648 i kościół parafialny tamże fundował, a biskup krakowski Bodzanta do uposażenia jego niczem przyczynić się nie chciał, arcybiskup Jarosław ustąpił mu dziesięciny wytyczne w obydwóch Zajączkach, pod tym warunkiem, że nowo założone miasto wraz z kościołem do archidyecezyi gnieźnieńskiej należeć będzie1), co się też stało, lecz później przywrócone zostało dyecezyi krakowskiej. Jako człowiek odznaczał się arcybiskup Jarosław zacnością charakteru, dobrocią, uprzejmością, wyrozumieniem, słodyczą w obejściu, umiarkowaniem. Komu był przyjacielem, był nim z całem poświęceniem i wylaniem. Dla króla Kazimierza naraził się na klątwę, i to w chwili dla niego nadzwyczajnie ważnej, bo krótko przed wybraniem na arcybiskupstwo, zaręczywszy za niego, że na czas wyznaczony odda dług zaciągnięty w skarbie papiezkim, co się przecież nie stało. Wzorowa pilność w wypełnianiu obowiązków powołania, surowość dla siebie, a pobłażanie dla drugich, stałość w przedsięwzięciach, siła ducha w przeciwnościach, wierność w obietnicach, prawość i otwartość w postępowaniu, a przytem powaga bez dumy, prawdziwie głęboka nauka bez chwalby, wielkie zasługi bez pretensyi, oto główne zarysy usposobienia i postępowania zacnego arcypasterza. Nie dziw przeto, że te przymioty i zalety jednały mu miłość powszechną i szacunek, nie tylko pomiędzy ziomkami ale i obcymi, a przedewszystkiem królami, książętami i panami, którzy go według świadectwa spółczesnego kronikarza jako ojca czcili i uwielbiali2). Wobec tych zalet, przymiotów i zasług bledną błędy i słabości jego, od których rzadko kto z śmiertelnych jest wolny. Młodość przepędził po powrocie z Bononii za czasów rycerskiego Łokietka, jak się zdaje, burzliwie, lubo z przechowanych dokumentów, na początku niniejszego żywota przytoczonych, jasnego poglądu mieć nie można ani na uchybienia same, ani na ich powody. Możnaby mu uczynić zarzut interesowności z powodu wypadku po koronacyi króla Ludwika wydarzonego, gdyby się na niego zapatrywano jednostronnie, dla tego poczytujemy sobie za obowiązek przedstawić go wszechstronnie, aby udaremnić możliwy pocisk, któryby się może rzucić komu na sławę i pamięć wielkiego męża podobało. Otóż podczas wspomnianej koronacyi złożono w imieniu monarchy na ołtarzach katedry krakowskiej według zwyczaju przy tym uroczystym obrzędzie zachowywanego rozmaite bogate dary w pieniądzach, srebnych naczyniach, drogich materyach i płótnach. Do tych królewskich darów roszcząc sobie pretensye wikaryusze katedralni krakowscy na tej podstawie, że wszelkie na ołtarzach przy innych okolicznościach składane ofiary według odwiecznego zwyczaju do nich należały, takowe zabrali. Tymczasem arcybiskup Jarosław, opierając się na praktyce krajowej i zagranicznej, według której ofiary przy koronacyi królów składane wyłącznie koronatorowi przynależały, wezwał wspomnianych wikaryuszów, ażeby zabrane ofiary niezwłocznie mu zwrócili, zagroziwszy tak im, jako i ujmującej się za nimi całej kapitule krakowskiej klątwą, gdyby 1) Długosz, Liber Beneficior. III, 165. II, 212. — 2) Kronika Jana z Czarnkowa 1. c. II, 673: „Hunc (Jarosława) Reges, duces et proceres Polonie et Ungarie atque Bohemie regnornm tanquam patrem et virum clementissimum venerabantur et paterno prosequebantur affectu." Cfr. Damalewicz, Series Archiep. Gnesn. f. 181—192, Bużeński, Żywoty Arcybiskupów Gnieźń. I, 154—178.