Książki dla wszystkich. Jędrzej Śniadecki JEGO ŻYCIE I DZIEŁA napisał Stanisław Brzozowski Wydawnictwo M. ARCTA w Warszawie JĘDRZEJ ŚNIADECKI ur. 1768 — um. 1838 r. KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH Jedrzej Śniadecki jego życie i dzieła napisał Stanisław Brzozowski WARSZAWA NAKŁADEM I DRUKIEM M. ARCTA 1903 Äîçâîëĺíî Öĺíçóđîţ. Âŕđřŕâŕ, 16 Iţí˙ 1902 ăîäŕ. Przedmowa. Jedynym materjałem, którym rozporzą- dzałem przy pisaniu książeczki niniej- szej był, oprócz dzieł samego Jędrzeja Śniadeckiego, jego życiorys, napisany przez Michała Balińskiego i pomieszczo- ny w 1-szym tomie 6-cio tomowego wy- dania dzieł autora «Teorji Jestestw or- ganicznych.» Życiorys ten jest niezmier- nie skąpy w szczegóły, nie podaje nie- mal nic takiego, co by na charakter Ję- drzeja i na skład jego umysłu żywsze rzucało światło. Pomimo wszystkich swoich braków, jest jednak ta praca Balińskiego arcy- dziełem w porównaniu do książki p. Leo- na Swieżawskiego o Jędrzeju Śniadec- kim, bardzo nieudolnie napisanej. Wobec tego, we wszystkich moich wzmiankach o Jędrzeju Śniadeckim mo- - 6 - głem opierać się tylko na samych jego dziełach, one jedynie mogły mi posłużyć za klucz do zrozumienia duszy ich auto- ra; bardziej zaś zewnętrzne dane biogra- ficzne zaczerpnąłem z pracy Michała Ba- lińskiego. I. Życie Jędrzeja Śniadeckiego. Jędrzej Śniadecki urodził się w mająt- ku rodziców swoich, pod miasteczkiem Żninem w województwie Gnieźnień- skiem 30 Listopada 1768 roku. Nauki początkowe pobierał w Trzemesznie, a po śmierci ojca zabrał go do Krakowa star- szy jego brat, Jan, naówczas już profesor akademji Krakowskiej. Wychowanie pod okiem i wpływem takiego, jak Jan Śniadecki, człowieka, możemy uważać za najważniejszy fakt i czynnik duchowy w życiu młodego Ję- drzeja: w latach bowiem, podczas któ- rych umysł nasz i dusza chłoną w siebie bezwiednie wpływy otoczenia i na ich wzór się kształtują, Jędrzej Śniadecki żył ciągle z człowiekiem, którego cała dusza pełna była miłości kraju i miłości - 8 - prawdy, który nosił wszędzie ze sobą śiwatło, tak jak gdyby było ono natural- nym żywiołowym wypływem samej jego istoty. Byłoby rzeczą wprost dziwną, gdyby w takich warunkach, w Jędrzeju Śniadeckim nie rozwinęło się zamiłowa- nie do nauki, gdyby nie wypełniało ono już w latach wczesnej młodości całej je- go duszy. Jan Śniadecki był już wtedy w Krako- wie osobistością niezmiernie szanowaną, i Jędrzej musiał słyszeć, jak brat jego po powrocie z zagranicy był uprzejmie przyjmowany przez ks. biskupa Ponia- towskiego i przez samego króla. Fakty takie mogą wydawać się mało znaczącemi lub drugorzędnemi później, w wieku dojrzałym,—na wyobraźnię jed- nak młodą i żywą działają niezmiernie silnie. Starszy brat musiał wydawać się Ję- drzejowi jakąś istotą wyższą, jakimś wzorem niedoścignionym, a nauka która mu takie znaczenie zapewniła — jakąś wielką i niezmierną potęgą. Należy przypuścić, że w młodzieńczych swoich marzeniach i rojeniach o przy- - 9 - szłości, Jędrzej widział się do brata swego podobnym, a zatym człowiekiem nauki i krzewicielem oświaty. O takim naśla- downictwie nieuniknionym w danych wa- runkach, świadczy, moim zdaniem, fakt wyboru przez Jędrzeja Śniadeckiego za przedmiot studjów— nauk matema- tycznych, tak gorąco i stale przez brata ukochanych. Michał Baliński szeroko opowiada o pochlebnym wyróżnieniu, jakiego do- znał na popisie w r. 1787 Jędrzej Śnia- decki ze strony króla Stanisława Augu- sta. Był to zapewne fakt dosyć zna- mienny; takie zadowolenie miłości włas- nej mogło niewątpliwie utrwalić i wzmoc- nić w Jędrzeju Śniadeckim zamiłowa- nie do nauki i zapał do pracy; ale za- miast opisu uroczystości, wolałbym w Ba- lińskim znaleźć choćby kilka drobnych faktów, z których możnaby wywniosko- wać coś o ówczesnym usposobieniu umy- słowym Jędrzeja. Margrabina Wielopolska, która namó- wiła go, aby, porzuciwszy matematykę, od- dał się medycynie, musiała opierać się na pewnych danych, zwłaszcza, że jak - 10 - się zdaje, ta zmiana wydziału nie była zgodną z życzeniami Jana Śniadeckiego. Matematyka tym się odznacza i różni o innych nauk, że opiera się niemal cał- kowicie na nieustającym logicznym rozu- mowaniu bez wszelkiego udziału doświad- czenia i obserwacji; dla matematyków świat zewnętrzny istnieje tylko jako wielkość, pozwalająca się mierzyć. Z ca- łej, kipiącej życiem i barwami, rzeczywis- tości — zwracają oni uwagę na jeden tylko jej pierwiastek, i to pierwiastek najbardziej oderwany i ogólny. Wszak- że nawet w tym szczupłym zakresie,— postrzeganie przedmiotów zewnętrznych w bardzo nieznacznym tylko stopniu po- trzebnym jest matematykowi, a właści- wie staje mu się ono potrzebnym dopie- ro wtedy, gdy wyniki swego rozumowa- nia chce zastosować do jakichś rzeczy- wistych przedmiotów; niezależnie zaś od samego stosowania, matematyk może całkowicie zamknąć się w sferze swych liczb i formuł, może siłą samej myśli z nadzwyczaj prostych zasad wyprowa- dzić świat cały, wprawdzie blady i mar- twy, ale zato pełen harmonji i ładu. - 11 - Umysły matematyczne są. to umysły odwrócone od świata i często niezdol- ne wprost do obserwowania go. Takim umysłem, który nie posiadał prawie zupełnie zmysłów, a był tylko lo- giczną myślą — był właśnie Jan Śnia- decki. Na podstawie znajomości dzieł oby- dwóch braci Śniadeckich, można spo- strzec pewne różnice pomiędzy ich umysłami: można twierdzić, że Jędrzej Śniadecki, który oprócz wspaniałych opi- sów klinicznych, pozostawił nam dość obszerne i liczne utwory treści satyry- cznej, był bardziej niż Jan spostrzegaw- czym, był człowiekiem, którego świat zewnętrzny pociągał i zaciekawiał. Był on mniej zdolnym do poprzestania na wysnuwaniu długich pasem oderwa- nych myśli, bez uciekania się do faktów zewnętrznego świata; ale taki skład umy- słu, mógł być wytworem samego lekar- skiego zawodu, wymagającego ciągłych a skrupulatnych obserwacji. Zdolność logicznego rozumowania by- ła i w Jędrzeju Śniadeckim niezmiernie wielką, cała jego «Teorja Jestestw Orga- - 12 - nicznych jest jednym wielkim, niemal nieprzerwanym rozumowaniem, i czło- wiek, który na takie rozumowanie mógł się zdobyć, mógł był się także z powo- dzeniem oddać studjom matematycznym. Niepodobna więc rozstrzygnąć osta- tecznie, co odwróciło Jędrzeja Śniade- ckiego od matematyki, a skłoniło do za- jęcia się naukami przyrodniczemi i me- dycyną, obok bowiem skłonności i zdol- ności do obserwacji, mogły działać tak- że pobudki natury moralnej i społecznej. Pytanie to więc musi pozostać bez od- powiedzi, jak znaczna zresztą część pytań, odnoszących się do duchowego rozwoju naszych znakomitych ludzi; biografowie bowiem odznaczają się często pewnym brakiem krytyki w wyborze podawanych faktów, i gdy mają do wyboru pomiędzy jakimś medalem lub kawałkiem wstążki, otrzymanym z jakiejś dostojnej ręki, a drobnemi szaremi faktami powszednie- go życia, w których odbija się dusza sa- mego człowieka, rozszerzają się nad pierwszemi, a pomijają drugie. Za ustalone więc możemy uważać tyl- ko bardzo nieliczne dane. Kiedy Jędrzej - 13 - Śniadecki po trzechletnich studjach nad medycyną, i naukami przyrodniczemi w Akademji Krakowskiej, wyjeżdżał w Lipcu 1791 r. za granicę, był to już człowiek ceniący nadewszystko naukę i w nauce upatrujący potężny środek służenia dobru publicznemu. Bywają bo- wiem i w świecie uczonych różne gatun- ki i odmiany, nie rzadko można spotkać w tym świecie ludzi, w których miłość nauki wyparła wszystkie inne uczucia i przywiązania, którzy wszędzie się czu- ją równie blizkimi lub równie obcymi wszystkim ludziom i wszystkim sprawom, nie mającym związku z nauką, których ojczyzna jest tam, gdzie mogą najsku- teczniej obserwować, badać i rozumować. Ale Śniadeccy nie należeli do tego typu; nauka, miłość prawdy i miłość społe- czeństwa zlały się w nich w jedno wiel- kie uczucie. Jan Śniadecki przy teleskopie, a Ję- drzej nad retortą chemiczną—czuli się nietylko ludźmi nauki, ale i obywatelami, czuli się współpracownikami nietylko takich mężów, jak Herschel, Lavoisier, Bichatt, Lagrange, etc, ale pomocnikami - 14 - Chreptowicza, Kołłątaja, Staszyca, Niem- cewicza i t. p.; jeden z tych światów nie przeszkadzał w ich duszy drugiemu, ale przeciwnie, łączyły się one z so- bą i wspierały się wzajemnie w swym wpływie. Wyjechawszy z Krakowa, udał się Ję- drzej Śniadecki najpierw do Wiednia, gdzie zapoznał się z różnego rodzaju za- kładami i instytutami, poświęconemi na- ukom lekarskim, z Wiednia zaś udał się do Pawji, gdyż uniwersytet tamtejszy od- znaczał się na onczas wspaniałym roz- wojem nauk przyrodniczych i medycyny. Wolta i Galvani, którzy wsławili się od- kryciem i pierwszemi badaniami zjawisk galwanicznych, byli właśnie profesorami tego uniwersytetu. Z liczby innych pro- fesorów na szczególną uwagę zasługują Moscati, Spalanzani i Jan Piotr Frank. Pod kierownictwem tych profesorów Śniadecki korzystał niezmiernie, studju- jąc wiele i ucząc się z gorliwością i za- pałem, właściwym ludziom zrodzonym do nauki i myśli. Rozszerzenie wiedzy, poznanie nowych faktów lub nowych my- śli i zasad, fakty te objaśniających, były - 15 - jedynemi wypadkami jego życia, poru- szającemi go do głębi; w naukę wkładał on całą swą duszę, nauka była dla niego nie przymusem, nie przydatkiem do ży- cia lub rozrywką, lecz samem życiem i jego najgłębszą treścią. Podczas wakacji spędzonych 1792 roku w Medjolanie, Jędrzej zapoznał się z teorją Browna, który starał się naukę lekarską oprzeć na pewnych ogólnych zasadach. Teorja ta narazie trafiła Śniadeckie- mu do przekonania, wydało mu się, że ona tłómaczy i jednoczy wszystkie fakty- dotychczas rozdrobnione i rozproszone. Zapoznajemy się nieraz z rozmaitemi teorjami, porzucamy jedne dla drugich, ale dla wyjątkowych tylko natur są to fakty o głębiej sięgającym życiowym znaczeniu. Śniadecki żył nauką, w naukę wkładał nie tylko wszystkie siły swego umysłu, ale także i wszystkie uczucia i wzrusze- nia; mógł, nie podnosząc głowy od książ- ki, traktującej o jakimś na pozór obojęt- nym przedmiocie, o jakimś zagadnieniu chemicznym lub fizjologicznym przejść - 16 - przez całą skalę ludzkich uczuć, myśli i serca. Niepewność, nieznajomość czegoś — dręczyły go wprost, cierpiał z ich powo- du tak, jak ludzie przeciętni cierpią z po- wodu strat materjalnych, nieszczęścia lub choroby osób blizkich i t. p. To też wyjaśnienie tego, czego przed- tym nie rozumiał było dlań wprost wy- zwoleniem od dręczącej niepewności. Nic więc dziwnego, że teorja, która była źródłem i przyczyną tego wyzwole- nia, wydawała mu się faktem nadzwy- czajnej wagi, z którym pośpiesznie wszy- stkich należy zaznajomić: jakże można znieść, aby ludzie żyli obojętnie i spokoj- nie, nic nie wiedząc o nowym świetle, o nowym szczęściu. Po powrocie z Medjolanu, Śniadecki staje się prawdziwym apostołem teorji Browna, pociąga on swym zapałem nie tylko swoich kolegów, ale nawet profe- sora Moscatiego; pod jego wpływem wreszcie wychodzi w Pawji rozprawa włoska o nauce Browna. Epizod ten, niezmiernie charaktery- styczny, należy do rzędu takich, które pozwalają poznać i zrozumieć całą naturę - 17 - człowieka, „powiedz mi, co cię wprawia w entuzjazm, a powiem ci, kim jesteś." Po dwuletnim prawie pobycie w Pawji, pozyskał Śniadecki w dniu 16 maja 1793 roku stopień doktora medycyny i filozofji i postanowił udać się do Pary- ża dla dalszego kształcenia się, szczegól- niej w chirurgji i chemji, pod kierun- kiem sławnego w tym czasie chemika Fourcroy. Do Paryża wszakże nie udało mu się dostać, gdyż ówczesny stan Francji przeszkodził temu. Zabawiwszy więc ja- kiś czas w Genui, udał się Śniadecki przez Szwajcarję, prowincje nadreńskie, Bel- gję. do Holandji, gdzie w Ostendzie siadł na statek, ażeby się przeprawić do Anglji i Edynburga, dokąd go ciągnęło wspomnienie zmarłego przed kilku laty Browna, b. profesora tamtejszego uni- wersytetu. Przeprawa morska nie powiodła się, gdyż okręt, na którym Śniadecki płynął omal nie stał się ofiarą burzy. Wktótce jednak Jędrzej dostał się do Anglii i do Londynu, gdzie przebył parę miesięcy. Tam dzięki wpływom posła Rze- Jędrzej Śniadecki. 2 - 18 - czypospolitej, Bukatego, i posła szwedz- kiego, z którym Bukaty go zapoznał, mógł zwiedzić te zakłady naukowe, któ- re go interesowały. Odwzajemnił się Śniadecki swoim protektorom pisaniem artykułów humorystycznych i satyrycz- nych, które posłowie ci pomieszczali w swojej gazecie. Skłonności więc i zdolności satyryczne już wówczas istniały w Jędrzeju; nic wszakże bliższego o tych jego pierwoci- nach pisarskich powiedzieć nie można, gdyż o ile wiem, nikt jeszcze nie zajął się odszukaniem ich i wydaniem. Z Londynu udał się Jędrzej do Edyn- burga, gdzie przebył znowu około dwóch lat, studjując pod kierownictwem profe- rów Monro, Gregoryego, Duncano i in- nych. W Edynburgu opracował w języ- ku łacińskim zarys poglądów swoich, ro- zwiniętych później w Teorji Jestestw Or- ganicznych. Tymczasem Jan Śniadecki starał się otrzymać dla brata stanowisko lekarza nadwornego przy Stanisławie Auguście; starania te wszakże spełzły na niczym. Jednocześnie prawie profesorowie Ję- - 19 - drzeja: Monro i Gregory ofiarowali mu korzystne stanowisko przy towarzystwie handlowym WschodnioIndyjskim. Jędrzej jednak nie pojmował pracy po za granicami własnego kraju; długoletni pobyt za granicą nie osłabił bynajmniej żywości uczuć, które go z krajem wiąza- ły. Jak brat jego Jan, tak i on wchłaniał światło w siebie, zawsze z tą myślą, aby się kiedyś stać światłem dla swoich. „Uczyć się i oświecać rodaków"—słowa te tak splotły się i zrosły w umysłach Śniadeckich, że właściwie jedno tylko pojęcie oznaczały. Po kilkomiesięcznym pobycie w Lon- dynie, udał się Jędrzej znów do Wied- nia, aby tam zapoznać się ze stanem nauk lekarskich w Niemczech. W Wie- dniu to otrzymał on wezwanie do ob- jęcia katedry chemji i farmacji w prze- kształconej właśnie Akademji Wileń- skiej. Ponieważ jednocześnie został wezwa- ny do kilku domów na Wołyniu o pomoc lekarską, postanowił więc udać się do Wilna przez Wołyń. Przybycie wszakże do Wiednia Jana - 20 - Śniadeckiego, zatrzymało Jędrzeja w tym mieście jeszcze czas jakiś, tak, że wyje- chał dopiero w lutym 1796 roku. Podczas przejazdu przez Wołyń, na- potkał nasz uczony sposobność do bliż- szego zapoznania się ze straszną, a rzadką chorobą—dżumą, która w tym czasie aż do tych stron się dostała. Z narażeniem życia leczył młody doktor napotykanych po chatach chorych, pociągany ku temu niet)lko miłością bliźniego, ale i na- miętnością badacza, który nie chciał stracić sposobności bliższego zapoznania się z nieznanym dotąd, a trudnym do na- potkania zjawiskiem. W roku 1797 rozpoczął w Akademji Wileńskiej wykłady farmacji i chemji w języku polskim, co zgorszyło tak świa- tłego nawet człowieka, jak Marcin Po- czobot, który mówił z tego powodu „nie godzi się nauk pospolitować." Młodzież wszakże akademicka i pu- bliczność, licznie z miasta napływająca, innego były zdania. Sala przeznaczona na wykłady młodego profesora zawsze była przepełniona, a wymowa Śniade- ckiego wprost porywała i olśniewała słu- chaczów. - 21 - Odbiło się to i na jego praktyce lekar- skiej, która szybko bardzo wzrastać za- częła. Wykładanie w języku polskim takiej jak chemja nauki, musiało kosztować Ję- drzeja niezmiernie wiele mozołów i pra- cy; musiał on stworzyć język chemiczny polski, i istotnie wydane przez niego w 1800 roku «Początki Chemji» stanowią, epokę w dziejach polskiego słownictwa chemicznego, którego dalsze postępy opierały się zawsze na tej pracy, jako na podstawie. Z innych prac Jędrzeja, pochodzących z tego samego czasu, zasługuje na uwa- gę rozprawa o «Niepewności zdań i nauk na doświadczeniu fundowanych», czyta- na na posiedzeniu Szkoły Głównej przy otwarciu nauk w roku 1799. Lata następne, oprócz praktyki lekar- skiej, wykładów uniwersyteckich, wypeł- niła Jędrzejowi praca nad wydanym w 1804 roku Iym tomem «Teorji Je- stestw Organicznych»*), o której następ- nie szczegółowo i obszernie mówić będę. *) «Teorja Jestestw Organicznych* w 1800 ro- ku przetłómaczona została na niemiecki przez - 22 - W roku 1805, z natchnienia Jędrzeja Śniadeckiego, przy współudziale profeso- rów Jundziłła i Grodka, założonym zo- stał Dziennik Wileński. W dzienniku tym Śniadecki pomieścił wiele swoich prac o różnych przedmiotach, z nauką lekarską związek mających. W pierwszym zaraz numerze dzienni- ka pomieścił rozprawkę p. t. «Krótki wykład systematu Galla z przyłącze- niem niektórych uwag nad jego nauką». W następnym numerze podał «Niektóre wiadomości o żółtej gorączce», dalej po- mieścił w dzienniku «Niektóre uwagi ô krowiej ospie, a mianowicie o szcze- pieniu jej owcom»; bardzo pouczającą i dziś jeszcze rozprawkę «O przypad- kach pozornej śmierci i sposobach przy- wracania tak obumarłych do życia», po- tym, « O ogniu wszczynającym się w cia- łach żyjącyh i o ich po gorzeniu». Prace te świadczą, że Śniadecki poj- mował już dobrze konieczność rozpo- wszechniania w społeczeństwie wiadomoś- ci lekarskich, w czym niezmiernie wy- I. Moritza, a w 1825 roku na francuski przez Bal- larda i Desan: «Theorie des étres organisés», Pa- ris, Gabar. 