264 śladował. Obaj wysłani byli na nauki najprzód do Gniezna, które pod okiem wuja, arcybiskupa Jana chlubnie ukończywszy, z woli jego i rodziców udali się na wyższe nauki do Paryża, gdzie swoją pilnością, pobożnością i nieskażonemi obyczajami powszechną na siebie zwrócili uwagę. Po powrocie do kraju Boguchwał rozmiłowany w zakonie Cystersów, kwitnącym podówczas jeszcze za życia założyciela jego ś. Bernarda, którego zapewne w czasie pobytu we Francyi osobiście poznać miał szczęście, otrzymawszy pozwolenie i błogosławieństwo rodzicielskie, wstąpił do tegoż zakonu w Łeknie w archidyecezyi gnieźnieńskiej, wybrawszy sobie tamtejszy klasztor świeżo przez Zbiluta rycerza założony jako najbliższy Gniezna i miejsca swego rodzinnego, Bogumił zaś jako dziedzic przyszły znacznej fortuny rodziców pozostał w domu, poświęcając się całkiem praktykom religijnym i dobrym uczynkom1). Po śmierci rodziców, stawszy się panem znacznego majątku, część jego obrócił na uposażenie probostwa w Bobrowie i wystawienie tamże drewnianego kościoła parafialnego pod wezwaniem ŚŚ. Trójcy, który konsekrował i kanonicznie erygował arcybiskup Janisław albo Jan. Ten, spostrzegłszy zapewne przy tej sposobności w synowcu swoim rzadkie cnoty, zachęcał go do poświęcenia się stanowi duchownemu, na co tenże chętnie przystawszy, udał się na dwór arcybiskupi, gdzie się wśród postów, surowych umartwień i gorącej modliwy sposobił na przyjęcie święceń kapłańskich. Otrzymawszy takowe, przeznaczony został przez arcybiskupa zapewne na prośby własne na administratora fundowanego przez niego kościoła w Dobrowie, przy którym z niezmordowaną gorliwością pracował, stawszy się w krótkim czasie wzorem prawdziwego pasterza, słynnym na całą okolicę kaznodzieją, sługą Chrystusowym wszelkiemi jaśniejącym cnotami2). Tak świetnie rozpoczęty zawód duchowny i rozchodząca się na wszystkie strony sława młodego kapłana, spowodowała arcybiskupa Jana, że go wbrew jego woli i wiedzy powołał na dziekana metropolitalnego do Gniezna, chcąc go mieć w senacie swoim duchownym prawdziwym świecznikiem i wzorem. Nie chcąc przecież parafii dobrowskiej pozbawiać tak gorliwego i świątobliwego pasterza, mimo nalegań Bogumiła, że tym podwójnym obowiązkom trudno mu będzie zadosyć uczynić, pozostawił go nadal plebanem, dawszy mu niezawodnie do pomocy w Dobrowie drugiego kapłana8). Sumienność jego i gorące pragnienie, aby obowiązki obydwóch urzędów rzetelnie wypełnić, Bóg miłosierny cudem poprzeć i nagrodzić raczył, albowiem gdy po odprawionych, w dni niedzielne i świąteczne godzinach kapłańskich w katedrze gnieźnieńskiej zdążał z nabożeństwem do Dobrowy o mil piętnaście od Gniezna odległej, nie tylko wcześnie stawał w miejscu, ale po odprawionej mszy ś. i kazaniu powracał do Gniezna na wspólny z drugimi prałatami i kanonikami objad. Cud ten powtarzał się tak długo, dopóki obok dziekanii gnieźnieńskiej sprawował obowiązki plebana dobrowskiego, na co spółcześni z podziwieniem patrzeli. W iuny jeszcze sposób uwielbił Bóg wiernego sługę swego, pozwalając mu w czasie wielkich wylewów rzeki Warty nie tylko samemu suchą nogą przechodzić po wodach oble 1) Damalewicz f. 7—15. — 2) Tamże f. 17—70. — 3) Tamże f. 17. sqq.