Kanon. Lwow.) 326. Kloska Michał (autor) 37. Kluczów (włość funduszowa dla zakonnic Bened. Lwow.) 45. Kłótnie Ormian 10. Koadjutorya probostwa Ś. Michała w Krakowie i Kustodia Sen- domirska 8. Kochowski Wespazyan (pisarz, uczony) 80. 92. 99. 104 129. 136.149.166.205.237.240. 245.264.280. 282.416 418. Kolchida 286. Kolendziary (włość, bitwa) 427. Kołomeja 350. Komarno 209. 325. Kometa 399. Komorna (włość) 165. Kondeusz (książę) 349. Konfederacya (powszechna) 216. Koniecpolski (hetman) 13. 26. 35. 41. 88. 142. Koniecpolski Aleksander (chorąży koronny) 89. 99. 103. Koniecpolski Stanisław (oboźny koronny) 371. Kończyce (włość) 275. Konotopy 235. Konracki (wódz polski) 159. 163. 164. Konstantyn Cesarz Wschodni 85. Konstanty (Przełożony w Bracła- wie) 364. Konstantynopol 85.165. 284. 285. 294. 386. 392. Konstantynów 102. 106. 141. Korajski Jan 125. Korsuń (kieska Kozaków) 26. 92. 93. Korwini Józef Franciszek (Dr. Te- ologii) 467. 469. 62 Koryciński Albert (Arcybiskup lwow.) 296. 297. 307. 320. 326.331.332.337.370.382. 385. Korzec (miasto) 101. Kossowski Alb. 77. (Henryk, Ka- sztelan Wendeński 163. Kostka Stanisł. (Błogosławiony) 225. 227. Kostkowski Jan 140. Koszański Adam (jeniec) 242. Kościół Ś. Jendrzeja (w Żółkwi, fundacya) 450. " Bernadynek 313. " Ś Ducha 53. " Ś. Jana 50. 52. (w Warsza- wie) 328. 477. " S. Jerzego 195. " Józefa 48. " Ś. Krzyża (we Lwowie) 24. 25. (spór; zkąd nazwa) 32. 193. " Ś. Katarzyny (we Lwowie) 388. " Lauretański 50. " Ś. Łazarza 32. (szpital) 51. 61. 68. 77. " Ś. Marcina 232. " Maryi Magdaleny 32. 311. " Panny Maryi (we Lwowie) 407. (pożar) 414. " Ś. Piotra 123.311.312.357. " Ś. Rocha 276. " Ś. Sobestyana 276. " Ś. Stanisława (w Haliczu) 43. 44. 67. " Ś. Teresy 48. " Ś. Wawrzeńca 233. " Ś. Wojciecha 108. " Wszystkich Świętych (Lwow- ski) 76. 408. " Złoczowski (okup.) 318. " Ś. Zofii 312. Kościołkówna Anna (obywatelka) 55. Koślicki (fundusz) 28. Kotelnia 365. Kowalowski Jan (Assawuła Koza: Zaporoz:) 179. 180. Kozacy 12. 25. 26. 31. 33—35. (Zaporoz:) 36. 79. 80. 81. 85. 84. 89. 93—96. 98. 102— 105. 107. 113. 116. 118— 120. 130. 131. 133. 138. 141—145. 149. 151—155. 157. 158. 162. 164. 167. 169. 170—175. 177—182. 180. 186. 187. 189. 190— 192. 194. 195. 197. 200. 202. 203. 204. 206. 227. 229. 230. 231. 236. 237. 241. 244—250. 253. 254. 256. 259. 260. 266. 276 —278. 280. 282. 283. 286. 287. 289. 295. 304. 310. 311. 315. 316. 323. 345.348.351. 353.355. 356. 357. 378. 388. 417—419. 425. (Semeniowscy) 426. 427. 430. 433. 442. 444. 449. Koziarski (Samuel Kanon. lwow.) 294. Koźlański Samuel (Kustosz lwow.) 28. Kozłowscy mieszczanie 76. Kozłowski Jan 30. 31. Kradzież Hostyi 43. Kraków 181. 197. 206. 226. 254. 370. 285. 291. 307. 326. 327. 355. 382. 384. 385. 399. 412. 417. 419. 469. Krakowska dyecezya (podatek woj- skowy) 413. 414. Krasne (układy) 289. Krasnobrod 325. Krasnytaran 443. Krasicka (Kasztelanka Przemyska) 390. Krechów 316. Kromer 86. Kroński Jacek (Prowincyał ruski) 392. Krosnowski Mikoł. (król. sekr.) 10. Krosnowski Mik. (Arcybis: lwow:) 73. 76. 78. 102. 131. 138. 158—161. 165. Krosnowski Jan (Chorąży) 435. Krosnowski Albert 79. 165. Krosnowska Urszula (Kasztelano- wa Kamieniecka) 277. Krym 201. 202. 216. 287. 289. 433. Krystyna (królewna Szwedzka) 166. 172. Krusiłow 356. 427. Krużanowski Stanisław 192. Krzeczkowski 89. Krzeczonowski (Konzul lwowski) 140. Krzemieniec 147. Krzywonos Maks. (Hetman Koza- ków) 96-98. 119. Kudak (twierdza) 26. 35. 88. 92. 103. Kujawska dyecezya (podatek woj- skowy) 413. 414. Kulczycki Porfyr (Biskup Piński) 207. Kulików 420. Kumejki (miasteczko) 26. Kuna 351. Kunczewicz Jozafat (Biskup Płoc- ki) 87. (Arcypiskup tamże) 207. Kunicki (wódz Kozacki) 417. 418. 422-425. 427. Kupiectwo (żydów lwow:) 37. Kursoń 260. 278. obacz i Korsuń. Kuszewicz Samuel (Ormianin) 123. poseł) 179. 183—185. 