1825. - 23 - przedził współczesnych sobie lekarzy, którzy chętnie bardzo traktowali medy- cynę, jako tajemnicę zawodową, do po- znania której nie należało dopuszczać żadnego profana. Z pomiędzy jednak wszystkich prac, pomieszczonych przez Jędrzeja w Dzien- niku Wileńskim 1805 roku, najważniej- szą była jego. rozprawa «O fizycznym wychowaniu dzieci», stanowiąca jakby zarys większego dzieła, jakie później o tym przedmiocie napisał. Pomieszczał w Dziennika Wileńskim także recenzje i oceny współczesnych dzieł naukowych, np. «Jakóba Józefa Winserta wykład czterech pierwiastków nieorganicznego przyrodzenia», « Uwa- gi nad traktatem początkowej fizyki R. J. Hany», «Uwagi p. Dupuytren o niektórych gazach duszących». Najbardziej jednak zajmowała i po- chłaniała Śniadeckiego w tym czasie pra- ca nad poprawieniem i uzupełnieniem, wydanej przed kilkoma laty «Chemji»; szczególniej zaś oddawał się pracy nad teorją roztworów, czyli rozpuszczeń, jak się sam wyrażał. Wynikiem tych prac - 24 - była rozprawa «O rozpuszczeniu» prze- słana przez Śniadeckiego w Maju 1805 roku do Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół nauk i wydrukowana w rocz- nikach tegoż Towarzystwa (tom V str. 521—554). Rozprawa ta weszła w skład drugiego wydania «Początków Chemji» (r. 1807). Wydanie to odznacza się ściśle prze- prowadzonym rozróżnieniem związków roślinnych i zwierzęcych od związków nieorganicznych: wypowiada w niej Śnia- decki przekonanie, że związki organiczne mogą podlegać tylko analizie chemicznej, że wytwarzanemi są one jedynie w orga- nizmach żyjących, a więc chemicy w la- boratorjach wytwarzać ich nie mogą. Rozwój chemji organicznej XIX wieku zaprzeczył temu twierdzeniu Śniadeckie- go, ale o tym jeszcze pomówimy, ten po- gląd Śniadeckiego pozostawał bowiem w ścisłym związku z innemi jego zapa- trywaniami na istoty żyjące i zjawiska w nich zachodzące. W roku 1806 został Jędrzej obrany prezesem Cesarskiego Towarzystwa Me- dycznego w Wilnie; na ogół jednak, lata - 25 - 1806—1807, podczas których przez Wil- no przechodziły nieustannie masy woj- ska, i szpitale były zapełnione rannymi i chorymi żołnierzami, nie były najodpo- wiedniejszym czasem do spokojnej i sku- pionej w sobie pracy umysłowej. W roku 1808 zajmowały bardzo Śnia- deckiego prace nad rozbiorem chemicz- nym świeżo bliżej poznanej platyny. Nie poszczęściło mu się w doświadcze- niach nad platyną czynionych, wydała mu się ona ciałem złożonym, a za jeden z jego składników uważał metal, który nazwał Verticum. Badania wszakże che- mików zagranicznych wykazały błąd Śniadeckiego, dowiodły bowiem, że pla- tyna jest ciałem chemicznie nierozkłada- jącym się, a więc pierwiastkiem chemicz- nym. Przykry zawód spotkał też Śniadec- kiego w parę lat później, w 1809 roku. Izba Edukacyjna księstwa Warszaw- skiego zwróciła się do niego z wezwa- niem, aby ułożył dla szkół księstwa krót- ki podręcznik chemji. Śniadecki przygotował w ciągu kilku miesięcy «Krótki rys chemji dla użytku szkół narodowych W. Księstwa War- - 26 - szawskiego» i rękopis swego dziełka, w styczniu 1810 roku posłał do War- szawy. Do rękopisu tego dodał pismo, w którym prosił Izbę Edukacyjną, aby dziełko jego oddanym zostało do oceny komisji utworzonej z nauczycieli szkol- nych. Towarzystwo do ksiąg elementarnych, któremu Izba Edukacyjna powierzyła ocenę dzieła tego uznało je za niestosow- ne do użytku w szkołach. Niepodobieństwem jest tu wchodzić w7 rozbiór motywów, jakie mogły kiero- wać Towarzystwem przy wydaniu takiej uchwały: dziś wszakże nie ulega kwestji, że odrzucając pracę Śniadeckiego, człon- kowie tego towarzystwa sami sobie prze- dewszystkim ujmę przynieśli. Jednocześnie pracował Śniadecki nad drugim tomem swojej «Teorji Jestestw Organicznych», który też w 1811 roku wydanym został («Teorja Jestestw Orga- nicznych» t. II w Wilnie u Zawadzkiego 1811 r. 8 str. 454). Wypadki lat 1812 i 1813 odbiły się i na życiu naszego uczonego: mnóstwo chorych i rannych, którymi przepełnione - 27 - były szpitale, tak zwyczajne jak i na prędce potworzone, wymagały lekarskiej pomocy i opieki; szczególnie gdy graso- wać zaczęła na dobre w Wilnie gorączka (tyfus), następnie przez samego Śniade- ckiego tak dokładnie opisana. Zdawało się, że doktor Śniadecki dwoił się i troił, aby nieść pomoc i radę wszędzie, gdzie jej potrzeba było; lekarze wojskowi róż- nych narodowości, którzy gościli wtedy w Wilnie, chylili głowę przed rozległoś- cią jego wiedzy, męstwem i przytomnoś- cią; umysłu. Wreszcie trudy zwaliły z nóg samego lekarza, i sam ciężko zapadł na chorobę, której wydarł tyle ofiar. Po wojnie, ruch umysłowy zaczął się zwolna budzić i rozwijać w Wilnie: powstał na nowo odrodzony Dziennik Wileński; i znowu Jędrzej Śniadecki znalazł się w liczbie najgorliwszych jego współpracowników. Pomieścił w nim naj- pierw rozprawę p. t. «Objaśnienie nie- których punktów w nauce o Cieplikn» która była czytana 15 marca 1815 roku na posiedzeniu akademickim, następnie zaś bardzo ważną pracę: «O pokarmach - 28 - napojach i sposobie życia we względzie lekarskim». Z innych prac Śniadeckiego w 1815 roku w Dzienniku Wileńskim pomiesz- czonych, zasługują na wzmiankę: «Po- strzeżenia nader wielkiego gradu, z przy- łączeniem niektórych uwag nad jego teo- rją» i «list do redaktora Dziennika Wi- leńskiego z powodu umieszczonego w nim wyjątku dzieła pani Staël Holstein o Niemcach, jak wiele nauka języków wpływa na rozwinięcie władz umysło- wych w dzieciach». Przez dwa następne lata Śniadecki pracował nad trzecim wydaniem swoich «Początków Chemji», które istotnie wy- szło u Zawadzkiego (1816—17). W tym samym czasie pomieścił w «Warszaw- skim Pamiętniku:» «List do redaktora o tworzeniu nowych wyrazów nauko- wych, zwłaszcza w Chemji» z powodu rozprawy o słownictwie chemicznym, ja- ką pomieścił Aleksander hr. Chodkie- wicz na początku trzeciego tomu swoje- go dzieła o Chemji. W tym samym 1817 r. 15 grudnia, od- czytał Śniadecki na posiedzeniu nauko- - 29 - wym uniwersytetu Wileńskiego rozprawę «o potrzebie połączenia nauki stosunków chemicznych z teorją rozpuszczenia», która to rozprawa została wydaną, w Dzienniku Wileńskim. W następnym wreszcie 1818 roku zamieścił dwie prace treści medycznej w «Pamiętniku Towa- rzystwa lekarskiego Wileńskiego». Jedną z tych prac była właśnie wspo- mniana już przezemnie «Krótkie opisa- nie gorączki, jaka panowała w roku 1812 i 1813 tak w mieście Wilnie, jako i w całej Litwie». Kok 1817 pod innemi jeszcze wzglę- dami stanowi bardzo ważną datę w dzia- łalności piśmienniczej Jędrzeja. W roku tym bowiem powstało w Wilnie towarzy- stwo z osób różnego wieku i stanu zło- żone, które wydawać zaczęło co sobota ulotne pisemko satyrycznej treści p. t. «Wiadomości Brukowe», samo zaś towa- rzystwo nazwało się żartobliwie Szu- brawskim lub też «towarzystwem Szu- brawców». Śniadecki był jakiś czas pre- zesem tego towarzystwa; następnie zaś nadano mu godność Dostojnika. Każdy z członków towarzystwa miał jakiś przy- - 30 - domek: tak Śniadecki nazywał się naj- pierw Sotwarosem, a potym Rejem; z in- nych członków — Leon Borowski miał przydomek Pergrubius, Ignacy Szydłow- ski — Gulbi. Godłem towarzystwa—była łopata i gąsior zdrojowej wody. Ta cudaczna, błazeńska niemal forma, okrywała jednak treść bardzo poważną: Towarzystwo Szubrawców podjęło ciężkie i niezmiernej doniosłości zadanie popra- wy i zmiany obyczajów własnego społe- czeństwa, biczem nieraz ostrej satyry chłostało ono najbardziej zasadnicze wa- dy swoich współczesnych: odsłaniało szkodliwe i niebezpieczne strony panu- jących stosunków społecznych. Przedewszystkim jednak zwrócili się Szubrawcy przeciwko ciemnocie i obsku- rantyzmowi. „Jest albowiem, pisał So- twaros, na całej północy powszechny dawny i nierozerwany związek sów i pusz- czyków przelotnych, związek poważny, związek dążący do tego, ażeby tu wiecz- na panowała ciemność i sen nieprzerwa- ny, ażeby nikt rodzący się u nas — świa- tła nie widział, lub gdyby się znalazł zuchwalec, któryby je odkrył i śmiał - 31 - o nim mówić, ażeby go ten dzielny związek natychmiast napadł, oplwał, okrzyczał i zniszczył. Upadłaby wpraw- dzie cała ta potęga, gdyby jej nie wspie- rały osoby poważne, gdyby swoich nie poniżały rodaków i gdyby się nie było wkorzeniło to zdanie powszechne, że kto się rodzi na tej ziemi, oprócz pałasza, do niczego niezdatny". (Dzieła Jędrzeja Śniadeckiego t. VI str. 191—192). Zadaniem Szubrawców było przeciw- stawić związkowi ciemności — związek światła „budzić uśpione i rozleniwione umysły rodaków, przyzwyczajać je do pracy". „Otóż łajcie nas, wołał Śniadecki, jak chcecie, ale się nauczcie czytać i myśleć, nauczcie się szanować zdanie publiczne i dbać o nie, przekonajcie się, że niepra- we postępki choćby najtajemniejsze—wy- jawić się muszą i nie ujdą bezkarnie, a naówczas przestaniemy pisać, bo się zamiarowi naszemu stanie zadość". (Dzie- ła t. VI str. 113). W «Postrzeżeniach włóczęgi Gulliwe- ra» powiada: „Oczy przepasanych (tak nazywa Śniadecki szlachtę) nieuleczo- - 32 - nym sposobem są zamydlone,—to jest zarażone, zepsute, że za pomocą tej cho- roby wszystko, co jest swoje, wydaje się szkaradne i niedorzeczne; dla tego miesz- kańcy Balnibarbi, sposobem wszystkim na świecie ludom przeciwnym, nic tak nie poważają, jak cudzych; niczego mniej nie cenią, jak swoich, i jeżeli się który z tych biednych cokolwiek obmoże i ce- lować w czym zacznie, samo jego wspo- mnienie wzbudza w polerowanej klasie spazm, i okropnie jej usta wykrzywia; kiedy wspomnienie jakiegokolwiek ob- cego bałwanka łagodzi uśmiech, za któ- rym idzie jednogłośne odezwanie się... Ach! co to, to co innego! Me tak jest mocna choroba oczów w gatunku cokol- wiek od szczytu niższym,—w nim albo- wiem ci tylko cierpią, którzy się o pierw- szy gatunek ocierają, z nim kojarzą i ży- ją, lub którzy się gwałtem pną w górę i biorą na pazury, aby temu gatunkowi wyrównali;—co się jednakże częściej da- je postrzegać w kobietach, aniżeli w męż- czyznach; ci żyją po większej części na wsi i uprawą ziemi są zajęci, a do miast, przyjeżdżają tylko wtenczas, kiedy się - 33 - między sobą kłócą.... O tym gatunku jest nadzieja, że zupełnie przejrzy, zwłasz- cza, że doktorowie mocno się zaczęli krzątać około jego uleczenia, a nieda- wno wpadli na nowy i wcale szczególny wynalazek, to jest, żeby temu cokolwiek czytającemu gatunkowi co ośm dni zbie- ranym na bruku piaskiem oczy przecie- rać, co lubo niektórych, zaślepionych nie- zmiernie razi, ale wielu innym jak mó- wią pomaga, i im samym z czasem po- móc może, ile że niepodobna, żeby nie- kiedy jakie ostre ziarno i im w oko nie wpadło, co powoli ale skutecznie i pe- wnie fatalne bielmo wygryzie i strawi" *). W „Wiadomościach Brukowych" po- mieścił Jędrzej Śniadecki wiele bardzo pism satyrycznych, które w zbiorowym wydaniu wypełniają trzy ostatnie tomy dzieł jego. Najważniejszym i najwięk- szym z tych pism jest złożona z 32-ch rozdziałów7 «Próżniacka Filozoficzna Po- dróż po bruku» Oprócz niej, mamy następujące wspo- mniane już: «Postrzeżenia włóczęgi Gul- *) Dzieła J. Śniadeckiego t. VI str. 79—81. Jędrzej Śniadecki. 3 - 34 - liwera», «Rozprawy szubrawskie, co to jest rozum», «Pisma perjodyczne», i wreszcie «Juronanja», dalej «Dziennik ostatniej podróży szlachcica na łopacie» i «Wypis z protokółu Najwyższej kapi- tuły zakonu smorgońskiego». Pisma satyrycznej treści wypełniają w działalności literackiej Śniadeckiego okres czasu pomiędzy latami 1818—1822. W tym ostatnim roku powraca on zno- wu do piśmiennictwa naukowego—przez powtórne mocno zmienione i rozszerzone wydanie— w postaci oddzielnego dzieł- ka, wspomnianej przezemnie wyżej roz- prawy « O fizycznym wychowaniu dzieci». W tym samym roku pomieścił Śnia- decki w „Dzienniku Wileńskim" rzecz «O żelazie meteorycznym Rzeczyckim», która była jego ostatnim chemicznym pismem, a zarazem zamknięciem niejako całej jego działalności, jako chemika: 4 czerwca bowiem 1822 roku otrzymał uwolnienie od służby i pozostawił kate- drę chemji profesorowi Fonbergowi, któ- ry niegdyś był jego uczniem. Dwa lata wszakże tylko przeżył Śnia- decki jako emeryt, gdyż już w r. 1824 - 35 - powołany został do objęcia katedry kli- niki na uniwersytecie Wileńskim. Na stanowisku tym już pozostał, a nawet po zamknięciu uniwersytetu Wileńskiego, w utworzeniu natomiast medykochirur- gicznej akademji, wytrwał na nim aż do śmierci. W 1830 wskrzeszonym został «Pamięt- nik towarzystwa lekarskiego Wileńskie- go» pod nazwą «Dziennika medycyny, chirurgji i farmacji», Śniadecki napi- sał dla tego pisma słowo wstępne i był następnie jego czynnym współpracowni- kiem. Tak w r. 1830 pomieścił on w tym «Dzienniku» nadzwyczajnie ważną swą pracę «O gorączce», a następnie «Po- strzeżenia tyczące się sposobu leczenia krupu», «Niektóre postrzeżenia, tyczące się chorób konwulsyjnych, biorących po- czątek z cierpień kolumny pacierzowej», «Szczególny przypadek zatrzymania ury- ny» i «Jak niekiedy choroby płuc udają cierpienia szpiku pacierzowego». W następnych latach napisał jesz- cze, pomimo późnego wieku, rozprawkę «o przypadku wścieklizny bez ukąszenia», «o wyziewach jadowitych», a wreszcie «o Irytacji». - 36 - W końcu 1837 r. przygotował Śnia- decki drugie wydanie »Teorji Jestestw Organicznych», które wyszło z druku w trzech tomach w 1838 r. Śniadecki nie doczekał się wszakże ukończenia te- go wydania, gdyż 11 maja 1838 r. za- kończył życie. Całe to życie, jak widzieliśmy, było jedną,, nieustanną pracą, pracą nad wła- snym wykształceniem, nad rozwojem na- uki, nad oświeceniem rodaków, nad po- prawą ich charakteru, rozszerzeniem zdrowych pojęć o medycynie, o wycho- waniu dzieci. W Jędrzeju Śniadeckim, zarówno jak w bracie jego, Janie, mamy do czynienia z człowiekiem, związanym trwałemi ży- wemi węzłami z kulturą ojczystą. Mo- żnaby pomyśleć, że nie byli to pojedyń- czy ludzie, ale uosobienie wprost żywych i zdrowych części polskiego społeczeń- stwa i polskiej kultury; w życiu swym nie mieli oni prawie innych potrzeb, jak te, które były potrzebami całego kraju, w każdym niemal swoim czynie mieli na widoku interesy całego społeczeństwa do którego należeli. Cywilizacja polska - 37 - z końca XVIII i początku XIX wieku krystalizowała się w Śniadeckich tak, jak cywilizacja niemiecka w Lessingu, Her- denie i Goethem. W oddzielnych kierunkach, w oddziel- nych gałęziach pracy duchowej inni mo- gli ich przewyższyć, ale oni zdawali się uosabiać to, co stanowi łączność i jed- ność wszystkich łamów narodowego ży- cia, co jest podstawą samą całego kultu- ralnego rozwoju. Rzadko można spotkać w historji po- wszechnej przykład, aby ludzie, którzy żyli W tak przełomowych czasach, jak te, które Śniadeckim wypadły w udziale, po- mimo to zachowali taką niespożytą moc i niepokalaną prawość charakteru, taką niezmordowaną wytrwałość w pracy i ta- ką równowagę i harmonję w myśli. II. „Teorja Jestestw Organicznych" Jest bez wątpienia najważniejszą pra- cą Jędrzeja Śniadeckiego, a i w całej li- teraturze naszej zajmuje nadzwyczaj wy- bitne, prawie że wyjątkowe stanowisko. Historycy literatury powszechnej mó- wią zazwyczaj tylko o poematach, dra- matach, powieściach i t.p. utworach, ma- jących ogólnoludzkie znaczenie, zapo- minając, że bywają i dzieła czysto nau- kowej treści, godne zaliczenia do po- wszechnej, wszechludzkiej literatury; są to dzieła, odznaczające się obok bogatej w nowe myśli treści, pięknym przejrzy- stym i logicznym ich opracowaniem. W XIX wieku do rzędu takich dzieł zaliczyć było można w dziedzinie nauk przyrodniczych dzieła Darwina, Helm- holtza, w dziale nauk społecznopraw- - 39 - czych—dzieła Rudolfa Iheringa i Karola Marksa, w dziedzinie historycznej—dzieła Taine a i Renana i t. p. Polacy rzadko zapisywali nazwiska swoje na kartach historji literatury, traktującej o takich dziełach: przebiegając w myśli dzieje polskiej nauki, niepodobnym prawie wydaje nam się znaleźć nazwisko, które by nie zmalało, postawione obok tyta- nicznie wielkiego imienia Mikołaja Ko- pernika. Jędrzej Śniadecki ze swą «Te- orją Jestestw Organicznych» najprędzej jeszcze, stosunkowo, zająć może miejsce obok autora dzieła «O obrotach ciał nie- bieskich. » «Teorja Jestestw Organicznych» za- wiera w 1-szej swojej części ogólne za- sady nauki o życiu, a W następnej czę- ści — zasady te stosuje do wyjaśnienia zjawisk życiowych, zachodzących w or- ganizmie ludzkim; daje więc nam ogólne zasady nauki, znanej dziś pod nazwą biologji, a którą sam Śniadecki «Zoo- nomją» nazywał, a następnie oparty na tych zasadach ogólny zarys fizjologji. W pierwiastkowym zamyśle Jędrzeja Śniadeckiego miała być «Teorja Jestestw - 40 - Organicznych» niejako wstępem do nauk lekarskich i ich podstawą teoretyczną; zamiaru tego jednak nie wykonał i zasad w dziele swoim rozwiniętych do rozpa- trzenia zagadnień medycyny nie zastoso- wał. Pomimo to, dzieło jego stanowi całość zupełną. a) Ogólne pojęcie Jędrzeja Śniadeckiego o życiu. Witalizm. „Wszystkie rzeczy przyrodzone, po- wiada Śniadecki, których zmysły nasze dostrzegać mogą, na dwa wielkie podzia- ły rozłożyć się dają. W jednym z nich widzimy ciała bezwładne, zajmujące miejsce, i wszystkim popchnięciom ze- wnętrznym równie posłuszne, ale w so- bie żadnego wewnętrznego ruchu, żadne- go źródła odmian nie mające, a zatym takie, że i same przez siebie egzystować by mogły, i zostawione samym sobie w nieszkończone pasma wieków, trwać by nienaruszone i niezmienne musiały. Takowe ciała przyjmujemy pod nazwi- skiem ciał martwych. W drugim wydzia- le widzimy ciała takie, w których oczy- - 41 - wiście wewnętrzny jakiś ruch i pasmo ciągłych odmian ma miejsce; widzimy, że egzystencja tych ciał jest przemijają- ca, że się poczynają, rosną, do pewnej doskonałości dochodzą inareszcie giną,— zostawując po sobie i z siebie wydając ciała inne, sobie podobne, które ich za- stępują miejsce. Takowe ciała nazywa- my ożywionemi, żyjącemi, lub przez wzgląd na ich ukszałcenia organiczne- mi. (Teorja J. O. t. I str. 1—2). Rzucającą się właściwością ciał żyją- cych albo organicznych jest to, że zależą od pewnych warunków, od pewnych in- nych ciał, bez których żyć i istnieć nie mogą „Nie masz albowiem, jak nas po- wszechne i codzienne uczy doświadcze- nie, żadnego żyjącego jestestwa, które by samo przez się od wzmiankowanego oderwane związku zostać się przy życiu mogło.... „Nie wszystkie otaczające ciała", mó- wi dalej Śniadecki, tak mocny i oczywi- sty wpływ na ożywione istoty mają, owszem większa daleko ich część, zdaje się całkiem żadnego z niemi nie mieć związku; a te, do których wpływu życie - 42 - koniecznie jest przywiązane są: powie- trze, woda, ciepło, światło i pokarmy. Pozbawiwszy jakąkolwiek istność żyjącą ich wszystkich razem, życie jej kończy się natychmiast, lubo i każda z nich w szczególności, przez usunięcie swoje również nieuchronną zgubę ciągnie za sobą77. (Teorja J. O. t. I, str. 4—5). Proste te i ogólnie znane spostrzeże- nia świadczą, że życie istot organicznych jest zależne od pewnych warunków, i pew- nych ciał, wraz z brakiem których zni- ka. Żaden organizm nie może ostać się długo bez powietrza, ciepła, światła, wo- dy i pokarmów, sama obecność wszakże tych warunków nie wystarcza jeszcze do wytworzenia życia, podtrzymują one je- dynie życie już istniejące, ale same przez się nie są zdolne nowego stworzyć. „Która uwaga tyle nas uczy, że czyn- ność istot odżywiających (w ten sposób oznacza Śniadecki wszystko, co należy do liczby warunków do życia niezbędnych) nie na tym zawisła, ażeby jestestwom jakimkolwiek życie dawały, albo dawać mogły, ale na tym, ażeby w ciałach, któ- rym raz jest nadane i w których było raz - 43 - rozpoczęte, utrzymywały je ciągle, i wy- gasnąć mu ani na moment nie pozwoliły, tak, że możemy raz na zawsze następu- jący ogólny ustanowić początek: iż roz- począwszy raz w jakimkolwiek jestestwie życie, zachować go, utrzymywać nie mo- żemy, jak tylko przez nieprzerwany oży- wionej istoty z ciałami zewnętrznemi związek". (Teorja t. I str. 8). „Ciała więc zewnętrzne, istności odży- wiające", jak mówi Śniadecki, mogą być uważane za pewien rodzaj paliwa, za po- mocą którego można podtrzymywać raz wzniecony ogień życia, ale które same przez się płomienia tego, gdy zgaśnie, rozniecić nie są zdolne. „Nie masz al- bowiem przykładu, żeby jakiekolwiek jes- testwo raz martwe naturalnym sposo- bem powróciło do życia; tak, że do utrzymania życia i samo że tak rzekę, życie jest potrzebne". (Teorja t. I str. 8). Daremną więc byłoby rzeczą starać się przez najdokładniejsze choćby zba- danie i poznanie ciał, któremi istoty ży- jące się odżywiają, wyjaśnić samą natu- rę, samą istotę życiowych zjawisk; ciała te bowiem służą do podtrzymania życia - 44 - wtedy, gdy ono już istnieje, życie więc musi być wynikiem innej jakiejś siły, nie zaś własności jedynie, jakie w ciałach odżywczych wykryć i wykazać można. Innemi słowy, siły i prawa fizyczne i chemiczne, rządzące w martwym, nie- organicznym świecie, nie wystarczają do zrozumienia życia i żyjących istot. Z łatwością spostrzegamy, że życie ma miejsce zawsze tylko w istotach ob- darzonych pewną organizacją, i wraz z tą organizacją znika; że organizacja odzna- cza się nadzwyczajną stałością, gdyż po- zostaje zawsze jedną i tą samą w rodza- jach całych i gatunkach. Życie więc i organizacja—pozostają wciąż ze sobą w najściślejszym związku. Wprawdzie zaś „wszystkie