229 skiej, czy też walką społeczeństw europejskich z pewnymi kryzysami psychiczno - społecznymi, tworzącymi podstawę demokratycznych iluzyi? Posłuchajcie jakiegoś angielskiego radykała i Piotra Lasserre'a, obaj roz-snują przed wami mnóstwo faktów, analiz i rozumowań. To samo na każdym polu. Dla pozytywisty, wol-nomyślicieia — katolicyzm, chrześcijaństwo zostały doszczętnie podkopane w duszach przez wyniki myśli europejskiej stulecia. Dla czytelnika Newmana, Blon-dela oczywistą będzie wydawała się teza wręcz przeciwna. Nie mam zamiaru ciągnąć dłużej tego rodzaju antytez. Sądzę bowiem, że jest to zadowolenie tanie i powierzchowne: bawić się jak ciekawostką czemś, co jest naszą słabością i wstydem. Sądzę, że powinniśmy odczuwać jak cierpienie osobiste niemożność ogarnięcia jedną i głęboką, współczującą myślą wszystkiego, co było twórczem, pracowitem, pełnem dobrej wiary w ubiegłem stuleciu. Początkiem jakiegoś nowego barbarzyństwa jest stan, w którym pewne dziedziny duszy własnej są głuchonieme wobec siebie. Czem np. jest ta dziedzina mojej psychiki, która może z pewnym rodzajem szacunku myśleć o życiu wewnę-trznem Merime'ego wobec tej, która ze czcią i bólem rozpatruje pisma i duszę Towiańskiego, dlaczego Maz-zini przypomina mi się przy najmniej podobnym chyba do niego, z pozoru sądząc, Oskarze Wildzie; czem jest Baudelaire wobec Darwina; a kto zaprzeczy, że istnieje w umysłowości Patera pewien zakątek, w którym potok piaszczysty Spencerowskiej ewolucyi sypie się gemmmami i kameami Gautiera. Każda miłość staje się rozdarciem, bo każdy mistrz, każde dzieło domaga się wyłączności, a dusza im jej bez zdrady wobec innych przyznać nie może. Jak rzadkiemi są te