188. 190. 198. 201. Kwiatkiewicz Jan (Jezuita) 86. L. Lachów 240. Lachy 182. 201. Lanckoroński Przecław 79. " (Starosta Stobnicki) 136. " (Wojewoda Bracław:) 156. " (Hetman) 172. " Jan (Kanon: Lwow:) 367. 382. 385. 386. 391. 397. Langiewicz Jezuita (Kamieniecki, układy) 308. Laski (wódz polski) 463. obacz Łaski. Lauryszewicz Paw. 179. 183. Lejzor (żyd buntownik) 271. Leopold I (Ces: niem:) 171. 262. 298. 307 415. 416. Lesinice (fundusz dla Benedykty- nek Lwowskich) 455. Leszczyński Jan (Kanclerz.) 142. 338. Leszczyński (Prymas) 261. 263 264. Leszczyński Paweł (Kanon: Lwo:) 296. 329. Liszki 432. 437. Lipki 432. 437. Lipkowie 379. Lipowice 95. Lipowiec (miasteczko) 162. Lipski Konstanty (Arcybis: Lwow:) 386. 389. 593. 401. 403. 404—407. 412. (fundusz) 450. 462. 466—468. (zapis dla bractwa literatów) 474. 476. 478. Lisienice 123. ob: także Lesienice. Liszanka (miasteczko) 88. Litwa 163. 168. 182. 207. 226. 229. 230. 235. 240. 253.254. 255. 258. 284. 379. 428. Litwini 148. 169.240—243. 244. 245. 350. 369. Liwski Monaster 239. Loicki (fundusz) 28. Lorencowicz Julian (Konzul Lw: 11. Lotaryngski Książę 349. 465. Lubaczów 308. 325. Lubar (bitwa) 246. Lubelscy (obywatele) 206. Lubieniecki 76. Stanisław (Kan. Lwow.) 8. 69. Lublin 148. 200—202. 226 234. 312. 316. 366. Lubomirski Aleks. (Wojew: Kra- kowski) 337. Lubomirski Jarosław (Marszałek koronny) 246 248 249. 264 282 284. Lubomirski Jerzy (uraza) 280. Lubomirskiego (legiony) 250. Lubomirskie Województwo 230. Lubownia 420. Ludwik (Książę Badeńskie) 471. Ludwika Marya Gonzaga (żona króla Kazimirza) 131 263 284 290. Luter 167. Lwów 103 108 109 113—115 (okup) 125 129 (zaraza) 131 (festyn) 132 135 136 (okup) 137 138 140 145 146—149 156 158 160 163 174—176 193 196 198 200 202 203 —207 216 222-224 225 226 234 236 237 239 255 257 261 262 263 265 270 275 276 283 284 291—293 295 297-299 301 303 305 —310 316 320 324—327 329 330 338 339 348 350 351 358 359 366 368 377 381 383 385 389 391 393 405 407 409 411 412 414 428 431 432 436 447 453 454 455 471. Lwowianie 325 333 358. Lwowska Archidyecezya (podatek wojskowy) 413 414. Ł. Ładyszyn (wieś) 90 351. Łaski ob: Laski. Ławryszewicz Stefan (zakładnik) 320. " Paweł 123. Łaszcz Samuel 104. " Piotr (pogromca Tatarów) 36. Łaziński Marcin 392. Łącki Eliasz (wódz) 309. Łomoszany (obóz polski) 553. Łoziński (Wojew: Podolski) 442. (wódz) 325 364. Łubieński Maciej (Prymas) 98. Łuck 24 (trzęsienie ziemi) 101 102 230 471. Łucka dvecezva (podatek wojsko:) 413 414. Łucki Władyka 87. Łyść 290. Łyszczyński (heretyk) 470 476. M. Maciejowski Bern: (Bisk: Łucki) 86. Machnowka 95. Machowski Sob: 280 (legion) 282 283 287. Madaliński Bonaw: (Bisk: Płocki) 413. Mahomet III 305—307 311 338 411. " IV 420. Mahometanie 380. Mahometanizm 431. Maj Florian 345. Majdasiewicz Stan: (Konzul Lwow:) 415. Makowiecki 362. Malawski Frań: (Proboszcz Kałuz- ki) 297 298. Malawski Jan (Kanon: Lwow:) 392 (Biskup Kulmski) 413. Malawskiego sprawy 461. Malborg 281. Malta 322. Małachowski Jan (Referendarz ko- ronny) 294 (Biskup Kulmski) 413. Małopolska 275. Manasterzyska 436. Marek Biskup 85. Mariani Aleks. 103. Maroszyński (Kanon: Lwow:) 49. Maroszyński Piotr 64. Martelli (namiestnik papiezki) 389. Marya Kazimira (żona Jana Sobie- skiego) 295 361 365 366 445—448. Marya Ludwika ob: Ludwika. Marya Magdalena 118. Massarowskich kamienica we Lwo- wie 160. Mateusz (wychrzta) 43. 