ożywione jestestwa—to ciała fizyczne i materjal- ne; ale dla tego nie można powiedzieć, iż życie lub organizacja są własnością tej materji wrodzoną i od niej nieod- dzielną, gdyż widzimy codziennie, iż ta sama materja dopiero co żyjąca i orga- nizowana, życie to i kształt swój orga- niczny w każdym czasie utracić może, i w samej rzeczy traci; naówczas mar- - 45 - twa jest zupełnie i bezkształtna. Więc postać organiczna nie jest od niej nieod- dzielna, i może jej być odjęta; a zatym ani sobie sama nadać takową postać mo- że. A zatym kiedy się organizuje i żyje, musi na nią, działać siła jakaś szczegól- na, która ją surową bezkształtną i nie- czułą w kształt organiczny układa i wią- że A skoro rzecz jest pewna, iż ma- terja ani organizować się sama przez się, ani wzniecić w sobie siły organizu- jącej nie może, gdyż siła ta nie jest jej wrodzona i od niej nieoddzielna, nie jest warunkiem przywiązanym do jej istno- ści; tedy przyznać koniecznie potrzeba, «iż musiała kiedyś pierwiastkowo być wywarta na materję pewna władza czyli siła, która ją najpierwej w kształt organiczny ułożyła i tym sposobem roz- poczęła w niej życie.» „Na tym właśnie zasadzało się stwo- rzenie całego organicznego, żyjącego świata, wszelkie więc istoty organiczne musiały byś początkowo stworzone. Ponieważ siła twórcza, za pomocą któ- rej zostały nadanemi materji organiza- cja i życie, nie mogłaby w razie wygaś- - 46 - nięcia być przez samą materję wypeł- nioną, więc sam fakt istnienia życia i istot żyjących dowodzi, że działanie si- ły tej trwa ciągle. „Siła owa, która przy pierwiastkowym istot organicznych two- rzeniu pierwszy raz materję w postać organiczną przelała, dotąd trwa i zacho- wuje się nienaruszona. Co z drugiej strony i ta prosta potwierdza uwaga, iż jak skoro też same rodzaje i gatunki zwierząt i roślin dotąd trwają, nie odmie- niając pierwiastkowego swego ukształ- cenia bynajmniej, przyczyna tego nieod- miennego skutku także trwać nieodmien- nie musi. A jakakolwiek ta pierwsza przyczyna być może, ponieważ postać wszelka organiczna od niej najpierwej zależy, zatym bez wszelkiego na jej na- turę względu, siłą organizującą lub or- ganiczną nazywać ją na przyszłość będę". (Teorja t. I str. 12). „Co do swojej natury, powiada Śnia- decki, siła organiczna jest i musi być dla nas tajemnicą na zawsze, ani by nam wiadomość, gdybyśmy nawet kiedy do niej przyśli, wiele była przydatną. Do- syć jest dla nas poznać doskonale jej - 47 - skutki, jej stosunki do innych sił w gos- podarstwie organicznym działających lub działać mogących i prawa takiego działania". (Teorja J. O. t. I str. 174). Wszystkie ciała — w stosunku swym do istot żyjących mogą być podzielone na dwie grupy: z jednej strony mamy ciała koniecznie do życia potrzebne, z drugiej zaś ciała szkodliwe albo obo- jętne; pierwsze z tych ciał nazywa Śnia- decki ożywnemi albo odżywnemi, drugie zaś nieodżywnemi albo nieożywnemi. Ciała ożywne, albo materja ożywna zdol- ną jest do organizowania się pod wpły- wem siły organicznej, albo organizującej; odżywnością, więc albo ożywnością na- zywa Śniadecki zdolność do organizo- wania się, albo nawet dążenie do niego. Siła organiczna i ożywność dopełniają się więc wzajemnie i dopiero we współ- działaniu swym zdolnemi są do zrodze- nia i wytworzenia życia. W organizacji istot żyjących spostrze- gamy liczne i wielkie nieraz różnice i mamy mnóstwo rodzajów i gatunków zwierząt i istot, a nawet pomiędzy orga- nizmami do jednego rodzaju lub gatunku - 48 - należącemi, spostrzegamy zawsze różnicę, tak, że nigdy nie można znaleźć dwuch osobników zupełnie do siebie podobnych. Ponieważ materja sama przez się nie- zdolna jest do organizowania się, więc niepodobieństwem jest w niej szukać źródła różnic, jakie pomiędzy organiz- mami zachodzą, różnice te muszą pocho- dzić z różnic w samej sile organicznej. Śniadecki rozróżnia więc siłę organiczną: powszechną, rodzajową i indywidualną. Siła organiczna nie może być przez samą materję odnawiana, gdy raz działać przestanie i działanie więc jej musi być ciągłym i nieprzerwanym. Aby zaś cią- gle działać mogła, musi mieć zawsze materję, na którą działać, którą organi- zować by mogła. „Życie więc jest wypadkiem wzajem- nego działania materji odżywnej nieoży- wionej, lub nieorganizowanej na tęż ma- terję ożywioną i organizowaną. Jest włas- nością pierwiastków ożywczych i w nich tylko miejsce mieć może, a że pierwiast- ki te, dostając się w istoty organiczne, mocy właściwej im siły indywidualnej ulegają: w ciało już zwolna się zamie- - 49 - niają, wiec materja organizowane jeste- stwa ożywiająca, sama od nich organizo- waną zostaje, a Czynność, mająca naów- czas miejsce,jest z obydwóch stron wza- jemna. „I ponieważ życie każdego jestestwa w szczególności od nieprzerwanej czyn- ności siły organicznej i sił odżywiających zależy, a wypadkiem wzajemnej tej czyn- ności jest odżywianie organizowanej i organizowanie nowo wprowadzonej ma- terji, więc każde jestestwo żyjące orga- nizuje się bezprzestannie, a życie na od- żywianiu i ciągłym odżywiającej materji organizowaniu zależy". (Teorja J. O. t. I str. 39). Ciągłe organizowanie coraz to nowej materji odżywnej—przedstawia wszakże jedną dopiero stronę życiowego procesu: istoty żyjące nietylko przyjmują w siebie coraz to nową materję, ale i wyrzucają z siebie materję zużytą do dalszych prze- twarzań się nie nadającą. Nowa mate- rja odżywna wstępuje więc jedynie na miejsce przez tę zużytę materję opróżnio- ne. A więc „odżywiać — jest to razem dezorganizować, i ciała odżywiające ze- Jędrzej Śniadecki. 4 - 50 - wnętrzne nie inaczej nas odżywiają, jak tylko dążąc do rozrobienia nas i psucia. Życie indywidualne zależeć więc będzie na ciągłym organizowaniu nowo przyby- wającej i proporcjonalnym rozrabianiu swojej własnej materji". (Teorja J. O. t. I str. 49—51). Życie jest więc istotnie czymś w ro- dzaju płomienia, który trawi coraz to nowe materjały palne, pozostawiając ja- ko jedyne ich szczątki—popiół i pewne gazy; jest ono wirem, zachowującym wciąż jedną i tę samą formę, pomimo, że coraz to pewne cząstki wypadają zeń, a inne zastępują ich miejsce. „Indywidua inaczej własnego życia za- chować nie mogą, jak tylko przez ciągłą odmianę materji, z której się składają". (Teorja J. O. t. I str. 45). W innym zaś miejscu Śniadecki po- wiada: „Mając zatym wzgląd na to, że jedne pierwiastki odżywne bezprzestan- nie jestestwom organicznym przybywają, kiedy drugie w podobnym stosunku z nich odchodzą i uważając, że odżyw- ność jest własnością niektórych pier- wiastków, mocą której do organizowania - 51 - się i przywłaszczenia sobie siły organicz- nej dążą: wypada, że materja odżywna bezprzestannie przez jestestwa ożywione krąży, że te oddają ją sobie nawzajem jedne drugim, a zatym, że każde indywi- duum uważane być może za środek ta- kowego ruchu, którego natura i postać od siły indywidualnej zależy, nakoniec że ta postać w każdym szczególnym przy- padku taka będzie, jaką moc odżywności i indywidualny stan siły organicznej oznaczy". (Teorja t. I str. 51). Najogólniejsze więc pojęcie Śniadec- kiego o życiu polegało na tym, że jest to nieustanne powstawanie i rozkład ży- wej t. j. organizowanej materji. Sądził on, że żywa ta lub zorganizowana mate- rja—nie może być uważana za wytwór sił chemicznych, że mamy tu do czynie- nia nie z chemicznemi połączeniami lub związkami, ale z innym jakimś rodzajem połączenia materji, który jedynie przez działanie siły organicznej lub organizu- jącej wytworzonym być może. Na czym jednak działanie tej siły polega, wiedzieć nie jesteśmy w stanie, wiemy tylko, że - 52 - nie jest ono podobnym do działania sił chemicznych albo fizycznych. „Pomiędzy siłami chemicznemi i fizycz- nemi z jednej strony, a siłą organiczną z drugiej zachodzi nawet pewne przeci- wieństwo: siła organiczna przezwyciężyć musiała działanie sił pierwszego rodzaju, aby móc swobodnie potym kształtować materję odżywczą i łączyć ją w związki i połączenia, nie odpowiadające nieraz prawom rządzącym siłami chemicznego powinowactwa, lub siłami fizycznego świata. Rozkład materji organicznej po- legałby właśnie na tym, że siła organicz- na traciłaby nad nią swą władzę, a siły chemiczne i fizyczne jednocześnie wła- dzę tę by odzyskiwały. Organizacja i życie byłoby więc niejako gwałtem, spełnianym przez siłę organiczną nad si- łami martwego nieorganicznego świata". „Należy zatym, powiada Śniadecki, w każdym żyjącym jestestwie dwa nie- ustające nigdy procesa przypuścić, jeden organiczny, drugi chemiczny. Materja nowo przybyła, która aż do ostatecznego przyswojenia — jest wciąż nieustannym - 53 - procesów przedmiotem, zwolna się w ta- kim samym stosunku z pod praw che- micznych usuwa, w jakim władz i wrażeń organicznych doświadcza. Zatym pro- cesa organiczne będą te wszystkie, w któ- rych siły organizujące przemagają i gó- rę biorą: takiemi są np. trawienie pokar- mów, ich przerabianie w krew, wyrabia- nie z niej części stałych, sekrecje i t. p. Ale skoro materja przez procesa te przej- dzie i z pod władzy sił organicznych usuwać się zacznie, czynność powino- wactw w tym samym stosunku wszczynać się i odzywać musi, tak że chemicznemi procesami nazwiemy te, w których powi- nowactwa górę biorą. Takiemi najpryn- cypalniej będą wszystkie exkrecje czyli odchody. Lecz jako w procesach organicz- nych, mniej lub więcej jeszcze władz chemicznych trwać może, tak i w che- micznych—siła organiczna albo ustano- wione jej mocą związki — mogą mniej lub więcej jeszcze władz organicznych zatrzymać i dla tego od związków che- micznych materji całkiem martwej znacz- nie się różnić. (Teorja I str. 64)... A tak wszystkie istoty organiczne co do naj- - 54 - drobniejszych swoich cząstek są równie jak i każda inna materja w związku fi- zycznym, a co do pierwiastków składają- cych—w organicznym." „Tym zaś sposobem łatwo związek or- ganiczny od układu organicznego rozróż- nić można, stąd równie łatwo jest po- jąć, dla czego chemja, nie tylko organicz- nych istot, ale nawet ciał martwych, związek organiczny mających, tworzyć nie może, dla czego jestestwa żyjące je- dynemi są warsztatami, w których takowe wyrobienie miejsce mieć może". „Uważając tedy ciała naturalne zło- żone co do ich składu, mamy oczywiście dwa tegoż gatunki: to jest skład chemicz- ny i organiczny. A zatym chemja orga- niczna jako na innym oparta początku, powinna osobną całkiem od chemji ogól- nej stanowić naukę. (Teorja J. O. t. I str. 66). Widzimy, że centralnym ogniskowym punktem nauki Jędrzeja Śniadeckiego o życiu—jest przekonanie o odrębności zupełnej sił działających w żywym, orga- nicznym świecie—od tych sił, które dzia- łają w świecie nieorganicznym, a zatym - 55 - przekonanie, że życie nie może być wy- tworem sił fizycznych i chemicznych je- dynie. Jest więc Śniadecki witalistą, gdyż jego siła organiczna lub organizu- jąca—nie różni się w niczym prócz nazwy, od siły życiowej (vis vitalis), przez innych fizjologów, witalistami zwanych, przyjmo- wanej. Ażeby sobie zdać sprawę z tego po- glądu, należy zastanowić się przede- wszystkim nad pojęciem siły. Kiedy mówię, że parowóz ma siłę 17 koni, to chcę przez to powiedzieć, że jest on w stanie wprawiać w ruch ciężary, do poruszenia których potrzeba było wła- śnie takiej, a nie innej liczby koni. Po- dobnie, gdy mówię, że ten koń jest sil- niejszy 2 razy od czegoś drugiego i t. d. Wszędzie, gdzie mówimy o sile, mamy zawsze namyśli możność nastąpieni a pew- nych określonych skutków, przez wiel- kość których mierzy się i ocenia wiel- kość samej siły. Kiedy powiadam, że pewne dwie siły są zupełnie od siebie różne, to chcę przez to powiedzieć to tylko, że skutki przypisywane tym siłom powstają zawsze - 56 - przy różnych warunkach, i nigdy przy jednakowych warunkach miejsca mieć nie mogą. Siła jest więc zawsze tylko pewnym określonym lub określić się przy- najmniej przybliżenie dającym stosun- kiem pomiędzy dwoma lub wieloma zja- wiskami, tak, że gdy jedno z tych zjawisk lub pewna ich grupa Jest dana, to można się spodziewać nastąpienia drugiego zja- wiska lub drugiej grupy zjawisk i to w potędze do pewnego przynajmniej sto- pnia ilościowo określić się dającej. Nic ponadto w pojęciu siły, naukowo zrozumianym, zawierać się nie może. Bardzo łatwo wkrada tu się błąd wła- ściwy ludzkiemu rozumowi, wskutek któ- rego wszystko pojmuje i wyobraża sobie, przynajmniej do pewnego stopnia, podo- bnym do człowieka. Siła ma w naszym życiu inne jesz- cze znaczenie; kiedy podnosimy ka- mień, lub wogóle dokonywamy jakiej pracy, siła nasza może być oceniona na podstawie rozmiarów i wielkości spra- wionych przez nas skutków; jednocześ- nie jednak doznajemy pewnych uczuć, które nazywamy dążeniem,wysiłkiem i t.d. - 57 - Mimowolnie wyobrażamy sobie, że wszę- dzie, gdzie można zastosować wyraz „si- ła" ma miejsce coś podobnego do tych naszych stanów duchowych, że wszelka siła jest istotą podobną, do nas samych, działającą w taki mniej więcej sposób, jak my sami działamy. Widzimy, że u Śniadeckiego ożywność materji oznaczana bywa jako jej dążenie do organizacji, jego siła organiczna wal- czy i zmaga się z siłami chemicznemi tak. jak człowiek mocujący się z zapaś- nikami. W pewnym miejscu jego Teorji J. O. znajdujemy bardzo charakterystyczne zdanie dla zajmującej nas tu kwestji: „Nakoniec w stanie zupełnego zdro- wia naczynia ssące, albo raczej począt- kowe ich otwory zdają się nie przyjmo- wać w siebie jak tylko istoty takie, któ- re im nie są szkodliwe, podług tej samej własności organizacji, podług której zwierzęta czują wstręt do brania w usta i pożerania pokarmów niewłaściwych lub całkiem szkodliwych (która własność w całym świecie organicznym jest oczy- wista)... Taka musi być przyczyna, dla - 58 - której choroby zaraźliwe nie udzielają, się bez usposobienia, a to usposobienie zależeć musi na odmienianym czuciu, działaniu i zagładzonym, że tak rzekę, instynkcie naczyń ssących". (Teorja J. O. t. II str. 107). Widzimy więc, że Śniadecki nie był zbyt dalekim od przyznania naczyniom ssącym zdolności czucia, i wybierania na jego podstawie odpowiednich cząstek materji odżywczej, sądzę że w ten sam sposób przypisywał on mimo woli siłom przez się rożróżnianym — coś z isto- ty ludzkiej. Kiedy mówimy, że siła dzia- ła, jest to przenośnia i to przenośnia, którą bardzo ostrożnie posługiwać się należy; doświadczenie nie ukazuje nam nigdzie działania, ukazuje nam tylko następowanie pewnych faktów i stanów, po faktach i stanach je poprzedzających; pojęcie siły jest tylko znaczkiem, wyra- żającym stosunek takiej następczości. Kto o tym zapomina i widzi w sile jakąś tajemniczą istotę działającą i istniejącą niezależnie od faktów, ten łatwo może przy posługiwaniu się tym pojęciem — - 59 - popełnić liczne błędy i zajść na manow- ce nieuzasadnionych hipotez. Zdaje się, że witalizm Jędrzeja Śnia- deckiego był właściwie wynikiem braku takiego teorjopoznawczego wyjaśnienia pojęcia siły. Gdyby siły chemiczne i fi- zyczne nie wydawały mu się jakiemiś oddzielnemi i niezależnemi od faktów istotami, nie utrzymywałby on, że fakty życiowe nie mogą, być wynikiem tych sił, i że koniecznym jest przyjęcie ja- kiejś odrębnej siły organicznej. Twierdzenie to znaczyło właściwie: zjawiska życiowe w niczym nie są podo- bne do zjawisk fizycznych i chemicznych; uzasadnienie takiego twierdzenia wyma- gało wskazania różnic pomiędzy temi kategorjami zjawisk. Śniadecki jednak wyznawał, że nie je- steśmy w stanie poznać, na czym polega właściwie działanie tej przyjmowanej przez niego organizowanej siły, czyli że nie możemy poznać tych stanowczych i zasadniczych różnic; wobec tego ja- wnym jest, że twierdzenie Śniadeckiego o niemożliwości sprowadzenia zjawisk - 60 - życiowych do zjawisk chemicznych i fi- zycznych — było przedwczesne, że je- dynie uzasadnionym było twierdzenie, że sprowadzenie takie dotychczas się nie powiodło. Przyjmowanie zaś odrębnej siły organicznej było hipotezą zbyt po- śpieszną, i niedostatecznie umotywowaną. Do dziś dnia witalistyczny kierunek ma w biologji swoich zwolenników i obrońców: nauka nie jest w stanie wy- dawać dziś jeszcze w tej sprawie ostatecz- nego wyroku; zdaje się jednak, że wy- rok ten wypadnie na niekorzyść witalizmu. W ostatniej połowie XIX wieku po- znano nowe formy żyjące, w których ża- dna niemal organizacja nie istnieje, któ- re są tylko nieforemnemi okruchami ży- jącej materji: formy te, jak się zdaje przynajmniej, mogłyby powstać przy pe- wnych warunkach przez syntezę chemicz- ną pierwiastków nieorganicznych. Che- mji organicznej bowiem, wbrew przepo- wiedniom Jędrzeja Śniadeckiego, powio- dło się wytwarzanie w laboratorjach wie- lu substancji dotychczas jedynie przez organizmy wytwarzanych, i nikt nie jest - 61 - w stanie określić dalszych postępów na- uki tej w tym kierunku. Wytworzenie nawet czysto chemiczne- mi środkami bardzo pierwotnych istot żyjących nie jest bynajmniej niemożli- wym. Z pośród wielu różnych sprzecz- nych i krzyżujących się poglądów na ży- cie, coraz więcej podstaw nabiera zapa- trywanie, że podstawą życia jest bardzo złożony proces chemiczny, polegający na jednoczesnym rozkładaniu i wytwarza- niu jakiejś bardzo złożonej substancji organicznej. Pogląd ten wykazuje pewne podobień- stwo do zapatrywań samego Jędrzeja Śniadeckiego. Po usunięciu pojęcia siły organicznej, osnowa biologicznych poglą- dów autora „Teorji Jestestw Organicz- nych" sprowadzićby się dała właśnie do takiego pojmowania istoty życia. „Życie w materji ożywnej, — mówił Śniadecki,—jest w powszechności ciągłą przemianą formy, w danej formie ciągłą przemianą materji". Pod określeniem tym podpisał by się każdy biolog i każdy chemik. - 62 - b). Zasadnicza jedność życia pomimo różności form. Embrjologiczne poglądy Jędrzeja Śniadeckiego. Bardzo często można spotkać się ze zdaniem, że Jędrzej Śniadecki był je- dnym z poprzedników wielkiego refor- matora nauk biologicznych — Karola Darwina. Zdania takie należy zawsze przyjmować bardzo oględnie, gdyż jeste- śmy zazwyczaj zbyt skwapliwi w wy- szukiwaniu poprzedników wielkich ludzi. Osnową teorji Darwina jest rozwój całego świata organicznego z jakichś bardzo pierwotnych i prostych form ży- jących. Śniadecki, jak widzieliśmy, przy- puszcza, że cały świat organiczny ze wszystkiemi swojemi zasadniczemi for- mami został stworzony, że na ziemi od początku została stworzona taka sama liczba rodzajów i gatunków, jakie i dziś istnieją. Według Darwina istniejące gatunki i rodzaje powstały i rozwinęły się sto- pniowo z jakichś o wiele mniej licznych form pierwotnych, lub może nawet z je- - 63 - dnej jakiejś formy. Według Śniadeckiego, współczesne nam gatunki i rodzaje istnie- ją bez wszelkich zasadniczych zmian od swego stworzenia. Pod tym względem więc ci dwaj biologowie nie zgadzają się ze sobą w swych poglądach. Można jednak znaleźć u Śniadeckiego oddzielne myśli, pokrewne temu poglą- dowi na świat żyjący, jaki rozwinął się w naszych czasach na podstawie teorji Darwina. Śniadecki rozróżnia oprócz siły orga- nicznej, powszechnej i indywidualnej, jeszcze siłę organiczną rodzajową. Siły organiczne, ujawniające się w róż- nych rodzajach i gatunkach, muszą w myśl teorji Śniadeckiego różnić się pomiędzy sobą mniej więcej w ten sam sposób, jak same gatunki i rodzaje. Otóż różnicy tej nie uważa Śniadecki za bezwzględną. „Siła organiczna, powiada on, w róż- nych rodzajach i gatunkach jest ta sama, mocą się tylko różniąca. Skoro albo- wiem w całym ożywionym przyrodzeniu, jest ciągły postępek organizacji i jedne części wyrabiają się na inne, musi siła, - 64 - te ostatnie wyrabiająca, być mocniej- sza od pierwszej, która wyrobienia ta- kiego dalej posunąć nie mogła. (Teorja J. O. t. I str. 137—138). Siły więc organiczne rodzajowe nie są to, według Jędrzeja Śniadeckiego, jakieś zasadniczo pomiędzy sobą różniące się istoty, ale raczej różne potęgi, różne na- tężenia jednej i tej samej siły. „Natura nigdy w dziełach swoich nie skacze, mówi w innym miejscu Śniadec- ki, ale najnieznaczniejszemi stopniami z jednego do drugiego przechodzi, a my sprzeczamy się częstokroć o podziały, których ona nie zna, dla tego, że niedo- syć na tę wielką prawdę zwracamy uwagi". (Teorja J. O. t. II str. 38-39). W całym więc świecie organicznym niema zasadniczej różnicy pomiędzy działającemi w nim siłami; siły rodzajo- we, to właściwie jedna i ta sama siła, w różnej tylko wzięta potędze. Niema także zasadniczej różnicy i wma- terji zorganizowanej: „Gdyż materja od- żywcza przez nasze organizowane jestes- twa krążąca, pnie się stopniami i spo- sobi do tej doskonalszej organizacji, do - 65 - tych zadziwiających własności jakich ma nabyć w człowieku". (Teorja J. O. t. II str. 14). „W takowym zaś ogólnym i nieustan- nym materji odżywnej obrocie"—czyta- my w innym miejscu «Teorji Jestestw Organicznych»,—„formowanie się człon- ków organicznych jest porządnie następne i bytność jakichkolwiek następujących— suponuje koniecznie bytność też poprze- dzających, i tak porządnie aż do naj- pierwszych, tak, że gdyby jestestwa or- ganiczne całkiem zniszczone być mogły i rozpoczynać się na nowo miały, tedy musiałyby się koniecznie rozpocząć od najpierwszych wielkiego tego szeregu członków, po uformowaniu których na- stępowałyby tuż z nich powstające, i tak dalej—aż do ostatnich, z których by się znowu materja odżywna do bezkształtu, a z tego do pierwszych organizacji po- wszechnej początków zwrócić musiała. Taki jest w powszechności ożywionego świata układ. (Teorja J. O. t. I str. 139)... „Życie do swej istoty jednym tylko jest więc w całym ożywionym przyrodze- Jędrzej Śniadecki 5 - 66 - niu, lecz w różnych rodzajach i gatun- kach, różnym się sposobem objawia." Wszystkie te zdania brzmią najzupeł- niej ewolucjonistycznie t.j. wszystkie da- łyby się pogodzić z teorją, która widzi w różnych formach życia, jakie spostrze- gamy w organicznym świecie, jedynie różne stopnie rozwoju jednego zasadni- czego zjawiska. Pomimo to jednak Ję- drzej Śniadecki ewolucjonistą nie był, nie wierzył on bowiem, by jakikolwiek gatunek lub rodzaj powstał przez prze- kształcenie jakiegoś innego rodzaju,— a tym bardziej nie rozciągał poglądu te- go na wszystkie żyjące formy. W zdaniach powyżej przytoczonych dowodził on—nie rozwoju organicznego świata, ale jedności planu, jaka w nim panuje. Jedność ta świadczyła oczom Śniadeckiego o jedności myśli, w akcie stworzenia, który dał początek wszelkie- mu życiu na ziemi. Nie przeczę, że zdania te wyrwane z całego dzieła i rozpatrywane niezależ- nie od wszelkiego związku z całością, mogą być uważane za wyraz ewolucjo- nizmu, ale takie rozpatrywanie oddziel- - 67 - nych strzępków czyjejś myśli jest zawsze niezawodną drogą do jej niezrozumienia. Rzeczywista zgoda panuje natomiast pomiędzy poglądami Jędrzeja Śniadec- kiego na rozwój oddzielnych osobników i współczesnemi zapatrywaniami nauko- wemi na tę sprawę. Każdy osobnik, należący do któregoś z wyżej rozwiniętych gatunków roślin- nych lub zwierzęcych, dochodzi do tej postaci, jaka cechuje go w wieku dojrza- łym, drogą stopniowych zmian i prze- kształceń. Początkowy zarodek wszy- stkich organizmów jest zawsze niczym innym, jak tylką komórką t, j. mikro- skopijną bryłką żyjącej materji, proto- plazmy. Organizm rozwija się, dzięki rozmnażaniu się tej początkowej komór- ki przez podział, a następnie przez zmia- ny, jakie stopniowo zachodzą w komór- kach, dzięki temu rozmnażaniu się, po- wstających. Komórka bowiem jest naj- prostszym pierwiastkiem organicznym dotychczas znanym, a każdy organizm może być rozpatrywany jako państwo, jako rzeczpospolita wielu różnych współ- działających ze sobą i dopełniających się wzajemnie komórek. - 68 - Jędrzej Śniadecki nie przewidział te- go rozwoju teorji komórki, gdyż mówił, że „wszelka nauka o najprostszych cząst- kach organicznych—jest domysłowa i do- wolna". (Teorja t. II str. 19). Natomiast na sprawę rozwoju organi- zmu z zarodka, czyli rozwoju embrjonal- nego, — zapatrywał się nadzwyczajnie trzeźwo i trafnie. Powstanie tak wysoce złożonej istoty, jak człowiek, albo którekolwiek ze zwie- rząt wyższych, z zarodka, który jest do tych istot bezwzględnie niepodobnym, nastręcza wielkie trudności zrozumienia tego zadziwiającęgo procesu. Niepodo- bieństwem prawie wydaje się, aby w cią- gu tak krótkiego stosunkowo czasu mo- gły powstać i rozwinąć się wszystkie na- rządy tak nieskończenie złożone i róż- niące się pomiędzy sobą. Czyż istotnie jednak narządy te powstają, czy nie istnieją one raczej od początku w zarod- ku, zmniejszone tylko do nadzwyczajnie drobnych rozmiarów; czyż rozwój nie jest właściwie tylko wzrostem, t. j. zja- wiskiem o wiele bardziej zrozumiałym, gdyż powiększają, się jedynie podczas - 69 - niego części istniejące, a nie powstają zupełnie nowe. Fizjologowie, początkowo w ten wła- śnie sposób zapatrywali się na rozwój. Zarodek zwierzęcia lub człowieka jest już właściwie całkowitym człowiekiem lub zwierzęciem, któremu nie brak ża- dnej części, żadnego organu, a który od dojrzałego organizmu różni się jedynie przez swoje minjaturowe rozmiary. Za właściwy zarodek uważane było jajko samicy, zapłodnienie miało jedynie zna- czenie przebudzenia niejako zarodka i po- dniecenia go do szybkiego wzrostu. Je- żeli jednak zarodek był samicą, to po- między wszystkiemi narządami musiał mieć także zupełnie gotowe i części ro- dzajne, a więc zarodki swojego przyszłego potomstwa. Zarodki te musiały by zno- wu być całkowitemi zwierzętami, zmniej- szonemi w jeszcze bardziej niesłychany sposób: i te zarodki musiały zawierać w sobie zarodki jeszcze późniejszych po- koleń i tak bez końca. Każda samica w dniu stworzenia musiała zawierać w sobie powkładane jeden w drugi za- rodki wszystkich zwierząt swojego ga- - 70 - tunku, jakie kiedykolwiek żyć na świecie miały. Fizjologowie nie zrażali się temi kon- sekwencjami swoich poglądów i teorja ta znana pod nazwą preformacji lub ewolucji miała takich zwolenników jak Haller, Bonnet, Leibnitz i wielu innych. „Fizjologowie, powiada Śniadecki, ta- kowe umieszczenie wszystkich indywi- duów danego gatunku w pierwszych ro- dzicach tym sposobem pojmowali, że przypuszczali w jaju już uformowane no- we jestestwo, ale uśpione tak, że do obu- dzenia go z tego snu—nasienia męskiego było potrzeba. I ponieważ to jestestwo zamykało już w miniaturze wszystkie części, z których miało się składać, więc, jeżeli to była samica, zamykała i jaja, z których miały powstawać jej dzieci, te jaja zamykały znów tym samym po- rządkiem inne jestestwa i w nich jaje i tak następnie przez nieskończony sze- reg". (Teorja J. O. t. I str. 131). Pierwszym przyrodnikiem, który wy- stąpił przeciwko tej panującej wszech- władnie w nauce teorji preformacji — - 71 - był Kasper Wolff, który dowodził, że w rozwoju mamy do czynienia nie z uja- wnianiem się i wzrastaniem części zwie- rzęcych istniejących od początku, ale z rzetelnym powstawaniem, części zupeł- nie nowych, czyli z epigienezą, jak po- wstawanie to nazywał. O teorji ewolucji wyrażał się Wolff w ten sposób: „Należy zważać, że ewolucja jest fe- nomenem, stworzonym w istocie rzeczy przez Boga, przy samym początku świa- ta; fenomen ten został stworzony w sta- nie niewidzialnym, pozostawał niewi- dzialnym przez czas niejaki, a potym do- piero na jaw wystąpił. Widzimy więc, że każdy rozwój jest cudem, różniącym się od innych cudów przez to tylko, że Bóg dokonał go jeszcze przy stworzeniu i że pozostawał on czas pewien niewi- dzialnym, zanim się ujawnił. Wszystkie organizmy są więc prawdziwym cudem. Jakże cała ta teorja zmienia nasze po- jęcie o przyrodzie i ile piękna przyroda traci w skutek tego w naszych oczach. Dotychczas była ona czymś żywym, czymś, co własnemi siłami sprawiało - 72 - swe przekształcenie. Teraz jest to taka rzecz, która tylko pozornie przekształca się, a w istocie rzeczy pozostaje wciąż bez zmiany taką, jaką była stworzoną, i wyczerpuje się jedynie pomału. Da- wniej była to przyroda, która sama się niweczyła i tworzyła, sprawiając niezli- czone zmiany i wystawiając się z coraz to nowej strony. Teraz jest to martwa masa, z której odpada jedna część po dru- giej, aż wreszcie wyczerpie się całko- wicie". Poglądy Wolffa podzielał najzupełniej Jędrzej Śniadecki. Wprawdzie ogłosił on swoje dzieło w 40 lat po ukazaniu się pracy niemieckiego uczonego, ale i w czasach Śniadeckiego zapatrywania się Wolffa nie były jeszcze bynajmniej ogólnie przyjętemi przez uczonych. „Każda roślina, zwierz każdy, czło- wiek rozpoczynają się w szczupłej bar- dzo materji cząstce, w jednym niemal atomie, w jednej kropli płynu, w której raz rozpoczęty bieg życia idzie swoim porządkiem coraz dalej, wyrabiając, roz- poczynając i rozwijając coraz nowe soki i narzędzia, dopóki nareszcie do osta- - 73 - tniego kresu i doskonałości wzrostu swe- go nie dojdzie, gdzie mało albo całkiem się nie mogąc w własnym rozpościerać obrębie, zwraca zwolna do swego począt- ku i w podobne pierwszym, z których się rozpoczął, atomy przelać się usiłuje. W upłodnionym jaju, gdzie żadne nie jest uformowane narzędzie, ale tylko w przyzwoicie wyrobionej i przygotowa- nej materji umieszczona siła indywi- dualna, potrzebne naprzód jest wolne ciepło dla podniecenia i utrzymania pierwszej czynności tej siły, która skoro się rozpocznie, rozpoczęty jest bieg ży- cia, i wyrabia się naprzód materja w jaju zamknięta; po wyrobieniu której musi ciągle być poddawana inna, ażeby raz roz- poczęte odmiany, życie indywidualne sta- nowiące, nie ustawały. Wyrobienie róż- nych soków, części narzędzi—idzie kolej- no i postępuje porządnie, a w całym tym pięknym szeregu jedna czynność orga- niczna usługuje drugiej, i jest pierwszym do niej przygotowaniem i wstępem. Ma- terja wyrobiona w jednych narzędziach przechodzi do innych: przenosi w nie ży- cie pierwszych, a sama dalej się wyrabia - 74 - i przeistacza; z tych przechodzi do na- stępnych, dopóki względem całej machi- ny zupełnie odżywności nie straci i za jej granicę wyrzuconą nie będzie". „Życie zatym indywidualne równie jak i powszechne, uważane względem materji, jest ciągłą, przemianą formy, względem indywiduum ciągłą przemia- ną materji. W takowym składzie rze- czy, wszystkie razem części w równym doskonałości stopniu wykształcić się i uformować nie mogą, ale zwolna tylko i nieznacznie, jedne prowadzą do dru- gich, będąc pierwszym, że tak rzekę, ich początkiem. Każdy postępek organiza- cji odmienia jej względem otaczającego świata stosunek, przez co odmieniają się fenomena i stosunki życia". (Teorja J. O. t. I str. 137—139) *). *). E. Häckel i Fritz Müller spostrzegli, że po- między rozwojem każdego osobnika w zarodku, a rozwojem gatunku, do którego osobnik ten nale- ży, istnieje pewna równoległość. Historja rozwo- ju osobnika jest jakby skróconym powtórzeniem historji rozwoju gatunku. Spostrzeżenia te po- służyły za podstawę dla zasadniczego prawa bio- gienetycznego. Lubo Jędrzej Śniadecki nie uzna- - 75 - Dalej nieco znajdujemy w «Teorji Jes- testw Organicznych» następujące pięk- ne słowa: „Lecz jako w pięknym tym szeregu jest termin pierwszy i najmniejszy, przez którego wzrost i przybytek powstają, na- stępnie inne, tak niezmiennym w całym układzie świata natury prawem, musi być i najwyższy, na którym cały ten po- stępek wzrostu, doskonałości i organiza- cji wstrzymuje się i którego przestąpić nie może. Na ten czas każde w szczegól- ności narzędzie, każda część a zatym i cała machina doszły granic wzrostu i doskonałości swojej. Tych zaś raz do- szedszy, ponieważ wzrastać dalej i do- skonalić się nie mogą, więc albo wiecz- nie w tym samym stanie pozostać, albo wał prawdziwego rozwoju rodzajowego, można jednakże odnaleźć u niego jakby przeczucie tych spostrzeżeń, które później zostały uogólnione w po- wyżej wspomniane prawo biogienetyczne: «Lecz co się dzieje w ogromnej całego świata machinie,— pisze Śniadecki na str. 137, I tomu «Teorji Jes- testw Organicznych» toż samo tym samym porząd- kiem i podług tychże praw odbywa się i w każdej pojedyńczej budowie». - 76 - chylić się do upadku muszą. Pozostać zaś w tym samym stanie nie mogą, po- nieważ przyczyny życia i wzrostu działać nigdy nie przestają i procesa organiczne utrzymują nieprzerwanie, które doskona- lić się więcej i wzrastać nie mogąc, co raz się bardziej zmniejszać stygnąć i na- reszcie całkiem wygasnąć muszą". (Te- orja J. O. t. I str. 140). Śniadecki uważał za zasadnicze prawo przyjętej przez siebie siły organicznej albo organizującej to, że natężenie tej siły pozostaje zawsze w stosunku wprost odwrotnym do masy materji, na którą oddziaływa. Natężenie, więc jest najwięk- szym, gdy siła organiczna działa na mi- kroskopijny, niedostrzegalny zarodek; zmniejsza się—w miarę wzrastania orga- nizmu, a gdy wzrost dosięgnie pewnych rozmiarów siła organiczna przestaje wy- starczać do utrzymania organizmu na tym poziomie rozwoju, którego dosię- gnął; stopniowe więc rozprzęganie się, a wreszcie śmierć—stają się koniecznemi. Śniadecki widział w śmierci wynik działania tej samej zasady, która rządzi całym rozwojem organicznym; śmierć - 77 - jest więc tylko ostatecznym ogniwem te- go rozwoju, jego naturalnym i logicznym wynikiem. I co do tego punktu zgadza się on z biologami ostatnich czasów, Max Ver- worn naprzykład w swojej „Fizjologii ogólnej" wypowiada zupełnie podobne poglądy na śmierć. -Każde życie indywidualne, powiada Śniadecki, jako ma swój początek, swój termin najmniejszy (minimum), tak ma i swoją największość (maximum), którąby południem życia nazwać można, a którą raz przeszedszy, zniżać się podobnym porządkiem, jakim wprzód wzrastało, aż do ostatniego swego kresu musi. I po- nieważ samo południe krótkiej bardzo, owszem w najściślejszym znaczeniu mo- mentalnej tylko jest trwałości, zatym ca- łe to życie bez błędu na dwie części roz- dzielić można, to jest: na część wzrostu, przybytku i doskonalenia się organiza- cji, i na część jej schyłku, psucia i powol- nego zbliżania się do upadku. Czyli króciej i dokładniej mówiąc: na część po- stępującej organizacji i na część postę- pującej dezorganizacji. A że wyżej po- - 78 - kazaliśmy, iż wszystkie procesy orga- niczne od wywierania się sił organizują- cych i ich nad siłami przeciworganiczne- mi przewagi, równie jak przewaga pro- cesów dezorganizacyjnych od przewagi powinowactw chemicznych—zależą; więc wypada, iż jako w pierwszej życia poło- wie ciągle siły organiczne górują, i ca- łemu życiu dają kierunek, tak w drugiej połowie zwolna słabieją, a tym sposobem powinowactwom coraz większy wstęp da- ją, dopóki nakoniec całkiem ich nie ustą- pią przemocy, a tym samym wszystkich procesów organicznych i życia nie skoń- czą. Taki jest przyrodzony bieg każde- go szczególnego życia, taki naturalny jego koniec, który częstokroć gwałto- wnie i obce przyczyny przyśpieszyć mo- gą." (Teorja J. O. tom I str. 141—142). Obydwie połowy życia są sobie za- zwyczaj równe, przyśpieszać więc bieg życia, żyć silnym natężeniem życia — jest to tylko szybszym krokiem zdążać do mogiły. „Ktoby miał wzgląd na samo tylko przedłużenie życia, powinien się starać - 79 - używać go jak najskromniej, owszem tłumić je i opóźniać, ile tylko ze zdro- wiem zgodzić się może. Krótko mówiąc, kto udzielony sobie przy rozpoczęciu swojego jestestwa zadatek życia najle- piej i najrozsądniej oszczędza, kto unika tego wszystkiego, co przyśpieszać przy- rodzony bieg życia może, nakoniec—kto chce się poświęcić pewnemu stopniowi niedołężności tak fizycznej, jako i mo- ralnej, ten zdrowo jakkolwiek i długo żyć może. Bo taki jest, niestety! smu- tny przyrodzenia wyrok, iż nie możemy przedłużyć pozwolonego sobie bytu na ziemi, tylko z niesławą, poniżeniem i wy- rzeczeniem się najprzyjemniejszych w ży- ciu społecznym uczuć. Kto zaś chce wydoskonalać władze swoje do najwyż- szego stopnia, jaki przyjąć natura ludzka jest zdolna; kto chce okazać się w całej godności człowieka, ten nie mogąc tego dopiąć inaczej, jak przez natężoną czyn- ność tak ciała, jako i umysłu, powinien się wyrzec długiego życia. Życie takowe sprawiedliwie porównane być może do jasno gorejącej pochodni, która daleko wokoło siebie światło i ciepło rozsiewa. - 80 - ale razem prędko się wypala i trawi; kie- dy człowiek, poświęcony spokojnej czyn- ności, podobny jest do słabo tlejącej lub popiołem przyduszonej głowni, która ża- rzy się wprawdzie, ale od nikogo niedo- strzeżona—ni grzeje, ni świeci. A ponie- waż narody potrzebują obywateli czyn- nych i społeczeństwa, w którym żyją użytecznie, prawa przepisujące sposób wychowania i życia powinny zawsze mieć na widoku doskonalenie wszystkich władz człowieka, ile być może, bo powinny po- święcać dobru publicznemu niepotrzebny przeciąg nic nie znaczącego i nikczem- nego tycia ». „Dusze bohaterskie, mówi Giordano Bruno, tym się różnią od ciem i motyli, że dążą do światła z zupełną świadomoś- cią, że zostaną przez nie spalone". Śniadecki należał do rzędu dusz wła- śnie tego rodzaju; życie samo przez się było dlań nikczemnym i nieznaczącym, dopiero użytek z życia tego zrobiony czy- nił je czymś;jedynie życie w pełnym roz- woju wszystkich sił godnym było, aby je przeżył taki jak on człowiek. W dziszejszych czasach, gdy hasło - 81 - „życie za wszelką cenę" i „szczęście za wszelką cenę" szerzą się coraz bardziej, stanowiąc podstawę zarówno mieszczań- skich ideałów, jak i socjalizmu, który przeciwko ideałom tym pozornie wystę- puje, godnemi przypomnienia są słowa takiego jak Śniadecki człowieka „życie samo przez się jest nikczemne i nic nie znaczy". Ze słów tych bije duma, cecha nieza- wodna dusz szlachetnie urodzonych; od- najdujemy w nich wszakże i drugą cechę tych dusz—smutek. Pisarze tego rodza- ju, jak Śniadecki, nie lubią spowiedzi pu- blicznych, ukradkiem tylko i pomimowoli ukazują nam oni czasami wnętrze swojej duszy—z rzadkiej takiej sposobności sko- rzystać powinniśmy skwapliwie, aby w duszę tę, choć jedno rzucić spojrzenie. «Teorja Jestestw Organicznych» za- wiera także w sobie wykład ogólnych zasad fizjologji człowieka. W zastosowaniu do wielu pojedyn- czych zagadnień, w rozpatrzeniu czyn- ności niektórych poszczególnych narzą- dów, — poglądy Śniadeckiego niejedno- krotnie są już dziś przestarzałe. Stresz- Jędrzej Śniadecki. 