44. Matkowski (veto) 474. Mazepa (Hetman Kozak:) 433 434. Mazowsze 88. Mazury 105. Megelin Fryderyk (kawaler mal- tański) 322. Meka 303. Menachowski Onazym (kupiec or- miański) 227. Merecz 79. Metropolita Kijowski 87 229 (ru- ski) 86 (Włodzimirski) 87. Miączyński Atanazy (wódz) 340 345 361 364 439. Miechów 388. Międzyborz 96 105 339 356 388 431 436. Międzyrzecze 101. Michałków (fundusz dla Benedy- ktynek Lwowskich) 454 455 Michał I (król Polski) ob: Wisznio- wiecki Michał. Mikoniów (wieś) 426. Mikulińce (bitwa) 358. Milczyce (pożar kościoła nader starożytnego) 448 449. Miler Idzi (Prowincyał 42. Milewski And: (Kanonik Lwow:) 48 72. " Piotr (fundacya) 48 49. Milewska (Przełożona Brygit: Lw:) 406. Minoga (de) Piotr i Elżbieta (fun- datorowie) 51. Mińsk 235. Mirobrodu Książę 175. Missyonarze w Warszawie 285. Mlewa dla kapituły Lwow:) 50. Młyniszcze włość, (fundusz) 289. Mniszek And. (Starosta Lwowski zapis) 76. Mniszek Bonaw: (Staros: Lw:) 17. " Hermold ( " " ) 275. Modrzejowski (Cześnik Sieradzki) 390. Modrzyńska Konstancya (Zakonica Bryg. Lwow:) 406. Modrzyńska Krystyna (Zakonica Brygid: Lwow:) 406. Mogilski (administrator) 166. Mohilew 241 255 256 351 352. 356 Mohyła (wódz Zaporozki) 425 427. Moldawianie 345. Molinawe Szczep: (Zakonik) 274. Mołdawiany 103. Monasterzyska (miasteczko) 162. Mons Pietatis (fundusze) 278 294. Mokrzewski And. (Podczaszy Sie- radzki, poseł) 379 348. Morawiec Elizy (Zakonik) 121. Morowski 141. Morsztyn 309 (Andrzej Skarbnik koronny) 338. Moskale 42 168 169 171-175 179 180—183 185—188 190 191 192 195 197 200—205 206 229 236 237 240—247 249 251—256 260 269 270 279 282-284 289 300 331 354 365 378 388 428 432 —434 445 447 449 465. Moskwa 87 167 447. Moslin 425. Moszna (miasteczko) 26. Mościcki Jan (drukarz) 307. Motowidło Samuel (wódz Koza- ków) 341. Motwy klęska (przez Lubomirskie- go królowi Kazimirzowi zada- na) 282. Mrozowicki Konstanty (Kanonik Lwow: (385 403 407 421. Mucharski Ludwik (Kanonik Ja- rosław) 165. Multański Hospodar 375. Multany 163 164 224 307 310 326 338 347 374 416 426 450 431 442. MurzaBej (wódz Tatarów) 442 —444. Murza Celabi (wódz tatars:) 145. Murza obacz także Zor. Murzowie 419. Mustafa (Wezyr) 420. Muzułmanie 343. Myszy (na Rusi) 20. N. Nagórski (wódz chorągwi pancer:) 464. Narajów 264 (bitwa) 286. Naupakt (zwycięztwo) 318. Nazwa (Kozaków) 80. Neapol 274. Neczaj (Kozak) 102 141. Nemeo 347. Neneke Edward (zakładnik) 320. Nesterwar 96. Neuburgskie Książę 349. Newel 168. Niedobor 437. Niemcy 465. Niemen 209. Niemieckie hufy 90. Niemierów 95 98 355 365 388 427. Niemierzye Jerzy (Podkomorzy Ki- jowski) 231 236 244 251. Niewierski 141. Nikanor (poseł moskiew:) 447. Niżyn 253. Nosacz Tomasz (Oboźny Krakow: 180 197. Nowicz (miasteczko) 370. Nowogrodek 253. Nowomiejski Wład: 345. Nowoszycki Zacharyasz (Szufragan Nikopolitański) 15 36 37. Nuradyn (Suftan) 144 152 153 154 246 249 251 252 283 325 354 358 359 361 371 440 444. Nuszczyński Marc. (zapis dla brac- twa literatów) 474. Nuszczyński (Rektor Jezuit:) 398. O. Okaczowskie pola 35 56. Odrzywolski 92 94. Ogiński (Kanclerz litewski) 146. Ograniczenie dziesięcin 17. Ohnatów (bitwa z Tatary) 35. Okólski Szym: (Dominikanin) 49. Okólski (Poseł) 190 196. Olawia (Księztwo) 296. Olesko 465. Oleszko (rozbójnik) 239. Olexińce (bitwa) 358. Olszowski Melchior (Dziekan) 7 9 (Andrzej Kanclerz koronny i Biskup Kulmski) 290 294 327 330 335 337 (Prymas) 365 366 389 413 Ołtarz S. Jana Kantego (fundacya) 30 (S. Rocha w Katedr: Lwow:) 16 (S. Trójcy) 30. Ołuki (obóz polski) 446. Ołyka 151. Opat (obranie tegoż) 302. Opatów 226. Opól 216 (Księztwo) 207 Ordynacya (Zamojskich) 336. Orga Piotr (Podkomorzy) 195. Ormianie (kłótnie) 10 20 24 32 53 162 228 270 283 327 404 405 (unia) 411. Osiński (Oboźny Litew:) 98 104. Osman (Cesarz turecki) 339. Osmulski Izajasz (Dominikanin wy- kupiony) 22. Ossoliński (Starosta Stobnic:) 105 106. Ostafi Assawuła 123 124. Ostrog (trzęsienie ziemi) 24 101 239. Ostrogoński Alb: (zapis) 51. Ostrogski Władyka 87. Ostrogski Władysław (Dominika- nin) 225. Ostrorog Mikoł: (Czernik) 98 100 111 112. Ostroszewski Marcin (Dyrektor szkoły Lwow:) 387. Ostroże 253. Oszkowski Melch: (fundacya) 36. Otto Boni (Kardynał( 479. Ottomany 353 388. Ottomańskie (Państwo) 379. Ozorski Mikołaj (Szufragan Kra- kowski) 293. P. Pac Michał (Wojew: Wileń:) 338. " Krzyszt: (Kancl: Litews:) 338 (wódz) 339. Palatowicz (cyrulik) 9. Paleolog Jan 85. Pallavicini (Kardynał) 412 447. " Opic (Namiestn: Papiez ) 462. Parkany 420. Patryarcha Konstantynopolski 85. Paweł (Oddźwierny) 121. Paweł V (Papież) 274. Pawluk (wódz Kozaków) 26 32. Pawłocz 95. Pawłocza ob: Powołocza. Peczary 332. Pelikan (Kaznodz: katedr: Lwow:) 408. Penatius Stanisław (uczony) 30. Pereasław 253. Peresławska okolica 41. Pereasławskie Województwo 230. Perekop 80 286 433. Persowie 13. Persya 285 289 305. Petro (poddany) 22. Petryczeńko (Hospod: wołos:) 341 422. 424—427. Petrykowski Hieronim 343. Petryń (włość) 423. Piaskoski Adam (Kanonik Lwow:) 165 294 382 385 397 398 399. 401 412. Pików 95. Pikurski Adryan Jezuita 284. Pilawca 103. Pińsk 102 (Władyka tamecz:) 87. Piotr z Alkantary 274. " Hospodar multański 426. Piotr (Car) 447. Piotrowski (dworzanin) 196. Pirawski 29 30 (o dotacyi szkol- nej) 37. Piriaga (Tatar) 125. Pisarski Ahacy (Setnik Wolbrom:) 345. Piuro (dowódzca) 300. Plesza (rzeka) 145. Płazianka Elżbieta (fundacya) 69. Płocka Dyecezya (podatek woj- skowy) 413 414. Płocki Wojewoda 438. Pochodzenie Ducha Ś. 85. Pociej (Metropolita) 208. Poczajów (bitwa) 358. Poczet wdów 128. Podhajce 286 287 361 463. Podhorodyszcze 95. Podole 87 239 286 299 306 324 338 347 369 378 394 416 431. Podwysocki Jan (przedmieszczanin) 46. Pohrebiszcze (miasteczko) 162. Pokucie 224 347 348 369 427 451 455. Polacy 163 164 180 181 182 184 187 192 196 226 236 239 241 242 244 245 247 249 251 254 266 267 282 283 286 287 295 300 316 325 439 341 342 344 345 —347 349 355 358 369 376 377 404 436 438 440 471. Polanowski Aleksander 342 353 374. Polesie 266 354 355. Polikowski (Kapłan) 395. Polska 170 204 206 207 215 224 225 233 236 239 240 252 258 263 266 274 281 282 283 287 289 296 298 302 303-305 329 338 339 345 349 350 357 365 378 379 388 389 446 471 478. Polanka (włość) 240 241. Połock 168 210 214 240. Pomorze 378. Popeńko (wódz Kozaków) 214. Poradowscy (Ucznie Lwow.) 394 395. Poradowska Zofia (jej duch) 395. Porta ottomańska 284 295 393. Poseł (Hana tatarskiego) 180 186. Poseł (moskiewski) 446. Posmajer Marcyan (obyw: Lwow- ski) 13. Potocki Andrzej 151 Wojew: Ki- jowski 290 361. " Jan (Wojewodzic Bracław:) 150 181 348. " Mikołaj (Kasztelan Krakow:) 26 33 34 90 93 94 150 419. " Szczepan 90 92 139 141. " Stanisław (Wojewoda Podol- ski i Hetman) 75 156 162 173 176 202 245 247 (te- goż wojsko) 344 (Potoccy) 386. Potocka Anna (żona Kazanowskie- go Wojewody Bracławskie- go) 462. Potok 290. Powołocza 148. 351 354 365. Poznań 326. Poznańska Dyecezya (podatek woj- skowy) 413 414. Pożary we Lwowie 23 39 40 78. Prażmowski Michał (Prymas) 324 328. Premonstratensy 301. Proszowice (sprawy dziesięcinne) 473 473. Prowizory szpitalu 58—61. Pruchnicki Jan Arcybisk: Lwow: (fundator) 59 232 456 (An- drzej także Arcybiskup) 59 (Albert paroch) 68. Prat 423 438 440 441 445. Prusa (rzeka) 240. Prusy 196 226 235 237. Prypeć (rzeka) 96 253. Przeborowski Adalbert 346. Przemyśl 224 316 (Dyecezya) 448 (podatek wojskowy) 413 414. Przygrodek (bitwa) 427. Przyjemski 152. Przyłączka 95. Pułka (tak zwana rezydencya dla Kanoników) 15. Pułtusk (archidyakon) 385. Pustelnicy S. Augustyna (którzy Monaster we Lwowie zbudo- wali) 42. Pustomyty 49. Putowski Jan (filozof) 30. Pużycki Albert (Wice starosta Wie- luński) 32. R. Raciborz 417. Racowie 103. Radkowski Feliks 62 65. Radziwiłłowie 101. Radziwiłł (wódz i jego kłęska) " Kazimirz (Podkanclerz Li- tewski) 338. " Michał (wódz) 344 354 377. Radziwiłłowa (siostra Jana III kr. Polskiego) 389. Radziejowski Hieron: (Kanclerz koronny, poseł) 284. " Michał (Kardynał-Prymas) 196 447 462 (zamęt w sej- mie) 474. Raguzka ziemia 419. Ragoczy Jerzy (książę Siedmio- grodzki) 225 — 226. Razów 