6 - 82 - czanie ich i prostowanie tutaj nie miało- by celu, musiałoby bowiem zamienić się w całkowity wykład fizjologji. Zasługu- je natomiast na przypomnienie ogólna zasada fizjologji Śniadeckiego—„istota życia i jego zasadniczy proces jednakowemi są we wszystkich narządach" i polegają na organizowa- niu się i rozkładaniu żywej materji; to zaś, że jeden i ten sam proces w różnych narządach w rozmaity sposób się obja- wia i ukazuje się w nerwach jako czu- cie, a w żołądku jako trawienie, to przy- pisać należy różnej budowie tych narzą- dów i różnicom, jakie zachodzą w samej materji organicznej, w skład narządów tych wchodzącej. Zasadniczą zaletą «Teorji Jestestw Organicznych» jest jak widzieliśmy, jej charakter wysoce filozoficzny; stara się w niej podać Śniadecki najogólniejsze zasady nauki o życiu i jego zjawiskach. Treści tej odpowiada sam wykład ścis- ły, przejrzysty i jasny, a więc odznacza- jący się wszystkim tym, co stanowi istotę logicznego piękna, jakim odzna- czać się powinno każde dobrze napisane - 83 - naukowe dzieło. «Teorja Jestestw Or- ganicznych» Śniadeckiego godna jest za- jąć pod tym względem miejsce obok «Pochodzenia gatunków» Darwina i dzieł Helmholtza; stanowi ona być może naj- cenniejszy wkład myśli polskiej do ogól- nego rozwoju filozoficzno naukowego Europy XIX wieku. III. Filozoficzne poglądy Jędrzeja Śniadeckiego. Oprócz wykładu ogólnych zasad biologji i fizjologji «Teorja Jestestw Organicz- nych» zawiera w sobie zarys poglądów psychologicznych Jędrzeja Śniadeckiego. Zarys ten łącznie z niektóremi innemi jego dziełami pozwala nam wyrobić so- bie pewne przekonanie o zajmowanym przez niego filozoficznym stanowisku. „Życie i wszystkie jego fenomena, są procesem organicznym, zależącym na or- ganizowaniu się i rozrabianiu materji odżywnej, objętym pewnym rodzajem jej ruchu, więc i czucie, powiada Śnia- decki, nie może być czym innym, jak tylko pewnym rodzajem, pewnym sposo- bem wyrobienia i rozrobienia nerwowe- go, a mianowicie pewnym rodzajem ru- - 85 - chu materji nerwowej, zależącym na jej odnowie, ponieważ w niej tylko ma miej- sce. Czyli, króciej mówiąc, czucie jest fe- nomenem życia i organizacji w nerwach. Życie w ogólności jest ustawicznym or- ganizowaniem się i odnową materji, więc czucie jest odnową czyli wyrobienieniem i rozrobieniem materji nerwowej". (Te- orja J. O. t. III str. 10). „Każde więc szczególne uczucie i po- znanie, nic innego nie jest,— czytamy nieco dalej,— jak szczególnym i właści wym wyrabianiem się i rozrabianiem miazgi nerwowej, które na czym zale- ży—nie wiadomo i wiedzieć niepodobna. A im przez większą liczbę wrażeń ze- wnętrznych nerwy nasze wyrabiają się i rozrabiają, tym więcej mamy uczuć czyli wyobrażeń". (Teorja J. O. t. I str. 15). Jeszcze dalej spotykamy następujące wyrażenie „działanie woli na mięsa (dziś powiedzielibyśmy mięśnie) musi być po- łączone z przelaniem i przerabianiem we włókno miazgi nerwowej". Gdybyśmy napotkali gdzieś oddziel- nie wypisane takie zdania, orzeklibyśmy - 86 - bez wahania, że pisarz, z pod pióra któ- rego one wyszły, jest materjalistą; zdaje się bowiem nie pojmować, że czucie, wola, wyobrażenie i t. p. są zjawiskami niewspółwymiernemi wprost z jakimi- kolwiek zjawiskami cielesnemi,— i utoż- samia procesy, zachodzące w układzie nerwowym z odpowiadającemi tym pro- cesom stanami świadomości. Nazwać Ję- drzeja Śniadeckiego materjalistą—było- by to nie zrozumieć całkowicie jego po- glądów filozoficznych, o wiele głębszych od materjalizmu. Poglądy te doszły do nas w formie oddzielnych tylko ustępów, należących do różnych prac, i wszędzie traktowanemi są tak dalece szkicowo, że nieraz do- myślać się wprost ich trzeba. Przy odtwarzaniu poglądów tego ro- dzaju, o ile traktuje się je dorywczo, a nie pisze się o nich obszernego i wy- czerpującego studjum, łatwo bardzo po- pełnić jest błędy. Uważam wszakże, że wybierając z dwojga złego, lepiej jest zobaczyć w poglądach rozbieranego au- tora zbyt wiele, niż zbyt mało. Dlatego też wszystkie wątpliwości jakie nasuwały - 87 - mi się przy pisaniu niniejszego rozdziału rozstrzygałem zawsze na korzyść Ję- drzeja Śniadeckiego. Czytelnik, któremu takie postawienie tej sprawy nie trafi do przekonania po- winien brać wszystkie wywody następne z rozwagą. Podstawową, zasadą wszelkiego ma- terjalizmu jest to, że jesteśmy w stanie poznać zupełnie dokładnie samą istotę rzeczy, że niema w całym istnieniu nic takiego, co by z natury samych naszych zdolności poznawczych — musiało pozo- stać dla nas na zawsze nieznanym i nie- zrozumiałym. Istotnie, jeżeli wszystko jest materją i ruchem, jak twierdzą materjaliści, to wszystko jest dla nas zrozumiałym i po- znawalnym przynajmniej w zasadzie; mo- gą pozostać niewytłómaczonemi pewne oddzielne zjawiska i fakty, ale z materja- listycznego punktu widzenia, wyjaśnie- nie ich będzie zawsze jedynie sprawą czasu. Jędrzej Śniadecki zaś inaczej zapatry- wał się na tę sprawę poznawalności świata. - 88 - „Chcieć zgłębić pierwszy początek wszyskich sił, pierwsze, że tak rzekę na- tchnienie materji, a zatym pierwsze źró- dło wszystkich odmian fizycznego świata jest niepodobna, bo w rzeczech fizycz- nych wolno rozumować tylko na podsta- wie pewnych postrzeżeń i bardzo pros- tych doświadczeń, a na takowe twier- dzenie żadnego doświadczenia mieć nie możemy,—bo pierwsze przyczyny rzeczy muszą dla nas zostać nieprzeniknioną tajemnicą na zawsze". (Teorja J. O. t. II str. 23). Wszelkie doświadczenie zresztą mo- żliwym jest jedynie za pośrednictwem naszych czuć i wyobrażeń zmysłowych, z natury zaś tych ostatnich wypływa, że nie jesteśmy nigdy w stanie poznać, co mianowicie stanowi istotę przedmio- tów przez nas spostrzeganych. Wziąwszy doświadczenie pod rozbiór, powiada Jędrzej Śniadecki w swojej mo- wie «o niepewności zdań i nauk na doś- wiadczeniu tylko fundowanych» jeżeli je uważam teoretycznie tylko, wszakże doświadczać jest to tylko czuć, czyli od- bierać impresje od objektów za pomocą - 89 - zmysłów; czucie jest to wypadek z akcji objektu czucie sprawiającego na zmysły, czyli czułość naszą. Takowy tedy wy- padek będąc złożonym nie może nigdy być w stosunku prostym objektu, ale w stosunku złożonym, objektu i czułości, skąd wypada, że nigdy «nie będziemy czuć i pojmować rzeczy tak, jak w istocie swo- jej egzystują, ale tak jak nam egzysten- cję ich czułość nasza wystawia». A w «Teorji Jestestw Organicznych» czytamy: „Pokazuje się, że wyobrażenia, będąc pewnym rodzajem czynności nerwowej, są w każdym przypadku działaniem wy- padkowym z siły organicznej nerwowej i sił, mocą których ciała działają na nią, a zatym że nie wyrażają przedmiotu, któ- ry je rodzi, ale jego do niej stosunek. Stąd «Berkelej sprawiedliwie rozumiał, że nasze żadne wyobrażenie nie jest po- dobne do przedmiotu, który je rodzi». (Teorja J. O. t III str. 29). Ponieważ zaś cała nasza wiedza o przedmiotach zewnętrznych składa się z doświadczeń, nic więc o istocie tych przedmiotów wiedzieć nie jesteśmy w sta- - 90 - nie: nie wiemy więc, czym są same w so- bie zjawiska życiowe, i sprowadzając do tych zjawisk myśl i czucie nie stajemy się przez to materjalistami, nie przesą- dzamy bowiem, czy właśnie myśl ta nie jest tą tajemniczą istotą, która ukazuje się naszym zmysłom pod postacią zmian, w układzie nerwowym. „Jeżeli nie pojmujemy jak czucie i myślenie odbywa się w mózgu, to czyż pojmujemy lepiej jak odbywa się w duszy?" „Czucie i myśli, tak jak inne zadzi- wiające fenomena życia—są objawieniem działania siły organicznej, a mózg jest organem, w którym się pod zadziwiającą postacią myśli okazuje i rozwija; my na- wet sami jesteśmy tylko punktem, w któ- rym przywiedziona do największości roz- wija się, rozpościera, rodzi wszystkie niepojęte fenomena życia, jedne po dru- gich i nareszcie gaśnie" (Teorja J. O. t. III str. 63). Myśl więc jest objawem siły organicz- nej, podobnie jak życie całe i związane z nim fakty. Czym zaś jest sama w so- bie ta siła? Nie wiemy i wiedzieć nie - 91 - jesteśmy w stanie, Myśl więc, życie i wogóle wszystko, co doświadczalnie poznajemy, jest tylko zjawiskiem, poza którym ukrywa się coś nieznanego i nie- poznawalnego (w danym razie siła orga- niczna), słowem,—poza całym światem doświadczenia, do którego należą zarów- no zjawiska myśli i czucia, jak i zjawis- ka materjalne, rozciąga się niepozna- walne, rzecz sama w sobie—mówiąc języ- kiem Kanta. Myśl Jędrzeja Śniadeckiego zdaje się stykać istotnie i zlewać w wielu punktach z myślą autora «Krytyki czystego rozu- mu», który również głosił niepoznawal- ność rzeczy samych w sobie i zależność wyobrażeń naszych i czuć od naszej or- ganizacji umysłowej. Jędrzej Śniadecki przyswoił sobie i in- ne wyniki kantowskiej filozofji, te mia- nowicie, których nigdy nie ocenił należy- cie brat jego, Jan. Centralnym zagadnieniem kantowskiej krytyki było zagadnienie przedmiotowej pewności; wszelkie doświadczenie może dać nam pewność jedynie względną; na takiej pewności niepodobieństwem jest - 92 - oprzeć nic, coby miało ogólnie obowią- zujące dla wszystkich znaczenie, bez ta- kich zaś ogólnie obowiązujących zasad, niepodobna zbudować nauki. Odpowiedź znalazł Kant właśnie w tej samej zale- żności wyobrażeń naszych od naszej or- ganizacji, która czyni nas niezdolnemi do poznawania rzeczy samych w sobie. Wszystkie wyobrażenia zależą od na- szej organizacji umysłowej. Gdyby więc w organizacji tej udało się wykryć pier- wiastki wspólne wszystkim umysłom ludz- kim, to w pierwiastkach tych znaleźli- byśmy podstawę przedmiotowej pewno- ści; pewnym i ogólnie obowiązującym by- łoby w wiedzy naszej to, co byłoby uwa- runkowanym przez właściwości wspólne wszystkim umysłom, gdyż nikt nie mógł- by doświadczać, myśleć właściwościom tym nie podlegając, a więc wbrew zasa- dom z nich wypływającym. «Nie wszyst- kie prawdy— powiada Jędrzej Śniadec- ki, których umysł człowieka dochodzi, biorą początek z doświadczenia, ale naj- częściej pierwszy grunt ich położony jest, tak rzekę, w nas samych i w czuciu na- szym; a taka jest największa część prawd - 93 - matematycznych, wielka część najpięk- niejszych prawd moralnych i wszystkie niemal fundamentalne prawdy, na któ- rych się zasadzają nauki». (Mowa o nie- pewności i t. d. Dzieła t. III str. 262). Zdanie to Jędrzeja Śniadeckiego mo- że uchodzić za zwięzłe ale dokładne streszczenie całej Kantowskiej krytyki filozoficznej i jeżeli do wszystkiego, com powiedział, dołączę jeszcze to, że Śnia- decki nazywał Kanta „jednym z najpierw- szych filozofów, który głęboką, «Krytyką czystego rozumu» zasłużył sobie na nie- śmiertelną u uczonych sławę, to wyda się dość uzasadnionym twierdzeniem że autor «Teorji Jestestw Organicznych» w filozoficznych swoich zapatrywaniach stał na stanowisku filozofji krytycznej Imanuela Kanta, i że powinien być uwa- żanym za najwybitniejszego w Polsce fi- lozofji tej przedstawiciela *). *) Cały ten wywód może być uważany za słusz- ny wtedy tylko, jeśli się uzna, że Jędrzej Śniadec- ki był zawsze myślicielem konsekwentnym, t. j. że różne myśli tworzyły w jego głowie harmonij- nie powiązaną całość, a nie zaś żyły obok siebie pomimo wszystkich zachodzących pomiędzy niemi - 94 - Tu miejsce także wspomnieć o poglą- dach Jędrzeja Śniadeckiego na religje; są one trochę niejasne i mogłyby po- służyć za bardzo ciekawy przedmiot ba- dan. «W Teorji Jestestw Organicznych» i innych pismach — Jędrzej Śniadecki wypowiada niejednokrotnie podziw swój dla mądrości Stwórcy świata co do prze- dziwnego porządku i ładu. W «Teo- rji Jestestw Organicznych» znajdujemy wszakże i taki ustęp: „Najpierwszy, najczystszy i najzba- wienniejszy środek, który pierwiastkowe barbarzyństwo ludów łagodzi i w pew- sprzeczności, co zdarza się nieraz nawet u myśli- cieli bardzo wybitnych. W tym ostatnim wypad- ku zamiast z Kantem należało by porównać Śnia- deckiego raczej z Cabanisem. A. Lange mówi, że materjalizm w logicznym swym rozwoju doprowa- dza do sensualizmu i idealizmu, pod idealizmem pojmował zaś on krytycyzm kantowski. Bywają myśliciele, u których wszystkie stadja tego rozwo- ju występują w umyśle jednocześnie, i którzy nie dochodzą nigdy do wyrównania wszystkich sprzecz- ności pomiędzy stanowiskami temi zachodzącemi. Tak rzeczy miały się z Cabanisem i tak miały się one ze Śniadeckim, jeżeli nie był on konsekwent- nym i zdecydowanym, choć bardzo skrytym w wy- rażaniu swoich poglądów Kantystą. - 95 - nych zamyka obrębach, jest religja któ- ra jest czynnością nerwową wystawują- cą człowiekowi wielkość i niepojętość Boga, jego sprawiedliwość, surowość i zarazem dobroć, zapalającą umysły na- dzieją przyszłego życia, oraz i bojaźnią o jego utratę. Ona uczy miłości brater- skiej bliźniego, zapala imaginacje wiel- kiemi i wspaniałemi obrazami i tym spo- sobem prowadzi do poezji i wymowy, a przez nie zwolna do nauk i kunsztów; ona łagodzi dzikość i okrucieństwo na- rodów wojennych; utrzymując nerwy w czynności, osładza przykre prace rol- nika i robi go jestestwem myślącym, sło- wem jest najważniejszą sprężyną cywili- zacji i towarzyskiego porządku. Ona jest całym i niczym niezrównanym szczę- ściem i błogosławieństwem prostoty." „Dwie są zasady towarzyskiego związ- ku i szczęścia", dodaje Śniadecki w przy- pisku, „to jest religja i rząd." Ten osta- tni, jakikolwiek on jest, zawsze jest na pożytek możnych, kiedy religja jest cał- kiem na pociechę słabych i nieszczęśli- wych. Tymczasem byli w teraźniej- szych wiekach uczeni tak lekkomyślni i nierozsądni, iż się starali osłabić wiarę - 96 - ludu, nie uważając, iż to jest jedyne jego szczęście. Taka klasa uczonych warta jest powszechnej pogardy." Ustęp ten świadczy, że Jędrzej Śnia- decki dokładnie i dobrze pojmował zapo- znawane tak często społeczne znaczenie religji, nie przemawia jednak zbyt ko- rzystnie o religijności jego samego. Re- ligja podług niego jest czynnością ner- wową, dotyczy więc jej to, co ustanowił dla innych takich czynności, a mianowi- cie, że związane z niemi wyobrażenia nie są podobne do swoich przedmiotów, wy- obrażeniem więc i pojęciem religijnym nie odpowiadałaby taka rzeczywistość, w jaką każą nam wierzyć, i wiara była- by w myśl tego poglądu błędem przy- najmniej w części, w każdym razie nie wyrażałaby bezwzględnej prawdy. Przy ocenie zresztą poglądów religij- nych, ludzie, którzy tak jak Jędrzej Śnia- decki widzieli jedyne dobro i szczęście ludu w wierze, trzeba być bardzo ostroż- nym, gdyż są oni zawsze skłonnymi do postępowania w myśl słów Gallianiego: „gdybym miał pełną rękę prawd, zamknął bym ją co prędzej." IV. Poglądy społeczne Jędrzeja Śniadeckiego. Śniadecki jako lekarz. Już z przytoczonego przeze mnie po- wyżej ustępu o religji—można było wy- wnioskować, że Jędrzej Śniadecki nie zapatrywał się na życie społeczne w spo- sób zbyt idylliczny. Rząd jakimkolwiek by był, jest jego zdaniem zawsze na usługi możnych, a słabym i nieszczęśli- wym pozostaje jako jedyna pociecha — religja. Społeczeństwo nietylko nie jest do- skonałym w czasach obecnych, ale nigdy nim nie było i nigdy zapewne nim się nie stanie. „Gdyby nie było historji, powiada Śniadecki, ludzie nie wiedzieliby, że się przed dwoma lub trzema tysiącami lat Jędrzej Śniadecki. 7 - 98 - tak oszukiwali, zabijali, rabowali, łupili, okradali, jak teraz, że siebie zawsze mieli za oświeconych, a resztę ludzi za barbarzyńców." (Dzieła t. IV str. 29). W słowach tych mamy zupełne za- przeczenie postępu: ludzkość nie dosko- nali się z biegiem czasu, pozostaje ona zawsze jedną i tą samą t. j. zawsze skła- da się po większej części z barbarzyń- ców nieokrzesanych, ciemnych i rozko- chanych w sobie. Cywilizacja jest na- wet właściwie zwyrodnieniem, które jej stale towarzyszy, aż wreszcie zabija ją i niszczy. „Historja rodzaju ludzkiego, acz bar- dzo niedawna i niedokładna—nic więcej nam nie pokazuje, jak tylko ludy i pań- stwa, wychodzące z pierwiastkowego barbarzyństwa i dzikości, pnące się sto- pniami do samego szczytu wykształcenia, światła i poloru, a potym powracające znowu stopniami do pierwszego nie- kształtu i dzikości." (Teorja J. O. t. II str. 17). „Wszystkie umiejętności przekonywają nas zgodnie, że tylko przyrodzenie jest doskonałe," powiada na innym miejscu - 99 - Śniadecki,—a zatym człowiek, jego część najpiękniejsza, musiał takim wyjść z je- go łona, albo raczej z rąk jego Stwórcy. Takim być musi, dopóki tylko żyje i Jego rządzi się prawami. Ale w towarzystwie, kształcony ludzkiem staraniem i przepi- sami ludzkiemi rządzony, oddawna takim być przestał. Ludzie, jakich znamy w te- raźniejszej społeczności, są istoty sztu- czne, tak przekształcone i wyrodne, że zaledwie zachowały organiczną postać pierwiastkowego człowieka. Jesteśmy tym—względem pierwszych ludzi, czym pielęgnowane w ogrodach, donicach lub cieplicach kwiaty, względem tych samych, dziko rosnących. Botanicy nazywają je ozdobnemi potworami; my się ludźmi wypolerowanemi zowiemy." (Dzieła t. I str. 97). Wydaje się, że czytamy ustęp z Emila Jana Jakóba Rousseau; i istotnie, wpływ tego myśliciela jest u Jędrzeja Śniadec- kiego bardzo widoczny. Życie społeczne wydaje się Śniadeckiemu, jak i autorowi « Umowy społecznej,» nie przyrodzonym stanem człowieka, ale wytworem sztucz- nym i to wytworem niedoskonałym z ko- - 100 - nieczności. Pogląd jego na społeczeń- stwo dałby się sprowadzić do tego mniej więcej, że jest ono złem koniecznym." „Jabym rozumiał,—powiada Śniadec- ki,—że przyrodzenie w utworzeniu czło- wieka—nie miało względu na jego życie towarzyskie, ale go wydało dla siebie, dla niego samego i dla własnego jego szczęścia. Lecz skoro wszedł w związki społeczne i poddał się pod prawa towa- rzyskie przez wybór, potrzebę lub konie- czność, już się tym samym zrzekł owej pierwiastkowej doskonałości, już odstą- pił cząstkę owego szczęścia, jakie Naj- wyższy wszech rzeczy autor przeznaczył dla niego." (Dzieła t. I str. 93). Życie społeczne rozmaitemi drogami i sposobami prowadzi człowieka do wy- rodnienia, już to przez zbyt natężoną i gorączkową czynność układu nerwowe- go, to znowu przez wojny, które pozba- wiają narody ich najzdrowszych i najsil- niejszych obywateli. Miasta wreszcie, których rozwój towarzyszy stale postępom i wzmaganiom się cywilizacji, stwarzają jak najniezdrowsze warunki życia, zaró- - 101 - wno pod względem cielesnym jak i mo- ralnym. „Patrzenie się ustawiczne na nędzę i upodlenie ostatnie, obok zbytku, pom- py i rozpusty, zatwardza powoli na to serca jestestw nam podobnych. Byli i są, tacy, którym się zdaje, iż w miastach jest początek wszelkiego zepsucia i szkoła obyczajów najgorszych; najszczęśliwsze- mi i najlepszemi są, może być te kraje, które nie znają miast lub mają ich bar- dzo mało." (Dzieła t. VI str. 26). Czyż wobec tego praca nad postępem nauki i szerzeniem oświaty jest rzeczy- wiście działalnością pożyteczną, czy istot- nie pożytecznemi członkami społeczeń- stwa są uczeni i wogóle jakie znaczenie mają klasy oświecone? „Niekoniecznie ja jestem przyjacielem podziałów, ale mi się zdaje, iżby ludzi na dwie klasy rozdzielić można: to jest na takich, którzy pracą swoją rozmnaża- ją płody ziemskie, i na takich, co nic nie rozmnażając, smaczno pożywają te pło- dy. Fruges consumere nati" *), a dalej dodaje z ostrą ironją— „Gdyby nas np. *) Zrodzeni tylko do pożywania. - 102 - wszystkich mieszkańców miejskich razem uważać w masie, pytam się—do jakiej na- leżymy klasy? Jabym podług lichego zdania mego odpowiedział: żeśmy wszyscy światli ludzie—Fruges consumere nati." (Dzieła t. VI str. 21—22). Słowa te świadczą, że Jędrzej Śniadec- ki