352. Reformaci 45 (ich kościół) 275 275 276. Reimentarze 99. Reniów 422. Rezydent cesarski 446. " wenecki 446. Rodecki Adryan (Kanonik Gnie — źnieński) 18. Rogoszkowicz Wawrzyn: 121. Rojewski Jan (Kanonik) 36. Rojowski Serapion (kleryk) 121. Romaodowski (wódz moskiews:) 175 181 260 (komisarz mo- skiewski) 428. Rossya 81. Rostocki Marcin (Kapitan Lelow- ski) 336. Roszków 354 356. Rottowie (ich familia) 251. Rozboje (morskie Kozaków) 12. Rożniatowski Jan 345. Różycki Frańcisz: (Przeor Domi- nikanów) 47. Ruben (wychrzta) 43 44. Rucieński Chryzostom (wyzwolo- ny filozof) 30. Ruda 135. Rugio Michał 52. Rumelia 345. Rumelioci 116. Rumiński Alb: (zakrystyan) 49. Ruś (zaprowadzenie wiary) 79 85 (król Rusi) 86 87 89 132 140 151 162 170 189 202 204 206 215 225 (księztwo) 230 239 260 263 275 (kla- sztory) 276 280 282 284 288 289 294 295 298 299 302 305—307 324 325 338 350 356 366 367 396 402 417 420 327 428 453 467 471 474 479. Rusini 119 167 189 207 271. Ruszczyc Jerzy 345. Rużewicz 217. Rzechowski Marc: (Kanon: Lwow:) 205 382 385 401. Rzechowski (Kustosz) 9 (Kalen- darz) 21. Rzeczycki Jan 344. Rzewuski Michał (Podskarbi ko- ronny, wódz) 343 352 354 358 368 443 444. Rzęsna (włość) 42 (uposażenie kościoła) 293. Rzym 167 256 270 274 291 297 302 327 348 399 401 402 408 455. 63 S. Sachnowiez Jakób (Scholaslyk ka- pituły Lwow:) 479. Sahajdan (wódz turecki) 369 370 375 379. Sahinowicz (wódz Lipków) 437. Sachnowicz Krzysztof 123. " Hrehory (wódz moskiew:) 175 (Z Mirohorodu wódz) 180. Samara (rzeka) 26. Sambor 224 316. Samborski Marcyan (Kleryk) 121. Samuiłowicz (Hetman Zaporozkich Kozaków) 433 465. San 96 130. Sandomirz 202. Sanocki Starosta (spór z kapitułą) 411. Sapieha 92 (Sapiehowie) 440 (Sa- pieha wódz) 242 (veto) 474 (niespokoje przez nich) 475. Saporowce (dotacya Benedyktynek Lwow.) 454. Saporowska Anna (fundatorka) 275. " Katarzyna ( " i pierw- sza Ksieni Benedykt: Lwow:) 451—453 455—457. Saporowska Krystyna (zapis dia Benedyktyn: Lwow:) 452 453 456 (Ksienią u Benedyk:) 457. Saporowski Adam (obywat: z Po- kucia) 451 (zapis dla Bene- dyktynek Lwow:) 454. Saracya 438 439. Satanów (miasteczko) 102 339. Schatter Józef (obywat: Lwow:) 29. Satanów (miasteczko) 102 339. Scytowie 80 81 88 89 92 94 180. Sechin Aga (poseł) 12 13. Sejm (zwyczajny) 98 157 167 230. Semeniowscy Kozacy 426. Seraskier 424. Sereth 442. Serwiany 105. Seryło (dzwon cerkwi szyzmatyc- kiej we Lwowie) 238. Sewerya (odzyski dla Polski) 12. Sezym Beg 104. Sinesi 350. Skałat 53. Skarbek Jan (Kanonik Wileń:) 466. " (Kasztelan Halicki) 466. Sklankiewicz Marc: (rządzca szkol- ny) 48. Sklońska 414. Skopowski Ambroz (Dominikan, fundator) 392 393. Skubik Aleksander 56 57. Skrobiszewski Jakób (Dor praw) 14 15. Skrobiszewski Waleryan (Oficyał) 45 47 52 62 64 68 74 79. Skrobiszewski (pisarz koronny) 407. Skwarzawa (obóz) 339. Skrzypek Kazimirz 121. Słobodyszcze (miastecz:) 247 249. Słomiowska Katarzyna 111. Słomkowicz Marcin (nauczyc) 42. Słowakowski (astronom Krak:) 399. Słowikowski (Archipresbyter Kra- kowski) 256. Słucz 96. Słupie 202 Smoleńsk 168 240. Smoleńskie księztwo 257. Smotrycz (rzeka) 437. Sobieski Aleks: (syn króla Jana III) 389. " Jakób ( " ) 48 428 444 447 448 464 465. " Konstan: (syn króla Jana III) 415 419 421 422 428 463. Sobieska Marya (żona króla Jana III) 296 (obacz także Marya Ka- zimira). Sobieski Jan III (jako towarzysz) 165 (chorąży) 233 246 248 250 265 266 277 285 287 296 299 300 303 308 325 338 344 349 350 (król Jan III) 353 359 360 363 364-367 370 273 375 377 380 381 386 389 391 392-394 402 404 416 429 430-433 437 —442 445—448 (fundacya dla Zakonic w Kamieńcu) 450 457 460 463 465 469—472 475 478. Soboła (koszowy Kozaków) 180. Soborów 365. Soczawa obacz Suczawa. Sochaczew (spór dziesięciny) 18. Sokal (obóz) 140 141 222 316. Sokołówka 15 281. Solecki Ignacy (laik) 276. Soliman (Basza Bośnii) 344 429. Sołodowy obacz Buniak. Sommer Jan (Konzul Lwow:) 160 309. Soroka wielka 417. Sosnowski Stanisł: (Biskup Prze- myski) 337. Soza (rzeka) 428. Spahy 418 443. Srebrny (wódz moskiew:) 167. Stambuł 81. Stany miasta Lwowa 469 proces. Stanecki Stefan (Setnik) 426. Stanimirowski (paroch) 68. Stanisław Kostka 300 (kanoniza- cya) 407. Stańska Zuzanna (Zakonnica Be- nedyktynek Lwow.) 461. Stamiroski Stan: (Kanonik Lwow:) 30 38 44 50 67 74, Starcza rzeka (obóz Kozacki) 33. Stawczany 293. Stawiszcze (miasteczko) 277 (ro- kosz) 280 282 353. Stecher Piotr (obywatel Lwow.) 11 29. Steckiewicz (Krajczy Smoleń.) 361. Stefan Hospodar Multan 158. Wołoski 418. Stefanoski Melch. (Kanon. Lw.) 28. Stefanowce 433. Stefanowicz 21. Stężyca 18. Stogniew Mikołaj (legat) 75. Stojaniec (dziesięcina) 449. Stołkówna Katarzyna (panna) 54. Stontel (obywatel Lwow) 273. Strumiłowa 156 186. Strumszewicz Szczep. (Dr praw) 60. Strychańce (wieś) 7 (dotacya szko- ły) 31. Stryjewicz Sobestyan (nauczyciel astronomii) 158. Stryjski gościniec 175. Strzałkowski Andrzej 345 (Remi- giusz) 348 390 391. Styr (rzeka) 145. Studnicki Jan (obyw. Lwow.) 205. Studniccy (ławnicy Lwow.) 320. Suczawa 158 163 347 364 422 425 443 (obacz Suczawa). Sukiera Proski (Rezydent) 427. Sulikowski Jan (Dziekan, dotacya szkoły) 31 72 73 79 (Ku- stosz) 21 51 (Arcybis. Lwow.) 7 86 454 452. Sułtan Basza 427. Sułtan Gałgi 123 124 127 173 286 287 298 312 347 375. Sułtan Nuradyn 153 153. Sumowski (Poseł) 312. Surzyk Wojciech (Obyw. Lw.) 19. Sykst Erazm (lekarz) 10 (zapis jego) 28. Sykstuska ulica 179. ml Synod (Grochowskiego) 30 44. " prowincyonalny 13. Szańce przedmiejskie 32. Szarogród 351. Szczerba (wódz moskiew.) 240. Szczerzec 48. Szczerzecka Parafia 52. SzejtanBasza 367. Szembeka góra 311. Szemberg 92. Szeremeta Iwan (jenerał mosk.) 243 247 249 251 252 (po- seł moskiewski) 447. Szkłów (miasteczko) 168 169 170 (obóz) 241. Szkolarze nieuprawnieni 42. Szolc Sztencel Walery (Kanonik Lwow.) 17 (Jakób, Dr praw, zapis) 51. " Wawrzyniec (Kanonik Pułtaw- ski) 261. Szpital Ś. Jana (fundusz) 233 (Łazarza) 118 311 (Marcina Ś.) 231 S. Stanisława) 43. Szulcowska kaplica 51. Szumlański (Władyka Lwow.) 315 316 322 355 (proces) 469. Szumowski (Komisarz) 319. Szwecya 167 300. Szwedzi 173 181 196 204 206 219 220 222 226 231 235 236 239 240 434. Szymonowicz Andrz. (lekarz) 320. Szyszkowski (Biskup Krak.) 275. Szyzma 85. Szyzmatycy 125 250. Ściana (włość) 351. Sidnicki (przełożo. Kozaków) 195. Silnicki Grzegorz 180. Sirko Jan (Dyktator Zaporowskich Kozakow) 354 356. Sitnicki (Kasztelan Czernich.) 361. Sieciński Szczepan (Kantor) 60. Siedmiogród 226 356 410. Siedmiogrodzianie 252. Siekliński And. 17. Sieniawski 94 (Adalbert, pisarz polski) 136 (Chorąży koron- ny) 370 (Mikołaj, Marszałek koronny) 339 354 (Hieronim, Wojew. Wołyński) 420 (Adam Starosta Lwow. 431. Sierko (wódz Kozaków) 286 289. Sierpieńsk (miasteczko) 168. Sietnicki Hrehory (przełożony Ko- zacki) 199. Śmiarowski Jakób (Poseł) 130. Śniatyń 361 426 441 446. Średziński And. (Szufr. Lw.) 52 76. Świderski Sam. (Porucznik) 254 (Marszałek) 261 264. Świderskiego konfederacya 293. Świdrygało (Książę Kamieniec.) 9. Świeca (rzeka) 371. Świerczyński (Dziekan) 18. Świerzawski Hieronim 95. Święcicki Stanisław (Biskup Cheł- miński) 413 434. Świrski Mikołaj (Biskup Cvtryneń- ski) 79. T. Tabaka włość (bitwa) 423. Tahinia (bitwa) 418. Taniość życia we Lwowie 23. Tarło Jacek (Wojewoda Sendo- mirski) 338. Tarnopol 463. Tarnów 226. Tarnowski (Arcyb. Lwow.) 165. (fundusz) 231 233 257 264. 273 277—279 289 291 383. Tarnowski Szczepan (Chorąży Ży- daczowski) 374. Tartary obacz Tatary. Talary 20 35 36 41 50 80 81 86 90 91 93 95 96 104 105 110 113 115 118—120 124 125 130 132 133 137 140—145 152 153—156 163 165 171 172 173 198 281 202 226 235 237 246 249 250 251—253 263— 265 270 283 284 286—289 294 295 299 305 306 310 311 316 320 323 325 326 340 347 348 352—354 356 358—360 364 367 368 370 371 572 374 376—378 416 417—419 423 424 426— 430 (budziaccy) 433 434 436 438—445 449 463—465 471. Tatomir (Podsctnik) 365. Taurya 36 253 283 284 286 287 361 379. Tauryka 156 163. Temikarzy Murza 325. Tekeli 416. Tetera Paw: (assawuła) 180 186 195 199 260 266 281. Theatyn Alojzy (missyonarz apo- stolski) 301. Tohaj Beg 89 90 93 96 104 115 116 123-125 127 198. Tohath (miasto w Armenii) 227. Tokolski (Metropolita Kijowski) 281. Tomicki Jan (syndyk) 179 183 186. Tomiecki Benedykt (Pisarz kapitu- ły) 44. Torkule 427. Torosiewicz (Arcybiskup ormian:) 10 20 32 46 53 162 228. Toruń 235 238. Troki 374. Tracya mniejsza 81. Trechtymirów (miasteczko) 33. Trebowla 351 (oblężenie) 362 394 417. Trójcy Ś. klasztor 208. Trzebicki Andrz: (Bisk: Krakow:) 294 328 337 350 413. Trzebicki Andrzej (Biskup Prze- myski) 220. Trzebiński Alexan: (Poseł) 12. Trzemeszeński administrator 166. Trzęsienie ziemi we Lwowie 24. Tulczyn 96 98. Turcy 81 157 286—289 293 294 299 300 302 305 307 308—316 318—324 326 327 338—314 345-351 353— 355 361 362 366 367 370 372—373 375 376-380 383 385 388 388 391 394 396 418 419 420 423 427 428 429 430 434 436 437 438 440 447 450 464 465 471 478 479. Tyglotyn (bitwa) 418. Tynf Tomasz (moneta) 237. Tyrnawska 119 130. Tyszewicze 216. Tyszkiewicz (Wojew: Kijowski) 98. U. Ubaldini Jan Konzul Lwow:) 189 190 194 291. Uiński Michał Kanclerz 466. Ukraina 80 87 (bunt) 89 138 139 141 151 156 157 162 163 167 169 171 173 180 201 202 229 230 231 235 239 260 265 269 270 277 279 280 281 284 286 287 295 301 302 304 351 352 354 355 365 378 388. Unia 85 86 (Rusi) 87 (zniesienie nazwy Unia) 229. Unici 87. Uniszewski (rotmistrz) 196. Urban VIII Papież 8 17 20 60 131 215. Ursyn (Kardynał) 327. V. Vido Piotr (Bisk: Laudeński) 218. W. Wachlewicz (Poseł) 190. Wachlowicz And: (Ławnik Lwow:) Wassowski 17. Wargocki And: 25 50. Warmińska dyecez. (podatek woj- skowy) 413 414. Wasylewicz Andrzej (Gubernator moskiewski) 201. " Bazyli obacz Buturlin. Wasylowski (fundacya) 398. Warszawa 157 (sejm) 166 169 226 228 229 234 236 238 241 244 265 284 287 288 298 301 328 331 349 365 367 402 415 434 (sejm) 474 476 477. Waszczyński Floryan 298. Wąsowicz Fulgenty (Kaznodzieja Warszawski) 42. " Felicyan (Kapitan Narweński) 336. Wenety 338 348 433 465. Weznan Książę Muliańskie 375. Wezyr 465. Węgry 224 274 289 307 417. Wężyk Jan (Arcybiskup Gnieźnień- ski) 13. Wiedeń 390 416 417 420. Wielbląż (wieś kapitulna) 15. Wielogłoski 19. Wielopolski Jan (Podkanclerz ko- ronny) 389. Wieniawski (Poseł) 305 312. Wierzbowski Szczep: (Biskup Po- znański) 337 413. Wierzchowka (włość) 96. Wierzchowski Krzysztof (fundator). 53. Wilczek Bernard (Arcybis: Lwow:) 29. Wilczkowski 159. Wilczyński 422. Wilno 79 181 208 235 258 291. Winnica (obóz polski) 35. Winnicki 157. Wirtemberczyk 226. Wisła 206 286 295 355 368. Wisznia 449. Wiszniowiec 335 427 436. Wiszniowiecki Dymitr (Wojewoda Bełzki)171 248 274 (Hetman) 285 335 338 344. Wiszniowiecki Jeremiasz Wojewo- da ruski (znosi Tatarów) 35 96—100 109 111 112 122 136 144 148. Wiszniowiecki Książę (Konstanty) 335. Wiszniowiecki Michał (Korybut) Król Polski 290 291 296 299—392 305 309 324 326 —328 331 338 339 347 365 383. Wiśnicz Jerzy (hrabia na Wiśni- czu) 264. Wiśniewski (sejmik) 77. Witebsk 169 211. Witkowski 76. " Stanisław (rządzca dóbr Ar- cybisk: lwow:) 166. " Łukasz 22 62 72. Witołda jeziora 80. Witowski (Wojewoda Sandomir- ski) 105. Witryusz (Jenerał szwedzki) 235. Władyka Lwowski 86 138 (Prze- myski) 86. Władysław IV (Król Pol:) 9 11 (przywilej przymierze) 12 (przy- bywa do Lwowa) 13 (żeni się) 25 32 50 61 72 75 77 79 99 131 146 275 284. Włodzimirz (Kiaze) 85 (miastecz- ko) 207. Wolborz 261. Wolf Aleksander (Opat Pelpliński) 335 