miał chwile, w których wątpił, czy ca- ła działalność jego, czy cała praca jego życia jest pożyteczną, czy nie jest raczej omyłką, a on sam czy nie jest w takim razie tylko zjadaczem owoców cudzej pra- cy, nie przysparzającym im nic osobiście. Michał Baliński powiada, że Jędrzej Śniadecki był człowiekiem bardzo weso- łego usposobienia; być może, że lubił on żartować i śmiać się w towarzystwie; przestudjowanie wszakże dzieł jego do- prowadza do przekonania, że w głębi du- szy swej był on człowiekiem smutnym, ale i dumnym zarazem, a więc smutku swego nie rad był okazywać ludziom. „Każde dziecko, powiada Śniadecki w swoim dziełku «O wychowaniu fizycz- nym»—wyjście swoje na świat płaczem oznacza; i to jest pierwszy znak życia i cierpienia razem. Samo przyrodzenie - 103 - zdaje się nas ostrzegać iż jedno i drugie są nierozdzielne i mają sobie towarzy- szyć na zawsze. Jakoż odtąd nędzne to stworzenie, ten nowy obywatel świata jest w mocy losu, którego się staje igrzy- skiem; odtąd zaczyna spełniać przezna- czenie swoje, które jest cierpieć i nie- kiedy cierpienie to krótkiemi momentami szczęścia przeplatać." (Dzieła, tom I str. 133). Gdyby Schopenhauer, który lubił tak niezmiernie cytaty, znał dzieła Śniadec- kiego, byłby niewątpliwie ustęp ten przy- toczył, tak dokładnie odpowiada on ogól- nemu poglądowi na życie filozofa pesy- mizmu. „Cierpienie i nędza ludzkiego istnie- nia wzrastają niepomiernie przez to jesz- cze, że ludzie zaniedbują zasadniczego warunku znośnego życia—zdrowia. Zda- je się, powiada Śniadecki, jakobyśmy rzetelny świat mieli za nic, i tworzyli so- bie jeszcze na ziemi jakiś gatunek życia dusznego, przez co ani tego nie dostępu- jemy, ani nie używamy tamtego. Pra- gnąc utworzyć sobie raj umysłowy, od- kopujemy źródło niedołężności, udręcze- - 104 - nia, tysiącznych cierpień cielesnych i tworzymy sobie na ziemi rzetelny czyś- ciec, jeżeli nie piekło." (Dzieła t. I str. 105). „Lekceważymy powszechnie najbar- dziej istotne warunki naszego życia, uważając poglądy moralne i wiedzę za jedynie godne naszej uwagi czynniki spo- łecznego rozwoju i życia; nie spostrzega- my, że same one są skutkami wielu wa- runków i okoliczności nierównie skrom- niejszych, takich jak pokarm, klimat i t. p. W «Teorji Jestestw Organicznych» Jędrzeja Śniadeckiego znajdujemy wiele przyczynków do teorji, objaśniających rozwój kultury ludzkiej i różnice jakie w rozwoju tym u różnych ludów zacho- dzą, przez działanie takich właśnie czy- sto przyrodniczych czynników. Tak np. powiada on: „W ogólności narody, karmiące się samemi rybami lub samem mięsem, wy- dają te wszystkie postępki i skłonności, które oznaczają przyśpieszony bieg ży- cia: są srogie, dzikie, porywcze, a do na- paści, rozboju i okrucieństwa skłonne; - 105 - lubią polowanie i rząd republikański, unikają rolnictwa i mocnej pracy. Prze- ciwnie, te, które tylko roślinami się kar mią, są łagodne, bojaźliwe, skromne, po- bożne, lubią, żeby nad niemi panowano. Dla tego przepisanie w religjach i pra- wodawstwie umartwień i postów, zabro- nienie zwierzyny i świniny Izraelitom, tych samych mięs i wina — mahometa- nom, dziwnie są dobrze wyrachowane na utrzymanie ich w podległości. Stąd w krajach gorących, w temperamentach żywych, w osobach do gniewu, zapału i uniesienia się skłonnych, należy się trzymać pokarmów roślinnych delikat- nych; zaś w powolnych, w literatach, osobach wiele siedzących, w rzemieśl- nikach, nieporuszenie przywiązanych do swego warsztatu i t. p. należy ich uni- kać. Szczęśliwe zmieszanie jednych z dru- giemi, rodzi umiarkowanie i najszczęśli- wsze usposobienie tak narodów, jak i osób. I stąd to po większej części po- chodzi wygórowanie Europejczyków nad mieszkańcami innych częcśi świata. Upowszechnienie religji Chrystusa, któ- ra żadnego w szczczególności nie broni - 106 - pokarmu, ale szczęśliwie przeplata dni postne z mięsnemi, złączone z umiarko- wanym klimatem, poprowadziło do roz- sądnych rządów i rozsądnych praw, do ucywilizowania i zrobienia mniej okrut- nemi samych nawet wojen. Kunszta i nauki dążą codziennie do upowszech- nienia i utwierdzenia tego szczęścia lu- dów na zawsze." (Teorja J. O. t. II str. 92—94). W trzecim zaś tomie tego dzieła roz- wodzi się Jędrzej Śniadecki dość obszer- nie nad wpływem klimatu na charakter cywilizacji narodów. „Klimat, stanowiąc zwyczajną temperaturę zewnętrzną, dłu- gość i moc zimy, naturę pokarmów i na- poju, musi koniecznie wpływać na kon- stytucję fizyczną, charakter, gienjusz i obyczaje narodów." „I ta jest jedna z przyczyn, dla któ- rych widzimy tak wielką pomiędzy naro- dami, w rozmaitych częściach ziemi osia- dłemi—różnicę, Me wchodząc w dro- bniejsze szczegóły, w ogólności miesz- kańcy krajów gorących unikają pracy i mocnych poruszeń ciała, które ich tru- dzą, rozpalają i przez zbyteczne wycień- - 107 - czają poty. Żyjąc oprócz tego, w kra- jach obfitych i żyznych, ciężka praca staje się dla nich niepotrzebną. Dla go- rącej zaś temperatury, w której się cią- gle znajdują, dla korzennych, mocnych i rozpalających pokarmów, jakich używa- ją, znajdują się statecznie w przyśpie- szonym biegu życia, dla którego prędzej dojrzewają, rodzą, starzeją i giną. Nie- czynność robi ich zniewieściałemi, mięk- kiemi, słabemi, dając znaczną przewagę systematowi nerwowemu, który dla przy- śpieszonego biegu życia i nieczynności mocno się wyrabia, nie rozrabiając się w takim samym stosunku; i dla tej przy- czyny wszyscy są nadto czuli, unoszący się, rozkochani i zazdrośni. Niedosta- teczne rozrobienie systematu nerwowego przez pracę i poruszenie ciała, nagra- dzają czynnością i gwałtownemi poru- szeniami umysłu. Stąd imaginacja ich zawsze zapalona, czynna, stąd wszystkie najmocniejsze namiętności, duma, wynio- słość i ambicja, stąd uniesienia się wszel- kiego rodzaju, zapał i fanatyzm." „Dla tego mieszkańcy krajów gorą- cych byli pierwsi twórcami poezji i sekt - 108 - religijnych, stąd w nich owo niezliczone mnóstwo męczenników, każdej sekcie właściwych, stąd owa przenośna, nadęta i przesadzona mowa, dla narodów spo- kojnych i rozsądnych tak niesmaczna." „Przeciwnie, mieszkańcy krajów zim- nych, muszą znaczne straty ciepła zwie- rzęcego nagradzać szybkim i mocnym wyrobieniem krwi arterjalnej i przy- śpieszeniem jej obrotu; dla tego przymu- szeni są być w ustawicznym ruchu i pracy." „Oprócz tego, klimat w którym mie- szkają, jest mniej urodzajny, lata krótkie; w tym krótkim czasie muszą sobie przy- sposabiać żywność, pomieszkanie i ochro- nę na długą i przykrą zimę, i dla tego muszą się znajdować w bezprzestannym ruchu i pracy, a zatym, ciągle wzmacniać i doskonalić muskuły, któremi celują." „Stąd narody niezbyt północne są sil- ne, pracowite i odważne, gdyż odwaga rodzi się z czucia własnej siły, i dla te- go narody te były zawsze najezdnicze i wojenne, dla tego widzimy w historji, jak hordami zalewały i podbijały ludy na lepszej ziemi osiadłe." - 109 - „W krajach zimnych, wyrobienie zwie- rzęce jeszcze i z tego względu może być większe, iż narody te myśliwe i rybołów- cze, karmią się po większej części zwie- rzyną i rybami, a niektóre chleba nawet nie znają. Stąd ciepło wewnętrzne mo- cne, stąd rumianość i czerstwość tych lu- dów; a tym samym czynność płuc i ar- terji daleko większa, a przez to i pręd- sze dojrzewanie i rozrabianie się tych systematów, i większa skłonność do krwotoków, do chorób z zapalenia, a mia- nowicie do chorób piersiowych." „Przewaga systematu mięsnego nie pozwala bujać systematowi nerwowe- mu, dla tego w narodach północnych mało poetów i wiersze ich więcej mają zdania i mocy, a mniej imaginacji i za- pału. Stąd narody północne, dające naj- mocniejszych żołnierzy, nie dały nam ni- gdy sekt religijnych i męczenników; stąd ich wojny były niemal zawsze o chleb i domy, a nigdy o wiarę." (Teorja J. O. t. III str. 106—110). Na dzieje ludzkie i życie społeczne spoglądał Jędrzej Śniadecki okiem fizjo- loga i higienisty, sądził, że prawdziwe - 110 - postępy i zmiany w usposobieniu i uzdol- nieniu społeczeństw dadzą się osiągnąć jedynie za pośrednictwem takich czyn- ników, jak wychowanie cielesne, pokar- my i t. d. „Każda społeczność powinna chodo- wać i układać ludzi podług swoich po- trzeb i celu do którego dąży, a zatym po winna wychowanie młodzieży opisać też prawami. Ludy starożytne i prawdziwie mądrzy ich prawodawcy na to mieli naj- większą uwagę, a wychowanie samo zaj- mowało najznaczniejszą część ich ustaw. Dla tego też w starożytnej tylko historji widzimy narody i narodowość prawdzi- wą, a teraz zaś mamy wiele państw, ale mało narodów." (Dzieła t. I str. 99). Społeczeństwo, jakwidzieliśmy,było dla Śniadeckiego złem koniecznym; z chwilą jednak gdy zło to istniało przyznawał on społeczeństwu, nieograniczoną władzę nad jednostkami: społeczeństwo mogło jednostki te formować i przekształcać stosownie do swoich celów. Popełniał Jędrzej Śniadecki tę samą niekonsekwencję, co i Jan Jakób Rous- seau, który również oskarżał społeczeń- - 111 - stwo o znieprawienie i zwyrodnienie na- tury ludzkiej, a pomimo to w „Umowie społecznej" przyznawał im wschechwładz- two bezwzględne i traktował je niemal jako właściciela wszystkich jednostek. Myśl, że w pewnym zakresie, jednostka jest sama tylko swoim panem, przez ża- dną władzę kierowaną być nie może, była zdaje się obcą tak Jędrzejowi Śnia- deckiemu, jak i autorowi Emila. Widzieliśmy że poglądy społeczne Śniadeckiego zależały pod wieloma wzglę- damy od jego lekarskiego doświadcze- nia i wiedzy; z drugiej strony w medycy- nie dostrzegał on działanie społecznych czynników. „Trzy są—powiada Śniadecki—wielkie źródła chorób: nędza, zbytek i próżnia- ctwo, oczywiście te same, co i moralnego ludzi zepsucia." Dr. Judym, bohater powieści Żerom- skiego « Ludzie Bezdomni» wywołuje zdu- mienie na zebraniu złożonym z lekarzy, przez żądanie swoje, aby lekarze praco- wali nad poprawą stosunków społecz- nych, które są źródłem przeważającej liczby chorób, — mógłby on powołać się - 112 - na Jędrzeja Śniadeckiego, jako wyznaw- cę tego samego poglądu. W bardziej szczegółowy rozbiór dzia- łalności lekarskiej Jędrzeja Śniadeckie- go i pism jego z tej gałęzi wiedzy wchodzić nie mogę, przechodziło by to bowiem zarówno granice mojej kompe- tencji, jak i zakres niniejszego dziełka. V. „O fizycznym wychowaniu dzieci." We wstępie do dzieła swego, zatytu- łowanego w ten sposób, wyjaśnia Jędrzej Śniadecki znaczenie fizycznego wycho- wania. „Filozofowie, samą moralnością zajęci, nie ciało, ale umysł ludzki kształcili. Jedni albowiem starali się wydać powa- żnych mędrców, inni—rządców państw lub znakomitych urzędników; jedni—oby- wateli ułożonych podług myśli i potrze- by rządu, inni—dobrych naczelników fa- milji, a zatym ojców, mężów i synów przykładnych. Ja o ukształceniu tylko zdrowego człowieka mówić zamyślam, bez względu na jego stan i towarzyskie znaczenie." (Dzieła t. I str. 94). „Chodować zaś dziecię we względzie fizycznym, powiada on dalej, albo lekar- Jędrzej Śniadecki. 8 - 114 - skim, jest to je tak pielęgnować i tak prowadzić, ażeby nie tylko życie i zdro- wie od wszelkiego uchronić szwanku, ale nadto to ostatnie tak zabiezpieczyć i utwierdzić, aby przez to dobry byt i szczęście człowieka na całe życie zape- wnić. Mówię śmiało—szczęście człowieka— bo ktokolwiek zna dobrze opłakane sto- sunki tej sceny, którą życiem towarzy- skiem zowiemy, ten zgodzi się ze mną, iż całe szczęście jest w mocnym zdrowiu, zdrowiu takim, któreby ciężkie brzemię cierpień, dolegliwości i trosk udźwignąć i znieść bez uszczerbku mogło, któreby cały ogrom walki z namiętnościami po- dobnych sobie jestestw wytrzymać po- trafiło do końca." (Dzieła t. I str. 101). Pierwszym warunkiem wszakże dobre- go wychowania jest poznanie natury dziecka, które ma być wychowanym, nie można bowiem ustanawiać ogólnych za- sad wychowania, które by do wszystkich dzieci, niezależnie od różnic pomiędzy niemi zachodzących, stosować się dały. „Człowiek,—powiada Śniadecki,—nie jest to na jedną i zawsze tę samą formę - 115 - odlany posąg, ale jestestwo, które się nieograniczenie odmienia. Natura bo- wiem w rozmaitości się kocha, w niej wydaje swoją moc, mądrość i wielkość; a okrywszy rodzajem ludzkim całą ziemi powierzchnię, nieskończenie się w tym rodzaju odmienia, rozmaici, stroi i prze- kształca. Nie jeden więc, ale wiele ma doskonałości wzorów, których my nawet objąć wszystkich nie możemy." (Dzieła t. I str. 99). Przy wychowaniu dziecka powinno się więc zawsze wybrać taki „wzór doskona- łości" jaki odpowiada usposobieniu tego dziecka i jego uzdolnieniom. Zasada ta stosuje się nietylko do wy- chowania fizycznego, ale do wychowania wogóle, a w wychowaniu moralnym i umy- słowym szczególniej napotykamy częste przeciw niej wykroczenia. Szaleniec tyl- ko mógłby usiłować wyhodować płonkę gruszy w ten sposób, aby z niej wyro- sła śliwka, a jednak w postępowaniu za- wodowych i niezawodowych pedagogów, nie o wiele mniejsze potworności napo- tykamy na każdym kroku. Natura i usposobienie dziecka zależą - 116 - w bardzo wysokim stopniu od tego, kim byli jego rodzice. „Doświadczenie codzienne i historja nas uczy, powiada Śniadecki, że przy- mioty rozumu i serca tak są niewątpli- wie dziedziczne, jak przymioty i wady organiczne ciała. Bo widzimy często- kroć najgorszych ludzi z pomiędzy tych, którzy najlepszą otrzymali edukację, — i niekiedy najpiękniejsze przymioty w owych, którzy najgorsze mieli przed oczyma przykłady; bo nakoniec wszyst- kie morały pisane i opowiadane od tylu wieków—tak mało naprawiły ludzi, iż spo- łeczność rozwiązać by się niewątpliwie musiała, gdyby na kilka dni samym so- bie bez rządu, praw i kar surowych zo- stawieni byli." (Dzieła t. II str. 83). Wobec dziedziczności cech zarówno fizycznych jak i duchowych nadzwyczaj- nie ważną rzeczą staje się dobieranie małżeństw, za pomocą nich bowiem najskuteczniej można wpłynąć na chara- kter i właściwości przyszłych pokoleń. Jędrzej Śniadecki uważa miłość za nienajgorszą stosunkowo przewodniczkę i w tej sprawie, i w rozpowszechnieniu - 117 - małżeństw bez miłości, dla majątku je- dynie zawieranych, upatruje jedną z przy czyn zwyrodnienia współczesnej sobie ludzkości. „W połączeniu pomiędzy sobą płci obojej, powiada Śniadecki, jeden tylko przyrodzenie ma zamiar, to jest: wydanie zdrowego i licznego potomstwa; a do te- go celu prowadzi upodobaniem zobopól- nym, i wzajemną miłością. Doświad- czenie dawno przekonało nawet lud pro- sty, że tylko prawdziwe i gorące uniesie- nie, tylko mocny zapał miłosny, dosko- nałe wydaje potomstwo. Tymczasem ko- jarząc małżeństwa w teraźniejszej spo- łeczności, a mianowicie w wyższych i ozdobniejszych stanach, na zobopólne przywiązanie żadnego nie mamy względu. W domach nawet miernego majątku i znaczenia, duma, łakomstwo, próżność i chciwość zastępuje prawdziwe uniesie- nie i stanowi naszą miłość. Starożyt- ność wyprowadzała ją z łona wód mor- skich, najczystszą i nagą. Gdyby u nas, podług upodobania i chęci naszych ro- dzić się miała, wywiedlibyśmy ją z nała- dowanych śpichrzów i stodół, lub ze zło- - 118 - tych gór, obciążoną djamentami i szkar- łatem odzianą. (Dzieła t. I str. 115). Oprócz tej ogólnej wskazówki udziela następnie Jędrzej Śniadecki i wskazówek bardziej szczegółowych; odradza zawie- ranie małżeństw pomiędzy krewnemi, szczególnie blizkiemi i osobami, w rodzi- nach których panują jakieś dziedziczne choroby, jak skrofuły, suchoty, wielka choroba, choroby umysłowe; te ostatnie uważa on nawet za najważniejszą prze- szkodę do wstąpienia w związek małżeń- ski. „Zdaje się bowiem—powiada on, że czas, sposób życia i mieszanie rodu z oso- bami zdrowemi daleko łatwiej mogą po- prawić inne organa, jak głowę, do czego- bym policzył i tak nazwane wady serca, srogość, chciwość, wyniosłość, okrucień- stwo i sknerstwo." (Dzieła t. I str, 120). Dalej oznacza Sniadecki wiek najod- powiedniejszy dla zawierania małżeństw: dla kobiet oznacza on za taki wiek rok dwudziesty pierwszy, a dla mężczyzn — trzydziesty, dowodzi konieczności roz- wodów i zakazania małżeństw kobietom i mężczyznom w wieku, w którym pło- dnemi już być nie mogą. - 119 - Drugi rozdział swojej pracy poświęca Śniadecki uwagom o zachowaniu się ko- biet brzemiennych. „Skoro na zdrowie płodu bezpośrednio działać nie podobna, powiada on, całe staranie na tym się kończyć powinno, aby utrzymać moc i dobry byt matki." Zaleca kobietom brzemiennym zacho- wanie tego samego trybu życia, do ja- kiego przywykły, i unikanie tylko zbyt- niego wzruszenia, zmęczenia i t. p. „Surowy i na wszystko baczny prawo- dawca, powiada Śniadecki, winien jest prawem obostrzyć należyte względy dla matron brzemiennych. Obrażenia ich lub zniewaga, powinna być publicznym występkiem. Owszem prawami by dla nich przepisać potrzeba sposób życia, zatrudnienia i zabawy," (Dzieła t. I str. 127). W następnym rozdziale udziela Śnia- decki wyjaśnień co do pierwszych zabie- gów i starań, jakich wymaga dziecko za- raz po urodzeniu się, i gorąco zaleca matkom, aby karmiły swe dzieci ze wzglę- du już nie na nie, ale na własne swe zdrowie. - 120 - „Młode matki najwięcej po połogach cierpią od mleka, które bywa w nich przy- czyną nie tylko ciężkich, ale częstokroć i śmiertelnych chorób. Nie mogą sobie więc lepiej doradzić, jak karmiąc przez kilka niedziel przynajmniej, jeżeli nie przez kilka miesięcy." (Dzieła t. I str. 141-2). Karmić dzieci radzi Śniadecki co naj- mniej rok, a słabowite i wątłe lub dzie- dzicznemi chorobami obciążone—dłużej, a choćby nawet dwa lata. Nie radzi tak- że zbytnio rozpieszczać dzieci i do zbyt wielkich przyzwyczajać je wygód. „Dzieci narażone od urodzenia na nie- wygodę, ostrość powietrza niedostatek i inne nieuchronne ludzkie cierpienia, nic nie cierpią, bo rozumieją, że tak być powinno. Owszem, widząc że ci, z które- mi żyją, cierpią to samo,—znoszą wszyst- ko bez żalu i smutku. Ale wypieszczone, wychuchane i wycackane niedołęgi, kiedy się w dalszym życiu, choć na chwilę z wygodami i z pieszczotą rozstać mu- szą, są najnieszczęśliwsze i prawdziwie godne politowania istoty. Bo nie tylko cierpią rzetelne męczeństwo, ale i cho- - 121 - rować co moment od najmniejszej nie- wygody muszą. Wy więc zaślepione, wy nieprzeparte matki i babki, które dziatki miękko i piskliwie chowacie, słu- chajcie i drżyjcie! wy gotujecie dzieciom waszym prawdziwe piekło doczesne, wy Belzebubami na ich udręczenie stosowa- nemi jesteście. Człowiek jest igrzyskiem losu; los ten jest zawsze dziwaczny, a na nieszczęście zawsze potężny; — ten go tylko pokonać może, kto nim gardzić umie; kto ma tyle mocy ciała i umysłu, iż wszystkie jego pociski wytrzyma; kto ma tyle tęgości, iż się nigdy nie ugnie." (Dzieła t. I str. 150—151). W następnym rozdziale, rozwijając swe rady co do rozsądnego hartowania dzieci, Śniadecki zaleca, aby pozostawio- no im możliwie wiele samodzielności przy uczeniu się chodzenia i przyzwycza- janiu się do niego. Do siódmego roku życia wszystkie usiłowania wychowawców powinny być zwrócone na fizyczny roz- wój i wzmocnienie dzieci, o żadnej «na- uce» nie może być mowy. „O cóż wam idzie, zagorzali obrabia- cze władz umysłowych i rozkrzewiciele - 122 - światła, — pyta się on, — wszak wiek, który ja całkiem wychowaniu fizycznemu poświęcam, jeszcze nie jest dla was; gdyż albo jeszcze nie ma żadnych władz, tak nazwanych umysłowych, albo ma za- ledwie poczynające się i słabe. Chcecież je więc w samym zarodzie zniszczyć i udusić? Chcecież zażywać i do pracy zaprzęgać umysł, który dopiero ma po- wstać!" (Dzieła t. I str. 186). Nieco wyżej zaś w tym samym tonie czytamy: „Nikt chodzić bez nóg ani działać bez rąk nie zdoła. Od zupełnego i dokład- nego rozwinięcia się władz umysłowych zależy cała nasza doskonałość, najistot- niej wprawdzie fizyczna, ale po części i moralna. A przeto, co tylko tamuje, osłabia, opóźnia lub z przyrodzonego to- ru sprowadza wzrost i organizację, to wszystko szkodzi nie tylko zdrowiu i wła- dzom fizycznym, ale nawet władzom umysłu i serca. Prawa powszechne or- ganizacji i życia są w całym przyrodze- niu jedne i te same; najlepiej się ich więc nauczyć można na istotach pro- stych i samej zostawionych naturze, - 123 - a dostrzeżone dopiero w nich prawdy do innych jestestw stosować. Kto chce sprawiedliwe powziąć wyobrażenie jak wiele umiejętność i ręka ludzka do wy- doskonalenia jestestw organizowanych dopomaga, niechaj porówna rośliny i zwierzęta domowe z takiemi samemi żyjącymi w stanie dzikim i przy zupełnej swobodzie, — a przekona się natych- miast, że, gdzie tylko człowiek chciał poprawić naturę, wszędzie ją zeszpecił, osłabił, zepsuł; słowem wszędzie dziwo- lągi potworzył. Natura wydała organi- czne istoty, z których człowiek przedrze- źniając je, wciąż robi straszydła." (Dzie- ła t. I str. 185). W dalszym ciągu swego dzieła Śnia- decki powstaje niejednokrotnie przeciw- ko przeciążaniu dzieci pracą umysłową. „Gdyby kto ośmioletniemu chłopczy- nie narzucił ciężar, który zaledwo doro- sły i silny mężczyzna dźwignąć potrafi, wszyscy by go za szalonego okrzyknęli. Ale mądrym jest, uczonym i bardzo światłym człowiekiem, jeżeli obciąża nad siły głowę tego nieszczęśliwego, i tylko co rodzące się siły targa lub - 124 - niszczy. Takich mędrców płacimy drogo i często sprowadzamy zdaleka." (Dzieła t. I str. 195). „Chciałbym — powiada nieco wyżej Śniadecki—aby żadne dziecko nie znało stołków i ławek, na których je osadzają nieporuszenie bakałarze nieludzcy i na- uczyciele najemni. Chciałbym, żeby dzie- ci zawsze były w ruchu i pracy, żeby nie miały innego odpoczynku, oprócz snu i czasu używania pokarmów, żeby umysł ich zabawami się tylko zajmował. A kiedyż,odpowiedząmi, uczyć się będą? „Naówczas, kiedy się należycie umo- cnią, kiedy się nauka prawdziwie przyj- mować i pożyteczną być zacznie, kiedy się do niej prawdziwa znajdzie ochota." „Dzieci, chociaż mają największą, cie- kawość i ubiegają się skwapliwie za każ- dą nowością, wszelako pokazują do na- uki wstręt i odrazę dlatego, że im ją wystawujemy jako rzecz narzuconą, do której gwałtem i z wielkim natężeniem umysłu zasiąść potrzeba. Korzystając więc z przestrogi przyrodzenia, jaką nam w owym wstręcie podaje, nie należy ich do takich rzeczy przymuszać, których - 125 - nie cierpią. Narzucona albowiem i gwał- tem wymuszona nauka, tak niepożyte- czną będzie, jak pokarm i napój nie tylko bez głodu i pragnienia, ale przy wyraźnej odrazie gwałtem wepchany w gardło lub wlany." „Ciekawością, tylko i ponętą, zabawy, starsze już dzieci, to jest te, które po- wtórnych dostały ząbków, nieznacznie do nauki wabić potrzeba; ale i ta nauka nie powinna przerywać, że tak powiem, swobodnej rozpusty; bo tę swobodę dzie- cinnego życia nazywają rozpustą powa- żni szkolnicy"... „Lecz czegóż, powie mi kto, można dziecięcia, nie ucząc, nauczyć? bo na to wychodzi mniemane uczenie go przez same zabawy. Bardzo wiele, odpowiem,—ale my tej walnej i najpotrzebniejszej nauki za naukę nie mamy dla tego, że jej naby- wamy sami przez się, bez mozołu, bez książek i bez bakałarzy; dla tego, że z wychowania i wpojonego w nas przez nie sposobu myślenia, nie mamy za na- ukę tego, co nam przychodzi łatwo, bez przymusu i bez nauczyciela, któryby nam stał nad karkiem." - 126 - „Trzeba, żeby się dzieci uczyły, igra- jąc i swawoląc, a do nas należy takie im poddawać zabawki, takiemi je tylko rze- czami zajmować, w takie miejsce napro- wadzać, gdzie się mogą nauczyć, czego żądamy. Wrodzona ciekawość sprawi, że nam o każdej rzeczy tysiąc zrobią zapytań, a my nauczycielami prawdzi- wemi będziemy, jeżeli na zapytania owe tak zręcznie potrafimy odpowiedzieć, ażeby się dzieci rzetelnie uczyły." Kończę, gdyż mógłbym całą książkę Śniadeckiego w7 ten sposób przepisać. Uważam pracę tę za najważniejszy i do- tychczas niedościgniony przez nikogo utwór naszej literatury pedagogicznej; gdybym był w możności zrobienia tego, co chcę, wydrukowałbym to dzieło w ta- kiej liczbie egzemplarzy, ile jest ro- dzin umiejących czytać, i gdyby tylko zasady Śniadeckiego przyjęły się w ca- łym naszym społeczeństwie, to nie wąt- pię, że w następnym już pokoleniu uja- wniłyby się skutki, przechodzące naj- śmielsze nadzieje. W literaturze europejskiej tylko to, - 127 - co Herbert Spencer o wychowaniu napisał, może być postawione w jednym szeregu z książką Jędrzeja Śniadeckiego *). *) Streszczenie tego dzieła znajduje się w od- dzielnym tomiku „Książek dla Wszystkich" p. t. „Wychowanie fizyczne". VI. Satyryczne pisma Jędrzeja Śniadeckiego. Wyobraźmy sobie teraz takiego jak Jędrzej Śniadecki człowieka — w oto- czeniu współczesnego mu społeczeństwa polskiego, a spostrzeżemy z łatwością, jak wiele w społeczeństwie tym razić go musiało i nawet wydawać mu się nie- zrozumiałym. Próżniactwo, nieuctwo, pi- jatyka, pieniactwo — były najbardziej rzucającemi się w oczy cechami ówczes- nej szlachty t. j. warstwy społecznej, która naówczas reprezentowała jeszcze całą inteligiencję polską. Wystawmy so- bie takiego p. starostę Kaniowskiego, który wtedy tylko nie bił każdego napo- tkanego przechodnia, kiedy nie miał pie- niędzy do zapłacenia mu za pobicie, który kazał włazić na drzewo żydowi, aby strzelać do niego, jak do wiewiórki, - 129 - zastanówmy się, czy takiego rodzaju człowiek nie mógł wydawać się Jędrze- wi Śniadeckiemu jakimś cudacznym i dzi- wacznym zwierzęciem. Sądzę, że we własnym swoim kraju czuł się nieraz Śniadecki jak na obczyźnie, jak na ja- kiejś wyspie Balnibarbi, na której wszy- scy rządzili się wprawdzie pewną logiką, ale logiką odmienną od tej, jaką on sam się posługiwał. „Na wyspie Balnibarbi powiada Śnia- decki są trzy klasy ludzi, z których je- dna chodzi w koturnach (Guliwer był człowiek uczony, a łapciów widać nie znał, — dodaje Śniadecki w przypisku) mieszka pod słomianą nizką strzechą, dymem oddycha, a plewami na pół z mą- ką się karmi; każdy człowiek w tej kla- sie z urodzenia i obowiązku orze, sieje, młóci, ale koniecznie na tym kawałku ziemi, na którym się urodził." „Druga klasa chodzi w butach i dłu- gich sukniach, nakształt szlafroków; gło- wy, po większej części, dla łatwiejszej transpiracji goli i ręcznikiem długim, rozmaitemi farbami upstrzonym, się przepasuje; a to jak widać dla podwią- Jędrzej Śniadecki 9 - 130 - zania i podparcia brzucha, który zazwy- czaj jest wielki. Chociaż nie uważa- łem, żeby ta klasa miała głowy więk- sze od innych, bo zdawało mi się, że najwięcej brzuchem celowała, przeko- nałem się jednakże, że celowała rozu- mem, bo się oczywiście rodziła i z zu- pełną nauką i ze zdolnością do wszyst- kiego. Dowodem tego oczywistym to było, że klasa ta pisała prawa, i że po- siadała wszystkie urzędy, nawet sędzio- wskie, a to bez żadnej nauki, jedynie za nadaniem przez drugich członków tej klasy." „Sposób tego nadania był ten, iż w pe- wnym przeciągu czasu, wszystkie człon- ki tej klasy zjeżdżały się razem i na na- tchnionych, czyli czujących w sobie po- wołanie do urzędu ciskały drewnianemi kulkami; a na kogo większa liczba kulek padła, ten tym samym był zdatny do wszystkiego." „Nie mogłem tego długo pojąć i ro- zumiałem z początku po prostu, że te gałki są to jakiejś czarodziejskie nasio- na talentów, które na ludzi tak jak na pustą rolę rzucano, ale gdym się raz - 131 - z tym odezwał, wyśmiała mnie cała wy- golona klasa, i musiałem milczeć. Ta klasa utalentowana, sama jedna posiada ziemię, którą za pomocą klasy koturno- wej uprawia." „Trzecia klasa, bardzo liczna, chodzi z brodą i wiszącemi po skroniach włosa- mi; nosi długie szlafroki nakształt klasy przepasanej, ale zawsze czarne; możniejsi i zacniejsi w tej klasie, zwłaszcza gdy chcą nastawić powagę, odkrywają jeden połeć tego szlafroka zazwyczaj brudne- go, i pod nim trzymają rękę za pasem; wychodząc z domu, chodzą w lecie i w zimie w opończy, która pospolicie jest obszarpana i brudna. Ta klasa umie i z mąki żytniej pędzić trunek upa- jający i smrodliwy, za pomocą którego od klasy koturnowej wszystko wyłudza, i nic nie robiąc, z niej żyje, za co klasie golo- nej rocznie umówioną sumę opłaca; za oszukiwanie zaś samej klasy golonej nic nie płaci." (Dzieła t. VI str. 71). W takim świetle przedstawiały się Śniadeckiemu stosunki pomiędzy trzema najważniejszemi wówczas klasami społe- cznemi... chłopami, szlachtą i żydami. - 132 - O tych ostatnich pisał on w innym miejscu: „Któż mi pokaże w historji drugi przykład tak przemyślnego ludu? Nie ma swojej ziemi, a jest narodem, i rządzi się własnemi prawami. Me orze, nie sieje, nie zbiera, nie młóci, a ma chleba pod dostatkiem, obfituje we wszystko; wszystko co się w kraju urodzi, do niego należy. Pan jest niemal jego poddanym, a chłop niewolnikiem, a to wszystko za pomocą nieoszacowanej wódeczki. Tak mała i na pozór nic nie znacząca sprę- żyna — całym krajem rusza i włada. A toż nie gienjusz! Szanuj kochany czy- telniku potomków Izraela, bo to są praw- dziwie wielcy ludzie." (Dzieła t. VI str. 72-3). W przytoczonym ustępie, poznaliśmy jeden ze sposobów, któremi posługiwał się Jędrzej Śniadecki w swoich pismach satyrycznych. Sposób ten polegał na następującym: Śniadecki rozpatrywał zjawiska, które chciał wyszydzić, tak, jakby były one dla niego czymś nieznanym, czymś co on widzi po raz pierwszy; zachowywał - 133 - się wobec nich tak, jakby nie pojmował istotnego związku zachodzącego pomię- dzy temi zjawiskami i starał się znaleźć jakiś sposób ich wyjaśnienia, jakąś zasa- dę, z której wypływały by one logicznie. Tak z faktu, że szlachta obejmuje wszy- stkie urzędy bez specjalnego do nich przygotowania, wyprowadza wniosek, że każdy szlachcic przynosi z sobą widocz- nie już przy urodzeniu zdolności do wszystkiego: — z faktu, że wybalotowa- nie kogoś na sędziego wystarcza, aby objął ten urząd, wskazuje, że widocz- nie kulki drewniane, za pomocą których balotowanie się dokonywa, muszą posia- dać czarodziejską władzę nadawania zdolności. Jest to prawdziwe zastosowanie me- tody, znanej w gieometrji pod nazwą przywiedzenie do niedorzeczności (re- ductio ad absurdum), którą wszyscy sa- tyrycy posługiwali się z powodzeniem, a za pomocą której gienjalny Swift pisał swoje pamflety tryskające krwawym szy- derstwem. Oto drugi przykład zastosowania przez Śniadeckiego tego samego satyrycznego - 134 - stylu, tej samej satyrycznej metody: mó- wi on o drzewach gienealogicznych, któ- remi szczyciły się za jego czasów wszy- stkie szlacheckie rodziny. „Dla zachowania zaś pamięci i dowo- dów swojego rodu, dla wyprowadzenia go z jak najodleglejszych czasów, miesz- kańcy całego państwa Laputów. a mia- nowicie wyspy Balnibarbi, robią z całe- go rodzeństwa mapę, i tę dla wiadomo- ści wszystkich ciekawych rozwieszają na ścianach. Mapy takowe, które goś- ciom i sąsiadom z największą, skwapli- wością tłómaczą, mają, postać drzewa, na którym całe rodzeństwo w kratkach siedzi lub w kółkach, ale tak, że pierw- szy założyciel familji osadzony jest na pniu, inni z niego pochodzący na gałę- ziach, jak wróble; a ostatni nakształt motylków na drobnych gałązkach, które giną w powietrzu." „Laputowie mają za rzecz z siebie oczywistą, że im takie drzewo rozłoży- stsze jest i bujniejsze, tym większy zasz- czyt domu. A zatym, że bardzo jest wątpliwa rodowitość tych, którzy jesz- cze z krzewu nie wyszli, i na jednym - 135 - arkuszu się mieszczą; jasna zaś, owszem świetna i niezrównana owych, którzy na rozłożenie i wygodne rozpostarcie całe- go swego rodu, libry lub ryzy potrze- bują." „Myślałem nieraz, przypatrując się takim drzewom, że Laputowie muszą pierwiastkowo wyrastać z ziemi, a zatym że ich familje muszą mieć odrębne swoje, i od innych ludzi różne początki. Bo skądżeby się wziął ów pierwszy założy- ciel na pniu siedzący. Samo jego poło- żenie i niedostatek kratek pod nim po- kazują, że z ziemi wyrósł, bo nie ma ani ojca, ani matki; chyba by ci ukrywali się pod ziemią i siedzieli na korzeniach, tak jak ich potomkowie, na gałęziach." „Ale by to było oczywiste oszukanie, to tylko pokazywać ze swojego rodzeń- stwa, co się nad ziemię wzniosło. Wszak- że Laputowie, jakem się przekonał póź- niej, robią to w dobrej wierze." „Tego tylko nigdy pojąć nie mogłem, jak ci Laputowie, wywodzący początki swoje z pniów i gałęzi, wierzą i równie są mocno przekonani, jak my Europej- czykowie, że cały rodzaj ludzki od je- - 136 - dnego pochodzi człowieka. Skąd zdaje się wypadać, że innych klas ludzie jedne- go są z niemi rodzaju i równie mają szla- chetny początek, a co się z teorją drzew rodzajowych niezupełnie zgadza." „Rozmawiałem o tym z niektóremi uczonemi, którzy się tłómaczyli, iż zało- życielami familji są ludzie, którzy się wznieśli przez zasługę, talent, niekiedy przez zbrodnię, a najczęściej przez ode- brane łaski. Dodali i to, że ostatnich najznakomitsza jest liczba, że skoro się rodzeństwo jakie na wiele rozdzieli ga- łęzi, starają się tylko okazać, że maą swój pień, nie uważając jaki był jego po- czątek." „Nie mogłem wszelako przestać na tym objaśnieniu uczonych, bo mi się zda- wało, iż takim sposobem wielkie drzewa nie są zaszczytem tych, co je rozwiesza- ją po ścianach, wyjąwszy przypadek po- wstania familji przez zbrodnię. Inaczej przypominają tylko i wymawiają niejako następcom, że się niezmiernie oddalili od szczepu, który cały ich ród zasz- czycił." „Pytałem się niektórych właścicieli - 137 - drzew wielkich, czyby nie woleli siedzieć na samym pniu na miejscu pierwszego ich założyciela? Wszyscy odpowiadali zgodnie, że nie, bo zaszczyt właśnie za- leży na oddalaniu się od niego. Myśla- łem więc w duszy, że on tymbardziej by na ich miejscu być nie chciał." „Przyznać wszakże potrzeba, że i ten rodzaj gieograficzny ma swoje użytki. W wątpliwych albowiem przypadkach, można każdego krewnego poszukać na mapie i z położenia ocenić jego wartość, tak, jak się wyciąga z mapy gieograficz- nej szerokość i długość miejsca. Rzecz dla pływających arcy potrzebna." (Dzie- ła t. VI str. 92—94). Przy czytaniu pism satyrycznych Ję- drzeja Śniadeckiego przychodziło mi nie- raz na myśl czytane gdzieś określenie satyryka, jako l enfant terrible społe- czeństwa, do którego należy. Satyryk udaje naiwnego, i z tą udaną naiwnością wywleka na jaw wszystkie niedorzeczno- ści i bezeceństwa, które współcześni je- go radziby ukryć przed sobą samemi. W tych tylko wypadkach, gdy gniew - 138 - i oburzenie zbyt już silnie duszę jego rozgoryczą, zrzuca on fałszywą maskę i ukazuje prawdziwe swe oblicze nieubła- ganego sędziego śledczego i prokuratora grzechów społecznych. Na taką jawną, otwartą satyrę zdoby- wają się tylko ludzie niepospolitej zdol- ności wybuchowej oburzenia, tacy, jak Juvenalis w Rzymie, Jonatan Swift w Anglji, Oktawjusz Mirbeau we współ- czesnej Francji. Śniadecki nie zdobył się nigdzie na taką satyrę; śmiech jego nigdy nie jest strasznym, krwawym śmiechem czystego szyderstwa, brzmią w nim jednocześnie tony nieudanej wesołości; gryzie on nie- wątpliwie, ale jednocześnie łachocze. Najsilniejszym jest on w tych ze swych utworów satyrycznych, w których stara się zachować ton poważny, niemal nau- kowy, jak np. w przytoczonych opisach, w opisie pieniactwa, jako nie nowej, ale groźnej choroby Juromanji, albo w projekcie Ustawy towarzystwa dobro- czynności literackiej. „Karmi się umysł, powiada Śniadecki,— i tuczy nauką i czytaniem, a to jest ciężka - 139 - praca! Każda praca jest sama przez się niesmaczna i tylko widok lub nadzieja nagrody mogą do niej pociągnąć i jak- kolwiek ją osłodzić. Dotąd wszelako nie mieliśmy żadnego na to względu. Popłacała u nas nadstawcza mina, dobra tusza, okazała postać, piękna suknia, nadętość pańska i hajdamacza czupur- ność, ale głowa i nauka niewiele. Otóż- by także warto coś obmyśleć dla celują- cych i pracujących w tym rodzaju"... „Gdyby np. nie dać jeść tym, którzy głową pracować nie chcą, a karmić w ich oczach i napawać tych, co pracują, możeby się nareszcie dali nawrócić. Krótko mówiąc, trzeba, żeby prace umy- słowe były sposobem zaspokojenia i ucie- szenia żołądka. Jeżeli tego dokażemy, przewyższymy nauką świat cały; bo na- ówczas ci będą najuczeńsi, którzy mają najlepszy apetyt; przymiot, na którym nam dzięki Bogu nie zbywa. (Dzieła. t. IV str. 164). Oto podstawowa myśl Towarzystwa literackiej dobroczynności, a to niektóre paragrafy ustawy tego towarzystwa: „Art. XI i XII. Będzie ułożona przez - 140 - bibljotekarza i komitet towarzystwa ta- bela dzieł i przeznaczonych za ich czy- tanie nagród, które mają być w ogólno- ści takie: 1) Z samego rana podług wa- żności stanu i gustu czytelnika polewka winna, albo grzane piwo, kawa lub her- bata; a na przekąskę grzanki, chleb z masłem lub sucharki, 2) o godzinie je- denastej, śniadanie—to jest podług zwy- czaju krajowego wódka, i to dobra kmin- kówka, albo gdańska ze złotemi listkami, robiona na Rudnickiej ulicy. Przy niej ser zielony, śledzie, kawior, szynka, ozór i rozmaite wędzonki. 3) Niewolno wszak- że będzie pić więcej wódki nad jeden kieliszek, chyba by kto dowiódł, że czy- tał od samego rana dzieło pracowite, albo że zrozumiał choć cokolwiek takie, którego nikt zrozumieć nie może, naów- czas wolno będzie wypić i dwa dla po- siłku... 4) Przekąska także będzie sto- sowna do zasługi w czytaniu, co sam bi- bljotekarz z tabeli oznaczy. W przy- padkach wątpliwych, lub gdyby czytają- cy wymagał czego nad popis, komite- towi pytanie do rozwiązania prześle. 