336. Wolfowicz Józef (Inżynier) 54 55. Wolfowicz 30. Wojciech (Sty) (Arcybiskup Gnie- źnieński) 448. Wojenkowski Stanisław (Kanon: Lwow: 326 382 385 405 411. Wojeński Stanisł: (Kanon: Lwow:) 256. Wojnicz 206. Wojniłów 370. Wołoszczyzna 151 152 157 307 338 347 351 354 365 367 368 416 418 422 424 427 437 438 442. Wołoszczyzna (miasteczko) 357. Wołosi 103 116 158 224 310 311 326 338 347 369 417 418 419 424 426 428 436 442 443 445. Wołowicz (Chorąży Litews:) 444. Wołyń 87 101 239 419 430. Wratysław 352. Wychowski (Pisarz Zaporozki) 178 180 181 183—189 195 196 —200. Wychowski Jan (wódz Kozaków) 227 (następca Chmielnickie- go) 229 235 245 283 (Wo- jewoda Kijowski) 248 278 Konstanty (wódz Kozak:) 236. Wydźga (Podsędek Lwowski) 73. Wydźga Jan (Arcybiskup Gnie- źnień: fundusz) 232 411 413. Wydźga Szczepan (Opat) 79. Wykupno (niewolników) 22. Wyrozemski Albert 45 46. Wysowski (wódz Kozaków) 153. Wyspa włość (fundusz) 398. Wyszel (Obywatel Lwowski) 113. Z. Zabłotowce włość (fundusz) 289. Zaborów 427. Zaborski Jan (wódz Polski) 371. Zacharyasz (Kapłan) 121. Zachnowicz Krzysztof (Oficyał Or- miański, poseł) 196 197 203 405. Zachnowicz Paweł (poseł miasta Lwowa) 179 201. Zachor 427. Zakliczyn (klasztor) 275. Zakon Augustynów 50 51 (Ka- znodziejski) 150. Zakonice Śtej Brygity) 405 422 (Śgo Dominika we Lwowie) 311 388 (w Kamieńcu) 67 550 (francuzkie, fundacya) 215 (Stej Teresy) 48. Zamek Lwowski 125. Zamojski Jan (Wojewoda Sando- mirski) 246 248 (Kanclerz ko- ronny i pradziad Króla Micha- ła I) 336. Zamojski Jan (Arcybiskup Lwow.) 456. Zamojskich (Kaplica) 292 293 (or- dynacya) 14 27 336. Zamość 85 113 127 130 226 315. Zaporozkie Województwo 236. Zaporożanie 151 356 (ich wojsko) 230 423. Zaporoże (300 302 425 434. Załęski Jan (Łowczy koron:) 345. Załośce miasteczko (bitwa) 358. Załuski (Senator) 301 328 333 338 370 389 (Kanclerz) 390 402 403 404 424 431 439 447 473 476. Załuski Andrzej (Biskup Kijowski) 432 460. Załuski Chryzostom (Biskup Ki- jowski) 462. Zarudny (Jenerał-Sędzia wojsko- wy) 180. Zarzycki Serapion (Wikaryusz) 121. Zasław (miasteczko) 101 (bitwa) 368. Zasławski (Książe) Dominik 99 100 102 Zawadka (fundusz) 474. Zawołoce (bitwa) 362. Zbaraż 132 135 335 427. Zbór (brzeski) 86 87 (florentyń- ski) 85 (trydentski) 256. Zborów 133 135 138 140 141 358. Zborowski de Rytwian Aleksan- der bohater (fundusz) 232, Zbrożek Michał 368. Zelechowski ob. Żelechowski. Zgromadzenie Śgo Ludwika Ber- tranda 392. Zichini (Kanonik Lwowski) 466 obacz także Żychyni. Złoczów 308 355 358 431 433 463. Złotareńko (wódz Kozaków) 152 153 169 170. Zor Murza 348 368 obcz także Murza. Zwierzchowski Jezuita 437. Zygmunt I (Król Polski) 29 37 50 80. Zygmunt III (Król Pol.) 11 275 (przywilej dla Benedyktynek Lwowskich) 454 Zygmuntowiczowa Piotrowa (wdo- wa obywatelka Lwow. funda- torka) 278. Ż. Żabotyn 365. Żebrowski Michał 374. Żelechowski (archiwista kapitulny) 310 (Kanonik Lwow:) 314 385. Żelibrowski Arsen (Grecki Bisk: Lwow:) 195 197 198 199. Żmijow (wódz moskiewski) 240 Żorniszcze 353. Żółkiew (trzęsienie ziemi) 211 409 433 (grunt na dotacye) 450 465. Żółkiew (trzęsienie ziemi) 24 259 366 367 (kapitulne czynsze na dobrach Żółkwi) 381 409 433 (grunta dotacyjne) 450 463. Żółkiewskiego matka 295. Żółte wody 90 91. Żuranowski 421. Żurawno (oblężenie) 367 369 370 381 (układy) 388. Żurowice 209. Żwaniec 165 347 429. Żychini Mikołaj (Kanonik Lwow:) 367 382 401. Żydatycze (włość kapitulna) 15. Żydowski Andrzej (Poseł Wojew: Krakowskiego) 472. Żydzi Lwowscy (dotacya szkoły) 31 (zamięszanie) 32 33 39 46 56 (ograniczenie w kupie- ctwie) 87 131 191 190 205 228 231 (ich swawole) 271 272 273 303 304 (zakładni- cy) 320 384 394 Żyromski (Marszałek) 255 258. Żeleniecki Antoni (wódz Kozaków) 224. Zimowódka (włość) 76 398 409 422. Zimorowicz Bartł; (Konzut Lwow:) 29 238 279 306 309 320 324.