5) Obiadu w czytelni nie będzie, lecz - 141 - dla potrzebnych, a pilnie i pracowicie czytających może być dany zraz piecze- ni. 6) Po obiedzie zaś będą rozmaite posiłki i rzeczy orzeźwiające, — jako to wina różnego gatunku, piwa dubeltowe i kaleszan; wieczorem zaś poncz, który zakończy całodzienną pracę." (Dzieła t. IV str. 174—175). Cel satyryka jest tu zupełnie jasny, co nadaje ustępowi temu pewną sztyw- ność. W innych ustępach satyryk scho- dzi na drugi plan i pozostawia większą swobodę wesoło i do woli jowjaliiemu dowcipowi, który błąka się wtedy we wszystkie strony, gdzie tylko może zna- leźć sposobność do zastosowania jakiejś aluzji lub konceptu. „A ja powiadam, czytamy np. w roz- dziale X «Próżniackofilozoficznej po- dróży po bruku,» że gdyby mi przyszło wybierać, czy sobie dać odciąć nogę, czy głowę, wolałbym raczej poświęcić tę ostatnią. Na co ona potrzebna? prze- szkadza tylko człowiekowi do szczęścia. Czyż nie widzimy, jak się ludziom bez głowy dobrze powodzi? a jak ci, co ją mają, źle na tym wychodzą! Dobre nogi - 142 - i dobry apetyt, to grunt! to prawdziwo szczęście, a grzbiet giętki i czoło wy- tarte — to talenty, to przywileje na wszystko." „Ale skąd mi te uwagi i po co? Rozu- miałby kto, że i ja mam głowę. Boże uchowaj! Żyłem ja dość pomiędzy ludź- mi, żeby się nauczyć nie dbać o nią. — A potym, wiem z doświadczenia, że nogi są wszystkiem, bez nich do niczego się nie dojdzie; bez nich nie można by stać po kilka godzin w przedpokoju, a nade- wszystko włóczyćby się nie można, a przecież włóczenie się i wałęsanie, je- żeli nie dalej, to choć z ulicy na ulicę — stanowi prawdziwe szczęście, bawi umysł, kształci figurę, daje apetyt i zdrowie." „A rozum co lepszego dać może? A je- szcze nie wiedzieć czego, to jeździmy, to wysyłamy, a wysyłamy — poń za gra- nicę. Ja atoli upatruję w tym choć je- dno dobro, to jest, że się przez to przy- znajemy nieznacznie, że to owoc, co na naszym gruncie nie rodzi, a jeżeli tak jest, jakże się panowie miłośnicy bez nóg i wędrówki do niego dobiorą." (Dzie- ła t. IV str. 121—122). - 143 - Jędrzej Śniadecki był bystrym obser- watorem, którego uwagi nie uszła żadna ważniejsza cecha współczesnego mu spo- łecznego życia: życie nad stan, niesu- mienność bankrutów, przepisujących do- bra swe na imię żony i puszczających wierzycieli z kwitkiem, nawet takie dro- bne fakty, jak nieostrożna jazda po uli- cach Wilna. Jego «Próżniacko--filozoficzna podróż» pełna jest takich trafnych spostrzeżeń. Oto np. co mówi on o rozpowszech- nionej już wtedy u nas manji leczenia przy każdej sposobności, jaka się tylko nadarzy. „Co to znaczy, skąd to pochodzi, że tak jesteśmy skwapliwi do leczenia dru- gich? że się każdemu ofiarujemy z pomo- cą, i że każdy z nas rozumie, że w rze- czy samej radzić coś może"... „Nie można inaczej tego rozumieć, tylko że bez nauki jest to prawdziwy dar przyrodzenia, jest umiejętność z którą się rodzimy, jeżeli nie wszyscy, to przy- najmniej niektórzy... Dla tego też tak wielu doktorów; dla tego też spotkać się z nikim na ulicy nie można, żeby się na- - 144 - tychmiast nie zapytał o zdrowie, a jeżeli się broń Boże na co poskarżysz, żeby ci w tym momencie nie powiedział, jaka jest twoja choroba i co masz na nią robić." „Ta praktyka lekarska tak się u nas doskonali i coraz bardziej krzewi, że się spodziewać należy, iż przyjdzie do tego, że się za spotkaniem na ulicy za puls brać i języki sobie nawzajem pokazywać będziemy. Naówczas trzeba się będzie wszystkim opatrzyć w ładne, szlifowa- nym korkiem zatykane flaszeczki, w któ- rych każdemu ciekawemu przyjacielowi pokażemy na oko, jak się nasza krew czyści. Wtenczas to nasze oświecenie i polor do najwyższego dojdą stopnia, tak, że inne narody barbarzyńskiemi względem nas będą." „Ten zaś niesłychany blask i polor, to światło niezmierne, ta powszechna doskonałość i mądrość nie będą nabyte, nie zapracowane, jak gdzieindziej, ale rodowitym przywilejem nadane, z przy- rodzenia w nas wlane, z krwi naszej pły- nące i z nią spływające na świetnych na- szych potomków. Krótko mówiąc, weź- - 145 - mierny z rąk samej natury — biret do- ktorski." „Naówczas inne europejskie ludy na- zywać nas będą narodem lekarskim, tak jak my je nazywamy kupieckiemi, rze- mieślniczemi, rolniczemi lub wojennemi narodami." (Dzieła t. IV str. 55—56). A oto inne spostrzeżenie Śniadeckie- go, które tak dalece, niestety, nie stra- ciło do dziś dnia aktualności, że mogło by być pomieszczone w jakimkolwiek z obecnych czasopism. „Zdaje mi się, że nasi żebracy, na kil- ka klas się dzielą; a przynajmniej tak jak my sami, na pospólstwo, szlachtę i panów. Z tych wyżsi cale się nie ko- jarzą z niższemi, owszem niemi gardzą, mają swój własny sposób żebrania i swój osobny styl. Pospólstwo zwyczajnie stoi pod kościołem lub siedzi pod murem, mówi pacierze, lub śpiewa pieśni nabo- żne, a przechodzących głośno prosi, albo ręce wyciąga. Szlachta bierze na stro- nę i zwierza się ze swoich potrzeb w se- krecie, przynosi prośby na piśmie, lub przesyła listy. Żebracy zaś panowie za- czynają od przypuszczenia do swojego Jędrzej Śniadecki. 10 - 146 - pokrewieństwa; potym wyliczają swoje familijne związki, swoje znaczenie i swo- je ofiary dla kraju i nie proszą o jałmu- żnę albo o pożyczenie, a odwołują się do gorliwości obywatelskiej. Prostacy pro- szą w imię Boga, szlachta w imię miło- ści braterskiej. Panowie zaś robią ze swojej potrzeby interes publiczny, a dar przyjmują tak, jak gdyby dającemu świadczyli łaskę"... „Skąd u nas tyle żebraków? kiedy na- leży oddać sprawiedliwą pochwałę pu- bliczności, iż jest i miłosierna i praw- dziwie dobroczynna." „Towarzystwo dobroczynności zajmu- je pierwsze w prowincji osoby; ma zna- czne fundusze, wzniosło wspaniałe gma- chy i zasilane jest licznemi, a coraz no- wemi składkami. Towarzystwo to opa- truje nie małą liczbę ubogich. Tymcza- sem nie tylko ich na ulicach i po do- mach nie ubyło, ale się owszem zdają mnożyć w stosunku dobroczynnych ofiar i składek. Widzimy ich i spotykamy na wszystkich spacerach, schody i przedpo- koje osób dostatnich zawalone są niemi. Zdaje się, że to jest sposób życia, który - 147 - sobie obierają z gustu i ochoty, a zatym, że wkrótce żebracy osobny stan stanowić mają." „Należy więc to złe powściągnąć, na- leży każdego żebraka, nakładającego po- datek na czułość i dobrą wiarę publicz- ności zapytać, dla czego nie chce nic ro- bić? Jeżeli jest w rzeczy samej niedołę- gą albo kaleką, fundusze dobroczynne są dla niego; w przypadku przeciwnym po- winien być ukarany i przymuszony do pracy. Ci, którzy się odwołują do nad- werężenia przez to praw osobistej wol- ności, nie zważają, że sprzyjają przez to rozpuście złych, a na poczciwych na- rzucają ciężar nieznośny; nie uważają, że zwierzchność krajowa ma prawo zapytać się każdego czym się w społeczności zajmuje." ZAKOŃCZENIE. Przebiegliśmy myślą różne, niezmier- nie odległe od siebie dziedziny, w któ- rych twórcza praca Jędrzeja Śniadeckie- go niezatarte i trwałe pozostawiła ślady. - 148 - Od. dzieł teraz godzi się jeszcze raz zwró- cić ku człowiekowi, godzi się uświado- mić sobie, kim był sam w sobie niestru- dzony pracownik, niezmordowany siewca, z owocu zasiewów którego i my jeszcze niejednokrotnie, nie wiedząc o tym, sami pożywamy. Duch niezmiernie czynny, który za jedyny wypoczynek uważał przejście od jednej pracy do drugiej, nie należał Ję- drzej Śniadecki do tych uczonych, w któ- rych badacz zabija człowieka, którzy są tylko jak gdyby wysoce udoskonalonym instrumentem badań. Nauka była naj- większym umiłowaniem Jędrzeja Śniadec- kiego, ale nie pozbawiła go prawdziwej sa- moistności duchowej. Bo wszystko, a więc i nauka także, powinna być tylko środkiem pomocniczym w oczach ducha, w wielkiej i nieustannej pracy jego nad samym sobą. Nauka, przez to samo właśnie, że Śnia- decki nie poddawał się jej całkowicie i bezwzględnie, zyskiwała w jego pracy niezmiernie wiele. Posuwać bowiem na- przód, czy to uaukę, czy to sztukę, może ten tylko, kto zdoła wznieść się ponad nie, w ten sposób szersze ogarniając - 149 - widnokręgi. W życiu Śniadeckiego nauka była ściśle związana z jego najistotniej- szym życiem duchowym i osobistym, nic dziwnego więc, że nie uczynił on z niej wieży niebotycznej, do której nikt z pro- fanów przystępu by nie miał, lecz prze- ciwnie pragnął, by każdy mógł czerpać z niej tę samą moc i pokrzepienie, ja- kich dla niego stawała się ona źródłem. Słabi tylko radziby się odgrodzić od ży- cia kolczastemi murami i fosami i zam- knąć się w samolubnym osamotnieniu; Śniadecki zaliczał się do rzędu ludzi silnych, którzy czerpią moc i spokój niezbędny do konsekwentnej, a więc je- dynie owocnej pracy. Jeżeli komu, to Śniadeckiemu wolno było złorzeczyć, wyrzekać się wszelkiej pracy i założywszy dumnie ręce, zwalić całą winę na społeczeństwo, które unie- możliwiało wszelką działalność. On, któ- ry umysłowo stał na poziomie Lessingów, Herderów, Johannesów, Mullerów i t. p. słowem, na poziomie istotnie europejskiej kultury, musiał żyć w społeczeństwie, w którym różni starosci Kaniowscy, róż- ni „Panie kochanku" uchodzili za ideały - 150 - i wzory do naśladowania. Śniadecki wszakże zamiast szerzyć przepaście, ja- kie go umysłowo od własnego społeczeń- stwa dzieliły, po męsku wypełnił je i zrównał wielką miłością, płynącą z je- go mężnego serca. Pracował na wszystkich polach, a je- śli kiedy piórem satyryka dotknął do ży- wego jątrzących się i bolesnych ran, to- powodowała nim nie ta tania miłość własna, która w wyszydzeniu uczucia i wad widzi jedynie sposobność własne- go wywyższenia, lecz poczucie i świadome zamiłowanie dobra ogólnego jedynie; one to kierowały Śniadeckim we wszyst- kich jego pracach. Satyry miały być gorzkim lecz sku- tecznym lekarstwem na ospałość i zanik myśli tego samego społeczeństvya, któ- remu w innych swoich pismach Śniadec- ki dostarczał przedmiotu i treści do owocnej pracy duchowej. Był on je- dnym z największych lekarzy polskich i w tym znaczeniu, że usiłował myśl pol- ską wyleczyć od wszystkich właściwych jej ułomności, wychować ją tak, aby w ze- spole kulturalnych ludów Europejskich - 151 - niepoślednie mogła zająć miejsce. Był on pod tym względem gorliwym pomo- cnikiem i współdziałaczem brata swego Jana, tak że imiona ich rozłączyć się, nie dają. Śniadeccy, Jan i Jędrzej, to wielcy budowniczowie gmachu kultury polskiej, to ludzie, co mogli o sobie powiedzieć,— że podejmowali na swych barkach gigan- tyczne zadanie odrodzenia duszy naro- dowej myślą i pracą. SPIS RZECZY. Str. Przedmowa ......5 I. Życie Jędrzeja Śniadeckiego.........................7 II. „Teorja Jestestw Organicznych ..................38 a) Ogólne pojęcie Jędrzeja Śnia- deckiego o życiu. Witalizm.................40 b) Zasadnicza jedność życia po- mimo różnych form. Embrjo- logiczne poglądy Jędrzeja Śniadeckiego ....62 III. Filozoficzne poglądy Jędrzeja Śniadeckiego ....84 IV. Poglądy społeczne Jędrzeja Śnia- deckiego. Sniadecki jako lekarz.................97 V. „O fizycznym wychowaniu dzieci"............113 VI. Satyryczne pisma Jędrzeja Śnia- deckiego ...128 Zakończenie ...147 ¦ KSIĄŻKI DLA WSZYSTKICH Kop. 1. Oszczędność-najłatwiejsza droga do bogactwa. —10 2. John Ruskin i jego poglądy, opracowała M. Bujno. —10 3/4. Trylogja historyczna H. Sienkiewicza. Szkic kry- tyczny przez St. Kozłowskiego. —20 5. Moje leczenie wodą, streszczenie dzieła ks. Kneippa. I. Zabiegi wodolecznicze. —10 6. — — II. Apteczka domowa. —10 7. - - III. Jak leczyć choroby. —10 8. Sen, bezsenność i środki nasenne, p. Dra Kuhnera.—10 9. Pieniądze ich powstanie, rozwój i stan dzisiejszy. —10 10. Pierwsze zasady muzyki, podług Hellera, napisał prof. G. Roguski. —20 11. Ignacy Krasicki i jego dzieła, przez F. Łagowskiego.-15 12. Monety wszystkich państw i ich wartość w rublach.—10 13. O zdrowiu i jego pielęgnowaniu. —10 14. Jak pielęgnować dzieci zdrowe i jak leczyć chore streszczenie podług ks. Kneippa. —10 15. Obliczanie procentu; ułożył Z. Kamiński. —10 16. Z życia zwierząt: Zwierzęta ssące, podług Brehma —10 17. Jak zachować zdrowie, urodę i młodość, p. E. Fully.—10 18. Słowniczek wyrazów używanych w muzyce. —20 19. Słońce, podług K. Martina, opracował S. Bouffałł. —15 20. Krótka anatomja ciała ludzkiego, z wieloma rysunk.—20 21. Gimnastyka domowa bez nauczyciela i przyrządów dla zdrowych i chorych, objaśniona 50 fig. —20 22. O komedjach Aleksandra hr. Fredry (ojca), przez FI. Łagowskiego. —10 , 23. Pasorzyty ludzkie wewnętrzne i zewnętrzne, opisał Dr. St. Gałecki, z rysunkami. —10 24. Przepisy właściwego zachowania się w towarzystwie.—20 25. Jak powinien zachować się chory na żołądek, napi- sał Dr. Wł. Sterling. -15 26. Grzyby jadalne i trujące, z 32 tablicami kolorowe- mi, podług H. Bluchera, napisała M. Arctówna. —50 27. Oświetlenie współczesne, skreślił Wł. Umiński. —10 28. Wojna o cześć kobiety, ze «Szkiców historycz- nych» Karola Szajnochy. —10 29. Nad wodą wielką i czystą. Z życia poetów nad Lemanem, napisał Ferdynand Hósick. —20 30. O samokształceniu, podług Pawła Hochego, napisał Antoni Krasnowolski. —20 31. O głosie i jego kształceniu, przez ks. K. Słoneckiego. —10 32. Nauka gry w szachy, opracował Z. Kamiński. —20 33. Jędrzej Sniadecki, życie i dzieła, nap. St. Brzozowski. -20 34. Jan Kochanowski, życie i dzieła, nap. F. Łagowski.—15 35. Fryderyk Chopin; jego życie i dzieła, nap. Al. Ar. —10 36. Podział pracy w naturze i w życiu człowieka, prze?. prof. E. Haeckela. — lo Kop. 37. Nauka szybkiego rachunku, ułożył Z. Kamiński. —10 38. Początki walki Słowiańskoniemieckiej, napisał J. K. Kochanowski. —20 39. Dola i niedola Jana Sobieskiego, streścił M. Offmański. - 25 40. Zwierzęta współbiesiadnicze, napisał B. Dyakowski.—15 41. Hodowla ptaków śpiewających, nap. K. Kalinowski.—15 42. Marja Konopnicka. Szkic kryt., nap. St. Kozłowski.- -20 43. Pogląd na rozwój dziejowy, przez H. Witkowską. —15 44. Ruch i ćwiczenia cielesne, p. Dra R. Skowrońskiego.- -10 45. Kazimierz Brodziński, życie i dzieła, nap. F. Łagowski. 10 46. O ideale doskonałości, odczyt Bolesława Prusa. 10 47. Woda pod względem fizycznym i chemicznym, na- pisał S. Bouffałł. —10 48. Miary i wagi wszystkich krajów na kuli ziemskiej. —10 49. Zasady estetyki, skreślił Michał Mutermilch. —20 50. Prawidła pisowni polskiej ułożone według uchwał Akademji Umiejętności w Krakowie. —10 51. Jak jest za oceanem, przez W. M. Kozłowskiego. —15 52. Stanisław Moniuszko, jego życie i dzieła, nap. Al. Ar.- -10 53. Ekonomja polityczna czem jest i czego uczy, napi- sał Dr. J. B. Marchlewski. —15 54. Giełda, jej istota, cel i ustrój, napisał St. A. Kempner.—10 55. Cierpienia nerwowe, napisał Dr. W. Sterling. —15 56. Znużenie odczyt Dra Stanisława Kopczyńskiego. —10 57. Nauka o ludności, napisała Dr. Zofja Golińska. —10 58. Józef Kremer jako pisarz, filozof i estetyk, szkic krytyczny, napisał Stanisław Brzozowski. —15 59. O heraldyce czyli o znajomości herbownictwa, na- pisał J. K. Kochanowski. —20 60. Historja literatury polskiej w zarysie. Książeczka I. Literatura polska do w. XVI, nap. F. Łagowski. —10 61. Hipolit Taine i jego poglądy na filozofję, psycholo- gję i historję, napisał Stanisław Brzozowski. —20 62. Hipolit Taine jako estetyk i krytyk, nap. S. Brzozowski.—15 63. O powietrzu, napisał S. Bouffałł. —10 64. Najdawniejsze wynalazki, skreślił Wł. Umiński. —10 65. Organizm jako społeczeństwo komórek,p.K.Kulwiecia.—10 66. Idea w sztuce, skreślił Michał Mutermilch. —10 67. Aleksander Świętochowski, skreślił Henryk Galie. —15 68. Wychowanie dziecka do lat 6-ciu, p. H. Wernica. —20 69. Fizyczne wychowanie dzieci podług Jędrzeja Śnia- deckiego i in.,nap. Antonina KolbergBrzozowska.—10 70. Alkoholizm i społeczeństwo, nap. Dr. Zofja Golińska.—15 71. Co jest filozofja i co o niej wiedzieć należy, napisał S. Brzozowski. Część Ido Kanta. -20 72. Zboczenia mowy: Niemota, bełkotanie, mowa noso- wa, przez Dra Wł. Ołtuszewskiego, z rysunk. —10 73. Ryszard Wagner i jego dramaty, według C. Men- desa, ¦treścił A. Lange. —20 Kop. 74. Wierzenia dzikich ludów, według A. Lang a. —15 75. Nauczycielstwo i pedagogja, przez J. Wabnera. —20 76. Wpływ umysłu na ciało. Odczyt Dra Dubois. —10 77. Juljan Klaczko. Sylwetka literacka p. F. Hósicka. -10 78. Co jest filozofja i co o niej wiedzieć należy, napi- sał S. Brzozowski. Część IIod Kanta. —15 79. Wychowanie dzisiejsze, podług M. Egidy. —10 80. Z życia zwierząt: Ptaki, według Brehma, przeł. M. A —15 81. Polacy w Ameryce. Zarys obecnego stanu wychodź- twa. polskiego, napisał S. Barszczewski. —15 82. Narcyza Żmichowska, jej życie i dzieła, nap. M. Bujno. —20 83. Jak zyć aby być zdrowym, p. Dra L. Wolberga. —10 84. Historja literatury polskiej w zarysie. Książeczka II Wiek XVI, napisał Florjan Łagowski. -20 85. O widzeniu. O symetrji. Odczyty popularnonau- kowe, prof. Dra E. Macha (z rysunkami). -10 86. O zaćmieniach słońca i księżyca, napisał G. Tołwiń- ski (z rysunkami). —10 87. O siłach chemicznych, jako wstęp do chemji, po- dług Dra A. Bernsteina. —15 88. Król Kazimierz Wielki, przez Lucjana Tatomira. —25 89. Mikołaj Wierzynek, przez L. Tatomira. -10 90. Józef Korzeniowski, jego życie i dzieła, nap. H. Galie. - 20 91. Drobna szlachta w Królestwie Polskiem. Studjura etnograficznospołeczne, nap. Wł. Smoleński. —20 Wkrótce ukażą się następujące tomiki: Józef Kremer i jego poglądy na sztukę, napisał St. Brzozowski. Ziemia pod względem gieologicznym, opracowała K. Skrzyńska. Co powinniśmy wiedzieć o Adamie Mickiewiczu. Starożytna Grecja, opracowała S. Sempołowska. Ignacy Dąbrowski — Stefan Żeromski, napisał St. Brzozowski. Kazimierz Tetmajer, napisał St. Brzozowski. Społeczeństwo i historja, podług Tarde a, opracował A. Lange. Minerały, opracowała K. Skrzyńska. O niezniszczalności siły we wszechświecie, z A. Bernsteina. O życiu i budowie rośliny, według tegoż, oprać. M. Arctówna. O obrocie ziemi dokoła osi, według tegoż, oprać. S. Bouffałł. Gwiazdy, według K. Martina, opracował tenże. Wulkany, podług K. Martina, opracował tenże. Trzęsienia ziemi, według W. Meunier, opracował tenże. Mechanika, jako wstęp do fizyki, napisał tenże. Krótki rys fizyki. Cz. I. O siłach, napisał tenże. „ ,, „ Cz. II. O sprężystości i O dźwięku, p. tegoi. Fizjologja człowieka, napisał Dr. Wł.*Sterling. Kobieta czasów obecnych, nap. Walerja MarreneMorzkowska. Rządy pruskie na ziemiach polskich 1793-1897, nap.Wł. Smoleński. Jan Sniadecki, życie i dzieła, napisał Stanisław Brzozowski. Słowa prenumerata ^ 33 zeszyły po 20 Rop, - KSIĘGA WIADOMOŚCI POfflCZNYCH 1.100 stronic tekstu, objaśnionych 2.500 rysunkami Aeronautyka — Anatomja — Architektura — Astrono- mja—Botanika —Chemja—P^lektrotechnika — Fizyka— Fizjologja—Gicologja — Gieografja fizyczna — Hygje- na—Kosinografja - Matematyka — Mechanika—Medy- cyna — Meteorologia — Mineralogia — Ogrodnictwo — Przemysł—Rolnictwo -Sport-^-Technologja—Wojsko- wość—Zoologja—Żeglarstwo. Przeznaczeniem tej Księgi jest podanie czytelniko- wi informacji szybkich, zwięzłych, a zrozumiałych i jasnych, przypomnienie rzeczy niegdyś mu zna- nych lub upewnienie go, że wiadomości, jakie posia- da w danym przedmiocie, są zgodne z dzisiejszym stanem nauki. Liczne i wyraźne rysunki objaśniają tekst. Chlubne uznanie, jakie Księga wiadomości pożytecznych zdobyła sobie na ostatnim Zjeździe Przyrodniczym w Krakowie, jest dowodem jej wartości i praktyczności. Księga ta jest niezbędną w każdym domu, jest przy- jacielem i doradcą, informującym w każdej kwestji, do- tyczącej nauki. Cena za całość rb. 6, w opr. w płot ang. rb. 6 k. 75; w półskórek rb. 7 ZProspefii na żądanie Bezpłatnie WYDAWNICTWO MICHAŁA ARCTA Drukiem M. Arcta w^ Warszawie, Ordynacka 3. Äîçâîëĺíî Öĺíçóđîţ. Âŕđřŕâŕ, Íî˙áđ˙ 6 äí˙ 1901 ă. Co każdy człowiek wykształcony O ELEKTRYCZNOŚCI wiedzieć powinien. Wykład popularny opracowany przez Wł. Umińskiego. Cena 60 kop. M. HEILPEBN POGADANKI 0 TAJEMNICACH PRZYROOY Część I. Wiadomości ogólne o świecie. Kurs zawierający wskazówki do systematycznego wykładu nauk przyrodniczych.- Z licznemi rysurik. Wydanie II. Cena rb. 1 kop. 20. M. WERYHO i M. GAŁECKA. CO SIĘ Z CZEGO ROBI I SKĄD POCHODZI? Zbiór praktycznych wskazówek dla wychowawców i nauczycieli początkowych. Wyd. Ď, z 80 rysunk. Cena 60 ęîđ., w oprawie 75 kop. M. BRZEZIŃSKI POGADANKI Z MŁODYMI PRZYJACIÓŁMI Z DZIEDZINY PRZYRODY I PRZEMYSŁU objaśnione 400 rysunkami. Wydanie Ď broszur, rb. 1 k. 30, w oprawie kartonowej rb. 1 k. 50, w ozdobnej oprawie w płótno angielskie rb. 1 k. 80.